Jaskinia snów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ziemia drżała delikatnie w podstawach, a kłęby dymu zasłaniały niebo. Powoli robiło się coraz goręcej i bardziej nieprzyjemnie. A jednak musieli tędy podążyć, tak bowiem wiódł ich skaner

- Czego tu szukamy Optimusie? Ten wulkan zaraz może eksplodować. - mruknęła nieco niechętnie botka.

Czerwono-granatowy mech nawet się nie zatrzymał. Dalej wspinał się po zboczu, od strony nieobjętej gęstym dymem i popiołem, a postępująca za nim granatowa Femme czujnie rozglądała się na boki, szukając optykami zagrożenia.

- Jesteśmy tu, ponieważ sygnał tego reliktu jest niepokojący. Obawiam się, że to może być jeden z najpotężniejszych artefaktów, jakie stworzyli starożytni. A to oznacza, że w żadnym wypadku nie może się on dostać w niepowołane ręce.

- Optimusie, domyślasz się, co to mogło by być?

- Mam nadzieję, że się mylę, ale możliwe iż jest to Korona Primów. - odparł, skręcając nieco bardziej na prawo.

- Nigdy o tym nie słyszałam. Cóż to takiego?

- Nikt nie wiedział o istnieniu tego przedmiotu Arcee. - odparł - Korona Primów powstała całe eony temu. Stworzyła ją Solusa Prime, na prośbę swoich braci. Powstał z połączenia transformium, krwi Primusa i metali o niezwykłych właściwościach. Służył on do zwiększania koncentracji przy medytacji. Pozwalał nam dostrzec przyszłość bądź skorzystać z wiedzy innych Primów.

- Przy jego pomocy moglibyśmy więc przewidywać wszystkie ruchy Megatrona! Co tak potężny relikt robi na Ziemi? - botka była pod wielkim wrażeniem.

- W czasie wojny wiele reliktów było wysyłanych w przestrzeń kosmiczną, aby nie dobrały się do niej decepticony.

- Hmm... a czy ta korona ma jeszcze jakąś wartość bojową?

- Bojową? Nie. Megatronowi nie mogłaby pomóc, gdyż podobno działa tylko na tytułowanych synów Primusa. - odparł, lecz nagle spoważniał jeszcze bardziej - Nigdy jej nie widziałem, jednak słyszałem legendy na jej temat. Podobno kto ją nosi, zyskuje bezwzględną władzę nad innymi Primami.

Arcee z wrażenia aż się zatrzymała. Zaraz jednak ruszyła za nim dalej, wprost do duszącej chmury. Mieli nadzieję przejść ją szybko i bez problemów.

- Musiałbyś mu służyć?!

- Według legend: tak. Jednak nie wiem jak jest na prawdę. - odparł - Jednego jestem pewien: jeśli będzie to Korona, nie będzie tak łatwo się do niej dostać. Czytałem, iż aby się do niej dostać, należy zmierzyć się z własnymi lękami. Sami odpowiadamy za ich siłę i umiejętności.

- Jak to możliwe? Czyżby ten relikt był aż tak potężny?

- Jest niezwykły, inny od wszystkich, jakie... - rzekł Prime, lecz wypowiedź przerwała mu błękitna wojowniczka, która transformowała dłoń w blaster i strzeliła parokrotnie w niebo.

Optimus spojrzał tam i niemal niezauważalnie drgnął, dostrzegając duży, znajomy kształt pikujący w dół.

- Najwyraźniej już nas znaleźli. - mruknęła Cee, zmieniając blastery w ostrza.

Lecz jej przywódca nic nie odpowiedział. Pobiegł za to w stronę przeciwnika tak szybko, że natychmiast straciła go z optyk. Nie zdążyła nic zrobić, gdy nagle ziemią wstrząsnęło, a głośny huk ogłuszył audioreceptory. Ledwie zdołała się podnieść i pobiec za przywódcą. Wkrótce dostrzegła jego zarys w kłębach dymu... i właśnie w tym momencie ziemia z wielkim hałasem rozstąpiła się pod nimi. Autobotka zdołała odskoczyć od powiększającej się szczeliny, ale gdy spojrzała na bok, krzyknęła z bólem. Optimusa z nią nie było. Spadł w otchłań, a z nim jakaś czarna postać z dziwacznymi kończynami.

- Optimus! - krzyknęła w rozpadlinę, jednak nie było odpowiedzi.

Femme natychmiast przyłożyła dwa palce do komunikatora, chcąc wezwać wsparcie. Musieli przecież wydobyć ich lidera z tej przepaści! Jej procesor nie chciał przyjąć do wiadomości, że Prime mógłby nie przeżyć upadku. On MUSIAŁ żyć. Niemożliwe, by jakaś marna dziura wykończyła go po tylu eonach walk!

Dłuższy czas szliśmy w milczeniu, skupieni jedynie na wydostaniu się z jaskiń nim wulkan wybuchnie, prawdopodobnie zalewając nas lawą lub zawalając to miejsce. Czekałam aż deceptiocon wyjaśni mi co tu robił. Na pewno nie mógł mieć mojego śladu, bo nowy zagłuszacz działa nawet nieco lepiej niż poprzedni. Nie wiem dlaczego był tam również ten myśliwiec, ale jestem pewna, że miał jakiś związek z Megatronem i tym czynnym wulkanem. Spojrzałam na niego z ukosa. Energon ściekał między szponami samozwańczego władcy, znacząc za nami delikatny ślad. Sam ranny wpatrywał się ponurym spojrzeniem przed siebie i zaciskał mocno szczękę.

- Dobra, zatrzymujemy się. - mruknęłam, zbaczając z kursu i sadzając go na jakiejś skale.

- Co ty wyprawiasz? Musimy iść dalej! - jego ponury, zirytowany głos dudnił echem w korytarzach.

- Daleko nie zajdziemy, jeśli ci nie pomogę. - przyklęknęłam przed nim - Pokaż. Zobaczymy co da się z tym zrobić.

- Nie trzeba. Daję radę. - odburknął.

- Nie zachowuj się jak Iskrzenie. Tracisz energon i musimy coś na to poradzić. - podniosłam wzrok, jednak on unikał mojego spojrzenia -Co się dzieje? Obraziłeś się na mnie?

Warknął tylko coś do siebie i odwrócił wzrok. Mimo swojej nieprzystępności wydawał się być nieco smutny. Westchnęłam w Iskrze. Chyba wiem o co mu chodzi. To Iskrzenie... w dodatku od dawna nie miałam czasu, by odpisać na jego wiadomości. Cóż, nie była to moja wina, jednak coś należy zrobić. Nie chcę i nie mogę go tak zostawić. Pokręciłam lekko głową, dotykając jego dłoni. Zerknął na mnie, na co uśmiechnęłam się delikatnie.

- Już się nie denerwuj... nie mogłam się z tobą skontaktować, bo byłam zajęta.

- Bahorem Prima?

- Moim Królestwem. Poza tym przysięgam ci, że to jest sierota, którą przygarnęłam. - pogłaskałam go drugą ręką po policzku - Uwierzysz mi, czy zarzucisz znów kłamstwo?

Mruknął coś niewyraźnie, patrząc na mnie, ale po chwili zabrał dłoń z boku, ukazując zranienie. Oj, niedobrze... z głębokiego nacięcia lała się z wolna błękitna ciecz. Rozerwany pancerz potwierdzał tylko tezę o potędze ciosu. Ech, nie dam rady tego zrobić bez swojego paliwa. To jest zbyt trudne do zrośnięcia. Podrapałam się po karku i rozerwałam sobie kabelki z energonem na dłoni.

- Co robisz?

- Łatwiej jest mi naprawiać przy pomocy mojego paliwa. Jest plastyczniejsze w przerabianiu na inne pierwiastki. - mruknęłam, pokrywając ranę połyskliwą cieczą.

Mech jednak syknął na to i nieco się odsunął.

- To piecze!

- To przez Krew Unicrona, którą sobie wstrzyknąłeś. - odparłam spokojnie - Gdybyś tego nie zrobił, to by nie bolało.

- Gdybyś mi nie przeszkodziła, nie byłbym teraz ranny.

- Nie pozwolę ci zniszczyć tej planety, tworząc z niej nową przystań dla decepticonów. - nawet nie podniosłam głowy, scalając rozerwane kable mocą - Za nic.

- Ludzie i tak niszczą Ziemię. Zachowują się nieodpowiedzialnie. Ktoś musi zaprowadzić tu porządek.

- Bo my byliśmy taką odpowiedzialną i mądrą rasą. - pokręciłam głową, spoglądając na niego z ukosa - A propos odpowiedzialności: co robiłeś sam, przy wulkanie grożącym erupcją?

- Moja sprawa. - burknął niechętnie.

- Moja też. Widziałam twoją walkę z mechem, którego tu być nie powinno. - odparłam dość twardo - Słyszałam i to, co ci mówił. Wyjaśnij mi to. Muszę wiedzieć czego się mam tutaj spodziewać.

Megatron zamilkł, warcząc ze złością. Nie wygląda na to, by miał zamiar się przyznać, ech... Już mi chyba nie powie. Z delikatną rezygnacją kończyłam naprawę rany, zajmując się jego zbroją.

- Sygnał autobotów jest dobrym powodem do wyjścia. Już od dawna żadne z nich nie zapłacił Iskrą za stanie po stronie zdrajcy. - burknął niespodziewanie, patrząc na mnie.

Kłamał mi w żywe optyki, nawet nie mrugnął. Sygnał botów? Nie chciałoby mu się narażać. Prędzej zrobiłby to, gdyby miał pewność, że pojawi się Optimus, a takowej mieć nie mógł. Sygnał Prima niczym nie różni się od szeregowego bota. A jednak zaryzykował i tu przyleciał... Są dwa logiczne wytłumaczenia: albo wykrył tu sygnał mrocznego energonu, albo gdzieś tu jest zakopany relikt.

- Nie oszukuj mnie, bo ja wiem. A pytam tylko z zasady. - rzekłam dość smutno, odsuwając się od jego rany. Obejrzałam przy okazji jego poobijane, szerokie plecy - Masz kamień wbity w lewy bark. Nie mogę ci go niestety wyciągnąć, utraciłbyś zbyt wiele paliwa.

Nic nie odpowiedział i wstał. Popatrzył na mnie ponuro przez ramię, wspierając się o skałę. Jego ostre szpony błyszczały w półmroku, a energon z pleców spływał drobnymi kropelkami w dół, bezszelestnie lądując na ziemi.

- Nie przychodzisz do mnie, nie wiem co się z tobą dzieje. - rzekł szorstko, spoglądając w moje optyki - Ukryłaś przede mną, iż masz Iskrzenie. Nie ufasz mi, wolisz tego zdrajcę i teraz oskarżasz mnie o oszustwo.

Zmieszałam się nieco. Bardzo szybko zmienił temat... Ale przecież nie robię tego celowo. Mam własne obowiązki, rodzinę o którą muszę się troszczyć... Chociaż po części ma rację. W ostatnich tygodniach trochę go zaniedbałam. Westchnęłam cicho, wstając.

- Wybacz Megatronie, ale mam całe Królestwo na głowie. Obowiązków mam sporo, chociaż moi poddani również nie próżnują. Jestem za nich odpowiedzialna. Poza tym potrzebowałam paru tygodni na powrót do formy. - strzeliłam ogonem na boki - Nie jestem jeszcze w pełni sił.

- Odpowiedzieć na moje wiadomości również nie raczyłaś.

- Nie miałam zwyczajnie czasu. Miałam dużo do nadrobienia i zrobienia - pokręciłam lekko głową - Dopiero niedawno skończyłam z większością z tego... Proszę cię, bądź cierpliwy. Będę częściej odwiedzać Nemezis. - położyłam dłoń na jego policzku i pogłaskałam go delikatnie.

Przez dłuższą chwilę trwała cisza. Krwisto-czerwone optyki Lorda patrzyły na mnie badawczo, jakby doszukiwały się jakiegoś przekrętu. W końcu jednak ich właściciel uśmiechnął się do mnie, ukazując rząd ostrych, trójkątnych zębów.

- Trzymam cię za słowo. - rzekł, chwytając moją dłoń i ściskając ją lekko.

Uśmiechnęłam się delikatnie, jednak w Iskrze poczułam się trochę dziwnie. Ominął moje pytanie, zmieniając szybko temat. Mogłabym spytać jeszcze raz, ale nie ma to sensu. Wiem, że jak się zaprze, to nic nie powie. Ale zarazem ton do jakiego mnie sprowadza... Cały czas kieruje mną tak, by pogłębić naszą relację, nawet jeśli się opieram. Nie wiem jak bym mogła to wszystko utrzymać na poziomie neutralnym, a zarazem nie sprawić, by źle się przeze mnie czuł. Chociaż patrząc na to jak szybko przyjął moje słowa, nie wydaje się być za bardzo przejęty...

Kolejny wstrząs zmusił mnie do oparcia się o mojego towarzysza. Potrząsnęłam lekko głową. Nie czas na mędrkowanie, tylko dalszą drogę. Pozwoliłam mu się na sobie wesprzeć i ruszyliśmy dalej. Mech szedł dość wolno, ale pewnie. Nie musieliśmy za często robić przerw.

Korytarz wił się to w prawo, to w lewo, ale wciąż prowadził nas w górę. Gdybym jeszcze wiedziała, czy nie idziemy przypadkiem w stronę wulkanu, byłoby idealnie... Westchnęłam w Iskrze, skupiając się na drodze przed nami. Ciemnawe, chropowate i nierówne tunele z rzadka porastały fluorescencyjne grzyby, jednak wiodły one tylko przez niektóre z nich. Będę się tym kierowała, szukając drogi.

Wreszcie jednak, po paru minutach marszu trafiliśmy na istną plątaninę korytarzy, a świecących narośli już nie było.

- Co teraz?

- Nie wiem. Ale musimy podjąć tę decyzję szybko. - mruknął con, opierając się mocno o ścianę.

Przyglądałam się każdemu korytarzowi z osobna, zastanawiając się, którym powinnam podążyć. Kolejne wstrząsy nie pomagały się na tym skupić. Przydałaby mi się pomoc, ale chyba na niego nie mogę liczyć...

- Angel, słyszysz to?

- Co dokładnie? - zerknęłam na niego.

- Ktoś rozmawia... - mruknął, spoglądając w środkowy korytarz.

Potarłam kark i zaczęłam wsłuchiwać się w otoczenie. Faktycznie, dobiegały z niego ciche i bardzo niewyraźne głosy. Hmm... nie wiem co tam będzie, może przyjdzie nam zawrócić, ale to na razie jedyna nadzieja. Wróciłam do Lorda Decepticonów i podniosłam go.

- Chodźmy. Może to nasze wyjście. - rzekłam, wspinając się po dość stromym wzniesieniu.

Mech już nie pytał, tylko szedł ze mną pod górę, opierając się na moim ramieniu. Uff... jest ciężki, ale przecież nie mogę go odrzucić. To mój przyjaciel. Poza tym jest ranny... poza tym także przyda mi się wsparcie, jeśli i tam będzie czyhało na nas zagrożenie.

Im wyżej się znajdowaliśmy, tym wyraźniejsze stawały się nieznane głosy. Wkrótce byłam w stanie zrozumieć mniej więcej ich sens:

- ... Cybertron upadł i już nigdy nie powstanie... ale może ty i Matryca dowodzenia będziecie w stanie go odbudować?

- Nie wiem, czy mam w sobie tyle siły, będę próbował...

- Nie martw się, będę przy twoim boku. Zbiorę resztę z Trzynastu i...

W tym momencie ciszę korytarzy rozdarł straszny wrzask agonii. Po chwili dało się słyszeć drugi, nieco cichszy, rozpaczliwy okrzyk. Spojrzeliśmy po sobie i natychmiast przyśpieszyliśmy. Jednocześnie z tym przygasiłam światło, chcąc dowiedzieć się czegoś nim zostaniemy zauważeni.

W parę chwil później stanęliśmy niemal na szczycie i schowaliśmy się za załomem dużego, kanciastego korytarza. Oświetlały go blade refleksy światła z jego wyżej położonej części. Była to chyba jedyna, ale nie najgorsza pozycja, jaką mogliśmy zająć. Ostrożnie się wychyliliśmy, chcąc przekonać się co się tam dzieje.

Optimus klęczał tyłem do nas, przy osmalonym ciele Alfy Triona. Poznałam go właściwie tylko po charakterystycznych blachach przypominających ziemską brodę. Prime drżał lekko, a z jego piersi wydobywał się zimny błękitny blask. Co jakiś czas snopy Iskier oraz niewielkie błyskawice przeskakiwały przez jego brudne ciało. Zupełnie jakby coś raziło go mocno prądem, albo był przeładowany własną mocą...

Jednak mech nie był sam. Zbliżył się do niego niski wzrostem, ale wielki mocą i umysłem, zielono-biały Prime zwany Micronusem. Towarzyszył mu czarno-granatowy mech o dużych, niebieskich optykach. Znałam jego blachy aż za dobrze... był to bowiem mój biologiczny Stwórca - Syrion Prime. Cała trójka przypominała obrazek z dawnego Cybertronu: dwóch sędziów stojących przy winnym morderstwa. Ścisnęła mi się Iskra na myśl, iż nie jest to prawda, a tylko ucieleśniony lęk ostatniego z nich.

- Coś... coś ty zrobił...? - najmniejszy z Primów brzmiał zszokowanie, jakby nie wierzył w to co się stało.

- To był wypadek. - wyszeptał dawny Orion Pax.

- Zabiłeś go! - mój stwórca był wściekły - Zapomniałeś o naszych najświętszych zasadach?!

Lider milczał i drżał. Wciąż był w szoku. Błyskawice błysnęły mocniej, a z jego piersi wydarł się cichy jęk bólu. Zdawało się jednak, że tamtych nie wzruszył.

- Obowiązkiem każdego z nas jest dbanie o utrzymanie równowagi. - zaczął już poważniej Micronus - Jak mogłeś dopuścić do jej zaburzenia?!

- To się stało nagle...

- Nigdy wcześniej nikomu się nie zdarzyło coś takiego! On nie jest stabilny. Primus nie powinien wyznaczać go na jednego z nas. - warknął Syrion - Zawsze byliśmy mu wierni i uznawaliśmy jego wybory, ale to już poszło za daleko.

- Nie powinniśmy tego robić bez uzgodnienia z resztą...

- Zdrada nigdy nie była naszym udziałem. Zbratał się z prostaczkami, skalał nasz tytuł i imię! Wbrew naszym zasadom i ostrzeżeniom obdarzył ich uczuciami! Jest jedną wielką bombą zegarową, która może wybuchnąć w każdej chwili!

Usłyszałam z boku ciche, zdenerwowane sapnięcie. Kątem optyki dostrzegłam, iż kącik ust mojego towarzysza lekko zadrgał, a jego oczy zabłysły gniewnie. Zdziwiła mnie lekko ta reakcja, jednak nie miałam czasu się nad nią zastanawiać. Bardziej martwiło mnie, iż autobot spuścił głowę i milczał. Szum jego wentylacji było słychać aż tu.

- Sądząc po tych błyskawicach, nigdy nie nauczył się kontrolować samego siebie. Zamiast zajmować się medytacją, czy treningiem, rozproszył się i porzucił swoje obowiązki. - lewitujący Prime brzmiał twardo, a zarazem nieco smutno.

- Sprowadził na nas tylko wielkie zagrożenie! Zabił Wielkiego Archiwistę.

Optimus zacisnął pięści. Wciąż nie mógł się nawet odwrócić, a błyskawice z jego piersi strzelały jeszcze mocniej. W końcu jednak rzekł zdenerwowanym, nieco rozpaczliwym głosem rzekł:

- Nie jestem mordercą...

- Więc dlaczego uciekasz przed odpowiedzialnością za własne błędy?

Podopieczny Alfy Triona usiłował odwrócić się, powiedzieć coś, jednak w tym momencie syknął boleśnie, łapiąc się za Komorę Iskier. Zrobił ruch, jakby chciał się w sobie skulić, jednak powstrzymał się. Mimo wszystko jego postawa wciąż była twarda, prosta, jak u prawdziwego przywódcy.

- Musimy mu pomóc. On nie da sobie sam rady. - rzekłam cicho, spoglądając na mojego towarzysza.

- Lepiej poczekajmy. Nie ma co się mieszać do niepotrzebnej walki. - mruknął cicho Megatron, przyprawiającym mnie o ciarki głosem - Jak mówiłaś: warto poczekać jak się rozwinie sytuacja.

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jak on może być tak okrutny? Przecież kiedyś byli przyjaciółmi... Zacisnęłam zęby. Nie zostawię go tak.

- Osłaniaj mnie.

Zanim mech zdołał odpowiedzieć, skoczyłam bezszelestnie w stronę iluzji. Przyczaiłam się za nieprzyjacielem, wysuwając ostrze. Nie pozwolę im go zabić.

Optimus zacisnął pięści. Wciąż nie mógł się nawet odwrócić, a błyskawice z jego piersi strzelały jeszcze mocniej. W końcu jednak rzekł zdenerwowanym, nieco rozpaczliwym głosem rzekł:

- Nie jestem mordercą...

- Więc dlaczego uciekasz przed odpowiedzialnością za własne błędy? - Syrion ze szczękiem wysunął swoje ostrze.

W tym momencie skoczyłam na niego od tyłu i przebiłam na wylot.

- Witaj Syrionie... - warknęłam.

Jeden z gło... au! Uderzył mnie w brzuch tak mocno, że musiałam odskoczyć. Wysunęłam od razu rękę z jego ciała. Odskoczyłam mocno w tył i transformowałam drugą dłoń w ostrze. Cios nie zrobił na Primie najmniejszego wrażenia. Jedynie zwróciłam na siebie uwagę obu botów. Mój stwórca rzucił się w moją stronę ze swoim ostrzem, a zielono-biały bot dostał od tyłu strzał od Megatrona. Niestety nie mogłam dalej go obserwować, a skupić się na swoim przeciwniku.

Osłoniłam się przed atakiem Syriona i zaczęliśmy się siłować. Skoro nie można ich zniszczyć tak... to może odcięcie głowy coś da? Odepchnęłam przeciwnika, kopiąc go w podwozie i zadałam cios. Uniknął go i sam spróbował mnie zranić, jednak zdołałam się uchylić. Trudniej go załatwić, niż poprzedniego, ale jestem pewna, że sobie poradzę. Uchyliłam się przed jego pięścią, lecz nie dostrzegłam w porę jego ostrza. Asss... Płytko ciął mnie przez czoło, po czym obrócił się błyskawicznie, zadając mocniejsze, dokładniej wymierzone pchnięcie. Tym razem jednak byłam gotowa. Pociągnęłam go za rękę w moją stronę, usuwając się z toru ciosu. W chwili gdy upadał na ziemię, z całą mocą uderzyłam ostrzem w jego szyję, dekapitując najczarniejszego z rodu. Zadrżał i rozpadł na kawałeczki, zupełnie jak Destroyer.

Odetchnęłam, spoglądając na moich przyjaciół. Megatron właśnie wyszarpywał Iskrę z piersi Micronusa, który również rozsypał się w części. Spadły one z gruchotem na ziemię. Deceptioconowi nie zmieniła się zupełnie mimika twarzy, popatrzył tylko na mnie z lekką irytacją. Walka była skończona.

Zaczęłam iść w kierunku Optimusa. Opierał się on dłońmi o ziemię, trzęsąc się przy tym. Zimne języki błyskawic oraz drobne iskierki sypały się z jego piersi. Mech cierpiał, ciągle rażony własną mocą. Szczerze mu tego współczuję. Dobrze wiem, jak to boli.

- N-nie zbliżaj się...

- Ciii... spokojnie. - uklękłam przy nim, transformując dłonie na powrót - Poradzimy sobie z tym.

- N-nie chcę ci z-zrobić krzywdy... - stęknął, odsuwając się ode mnie na tyle, na ile mógł.

Megatron prychnął do siebie, powoli podchodząc bliżej. Po jego minie widziałam, że nie był zadowolony z obrotu spraw. Cóż, obaj są dla mnie cenni. Nie będę przedkładać jednego nad drugiego. Skupiłam się jednak na Optimusie. Nawet z odległości czułam potęgę energii wydobywającej się z jego piersi. Niesamowite... nie sądziłam, iż może być do mnie podobny z tej strony. Wzięłam głębszy oddech, wyciszając się i położyłam dłoń na jego rozgrzanym torsie. Momentalnie zapiekły mnie palce, a błyskawice zaczęły również parzyć i mnie, jednak nie cofnęłam się o milimetr. Zaczęłam absorbować jego energię. Autobot spojrzał na mnie boleśnie, a ja uśmiechnęłam się krzepiąco, zaciskając zęby. Nigdy nie jest to zbyt przyjemne doświadczenie, ale muszę to zrobić. To jedyny sposób by mu na razie pomóc. Zamknęłam optyki, chcąc ukryć, że i mnie zaczyna boleć.

Niespodziewanie poczułam, że mech kładzie jedną dłoń na moim napierśniku i opiera głowę o moje ramię. Lekko mnie to zdziwiło, ale po chwili i ja oparłam się czołem o jego ramię. Czułam jak jego energia przepływa mi przez palce, rozlewa się po obwodach i wędruje wprost do Iskry, przyśpieszając jej bicie. Jednak... nie bolało mnie aż tak bardzo. Dziwne.

Po chwili jednak wszystko się skończyło i mogłam bezpiecznie odetchnąć. Otworzyłam na powrót optyki i uśmiechnęłam się delikatnie do Prima, który również otworzył oczy. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu, uspokajając umysły oraz Iskry. W spojrzeniu mojego przyjaciela czaiło się zaskoczenie, wręcz szok, przemieszany z wdzięcznością i ulgą. Zapewne nie miał pojęcia, jak to zrobiłam... Ale i ja będę miała do niego dużo pytań...

- Musimy się stąd wydostać. - przypomniał o sobie Lord.

Momentalnie przestałam się uśmiechać i przywołałam do porządku. On ma rację. Musimy ruszać. Otarłam twarz z energonu, wstając. Drugi koszmar pokonany... jeśli tak dalej pójdzie, to czeka nas spotkanie z moim. Mam jednak nadzieję, że zdążymy uciec zanim zdąży się utworzyć.

Prime również podniósł się z lekkim trudem i oparł plecami o ścianę. Po chwili stanął stabilnie i sam otarł energon z czoła. Miał lekką ranę na kasku.

- Nie spodziewałem się tu waszej dwójki. - rzekł z powagą - Ale dziękuję za pomoc.

- Nie licz na nią kolejnym razem. - warknął równie poważnie Lord, opierając się barkiem o skały. Trzymał łapę na swoim boku - I łapy precz od niej Marionetko Primusa. Omal nas nie usmażyłeś.

- Megatronie, czy mógłbyś chociaż na razie wsadzić dumę do schowka i skoncentrować się na ucieczce z tego miejsca? - zapytałam ze znużeniem - Jeśli dalej będziecie się gryźć, zgaśniemy, stopieni lawą lub zmiażdżeni skałami. Mimo wszystko ja bym wolała żyć dalej.

Mechy spojrzały po sobie poważnie, milcząc. Dawny Archiwista z Jaconu jako pierwszy wyciągnął dłoń do zgody. Patrzył prosto w optyki przeciwnika. Czerwono-optyki zmarszczył potężne łuki optyczne i ścisnął mocniej bok.

- Jak widzę nie ma innego wyboru. - rzekł dość ponuro, ściskając dłoń byłego przyjaciela i opierając się na mnie - Chodźmy.

Ugięłam się nieco pod jego ciężarem, a Prime natychmiast to zauważył. Bez słowa chwycił mecha za ramię, założył je sobie na barki i ścisnął lekko nadgarstek, obejmując pod zdrowym ramieniem. Spotkało się to ze zirytowanym warknięciem cona, ale ja odetchnęłam lekko, masując bark. Mimo wszystko con jest bardzo ciężki... Dobrze, że on go przejął.

- Którędy teraz?

- Za światłem. Musimy być już bardzo blisko.

Ruszyłam pierwsza, a mechy za mną. Wszyscy staraliśmy się iść na tyle szybko, na ile pozwalały nam nasze rany. Ostrożnie stąpaliśmy stosunkowo stromym korytarzem, zbliżając się coraz bardziej do naszego źródła światła. Zatopiliśmy się w ciszy, której nikt nie miał zamiaru przerwać. Wszyscy skupili się na ucieczce.

- Czy mi się zdaje, czy naprawdę zaczyna się robić gorąco?

- Widocznie jesteśmy blisko wycieku lawy. Musimy uważać, by się w niej nie znaleźć.

- Powinno to być już nasze wyjście.

Lekki wiatr, przynoszący gorąc i zapach dymu, zaczął wiać w naszą stronę, utwierdzając nas tylko w domysłach. A więc faktycznie idziemy do wyjścia. Zaraz powinniśmy nareszcie opuścić to paskudne miejsce.

Sporo wyprzedziłam moich przyjaciół i jako pierwsza dotarłam do szczytu korytarza. O nie... Miejsce w którym się znaleźliśmy było dość duże. Jego sklepienie stanowiła potężna bryła lodowca, topniejącego z wolna. Dokładnie przed sobą widziałam ciemny korytarz prowadzący dalej. Natomiast między mną, a tamtą drogą nieco poniżej poziomu, bulgotała szeroka rzeka magmy. Stopiona masa krzemianów z domieszkami syczała, gdy drobne krople wody się z nią stykały. We wrzącej masie dostrzegłam kilka wysokich skał w nierównych odstępach, a największą na środku rzeki. Wyglądały jak czarne punkty na tle tej jasności, były jednak trochę zbyt daleko od siebie, abyśmy zdołali przeskoczyć po nich na drugą stronę. Może gdybyśmy byli w pełni sprawni?

- I jak my mamy przez to przejść? - zapytałam sama siebie w zadumie.

- Lepiej zapytaj jak masz sobie ze mną poradzić.

Aż ciarki przeszły mi po plecach. Odskoczyłam natychmiast na bok, lecz on podążył za mną i popchnął mocno w stronę rozgrzanej masy. Aj! Stanęłam jedną nogą na skale, wybiłam się na ścianę, odbiłam od niej i wylądowałam na największej skale. Stanęłam na nogach z lekkim poślizgiem, natychmiast transformując dłonie w ostrza. Czarny con z karminowymi wstawkami w ramie skoczył jak ja i z kpiącym uśmiechem stanął na przeciw mnie. Nie wierzę...

- Darkknight...- ledwie opanowałam drżenie głosu. Iskra mnie zapiekła.

- Stęskniłaś się za mną Iskierko? - wyszczerzył swoje zęby w uśmiechu, błyskając ciemnozielonymi optykami.

- Jak za rdzą. - odparłam chłodno - Ale nie muszę się martwić. Jesteś zaledwie iluzją i nie boję się ciebie.

- Mnie? Może nie. Ale tego co mogę zrobić? Z całą pewnością. - odparł, wyciągając zza pleców gruby stalowy pręt, który rozłożył się i zmienił w długą kosę. Jej ostrze błysnęło zimno - Nieprawdaż?

- Zamknij się i walcz.

Momentalnie rzuciliśmy się ku sobie. Mech zamachnął się kosą i uderzył nią we mnie z całą mocą. Ledwie zdołałam zablokować ten cios, odrzucić go od siebie. Knight obrócił wprawnie swą bronią, zamierzając się na mnie od boku, jednak zrobiłam przewrót w przód, unikając tego. Cięłam go mocno przez ramię, jednak ostrze odskoczyło od niego z brzękiem. Con obronił się mocnym kopniakiem. Zakręcił młynka swoją bronią, jakby chciał rozszczepić mnie na dwoje, ale uratował mnie kolejny przewrót w przód. Jest szybszy i zwinniejszy niż zapamiętałam...

Skoczyłam na niego, robiąc "nożyce" z ostrzy, ale on osłonił się trzonkiem. Zaczęliśmy się siłować.

- Widzę, że nie próżnowałaś przez te lata... Urosłaś w siłę.

- A ty nic się nie zmieniłeś. Wciąż jesteś nędznym Scrapletem.

- Lepiej by było, gdybyś się poddała. - mruknął, patrząc mi w optyki - Apokalipsa nie byłaby już twoim problemem.

- Nigdy nie będzie. Kontroluję się bardziej, niż przypuszczasz. - lekko uniosłam kąciki ust, napierając mocno.

- Twoi przyjaciele ci w tym nie pomogą. Będą mięli inne cele Iskierko. - odepchnął mnie od siebie. Stanął w miejscu i wskazał kosą na prawo - Zostawią cię tak jak teraz.

Mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę. Był to korytarz z którego przyszłam i... szara Cybertrońska kapsuła, wbita twardo pomiędzy lód, a ziemię. Pod nią zamajaczyły mi sylwetki obu liderów, którzy najwyraźniej walczyli ze sobą o nią. Czy oni naprawdę są tak ślepi?!

Argh... Darkknight rozszarpał moje lewe ramię, wykorzystując moje rozproszenie! Odskoczyłam do samej krawędzi, trzymając się za ranę. Skoro nie mogę na nich liczyć, to sama sobie poradzę. Skoczyłam w bok sycząc cicho. Mech znów zamachnął się kosą, obracając się przy tym szybko. Padłam zupełnie na ziemię, tocząc się kawałek. Uniknęłam dzięki temu przebicia ostrym czubkiem, który wbił się mocno w ziemię. Teraz mam szansę! Podniosłam się szybko, kopnęłam w głowę, a następnie z całej mocy przebiłam klatkę lekko ogłuszonego przeciwnika. Uff... Ciężko jest go pokonać...

Nagle mech złapał mnie za rękę i przyciągnął jeszcze mocniej do siebie, wbijając ostrze głębiej w ciało. Co do...?!

- No cóż Iskierko... nie tak łatwo jest mnie zabić jak poprzedników... - wyszczerzył się w uśmiechu.

Jak go pokonać, skoro przebicie Iskry nic nie dało? Powinien był umrzeć natychmiast! Zaczęłam się go naprawdę bać. Szarpałam ramieniem, chcąc się uwolnić, ale Knight chwycił mnie za ramię, trzymając mocno przy sobie. Uderzył mnie mocno w twarz i kilkakrotnie w klatkę piersiową. Argh... Zacisnęłam zęby, nie chcąc okazać bólu i kopnęłam go mocno w brzuch, wyszarpując nareszcie ostrze. Otarłam twarz z energonu. Rdzawy złom... Skąd on wiedział gdzie uderzyć?

- Czyż naprawdę nie lepiej byłoby, gdybyś się poddała? Oszczędzisz sobie bólu, oddając się uczuciom. - wyszarpnął kosę z ziemi i zaczął zbliżać się do mnie - Tak czy tak sprawię, że oddasz mi swoją moc. To tylko kwestia czasu.

Kaszlnęłam paliwem, stając znów w pozycji do walki. Przeklęta iluzja... Po moim trupie! Zamachnęłam się znów, usiłując dosięgnąć do jego szyi. On jednak zablokował mnie twardym trzonkiem kosy i ponownie kopnął, tym razem w lewą rękę. Syknęłam z bólu, odsuwając się mocniej. A on uderzył kosą w moją głowę, zrywając z niej kask. Momentalnie twarz zalał mi energon z rozszarpanej rany. Szybko otarłam twarz i pochyliłam się, unikając przebicia kosą. Uderzyłam z pół-obrotu w jego ramię, zarazem zadając cios w jego szyję. Ostrze jednak znów odbiło się dźwięcznie, a on obrócił się, kopiąc w mój brzuch. Stanęłam przy krawędzi skały, zaciskając zęby. Nie dam rady... Ten koszmar jest zbyt silny. A on uderzył jeszcze raz w twarz, rzucając mnie na kolana i chwycił za kable na mojej głowie. Przyciągnął do siebie, przystawiając mi zimne ostrze do szyi.

- Nie wygrasz ze mną. Jesteś zbyt słaba i tchórzliwa. Mogłabyś mnie zgnieść swoją mocą, a obawiasz się jej używać! - uśmiechnął się szeroko.

- Prawdziwy ty pragnie mieć władzę... nad wszystkimi i wszystkim... Chce być równy bogom... - wycedziłam przez zęby, patrząc na niego prawą optyką - Ale jest tylko jeden Transformer godny tej potęgi... i nie podzieli się nią z nikim.

Ziemia zatrzęsła się bardzo mocno. A on warknął cicho, unosząc kosę do ciosu... lecz nagle skała pod naszymi stopami uniosła się i uderzyła go, wytrącając mu broń z ręki. Knight puścił mnie, postępując krok w tył, a wtedy nagle pomarańczowo-czarny kształt rzucił się na niego. Co do...? Tygrysica?!

Patrzyłam zaskoczona jak Femme uderza wroga prawym, a następnie lewym sierpowym. Con osłonił się przedramionami przed następnymi, ale wtedy ona podskoczyła, obracając się i z całej siły kopnęła go w głowę. Mecha odrzuciło, lecz zdołał się osłonić przed kolejnym ciosem dobrym blokiem, a następnie kontratakował. Wtedy jednak Kotka zrobiła szybką gwiazdę do tyłu, unikając uderzeń. Gdy Darkknight się na niej skoncentrował, od tyłu zaszła go Sea ze swoim wyjątkowym artefaktem. Gwałtownie uniosła widełki w górę, wybijając skałę w powietrze, a wraz z nią mojego byłego Mate.

Ku mojemu zaskoczeniu usłyszałam również szum silnika odrzutowego. Po chwili dostrzegłam charakterystyczne, szare F-22, okrążające salę. Nagle zaczęło pikować, transformując się przy tym. Starscream bardzo efektownie ukazał się na scenie bitwy, uderzając nogami wprost w ciao Knighta. Siła uderzenia była taka, że natychmiast zaczęli spadać w kierunku lawy. Były decept zdążył jednak odskoczyć, robiąc salto w tył i wylądować bezpiecznie stosunkowo blisko mnie. Wymierzył swoimi rakietami w przeciwnika, który ledwie zdołał wydostać swoją górną połowę z lawy. Jednak gdy zwrócił się do nas, wyciągając pazury, rozległ się huk strzału, a resztki jego wybuchły, rozsypując się po jaskini. Uniosłam głowę i w ciemnym korytarzu nad nami dostrzegłam Blackblade'a, który właśnie chował swoją zabawkę za plecami.


Hej hej

To był chyba najbardziej przerabiany rozdział jaki mam... Byłby zbyt długi ale ostatecznie zostanie pocięty na kawałki, bo już mnie głowa boli, a dla was będzie to zbyt długie. Wybaczcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro