Odmieniec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na dworze było jeszcze bardzo ciemno, gdy fioletowa Femme zbudziła się ze snu... czy raczej całonocnej medytacji. Ciężko trenowała we własnym umyśle, a teraz... należało sprawdzić jak poradzi sobie w rzeczywistości. Odłożyła na bok małego, śpiącego jeszcze predacona, uśmiechając się delikatnie. Zaczęła czule głaskać swą Iskierkę po grzbiecie, wsłuchując się w spokojną pracę jej wentylatorów.

Nie rozpraszaj się i do roboty. Musisz ćwiczyć.

- Nie lubię tego uczucia. - westchnęła, odsuwając się od małego i wstając powoli. Na jej twarzy momentalnie pojawił się grymas niezadowolenia. Jej ciało było nieco obolałe po spędzeniu nocy w niewygodnej pozycji - Nie chciałabym go zostawiać samego.

To predacon, one szybko się usamodzielniają. Twój nie jest wyjątkiem. Ważniejsze jest, byś przyzwyczaiła się do używania mocy, gdyż będziesz musiała korzystać z niej coraz więcej. A teraz poluzuj przewody i rusz się.

Femme westchnęła tylko, ale posłusznie rozluźniła siłowniki i zrobiła ruch, jakby dawała nura do wody. Momentalnie jej ciało spowił cień, z wyjątkiem optyk, które świeciły nieco wyblakłym blaskiem.

- Jak rozumiem mam zwiedzić bazę?

Musisz. Z każdym takim treningiem oswajasz się z mrokiem coraz bardziej. A im dłużej będziesz w stanie wytrzymać, tym łatwiej poradzisz sobie z teleportacją na statek wroga.

Botka westchnęła cicho i rozpłynęła się w mroku, posłusznie poruszając się błyskawicznie po całej bazie, pojawiając się to tu, to tam, aż wreszcie zatrzymała się, nieco zaskoczona, w hali głównej. Dostrzegła tam bowiem sylwetkę ogromnego, granatowo-czerwonego mecha, który najwyraźniej odbywał jeszcze swój dyżur. Myślała, że nie wytrzyma tak długo, w końcu był tylko cywilem... Miał dość silnej woli na samotną straż przez całą noc?

Bot drgnął i odwrócił się, lecz zmęczone optyki nie dostrzegły nikogo. Westchnął cicho i przetarł twarz, zaraz jednak powrócił do swojej cichej, skrytej pracy. Bowiem prócz zwykłego monitorowania aktywności decepticonów, eksperymentował z różnymi częstotliwościami komunikacyjnymi. Może udałoby mu się znaleźć kanał conów i odszyfrować ich wiadomości? Chociaż w ten sposób mógł pomóc... jej...

Skrzydlata nie miała pojęcia o tym, co działo się w procesorze jej przyjaciela. Wiedziała tylko, że nie powinna tu stać. Im dłużej pozostawała w tym miejscu, tym bardziej zwiększała się szansa na to, że ją zobaczy i podzieli zdanie pozostałych autobotów... będzie dla niego przerażającym dziwolągiem. Wycofała się więc bezszelestnie i teleportowała do specjalnego silosu, przyłączonego do bazy botów, lecz dla nich niedostępnego. Idealne dla jej zamiarów... i chowania się przed niechcianą uwagą. Tu przynajmniej nie czuła piętna odmieńca...

- Jak idą poszukiwania klucza?

Oho, nadchodzą pretensje.

Uniosłam wzrok znad monitora, spoglądając z ukosa na zasępionego medyka. Byliśmy sami w pustej Hali Głównej. Reszta oddziału udała się na spoczynek. Nawet Orion, który chodził za mną niczym mały dogbot, poszedł do pokoju. Nikogo, kto mógłby być świadkiem naszej konwersacji.

- Moje boty przeszukują dyskretnie Nemezis. - odparłam spokojnie, wracając do rozpisywania zadań na kolejny dzień - Jeśli będą coś wiedzieli, skontaktują się ze mną.

- Ile to może jeszcze potrwać? - spytał mrukliwie, stając obok mnie.

- Najpewniej jeszcze około miesiąca. - zwróciłam się w jego kierunku, wyciągając zapalniczkę i świeżego dymiarza - Mimo wszystko Nemezis jest dużym statkiem, wiele miejsc jest w nim niedostępnych, w dodatku Soundwave ciągle patrzy. Uwierz mi, że gdyby było to takie proste, to już dawno ruszyłabym z kluczem na Cybertron. - zakończyłam, odpalając z sykiem towar na końcu rurki i zaciągając się z przyjemnością.

Przez chwilę patrzyłam na niego szklanym wzrokiem, gdy marszczył łuki optyczne w wyraźnym niezadowoleniu. Wyglądał tak, jakby ktoś do energonu dorzucił mu środki na przeczyszczenie. Ciekawe co teraz dzieje się w jego procesorze... Obwinia mnie? Podejrzewa?

Nie przejmuj się tym starym złomem. Ważniejszym jest by przyszykować na konferencję.

Słusznie. Wróciłam do rozpisywania zadań na kolejny dzień. Warto, by przejechali się po zachodnim wybrzeżu... lepiej by nie zorientowali się, jaki potencjał kryje się w tamtejszych laboratoriach. Zagłębiem Krzemowym zajmie się pan agent, a kopalnia... czy potrzebujemy energonu? Jutro przeprowadzę inwentaryzację w magazynie, ale przydałoby się poszukać nowych kopalni.

Tym może się zająć ktoś inny.

- Przydzielę to Orionowi... - mruknęłam do siebie, puszczając smużkę dymu z ust.

Po chwili zapisałam wszystko i odsunęłam się, robiąc miejsce przy głównych monitorach. Bot zmierzył mnie uważnym spojrzeniem i stanął przy monitorach, rzucając przez ramię:

- Radzę zażyć długiego odpoczynku Pani. Nie wyglądasz najlepiej.

- Dziękuję za radę. - mruknęłam, ruszając do swego pokoju - Dobrej nocy.

Nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Tak jak się spodziewałam... Puściłam dym ustami, odchodząc prędko poza zasięg Racheta. Zdaje się, że nasz plan idzie w dobrym kierunku.

Można tak powiedzieć. Zdaje się, że tylko Orion i Trzmiel przejmują się twoją osobą. I ten twój dzieciak. Ale uważaj, byś nagle nie została wyrzucona. Od kiedy ujawniono twoje związki z Megatronem, część najchętniej by cię wywiozła na złom.

- Wiem... zupełnie jakby to, że każdy z nich zawdzięcza mi Iskrę, nic nie znaczyło. Dalej jestem Odmieńcem - mruknęłam nieznacznie, wzdychając cicho - Ale tak jest lepiej... Tak... Niech nie myślą o mnie.

Umilkłam na chwilę, zakładając ręce za plecami. Orion... Nawet ona widzi, że jest do mnie bardzo przywiązany. Ogólnie zdaje się szukać towarzystwa i sposobów na to, by być użytecznym...

- Zauważyłaś, jak ostatnio stara się pomagać wszystkim wokół?

Pax? Widocznie nie lubi bezczynności. Nie ma co przesadnie analizować, skup się raczej na treningu.

- Może masz rację... - potarłam klatkę piersiową, zaciskając zęby na rurce - Trochę tylko mnie to martwi.

Ja na twoim miejscu zwróciłabym uwagę na zachowanie medyka. Zdaje się, że szanuje cię równie mocno co samego Prima.

- Skąd ten wniosek? - uniosłam lekko łuk optyczny, gasząc towar.

Nie nawrzeszczał na ciebie tak jak na innych ma w zwyczaju.

Przewróciłam optykami i wniknęłam po cichu w cień, teleportując się bezpośrednio do ciemnego pokoju. Jedyne co mi się marzy w tej chwili to chwila odpoczynku...

- Mama! - małe stworzenie mocno ścisnęło mnie w pasie.

No i nici z twoich planów.

- Skarbie, myślałam, że już od dawna śpisz... - zdziwiłam się, głaszcząc machinalnie małego smoka po głowie.

- Nie mogłem bez ciebie zasnąć. - rzekł, unosząc łepek i patrząc mi w optyki.

- Ach tak... - uniosłam lekko łuk optyczny, odczepiając go, by siąść na koi - To niezdrowo dla Iskierki by tak długo nie spać.

- Przeplasam... bardzo chciałem z tobą pobyć... - przytulił się znów do mnie, nerwowo strzepując skrzydłami.

Coś mi tu nie gra... jego Iskra właśnie uspokaja bicie, jakby przed chwilą bardzo się denerwował...

Na Unicrona, przestań! Przesadne myślenie nie służy nikomu, a już na pewno nie tobie. Iskierka pewnie miała koszmar, albo się wystraszyła tej ponurej nory i tyle! Przytul go, ukołysz czy coś i przejdź szybko do medytacji. Dzisiaj muszę cię nauczyć jak rozdzielać cienie i robić z nich swoją armię! A przy twoich miernych zdolnościach nie wróżę prędkiego sukcesu.

Och, cicho bądź. Odrzuciłam rurkę na zakurzony blat i okryłam nas skrzydłami. Moon przyjął to z wyraźną radością i aż zaczął mruczeć z ukontentowania, tuląc się do mojego podwozia.

- Nic się nie stało skarbie... Ale następnym razem idź spać, dobrze? - poprosiłam, drapiąc go po grzbiecie, tak jak lubił.

- Dobrze... - zamruczał, aż niespodziewanie uniósł głowę i zapytał - Mamo... czy ja jestem odmieńcem?

To pytanie było tak niespodziewane, że przez sekundę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Patrzyłam tylko w milczeniu na zamyślonego malucha.

- Oczywiście, że nie. Skąd ci to przyszło do głowy? - rzuciłam prędko, chcąc zamaskować zaniepokojenie.

- A bo jestem inny niż leszta dzieci. - rzekł nieco niepewnie - Umiem czalować i latać, i mam skrzydła, a oni nie...

W moim procesorze zapaliła się ostrzegawcza lampka. Czyżby...?

- Czy dokuczają ci z tego powodu?

- Nie mamo! Wszystko w porządku. - zaprzeczył szybko, przytulając się.

- Na pewno? - spojrzałam czujnie w optyki Moona, który wiercił się przy mnie niespokojnie

- Tak mamo! Tak tylko sobie myślałem...

Zupełnie tego nie kupiłam. Coś jest na rzeczy. Moontear nigdy się tak nie zachowywał. Przyjrzałam mu się bardzo uważnie, jednak po chwili mój wzrok złagodniał. Nie ma sensu bardziej stresować Iskierkę. Jutro sama wszystko ustalę. Okryłam nas skrzydłem, delikatnie głaszcząc go po grzbiecie.

- Rozumiem malutki... poproś, by wypuścili cię jutro wcześniej, to pójdziemy razem na spacer i poszukamy jakichś znalezisk. - uśmiechnęłam się blado - Przydałoby się coś dodać do twojej kolekcji kamieni i błyskotek.

- O tak! Dziękuję! - uściskał mnie mocno, spoglądając na mnie z radością.

- Ale teraz pora spać. Nie możesz być jutro nieprzytomny, bo nigdzie nie pójdziemy. - rzekłam łagodnie, nie przerywając głaskania jego grzbietu.

Szczęśliwy predacon wymruczał tylko szybkie dobranoc, wczepił się w moją ramę, po czym zamknął ślepki, rozkoszując się pieszczotami. Czułość wypełniła moją Iskrę. Uroczy maluch... Pocałowałam go delikatnie w hełm. nie martw się. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić słoneczko.

Przestań się wreszcie rozpraszać i do roboty! Musisz to umieć!

* * *

- Dzień dobry Pani.

- Witaj Mysteriousbest. Jak widzę to tobie przydzielono opiekę nad Iskierkami? - uśmiechnęłam się nieznacznie blado, spoglądając na maluchy bawiące się wesoło w kilku różnych grupkach.

Tym razem pozwoliłam sobie odprowadzić małego na Wyspę, by sprawdzić co się dzieje, a przy okazji zabrać kilka kul teleportacyjnych, dwie tarcze energetyczne, trochę metalowych płytek oraz Energon Primusa "na wszelki wypadek". Moon jest taki niespokojny... Boję się, by już nie zaczęło go spotykać to, co mnie za młodu.

- Owszem. Na zmianę z paroma innymi Femme pilnujemy naszych rozrabiaków. Są wyjątkowo grzeczni jak na siebie. - zaśmiała się lekko, przeciągając z zadowoleniem.

- Ach tak... A jak sobie radzi Moon? Znalazł może kolegów? - spytałam niby to mimochodem, otrzepując płaszcz jedną ręka.

- Tak. Zaprzyjaźnił się z naszą Silverstar. - botka wyglądała na bardzo zadowoloną z tego faktu - Są nierozłączni i pakują się nieustannie w jakieś kłopoty.

- Ach tak... i dobrze dogaduje się z grupą? - machnęłam lekko ogonem, zaciskając palce na trzymanych przedmiotach.

- Zdaje się, że tak... w każdym razie żadnych problemów z nim związanych nie było. - Beast spojrzała na mnie przeciągle.

- Bardzo dobrze. - udałam, że nic nie zauważyłam i odsunęłam się na parę kroków - No nic, to już ci nie przeszkadzam. Do zobaczenia moja droga.

- Do widzenia Królowo! - uśmiechnęła się, skłaniając przede mną głowę.

Założyłam dłonie za plecami, odchodząc nieco dalej. Nikt nie zgłaszał żadnych problemów... bo ich nie było, nie było świadków, nikt nie chciał powiedzieć czy może Moon kogoś kryje? Zerknęłam nieznacznie za siebie, na bawiące się Iskierki. Moontear faktycznie biegał z Silverstar, grając najwyraźniej w popychankę... nie wyglądało na to, by udawał radość z zabawy.

Ugh, czy mogłabyś wreszcie przestać?! Nie szukaj dziury, jeśli jej nie ma! Wciąż rozpraszasz się i myślisz o tym małym złomie.

- Nazwij go tak jeszcze raz, a pożałujesz. - warknęłam, otwierając przejście do swojego pokoju w bazie botów - Mnie obrażaj ile chcesz, ale jego zostaw w spokoju.

Miałaś być mi posłuszna pamiętasz?

- Posłuszeństwo nie ma tu nic do rzeczy, rozumiesz?! - odłożyłam rzeczy na bok blatu, kryjąc je za kolekcją kamieni szlachetnych Moona - I ostrzegam cię uczciwie... jeśli powiesz jeszcze słowo przeciw niemu, znajdę sposób, by sprawić ci ból.

Odpowiedziała mi cisza. Odetchnęłam cicho, zabierając ze sobą jedynie próbkę złotego energonu. Znaj granice moja droga. Możesz robić co ci się żywnie podoba, ale od mojej Iskierki wara.

Już się nie gorączkuj i zajmij się przetworzeniem większej ilości tego paliwa.

Westchnęłam cicho i teleportowałam się posłusznie cieniem do Hali Głównej. Z powodu wczesnej pory mogłam liczyć na spokój i ciszę. Dzieciaki i agent mięli się dziś jeszcze pokazać, lecz zdecydowanie później niż zwykle. Da mi to chwilę na uporządkowanie myśli i siebie...

Ledwie opuściłam drugi wymiar, dopadł mnie straszny atak kaszlu. Aż musiałam oprzeć się o ścianę za plecami. Ale mnie złapało... Niespodziewanie Iskra przejęła mnie silnym bólem, a w ustach poczułam w ustach smak energonu.

- Rdza by to...! - skrzywiłam się lekko, usiłując uspokoić oddech - Co się dzieje do cholery?!

Im bliżej terminu pęknięcia twej Iskry, tym wyraźniejsze będą symptomy zdradzające jej stan, takie jak kaszel, wyciek z ust, ustawiczna senność, większe osłabienie ciała oraz możliwe przygaszenie optyk. Dlatego tak bardzo musisz się śpieszyć ze światłem i zwijać się póki możesz!

- Rozumiem... - wykaszlałam, starając się zapanować nad atakiem - Znaczy to... że prędko się... ujawnią... a wtedy... nie opędzę się... od uwagi i... prób powstrzymania mnie... - zdusiłam kaszel, oddychając głęboko. Dopiero po dłuższej chwili ruszyłam się do laboratorium i poddałam kilka kropel złotego paliwa do analizy maszynie Racheta, po czym wyciągnęłam dymiarza ze schowka - Dlaczego to moje życie musi być aż tak bolesne?

Tak to już jest z jednostkami wyjątkowymi. Nie będziesz szczęśliwa do śmierci rozumiesz? Może po naszym zgonie, ale z pewnością nie wcześniej.

- Ponura perspektywa moja droga... - skrzywiłam się znów, zaciągając mocno dymem - Nie uwierzysz, ale jestem w tej chwili. Uwielbiam ten towar.

Ból powoli znikał, a Iskra się uspokajała. Wróciłam w okolice swojego stanowiska, lecz nawet się do niego nie zbliżyłam. Oparłam się tylko o ścianę. Zesłane plany i raporty leżały już na kanale informacyjnym, tak samo jak sprawozdania z produkcji czy tam konstrukcji naszych wynalazków. Moje ciało zdawało się być jednak koszmarnie ciężkie, jakby ktoś rzucił na nie czar. Zamknęłam optyki, usiłując zmusić się do pracy, lecz siła ta była mocniejsza niż ja. Mój Boże, jak bardzo nie chce mi się tego wszystkiego robić... najchętniej poszłabym spać.

Nie skończy się to dobrze, zaufaj mi. Lepiej zajmij się swoimi zadaniami, bo stanie tu nic dobrego ci nie przyniesie.

- Dzień dobry Angel. - cichy, spokojny bas przerwał moje rozmyślania.

Uchyliłam optyki, wypuszczając dym z ust. Orion zbliżał się do mnie powoli z dwoma kostkami energonu w rękach. Uniosłam lekko łuki optyczne, przygryzając końcówkę "komina". A on co tu robi tak wcześnie? Ciemność była zdecydowanie mniej przyjaźnie nastawiona do jego obecności.

Błagam cię, spław go, bo już zupełnie nigdy nie zaczniesz!

Uśmiechnęłam się krzywo. Rozbawiła mnie wizja jej wściekłości, gdyby przede mną pojawili się moi znajomi. Pewnie darłaby się jeszcze bardziej... Puściłam kółeczko w stronę mecha. No moja droga, uspokój się trochę. Nie jest tak najgorzej.

- Dzień dobry Orionie. Co cię tu sprowadza o tak wczesnej porze?

- Nie potrzebuję tyle snu co reszta. - podał mi kostkę, uśmiechając się słabo - A ty? Nie powinnaś odpoczywać?

- Nie miałam Iskry zostawiać Bumblebee na warcie. Poza tym trzeba było odprowadzić Moona do innych Iskierek. - odparłam, odbierając energon - Dziękuję.

- Powinnaś więcej odpoczywać. Wstajesz pierwsza, a kładziesz się ostatnia... i z tego co widziałem, nie odbierasz często swojego paliwa. - rzekł z troską w optykach, stając obok mnie - Potrzebujemy cię sprawnej. Bez ciebie nie poradzimy sobie w walce z Lordem.

- Widzę, że faktycznie masz optykę na magazyn. - skinęłam głową z uznaniem i wyjęłam rurkę z ust - Nie martw się. Umiem zadbać o siebie i innych.

- Myślę, że nie byłoby źle, gdyby ktoś inny zadbał o ciebie dla odmiany. - rzekł nieco nieśmiało i natychmiast napił się błękitnej cieczy, odwracając wzrok.

- To miłe z twojej strony, ale na prawdę jest dobrze. - uśmiechnęłam się nieznacznie, powstrzymując rumieniec zakłopotania - Powiedz mi raczej jak tam się czujesz w bazie. Dogadujesz się z ludźmi?

- Tak. Chociaż... są dość... specyficzni. - rzekł ostrożnie, patrząc w kostkę.

- Inni niż my, ale też bardzo interesujący. - zrobiłam małą pauzę, by się napić i otarłam kciukiem wargi - Z pewnością nie tacy źli, jak niektórzy nasi pobratymcy...

Zakończ tę bezsensowną konwersację i weź się wreszcie do roboty.

- To na pewno. - mruknął nieznacznie, spoglądając na mnie z rezerwą.

- Nie martw się, nie wszyscy ludzie tacy są. - uchwyciłam w lot jego wątpliwość, odpowiadając na nią z delikatnym rozbawieniem - Tacy wam się po prostu trafili. Ale uwierz mi, że chociaż są bardzo głośni, potrafią też być bardzo pomocni i oddani.

- Oni? - zdziwił się - Są przecież tak krusi...

- Ale bardzo silni wewnętrznie. Zupełnie jak pewien mech, którego znam... - uniosłam kąciki ust, dźgając go lekko palcem w ramię.

Mech przyjrzał mi się z rumieńcami zaskoczenia, zdradzającymi silne emocje. W końcu jednak odwzajemnił uśmiech. Stuknęliśmy się kostkami i dopiliśmy ich zawartość ze spokojem. Trochę jak za dawnych lat...

Rozmowa sama jakoś popłynęła dalej i nie urwała się nawet gdy stanęliśmy przy naszych pulpitach, wracając do pracy. Wspominaliśmy spokojnie stare czasy, żartując delikatnie z obecnych. Zadziwiające, że wciąż jest taki spostrzegawczy i zabawny. Nawet pomimo tego wszystkiego, czego doświadczył u Lorda.

Nie za wesoło wam?

Parsknęłam cicho, strzelając ogonem na boki. Daj spokój. Wreszcie mogę odpocząć w tym gnieździe Scrapletów.

Tyle w tym dobrego, że już prawie skończyłaś pracę i będziemy mogły schować się w silosie...

Westchnęłam cicho, wkładając dymiarza do ust. Och... zamrugałam z zaskoczeniem, konstatując, iż jego końcówka zgasła. Tak szybko? Że też tego wcześniej nie zauważyłam...

* * *

Pamiętaj: ramiona luźno, płynne ruchy i głowa wysoko!

Ziewnęłam delikatnie, przecierając twarz. Zaraz jednak ponownie uniosłam ręce i wróciłam z króciutkiej przerwy do ćwiczeń, które pokazała mi Ciemność podczas medytacji. Jakiś czas temu udało mi się uśpić Moona i położyć go do naszego pokoju, dzięki czemu mogłam skryć się w sali treningowej, z dala od autobotów, siedzących z Orionem w Hali Głównej. Robią się trochę... uciążliwi. Nie odzyskałam ich zaufania po akcji w jaskini i chyba wciąż podejrzewają mnie o bycie szpiegiem. I jeszcze ten tytuł Bestii... chyba nigdy się go nie pozbędę. Powoli, acz sprawnie wykonałam blok i mocny cios. Nie ważne... I tak nie ma znaczenia. Niedługo mnie tu nie będzie.

Skup się Angel! Gdybyś operowała energią, wysadziłabyś tamtą ścianę!

- Przepraszam... Jestem trochę zmęczona. - mruknęłam pokornie, pochylając się i powoli unosząc ręce, a następnie obracając się, ponownie prostując się - Medytacja nie daje dość odpoczynku.

Nie daje bo za dużo myślisz podczas ćwiczeń! Rób co ci karzę i wyłącz zbędne zadania procesora.

- To nie jest takie proste...

No dla ciebie na pewno nie, jeśli nic nie potrafisz.

- Angel?

Drgnęłam nieznacznie, lecz dokończyłam gest, po czym zerknęłam w tył. Orion szedł w moją stronę ze spokojem w optykach. Wydawał się być trochę zdziwiony i zmartwiony moim widokiem. Uniosłam delikatnie łuk optyczny, przyglądając się mu. O co chodzi?

- Coś się stało?

- Nie, tylko... sądziłem, że już śpisz. - rzekł nieco niepewnie, stając blisko - Nie jest zbyt późno na ćwiczenia?

- Jeszcze nie. Ale za ziemską połowę godziny miałam wrócić do pokoju. - przyjrzałam mu się uważnie - A ty? Myślałam, że rozmawiasz z botami...

- Przed chwilą rozeszliśmy się odpoczywać i Blue objęła wartę. - umilkł na dłuższą chwilę, jakby zastanawiając się nad czymś - Angel, czy mógłbym cię o coś prosić?

Uważaj, nim się zgodzisz... nie wiadomo czego chce, a możesz później tego pożałować.

- Zależy od prośby. - odparłam dyplomatycznie, strzelając ogonem na boki - Mogę jedynie zapewnić, że cię wysłucham.

Mech westchnął cicho i popatrzył na mnie bardzo poważnie. Niespodziewanie, w jednej, bardzo krótkiej chwili zobaczyłam go bardzo zmienionym, jakby w sekundę przybyło mu kilka eonów. Zbladł blask optyk, przez które przemknął jakiś cień, twarz skrzywiła się w grymasie smutku, a w nieco przygarbionej postawie wyraźne widać było zmęczenie, jednakże zaciśnięte pięści i zawzięte spojrzenie zdradzały już podjęte postanowienie.

- Chciałbym, byś nauczyła mnie jak się bronić. - rzekł, przypatrując mi się uważnie - Nie chcę być bezradny, gdy dojdzie do starcia. Chcę móc ci... nas chronić.

Och... Uchyliłam lekko usta, lecz zaraz zacisnęłam je mocno. To bardzo słuszna decyzja, zwłaszcza po tym, co przeżył u Lorda. Powinien umieć zadbać o siebie, tylko... nie spodziewałam się, że zwróci się z tym do mnie.

Chwileczkę! Musieć musi, w tym się obie zgadzamy, ale nie ma mowy, żebyś brała go na głowę! Już na jednego zmarnowałaś czas, usiłując wyszkolić go i jak to się skończyło!?

Z nim jest inaczej... to mój stary przyjaciel. Potarłam klatkę piersiową z przyzwyczajenia, szybko myśląc o za i przeciw tego pomysłu. Autoboty nie będą z tego zadowolone. Właściwie z żadnych naszych kontaktów nie są zadowolone, więc nie zrobi mi to większej różnicy. Trzeba będzie uczyć go od podstaw, których nie pamięta... ale na szczęście ciało ma równie sprawne co Optimus. Ale przede wszystkim ufa, że mu pomogę...

Popełnisz błąd. - warknęła gniewnie Ciemność.

Możliwe. Ale dopiero czas nam to pokaże. Odetchnęłam cicho, machając lekko ogonem.

- No dobrze... będę cię uczyć. - stanęłam w lekkim rozkroku, prezentując pozycję startową - Ale pamiętaj, że nie od razu będziesz miał takie możliwości jak pozostałe boty.

- Wiem. - uśmiechnął się delikatnie i ustawił się w niemal identycznej pozie.

Odwzajemniłam uśmiech, poprawiając jego postawę i pokazując podstawowe ruchy. Zapowiada się ciekawy wieczór.

* * *

Otworzyłam szeroko optyki, dygocząc delikatnie. Przez dłuższą chwilę nie mogłam opanować przerażenia, jakie ogarnęło moje ciało po przerażającym koszmarze... nie, wizji przyszłości! Boże, mój Boże jakie to było straszne... Zacisnęłam mocno zęby, czując ucisk Iskry w klatce piersiowej.

Dlatego nie chciałam, byś szła spać, jak kazał ci ten stary głupiec. Ostatni stres, akceptacja losu i przemęczenie musiały ci zgotować koszmar.

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadałam, po prostu starając się opanować ból w piersi. Ciekawe czyją zasługą jest to przemęczenie? Oddychałam głęboko, lecz cały czas trwałam w bezruchu, nie chcąc zdradzić, że się wybudziłam. Nie potrzeba mi więcej uwagi niż mam...

Patrz jednak na pozytywy. Jakimś cudem masz dość opanowania w sobie, by nie niszczyć wszystkiego wokół.

To nie opanowanie, nawyk... w formie bestii nauczyłam się spać czujnie i bez ruchu... nie wydaję z siebie dźwięku nawet po najbardziej emocjonującym śnie. Przymknęłam powieki, szczerząc zęby. Cały czas mam wrażenie, że to twoja sprawka... Znajdujesz jakąś chorą przyjemność w torturowaniu mnie?

Mówiłam, że to nie ja Angelbotko. Nie potrafię wpływać na ciebie aż tak.

Syknęłam cicho, tłumiąc stęknięcie. Ciężko mi w to wierzyć...

- Myślisz, że ten Odmieniec śpi? - słysząc blisko niski głos Bulkheada, zamarłam w bezruchu, przymykając optyki. Cholera...

- A Primus jeden wie... z nią nigdy nic nie wiadomo. - odparł kobiecy, niechętny głos.

- O co chodzi z tą postacią pantery? Zawsze tak sypiała? - wmieszał się chyba jakiś człowiek, zdaje się, że Fowler.

- Nie mam pojęcia, ale lepiej nie podchodzić bliżej. Nie wiadomo jak zareaguje.

- Zgadzam się.

Ani drgnij... Może tym razem oprócz rzucania inwektyw, zdradzą coś ciekawego.

Przewróciłam mentalnie optykami, lecz posłusznie nadstawiłam audioreceptorów, pozostając w bezruchu. Nie sądzę, bym usłyszała cokolwiek pożytecznego...

- Możemy w końcu podjąć decyzję. - rzekła chłodnym głosem Arcee - Teraz, kiedy nareszcie mamy stabilną sytuację materialną, zadajmy sobie pytanie: czy potrzebujemy dalej pomocy tej Bestii?

- Naprawdę macie zamiar rozważyć wyrzucenie jej? Po tym wszystkim co robiła?! - Blue zdawała się być niezadowolona.

- Masz rację, że sporo jej zawdzięczamy... Ale ona dalej jest niebezpieczna. - rzucił poważnie Bulkhead.

- Ale ona jest taka dobra... - pisnął żałośnie Bee, podchodząc chyba bliżej. Nie słyszałam nic, poczułam tylko jak pojemniki pode mną drżą.

- Bumblebee... - Arcee westchnęła ciężko z pewną irytacją - Rozmawialiśmy już o tym. Nasze poprzednie osądy faktycznie mogły być zaostrzone przez gniew... ale w tym musisz się z nami zgodzić: Beautifuldeath jest Bestią i to szalenie niebezpieczną.

- Chcąc nie chcąc muszę się z wami w tym zgodzić. - mruknął Rachet - Wszyscy widzieliśmy co się działo podczas przebudzenia Unicrona. Stanowiła zagrożenie dla wszystkich wokół.

- Nie mówiąc już o groźbach i agresywnym zachowaniu względem mnie! - przypomniał o sobie agent.

- Tak czy inaczej, przy wszystkich jej zasługach, musimy wziąć również pod uwagę niestabilność psychiczną, wielką siłę oraz związki z decepticonami. - Arcee wyraźnie kierowała tą... naradą - Nie wiadomo, czy nie zechce nas wszystkich powybijać, lub nas nie zdradzi! Kto wie co może jej przyjść do procesora!

Twoje starania o oziębienie stosunków wyszły aż za dobrze, nie ma co mówić... Cóż, najwyżej wrócisz na Wyspę i będziesz miała lepsze warunki do pracy.

Nie odpowiedziałam jej nic, tylko słuchałam dalej. Mimo wszystko poczułam delikatne ukłucie w piersi. Po tym wszystkim co zrobiłam...?

Nie mów mi, że się dziwisz. Jesteś Odmieńcem, nic dziwnego, że chcą się ciebie pozbyć!

Uchyliłam jedną powiekę, spoglądając pusto przed siebie. Może... może to praw...

- Angel nie jest szalona, ani niestabilna. - rzekł spokojnie, acz nieco groźnie cichy bas.

Z zaskoczenia niemal zdradziłam, że nie śpię, jednak w porę zdołałam się opanować. O... Orion? To on rozumie i umie mówić po angielsku?!

A to ci niespodzianka... sprytniejszy ten twój archiwista niż się spodziewałam.

- Orionie, ty...

- Ależ...

- Kiedy ty się nauczyłeś...? - Rachet był chyba najbardziej zaskoczony z całej gromady.

Widzę, że nie tylko ja nie wiedziałam...

- Żadne z was nie ma prawa mówić o niej w ten sposób i to jeszcze za jej plecami. - ciągnął pewnym, dość ostrym głosem - Ta Femme nigdy nie zniżyłaby się do pokrzywdzenia czy zdrady jej podopiecznych.

- Sam byłeś świadkiem jej wybuchu Pax! Omal mnie nie zmiażdżyła. - sarknął pan agent.

- O ile mi wiadomo, naraziłeś jej człowieka. - odbił natychmiast argument

- Nie wszystkie boty się zmieniają. - wtrącił nieśmiało Bumblebee.

- A ta blaszana puszka prawie przerobiła nas wszystkich na szrot. - warknęła ze złością Arcee.

- Nie wiem jak zachowywała się wcześniej, ale to wciąż jest ta sama Femme, którą znałem tak dawno temu. - odparł twardo - Nie wiem w jakich sytuacjach wcześniej się znalazła, ale ostatnie co by zrobiła, to skrzywdziła któregokolwiek z nas.

- Rozumiem, że niegdyś ją znałeś, ale Megatron kiedyś również był twoim dobrym przyjacielem. - przypomniał Rachet.

- Na Megatronusie w końcu się poznałem. Odkryłem jego kłamstwa. - zaoponował ostro Orion - Angel nic nie ukrywa, tak jak kiedyś bierze w obronę słabszych i pomaga nam, chociaż wcale nie ma takiego obowiązku. Pomysł, by mogła nagle nas wszystkich posłać na szrot jest niedorzeczny.

W miarę słuchania słów mecha rumieniłam się coraz bardziej. Nie spodziewałam się tak żarliwej obrony... a już na pewno nie po nim. Machnęłam leniwie ogonem, zastanawiając się, co zrobić w tej sytuacji. Chyba nie wypada mi tak dalej podsłuchiwać...

Nie uważasz, że niedoszły Prime broni cię aż zbyt gorąco? Zupełnie jakbyś była jego kochanką...

Zmarszczyłam się z zażenowaniem i machnęłam mocniej ogonem. Nie żartuj tak nawet. On mnie nie kocha, tylko broni jako dobrej przyjaciółki. Ja bym zrobiła na jego miejscu tak samo. Ale dosyć już tego. Ziewnęłam cicho, podnosząc się nieśpiesznie do siadu. Rzuciłam nieznaczne spojrzenie w kierunku towarzystwa. Głosy szybko ucichły, a ich niewyraźne miny od razu zdradziły charakter rozmowy. Czytam z nich jak z detpada. Nawet gdybym nie słyszała, to bym zgadła... Ale nie mam zamiaru ich ganić. Mają pewne racje w swoich obawach. Poza tym dla świętego spokoju wolę milczeć. Nawet Orion w końcu zorientował się, że coś jest nie tak i zakończył swoją orację, obracając się w moim kierunku. Hah.. on też ma zabawną minę.

Już miałam coś powiedzieć, gdy nagle w powietrzu między nami pojawił się z cichym pyknięciem Moontear. Smoczek zatoczył małe kółko, machając jeszcze dość ciężko skrzydełkami i poleciał ślizgiem w moim kierunku, z wyraźną radością wymalowaną na pyszczku.

- Witaj skarbie... - uśmiechnęłam się sennie - Jak widzę radzisz sobie coraz lepiej.

- Dzisiaj Speedfire powiedział, że byłem najlepszy w grupie! - okrążył mnie i zaraz zatrzymał się w tym samym miejscu. Aż promieniał dumą z pochwały.

Kątem optyki dostrzegłam, że zebranie moich przeciwników jakoś się niezręcznie rozchodzi. Przy czym Orion stał w miejscu i obserwował nas. A to ciekawe... Pewnie domyślił się, że wszystko słyszałam. Po chwili ruszył nieśpiesznie do nas. Miłe, że się martwi... Po chwili wróciłam spojrzeniem do małego, po czym transformowałam się do zwykłej formy. Malec natychmiast wylądował na moich kolanach i wtulił się w mój brzuch.

- No no, brawo. Jestem z ciebie dumna - pogłaskałam go delikatnie - A jak tam z innymi dziećmi? Dogadujecie się?

- Dobrze Mamo... po prostu cieszę się, że już jestem z tobą... - wymamrotał cicho predacon, lecz nie podniósł głowy, wtulając się mocniej. Iskra mi stopniała w piersi.

- Oj malutki...

* * *

- Masz chipsy? - Jackson rozkładał koce i poduszki przywiezione z ich domów.

- Jasne! A wziąłeś głośniki...? - Miko wyłożyła kolorowe paczki na stół - Kiedy będzie pizza?

- Karen powinna być za kilka minut. - mruknął Rafael, usiłując podłączyć laptopa do rzutnika.

- Więc mówisz, że to film o fantastycznych stworach...? - zwróciła się Arcee do Racheta.

- Coś takiego. Jakiś człowiek spisał jakieś swoje wymysły, a potem zrobili z tego filmy. - wyjaśnił medyk, siadając na ziemi obok Bluespark.

- Interesujące... czego to ludzie nie wymyślą

Zacisnęłam zęby, przymykając optyki. Noc filmowa... Od dwóch dni obnosili się z tym zamiarem. Miko błagała na zmianę z Karen o pozwolenie, póki się nie zgodziłam. Nie sądziłam tylko, że zrobią z tego wydarzenie na taką skalę. Cała baza zebrała się w Hali Głównej. Boty zajmowały wygodniejsze pozycje, dzieciaki przesunęły sobie kanapę razem ze stołem, by patrzeć na reżyserską wersję Władcy Pierścieni z podwyższenia jak z loży. Wszyscy rozmawiali i hałasowali tak, że ciężko było mi się skupić na pisaniu. Nie pomagało to, że od wielu nocy praktycznie nie zaznałam odpoczynku, dzień w dzień trenując w umyśle. Szybciej, na Boga...

Cieszę się, że obie się zgadzamy jak bardzo jest to irytujące. Wynośmy się stąd do twojego zacisza. Nie ma co tu siedzieć.

Uwierz mi, że o niczym innym nie marzę. Ale to jest bardzo ważne... dopisywałam ostatnie rozkazy, patrząc z wysiłkiem w ekran. Owinęłam ogon wokół bioder, by nie rozpraszał moich myśli. Już prawie...

- Mamo?

Diabli nadali tego...

Wyłącz przetwornik... Warknęłam cicho i spojrzałam w dół. Umorusany farbami Moon patrzył na mnie nieśmiało z dołu, ściskając w dłoniach stary pojemnik po energonie - jego wysmarowane kolorowymi barwnikami dzieło, przedstawiające różne sceny tworzone ręką dziecka dosłownie i w przenośni. Mały zanurzał ręce w puszkach po farbie i malował nimi świat, chude patyczki przedstawiające postaci, jakieś abstrakcyjne figury... W moim zmęczonym procesorze pojawiła się tylko jedna myśl: skąd on wziął tyle barwnika? Dzieciaki chyba nie przywiozły tyle... Czy to ta używana do malowania pomieszczeń?

- Mamo, co się dzieje?

- Będą oglądać film... - mruknęłam, patrząc na niego uporczywie - Kiedyś ty się tak ubrudził? I co tam masz?

- Malowałem z tatą. A to dla ciebie! - wyciągnął do mnie rączki z mokrym jeszcze pojemnikiem.

- Dziękuję. - machinalnie odebrałam przedmiot, lecz zaraz odstawiłam go na bok, krytycznie spoglądając na pobrudzoną rękę. Westchnęłam z delikatną irytacją. Nigdy się nie nauczy z tym "tatą" - Niech tu sobie postoi i wyschnie. A ciebie zaraz zabiorę na oczyszczającą kąpiel...

- A nie mógłbym zostać tu mogę z nimi zostać?

Skrzywiłam się mentalnie, rozglądając za szmatką do wytarcia dłoni. Po prostu świetnie... Jeśli o to pyta, to znaczy, że chciałby oglądać to też ze mną. Rdzawy szrot! Nie chcę tu z nimi siedzieć. Nie mam na to czasu.

Bardzo słusznie. Powiedz mu, by szedł spać, dokończ te dzienne rozkazy i idź do pokoju!

Spojrzałam raz jeszcze na małego, który okrył się swoimi małymi skrzydełkami, wyraźnie niepokojąc się moją odpowiedzią. Westchnęłam cicho, widząc niepewność w jego uroczych, jasnych optykach. Nie mam Iskry mu tego powiedzieć...

Zostaniesz tu? Zwariowałaś?!

- Moon...

- Plosę! Będę grzeczny! - obiecał, wpatrując się we mnie dużymi optykami.

- Zajmę się nim.

Uniosłam lekko łuk optyczny, spoglądając na Oriona, który przyniósł mi szary kawał płótna. Skinęłam powoli głową w podzięce, wycierając wpierw umorusaną Iskierkę. Nie przeszkadza mu to?

- Jesteś pewien, że chcesz zająć się nim sam?

- A ty nie będziesz z nami oglądać? - przechylił lekko głowę.

- Nie mam na to ochoty.

- A nie mogłabyś zostać ze mną tloszeczkę? - spytał nieśmiało Moontear, łapiąc mnie za rękę.

- Niestety nie. - skończyłam go czyścić i zajęłam się swoją ręką, prostując się znów - Mama jest troszeczkę zmęczona.

- Byłoby miło, gdybyś jednak została z nami. - rzekł spokojnie mech, biorąc niezgrabnie małego na ręce - Tobie też należy się chwila odpoczynku...

Przerwał mu warkot silnika i radosny okrzyk z platformy. Karen wjechała głośno do bazy na swoim motocyklu, przywożąc ciepłe placki.

- Jestem! Wisicie mi 50 dolarów. - zaśmiała się, zdejmując hełm z głowy i podbiegając do Bumblebee - Ej Pszczółka, weź mnie podnieś!

- Masz wszystko? - Miko przyskoczyła do barierek, ciekawie patrząc na dziewczynę.

- Jasne! - wskoczyła na rękę zwiadowcy, który spokojnie przeniósł ją na platformę ludzi.

Rozległy się pomruki zadowolenia i trzask kartonu. Jak w kinie ludzkim. Pokręciłam głową z niesmakiem i szybko wysłałam wiadomość, wzdychając. I tak mnie tu nie chcą... Niespodziewanie poczułam dłoń na ramieniu.

- Proszę, zostań chociaż na chwilkę z nami...

Spojrzałam mu w optyki z mieszanymi uczuciami. Jedna rzecz, że mnie nie chcą, inna, że ledwie mam czas... Ale on mnie prosi... I chyba jedna noc nie zrobi różnicy?

Jak zaśniesz w środku to zrobi. Nie zgadzam się.

Wypuściłam powoli powietrze z wentylatorów. Wiesz co? Mam na dzisiaj dość. Nie jestem w stanie działać na sto procent przez tyle dni. A nawet jeśli mają mnie nazywać "tym odmieńcem", to z nimi zostanę. Dla Moona. I Oriona. Spojrzałam mu w optyki i skinęłam delikatnie głową, unosząc kącik ust w słabym uśmiechu.

Popełniasz błąd.

Powtarzasz się. Przejęłam szczęśliwego Moona na ręce i uściskałam go mocno, wzdychając. Niech więc będzie. Mój przyjaciel przepuścił mnie przed sobą i razem zasiedliśmy obok grupy. Czuję jak sie na mnie gapią... a niech patrzą. Ignorowanie zaczepek to jedyna droga do spokoju.

- Puszczaj!

Zgasło światło i zapadła cisza. Znajome intro studia filmowego wyświetliło się na ścianie przed nami, a z głośników popłynęła cicha muzyka. Zaczyna się... Moon przysiadł grzecznie na moich nogach, spoglądając ciekawie na zmieniające się obrazy, a Orion przysunął się bliżej nas. Ziewnęłam ukradkiem, opierając się o niego ramieniem i wpatrując w ekran. Ciekawe czy wytrwam do końca seansu...

Hej hej

Zgodnie z moimi przewidywaniami, nie mam prawie zupełnie czasu na pisanie ehhh. Obiecuję jednak robić co się da, by udało się ukończyć tę opowieść :)

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani!

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro