Mechanizm zegarkowy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co ty wyprawiasz?

Młody bot stanął z zaskoczenia na baczność, z zakłopotaniem wpatrując się w ogniście czerwoną, starszą Femme. Patrzyła ona z oburzeniem na zakłopotanego młokosa.

- P-przep-praszam pani Andromedo! Ja tylko martwiłem się, że Optimus wszedł do środka z tą botką sam i...

- Uciekaj mi stąd natychmiast! - machnęła na niego ręką.

Młodzik odszedł zakłopotany, ale ledwie zniknął z pola widzenia, matka Oriona zajęła jego miejsce, obserwując przez szparę co się dzieje. O czym oni rozmawiali?

- Andromedo! - usłyszała za sobą zgorszony głos medyka.

- Cicho Rachet! Muszę wiedzieć co ona wyprawia z moim synem! - syknęła cicho, machając na niego ręką.

- Nic złego! Zostaw ich w spokoju!

- Chcesz mi powiedzieć, że sam nie jesteś ciekawy?

- ...

Po jakimś czasie, przez ten sam korytarz przechodził stary generał. Szukał swojej żony... a pod drzwiami sali treningowej znalazł chyba wszystkie autoboty, razem z ludźmi. Wszyscy podglądali poczynania pary przywódców, rozmawiającej cichutko na środku pomieszczenia. Thunderbolta zatkało z wrażenia.

- Jak myślisz, o czym mówią? - szepnął Bulk do Bee.

- Może o planach z Matrycą? 

- Raczej nie... - mruknęła Arcee.

- Myślicie, że pan nieśmiały wykona pierwszy ruch? - Wheeljack poruszył łukami optycznymi w porozumiewawczy sposób.

- Pocałują się? - szepnęła z przejęciem Miko.

- Nie plećcie głupstw! - syknęli jednocześnie medycy.

- Po moim trupie. - Andromeda zrobiła się niebieska.

- A co to ma znaczyć?! - generał wreszcie odzyskał głos.

- Rdzawy złom.

- Święte słowa.

- Co się tu dzieje? - komandor stanął tuż za Thunderboltem.

Lecz nim zdołali rozpocząć kłótnię, drzwi, przez które podglądali swoich przywódców, otworzyły się szeroko. Zapadła skonsternowana cisza, w której winni nie wiedzieli co powiedzieć, ci, którzy ich nakryli zastanawiali się, jak to wytłumaczyć, a para po prostu na nich patrzyła. 

- Wasza Wysokość...!

- My...

- Skoro tak bardzo nie mogliście się nas doczekać, to wchodźcie. - Skrzydlata Femme kategorycznym ruchem wskazała halę treningową - Chętnie spędzę z wami czas na treningu Bestii. 

Błysnęła groźnie optykami, co wprawiło zgromadzonych w nerwowy stan. Jej partner położył jej dłoń na ramieniu, gładząc je delikatnie. Iskierka nadziei pojawiła się w spojrzeniach obecnych. Może stłumi trochę jej gniew?

- To nie jest do końca sprawiedliwe. - rzekł spokojnie, uśmiechając się lekko w pełnej napięcia ciszy - Ludzie też w tym uczestniczyli...

- Masz rację... Nie możemy o nich zapomnieć. - uśmiechnęła się tak, że fala dreszczy przeszła przez obecnych.

- ... Well fuck. - podsumowała Miko myśli obecnych.

Szlag... Wzięłam głęboki wdech, powoli siadając na łóżku. Iskra trzeszczała mi boleśnie w piersi, jakby lada chwila miała pęknąć. Zacisnęłam dłoń na napierśniku, zagryzając wargi. Boli jak diabli... Ale dlaczego?! Trzymam przecież cienisty opatrunek wokół Iskry!

- Wszystko to dlatego, że straszliwie wolno idzie ci wypełnianie naszych celów. - zasyczała Ciemność, pojawiając się przede mną w powietrzu - Gdybyś nie była tak żałosną porażką, dawno wykonałabyś nasz plan.

- Jakbyś nie zauważyła to złożony i powolny proces. - burknęłam boleśnie, masując klatkę piersiową. Skrzywiłam usta, pracując powoli wentylacją - A więc się zaczyna... i nie mogę nic z tym zrobić?

- Wziąć przeciwbólowe. Ostrzegałam, że będzie gorzej bliżej końca twojego czasu. I tak zdaje się, że jakimś cudem zdobyłaś sobie dodatkowe trzy dni do swojego ostatniego tygodnia. Teraz będziesz potrzebowała dużych ilości energonu, gdyż jego poziom będzie drastycznie spadał.

Wypuściłam powoli powietrze z ust, wpatrując się w punkt przed sobą. Tydzień... około siedmiu dni na odzyskanie Optimusa i zabezpieczenie przyszłości, zanim... zanim... Spięłam mocniej siłowniki, zwieszając głowę. Strach przed nieuniknionym zacisnął mi szpony na gardle. Z każdym dniem śmierć nabiera bardziej namacalnego kształtu.

- Nie jęcz nad sobą słaba Femme! Mam istotne wieści z Cybertronu. - fuknęła na mnie z odrazą - Więc przestań się mazać i słuchaj...

*     *     *

- Proszę o uwagę, bo nie będę dwa razy powtarzać. - rzekłam spokojnie, stając na przeciw mało entuzjastycznie nastawionych botów w Hali głównej. Obecni byli także wszyscy ludzie, włącznie z Fowlerem i panią Dearby. Mój... przyjaciel zajął miejsce tuż obok - Nie udało mi się naprawić Matrycy Dowodzenia, mam jednak metodę na obejście tej przeszkody. - boty poruszyły się i wymieniły porozumiewawczymi spojrzeniami pełnymi radości.

- Optimus wróci! - pisnął Bee, lecz zaraz zrobił się niebieski z zakłopotania - Nie to, żebyśmy cię nie lubili Orionie.

- Można tak powiedzieć. - rzekł spokojnie Orion, posyłając lekko zakłopotany uśmiech zwiadowcy.

- Znów będziemy mieli naszego olbrzyma! - wyraziła głośno radość Miko.

- Wyrażaj się z szacunkiem autochtonie! - burknął Magnus.

- Wreszcie będę mógł przekazać dobre wieści. - mruknął agent Fowler – Na brodę wuja Sama! Ile to czasu zajęło...

- Ale jak bez Matrycy zdołamy dostać się do samego Vectora Sigmy? - spytał z niepokojem Rachet, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę.

- Wczoraj wieczorem odnaleziono jego przybliżoną lokację. Dlatego was tu zebrałam. - pomasowałam lekko klatkę piersiową. Na ból nie pomagała nawet osłonka z cienia, ale jakoś potrafiłam z nim przeżyć. Swoją drogą jeszcze raz dziękuję za pomoc.

Cała przyjemność po mojej stronie... wreszcie pozbędziesz się tego balastu!

- A już sądziłem, że to dalsza część kary. - mruknął z ulgą Bulkhead.

- Wydaje mi się, że ostatnio dość się na nas wyżyła. - szepnął Wheeljack.

Obu ich szturchnęła Arcee, patrząc na mnie wyczekująco.

- Jest jakieś "ale", nieprawdaż? - skinęłam jej z westchnieniem głową.

- Trzy konkretnie. Po pierwsze, nawet jeśli znamy lokalizację, będziemy musieli się przebić do środka. Bez sygnatury reliktu nie otworzy się dla nas wejście. - rzuciłam spojrzenie w stronę wreckerów - Mam jednak nadzieję, że poradzicie sobie z tym bez problemu...

- Jackhammer ma na sobie kilka maluchów zdolnych otworzyć nawet paszczę Unicrona. - wyszczerzył się Jackie.

- Będzie jak za starych czasów. - Bulk szturchnął go, uśmiechając się szeroko.

- Spokój w szeregach. - uciął zimno granatowy bot z czerwonymi wstawkami.

- O-oczywiście Ultra Magnusie.

- Dla ciebie komandorze Ultra Magnusie.

- Aż nam w tłoki pójdzie ta jego dyscyplina. - warknął cicho biały bot.

Zapamiętać: wreckerzy muszą być z dala od pana sztywniaka.

- Druga sprawa jest niestety poważniejsza. - postanowiłam wmieszać się, nim zaczną eskalować konflikt - Lord pozostawił za sobą wiele pułapek, które postarał się odnaleźć mój zwiad w tamtej okolicy, byśmy mogli je ominąć. - potarłam skroń ze zmęczeniem - Niestety jedyna droga jest zaminowana strażnikami, którzy z pewnością się obudzą, gdy będziemy próbowali przejść i nas dopadną.

- Nie można by ich było usunąć wcześniej? - spytał Jack, jednocześnie z generałem.

- Na pewno masz jakichś sprawnych saperów i wojowników, jak te metalowe jaszczurki? - rzucił oceniająco Fowler, czym ściągnął na siebie moje rozdrażnione spojrzenie.

- Diabeł tkwi w szczegółach. - westchnęłam cicho. To tylko człowiek... Odpowiedziała mi niewygodna cisza, na którą uniosłam wzrok. Boty gapiły się na mnie, jakby mi wyrosła druga głowa.

Czasem sama nie mam pojęcia o czym ty mówisz.

- Że co?

- To takie powiedzenie. - wyjaśnił nieco nieśmiało Rafael.

- Chodzi o to, że są to Insecticony. - rzuciłam, przewracając mentalnie optykami - I tu dochodzimy do trzeciego problemu: jeśli zaczniemy ich budzić, Lord dowie się o tym i natychmiast przyjdzie sprawdzić co się dzieje. A jeśli zorientuje się w naszych planach, będziemy musieli mierzyć się z jego flotą.

- Rzeczywiście, to może być problem. - wymamrotał Thunderbolt.

- Nie możesz posłać swoich potworów do walki? - Andromeda patrzyła na mnie oceniająco.

- Mamo. - nawet głos Oriona był niezadowolony, odpierając karcące spojrzenie rodzicielki - Nie nazywaj ich tak.

- Nie narażę moich poddanych. - pokręciłam lekko głową, marszcząc się - Poza tym panuje między nimi zbyt wielka nienawiść. Mogłoby to sprawić, że gdy siły Lorda zastawią pułapkę, dadzą się w nią wciągnąć. - wyprostowałam się lepiej, pocierając ukradkiem obolałą pierś - Dlatego też uważam, że lepiej będzie, jeśli to autoboty ruszą po Matrycę...

- Podzielimy się na dwie grupy. - Ultra Magnus przerwał mi, odwracając się do obecnych - Jedna będzie nas osłaniać, druga wprowadzi Oriona do Vectora. Moje boty udzielą nam wsparcia...

- Komandorze, nie udzieliłam ci głosu. - zmarszczyłam się, zakładając ręce na piersi.

Zapadła martwa cisza. Boty momentalnie wyczuły napięcie między nami i z wstrzymaną wentylacją patrzyły raz na mnie, raz na ponurego mecha. Nikt nie odważył się uczynić komentarza, nawet ludzie, którzy tylko nam się przyglądali z zaskoczeniem. A mój oponent miał czelność wyglądać tak, jakbym mu napluła w twarz. Co on sobie wyobraża?

Może trzeba postawić go na swoim miejscu? Mam parę pomysłów...

- To już nie są twoje kompetencje Beautifuldeath. - odparł chłodno - Akcja ta wymaga gruntownego przygotowania i militarnej precyzji, nie degrengolady kryminalistów.

- Dla ciebie Królowo Beautifuldeath. - rzekłam sucho, strzelając ogonem na boki - Autoboty są pod moją pieczą i to ja mam najwięcej doświadczenia z przekradaniem się przez wrogi teren.

- To nie jest jedna z twoich przestępczych operacji. - założył ręce na piersi - Zostaw to profesjonalistom...

Przymknęłam optyki, biorąc głęboki wdech. Nie pamiętam by był tak irytujący. Nawet jak mnie ścigał...

Wypada udzielić temu zadufanemu w sobie bufonowi lekcję manier, bo najwyraźniej przez eony zapomniał ostatniej! Byłoby tak słodko przemodelować mu tę ponurą twarzyczkę.

To rzeczywiście brzmi bardzo kusząco... By wreszcie zamknąć mu usta. Zacisnęłam dłonie na ramionach, transformując ogon za plecami w ostrze z cichym szczękiem. W tej jednak chwili Orion położył mi dłoń na ramieniu, patrząc na mnie prosząco. Westchnęłam w Iskrze. Ma rację... nie warto niszczyć kruchego porozumienia przez tego głąba.

- Komandorze baczność! - warknęłam głucho z taką siłą, że cały oddział mimowolnie się wyprostował. Zaskoczony mech łypnął na mnie groźnie, jednak nim zdołał zaprotestować, zaczęłam mówić - Twoje zachowanie jest skandaliczne. Przerywasz swojemu przełożonemu, nie okazujesz należytego szacunku, a nawet posuwasz się do argumentum ad personam. Udzielam dyscyplinarnej nagany, tym razem bez wpisania do akt. Następnym razem zawieszę was w obowiązkach. - błysnęłam chłodno optykami i zwróciłam wzrok na resztę - Ta misja będzie prawdopodobnie jedną z najważniejszych w czasie waszej służby. Wszyscy musimy być ostrożni w działaniu, precyzyjni w ruchach niczym mechanizm zegarkowy. Dlatego chcę dziś zobaczyć na co was stać w hali treningowej. - przetarłam czoło, kalkulując to w głowie – Maksymalnie na przygotowania możemy poświęcić trzy dni... Lepiej więc, byście się wszyscy postarali.

- Tak jest! – usłyszałam nierówną odpowiedź.

Posłałam piorunujące spojrzenie oddziałowi, Orion tymczasem uścisnął delikatnie moje ramię. Uśmiechnął się lekko. Ugh... czeka nas pracowity tydzień, zwłaszcza z świeżą blachą...

Lepiej by twój zegarek zaskoczył. Został ci tydzień i koniec... Uwierz mi: lepiej byś pod koniec nie musiała walczyć, bo nawet osłona z mroku nie pomoże ci w tym bólu.

*     *     *

- Gotowi? – spojrzałam na oddział, ustawiony przede mną w pozycjach bojowych.

- Tak jest!

Uniosłam płynnie ręce, przyciągając je do piersi. Cienie ze wszystkich zakamarków hali uniosły się i ustawiły przede mną w szarej masie. Rozłożyłam palce, a czarne tworzywo szybko podzieliło się i zmieniło w dwa rodzaje identycznych postaci: zwykłych mechów i wielkie Insecticony. Ciemność natomiast stanęła przy mnie, błyskając oczyma.

- Na Wielką Macierz Centralną!

- Co to jest?!

- Wasi partnerzy do walki. – odparłam spokojnie, wyciągając "kominy" – Start!

- Partnerzy?!

- A niech to smar...

Marionetki ruszyły na autoboty z cichym sykiem, skutecznie uciszając wszelkie okrzyki zaskoczenia czy pretensji. Zapaliłam sobie dymiarza, po czym oparłam się o ścianę z boku sali, obserwując technikę ich walki. Ciemność stanęła przy mnie, sycząc cicho. Zobaczymy czy są w formie... Nie minęło pół godziny, a już kiwałam głową z zadowoleniem, puszczając kłęby dymu z kolejnego "papierosa". Radzą sobie naprawdę dobrze... Och, świetny sztych! Wheeljack kręcił się jak fryga między cieniami, rozgramiając je wręcz swoimi katanami. Doskonale zgrywał się ze swoim przyjacielem i stojącą obok Arcee. Trzymał się jednak z dala Komandora, któremu posyłał czasem gniewne spojrzenia. Huh.

- Co o nich sądzisz? – mruknęłam cicho, uśmiechając się słabo.

- Wyglądają na wyrobionych. – rzuciła, przyglądając im się bardzo uważnie - Wreckerzy, choć inteligencją nie grzeszą, mają siłę i wytrwałość. Zwiadowcy mają zwinność i spryt potrzebny do zniszczenia przeciwnika. Nawet nasze bufony nie radzą sobie źle. Ale jasny świeżak odstaje wyraźnie.

Spojrzałam gdzie wskazała, gryząc rurkę. Rzeczywiście... młody nie radził sobie najlepiej. Próbował, nawet szybko się uczył, ale brak mu było płynności, doświadczenia nabytego w boju. Skąd oni go wytrzasnęli? Zdaje się być nieco młodszy od Bee...

- Jak sądzisz, co powinniśmy z nim zrobić? – mruknęłam, przyglądając się Orionowi, który osłonił go znów od kolejnego ataku.

- Nie ja dowodzę... ale lepiej by nie przeszkadzał innym w walce. – wskazała na Arcee, która musiała wykonać niebezpieczny skok do przodu, by uniknąć młodego, którego odepchnęło w tył. – Musisz go zostawić, albo wsadzić gdzieś, gdzie się nie zabije i innych przy okazji.

- Cóż... rzeczywiście brakuje mu doświadczenia. – westchnęłam, wyciągając "komin" z ust, by puścić kółeczko – Ale każda para rąk się przyda. Mamy jeszcze czas, by go przygotować. Poza tym od czego jest nasz głośny komandor?

*     *     *

- Wejście do Vectora Sigmy znajduje się gdzieś tu. – wskazałam na trójwymiarową mapę tej części Kaonu – Decepticony zamieniły to w swój bastion podczas szturmu i wysadziły wszystkie wejścia prócz głównego. To nasze wejście do środka. Droga prowadzi tędy, a pułapki są w obszarach zaznaczonych na czerwono. – uniosłam wzrok, wpatrując się w generała i komandora – Tak wygląda nasz plan A. Czy macie jakieś uwagi?

- Nie można by zaangażować większej liczby botów? Mogło to by nam oszczędzić kłopotu z ukrywaniem się. – zauważył Ultra Magnus.

- Po pierwsze nie jestem pewna twoich żołnierzy komandorze. – spojrzałam mu prosto w optyki – Na swoim statku miałeś mojego dawnego zdrajcę, który obecnie znajduje się na Nemezis. Jest bardzo prawdopodobne, że część z twoich wojowników może nas zdradzić.

- Wasza wysokość to solidne boty. – zaoponował, marszcząc się.

- To wprawny manipulator. – westchnęłam bezgłośnie – Poza tym, potrzebuję bardziej budowniczych niż armi. Sami możemy sobie doskonale poradzić.

- Słyszałem od mojego syna, że potrafisz się królowo poruszać cieniem, raz nawet udało ci się przenieść cały oddział do bazy wyłącznie mrokiem. – generał Thunderbolt spojrzał na mnie krzywo – Czemu nie zrobić tego teraz?

- Uwierz mi generale, gdy mówię, że to ostateczność. – odparłam cicho, patrząc na mapę – Teleportacja tym sposobem jest bardzo męcząca dla mnie, a dla żołnierzy demoralizująca. I ubiegając pytanie, nie sądzę by udało nam się telportować bliżej. Bariera antyteleportacyjna jak na złość dalej działa.

- Niech będzie... – rzucił, marszcząc się lekko – To bardzo ryzykowne, iść w ten sposób...

- Wliczam ryzyko w rachubę i ufam w możliwości tego oddziału. – strzeliłam optykami na prawo i lewo – Dostaniemy sprzęt najlepszej jakości, jakoś będziemy musieli sobie poradzić.

- A gdybyśmy tak zmienili jednak to ustawienie? – komandor przesunął oznaczenia oddziałów wspierających na mapie. Odsunął je – Zamiast towarzyszyć wchodzącemu oddziałowi, mogliby pozostać z tyłu i ubezpieczać Oriona w dotarciu do areny.

- Absolutnie nie. Zostałby sam. – mruknął niechętnie Thunderbolt, przejęty niepewną sytuacją syna..

- Ale to byłoby do uwierzenia, gdy Megatron zorientuje się, że tam przybyliście. – zasyczała podniecona Ciemność, podając mi dymiarza. Odebrałam go, odpalając machinalnie końcówkę. Wzrok wbiłam w mapę. Oba boty wzdrygnęły się na jej widok.

- Znowu to paskudztwo?!

- Co to w ogóle jest?!

- Nie przejmujcie się... ona lubi przestraszać. – wymamrotałam, przesuwając oddziały po mapie w inne miejsca. Przyjemny smak dymu wypełnił usta, uspokajając napięte nerwy. Rzeczywiście, ma to sens...

- To coś jest żywe?!

- I chętne skręcić mu kark... Szkoda tylko, że nikt poza tobą nie zrozumie co mówię. – zasyczała ironicznie.

- Zachowuj się. – mruknęłam i spojrzałam na zdenerwowane mechy, zaciągając się z przyjemnością – To dobra propozycja, ale żeby można było ją wykonać będziesz musiał Komandorze zająć się dla mnie jedną zasadniczą kwestią...

*     *     *

Głośny trzask pękającego drewna i łomot opadającej sosny zagłuszył na chwilę odgłosy strzałów. Przeskoczyłam za jedną z większych skał wokół leśnego kamieniołomu i schowałam się, spoglądając na niezbyt odległą pozycję Arcee i Wheeljacka. Od strzałów górników chroniły ich dwa średnie głazy.

- A więc nici z elementu zaskoczenia. – mruknęła botka do komunikatora, strzelając zza skały do Vechiconów – Dużo ich...

- Ale to decepticońskie trepy. – odparł biały mech z wyraźną uciechą – Bardzo ich lubię.

- Bo nie są zbyt bystrzy? – spytałam z lekkim uśmiechem, transformując ostrza w dłonie.

- Dokładnie. – puścił mi perskie oczko – Smoke'y na dwa?

- Na trzy kowboju... – rozłożyłam ostrożnie prawe skrzydło i przemieniając prawą dłoń – Czekajcie na znak.

Femme skinęła mi głową, uśmiechając się lekko. Wrecker wyszczerzył się, wyciągając katany z pochew. Wyjrzałam lekko. Cony podchodziły powoli, niepewnie w naszą stronę, usiłując nas jakoś zmusić do ruchu lub okrążyć. Dobrze, niech tylko podejdą nieco bliżej! Zacisnęłam palce na skale, spinając siłowniki. I... start! Wyskoczyłam gwałtownie zza kryjówki, opierając się o skałę. Obróciłam się w powietrzu, wyciągając skrzydło za siebie. Raz. Nim wrogi ogień zdołał się na mnie skupić, machnęłam nim potężnie, unosząc chmurę pyłu i kurzu w powietrze. Dwa! Natychmiast zaczęła się strzelanina na oślep, głównie w miejsce, gdzie mnie ostatnio widzieli. Skoczyłam jednak między nich, transformując ręce w ostrza. Trzy! Autoboty dołączyły do mnie, atakując sprawnie trepy pod osłoną pyłu. Nim kurz opadł, ostatni decepticon upadł na ziemię z przebitą piersią.

- Na pewno nie służyłyście w Wreckerach? – zażartował Wheeljack, chowając katany z uśmieszkiem.

- Na pewno jesteś samotnym wilkiem? – uśmiechnęła się Arcee, chowając ostrza.

- Tousche.

Skończcie paplaninę. Robota czeka.

- Żebyś ty jeszcze przestał się tak żreć z Magnusem. – westchnęłam cicho, odsuwając nam skały z drogi. Ile bym dała, by móc zapalić... Stanęłam na straży płytkiego odwiertu, w którym już było widać energon.

- Nie przepadam za panem Sztywniakiem. – mruknął, zgarniając podręczny świder.

- Ja też nie jestem zachwycona, ale musimy jakoś z nim wytrzymać. To tylko jedna akcja. - westchnęła Arcee.

- On nie odejdzie. A Prime go nie wyrzuci. - warknął mech, wwiercając się w skały.

- Tak cię to martwi? – rzuciłam na niego optyką. Obserwowałam go z przymrużonymi optykami. Coś mi tu nie gra... Nie brzmi to jakby był szczególnie przejęty Magnusem, a czymś dodatkowym.

Mi też coś nie gra: gadacie zamiast pracować! Pamiętaj, że masz jeszcze wiele spraw do załatwienia w bazie!

Mech łypnął na mnie spode łba i agresywniej wbił się w skały. Femme zaczęła ładować kawałki do jednego z naszykowanych przez klony wózków. Chwilę nie mówił nic, lecz wreszcie doczekałam się odpowiedzi:

- Kolesie pokroju Magnusa... nie pozwalam takim rysować sobie lakieru. To ja rysuje ich. – mruknął.

- Zauważyłam. I najwyraźniej masz z nim jakąś historię. – wzruszyłam lekko ramionami – Ja również. Ciekawi mnie jednak czym tobie zalazł za pancerz.

- Rozwalił jednostkę. Wepchnął się ze swoimi regulaminami, gdzie nikt go nie potrzebował. – zgrzytnął zębami, patrząc w ziemię.

- Czy to nie było w czasie, gdy Bulkhead przeszedł pod rozkazy Optimusa? – niebieska botka rzuciła mu zaciekawione spojrzenie.

Wheeljack burknął coś niewyraźnie, zdołałam jednak ułowić dwa słowa: „mięknie" i „wrecker". Chwilę to zajęło, ale wreszcie puzzle wskoczyły na swoje miejsce, przedstawiając niezbyt przyjemny obraz.

- Zmiana to część życia. Nie powstrzymasz jej. – rzuciłam niezobowiązująco, patrząc w stronę lasu – Możesz się buntować, ale to nic nie da. Odepchnie tylko twoich najbliższych.

- Królowa ma rację. – Arcee najwyraźniej również wyczuła o co chodzi – Takie odpychanie Bulka pogorszy sprawę. A jeśli coś mu się stanie, to nigdy sobie tego nie wybaczysz.

Jakże piękne zwierzenia. Możecie zrobić sobie kółko wzajemnej adoracji. Przestań marnować czas i przerywać im pracy! Nie ma czasu! Decepticony zaraz tu będą!

Och, zamknij się. Mech burknął, wwiercając się głośniej w rudę. Wciąż miał nachmurzoną minę, ale jego spojrzenie rozjaśniło się nieco. I bardzo dobrze. Chwilę jeszcze pracowaliśmy wspólnie przy napełnianiu wózków, aż wreszcie wezwałam Most Ziemny, chwytając za uchwyty kontenerów.

- A co powiecie na komandora mądrale? – spojrzał na nas, podchodząc bliżej – Macie jakieś skuteczne porady?

- Odrdzewiacz.

Wheeljack parsknął głośnym śmiechem, natomiast Arcee zakryła usta ręką, kryjąc chichot. Ostatnio wszystkim dał się chyba we znaki... Uśmiechnęłam się delikatnie. Przynajmniej wrócimy do bazy w dobrych nastrojach.

*     *     *

Migocząca energia zatańczyła między moimi palcami, nim skierowałam je na ekran detpada. Urządzenie pojaśniało na chwilę, nim wreszcie wszystko się uspokoiło. Ostatnie wspomnienia... Zostało tylko uporządkować je i nagrać TĘ wiadomość... Wypuściłam powoli powietrze z wentylatorów, siadając na pustych kostkach, ustawionych w kącie hali treningowej.

- Mówiłam ci, że tak będzie szybciej. - mruknęła Ciemność, stając przy mnie w cieniu - Uporządkuj informacje i popędź boty odpowiedzialne za transport zabawek. Dalej nie otrzymaliście dostawy artefaktów.

- Dojadą dziś wieczorem... – wymamrotałam, pocierając lekko ręce.

W tej chwili drzwi się otworzyły i wkroczył przez nie Orion z kostkami energonu. Uśmiechnął się do mnie, a Ciemność zasyczała i znikła. Mech wzdrygnął się na nieprzyjemny dźwięk i wręczył mi paliwo, stając obok.

- Nie przestanie mnie zadziwiać jak ty wytrzymujesz obecność tej istoty. Jest bardzo... niepokojąca. – wyznał, pijąc powoli.

- Bardziej irytująca. – mruknęłam, otwierając swój pojemnik – Uwielbia komentować rzeczywistość, a szczególnie moje poczynania.

Porozmawiamy sobie o tym później!

Zignorowałam jej narzekania i jednym haustem wypiłam całą kość, po czym drżącą ręką odpaliłam "komin", zaciągając się nerwowo.

- Palenie jest niezdrowe dla Iskry. – zauważył bot, patrząc na mnie z troską.

- Ale za to łagodzi nerwy. – puściłam chmury wentylacją.

- Wszystko w porządku? Martwisz się jutrzejszą akcją?

- Też... po prostu zaczęłam rozmyślać o swoim życiu i o śmierci. – wyznałam, patrząc na detpad w swojej dłoni – Jak to będzie tam, po drugiej stronie? Czy zasługuję na godziwy koniec? – zacisnęłam palce na hełmie – Może zmarnowałam swoje życie? Popełniłam tyle błędów, tak wielu przeze mnie zginęło...

Polegają na twoim życiu i śmierci słaba Femme. Weź się w garść! Nie wolno ci pozwolić, by wszystko poszło na marne!

- Żadne z nas nie jest idealne. Mamy prawo do popełniania błędów, nie wiemy wszystkiego. – odparł z pewnością, patrząc mi w optyki – Uratowałaś tysiące niewinnych istnień, naszą kulturę, kawałki świata, dzięki któremu zdołamy odbudować nasz dom. Jeśli nie ty zasługujesz na przejście do Wszechiskry, to kto? – westchnął melancholicznie – Czego niestety nie mogę powiedzieć o sobie... Najwyraźniej potrafiłem tylko zaognić konflikt i zniszczyć Cybertron.

- Orionie, może i nie potrafiłeś uspokoić Lorda, ale z pewnością nie przez brak próbowania czy zaangażowania. Do tej chwili usiłowałeś pokazać mu, że droga, którą podążał, prowadziła jedynie do zniszczenia. – mruknęłam cicho, gryząc metalową rurkę – Uwierz mi, byłeś wyjątkowym mechem: wspaniałym przywódcą, kochanym, opiekuńczym przyjacielem. Twój oddział cię wielbił, dzięki twojej pomocy stali się rodziną. A ja... kiedy cię potrzebowałam, byłeś przy mnie i wspierałeś mnie. Byłeś jednym z najlepszych botów, jakiego poznałam. I... czasem żałuję, że wybrałam Lorda zamiast ciebie. – spuściłam wzrok na swoje ręce. Mój przyjaciel milczał, lecz nie śmiałam spojrzeć mu w optyki. Za głupotę się płaci – Więc nie bądź dla siebie zbyt surowy i uwierz: jesteś potrzebny im, ludziom, mnie... Wszyscy chcemy, byś nas pamiętał.

Przez dłuższą chwilę trwała cisza, aż wreszcie rozległ się dźwięk zbliżających kroków. Zasiadł koło mnie w milczeniu. Jego wzrok wywiercał mi dziurę w hełmie.

- Ty też nie bądź Angel... Zasługujesz na szczęście po złączeniu się z WszechIskrą. Poświadczy to każdy, kto wszedł z tobą w kontakt. – rzekł w końcu cicho.

- ... Dziękuję.

* * *

Bustfire wleciał do pustej hali głównej ze skrzekiem, zatoczył koło i wylądował na moim ramieniu z zadowolonym wyrazem dzioba. Tymczasem klony postępowały przez portal bardzo niepewnie, rozglądając się nerwowo. Wyraźnie obawiały się, że w każdej chwili wyskoczyć może na nich znienacka jakiś autobot. Na ich miejscu też bym się bała.

- Połóżcie wszystko pod ścianą. – rozkazałam, wskazując dokładne miejsce – Musicie zniknąć, zanim boty wrócą z patrolu.

- Tak jest!

Dwa razy nie musiałam im powtarzać. Wyłożyli swój ładunek w trybie ekspresowym, skłonili się z pośpiesznym szacunkiem i uciekli z powrotem. Dopiero gdy zamknęłam Most, sokół wybuchnął skrzeczącym śmiechem.

- Co za banda tchórzy! – pokręcił łebkiem – Boją się tych botów jak Scrapletów.

Jak raz ten szkodnik ma rację.

- Ty też się boisz jednego z nich. – uśmiechnęłam się do siebie, podchodząc do skrzyń.

- Nie prawda! Magnus może mi skoczyć! – zaprotestował, lecz zaraz rozejrzał się niepewnie – A-a gdzie on jest?

- Razem z Thunderboltem dają Smokescreenowi ostatnie wskazówki. – mruknęłam, licząc jednocześnie granaty na pasie do przewieszenia przez ramię. Szesnaście plus cztery „luzem" – Boty jadą z patrolu z dzieciakami i Orionem, medycy poszli do magazynu po energon... A Moon poszedł do pokoju z Andromedą, żeby się pobawić. – obejrzałam uważnie wzmacniacze blasterów z przegródki obok, w myślach przymierzając je do rąk Bulka. Chyba będą pasować...

Grubas nie ma tak wielkich nadgarstków. Nadadzą się.

- No no, idealna luka by ich wprowadzić. – strzepnął skrzydłami, patrząc ciekawie do skrzyni – Jesteście gotowi na jutro?

- Oczywiście. – zamknęłam wieko i przeszłam do następnej, zawierającej już artefakty: ultra-zbroję, zmieniacz fazy, tarczę energetyczną i kastety plazmowe – Mamy nawet plan i dwa awaryjne...

- Co tak mało? – skrzeknął zaskoczony – Zazwyczaj miałaś więcej, na każdą okazję!

- Cóż, powiedzmy, że ostatnia opcja zakłada zaangażowanie sił Wyspy. – mruknęłam, sprawdzając działanie dwóch dział plazmowych z przedostatniej skrzyni. Zdaje się, że wszystko śmiga... Pytanie tylko, co z eksperymentalną halabardą.

Należałoby sprawdzić, najlepiej na tej gadule.

Ciemność... bo sprawdzę ją na tobie.

- Aaa... Ooo! – ptak aż zatrzepotał skrzydłami z ekscytacji – A więc opcja atomowa?!

- Można tak powiedzieć... – wyciągnęłam smukłą pałkę z pakunku.

Natychmiast rozłożyła się w ręku, zmieniając się momentalnie w halabardę z ostrzami indukowanymi laserowo. No no... Cmoknęłam z aprobatą, kręcąc młynki w powietrzu i zadając mocne cięcia. Bust odleciał ze skrzekiem na barierki ludzkich platform. Mogłabym nawet się do takiej przyzwyczaić.

- Mama mama! – usłyszałam nagle od korytarza.

No pięknie...

Natychmiast opuściłam broń, zwracając się w idealnej chwili, by złapać małą kulkę radości. Uśmiechnęłam się czule, ściskając mocno małego predacona. Kątem optyki dostrzegłam czerwoną sylwetkę, zmierzającą powoli w naszą stronę od przejścia do kwater.

- Co tam skarbie? – zwróciłam uwagę ku radosnemu maluchowi.

- Patrz co zrobiłem z panią Andromedą! – pokazał mi małą tablicę, na której widniały koślawe patyczaki: mały i duży, trzymające się za ręce – To my razem!

- Piękne kochanie. – pocałowałam go w czubek głowy, odbierając obrazek – Postawimy go na honorowym miejscu w naszym pokoju. – podniosłam się powoli, uśmiechając się wdzięcznie do starszej botki - Dziękuję za przypilnowanie Moon'a Andromedo.

- Nie ma za co. – odpowiedziała grzecznie, acz chłodno, splatając dłonie na piersi i rzucając mi znaczące spojrzenie.

- Hej młody! Spróbuj mnie złapać! – zaskrzeczał Bust, wzlatując do góry. Iskierka popatrzyła na mnie pytająco, a gdy skinęłam głową, poleciała radośnie za nim. Dzięki ci Boże za moich domyślnych przyjaciół...

- Dlaczego jesteś pani tak niechętna wobec mnie? – spytałam, nim botka zdołała rzucić jakąś uwagę na temat mojego syna – Twojego męża i Komandora mogę jeszcze zrozumieć, ale ty?

- Jesteś Królowo bardzo bezpośrednia. – odparła, marszcząc się trochę. Wreszcie jednak powiedziała – Nie mam ochoty o tym rozmawiać.

- Chcę zrozumieć twój punkt widzenia. – odłożyłam broń do skrzyni – Nie przypominam sobie, bym zrobiła ci coś złego, przeciwnie...

- To, że nie widziałaś tego, nie znaczy, że twoje działania nie przyniosły nam cierpienia! – przerwała mi z sykiem – Gdyby nie to, że od ciebie zależy mój syn, nie dopuściłabym cię do niego.

Ależ ona ma tupet! Pomagałaś jej, a śmie teraz na ciebie syczeć?!

- A to czemu? – maskowałam spokojem swoje nieco zirytowane zaskoczenie – Przecież wspierałam rodzinę Paxów w trudnych czasach...

Botka zrobiła się niebieska. Jej optyki błyszczały istną furią, gotową wybuchnąć w każdej chwili. Lecz Andromeda wzięła głęboki wdech i odpowiedziała opanowanym, twardym głosem:

- Owszem, wspierałaś nas, za co jesteśmy ci wdzięczni. Ale rozkochałaś w sobie mojego syna i zraniłaś go strasznie. – wierciła we mnie dziurę spojrzeniem, które mogło zgasić – Rozumiem, że twoja Iskra była gdzie indziej i nie winię cię za to. Winię cię jednak za wszystkie te chwile, gdy Orion cierpiał w milczeniu, bo nie mogłaś dać mu odejść! Trzymałaś go przy sobie i łudziłaś fałszywą nadzieją, torturując przy tym otwartą czułością z tym mordercą. To przez ciebie wpadał nieustannie w kłopoty, broniąc Bestii przed rówieśnikami, przez ciebie trwał w tym toksycznym stanie! Ale gdy trzeba było pomóc mu się podnieść, ciebie przy nim nie było. W swojej arogancji i egoizmie nie dostrzegłaś nawet jak bardzo go zraniłaś. – dźgnęła mnie palcem w pierś – A tego nigdy, przenigdy ci nie wybaczę.

W tej chwili medycy wrócili z magazynu z kostkami. Botka odsunęła się natychmiast i poszła porozmawiać z Rachetem, zostawiając mnie oniemiałą z wrażenia. Nawet Ciemność nic nie mówiła, wstrząśnięta rewelacją. Po chwili odwróciłam się i drżącymi rękoma otworzyłam ostatnią skrzynię, jak gdyby nigdy nic. Słowa Femme dzwoniły w audioreceptorach. Moja wina... Bustfire i Moon podlecieli wkrótce, oznajmiając wyniki szaleńczej gonitwy. Uśmiechnęłam się blado, głaszcząc malucha po głowie. Niczego nie wolno mi po sobie pokazać...

* * *

- Wszyscy gotowi? – rzuciłam twardo do komunikatora.

- Oddział Alfa jest na pozycji.

- Oddział Beta również.

- Dobrze... – wzięłam głęboki wdech, poprawiając bombę u pasa – Zaczynajmy show.

Hej hej!

Wybaczcie, że musieliście czekać tak długo. Z tym rozdziałem szło mi strasznie powoli. I w dodatku nie jest to wyczekiwana akcja :( Ale postaram się to wynagrodzić wam w następnym, który (chyba) wrzucę przed październikiem. Dziękuję wszystkim za cierpliwość <3

I oczywiście dziękuje za pomoc w edycji rozdziału DeathPlay1 oraz DarkusHelios.

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro