Iskry Lód

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- I co? Gdzie jest Rachet? - dwunastoletni szatyn o brązowych oczach patrzył ze zmartwieniem na boty.

Nikt z drużyny Prima mu jednak nie odpowiedział. Obecnie zajmowali się problemem małego Iskrzenia, które wyrywało się z objęć błękitnej Femme, wydając z siebie przy tym niezadowolone odgłosy.

- Czemu nam je zostawiła? - skrzywił się Bulk - Jesteśmy przecież wrogami!

- Nie wiem, jednak sądzę, iż nie oszukiwała, gdy mówiła o sojuszu. - rzekł poważnie Prime, spoglądając na skrzywionego malca.

- I to ma być jej gest w naszą stronę? Zostawia nam to dziwne Iskrzenie?!

- Najwyraźniej chciała pokazać, że nam ufa. Otaczała je wielką opieką.

- A co jeśli chciała dać ci do zrozumienia, że teraz Tatuś powinien pobawić się z dzieckiem? - zdanie wypowiedziane przez Miko lekko zdenerwowało przywódcę, natomiast podwładnym przypomniało podejrzenia sprzed paru miesięcy.

- Miko! - mitygował ją Jack.

- Mówiłem, to nie jest moja Iskierka. - rzekł Optimus, spoglądając na niezadowolonego malca, a w myślach dodał: "Nawet nie mogę mieć Iskierek...".

Boty popatrzyły po sobie niepewnie. Młody zwiadowca chciał już coś powiedzieć, ale w tym momencie kuzynka wręczyła mu do trzymania Iskrzenie, po czym podeszła do konsoli.

- Skupmy się na odnalezieniu Racheta! - rzuciła, wpisując właściwe komendy.

Obecni zgromadzili się przy niej, w napięciu czekając na wynik. Wojowniczka z niezwykłą powagą wpatrywała się w zielony ekran pokryty cybertrońskimi znaczkami.

- Nie mogę namierzyć sygnału Racheta.

- Pewnie ten lipny energon tłumi jego sygnał! - mruknął z niezadowoleniem Bulkhead - Co mamy robić Optimusie?

W tym momencie Moontear pisnął głośno i... zniknął z rąk Bumblebee. Wszyscy gapili się na to z zaskoczeniem, lecz nagle usłyszeli kichnięcie z góry. Młody smoczek siedział na pojemnikach z pociskami, patrząc na nich z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.

- Jak on to...?!

Maluszek jednak znów zniknął, by po chwili ukazać się w drugim końcu pomieszczenia. Zaczął się śmiać z min autobotów. Bee ruszył do niego, chcąc go złapać, jednak ten znów zniknął. Po chwili obecni usłyszeli głośny szczęk ze stanowiska Racheta.

- Jest tutaj! - krzyknął Jack, wyglądając przez barierki - I chyba zjada spawarkę.

Młody smok faktycznie dobrał się do narzędzia i zaczął je gryźć, przytrzymując je sobie rączkami oraz nóżkami. Lecz gdy tylko Bee przybiegł, by odebrać mu sprzęt medyka, malec kolejny raz teleportował się. Tym razem znalazł się na platformie dla ludzi. Dzierżąc spawarkę w łapce, zaczął iść w stronę schodów. Dzieciaki uciekły od niego z piskiem, a gdy Bulk przyszedł im na pomoc, Iskierka odpaliła niechcący swój gryzak, paląc jego rękę.

- Nie umiecie sobie poradzić z dzieckiem? - mruknęła z niesmakiem Arcee, odchodząc od konsoli.

Bee zapiszczał, że nie jest to takie proste dokładnie w chwili, gdy malec odrzucił narzędzie i raczkując szybciej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, ruszył w stronę panelu Mostu Ziemnego. Zielony Wrecker złapał go, lecz dzieciak znów się teleportował. I chociaż wszyscy rozglądali się uważnie, nikt nie mógł go odnaleźć. Przynajmniej dopóki ktoś nie usłyszał cichego kwęknięcia z góry. Młody smok siedział na lampie, machając wesoło nóżkami i huśtał się delikatnie.

- Co za dzieciak... - mruknął Bee.

- Złaź natychmiast!

- Wracaj tu!

Nagle lampa się urwała. Na szczęście Moon jeszcze w locie zdołał teleportować się gdzieś indziej.

- No i gdzie on polazł?!

- Mama? - jak na zawołanie, głos małego dobiegł z kładki wysoko nad głowami obecnych.

Iskierka rozglądała się po pomieszczeniu, raczkując powoli przed siebie

- Mama?

- No i wszystko jasne. Zostawiła nam go, bo już sama nie mogła go znieść! - warknęła Arcee, patrząc z niechęcią na małego.

- A może raczej dlatego, że chce nas zamęczyć?

- Mama? Zie jestes? - głos malca nabrał nieco płaczliwego tonu.

Po chwili przeniósł się znów, tym razem do korytarza prowadzącego na zewnątrz bazy. Raczkował odważnie w tamtą stronę, raz po raz wzywając matki. Arcee oczywiście zasadziła się na malca z towarzyszami. Ostrożnie podeszła do niego.

- Nie bój się, już ja znajdę tę twoją mamę... - rzekła łagodnie.

Iskierka popatrzyła na nią i pisnęła nieszczęśliwie. Botka złapała go w ramiona, a gdy miała krzyknąć "mam go", uciekł jej kolejny raz. Pojawił się przed Mostem Ziemnym, stękając ze strachem.

Nagle cichy, spokojny, lecz zarazem nieco rozkazujący baryton Optimusa rozległ się w pomieszczeniu:

- Moontear...

Iskierka spojrzała na dawnego archiwistę, który odszedł od konsoli i zbliżył się powoli do niej. Predacon patrzył dłuższą chwilę na mecha, aż wreszcie podszedł do niego i przytulił się do nogi potężnego lidera. Prime spokojnie odczepił go od siebie, po czym wziął na ręce. Gdy tylko Moon poczuł bicie Iskry, natychmiast przytulił się do toru bota.

- Co jest grane?

- Jak to zrobiłeś? - stęknął Bulkhead, podchodząc bliżej.

- To tylko przestraszone Iskrzenie.

- Ale skąd wiedziałeś jak ma na imię?! - Azjatka zmrużyła oczy.

Zapadła cisza, w której boty nabierały coraz więcej podejrzeń, a ludzie patrzyli po sobie z niepewnością.

- Zdradziła mi je, nim odeszła. - rzekł ze spokojem, pozwalając Iskierce tulić się, a także delikatnie łaskotać jego przewody. Zdawał się nawet tego nie zauważać. Spojrzał za to poważnie na swoich podwładnych - Musimy odnaleźć Racheta, nim on znajdzie Megatrona. Arcee, musisz znaleźć jego sygnał. Ja zaraz do was wrócę.

- A gdzie się wybierasz?

- Lepiej będzie położyć tę Iskierkę spać, niż dalej ją gonić. - odparł bez cienia wahania w głosie, po czym odwrócił się i ruszył do swojego pokoju.

- Tata... - mruknęła cichutko Iskierka, kuląc się w jego ramionach.

Jeszcze nigdy Prime nie czuł tyle zakłopotania, co rozrzewnienia po usłyszeniu jednego słowa.

Otworzyłam optyki, ziewając delikatnie. Kolejny dzień, kolejne wyzwania... Poczułam drobny ruch przy piersi. Moon właśnie przeciągał się, mrucząc z zadowoleniem, by po chwili obrócić się na drugi bok i otworzyć jedno ślipko. Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Dzień dobry skarbie...

- Dobly. - kichnął i przysunął się bliżej - Jesce spać.

- Nie możemy. Czeka nas kolejny pracowity dzień. - pogłaskałam go po pleckach, na co zamruczał z zadowoleniem - Jetfire ma do nas jakąś sprawę, trzeba więc sprawdzić, czy wszystko z nim dobrze.

- Ja ce spać z mamą.

- Musimy wstać Moon. Ale jak teraz wstaniesz, to polecimy razem.

- Dobze! - Siadł na koi z uśmiechem na małej twarzyczce.

Uśmiechnęłam się do niego, również się podnosząc. Od razu sięgnęłam po opaskę oraz hełm.

- Nie, tego nie! - pisnął nagle mały smok, łapiąc mnie za rękę.

- Muszę malutki, żeby nic złego się nie stało. - posadziłam go z drugiej strony, wkładając na skronie czarną obręcz.

- Ja nie ce! - krzyknął płaczliwie, szarpiąc moją rękę.

Westchnęłam cichutko. Za każdym razem, gdy zakładam to na głowę, reaguje w ten sposób. Nie rozumiem tego... Dlaczego nie może się przyzwyczaić? Przytrzymałam malca ogonem, łącząc jednocześnie urządzenie z ciałem.

Delikatne ukłucie zimna przeszło od głowy do karku, lecz zaraz znów wszystko było w porządku. Założyłam hełm na głowę, po czym wstałam, przeciągając siłowniki. Wszystko ruszało się sprawnie, należało tylko uzupełnić energon. Wzięłam smoka na ręce, wychodząc z sypialni.

Na biurku, w gabinecie czekała już na mnie racja paliwa. Natychmiast wzięłam się za opróżnianie kostek, zarazem otwierając Komorę Iskier. Moontear niechętnie zaczął pić, ściskając łapkami moje kable. Trzeba będzie szybko przejść do CD. Zapewne czekają już na mnie wyniki badań oraz Jetfire ze swoją sprawą.

Odłożyłam puste pojemniki na biurko, po czym sięgnęłam po swego detpada. Miałam cztery powiadomienia: dwa od Harmonii, jedno z lab, gdzie zostawiłam probówki testowe z Energonem Primusa... oraz od Megatrona. Uniosłam nieznacznie łuk optyczny. Czego Lord może chcieć?

Odstawiłam od siebie Iskrzenie, zamykając klatkę piersiową i ruszyłam do CD, odblokowując urządzenie. Robot z laboratorium powiadamiał o tym, że próbki cieczy utworzonej wczoraj według rozszyfrowanej formy przeszły pozytywnie wszystkie testy, jakie im przeznaczyłam. A więc wreszcie mam mój wspomagacz. Doskonale. Od razu nakazałam rozpocząć dalszą produkcję używki, zarazem zakazując dystrybucji wśród botów. Osobiście będę rozdzielała je wśród moich wojowników.

Harmonia podesłała mi skrócony raport na temat wyników wyszukiwania informacji o agentach MECH'u. Informacje na temat większości były już w naszych rękach i pytała, czy można już wdrażać plan zemsty w życie. Natychmiast zaprzeczyłam. Zadziałam, gdy będziemy w stanie dopaść ich wszystkich. Druga wiadomość zawierała dane na temat ruchów obu frakcji. Decepticony zbierały tylko energon, szykując się do wielkiego dnia, natomiast autoboty kursowały sobie z Jasper do bazy i z powrotem, lecz nic ponad to. Obie strony konfliktu popadły w stagnację. Szykują się na to, co przyniesie im los.

W tym momencie weszłam do Centrum Dowodzenia, gdzie jak zwykle pracowali moi najlepsi technicy, pod optyką Darkshadow. Moja zastępczyni zachowywała powagę na twarzy i smutek w optykach. Najwyraźniej tęskni za swoim Conjunx Endura.

- Dzień dobry Królowo... - pozdrowił mnie ktoś cicho, na co skinęłam głową.

Zasiadłam na tronie, odkładając Iskierkę na podłogę, po czym wróciłam do czytania. Została mi tylko wiadomość od Megatrona.

"Gdzie jest pomocnik mojego szpiega?"

Uniosłam lekko łuk optyczny. Jego pytanie jest nielogiczne. Od razu odpisałam:

"Darkshadow jest moją poddaną, a ja kazałam jej wracać. Jest mi potrzebna"

Odpowiedź przyszła szybciej, niż się tego spodziewałam.

"Ofiarowałaś mi ją Angel. Jest teraz moja."

"To nie prawda. Shadow zostaje ze mną, a wróci dopiero gdy uznam to za bezpieczne."

"Nieładnie Aniołeczku... Odbierasz mi ją, kiedy tak potrzebuję pomocników"

"Ja również jej potrzebuję w tym czasie. Wróci na Nemezis, gdy zniszczymy Unicrona"

"Skąd pewność, że ci pomogę?"

"Sam mnie poprosisz o zniszczenie Jednorożca, gdy poznasz, że o ciebie nie dba."

Na to już nie otrzymałam odpowiedzi. Nielogiczne. Powinien zaakceptować prawdę i połączyć ze mną siły przeciwko wrogowi wszelkiego istnienia. Odłożyłam detpada na bok, sięgając po stosik porannych raportów. W głębokiej ciszy zaczęłam czytać o protezie rannej nastolatki, którą po drobnych poprawkach dawało się wreszcie połączyć z ludzkim układem nerwowym. Pozostało jedynie zmniejszyć jej wagę, a także usprawnić siłowniki. Doskonale.

Dwie następne godziny spędziłam na czytaniu nowych raportów. Przynoszą mi wiele nowych danych do analizy, sporo problemów, z nadzieją, że je rozwiążę. Nie wszystko jest jednak proste, na przykład kwestia Komandora. Jednak nielogicznym było przyjmowanie go pod swoje skrzydła. Powinnam była go zostawić Megatronowi, gdy przyleciał do mnie z wulkanu.

- Pani, Jetfire się przypomina. - usłyszałam nagle od Whiteclawa - Prosi, byś przyszła.

- Sama?

- Zebrałam tam już na jego prośbę Seaside'a, Barricade'a, Greenfire'a i Oldblood'a Królowo. - oznajmiła nagle Harmonia.

- Podaj powód. - nie oderwałam wzroku od ostatnich poprawek rdzenia oraz ścisłych obliczeń.

- Mówi, że to bardzo ważne, byś przybyła już.

Będzie się z tego dokładnie tłumaczył. Zapisałam projekt, wyłączając zarazem pulpit 3D. Włożyłam mój detpad do schowka i wstałam. Spojrzałam na Iskierkę siedzącą u stóp tronu. Moon skulił się i zdawał nie zważać na otoczenie. Nawet gdy podniosłam go z ziemi, nie zdawał się tego zauważać. To nielogiczne. Zwykle bawił się, nawet sam ze sobą. Nie wygląda również na chorego.

- Pani, jakie są rozkazy?

- Pracujcie dalej. Nie zajmie to więcej niż ziemską godzinę. - rozkazałam, przyglądając się smutnemu Iskrzeniu.

- Tak jest...

Sztuczna inteligencja bez rozkazu otworzyła przede mną portal na miejsce. Natychmiast ruszyłam do środka, przyciskając delikatnie Moontear'a do torsu, a także nasuwając osłonę na twarz. Nie wiem, co były decepticon sobie wymyślił i nie podoba mi się to. Nie powinien mnie teraz rozpraszać. 

Już po chwili znalazłam się przed grobem Skyquake'a. W kanionie tego dnia było pochmurnie, lecz nie padało. Przed sobą ujrzałam wszystkie wymienione boty, a także Jetfire'a z niezwykle poważnym wyrazem twarzy.

- Po co nas wezwałeś?

- Królowo... - westchnął ciężko - Od pewnego czasu obserwowałem wasze poczynania, a także ich skutki. Sparksowie drogo okupili przyjaźń z nami, obawiam się, że inni ludzie również mogą narazić dla nas swoje życia. - urwał, namyślając się.

- Unikasz tematu. Podaj powód. - nakazałam bezbarwnym głosem, patrząc na niego przenikliwie.

Nagle jednak poczułam drżenie ziemi, a zza moich pleców dało się słyszeć ciężkie odgłosy wielu kroków. Młode mechy poruszyły się gwałtownie, powstrzymując widocznie od wyciągnięcia broni. Jeden Oldblood zmarszczył się z niezadowoleniem, rozstawiając szerzej pazury u dłoni. Barricade zachował spokój, choć zmarszczył łuki optyczne.

- Wezwałem was, byście połączyli z nimi siły.

Odwróciłam się powoli, strzelając ogonem na boki. Moim optykom ukazała się cała drużyna Prima, nie wyłączając Racheta i Bluespark. Brakowało jedynie dzieciaków. Moontear na ich widok zapiszczał cicho i zaczął się wiercić.

Grupa stanęła dość blisko, a mój dawny przyjaciel wysunął się na przód o kilka kroków. Na jego dłoni stał czarnoskóry mężczyzna w błękitnym garniturze.

- Zwariowałeś? - syknął Green, postępując bliżej.

- Dużo myślałem nad poprzednimi wydarzeniami. Blue pomogła mi się z nimi skontaktować, oni również się namyślili i pragną sojuszu. - odparł ze stoickim spokojem - Sojusz między nami jest potrzebny. Oni są bliżej, ochronią ludzi przed Megatronem i ludźmi.

Milczałam, patrząc w optyki przybyłych. Nie było w nich chytrości, kłamstwa, czy złości. Lecz pierwsze wypowiedziane przez nich zdanie wybrzmiewało niepewnością i pychą, jakiej dawno nie słyszałam:

- Zgadzamy się, by Bezfrakcyjni do nas dołączyli.

- Połączymy siły w walce z Megatronem i wreszcie zakończymy wojnę.

- Naturalnie pod pewnymi warunkami... - dorzucił człowiek botów, lecz nie zdążył dokończyć myśli.

Odwróciłam się na pięcie, idąc w stronę grobu decepticońskiego wojownika. To marnowanie mojego czasu. Uniosłam dłoń, by otworzyć Most na Wyspę, lecz niestety drogę zastąpił mi Jetfire.

- Królowo, musisz się z nimi porozumieć. Nie chcę żyć w obawie, że ludziom znów stanie się krzywda.

- Czy ty się w ogóle słyszysz?! - warknął Blood - Oszalałeś starcze!?

- My do nich? Po tym wszystkim?!

- Nikt się na to nigdy u nas nie zgodzi! - dorzucił Seaside.

Patrzyłam bez emocji po ich twarzach, lekko poruszając ogonem. Moon wiercił się coraz bardziej. Ta cała dyskusja jest nielogiczna.

- Angel, nie odchodź proszę. Przekonałem ich, byśmy zawarli sojusz. - usłyszałam za sobą słowa starożytnego języka Primów.

- Ja też się namyśliłam. - oznajmiłam strzelając ogonem. Po chwili odwróciłam się w jego stronę - Sojusz z wami nie jest mi do niczego potrzebny. Doskonale damy sobie radę bez was.

- Co...? - boty spojrzały po sobie zdumione.

- Ratowaliśmy życie każdemu przynajmniej raz, dzieliliśmy się informacjami, dostaliście od nas energon. Korzyści dla mnie były marne. Brak wdzięczności, nieufność, wrogość. - postawiłam krok do przodu, mierząc ich surowym spojrzeniem - Zawiązanie sojuszu wiąże się dla mnie ze sporymi stratami. Nielogicznym byłoby też przyjmować was do siebie. W nadchodzącej, czarnej godzinie spadek wydajności pracy wśród moich poddanych jest wysoce niewskazany. Wy powodowalibyście jedynie bijatyki, prawdopodobny byłby też bunt. Straty mnie nie interesują.

- Ależ Pani...! - zaczęła Blue, lecz uciszyłam ją gestem.

- Po tym, jak pomagałam ratować Prima po raz drugi, usłyszałam: "Zwykły, bezfrakcyjny tchórz". - rzekłam lodowato, patrząc w błękitne optyki Optimusa. Zza pleców usłyszałam oburzone pomruki zduszonej złości - Pomagałam ci przez sentyment, lecz dalsza współpraca jest nielogiczna. Tak jak i ta rozmowa.

- Przebywacie na amerykańskiej ziemi i zgodziliście się przyjąć nasze warunki pobytu w tym miejscu! - przypomniał o sobie mały człowieczek - W imieniu Stanów Zjednoczonych...

- Przebywaliśmy tu dłużej, niż żyła rasa ludzka. - mruknął Cade - Jeśli ktokolwiek ma tu do czegokolwiek prawo to my.

- Zamknij się decepticonie! - burknął Bulkhead.

- Nie odzywaj się tak do niego! - wmieszał się Seaside.

Kątem optyki dostrzegłam, iż predacony chcą się transformować, powstrzymałam je jednak spojrzeniem. Opanowałam nim również mych pozostałych towarzyszy i wreszcie zwróciłam się w stronę autobotów.

- Nie jesteśmy wam nic winni.

- Pani, czy moglibyśmy porozmawiać w cztery optyki? - rzekł wreszcie Optimus, przywołując swoich do porządku - Nalegam.

- Twoja prośba jest nielogiczna, lecz spełnię ją.

Wręczyłam Jetfire'owi wiercącego się Moona, a Prime odstawił człowieka na ziemię. Zbliżyliśmy się do siebie na kilka kroków, po czym uniosłam ręce, rysując nimi kwadrat w powietrzu. Otoczyło nas półprzeźroczyste pole siłowe w kształcie prostopadłościennego pudełka.

- Słucham.

- Angel, co się z tobą dzieje? - zaczął, przyglądając się mi uważnie - Wszystko w porządku?

- Tak Prime. Przestałam jedynie mieszać emocje w moje decyzje.

- Rozumiem, że możesz być rozgoryczona wszystkim co się ostatnio działo, lecz...

- Nie jestem. Wasze zachowanie było w miarę logiczne. - patrzyłam na niego bez wyrazu - Ale nie potrzebuję takiego sojuszu. Poradzimy sobie sami.

- Mówiłaś, że tylko ja mogę pokonać Unicrona. - uniósł lekko łuk optyczny, zakładając ramię na ramię - Nie obawiasz się spełnienia przepowiedni?

- Jednorożec nie może przejąć kontroli nad kimś, kto nigdy nie zażywał jego krwi. Poza tym nie może wykorzystać przeciw mnie szantażu emocjonalnego. Nie ma jak sprowokować mnie do przemiany.

Kątem optyki dostrzegłam, iż Jet podszedł do Blue i zaczęli rozmawiać. Obie strony obserwowały ich, mówiąc coś między sobą, lecz nikt poza nimi nie próbował rozmawiać. Trzymali się blisko swoich. A Prime milczał, przyglądając mi się uważnie. Po chwili westchnął bezgłośnie i opuścił ręce wzdłuż ciała.

- Mówiłaś, że nigdy nie widziałem cię przy robocie... Ale poznałem cię na wskroś. Znam przebieg twoich operacji. Nigdy nie kierowałaś się własnym interesem, nie liczyłaś nawet na wdzięczność. Byłaś zaprzeczeniem Primów. - zacisnął na chwilę optyki, by po chwili je na mnie podnieść - Lecz teraz ich przypominasz.

- Mylisz się. Nie jestem bez Iskry. - odparłam bez emocji - Ale mam dość zbierania blizn w walce o cudzą wolność. Za każdym razem gdy wam pomagałam, wracałam ranna. Blue może poświadczyć. Po prostu nie opłaca mi się dłużej zadawać się z wami.

- Mam wrażenie, że stałaś się jak oni pustą skorupą. - jego błękitne optyki były smutne, chociaż głos miał poważny - Nigdy nie oglądałaś się na rany, walcząc o skazanych na śmierć. Byłaś nieśmiertelną legendą, bohaterką, której bali się Primowie.

- Widzisz tylko wierzchołek góry lodowej. Ja postrzegam przeszłość inaczej. Nikt nie wie lepiej niż ja, jak drogo zapłaciłam za błędy popełniane w przeszłości, ile energonu przelałam, ile blizn mi zostało. Logiczniejszym byłoby działać śmielej, zwłaszcza ze zdrajcami. Należało ich gasić kiedy była okazja.

- Właśnie to czyniło cię lepszą od nich. Nie zabijałaś, wierząc w każdego z nas. - zbliżył się, chcąc dotknąć mojego ramienia, lecz się odsunęłam.

- Wrabiano mnie w morderstwa i tak. Należało działać ostro, wyjść z podziemia i walczyć otwarcie. - patrzyłam na niego poważnie - Nie mogę naprawić już przeszłych błędów, ale nie zamierzam powtarzać. Sojusz z wami ściągnie mnie w dół.

Mech już otwierał usta, aby ze mną dyskutować, gdy nagle przed nim pojawił się Moontear. Podczołgał się do lidera i złapał go mocno za nogę.

- Tata! - pisnął płaczliwie.

- Moon, zostaw go. - rzekłam bez emocji, przyglądając się dziwnemu zachowaniu Iskrzenia.

- Nie przeszkadza mi, ale moim autobotom już tak. Wciąż podejrzewają, że jestem jego stwórcą.

- To absolutnie nielogiczne, jest przecież z innego gatunku.

- Ciężko im w to uwierzyć. - schylił się i podniósł Iskierkę, głaszcząc ją po grzbiecie.

Odebrałam małego predacona, lecz nie wydawał się być tym zachwycony. Pisnął z niezadowoleniem, wiercąc się nieznośnie. Zignorowałam jednak jego zachowanie. Nie ma po co ciągnąć tej rozmowy. Nie zmienię zdania.

- Dalsza dyskusja jest nielogiczna. Marnujemy czas.

- Zróbmy chociaż pakt o nieagresji. Nie wyżynajmy się wzajemnie. - poprosił poważnie.

- Twoja prośba jest logiczna.

Wyciągnęłam ręce na boki, by po chwili je zamaszyście opuścić. Osłony znikły, drużyny zbliżyły się, lecz my trwaliśmy w bezruchu. Patrzyliśmy na siebie, milcząc.

- I co? - mruknął Bulkhead, jednak został uciszony przez Arcee.

- Sojuszu nie będzie. - rzekłam beznamiętnie.

- Lecz autoboty i Bezfrakcyjni nie będą ze sobą walczyć. - lider wyciągnął do mnie rękę.

- Zawiązujemy pakt o nieagresji. Obowiązywać będzie, póki jedna ze stron nie zdradzi. - uścisnęłam jego dłoń, patrząc mu prosto w optyki.

- Ręczę za jego trwałość słowem Ostatniego Prima.

- A ja honorem i energonem Bezfrakcyjnych.

Po chwili puściliśmy się, lecz żadne z nas się nie ruszyło. Patrzyliśmy na siebie z powagą.

- To niewiele... porucz tego będę musiał zgłosić was przełożonym. - burknął człowieczek.

Słysząc to, poczułam, że Iskra zaczyna mi szybciej bić. Zmarszczyłam lekko łuki optyczne. To nielogiczne. Przecież nie mogę czuć emocji... Przymknęłam optyki, usiłując wyciszyć bicie, lecz nie potrafiłam się skupić. W dodatku Moon coraz bardziej wiercił się na moich rękach.

- Nikogo nie zgłosisz karle. - warknął Oldblood, podchodząc bliżej.

Powstrzymałam go gestem. To nie wina agenta... tylko pary zdrajców.

- Bluespark i Jetfire! - rzekłam donośnym, surowym głosem. Gdy na nich spojrzałam, stali już na baczność - Oboje zawiedliście dziś moje zaufanie.

- Ależ...

- Pani...

- Cisza. - zmierzyłam ich surowym spojrzeniem. Iskierka coraz bardziej wierciła się w moich ramionach, przycisnęłam ją więc mocno do piersi - Złamaliście nasze zasady, niezmienne od całych eonów. Nic was nie usprawiedliwia.

- Królowo, nic złego nie zrobili. - zauważył Optimus, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- O tym decyduję ja Prime. - rzuciłam, zwracając się po chwili do pary - Nie wolno wam się z nami kontaktować, wrócić na Wyspę, nie możecie też liczyć na moje wsparcie. Zakaz obowiązuje was do odwołania. Jeśli złamiecie jakąkolwiek więcej zasadę, potraktuję was jak zdrajców. Czy to jasne?

- T-tak Pani...

- Odejść.

Jet z ponurą miną odsunął się na krok w tył, a Blue zwróciła się do starego medyka i stanęła obok, odwracając głowę. Zupełnie mnie nie wzruszali. Powinni przewidzieć konsekwencje swoich akcji.

Nagle Moon ugryzł mnie w palec. Odruchowo poluźniłam uścisk, a wtedy zniknął mi z rąk. Po chwili pokazał się przy Optimusie. Obłapił jego potężną nogę swoimi małymi łapkami.

- Moontear, wracaj do mnie.

- Ja ce Tate! - odparł płaczliwie, wprawiając obecnych w zakłopotanie.

- Mówiłeś, że to nie twoja Iskierka... - syknęła Arcee

- Czemu więc nazwała cię stwórcą? - Rachet rzucał szybkie spojrzenia raz na mnie raz na swojego przyjaciela.

Najpierw Megatron, a teraz oni. To kompletnie nielogiczne. Czy oni naprawdę nie widzą, że to dwa inne gatunki? Greenfire prychnął głośno, zwracając na siebie uwagę.

- Jeśli Optimus potrafi zrodzić z niczego predacona, to musi nam koniecznie pokazać tę sztukę. Nie widzicie, że młody nie jest nawet do niego podobny? - zakpił, mierząc ich zirytowanym spojrzeniem.

Uciszyłam go gestem i doprecyzowałam bez cienia emocji w głosie:

- Moontear jest sierotą bez powiązań z waszym liderem.

Jakby na potwierdzenie moich słów, smoczek transformował się w bestię i schował za nogą Prima. Boty spojrzały po sobie z zaskoczeniem, natomiast czerwono-granatowy mech podniósł młodego. Ten natychmiast przywarł do jego klatki piersiowej.

- Moon dosyć zabawy, wracamy. - rozkazałam, wyciągając po niego ręce.

- Nie! - uczepił się go jeszcze mocniej - Ja nie ce!

Obecni spojrzeli się na mnie dziwnie, a ja poczułam jak jeszcze przyśpiesza mi bicie Iskry. Coś jest bardzo nie tak. Położyłam z przyzwyczajenia dłoń na Komorze Iskier.

- Nie mam na to czasu. Musimy iść dziecko.

- Ja ce Tate!

Zacisnęłam mocniej dłoń na pancerzu. Musimy szybko wrócić, bym zdążyła się przebadać. Bezceremonialnie wyciągnęłam ręce po Iskrzenie, chcąc odebrać je choćby siłą, lecz gdy tylko dotknęłam pancerza smoka, zostałam porażona niewielkim ładunkiem elektrycznym. Syknęłam, odsuwając się na krok, a malec zatrząsł się, jakby się przestraszył.

- Królowo, nic ci nie jest?

- Co on zrobił?

Spojrzałam na swoją dłoń, by po chwili zacisnąć ją w pięść.

- Dobrze więc, zostań z nim. Nie jestem twoją stwórczynią, nie mam prawa cię zatrzymywać. - odparłam, odwracając się na pięcie.

Otworzyłam w ziemi portal na Wyspę, nie zwracając uwagi na krzyki człowieczka botów, niezadowolone pomruki i głos Optimusa. Muszę się szybko przebadać. Moi towarzysze wskoczyli do niego po kolei, ja wstąpiłam ostatnia, nie oglądając się na nic. Po chwili twardo wylądowałam na trawie przed wejściem.

Nawet Darkshadow się nie ważyła ze mną kontaktować, gdy była u decepticonów. Kto by pomyślał, że najbardziej zaufana dwójka wytnie mi taki numer? Ustawili to spotkanie po kryjomu, jak złodzieje, bez mojej wiedzy. Tak nie robiono nawet za czasów Cybertronu. A Moontear? Zachowywał się zupełnie nielogicznie.

- Pani, dlaczego zostawiłaś z nimi Moona? - Barricade zdawał się być niezadowolony.

- Właśnie. To tylko małe Iskrzenie! - dorzucił Seaside.

- Moon wróci, gdy zgłodnieje. Przypominam, że umie się teleportować.

- Ciekawe, że nie chciał z tobą wrócić...

- Nie wiadomo, co małemu Iskrzeniu może strzelić do procesora Blood. - burknął Greenfire - Ja tam ufam Mathama. Skoro mówi, że mały wróci, to wróci.

- Wracajcie do swoich zadań. - rozkazałam, idąc już do wnętrza Wyspy - Nie mamy czasu do zmarnowania.

Szybko kroczyłam przed siebie do Medbay. Zachowanie Moona było skrajnie nielogiczne. Jestem jedyną osobą jaką zna, Optimusa widział dwa razy w życiu, a wybrał życie z nim. Jednak ta sytuacja ma pewne plusy. Pozbyłam się czynnika rozpraszającego, mam więcej czasu dla sprawy. A pokonanie Unicrona jest obecnie priorytetem.

Zaczyna się więc kolejny rok szkolny. Miejmy jedynie nadzieję, że będzie bezpieczny i jakoś ustrzeżemy się przed wirusem.
Wrzucam to rano, abyście mogli się pocieszyć tego dnia. Uważajcie na siebie, unikajcie zarażenia, bądźcie mądrzy i odpowiedzialni.
Miłego dnia moi drodzy

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro