Przeciążenie umysłu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wszystko w porządku?

Fioletowa Femme spojrzała ze zmęczeniem na biało-fioletową conkę o czerwono-złotych optykach. Ledwie wlekła się do swojego pokoju. Marzyła tylko o tym, aby położyć się i zapaść w długi sen. Najlepiej by nigdy więcej się później z niego nie wybudzać.

- Miałaś rację Death. Darkknight... - głos uwiązł jej w przetworniku mowy, a bezwolny szloch wydarł się z piersi.

Deathplay normalnie rzekła by: "A nie mówiłam?", jednak widząc stan przyjaciółki, powstrzymała się. Zlustrowała ją uważnie wzrokiem, a po chwili westchnęła cicho. Poklepała ją po ramieniu, a następnie odprowadziła do pokoju.

- Nie bądź głupia. Nie płacz po nim, nie zasłużył na choćby jedną łzę. - mruknęła tylko, popychając ją delikatnie w stronę pokoju.

Skrzydlata nic nie powiedziała. Szła korytarzem ze spuszczoną głową, a optyki szkliły się jej cyjankowymi łzami. Gdy tylko dotarły do jej pokoju, rzuciła się bezwładnie na koje, patrząc tępo przed siebie. Death wręczyła jej zaległą kostkę energonu, biorąc zarazem i swoją do ręki. Srebrno-optyka jednak nie tknęła paliwa, nawet na nie nie spojrzała.

- Death, dlaczego to musi tak boleć? - szepnęła, spoglądając na nią z głębokim smutkiem - Czemu za każdym razem boli?

- Bo... - w ostatniej chwili ugryzła się w przysłowiowy język. Nie miała Iskry wymawiać jej teraz błędy, których przecież nie mogła uniknąć. Nie wiedziała - Ech... nie myśl o tym Dżidżi. Zdrajcy nie są warci nawet jednej myśli.

- Miałaś rację. Byłam głupia i naiwna...

- Nie prawda! - zaoponowała twardo, kładąc jej dłoń na ramieniu - Byłaś kochająca i otwarta, tylko tamten śmieć nie umiał tego uszanować! Jesteś wyjątkowa właśnie przez to, że czujesz. Zupełnie inaczej niż te złomy blaszane Primusa.

Srebrno-optyka otarła optyki ręką, wzdychając cicho. Nie widziała już tego w ten sposób. Czucie zbyt wielu emocji było przekleństwem, nie powodem do dumy...

- Nie łam się przez jakiegoś złodupca. Wal go na pysk, tańcz na grobie i rozchmurz się. Niech go Scraplety podgryzają! - Death poklepała przyjaciółkę po plecach, wciskając jej kostkę - Ale następnym razem to ja ci chłopa dobiorę z poczuciem humoru. Może być?

Botka uniosła delikatnie kącik ust i skinęła głową. Po chwili stuknęły się kostkami i opróżniły je do dna. Skrzydlata skuliła się na koi, patrząc w ziemię. Widząc to, czerwono-optyka zmarszczyła łuki optyczne.

- Już ty się nie bój. Jutro dobierzemy się do rufy tego złoma i wyrwiemy mu Iskrę! Iskrę przez rufę! - warknęła groźnie, wywołując nikły uśmiech na twarzy przyjaciółki.

- Jesteś wspaniała... bez ciebie nie dałabym sobie rady. - zdążyła jeszcze wyszeptać, nim zapadła w głęboki sen.

A Deathplay wyszczerzyła ząbki w uśmiechu, po czym okryła Ogoniastą i wyszła z pokoju.

- Za bardzo się przywiązujesz maleńka, a to niezdrowo... Będzie cię bolało w przyszłości.

Do hangaru wjechał czarny, opancerzony AMZ. Ludzie zaczęli od razu strzelać, chcąc mnie wykurzyć sprzed sprzętu, lecz ja zaparłam się mocno nogami, zebrałam w sobie całą złość buzującą w Iskrze, po czym rykiem sonicznym wyrzuciłam ich za drzwi, które nota bene wyrwałam z zawiasów.

- Harmonia, ile jeszcze?

- Kilka minut Pani. Lista jest większa niż się spodziewaliśmy.

Wysunęłam pazury, machając lekko ogonem na boki. Jeśli będzie trzeba, będę ryczeć póki nie stanie mi tchu. A potem pomogę sobie telekinezą.

Wkrótce żołnierze ukazali się we drzwiach, ostrożnie zaglądając do wnętrza. Wyprężyłam siłowniki do skoku, szykując się na ich atak, jednak mężczyźni nagle zniknęli, a ja usłyszałam strzały... blasterów. Czyżby moi mnie nie posłuchali? Zmarszczyłam łuki optyczne.

- I co z tym ściąganiem?

- Za niecałą minutę będę miała wszystko. Możesz się ewakuować Królowo.

- Minuta to sporo czasu. Zostanę na wszelki wypadek. - nie chowałam jeszcze pazurów, spoglądając niepewnie w stronę wyjścia z hangaru.

Ziemia drżała, ludzie krzyczeli, blastery i karabiny strzelały. Mam wsparcie, to jasne, ale chyba nie moje? Kto tam jest?

- Już Pani. Wycofujmy się. - otworzyła mi portal z boku.

- Ty się zabieraj, ja sprawdzę kto mi "pomaga". - burknęłam, unosząc łapę.

Po pięciu sekundach uderzyłam mocno w monitor, gruchocząc go, by już nikt nie mógł mieć z niego użytku. Komputery zostawiłam w spokoju. Zacisnęłam zęby, lekko je szczerząc i ruszyłam do wyjścia. Jeśli to Megatron, to złapię ten myśliwiec, który mnie ścigał w górach i rozbiję o ścianę.

Och... Rzeczywistość okazała się nieco inna od spodziewanej. Cała drużyna autobotów właśnie oczyszczała sobie przedpole z ludzi, usiłując się dostać do hangaru. Wspierało ich kilka wojskowych samolotów. A więc to ich wina. Warknęłam z irytacją, idąc powoli w ich stronę. Mówiłam, by się nie mieszali...

Nagle zostałam ostrzelana przez maszyny ich lotnictwa. To jest gruba przesada! Nic jeszcze nie zrobiłam! Drapnęłam pazurami ziemię i skoczyłam między boty, chcąc przeczekać ten atak. Szczęściem ludzie już od nas uciekali, chcąc uniknąć złapania. Wtedy wszystkie autoboty zwróciły się w moją stronę.

- To ta bestia...

- Co ona tu robi? - pisnął Bee.

- Pewnie przyszła z rozkazu Beautifuldeath, ocalić Karen.

- Optimusie, co z nią zrobimy?

Prime milczał, a ja tylko przewróciłam optykami z irytacją. Nie mam na to czasu. Ruszyłam przed siebie, chcąc szybko przenieść się do domu. Mam nadzieję, że medycy uratują dziewczynę... Nie daruję sobie, jeśli przeze mnie zginie.

Powiał wiatr, przynosząc ze sobą delikatną woń spalenizny i szum śmigła. Zmarszczyłam się, unosząc głowę. W górze, wysoko nad nami śmigłowiec szturmowy AH-64. W optykach mi pociemniało ze złości. Silas ... Nie zastanawiając się, rzuciłam się biegiem za nim, zostawiając za sobą krzyki autobotów. Złapię go i zmuszę, by spojrzał w oczy Sparksów, zanim ukręcę mu łeb! Rzuciłam się na piasek, robiąc przewrót w przód. Transformowałam się do zwykłej formy, kuląc się przy ziemi. Spięłam siłowniki, po czym wyskoczyłam do góry, rozwijając skrzydła.

Machnęłam nimi mocno, lecąc wprost za agentami. Nagle jednak poczułam ciężar na nogach, ściągający mnie na ziemię. Kto śmiał?! Obejrzałam się z błyskiem w optykach. Bumblebee złapał mnie za nogi i próbował zmusić do lądowania. Głupiec! Kopnęłam go w środek twarzy, machając mocno i kręcąc się po jeziorze. Usiłowałam zrzucić balast, ale autobot trzymał się kurczowo moich nóg. Nie zamierzał puścić. W dodatku samoloty ludzi zaczęły mnie ostrzeliwać. Złomy... Później się z nimi rozliczę. Teraz muszę złapać to ścierwo!

Nie zważając już na "towarzystwo", ruszyłam jak najwyżej do góry. Biłam skrzydłami powietrze, wznosząc się tak szybko jak się dało. Adrenalina buzowała w przewodach, rozświetlając znaki na plecach oraz skrzydłach. Wściekłość szarpała mnie jak scraplety transformera, dodając sił. Tym razem mi nie ucieknie! W błyskawicznym tempie dotarłam do maszyny i dosłownie wbiłam się w nią. Rękoma wyszarpnęłam działo paraliżujące ze spodu, a śmigło z wierzchu.

Siła uderzenia sprawiła, że kręciliśmy się jak na ziemskiej karuzeli. Ciężar z nóg znikł, lecz nie przejmowałam się tym. Zajrzałam do środka maszyny. Przerażeni ludzie wrzeszczeli ze strachu... ale Silasa wśród nich nie było. Rdzawy złom! Oszukał mnie! Zacisnęłam dłonie na bokach maszyny, zgrzytając zębami. Niech ich...

Nagle maszyna z ogłuszającym hukiem i oślepiającym błyskiem eksplodowała mi w rękach. Argh! Wybuch sparzył mi ręce oraz twarz, a część odłamków wbiła się w ciało. Odrzuciło mnie kawałek w tył, ledwie zdołałam złapać równowagę. Rozejrzałam się. Wrak spadał do jeziora, a niedaleko niego jakiś żółty kształt zmierzał coraz szybciej ku ziemi...

Pobladłam, czując zarazem, że Iskra mi staje. Bumblebee! Mech nie przeżyje takiego upadku! Natychmiast dałam nura za nimi, przyśpieszając z każdym ruchem skrzydeł. Bot piszczał rozpaczliwie, a F-16 między nami usiłowały go dopędzić, nim spadnie między drzewa. Jest za daleko, nie zdąży! Zwinęłam się najciaśniej jak tylko się dało, wbijając wzrok w Trzmiela. Ziemia była coraz bliżej.

Szybko dotarłam do poziomu samolotów. Skokami, odpychając się nogami od kadłubów, udało mi się wyprzedzić je akurat gdy zawracały kurs, nie chcąc ryzykować własnej śmierci. Zrobiłam beczkę, by nie nabić się na skrzydła ostatniego. Jeszcze kawałek! Wyciągnęłam ręce do obracającego się bezwładnie bota, patrzącego na mnie dużymi, przerażonymi optykami. Drzewa były już bardzo blisko. Mmm... mam go! Złapałam bota mocno w talii, przyciągając do siebie i rozkładając szeroko skrzydła.

Rdzawy złom! Nadwyrężone siłowniki szczęknęły głośno. Leciałam za szybko, ziemia była za blisko, a dodatkowe obciążenie ciągnęło za mocno w dół. Pęd powietrza był taki, że chociaż starałam się delikatnie skręcić ciałem, rzuciło mną pod kątem w las. Ledwie zdołałam wznieść się na tyle, by nie uderzyć w drzewa. Uff... W ostatniej chwili...

Argh! Na drodze stanęło mi nieco wyżej wyrosłe drzewo. Czubek ścięłam skrzydłem, wgniatając lekko ramę, ale równowaga została już zaburzona. Nie byłam w stanie zapanować nad torem lotu, więc błyskawicznie otuliłam się skrzydłami, przyciskając do piersi młodego zwiadowce. To zaboli...

Padłam na drzewa, łamiąc je własnym ciężarem, po czym uderzyłam o ziemię, niszcząc drobne krzaki. Jeszcze przez dłuższą chwilę turlałam się, obijając ciało o drzewa, ziemię i skałki, aż wreszcie zatrzymałam się w jakimś dołku. Uch... udało się. Zamknęłam optyki, puszczając Bee. Nie ruszał się co prawda, ale to pewnie ze strachu i szoku. Zaraz ucieknie. Komunikat o drobnych rankach momentalnie wyświetlił się przede mną, ostrzegając o znacznym przegrzaniu Iskry i procesora. Ból promieniował od nich, lecz nie tylko przez nie cierpiałam. Czułam każdy, nawet najmniejszy przewód, najdrobniejszy siłownik... Ugh, ale mnie poobijało. 

Nie miałam sił, by się podnieść, a tym bardziej by zabrać skrzydła. Wentylacja pracowała mocno, ochładzając podzespoły. Dopiero zbierałam siły, miałam więc chwilę, by pomyśleć. Silas uciekł... lecz mam bazę danych. Wyłapię każdego agenta, będą cierpieć za krzywdę mojego dziecka. Nie daruję im tego. Tylko co z tego? To wszystko moja wina... Stęknęłam cicho, odchylając głowę. Jak ja spojrzę Sparksom w oczy? Obiecywałam, że będą bezpieczni i zawaliłam na całej linii.

Nagle poczułam, że młody zwiadowca usiłuje wyjść spod moich ramion oraz skrzydła. Spojrzałam na niego. Zamarł, gdy zorientował się, że jestem przytomna. Patrzył na mnie intensywnie, ze strachem w dużych, ładnych optykach. Mimo iż usiłowałam nie dopuścić do jego zranienia, miał rozbity siłownik kolana, a z jego ręki sączyła się krew. Ech... jak ze wszystkimi, których usiłuję ochronić. Nie giną, ale i tak cierpią. Westchnęłam smutno w Iskrze, sięgając ogonem do jego kolana. Był naderwany, ciekło z niego paliwo, ale poza tym wszystko było z nim w porządku. Drgnął, gdy go dotknęłam i próbował się odsunąć.

- Cii... Nie bój się. - mruknęłam cicho, spokojnym tonem głosu, poruszając z trudem ręką.

Bee dygotał cały, patrząc mi w twarz. Jak widzę i on słyszał o "tym potworze". Popatrzyłam na niego ze zmęczeniem, kładąc rękę na drugiej ranie i syknęłam przez zęby. Wykrzesałam z siebie trochę energii, by uleczyć rany mecha, a po chwili zabrałam kończyny, stękając cicho. Wszystko mnie boli, ale było warto go ratować. Nie chcę, by drużyna Prima straciła kolejnego członka. Obróciłam się na plecy, podnosząc skrzydła. Bot natychmiast odsunął się na bok, uwalniając drugie z moich skrzydeł. Piszczał coś, ale nie miałam sił, by wytężać umysł i rozumieć co mówi.

Powoli podniosłam się do siadu, wspierając o ziemię. Muszę wracać i sprawdzić co z Karen. Siłą woli podniosłam się i chwiejnie utrzymałam w pionie.

- Harmonia... Most... - mruknęłam do komunikatora, patrząc na Bee - Niczego więcej się nie dowiedziałam...

Kolorowy portal otworzył się przy mnie. Od razu ruszyłam w jego stronę, ciągnąc za sobą bezwładne skrzydła. Niespodziewanie poczułam kule stukające o mój pancerz. Zakryłam się przed ostrzałem ludzi skrzydłem, stając na wpół stabilnie. Jednocześnie usłyszałam warkot silników, a ziemia zaczęła drżeć. Już tu są? Byłam przecież po drugiej stronie tego jeziora... Westchnęłam cicho. Trzeba uciekać. Zaczęłam chwiejnie iść, cały czas kryjąc się pod skrzydłem.

- Bumblebee! Nic ci nie jest?!

- Jesteś cały?

- Nic ci nie zrobiła?

- Beautifuldeath, czekaj!

Urocze, że się o niego martwią, ale niech już dadzą mi spokój. Przyśpieszyłam jeszcze kroku, krzywiąc się pod maską. Przeszłam przez portal, który zamknął się zaraz za moimi plecami. Znalazłam się przed Medbay, na korytarzu, lecz zaraz bez zastanowienia weszłam do środka.

Na ostatniej koi, na przeciw wejścia stało kilka holoform lekarzy z Light na czele. Wszyscy zajmowali się nastolatką leżącą bezwładnie na koi. Cicho zajęłam miejsce przy drzwiach, oddając się w ręce klonów. Nie mogłam oderwać wzroku od nastolatki. Karen...

*   *   *

- Jetfire, chodźmy. Musimy powiadomić jej rodzinę. - rzekłam cicho, chłodnym głosem, spoglądając na mecha szklanym wzrokiem.

Były decepticon patrzył na mnie w milczeniu, zaciskając dłonie w pięści. Godzinę temu przybyłam do jego kryjówki i powiedziałam o stanie nastolatki. Ciemnowłosa została pobita do krwi, złamano jej żebra, a także kość udową. Ale ręka... Blade rzekł, że gdy miał ratować Kar, akurat miażdżono jej przedramię, a jeden z naukowców wstrzykiwał coś w ramię. Po prostu nie zdążył jej uratować... Resztka kończyny nie zdała się już na nic. Light musiała amputować do łokcia.

Jetfire powoli przyswajał te informacje, nie mogąc w to uwierzyć. Długo godził się z prawdą, zdając sobie sprawę z nieszczęścia, jakie spotkało naszą dziewczynkę. Częściowa niepełnosprawność w wieku 17 lat to zawsze tragedia... Nawet najlepsza proteza nie zastąpi jej prawdziwej ręki. Sama czułam się, jak w jakimś koszmarnym śnie, z którego nie mogę się wybudzić. Coś we mnie pękło, gdy usłyszałam, że pomimo wszystko zawiodłam nastolatkę i nie obroniłam.

Wreszcie westchnął tak, jakby miała mu pęknąć Iskra, otarł optyki wierzchem dłoni i zbliżył się.

- Wiedzą, co z nią?

- Jeszcze nie. Powiedzieliśmy im tylko, że już ją mamy. - odparłam martwo, transformując się w błękitnowłosą - Czekają na nas w swoim domu.

- Chodźmy. Muszę się dowiedzieć.

Zdekompresował masę, zmniejszając się do rozmiaru człowieka. Patrzył na mnie intensywnie, ale nic nie mówiłam, utrzymując jeden, stały wyraz twarzy. Otworzyłam portal do nowego mieszkania Sparksów. Stanęliśmy w szarym przedpokoju, przed drzwiami do salonu. W środku, na kanapie siedziało ledwie żywe z nerwów małżeństwo i czekało w milczeniu. Przyjrzałam się im. Pani Sparks miała czerwone od płaczu oczy i zapuchniętą twarz, natomiast jej mąż nerwowo zacierał ręce, zagryzając szorstki wąs. Oboje wyglądali jak kłębki nerwów. Przez tych parę godzin postarzali się o całe lata.

Przełknęłam powoli energon i ze ściśniętą Iskrą, chwiejnym krokiem ruszyłam w ich kierunku. Moja wina, muszę powiedzieć... Lecz wtedy Jet złapał mnie za ramię i przytrzymał.

- Ja im powiem... Zostań tutaj Pani, proszę. - obrzucił mnie zmartwionym spojrzeniem.

Skinęłam mechanicznie głową, wycofując się z powrotem. Stary con wszedł do salonu, zamykając za sobą drzwi. Zaczął cicho mówić ze Sparksami, ja natomiast stanęłam przy drzwiach wejściowych. Zimno ogarniało Iskrę, przejmowało na wskroś ostrym dreszczem.

Na zewnątrz dało się słyszeć grzmot i bębnienie kropel deszczu o drzwi. Oparłam się o nie, spoglądając w stronę salonu. Szmer rozmów, przeplatany odgłosami łkania docierał do moich audioreceptorów, przygniatając poczuciem winy Iskrę. Jak mogłam tak nawalić? Zagryzłam wargi, opuszczając bezradnie ręce wzdłuż ciała. Nie wytrzymam tu. Muszę się zabierać...

Cicho otworzyłam sobie portal w podłodze i bezszelestnie wskoczyłam do niego. Po chwili wylądowałam w swoim pokoju na koi. Cisza aż dzwoniła w audioreceptorach. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że i tu pada rzęsisty deszcz. Bębnił o szyby w moich wąskich oknach.

Transformowałam się do zwykłej formy i usiadłam przy biurku, kładąc ręce na blacie. Zakryłam twarz dłońmi. Mam już tego wszystkiego szczerze dość... Unicron nadchodzi, Megatron oszalał, autoboty nie chcą słyszeć o żadnym sojuszu, w dodatku Karen została poraniona, Starscream szykuje kolejną zdradę, a ja nikomu nie mogę przypomnieć o przepowiedni Unicrona. Nie chcę, by się mnie bali...

Ile ja bym dała, żeby Death była przy mnie i pomogła to ogarnąć. Na pewno ustrzegłaby nastolatkę przed tak okropnym losem... a mnie pomogła wymyślić sposób na powstrzymanie zła! Zacisnęłam dłonie na głowie. Ale nie masz jej już, nie masz... Jestem sama i nie umiem dobrze osłaniać tych, na których mi zależy. Chyba pierwszy raz od czasu wylotu tak bardzo się boję... Co jeśli Unicron mnie zmanipuluje? Co jeśli zawiodę w ich obronie? Nie jestem w stanie oprzeć się mocy boga! Łza bezsilności spłynęła po mej twarzy.

Niespodziewanie usłyszałam szuranie na podłodze. Następnie coś zaczęło wspinać się po mojej nodze, by finalnie spocząć na moich kolanach. Nie minęła chwila, a mały ktoś przytulił się do mojego brzucha, mrucząc z zadowoleniem.

- Mama!

Moon... otworzyłam optyki, spoglądając na niego. Malec w formie bota mruczał z zadowoleniem, tuląc się do ciepłej powierzchni mego brzucha. Patrzył na mnie filuternie i pocierał płatem policzkowym o mą zbroję. Nie byłam w stanie się jednak uśmiechnąć. Ze ściśniętym sercem myślałam o rodzicach Karen. Gdybym ja go tak straciła? Co bym zrobiła? Zacisnęłam zęby, czując jak kolejna łza spływa mi po twarzy, a Iskra płonie z bólu.

Smoczek jednak nie poddał się. Powolutku wstał, wspierając się o moje ciało, a następnie podskoczył i objął mnie małymi łapkami za szyję. Słyszałam bicie jego małej Iskry oraz mruczenie wydobywające się z przetwornika mowy.

- Nie plac. Kukam cie... - powiedział cichutko, ściskając mnie tak mocno jak umiał.

Ręce zaczęły mi drżeć. Puściłam głowę, by ostrożnie przytulić nimi małego predacona. Pieczenie Iskry wzmogło się jeszcze, lecz mimo to nie puszczałam małego z objęć.

- Ja ciebie też malutki... - wyszeptałam. Choćby dla niego powinnam przestać się użalać nad sobą i iść dalej.

Otworzyłam Komorę Iskier i zaczęłam karmić. Pił łapczywie, ściskając łapkami moje przewody. Ja natomiast patrzyłam przez okno na szalejącą ulewę. Co teraz? Głaskałam delikatnie małego, obserwując wzburzone fale. Nie wolno mi znów wpaść w dołek. Jestem im potrzebna z jasnym umysłem i mocą w dłoni. Wiele obowiązków na mnie czeka, lecz wpierw należy przemyśleć co zamierzam.

O sojusz więcej prosić nie będę. Poradzimy sobie sami. Najpierw pójdę obejrzeć postępy prac, potem skieruję nowe klony gdzie będą potrzebne. Przydałoby wysłać wolną kopię Żniwiarza do pomocy. Warto by też pośpieszyć naukowców z odkodowaniem formuły Energonu Primusa. Będzie mi potrzebny jak nigdy wcześniej.

Moontear mruknął z zadowoleniem i przestał ssać. Zamknęłam więc Komorę Iskier i zaczęłam kołysać na rękach, chcąc uśpić młodego smoka. Patrzyłam w jego duże, jasne optyki, błyszczące dziecięcą miłością oraz przywiązaniem. Mruczał z zadowoleniem, tuląc się i słuchając bicia mej Iskry. A ona znów piekła mnie dotkliwie, lecz nie zważałam na to.

- Nikt cię nie chciał maluszku, a więc nikt cię nie dostanie. - szepnęłam, przyciskając go do siebie - Nie będzie to dla ciebie najlepsze, ale już ze mną zostaniesz.

- Mama... - mruknął sennie, kuląc się przy mnie.

Pogładziłam go po łebku, wzdychając w Iskrze. Muszę porozmawiać z predaconami o przeniesieniu się na jedną z planet pozostających w naszym ręku. Pójdzie większość na planetę Tygryski. Kotka musi z nimi iść, w końcu jej zadaniem jest pilnować tam porządku. Tak jak moim obowiązkiem jest ochrona wszystkich niewinnych Iskier...

Siadłam przy biurku, spoglądając na swój pancerz. Obowiązek... lecz jak mam ich ocalić przed samą sobą? Potarłam kask, przymykając optyki. Unicron wyraźnie zapowiedział, że gdy się zbudzi, nie będzie sam... Trzeba coś zrobić! Musi być jakiś sposób, aby... Mój wzrok padł na szuflady biurka. Hmm... a może to wystarczy? Jest to co prawda nietestowany prototyp, ale możliwe, iż zadziała. Otworzyłam ją sobie, wyciągając ze środka stalowe pudełko zabezpieczone hasłem i skanem optyki.

Już po chwili wyciągnęłam ze środka czarną, połyskliwą, elastyczną obręcz. Z jednego jej krańca wychodziły proste kable bez izolacji. Czekało to wszystko na źródło energii, ale może jeśli doprawię do tego wtyczkę kompatybilną z wejściem łącza korowo-hippokampowego, sprawa będzie rozwiązana? Energii nie zabrakłoby do chwili mojej śmierci...

Pokiwałam głową do własnych myśli, wyciągając przewody bez izolacji oraz trochę drobnego śmiecia z szuflady. Poprawiłam śpiącą Iskierkę na ramieniu. To będzie pracowitych kilka godzin.

*   *   *

- To nie było łatwe, ale udało nam się złamać kod. - Darkshadow podała mi detpada z laboratoryjnymi danymi - Tak jak odczytała to Harmonia, jest to formuła na Energon Primusa.

- Dziękuję Shadow. Wracaj do pracy. - odebrałam urządzenie, by po chwili położyć je na kolanach. Sięgnęłam po nowego detpada - Jak się czuje Karen?

- Tak jak mówili lekarze, wybudziła się już i ochłonęła. - odparł Bluebuster - Jej rodzice codziennie do niej przychodzą...

- Czy mogą już zabrać dziecko do siebie? - nie patrzyłam na młodego, przeglądając jeszcze raport o wydobyciu w kopalni.

- Light mówi, że lepiej, by pozostała przy nas dłużej. Inżynierowie robią jej jeszcze implant ręki, ale to nie takie proste i...

- W porządku. To logiczne. - zaczęłam pisać odpowiedź klonom - Czy smoki przeniosły się do Tygrysicy?

- Tak Królowo, ale...

- Doskonale. Niech założą sobie tam nowe gniazda, już tu nie wrócą. - wysłałam odpowiedź, po czym sięgnęłam po następny tablet - Czy Green objął już władzę po ojcu?

- Tak Pani, ale jest coś jeszcze. Tygrysica z nimi nie poszła.

- Rozkazałam jej iść. - uniosłam głowę.

- Ona nie chce.

- Nie ma wyboru. Jest tam potrzebna. - wróciłam do czytania raportu o metalu z wyspy w obrębie Trójkąta Bermudzkiego.

- Ale Królowo, ona...

- Nieposłuszeństwo jest nielogiczne. Musi tam być i pilnować porządku. - ucięłam dyskusję, czytając dalej - Niech przyłożą się do testów. Ten metal może być kluczowy w naszej sprawie.

- Tak jest...

Zapadła cisza, w której słychać było jedynie szum wentylatorów, stukot klawiszy oraz pomruki Moontear'a, bawiącego się na podłodze. Odłożyłam detpada i wcisnęłam przycisk na podłokietniku. Od razu rozłożył się przede mną panel 3D, wyświetlający niedokończony projekt specjalnej osłony. Wróciłam do projektowania, wykonując z boku dodatkowe obliczenia.

Od porwania minęły ponad cztery dni. Udało mi się właściwie podłączyć opaskę do systemu, dzięki czemu wykluczyłam z mojej codzienności wszystkie emocje. Usprawniło to moją pracę i ułatwiło podejmowanie decyzji. Teraz widzę, że wspomnienia oraz sentymenty blokowały moje możliwości działania, powodując moje rozliczne porażki oraz częściową niesprawność. Teraz prawdziwą ulgą jest odpocząć od bólu Iskry, lecz najbardziej chyba zadowolona jestem z efektów pracy.

Brakuje mi tylko rozwiązania kwestii Unicrona. Autoboty zachowały się nielogicznie, ale skoro odrzuciły ofertę współpracy, muszę wymyślić nowy sposób na zgaszenie Jednorożca. Nie mogę go zgasić zupełnie, gdyż mogłoby to spowodować zatrzymanie prądów wewnętrznych, a więc ostygnięcie jądra Ziemi, czego skutkiem byłoby ponowne przebiegunowanie i ekstynkcja rasy ludzkiej. Nie mogę na to pozwolić, ich krew na moich rękach. Możliwe jednak, że sama sobie z nim poradzę.

- Macie optykę na Starscream'a?

- Tak Pani. Ostatnio skłócił się z klonami i o mało nie doszło do bójki. Bustfire ją powstrzymał.

- Kto zajmuje się Sparksami?

- Bliźniacy i Jetfire. - Whiteclaw zerknął na monitor - A propos Jeta... Właśnie przysłał nam wiadomość.

- Odczytaj.

- "U Sparksów spokojnie, MECH chyba o nas zapomniał. Jednak jest pewna sprawa, w której musimy pilnie porozmawiać".

- Czy sprecyzował co to za sprawa?

- Nie Królowo, to wszystko...

- Spotkamy się więc jutro w jego kryjówce. - rozkazałam, przyglądając się bliżej rdzeniowi zaproponowanemu przez Seaside'a. Nie, to się nie nadaje. Musi być naprawdę potężny. Tak może ledwie objąć jednego bota.

- Odpowiedział, że nie może być w jego kryjówce. - rzekł Claw, oglądając się na mnie - Proponuje Kanion Wojowników, przy udziale świadków.

- Podaj powód.

Już miałam rozrysowywać wnętrze na nowo, lecz niespodziewanie poczułam, że malec zaczyna się do mnie wspinać. Jego potrzeba ciągłej uwagi jest rozpraszająca, lecz logiczna. Iskrzenia w jego wieku potrzebują tego, dla prawidłowego rozwoju. Zapisałam projekt, schowałam pulpit i wzięłam Moontear'a na ręce. Iskierka popatrzyła na mnie, krzywiąc pyszczek, jednak po chwili skuliła się przy mojej Iskrze. On jeden zupełnie nie mógł się przyzwyczaić do tego, że co dnia zakładałam urządzenie na głowę. Zawsze z niecierpliwością oczekiwał wieczora, gdyż wtedy zdejmowałam je ze skroni, aby się nie przegrzało.

- Jet napisał, że dowiemy się jutro i że to bardzo ważne.

- To nielogiczne. - rzekłam cicho, zabierając mój detpad - Ale zgoda. Jutro będzie mi się z tego tłumaczył.

Wiercąca umysł cisza znów zaległa w pomieszczeniu, jednak nie przeszkadzało mi to. Cisza pomaga się skupić. Przetarłam jedną ręką twarz, obserwując dyskretnie moje boty. Wszyscy byli bardzo poważni, zdawali się również nieco smutni. W milczeniu wykonywali swoją pracę, wpatrując się tylko w monitory. Nawet Moon'owi zdawało się to udzielać. Położył się na moich udach i trwał w bezruchu, poruszając lekko skrzydełkami.

Wróciłam wzrokiem do mojego tabletu. Czasem zastanawiam się, czy na pewno robię dobrze. Wszystko mówi mi, że to słuszne: unikam bólu Iskry, ograniczam zagrożenie, jestem bardziej produktywna, szybciej odbudowałam zdrowie. W dodatku nie dręczą mnie wyrzuty sumienia i w pełni kontroluję moje moce. A jednak oni wszyscy wydają się nie być z tego powodu zadowoleni, jakby im czegoś brakowało.

Bezwiednie wzruszyłam ramionami, skupiając się na sformułowaniu nowego rozkazu. Muszą się do tego przyzwyczaić, bo nie zamierzam tego ściągać. To dla dobra nas wszystkich... i dla odciążenia w bólu.

Sama się sobie dziwuję, że tak szybko to napisałam, ale hej! Nie narzekam.

Niestety to chyba przedostatni, wakacyjny rozdział kochani. Raczej nie zdołam otworzyć sprawy z Unicronem przed 1 września.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro