Nowa Wizja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stali na przeciw siebie, na niewielkim wzniesieniu po środku pustyni. Szary pył unosił się, podnoszony podmuchami wentylacji i osiadał na ich pancerzach.

Było ich dwoje: wielki, stalowosrebrny mech o czerwonych, surowych optykach oraz fioletowa botka ze smutnymi, nieco wystraszonymi, granatowo-srebrnych optykami. Milczeli, wpatrując się w siebie. Srebrno-optyka Femme była już na skraju załamania nerwowego. Jej podopieczni uciekli, zostawiając ją samą, autoboty i decepticony nie odpowiadały na jej próby kontaktu. Przy niej zostały tylko myśli oraz cichy głosik w głowie, szepczący jej wciąż, że to jej wina, że wszyscy się odwrócili.

Czemu więc tu przyszła? Bo to był jej jedyny przyjaciel... Poza tym odebrał jej połączenie i wskazał miejsce spotkania. Miała cichą nadzieję, ze zechce jej jakoś pomóc... Ale myliła się.

Con przerwał ciszę i rzekł zimnym, zdystansowanym tonem:

- A więc to co mówili Primowie to prawda? Naprawdę posiadasz tak potężne moce?

- Tak, ale...

- Jak można było tak zmarnować tę potęgę i dać komuś tak żałosnemu!? - prychnął nagle, krzyżując ramiona na piersi - Gdybym ja otrzymał taką moc, na pewno bym użytkował ją lepiej niż ty. Powstrzymałbym wojnę, albo chociaż o wiele wcześniej załatwił Optimusa!

- O czym ty mówisz? - spytała, wpatrując się w niego.

Mech burknął coś pod nosem i rzucił pod jej nogi sam, ociekający energonem hełm martwego lidera autobotów. Femme drgnęła na ten widok, ale nic nie powiedziała. W jej optykach powoli zbierały się cyjankowe łzy. Wreszcie padła na kolana i dotknęła drżącą ręką jeszcze ciepłego metalu.

- Megatronie... jak mogłeś...

- Obrzydzasz mnie. - warknął, odsuwając się od niej - Miałaś taką siłę, a uciekłaś z Cybertronu jak tchórz!? Nie mogę uwierzyć, że taki tchórz dostał taką potęgę we władanie. Jesteś słaba i żałosna. Nie chcę więcej zadawać się z kimś takim jak ty.

Każde słowo wbijało się niczym sztylet w Iskrę Skrzydlatej. Dwie łzy spłynęły po jej płatach policzkowych. Spuściła głowę, łapiąc się za pierś. Jej Iskra biła szybko i boleśnie, ostrzegając przed wzrostem energii, ale tym razem Femme nie potrafiła się uspokoić. Straciła obu swoich jedynych przyjaciół... Nie miała już nikogo...

Tymczasem jej rozmówca odwrócił się na pięcie i odszedł z wolna. Był wściekły na Femme i zupełnie nie przejmował się tym, co przed chwilą zrobił. I to był jego największy błąd...

Bowiem po chwili spostrzegł, że jaskrawe światło wydobywa się z miejsca tuż za nim. Obrócił się... i zobaczył, że Komora Iskier Skrzydlatej świeci bardzo mocnym światłem, tak jak jej całe ciało. Przeraził się, bo przypominało mu się, czego dowiedział się o jej potędze. Ale było już za późno.

Wybuch energii odrzucił go do tyłu i oślepił na chwilę. Kiedy powróciła mu zdolność widzenia, spostrzegł, że jego dawna przyjaciółka mocno się zmieniła... zrobiła się o wiele bardziej przerażająca. Jej ciało zrobiło się jednolicie czarne, zaczęło unosić się nad ziemią, a piękne skrzydła poszarzały i sunęły za nią po ziemi, zupełnie jakby coś je połamało i nie mogły się unieść do pionu. Z błyszcząco na fioletowo-złoto dziur po optykach sączył się czarny energon. W lewej dłoni trzymała kask Prima, natomiast na prawym ramieniu"wyrosły" jej kolce oraz pazury zamiast dłoni.

- A-angel? Próbujesz mnie przestraszyć? - próbował udawać, że się nie boi, ale to było ostatnie co zrobił.

Femme bowiem wskazała tylko na niego pazurem, a wtedy kilkadziesiąt kolców wystrzeliło z podłoża i przedziurawiło go. Momentalnie Iskra Lorda Decepticonów zgasła, a Skrzydlata zbliżyła się, po czym odarła mu głowę z hełmu. Chwyciła go w drugą rękę i w milczeniu patrzyła na jego ciało. Nagle uśmiechnęła się szeroko i zaczęła chichotać. Chichot przeszedł w śmiech, a śmiech powoli zmienił się w psychopatyczny rechot. Właśnie narodziła się szalona bestia, a Królowa Wyspy Ocalonych była stracona na wieki.

Wstałam spokojnie z tronu i ruszyłam w stronę lazaretu. Odprowadzały mnie ukradkowe, czujne spojrzenia oficerów dyżurnych. Oczywiście zmiana kopalni, Cade, Beast oraz Green opowiedzieli wszystko o tym, co tam się wydarzyło. Oprócz lekkiej niechęci, z jaką spotkała się moja decyzja o oddaniu autobotom kilkunastu kostek energonu, zderzyłam się z jednomyślną reakcją moich podopiecznych. To już chyba podchodzi pod bunt i teoretycznie powinnam ich ukarać, ale... Nawet pomimo tego, że jestem ich Królową, muszę się liczyć z głosem większości.

Absolutnie nie odpowiada mi to, że zmusili mnie do kontroli lekarskiej u Bluespark. Szczerze mówiąc wolałabym już iść na to nieszczęsne badanie do Lightstar, ale ona akurat jest szalenie zajęta z resztą medyków w lecznicy. Sezon na Rdzawą Gorączkę oraz uprzykrzoną Korozyjną Wysypkę właśnie się rozpoczął w pełni i trafiło tam sporo młodszych botów. Lekarze mają pełne ręce roboty przy opiece nad chorymi, nawet pomimo tego, że dopuszczono uczniów - Vechicony - do pomocy. Wykonują naturalnie drobne prace przy zarażonych. Oczywiście jeszcze nie przygotowują medykamentów, ale uczą się jak je wyrabiać, przez obserwowanie wykwalifikowanych botów.

Skręciłam w prawo i ruszyłam spokojnie przez korytarze. Na ukłony oraz oznaki szacunku odpowiadałam automatycznym, standardowym skinięciem głowy, jednak moje myśli zaprzątały różne inne, ważniejsze sprawy. Na przykład przyszłe spotkanie z Megatronem, kwestia tej niepokojącej substancji z wczorajszego dnia, czy ból procesora.

Boli mnie też Cała Komora Iskier. Ciekawe, czy jest to związane z tą dziwaczną mazią, którą zdarza mi się pluć w odstępach paru godzin? Jeszcze tego nie wiem. Dopiero przedwczoraj poprosiłam Harmonię o przeprowadzenie mi analizy tej substancji i określenie jej wpływu na moje ciało. To zawsze zajmuje kilka dni, więc nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na wyniki. Chociaż prawdę mówiąc nie mogłam wczoraj zasnąć. Bardzo stresuję się przyszłością.

Westchnęłam cicho, machając delikatnie ogonem na boki. Założyłam ręce za plecami i utrzymywałam dumną postawę, podążając przed siebie. W środku jednak czułam się naprawdę źle. Nie chcę się afiszować z moim złym stanem, ani pokazywać komukolwiek, co się dzieje w mojej Iskrze. Wystarczy mi, że już się martwią moim zdrowiem, nie chcę zaprzątać im procesorów jeszcze moimi obawami i zmartwieniami. Jestem w końcu ich Królową, a więc powinnam sama sobie z tym wszystkim poradzić!

A cały czas boje się, że przez moje emocje zabiję ich wszystkich... Co prawda już wcześniej było takie zagrożenie, ale teraz stało się ono naprawdę realne. W końcu uświadomiłam sobie, że moja kontrola i wszystkie zabezpieczenia zaczynają psuć, kruszyć się, znikać. Dobrze, że nareszcie to spostrzegłam, chociaż jednocześnie źle, iż dopiero teraz. Gdybym zorientowała się wcześniej, mogłabym może lepiej temu zaradzić.

Ech... nie ma co płakać nad rozlanym energonem. Trzeba działać. Przede wszystkim muszę szybko skonstruować tę opaskę. W tym celu należy porozmawiać z Jetem, albo Wielkim Archiwistą. Jeden z nich na sto procent będzie wiedział jak to zrobić. Ewentualnie Soundwave, z racji tego, że był poddanym torturom przez Primów, ale nie wiadomo, czy będzie znał schematy.

Ani się spostrzegłam, a stanęłam przed drzwiami do zabiegówki. Spojrzałam na nie bez emocji, pocierając obolałą skroń. Nie chcę, ale muszę. Rozsunęłam wejście i wkroczyłam do środka. Momentalnie napotkałam potępiające spojrzenie Blue. Stała na samym środku z założonymi na piersi ramionami.

- Kogo ja widzę! Czyż to nie Pani: "Poradzę Sobie Ze Wszystkim"? - przedrzeźniała mój ton.

Zbyłam ją milczeniem i transformowałam skrzydła na plecach w parę drzwi, by było mi wygodniej leżeć. Zasiadłam na koi i czekałam na nieuniknione. Medyczka zaczęła zrzędzić pod nosem. Do moich audioreceptorów dolatywały pojedyncze wyrazy i to bynajmniej pochlebne. Skrzywiłam się w myślach, czując, jak jej zrzędzenie tylko powiększa mi ból procesora. Nie, nie zniosę tego... nie mam siły przyjmować kolejnych gorzkich słów.

- Bluespark, nie zapominaj się. - rzekłam spokojnie, bezbarwnym głosem.

- Kto tu się zapomina!? Ja, czy może moja pacjentka, która usilnie dąży do zgaszenia własnej Iskry!? - fukała jak wściekła kotka - Doprowadzasz swoje ciało do ruiny i zupełnie ignorujesz moje zalecenia! Nie sypiasz, nie przyjmujesz energonu, pracujesz za trzech i jeszcze łazisz raz do botów, raz do conów! Możesz sobie być władczynią tej Wyspy, ale ja nadal jestem twoją medyczką i mam prawo ci zakazywać lub rozkazywać! - przygotowywała sobie narzędzia potrzebne do badania.

- Moją osobistą medyczką jest Lightstar. - odparłam głucho, wpatrując się w jej plecy. Starałam się skupić i jakoś przezwyciężyć uporczywy ból głowy - A to co robię to nic takiego. Na Cybertronie pracowałam o wiele więcej niż tu i nikt nigdy nie miał z tym problemu.

- Bo byliście młodzi, głupi i sądziliście, że jesteście z tytanu! - warknęła ze złością oraz smutkiem - Nie było nikogo kto by upilnował, żebyście się nie zachowywali jak wariaci...!

Mówiła coś jeszcze, ale już nie byłam w stanie się na tym skupić. Miałam problem z koncentracją na jej słowach. Źle się czuję. Kaszlnęłam lekko i potarłam lekko płat czołowy. Nie wiem co mi jest, ale trzeba się tego pozbyć, bo nie mogę normalnie działać.

Położyłam się na kozetce, chcąc odciążyć obolałe siłowniki oraz uprzedzić rozkaz starej autobotki. W końcu jest zbyt niska i nawet gdybym siedziała, miałaby lekki problem ze zbadaniem wszystkich moich funkcji życiowych.

Nagle zaczął mi się rozmazywać obraz. Zamrugałam kilkakrotnie, ale nie na wiele się to zdało. Dziwne... Może jak potrzymam dłużej, to zdołam to wyostrzyć? Ostatnim razem zadziałało... Przymknęłam na chwilę optyki.

Po chwili uniosłam powieki i... ujrzałam ciemność. Uniosłam lekko łuki optyczne. Co to znaczy? Straciłam przytomność? Drgnęłam lekko. Mam złe przeczucia. Zapaliłam dwa płomienie na dłoniach i zaczęłam w ich świetle rozglądać się po czarnej przestrzeni. Wciąż niczego nie mogłam zobaczyć.

Mam dziwne deja vu... No dobrze, zaczynam się martwić. Czyżbym znów trafiła do Ciemności?

- Długo zajęło ci zrozumienie tego oczywistego faktu. - usłyszałam ten sam kobiecy głos co kilka miesięcy temu.

Jest bardzo, ale to bardzo źle. Otoczyłam się ścianą płomieni i powoli obracałam, szukając jej sylwetki w mroku.

- Pokaż się, jeśli masz odwagę. - odparłam bezbarwnym głosem.

- Nie ma takiej potrzeby. - odparła spokojnie - Nawet nie muszę cię atakować, by osiągnąć swój cel. Nawet bez mojej pomocy zmienisz się i do mnie dołączysz.

- Słucham?! - zmarszczyłam łuki optyczne i transformowałam dłoń w ostrze. Jestem przerażona jak nigdy, ale nie mogę jej tego pokazać, bo będzie po mnie - Chyba ci rozum odjęło.

- Ależ nie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co się dzieje w twojej Iskrze. - jej głos otaczał mnie ze wszystkich stron - Zaczynasz się przemieniać i dobrze o tym wiesz.

- Nie prawda. - burknęłam, stając w miejscu.

- Nie musisz kłamać. Obie wiemy jaka jest prawda. - jej głos był przerażająco spokojny - To zaledwie pierwszy etap, a ty już nie potrafisz powstrzymać żądzy mordu na wodzy. To tylko kwestia czasu, zanim połączysz się ze mną i uwolnisz to, czym zawsze miałaś być. - mówiła o tym z pewnością i satysfakcją, jakby wiedziała, że moje wysiłki pójdą na marne.

- Nie wierzę ci! - przemieniłam rękę z powrotem, po czym złapałam się za głowę, która bolała mnie coraz bardziej.

- To, że w to nie wierzysz, nie znaczy, że tak się nie stanie. - odparła - W głębi Iskry wiesz, że jesteś słaba... Czai się w tobie prawdziwy potwór i przerażająca bestia. Nikt cię nie zatrzyma, a ty zabijesz wszystkie istoty jakie żyją na tym świecie.

- Oszukujesz. Nigdy tak się nie stanie! - zacisnęłam zęby, zwiększając płomienie.

- To już się dzieje. Nie pamiętasz z jaką łatwością przyszła ci decyzja o zabiciu Pajęczycy? Nie powstrzymasz się. - jej pusty śmiech rozniósł się w mroku głośnym echem - Nie mogę się już doczekać złączenia moja droga. Zaiste ciekawym będzie wejść wprost do umysłu takiego mordercy jak ty...

- Nie jestem żadnym mordercą! Odwrócę ten los! Nie powstrzymasz mnie!

- Jak masz zamiar ocalić Wszechświat przed swoim złem, skoro nie jesteś w stanie uratować Iskierki, którą obiecałaś się opiekować? - jej głos wybrzmiewał rozbawieniem i satysfakcją - Moja droga, w tym momencie twoja medyczka dowiaduje się, jak mocno zraniłaś tego nieszczęsnego mecha.

Zacisnęłam palce na głowie, spuszczając ją w dół. Otworzyłam szeroko optyki. To nie może być prawda... na pewno wszystko z nim dobrze, tylko ona chce mnie wystraszyć!

- Tchórzu, nie mam zamiaru cię straszyć. - prychnęła i nagle poczułam jak czyjeś dłonie zaciskają się na moich ramionach. Zaczęła syczeć mi wprost do audioreceptora - Wszystkich zawodzisz, nie jesteś w stanie nikogo uratować i nawet nie umiesz panować nad sobą. Wszelkie twoje próby ucieczki ode mnie są daremne. Złączymy się prędzej czy później, czy tego chcesz, czy nie! Twoim przeznaczeniem jest wymordować resztę swej rasy i unicestwić resztę Kosmosu...

- Nigdy tego nie zrobię! - krzyknęłam desperacko, tuż przed tym, jak wielki ból przeszył moją klatkę piersiową. Jęknęłam cicho, drżąc delikatnie.

- Chciałabym to zobaczyć. - roześmiała się głośno i odsunęła - Twoje próby będą zaiste zabawne... Ale jeszcze nie nadszedł nasz czas Angel Prime. Do zobaczenia przy zrównaniu gwiazd...

Wszystko zaczęło się rozpadać na kawałki, a ból wzmagał się z każdą chwilą. Zaczęłam spadać, ale nie mogłam nijak temu zaradzić. Moje skrzydła nie chciały się ruszać. Zamknęłam optyki, czekając na twarde zderzenie z podłożem. Wiem, że nastąpi niebawem i że bardzo mnie zaboli...

W chwili gdy promieniujący ból ogarnął moje plecy, otworzyłam szeroko optyki. Oślepiło mnie ostre światło tuż nad moją głową. W audioreceptorach mi szumiało. Ostatnio powrót do normalnego świata nie bolał mnie aż tak...

Nagle zrobiło mi się niedobrze. Ledwie powstrzymałam odruch wymiotny i siłą woli zmusiłam się do przełknięcia substancji, które zebrały się w moich ustach.

- Na Primusa!! Królowo! Chcesz bym przez ciebie zagasła?!

Lekko ochrypły, zmartwiony głos mojej osobistej medyczki przywrócił mi jasność myślenia. Usiadłam prosto i spojrzałam na nią. Stała tuż przy mnie, ale nie widziałam przy niej Iskierki predacona. Nie czułam go też w Komorze Iskier. Drgnęłam niespokojnie, przypominając sobie to, co powiedziała mi Ciemność. Niepokój ścisnął me mechaniczne serce i tak roztrzęsione przez spotkanie z potężnym bytem.

- Gdzie jest Moontear? - spytałam, świdrując ją spojrzeniem - Czy wszystko z nim dobrze?

- Połóż się Pani, jesteś bardzo słaba! - próbowała mnie zmusić do leżenia, popychając lekko na koję - Małemu nic nie jest. Leży przy twoim boku.

Spojrzałam w dół i odetchnęłam. A więc kłamała, by mnie wystraszyć! Wszystko z nim dobrze. Wzięłam małego na ręce i przytuliłam do siebie. Bardzo się o ciebie martwiłam maleńki... Zaczęłam go głaskać po szarym pancerzu. W ten sposób uspokajałam się. Smoczek wtulił się we mnie i cichutko popiskiwał z zadowolenia.

- Zbadałaś go? Jak się czuje?

- Mały jest zdrowy. Urósł nawet szybciej niż sądziłyśmy i nabrał sporo masy. Jest silny i gotowy do przejścia pod opiekę predaconic. - recytowała, patrząc na mnie z zaskoczeniem - Wszystko w porządku? Zachowujesz się bardzo dziwnie Angel...

Nie odpowiedziałam, by nie zmartwić starej medyczki. Nie chcę jej dokładać zmartwień. Zaczęłam się za to przyglądać ciału malca. Faktycznie, był cięższy i żywszy niż ostatnim razem. Jego skrzydełka urosły i zrobiły się proporcjonalne do reszty ciała. Sterczące z grzbietu ozdobniki były mocne i ostre, cztery pary kręconych rogów z łba zrobiły się bardzo twarde, natomiast blizna ciągnąca się od grzbietu po środek brzuszka przestała być tak wyraźna. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na mocno zaniepokojoną Blue.

- Wszystko jest w porządku... po prostu miałam przeczucie, ale na szczęście okazało się błędne.

- Ale jak ty się czujesz? - zeskanowała mój tors.

- Dobrze. Dlaczego pytasz?

- Niecałe pół godziny temu miałaś skomplikowaną operację usuwania małego z Iskry. - prychnęła na mnie - Straciłaś tyle energonu i dziwisz się, dlaczego się upewniam?! Czy ty w ogóle wiesz jak ja się martwiłam!? Straciłaś mi nagle przytomność na koi! Padłaś jak długa! Dobrze, że o nic nie walnęłaś głową, ani nie spadłaś, bo bym cię nie podniosła! - krzyczała na mnie z wyrzutem - Jak można doprowadzać swoje ciało do takiego stanu...?!

Nic nie mówiłam, a w pewnym momencie przestałam słuchać. Jak można? A jak inaczej mogę podołać wszystkim pracom, jakie sobie narzuciłam? Oprócz moich zwykłych, codziennych zadań, mam wiele obowiązków, które jako dobry lider muszę wypełnić. Tych problemów żadne z nich nie może rozwiązać... Nie mam prawa ich prosić w tej materii o pomoc. Nikt poza mną nie może sobie z tym poradzić.

A właśnie! Przecież zaraz nadejdzie czas mojego spotkania z Megatronem. Muszę szybko lecieć na miejsce. Wstałam i spojrzałam na Bluespark, która przerwała swój monolog.

- Zabierz go do predaconów i oddaj Greenfire'owi. - poprosiłam, podając jej małego.

- A ty gdzie się wybierasz?! Wracaj mi tu zaraz! Będziesz się jeszcze włóczyła nie wiadomo gdzie! - krzyczała na mnie tak, jak Rachet, gdy dowiedział się, że jego Sparkmate żyje.

- Muszę iść Blue. Zaopiekuj się nim. - wyciągnęłam do niej małego, który piszczał żałośnie, czując, że się ode mnie oddala - Proszę cię, zrób to dla mnie i nie zadawaj pytań. Wrócę niedługo.

- Nigdzie nie pójdziesz! Nie zgadzam się! - zabrała małego i zastąpiła mi drogę.

- Spokojnie, to zajmie tylko godzinkę, najwyżej półtorej. - zmusiłam się do lekkiego uśmiechu - Wrócę szybko...

- I znów będziesz harowała jak poszukiwacz?! Nie ma mowy!

Westchnęłam cicho i szybko skalkulowałam ilość pracy. Chyba nie zostało mi wiele... Tak, mogę pójść na ustępstwa.

- Obiecuję ci, że do końca dnia nie będę pracować. - położyłam dłoń na jej ramieniu - A teraz proszę, zrób to.

 Femme poburczała chwilę do siebie, po czym pokiwała głową z rezygnacją.

- Ale jeśli złapię cię z detpadem, to ci zrobię krzywdę. - pogroziła mi palcem - I masz się stawić od razu, jak tylko przyślę do ciebie tego skrzeczącego ptaka. Wzięłam trochę twojego energonu do zbadania.

- Dobrze Bluespark. - pogłaskałam ją po ramieniu, po czym odsunęłam się delikatnie.

Medyczka opuściła pomieszczenie. Momentalnie przestałam się uśmiechać. Trzeba się śpieszyć, bo inaczej spóźnię się na spotkanie... Otworzyłam sobie portal blisko wskazanego miejsca, wzdychając lekko. Muszę jakoś wyrzucić to z siebie, bo sobie nie poradzę. Nie zdołam więcej znieść. 

Wskoczyłam lekko do środka. Natychmiast zamknęłam za sobą wejście, po czym rozłożyłam szeroko skrzydła. Pęd powietrza uniósł mnie nieco do góry, dzięki czemu przez dłuższą chwile szybowałam nad ziemią. Rozejrzałam się uważnie, szukając dobrego miejsca do lądowania oraz przyglądając się krajobrazowi.

Na miejsce spotkania wyznaczyłam nam góry w północnej Norwegii, z dala od ludzi. Panował tu przyjemny chłód. Las w dole szumiał lekko, woda szemrała cicho, a ptaki śpiewały. Szaro-ciemnozielony krajobraz górski, poprzecinany ciekami wodnymi, działał na mnie uspokajająco. Jednak pomimo tymczasowej stabilizacji, czułam, że potrzebuję czegoś więcej. Jestem już bowiem na krawędzi. Naprawdę potrzebuję teraz silnego mecha, który mnie wesprze... Mam tylko nadzieję, że Megatron nie gniewa się na mnie o tę sytuację z Arachnid.

Wylądowałam na płaskim szczycie, z którego miałam dobry widok na rzekę spływającą do oceanu. Rozejrzałam się uważnie. Jeszcze go nie ma? Może jestem za wcześnie? A może nie chce się ze mną widzieć? Zrobiło mi się przykro. Uścisnęłam dłońmi ramiona, spuszczając głowę.

Nagle jednak usłyszałam za sobą ciężkie, dostojne kroki i czyiś ogromny cień przysłonił mi słońce. Obejrzałam się i odetchnęłam z ulgą. Mój przyjaciel czekał tu na mnie...

- Witaj Aniołku. - rzekł tym swoim ochrypłym, głębokim basem.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Jednak dla mnie przyszedł... Zbliżyłam się i mocno przytuliłam. Poczułam ja drgnął, zaskoczony. Naprawdę tego potrzebuję...

- Dobrze cię widzieć. - powiedziałam cichutko.

On tylko coś mruknął i po chwili odwzajemnił uścisk. Drapał mnie lekko po plecach. Czułam na sobie jego wzrok, którym świdrował mi dziurę w pancerzu.

- Coś się stało?

- Miałam naprawdę ciężkie dni...

Westchnęłam lekko i ponownie umilkłam, obejmując jego klatkę piersiową. Na dłuższą chwilę zapadła cisza, którą zakłócał szum naszych wentylatorów. Milczałam, starając się chłonąć spokój od Lorda Decepticonów.

W końcu jednak con odezwał się z lekkim smutkiem w głosie:

- Czekałem wtedy na ciebie...

- Przepraszam, że nie przyszłam... - odwróciłam wzrok i poluźniłam uścisk - Nie spodziewałam się ujrzeć Pajęczycy w twoich szeregach i stąd nasza mała bójka...

- Nic nie szkodzi. - chwycił mój podbródek w swoje szpony i pogłaskał kciukiem mój policzek - Wielu ma z nią na pieńku. Ale smutno mi było, że mnie zostawiłaś...

Mówił to takim tonem, że nie mogłabym odgadnąć, czy mówi serio, czy ironizuje. Westchnęłam i spojrzałam mu prosto w jego czerwone optyki.

- Przepraszam cię jeszcze raz.

- Wybaczam. - wyszczerzył kły i chwycił moją dłoń.

Pociągnął mnie za sobą w stronę krawędzi szczytu. Usiadł tam, spuszczając nogi w dół, po czym szarpnął moją dłonią tak, że wylądowałam na jego kolanach. Drgnęłam lekko z zaskoczenia, chcąc się odsunąć, ale w tej chwili mech objął mnie i wrócił do drapania. Skracał dystans, ale nie przytulał mnie jakoś nachalnie, ani nie wykonywał jakichś niebezpiecznych ruchów. No dobrze, niech mu będzie. Przytuliłam się delikatnie, siadając bokiem na jego kolanach. A on drapał moje pióra i mruczał cicho. Słyszałam jak jego Iskra cichutko bije mu w piersi. Uśmiechnęłam się delikatnie, wyciszając się.

- Dziękuję, że przyszedłeś... - powiedziałam cicho, spoglądając na niego.

- Musiałem się z tobą zobaczyć, skoro ty tak rzadko spotykasz się ze mną. - wyszczerzył delikatnie kły, nawlekając na pazury moje "włosy" z kabelków.

- Wybacz... mam dużo pracy - odwróciłam wzrok.

- Wiem. Ale ja jakoś wygospodarowałem dla ciebie czas, więc i ty pewnie będziesz potrafiła.

Poczułam się winna. On ma rację... jeśli chcę utrzymać przy sobie obu liderów, powinnam częściej się z nimi widywać. Iskra ukłuła mnie lekko, gdy o tym myślałam.

- Postaram się... - położyłam mu dłoń na piersi - Megatronie... dobrze, że jesteś przy mnie... - westchnęłam bezgłośnie. Chciałabym mu to jakoś powiedzieć, ale nie mogę tego zrobić wprost. Wolałabym nie zdradzać z czym się zmagam - Mogłabym ci coś opowiedzieć?

- Mi możesz wszystko powiedzieć Aniołku. - spojrzałam na niego z wdzięcznością.

- Wiesz... ostatnio miałam drobną operację i w czasie narkozy wyśniłam coś strasznego... - spojrzałam w inną stronę.

- Nie przejmuj się tym Angel. Sny nie są prawdą. - przerwał mi bagatelizującym tonem.

- Ale tam widziałam jak ginie reszta naszej rasy, a nasz dom zostaje zniszczony do reszty. - popatrzyłam na niego - Martwię się tym...

- Angel, nie myśl o tym. To był tylko zły sen, który miał cię wystraszyć. - Lord nie wyglądał na przejętego - Zapomnij o tym.

- Ale...

- Ja zawsze cię obronię i nie pozwolę by cokolwiek złego stało się z naszą planetą.

Umilkłam na dobre. Jaka ja jestem głupia... Nikt tego nie zrozumie, a zatem nikt nie może wiedzieć. Muszę jakoś sobie z tym sama poradzić.

Con delikatnie pogłaskał mnie kciukiem po policzku i powoli przesunął dłonią po moim skrzydle.

- Jesteś piękna i silna. Nie daj się jakiemuś byle koszmarowi. - rzekł z powagą, ukazując lekko swe kły.

Ponownie się w niego wtuliłam, dalej milcząc. Spróbuję poradzić sobie sama z tą wizją, tak jak powinnam od początku. Jednak... mimo wszystko dobrze jest czuć, że mu na mnie zależy. Lżej jest znosić to, że moje przeznaczenie

Hej hej

Jak się macie? :) Powiem teraz dość oczywistą informację, ale warto to sprostować hah... W rozdziałach, w których Królowa Angel spotka Unicrona, Ciemność, czy swoje koszmary z przeszłości, zamiast wglądu w przeszłość, będziecie mogli zobaczyć sceny z jej alternatywnych przyszłości, czyli moje dawne pomysły na zakończenie tej historii. Część z nich jest zainspirowana niektórymi komentarzami ze starej serii ;)

To była mała ciekawostka z serii tych nieważnych.

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani.

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro