Przebudzenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piękne słońce Cybertronu zachodziło za horyzontem, a jeden z księżyców świecił blado na niebie. Drobny, granatowo-czerwony bot siedział na dachu niskiego budynku, przypatrując się mechom przygotowującym teren pod bal studentów. 100 cykli do głównego egzaminu... Westchnął, jakby mu Iskra miała pęknąć.

- Hej hej... - usłyszał niespodziewanie za sobą.

Odwrócił się, z bijącą żywiej Iskrą. Skrzydlata Femme właśnie wylądowała obok i szła spokojnie w jego kierunku. Usiadła przy nim, uśmiechając się łagodnie.

- Cześć Angel. - rzucił cicho, wracając wzrokiem do prac.

- Co się dzieje?

- Hmm? - popatrzył na nią, zdziwiony.

- Znam cię nie od dziś Orionie. - uśmiechnęła się, kładąc dłoń na jego dłoni - Mi możesz powiedzieć.

- Chodzi... chodzi o szkołę. Przez historyka jestem... zawieszony. - powiedział cicho, spuszczając wzrok - Nie wpuszczają mnie do budynku. Nie mogę się chodzić na wykłady i nie uznają mnie za ucznia.

- To przez tę akcję, gdy przyszłam do ciebie i zacząłeś mnie bronić? - Femme ścisnęła jego rękę ze współczuciem i okryła go skrzydłem.

- Też... - odwrócił głowę

- Też?

- Nie lubi mnie i zaniża mi stopnie. Kiedy nie poszło mi na teście, zebrał wszystko co miał i poszedł do dyrektora. Nie miałem jak się obronić. - wyznał cicho, z tajonym smutkiem.

- To niesprawiedliwe! - oburzyła się srebrno-optyka - Nie ma prawa cię tak traktować, tylko dlatego, że podejmujesz z nim dyskusję!

- Nie mogę nic zrobić... próbowałem go przeprosić, ale... nic z tego. - pokręcił głową z rezygnacją - Wystawią mi Insecticoński bilet i już żadna uczelnia mnie nie przyjmie.

Ogoniasta zmarszczyła łuki optyczne w gniewie. Nie zamierzała pozwolić na to, by tak poniewierano jej najlepszego przyjaciela! Trzeba było coś zrobić, tylko co?

- Jakoś sobie poradzimy. - spojrzała na niego, a po chwili przytuliła go mocno - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

Mech oddał uścisk, przymykając optyki. Czuł się pewniej wiedząc, że przyjaciółka będzie go wspierać... Femme, która od dawna sprawiała, że jego Iskra biła szybciej, chociaż nigdy tego nie zauważyła. Uśmiechnął się lekko, gdy się od siebie odsunęli. Optyki Skrzydlatej błyszczały siła i determinacją, które dodawały jej dużo uroku. Bot niemal poczuł, jakby jej pewność spływała na niego i dodawała mu odwagi. Tak, dziś ją o to zapyta! Zrobi to, a potem niech się dzieje co chce! Już otwierał usta, by zadać tak ważne dla niego pytanie, gdy nagle usłyszeli za plecami szum silników i srebrny lotnik wylądował za ich plecami.

- Dobry wieczór Aniołku! - zamruczał znany im dobrze bas.

- Megatronus! - ucieszyła się i wstała by go uściskać.

Zarumieniony mech odwrócił nieśmiało wzrok, wypuszczając ciężko powietrze przez wentylatory. Znów się nie udało... Uniósł jednak kąciki ust, widząc radość swej uskrzydlonej Femme. Nie szkodzi. Póki ona jest szczęśliwa i on będzie zadowolony. Poza tym może następnym razem się uda?

Od przejęcia obowiązków lidera minęło parę dni. Każdy z nich wypełniała dość przykra po tak wielkich emocjach rutyna: wstawałam przed wszystkimi, sprawdzałam stan rannych, wysyłałam Moona na lekcje lotu i czytania, po czym zaczynałam pracę. Czytałam i pisałam raporty, patrolowałam samotnie rozległe tereny, naradzałam się z dowódcami, wynalazcami, inżynierami... lecz ciągle nie byłam w stanie przełamać nieufności botów. Po mojej stronie stała tylko Blue i nieco Rachet, ze względu na to, że pomagałam mu przy wciąż nieprzytomnych Optimusie oraz Bee. Ale czy kiedykolwiek uda mi się to samo z dzieciakami czy wojownikami? Bóg jeden raczy wiedzieć.

Westchnęłam cicho, wypijając do końca energon z kostki. Boty niedawno wyjechały po ludzi, a doktorkowie jak zwykle, nieco mrukliwie, dziękowali za opiekę nad rannymi. Wciąż dziwią się że to robię.

Myśleli, że wreszcie sobie odpuścisz, tak samo jak ja. Marnujesz cenny czas treningu na bzdury.

To, że opiekuję się przyjacielem, to nie bzdura. Machnęłam mocniej ogonem, spoglądając w stronę wejścia. Właśnie dobiegał do nas pomruk dwóch silników. Ha... już jadą. Zaraz się zacznie. Wstałam nieśpiesznie, odkładając kostkę do pustych pojemników.

Czyżbyś nie przepadała za swymi ludzkimi sojusznikami?

Nawet jeśli, to nic ci do tego. I radzę teraz siedzieć cicho. W końcu dostrzegą, że optyki mi się świecą.

Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, to już mają cię za potwora Angelbotko.

Oczywiście... Westchnęłam cicho. Niespodziewanie mój komunikator zabrzęczał, oznajmiając nadchodzące połączenie. Odsunęłam się do korytarza poza główną halą i odebrałam, machając lekko ogonem.

- Słucham.

- Królowo, nie znaleźliśmy ich w bazie w górach.

- Nawet śladu? - zagryzłam zęby w złości.

- Niestety. Tylu ilu zdołaliśmy podstawić wojsku, to zabrali z innych skrytych miejscówek, ale to wszystko tylko wykonawcy rozkazów. Nie wiedzą za dużo.

- Niech to... nic po sobie nie zostawili?

- Tylko kawałek pancerza i... spaloną część. Musieli dorwać jakiegoś decepticona.

- Jaką część?

- Light mówi, że wygląda to jak modulator, ale w tak kiepskim stanie, że raczej się go nie naprawi.

- Modulator mówisz... - przymknęłam na chwilę optyki. To może należeć do Bumblebee... No niedobrze - Podrzućcie to do autobotów jak tylko będzie okazja. Jeśli znajdziecie coś jeszcze, to dajcie znać. Bez odbioru.

- Tak jest Pani. Bez odbioru.

Szlag by to trafi... Potarłam skroń, marszcząc łuki optyczne. Przysięgam, kiedy ich znajdę, to zatopię kły i nie puszczę.

Chyba pierwszy raz widzę u ciebie taką nienawiść wobec ludzi.

To nie ludzie, to potwory. Strzepnęłam skrzydłami, powracając do głównego pomieszczenia. Autoboty właśnie rozmawiały z Rachetem, a dzieciaki kierowały się po schodach na platformę... razem z Karen. Zmarszczyłam się bardziej, przypatrując się dziewczynie.

Oho, czyżby twój zwierzaczek nie został, jak mu nakazałaś?

Nie nazywaj jej tak. Podeszłam powoli, do dziewczyny, zakładając ramię na ramię. Autoboty zerkały na nas z dystansu. Nastolatka zdjęła hełm, zadzierając głowę. Patrzyła na mnie krzywo.

- No co?

- Co ty tu robisz? - spytałam spokojnie, strzelając ogonem na boki - Z tego co pamiętam, twoi rodzice zdecydowali się wycofać cię z naszych spraw.

- A! - przykry uśmieszek zawitał na jej twarzy - Powiedzieli, że nie mogę uczestniczyć w zabawie, nie że nie mogę przyjechać. Więc z łaski swojej nie zawracaj gitary.

Słyszałam szmer zaskoczenia za plecami. Kątem optyki dostrzegłam też pogardę na twarzy Arcee. Wypuściłam powoli powietrze z wentylatorów, zwracając wzrok na dziewczynę. Co ją ugryzło? Nadal się gniewa? Obserwowałam chwilę, jak dziewczyna odstawia motocykl pod schody. Było coś znajomego w jej ruchach i tych uśmieszkach, ale nie mogłam złączyć tego z niczym. Argh, nie mam na to czasu! Muszę ich jeszcze zebrać do wyjścia.

- Porozmawiamy jak wrócę młoda... I nie myśl, że ode mnie uciekniesz. - mruknęłam, opuszczając ręce i odwracając się w stronę autobotów.

- Och, nie mam zamiaru uciekać od konfrontacji... w przeciwieństwie do ciebie. - rzekła kpiąco.

- Uuuu! - zawyła z podziwem Miko.

Pozwolisz się tak traktować jakiemuś węglowcowi?

Zatrzymałam się, patrząc na oddział w milczeniu. Arcee, Rachet i chłopcy wyglądali na zdegustowanych, Bulkhead na zdziwionego, Miko ekscytowała się z niewiadomych powodów, a w spojrzeniu Blue widziałam smutek. Przymknęłam optyki, zaciskając dłonie w pięści, po czym po prostu podeszłam do botów.

- Znaleźliśmy sporą żyłę, odkrytą przez cony. - rzuciłam krótko, patrząc na nich bez emocji - Trzeba ją przejąć.

- Mamy zapas paliwa. - rzuciła hardo Arcee.

- Który starczy na mniej niż miesiąc. - odparłam spokojnie - Ranni potrzebują świeżych kryształów, a my prawdziwych zapasów, nie byle wyskrobków.

Niezadowolony grymas był jedyną odpowiedzią, ale wojownicy posłusznie podeszli bliżej. Obróciłam się na pięcie, strzelając ogonem i stanęłam przy panelu, wprowadzając współrzędne.

- Aha i jeszcze jedno... - rzuciłam przez ramię, pociągając za dźwignię - Wymagam bezwzględnego posłuszeństwa w walce. Prywatnie możecie mnie nienawidzić jak panna Sparks, ale tam działamy jak drużyna, czy tego chcecie, czy nie.

To powiedziawszy, ruszyłam przed siebie, nasuwając maskę i wizjer na twarz. Po chwili usłyszałam za sobą niemrawe i ciężkie kroki pary botów. Ech... nici z dyskrecji, jeśli będą się tak poruszać. Jeśli zastosujemy otwarty atak, to moja Iskra może zacząć sprawiać... kłopoty.

Portal wyrzucił nas w górach Atlas, kilkaset metrów od celu. Trzeba będzie się dostać tam po cichu... Spojrzałam na boty, marszcząc lekko łuki optyczne. Nie, oni zdecydowanie nie zdołają zrobić tego po cichu. Trzeba będzie przeprowadzić najpewniej frontalny atak. Zacisnęłam lekko zęby. Dobra, spokojnie... teren zbadałam, wiem jak przejść i wystarczy tylko rozejrzeć się na miejscu. Decyzję podejmę później.

- Cel jest za tymi wzniesieniami.  - pokazałam ręką, na dość strome wzniesienia, zmieniając kolor lakieru, po czym ruszyłam nieśpiesznie w tamtym kierunku - Cony znalazły całkiem wygodną lokalizację. Mało kto tu wchodzi i mają sporo energonu. Ale podejście wymaga ostrożności.

- Mamy doświadczenie w przejmowaniu kopalni. - sarknął Bulkhead, wyprzedzając mnie razem z Arcee.

- Raczej ich niszczeniu. - stwierdziłam spokojnie, krocząc powoli przed siebie.

- A co ty możesz o tym wiedzieć? - warknęła Femme, oglądając się na mnie.

- Nie przypominam sobie, byśmy były na "ty" moja droga. Bacz na to, co mówisz. - mierzyłyśmy się chwilę spojrzeniami, po czym podjęłam znów wątek - A co do pytania... Obserwowaliśmy ruchy obu stron.

- Och, czyżby?

- Tak. Wiemy o niekompetencji conów, ale i o tym, że macie dziwne pojęcie o kryciu się. Nie jesteście tak dyskretni jak się spodziewałam. - odparłam spokojnie i cicho, wskakując skałę wyżej - Przynajmniej połowa akcji zakończyła się jakimś wybuchem, włączając w to tę, przy której się wmieszaliście w ratunek Karen.

- Połowa z tego to nie była nasza wina, a conów i MECH'u. - warknęła botka, kładąc dłonie na biodrach. Dotarła już na szczyt.

- Właśnie! Poza tym twoja też zakończyła się wybuchem! - poparł ją, wspinający się Bulk.

- Ciszej. - strzeliłam ogonem na boki - Wybuchł mi w rękach helikopter, którym bym się nie zajmowała, gdybyście nie przyszli. - mruknęłam, stając obok Arcee i wyciągając pomocną dłoń do Bulkhead'a - Co nie znaczy, że mi nie imponujecie.

Femme uniosła z niedowierzaniem łuk optyczny, a mech po chwili przyjął dłoń, choć cały czas patrzył na mnie zdezorientowany. Wciągnęłam go na szczyt i skinęłam ręką, by poszli ze mną dalej.

- Jesteście szalonymi ryzykantami i chociaż nie wybrałabym waszych taktyk, to doceniam was jako żołnierzy i boty. - zerknęłam na nich kątem optyki - Odwaga i sprawność, z jaką walczycie, jest niesamowita, a lojalność oraz oddanie sprawie robi spore wrażenie. Nawet jeśli czasem jesteście pogubieni, kłócicie się czy załamujecie, trzymacie się wciąż razem. I to jest coś, co bardzo w was podziwiam. - ukucnęłam, chowając się za wystającą skałą.

Ostrożnie wychyliłam się, przyglądając się pracującym klonom. Przed nami, w kamienistej, położonej nieco niżej dolince stało kilkunastu wartowników, strzegących wejścia do ciemnego tunelu. W środku, mniej więcej 20-30 metrów od wejścia, pracowali wytrwale górnicy, głośno ścinając kolejne kryształy. Zgaduję, że raczej głębiej nie zdołali się wdrążyć... Rozejrzałam się w poszukiwaniu naszego "wejścia". Dolinka była wręcz naga, nie było nawet jednej skały, za którą można by było się schować, żadnych, nawet najmniejszych drzew, za których osłoną dałoby się przekraść. Szlag... czyżby się zabezpieczyli? Zmarszczyłam łuki optyczne, wędrując wzrokiem dalej. Jak tu przejść?

- Piętnastu przeciwników. - rzuciła nagle Arcee - Ale zakładam, że w środku może być ich więcej.

- Odczyty wskazują faktycznie duże złoże. - dorzucił były wrecker.

Skinęłam głową, przymykając na chwilę optyki. Nie zaryzykuję otwartej konfrontacji, ktoś może wyjść ranny... Trzeba będzie obejść dolinkę i zaatakować od tyłu. Owinęłam ogon wokół bioder, wzdychając bezgłośnie. Tak czy inaczej będę musiała odebrać kilka żyć... Otworzyłam znów optyki. Przepraszam. Nie mamy innego wyboru.

- Obejdziemy ich. - zdecydowałam wreszcie, wskazując drogę od mojej lewej - Zaatakujemy od tyłu. I od teraz absolutna cisza.

Femme spojrzała na mnie krzywo, ale posłusznie ruszyła przodem, lekko się pochylając. Puściłam między nami wreckera, transformując się w panterę i postępując cicho za nimi. Oby tylko nikt nie potrącił żadnego kamienia, ani...

Na kilka sekund oślepiła mnie nieprawdopodobna jasność. Ziemia zadrżała, a głośny huk upadających głazów ogłuszył audioreceptory. Wśród pyłu i upadających kamieni wyraźna była okrągła, zielona sylwetka najsilniejszego z autobotów, upadającego z przerażonym wyrazem twarzy do dolinki. Cholera jasna! Błyskawicznie skoczyłam za nim, transformując się i chwyciłam go za rękę. Z całych sił machałam skrzydłami, stękając cicho z wysiłku. Jaki on ciężki!

Momentalnie w naszą stronę zaczęły padać nieco chaotyczne strzały klonów. A niech to ciężki złom! Wypuściłam Bulkheada nisko nad ziemią, lądując zaraz obok i osłoniłam go własnymi skrzydłami, strzelając do klonów z powrotem. Arcee zeskoczyła za nami, wspomagając mnie blasterem i unikając strzałów. Argh... a więc jednak atak frontalny. Podniosłam jedną ręką wrecekra, sycząc za każdym celnym strzałem wroga. Tak chcecie się bawić? No to jazda!

*     *     *

Ostatnie wózki, bogato obładowane surowym energonem, wjechały do portalu do bazy. Koniec... Odetchnęłam cicho, idąc powoli za wojownikami. Z tego wyjdzie kilka ton... Będzie zapas na kilka miesięcy, a wszystko to niewielkim kosztem... kilkudziesięciu Iskier i moich drobnych uszkodzeń. Wypuściłam powietrze przez wentylatory, zaciskając lekko zęby. Niestety, nie było innej drogi... Niech polegli spoczywają w pokoju.

Zadziwia mnie twoje pojęcie moralności Angelbotko.

- Nie... teraz... - warknęłam, przełknąwszy energon.

Z jednej strony złożyłaś przysięgę, że nie skrzywdzisz żywej istoty, z drugiej wydajesz chłodno rozkazy gaszenia Iskier. Raz rozpaczasz nad tym, że niemal skrzywdziłaś wroga, który nie raz wbijał ci nóż w plecy, a innym z zimnym energonem zabijasz słabsze od siebie klony.

Nie zaczynaj... Syknęłam cicho kładąc lewą dłoń na Komorze Iskier. Znowu się przeciążyłam... cholera. Skrzywiłam się lekko pod maską. Przynajmniej rany nie są duże.

Jestem tylko ciekawa, jak ty to widzisz Angelbotko.

Nie w tej chwili. Wyszłam z portalu, zamknęłam go i rozejrzałam się. Wózki zostały odstawione na bok, a boty oddane pod opiekę Racheta i Blue. Dzieciaki siedziały przy nich, podekscytowane akcją.

- Mówiłam, że nic mi nie jest!

- Wróciłaś cała w energonie. - odparła spokojnie Bluespark - Muszę być pewna, że nic ci nie jest.

- Bulkhead, nie wierć się! - burknął jej mąż, usiłując zeskanować wojownika.

- Kiedy to tylko otarcie.

- Od otarć się zaczyna.

- Bulk opowiedz jak było! - Miko prawie wisiała na barierkach.

- Nic wam się nie stało?

Chwilę stałam i patrzyłam na nich, milcząc. Ciekawi mnie... kiedy zauważą. O ile zauważą.

Nie łudziłabym się. W końcu jesteś obca i wchodzisz na ich teren.

Tak wiem... nienawidzą mnie. Westchnęłam bezgłośnie, rozsuwając maskę. Ruszyłam do wózka, stojącego nieopodal botów. Ułamałam największy kryształ z cichym trzaskiem, przełykając energon w ustach. Iskra wyciszała się dzięki urządzeniu Speedlight, a lampka czujnika powoli przygasała. Nie szkodzi. I tak będę się nimi opiekować.

Jesteś głupia. Doskonale wiesz, że te uczucia nie mijają i nikt nie będzie ci wdzięczny za twoje wysiłki.

Wiem... Ruszyłam nieśpiesznie w stronę upatrzonego miejsca, machając leniwie ogonem.

- Ekhem... Beautifuldeath? Królowo? - usłyszałam za plecami. Zatrzymałam się, unosząc dumnie głowę - Emm... dzięki za pomoc... Tam, jak spadałem.

Uniosłam lekko kącik ust, chowając wizjer. A jednak... Obróciłam się do autobotów i skłoniłam głowę, kładąc dłoń na piersi. Bulkhead potarł tył głowy zakłopotany, a Cee uniosła łuki optyczne. Uśmiechnęłam się, strzepując skrzydłami i ruszyłam dalej. Myliłam się. Nie nienawidzą mnie.

Odpowiesz może teraz na moje pytanie? - warknęła Ciemność ze zniecierpliwieniem.

O mojej rzekomej hipokryzji? Prychnęłam cicho, stając poza zasięgiem ich wzroku, w cieniu, dokładnie obok panelu Mostu Ziemnego i trzech ekranów głównych. Daj wpierw naprawić płaszcz i coś zjeść. Złamałam kryształ, odrywając mały kawałek i zatopiłam w nim zęby, absorbując energon. Jak prawdziwa bestia... uniosłam lekko kącik ust, miażdżąc w szczękach resztkę surowca, po czym wyciągnęłam mutlitoola i sięgnęłam do prawego rękawa płaszcza. Podczas ataku rozszarpali mi go, zadrapując lakier pod nim. Złomiarze... Szczęście, że nie uszkodzili kamuflażu ani moich lin.

Czyżbyś chciała jednak uniknąć odpowiedzi?

- Powiedziałam już. Nie bądź taka prędka. - mruknęłam, łącząc powoli płyty płaszcza ze sobą - Pamiętam co przysięgałam, wiem jak to wypełniam. Zawsze, ale to zawsze czyniłam krzywdę innym, by obronić siebie czy poddanych.

Brzmi to jak tania wymówka...

- Nie udawaj naiwnej. To jest wojna, na wojnie ponosi się ofiary i zabija. Albo ja zabiję, albo mnie zabiją. - warknęłam ze zmęczeniem, nie mogąc złączyć jednej płyty - Wiem dokładnie co przysięgałam: że nie zrobię krzywdy innym, w chwili, gdy pragnęłam krwawo zemścić się na tych, którzy zabili moich Stwórców. Nie chodziło im o to, bym szła pod prasę, ale bym nie szafowała życiem innych.

Czyżbyś wreszcie to zrozumiała? Aż nie mogę wyjść z podziwu... ale wciąż nie tłumaczy cię to z Arachnid Angelbotko.

- Zrozumiałam wreszcie, że nie mogę nieskończenie użalać się nad śmiercią jaką spowodują, każdym straconym żołnierzem. - syknęłam, przechylając głowę, by widzieć lepiej zniszczenia - A Arachnid chciałam zabić w przypływie gniewu. A to nie byłoby dobre. -zamieniłam narzędzie na małą spawarkę i zaczęłam łączyć rozerwaną płytkę - Lecz gdy nadejdzie czas naszej walki, a ona spróbuje zaatakować, załatwię to jak należy.

Czyżbyś nagle potrafiła bronić swoich racji? Jestem niemal pod wrażeniem. Lecz z punktu widzenia moralnego...

- Moralność jest względna. - wykrzywiłam twarz w grymasie krzywego uśmiechu - A na wojnie? Zanika niemal całkiem. Obie doskonale o tym wiemy.

Akurat skończyłam naprawę płaszcza. Otrzepałam się, oddychając z ulgą. Lampka ostrzegawcza przygasła, świeże paliwo wpłynęło w przewody... jest dobrze. Jeszcze tylko chwilę i przestanie boleć. Potem naprostuję pióra. Schowałam narzędzie do schowka i schowałam się bardziej w swoim miejscu. Odłożyłam kryształ na bok. Muszę zacząć przestawiać Moona na standardowy energon, nie mój.

Nareszcie coś zrobisz z tym Iskrzeniem. Zabierał ci zbyt dużo czasu.

- I tak nie sprawia mi przyjemności spędzanie go z tobą. - mruknęłam, strzelając lekko ogonem.

Wszystko co miałam zrobić, zrobiłam tak na prawdę rano. Teraz mogę tylko czekać na wiadomości od moich, znaki aktywności decepticonów, bądź zacząć odświeżanie starych projektów... i zapalić. Uniosłam lekko kącik ust. Tak... tego mi trzeba. Póki Moon'a nie ma... Uspokoję bardziej Iskrę, zrelaksuję się... Wyciągnęłam ostatniego dymiarza, zapalniczkę oraz srebrną kulkę z błękitnym oczkiem, nie większą niż moja pięść. Wcisnęłam je i wypuściłam na podłogę, przystawiając płomień do "komina". Kulka bzyknęła, wysunęła łapki, które uniosły ją na wysokość mojego podwozia, po czym obróciła się szybko i wypuściła z siebie cztery jasne promienie. Nie minęła chwila, a stworzył się z nich szeroki, jasnoniebieski pulpit techniczny, gotowy do pracy. Zaciągnęłam się z przyjemnością, dotykając lekko powierzchni, która natychmiast lekko się rozszerzyła i wyświetliła u góry możliwe narzędzia oraz stare prace.

Popisujesz się przed nimi.

Jakbyś nie zauważyła, nikogo tu nie ma. Poza tym otwieram to dla komfortu. Sięgnęłam po detpad, gryząc z upodobaniem stalową rurkę. Doskonały towar... od razu mnie uspokaja.

- Dalej palisz to paskudztwo? - usłyszałam niespodziewanie przed sobą.

Spojrzałam w stronę pytającej i wypuściłam piękną chmurę. Karen stała na podeście dla ludzi i patrzyła na mnie wyzywająco, z kpiącym uśmieszkiem. Przyszła do mnie jako jedyna z grupy botów, reszta opowiadała sobie o przebiegu akcji i porządkowała energon.

- Wciąż jesteś gorzka i nieprzyjemna? - spokojnie podłączyłam tablet do kulki, przerzucając kilka starszych projektów.

- A nie mam do tego prawa? - usiadła na barierce z zadowoloną miną.

- Masz. Ale nie musiałaś mi dogadywać na ich optykach. - spojrzałam na nią spokojnie.

- Nie. Nie musiałam. - skrzywiła się niechętnie.

Przyglądałam się chwilę jej twarzy. Chociaż dalej patrzyła na mnie wyzywająco, ale wyraźnie nie była w najlepszym humorze. Biedna dziewczyna... Wystawiłam do niej dłoń, zabierając "komin" z ust. Popatrzyła na mnie dziwnie, ale uśmiechnęła się wreszcie krzywo, przeskakując stalowe rurki. Uniosłam ją na wysokość optyk, przypatrując się jej.

- Wiem, że cię boli, że mnie nie było. - rzekłam cicho, ale szczerze - Nie mam dla siebie usprawiedliwienia. To był mój błąd, powinnam się pojawić i naprawdę żałuję, że tego nie zrobiłam. Przepraszam cię.

Dziewczyna włożyła ręce w kieszenie, patrząc mi odważnie w twarz, mrużąc lekko oczy. Nie dziwię się. Moje słowa są niczym, przy jej tragedii. Ale to jedyne co na razie mogę zrobić. Nastolatka po chwili westchnęła cicho, spuszczając głowę.

- Byłam... wściekła, wiesz? I rozżalona. - uniosła swą lewicę i spojrzała na nią - Najpierw ten szok... nie wiedziałam, że tyle rzeczy nią robiłam! I jeszcze ten fantomowy ból... Nie mogłam się przyzwyczaić. Coś zupełnie obcego, kompletnie nieznanego. Byłam przerażona. Light i szczególnie Jet pomagali mi się przyzwyczaić... nawet to stalowe ptaszysko starało się mnie rozweselić i wesprzeć psychicznie. - zacisnęła dłoń w pięść - Jak tylko wyszłam z depresji, chciałam się z tobą spotkać. I myślałam, że jak tylko cię zobaczę, to wykrzyczę wszystko, co się we mnie kotłowało, całą tą gorycz i rozpacz... Ale wszyscy wtedy cieszyli się ze zwycięstwa, nie mogłam się dostać do ciebie... Sama się cieszyłam, że smoki wróciły! - siadła na mojej dłoni, patrząc na mnie - A teraz... też chciałam to zrobić.

Urwała. Znów zapadła cisza, gdyż czekałam cierpliwie aż dokończy myśl, owijając ogon wokół nogi. Naprawdę powinnam była się pojawić. Wreszcie dziewczyna uniosła wzrok, uśmiechając się smutno.

- Wszystko mi opowiedzieli. O tym jak uginałaś się pod presją, o Unicronie, późniejszych walkach. - odchyliła głowę w tył - Chciałam się na ciebie złościć, próbowałam sobie przypominać wszystko co złe, ale nie umiem tego ciągnąć. Nie chcę już trzymać tej złości, bo tylko mi źle. - wypuściła powoli powietrze - Raczej tak prędko ci tego nie zapomnę, ale... wybaczam ci. No bo...

Przysunęłam ją do twarzy, delikatnie przystawiając do policzka i ostrożnie gładząc po plecach kciukiem. 

- To wielkoduszne z twojej strony... dziękuję. - wymamrotałam z zamkniętymi optykami.

- Dobrze dobrze Dżidżi. - poklepała mnie po policzku. Po chwili odsunęłam ją ostrożnie. Uśmiechnęła się żartobliwie - Teraz jestem bardziej jak wy! Też mogę transformować rękę!

- Wiem... poprosiłam konstruktorów, by zrobili ci należytą protezę. - powiedziałam spokojniej, wzdychając cicho i wkładając "komin" do ust - Ale i tak nie mogę ci pozwolić na chodzenie na akcje skarbie. Twoi rodzice się nie zgadzają. Martwią się o ciebie.

- A nie moglibyście przestać trząść się nade mną jak nad jajkiem?

- Niestety... może i jestem Królową wśród transformerów, ale nie wśród ludzi. - odparłam, kładąc dłoń przy barierkach.

- To posysa. - stwierdziła, ale nie zeszła - A możesz chociaż pokazać, co będziesz robić? Bo z tymi tam umrę z nudów. - wskazała na dzieciaki.

- Jak chcesz... Będę opracowywać stare projekty na nowo. - otworzyłam zapisane pliki starych gadżetów i położyłam ją na ramieniu.

- A nie powinni się tym zająć inni?

- To moje prywatne pliki. Poza tym na razie i tak nie mam możliwości pomóc w czym innym. - rozciągnęłam siłowniki palców - Czeka nas długa i trudna sesja.

Przynajmniej zajmiesz się czymś pożytecznym. Ale pamiętaj, jeszcze dziś musimy wprowadzić cię w to, czym są twoje nieodkryte moce.

Zdążymy, nie martw się. Ale teraz proszę cię, nie mów nic, muszę się skupić. Kliknęłam w wybór projektów i wyłożyłam sobie na bok trzy prototypy: rękawicę sejsmiczną, kulę teleportacyjną oraz ostrza magnetyczne. Kiedyś miałam fantazję, nie ma co... I chciało mi się to rysować ze zdobieniami! Ha... Uniosłam lekko kącik ust. No dobrze, sprawdźmy jakie błędy popełniłam, że nie te cuda nie chciały działać.

*     *     *

- ...i wtedy zaczęłam mu wiązać nogi, a pani White ręce! - pisnęła z ekscytacją Miko - Związałyśmy go jak baleron!

- Niezły wyczyn. - stwierdziłam krótko, patrząc cały czas w monitor i sprawdzając powoli obliczenia oraz rysunki techniczne - A nic wam się nie stało?

- Nie! - entuzjazm Japonki wręcz mnie przytłaczał.

- Ale nie wiem czy z panią White wszystko w porządku. - dorzucił mrukliwie Jack - Mimo wszystko to ona wzięła na siebie odwrócenie uwagi Dreadwinga, gdy my przygotowywaliśmy pułapkę.

- Mogę wam zagwarantować, że jest cała i prawie zdrowa. - skinęłam im głową nakładając ostrożnie trójwymiarowy model rękawicy na dłoń.

- Prawie?

- Trochę się przemęczyła. - rzuciłam, szukając wzrokiem nieprawidłowości.

Mogłam spokojnie pracować, gdyż boty rozjechały się na patrole, a doktorkowie zajmowali się przetwarzaniem energonu w głębi bazy. Zostali przy mnie ludzie, ale oni nie znali cybertrońskiego. Leży dobrze i raczej nie blokuje ruchu, bo model zrobiłby się fioletowy. Strzepnęłam lekko skrzydłami. Dopracowanie szczegółów odłożę na później. Moontear niedługo powinien skończyć lekcje. 

- Nad czym pracujesz? - usłyszałam z boku. Karen patrzyła ciekawsko na moją broń.

- Nad specjalną rękawicą... - odparłam z westchnieniem, usuwając model z dłoni - Ale mam teraz problem z dopasowaniem jej. Moje boty mają od trzech do pięciu palców, różne rozmiary dłoni, ostre pazury i rozmaite połączenia kabli w dłoniach.

- Mówiąc krótko masowa produkcja nie wchodzi w grę i trzeba robić na zamówienie? - stwierdziła.

- Niekoniecznie. Trzeba będzie zrobić specjalny mechanizm, dopasowujący rękawicę do dłoni. - wypuściłam powoli powietrze przez wentylatory, marszcząc łuki optyczne.

- Naprawdę jest tak wiele rzeczy, na które trzeba uważać? - zdziwił się Rafael.

- Cóż... zależy od transformera. Na ten przykład predacony i dinoboty mają większe łapy, dlatego trzeba im bardziej wytrzymałych broni. - pochyliłam się nad projektem, zapisując pracę - A syrenboty z kolei są drobniejsze, smuklejsze, a za to zwinniejsze.

- Że kto?

- Pfha, naprawdę nie wiecie? - prychnęła Kar z mojego ramienia.

Uniosłam na nich wzrok. Wyglądali na skonfundowanych. Czyżby nikt im tego nie opowiedział do tej pory? Dziwne...

- Opowiedzieć wam o tym?

Spojrzeli po sobie, ale pokiwali głowami. Wyczyściłam pulpit z plików i zmieniłam położenie pulpitu na pionowe. Zaczęłam rysować "drzewko".

- Wszystkie "roboty z kosmosu", jak to lubicie mawiać, to transformery. Ze względu na budowę, dzielą się na trzy podstawowe grupy. Pierwsza to Cybertrończycy. Różnią się głównie budową i transformacją. Zaliczają się do nich lotnicy, automoblie oraz wyjątkowe jednostki, które są zdolne do transformacji w kosmiczne wahadłowce, lub statki zdolne pływać po Morzu Rdzy. Na wojnie prawie zupełnie zaniknęli. - spojrzałam na dzieciaki - Na razie jest to jasne?

- No tak. Podzielili się w końcu na cony i boty. - mruknął Jack.

- Dalej są Animalboty. - zaczęłam rysować dalej - Większość zmienia się w zwierzęco-podobne formy. Główne grupy to Catboty, Wilkoboty i Syrenboty. Te ostatnie nie zmieniają się całkowicie w zwierzęta, ale wciśnięto je do tej kategorii, gdyż potrafią pływać...

- A inne boty nie potrafią? - zdziwiła się Miko.

Kar zaczęła się śmiać, a ja uniosłam łuki optyczne. Takiego pytania się nie spodziewałam...

- Jesteśmy z metalu... - powiedziałam powoli - Metal tonie w wodzie... Poza tym rodzaj wentylacji się różni. Na powierzchni chłodzimy się powietrzem, tam trzeba się chłodzić wodą. To wymaga specjalnej izolacji, by nie uszkodzić mechanizmów wewnętrznych.

Nastolatka zaczerwieniła się z zażenowania. Chyba uświadomiła sobie o co właściwie zapytała... Potrząsnęłam głową i zaczęłam rysować ostatnią grupę.

- A tych nazywają Bestiami... I pierwszymi Transformerami. - podjęłam wyjaśnienia - Predacony i Dinoboty. Z wyglądu to właściwie wasze smoki oraz dinozaury. Mają oczywiście różne gatunki, umiejętności i tak dalej.

- Macie smoki?! - pisnęła głośno Miko.

Skrzywiłam się delikatnie, kiwając głową. Ależ ona jest głośna... Potarłam lekko skroń, odwracając ekran jednym machnięciem ręki w ich stronę. Zaczynam tęsknić za skrzekiem Bustfire'a. On przynajmniej nie darł się co pół sekundy. 

- Mama! - rozległo się radosne wołanie za mną.

Uśmiechnęłam się, obracając w stronę mojej Iskierki. Moontear... latał! Co prawda jeszcze dość ciężko machał skrzydłami, lecz nie miał większych problemów by się utrzymać w powietrzu.

- Dzień dobry słoneczko. - uśmiechnęłam się, wyciągając do niego ręce - Jak dzisiaj było?

Mały wskoczył mi w ramiona, transformował się z bestii w zwykłą Iskierkę i przytulił się mocno.

- Speedfile nauczył mnie lobić pętelkę! - pochwalił się radośnie, obejmując mnie za szyję - Chcesz zobaczyć?

- Oczywiście. - pocałowałam go w czoło i uśmiechnęłam się lekko.

Mech rozłożył skrzydełka, podskoczył, zrobił przede mną podwójną pętlę, po czym wylądował z poślizgiem na ziemi.

- Widziałaś Mama? Widziałaś?

- Fantastycznie sobie radzisz. - ukucnęłam przy nim i pogłaskałam czule po plecach - Jestem z ciebie dumna.

Moon aż się rozpromienił. Skoczył na mnie i znów się mocno przytulił, mrucząc cichutko. Oj słoneczko... nie dałabym cię już nikomu. Pieściłam go delikatnie po plecach.

- Aww... Urocze.

- Dziwnie się na to patrzy. - mruknął Jack.

- Cicho tam, nie znasz się! - zgromiły go jednogłośnie dziewczyny.

Uśmiechnęłam się delikatnie, odsuwając się od towarzystwa. Jedną ręką złożyłam kulkę z powrotem i schowałam ją, a ogonem zgarnęłam kryształ energonu, który schowałam dla małego. Ruszyłam nieśpiesznie w stronę kącika medycznego. Skoro i tak nie ma medyków, to sprawdzę jak się trzyma Optimus i Bee.

- Jesteś głodny Moon? - lekko połaskotałam smoczka po brzuszku.

- Tloskę.

- Musisz już powoli próbować zwykłego energonu, nie mojego. - wyciągnęłam kryształ i podałam mu do rączek. Ten kawałek był tak duży jak sama bestyjka!

- Nie lubię! - skrzywił się nieszczęśliwie.

- Musisz skarbie. - westchnęłam, widząc jego niechętną minkę - No dobrze, może zróbmy tak: jeśli zjesz chociaż kilka kawałków, to potem załatwię ci słodki energon. Co ty na to?

- A jaki to? - zainteresował się.

- Bardzo smaczny. Spodoba ci się.

- Taki jak twój? - spojrzał na mnie z nadzieją.

- Może troszkę. - roześmiałam się cichutko, całując go w czoło. Mój mały, uroczy smok...

- Ja też bym chciał. - usłyszałam niespodziewanie cichy pisk.

Spojrzałam w dół i napotkałam zmęczone, ale szczęśliwe spojrzenie pary błękitnych optyk. Obudził się...

- Bee! - krzyknął z nieprawdopodobną radością Rafael.

- Chodźmy po Racheta! - zadecydował Jack, biegnąc w stronę korytarza.

Miko popędziła razem z nim, wyjąc szczęśliwie. Mimo wszystko to zabawne dzieciaki. Kochają te swoje boty. Uśmiechnęłam się delikatnie, przyklękając obok koi młodego zwiadowcy. Postawiłam Moon'a obok i pochyliłam się przy leżącym mechu. Próbował usiąść, ale powstrzymałam go delikatnie.

- Nie powinieneś się na razie przemęczać. - złapałam go za rękę, patrząc na niego z radością. Odzyskujemy ich - Szybciej wyzdrowiejesz, jeśli będziesz odpoczywał.

- Ale skąd się tu wzięłaś Królowo? - spytał z wysiłkiem, wpatrując się we mnie dużymi, jasnoniebieskimi optykami - I gdzie jesteśmy...?

- Pomogłam cię uratować. A jesteśmy w bazie, wśród twoich. - uścisnęłam ostrożnie jego dłoń - Wszyscy bardzo się o ciebie martwiliśmy.

Spojrzałam na bok. Moontear wdrapał się na koję i usiadł obok rannego, patrząc na niego ciekawsko. Dołączyli do nas także Rafael z Karen. Złapałam chłopca ogonem i ostrożnie położyłam na klatce piersiowej Bumblebee, patrząc wymownie na nastolatkę. Trzeba dać im chwilę prywatności.

- Ale nikt tak nie tęsknił jak ten mały. - odsunęłam się powoli, puszczając jego dłoń - Bardzo na ciebie czekał.

Szatyn niemal natychmiast wtulił się w bota z płaczem radości. Bee ostrożnie uniósł rękę i położył na nim, przymykając optyki. Wstałam spokojnie, zestawiając Moon'a z koi i odsuwając się trochę. Akurat w tej chwili medycy wpadli do hali i podbiegli, zaaferowani, do bota. Uśmiechnęłam się delikatnie, wycofując się ze smokiem do Optimusa. Siadłam obok niego, przypatrując się, jak boty opiekują się żółtym młodzikiem. Gdybyś tu był... myślę, że byłbyś zadowolony. Mimo wszystko udało mi się postawić ich na nogi... Położyłam dłoń na jego dłoni i ścisnęłam ją mocno.Natomiast Moon wspiął się na koję i przytulił do głowy Optimusa. Mam nadzieję, że i ty prędko się obudzisz, bo... tęsknię za moim najlepszym przyjacielem.

Hej hej

Kolejny rozdział zakończony :D Trochę taki nijaki, ale czasem też trzeba przerwy od wielkich akcji. Ale w następnym będzie już baaardzo gorąco :P

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani!

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro