Przyjaciel prawdę ci powie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Megatron powoli podniósł się z ziemi, podtrzymując głowę. Wściekłość i ból szarpały jego Iskrę. Owszem, pokonali Unicrona, a on sam wyszedł bez szwanku, ale... przegrał inną walkę. Bardziej niż sam procesor bolała go urażona miłość własna.

Powstał powoli, rozglądając się. Prime leżał na podwoziu, brocząc energonem z płytkiej rany.  Poruszył się, stękając. Decepticon zmarszczył łuki optyczne, koncentrując się na wrogu.

- Współpraca... pfha... - mruknął, wysuwając ostrze. Przynajmniej zakończy tą walkę raz na zawsze.

Powoli zbliżył się do dawnego przyjaciela, patrząc z tajoną satysfakcją na potężnego Optimusa Prima, wielkiego Przywódcy Wolnej Galaktyki, klęczącego przed nim bez sił. Jeszcze chwila, a zetnie mu głowę, a pustkę po niej zaleje swoim olejem. Uśmiechnął się delikatnie, stając przed zdezorientowanym przeciwnikiem.

- Gdzie my jesteśmy Megatronusie?

Drgnął lekko. Dawno nie słyszał tego imienia. Co mu się...? Błyskawicznie jednak połączył fakty i uśmiechnął się szeroko, chowając ostrze i wyciągając dłoń do mecha, zachowując czujność.

- Nie pamiętasz przyjacielu? - spytał, podnosząc go do pionu.

- Nie ja... - zaczął, rozglądając się, lecz urwał, dostrzegając coś z boku - Angel?

Megatron również zwrócił tam spojrzenie i momentalnie puścił Optimusa. Fioletowa botka leżała na boku, nakryta skrzydłem. Pod nią utworzyła się niewielka kałuża lekko połyskującego energonu. Nie dawała znaku życia. Lord nie dostrzegł jej wcześniej, po trosze przez ból procesora, lecz głównie przez skupienie się na wrogu. Po prostu uznał, że Femme obudziła się prędzej i uciekła, by nie musieć się tłumaczyć. Jak zwykle z resztą...

Pierwszy dopadł do Skrzydlatej i ostrożnie podniósł ją z ziemi. Energon dość szybko, drobnymi kropelkami, wyciekał z jej Iskry, głowa była jeszcze bardzo gorąca. Granatowo-czerwony bot przyłożył dwa palce do kabli na jej szyi, próbując sprawdzić jej puls.

- Co się z nią stało?

Nim decepticon zdołał odpowiedzieć, wydarzyły się dwie rzeczy: otworzył się obok nich Most, a właz wejściowy runął. Od razu przebiegł przez niego połączony oddział botów i bezfrakcyjnych.

- Optimusie, nic ci nie jest?!

- Pani, już jesteśmy!

- Co im zrobiłeś?!

- Kto to jest? - biedny Orion patrzył na nich, kompletnie zdezorientowany.

- Gadaj w tej chwili puszko złomu!

- Kim oni są?

- To nasi dawni wrogowie. Niemal ją zabili. - odparł bez namysłu Megatron, przekazując mu nieprzytomną botkę - Mają przewagę, nie damy im rady. - aktywował działo na przedramieniu i wymierzył - Ruszaj z nią! Osłaniam cię!

Były lider autobotów natychmiast ruszył do portalu, trzymając mocno w ramionach swą przyjaciółkę. Obejrzał się jeszcze, ale Gladiator Kaonu popychał go lekko, ostrzeliwując wściekłe predacony. Z resztą nie zajmowały go boty za jego plecami. Zranili jego najlepszą przyjaciółkę, ukochaną powierniczkę... Nie mógł im tego darować.

Drgnęłam, otwierając optyki. Znów budzę się bez powodu... I znów szczypie mnie Iskra, ech... Rozejrzałam się. Leżałam na kozetce w znajomym pomieszczeniu, oświetlanym bardzo nikłym światłem. Po prawej i lewej stały maszyny kontrolujące funkcje życiowe, a także coś w rodzaju wózka spoczywały przyrządy medyczne. Do mojego ramienia przyczepiona była kroplówka energonowa.

No tak. Tylko Megatron utrzymuje swoją mobilną bazę w takim pół-mroku. Tylko skąd ja się tu wzięłam? Ostatnie co pamiętam to... odciętą głowę Windbreath'a... Drgnęłam lekko. Wygraliśmy? Przegraliśmy? Uciekamy? Argh, na tym statku nie można wystosować żadnej odpowiedzi! Westchnęłam cicho, próbując wstać.

Co jest... Próbowałam poruszyć rękoma i skrzydłami, ale nie mogłam się ruszyć. Nawet podnieść głowy nie byłam w stanie! Ktoś zakuł mnie i zakneblował... Cholera. Czyli jednak nie jestem na statku Megatrona? Szarpnęłam się, jednak nie miałam dość sił by rozerwać kajdan. Oj niedobrze...

- Czyż to nie czysta ironia losu? - ociekający jadem, lekko kpiący głos rozległ się nade mną. Kropla kwasu upadła tuż obok mojej głowy.

Rdzawy złom... Arachnid... Pajęczyca zeskoczyła z góry i podeszła do mnie, transformując dodatkowe odnóża w ostrza. Ona na pewno mi nie pomoże.

- Proszę proszę, ile to czasu minęło od kiedy się widziałyśmy... - roześmiała się lekko, szczerząc kły - Wtedy jeszcze groziłaś mi śmiercią, a dziś sama leżysz przede mną, bezbronna.

Nie poruszyłam się nawet, obserwując ją z kamiennym wyrazem twarzy. Jeśli mam teraz zgasnąć, to zgasnę z honorem. Nie dam jej satysfakcji.

- Tak długo nosiłaś maskę potężnej i nieomylnej, a leżysz tu bezsilna... - zbliżyła się i wbiła ostrze nad moją głową, pochylając się lekko. Uniosła moją brodę pazurem - Całkowicie na mojej łasce. - lustrowała mnie swoimi różowymi optykami, szukając najmniejszej oznaki strachu. Po chwili delikatnie przesunęła pazurem po moim policzku - I pomyśleć, że kiedyś walczyłyśmy po jednej stronie... Żałosne.

Kiedyś... kiedyś wszystko było inaczej. Kiedyś byliśmy siłą spajającą wszystkich przeciwko okrutnym rządom Primów, a teraz... rozbici, podzieleni. Wtedy też nie było perfekcyjnie, ale przynajmniej byłyśmy razem ze wszystkimi.

- Niestety nie mam możliwości skrócić twojego żywota. Megatronowi za bardzo na tobie zależy. - puściła mnie i odsunęła się - Podobno pozwoliłaś mu zobaczyć jak twoja mroczna strona niszczy Unicrona... Ale nie bój się, jego zainteresowanie nie będzie trwałe. Aż za dobrze pamięta jak go urządziłaś pod koniec walk o mroczny energon. - szczęknęła pazurami, jeżdżąc ostrzem po moim pancerzu.

Przynajmniej wiem, że wygraliśmy i gdzie jestem... ale jeśli ja zabiłam, to co w takim razie z moim oddziałem? Na pewno mi towarzyszyli... jak przez mgłę pamiętam też autoboty... czy oni żyją? Westchnęłam w Iskrze, obserwując ją czujnie.

- Jaka szkoda, że nie możesz nic powiedzieć. Ciekawi mnie co byś rzekła mój potworku. - ścisnęła moją głowę pazurami, zmuszając do spojrzenia na siebie - Na przykład na to, że zabiłaś Optimusa Prima. Jak dokonałaś czegoś, czego nie zdołał zrobić sam Lord decepticonów...?

Wiadomość ta uderzyła prosto w moją Iskrę, wstrzymując na chwile jej bicie. Jak to ja...? Przecież.... To niemożliwe... Syknęłam, czując ból Iskry i blizny po opasce na skroniach. Omal nie uroniłam łzy, w ostatniej jednak chwili zdołałam się powstrzymać. Botka jednak zauważyła...

- Proszę proszę, dumnej, zimnej blacharze jednak na kimś zależało! - roześmiała się lekko, puszczając mnie - A tak mój Aniołeczku, to prawda. Zabijając Unicrona, zabiłaś i jego. Właściwie szkoda, że mi nie pozwoliłaś go wykończyć, ale i tak ciekawie było oglądać to co z niego zostało... - jej komunikator zawibrował. Przyłożyła dwa palce, słuchając informacji i westchnęła - Posiedziałabym jeszcze z tobą i pogadała o starych czasach, ale obowiązki wzywają... Do zobaczenia Królowo Śmierci.

Wyszła, kręcąc biodrami. Zostawiła mnie samą z kłębkiem poplątanych myśli i bólem w Iskrze. Drobna łza spłynęła po moim policzku. Nie wierzę i nie uwierzę, póki sam Megatron tego nie potwierdzi... On powie mi prawdę.

*     *     *

Po kilku godzinach czekania, wreszcie pojawił się czerwony medyk.

- Dzień dobry słońce, jak się dziś ma...? O cholera. - zauważył, iż nie śpię i rzucił się do odpinania kajdan. Paplał cały czas - Wybacz Królowo, to ze względów bezpieczeństwa.

Westchnęłam w Iskrze. Po prostu pięknie... Mam tylko nadzieję, że Arachnid kłamała i nikt bardziej nie ucierpiał.

- Ha, ale było z tobą roboty... przynieśli cię tu tak pokiereszowaną, że sądziłem, iż nie ma co naprawiać. Ale twarda z ciebie bestia, nie chciałaś połączyć się z Wszechiskrą.

Jeśli to prawda, to faktycznie, świetnie sobie ze mną poradził. Czuję się słabo, ale nie tak słabo jak podczas walk. Jednak... Obawiam się, że musiał również zaglądać do mojej Iskry, a czuję, że jeszcze się pogorszyło.

Po chwili mech pozbył się wszystkiego i ściągnął mi z ust knebel. Usiadłam, rozcierając nadgarstki i transformując skrzydła w parę drzwi.

- Co mi więcej powiesz doktorze?

- Nie mam pojęcia jak do tej pory funkcjonowałaś Pani ze spękaną Iskrą, dlaczego energon wcześniej nie wyciekał, ani jak byłaś w stanie korzystać z tej całej mocy, ale to koniec tego stanu. Uszkodzenia są rozległe i głębokie. Jeśli nic z tym nie zrobisz, zgaśniesz w przeciągu ludzkiego roku... Dlaczego właściwie do tej chwili nie załatano ci tego?

- Odważyłbyś się naprawiać odpalony, niestabilny reaktor bez żadnej ochrony? - wychrypiałam po chwili, patrząc na niego beznamiętnie - Dlaczego właściwie mnie zakneblowano i skuto?

- Standardowe zabezpieczenie, w razie niekontrolowanych ruchów pacjenta. - rzekł spokojnie, z pewnością siebie. Dobry kłamca, tylko kłamstwo słabe. Wypytam o to Lorda... - Ale wracając do operacji; masz podobno najlepszy sprzęt na świecie. Nie dałoby się tego załatwić robotami?

- Za duże koszty, za mała efektywność. - ucięłam dyskusję - Ile jeszcze mam tu przebywać?

- Wiadrogłowy chciał się tobą opiekować póki nie wyzdrowiejesz Pani, więc niedługo. - spojrzał na monitor i skrzywił się.

- O co chodzi?

- Megi steruje tym interesem Królowo, nie puści cię tak łatwo.

Szczęk otwieranych drzwi przerwał naszą konwersację. Srebrny Gladiator stał w nich, wpatrując się we mnie intensywnie.

- To ja... zostawię was samych. - bąknął czerwony mech i uciekł chyłkiem.

Władca odprowadził go wzrokiem, przepuszczając w drzwiach i skupiając na mnie wzrok.

- Jak się czujesz Pani? - jego ponury głos nie nastrajał zbyt optymistycznie.

- Tak jak wyglądam. - ścisnęłam metal na napierśniku, czując powracający ból Iskry.

- Nie męczy cię dziura w pamięci? - spytał, jakby już i tak znał odpowiedź.

- Skąd wiesz?

- Powiedzmy, że nie tylko ty cierpisz z tego powodu...

To oznacza, że nie przespałam całej akcji... Ale to czyni tylko bardziej prawdopodobnymi słowa Arachnid. Wbiłam w niego zaniepokojone spojrzenie. Muszę uzyskać odpowiedzi, choćbym miała żałować.

Czyżby jednak i on miał ubytki w pamięci? Nie wiem jak daleko sięga wpływ czystego mrocznego energonu w Iskrze. U mnie jakieś jego stężenie musiało znajdować się w Iskrze, razem z krwią Primusa, ale... nie mam pojęcia jak to działa.

Niewygodna cisza przeciągała się zbyt długo. Decepticon patrzył na mnie dość czujnie, jednak myślami był widać gdzieś indziej, bowiem krzywił się lekko. Zacisnęłam dłoń jeszcze mocniej.

- Powiedz mi, co się działo... nie pamiętam nic od śmierci mojego predacona.

- Hmm... - wyprostował się - Nie jest to najlepszy pomysł. Jeszcze nie zregenerowałaś się do końca.

- Megatronie, ja muszę się dowiedzieć. - mruknęłam z naciskiem.

Lord patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu tym swoim niepokojącym spojrzeniem, aż wreszcie westchnął ponuro.

- Nie jest mi łatwo o tym mówić, zwłaszcza, że kompletnie nas do tego nie przygotowałaś. Nikomu nie powiedziałaś, jaką siłą dysponujesz.

- Wiedza jest niebezpieczna... Z resztą ja sama nie miałam pojęcia co się wydarzy, ani na co mogę sobie pozwolić.

- Gdybyś uświadomiła nam wcześniej do czego jesteś zdolna, mogłoby się to potoczyć inaczej.

- Przerazilibyście się, albo byście mi nie uwierzyli. Poza tym to nie jest nieskończona moc. Kosztuje mnie dużo energii i bólu. - zacisnęłam dłoń na napierśniku. - Nie ukrywaj tego, powiedz mi...

- Oszalałaś. - odparł.

Spojrzałam na niego z uniesionym łukiem optycznym.

- Że, przepraszam, co?

- Zachowywałaś się jak szalona, od kiedy zginęła twoja bestia. Zupełnie jak nie ty. - rzekł, patrząc na mnie intensywnie - Nigdy nie widziałem w tobie tyle wściekłości, takiej żądzy zniszczenia. To było równie niesamowite co przerażające. - patrzył mi prosto w optyki - Zniszczyłaś ucieleśnienia Unicrona jednym machnięciem ręki.

- Co dalej? - spytałam ze ściśniętym gardłem.

- Wycofaliśmy się do bazy autobotów. Tam zaczęłaś rozmawiać z uciętym czerepem tej bestii, a potem gadać do siebie, niszcząc wszystko wokół siebie. Ledwie udało nam się cię uspokoić. - stwierdził, zakładając ręce na piersi - Potem, gdy przenieśliśmy się do wnętrza planety, pojawiłaś się znikąd, pomagając nam obronić się przed jego przeciwciałami. Dalej jednak mówiłaś dziwnie, jak nie ty i groziłaś śmiercią w razie nieposłuszeństwa twoim rozkazom.

Brzmi to jakby coś mnie opętało... I wiem kto jest za to odpowiedzialny. Przełknęłam energon, nie zaprzestając kontaktu wzrokowego z dawnym Gladiatorem. Za nic mu tego nie powiem... wystarczy, że już dała popis....

- I... co z Optimusem? Udało mu się zniszczyć Jednorożca? - spytałam cicho, drapiąc palcami oparcie.

Decepticon wyraźnie skrzywił się z niezadowoleniem. Było mi coraz ciężej na Iskrze, jednak utrzymywałam się w pionie.

- Gdy wreszcie weszliśmy do Iskry Jednorożca, Prime próbował zniszczyć go przy pomocy Matrycy Dowodzenia, jednak nie był dość silny. Potrzeba było czegoś więcej... - mówił powoli, jakby ważąc słowa - Chciałaś mu pomóc, ale nie mogłaś się skupić, bo Unicron próbował rozsadzić ci Iskrę. Ostatecznie udało nam się go pokonać...

- Jak?

- Musiałem użyć pewnych środków perswazji, by pomóc ci się skoncentrować. - po raz pierwszy od kiedy zaczęłam z nim rozmawiać, uniósł delikatnie kącik ust i zbliżył się na krok.

- To znaczy? - uniosłam łuk optyczny, nie do końca rozumiejąc jego przekaz.

- Pocałunek Aniołku. Wspomniałaś kiedyś, że silne emocje potrafią wzburzyć twoją magię... - przyciągnął mnie do siebie - Udało mi się tobie pomóc... Chociaż przyznam, że nie bez przyjemności.

Delikatnie się zaniebieściłam. Brzmi to dość prawdopodobnie... Wydaje mi się, że kogoś pocałowałam, ale nie pamiętam tego dobrze. Potrząsnęłam lekko głową, spoglądając mu w optyki.

- To nie do końca magia, ale niech będzie. A... co z Optimusem? - mech wyraźnie się nachmurzył.

- Twoja energia okazała się być zbyt potężna... stał na linii ognia Angel. Przykro mi.

Zabrakło mi tchu w wentylatorach. Nie... Przymknęłam optyki. Znów ktoś, na kim mi zależy umiera przeze mnie... Ale czy to w pełni moja wina? Nie chcę ich śmierci! Poszłam przecież z nimi, by byli bezpieczni! Czy podświadomie życzę im źle? Łzy cisnęły mi się do optyk, ale żadnej nie uroniłam. Słyszałam natomiast ciche trzeszczenie Iskry.

Poczułam, że ktoś przytula mnie mocno. Westchnęłam cicho, opierając się na nim i kładąc głowę na jego ramieniu.

- Był moim najlepszym przyjacielem...

- I moim, póki się nie odwrócił. - mruknął niskim basem - Jednak zawsze szanowałem go jako przeciwnika.

- Megatronie wiem, że chciałbyś poznać wiele odpowiedzi na temat moich możliwości. - powiedziałam cicho, otwierając optyki - Oto więc jedna z nich... każdy, na kim kiedykolwiek bardziej mi zależało, gasł w przykry sposób, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Tak zginął mój drugi partner, najlepsza przyjaciółka, Twórcy... a teraz i on. Moje uczucia to przekleństwo dla nich.

- Nie boję się śmierci. Wiem, że poradzę sobie ze wszystkim, co los nam zgotuje. - odparł spokojnie, ściskając mnie mocniej - Wygraliśmy. Żyjemy. Możemy wrócić do domu i nareszcie go odbudować.

- Zostawiłbyś dla mnie Ziemię?

- Tak... dla ciebie rzuciłbym tytuł Lorda... - wyszczerzył swoje trójkątne kły. Wydawał się mówić prawdę.

- Dziękuję.

Przytulił mnie do siebie mocno. Roztaczał wokół siebie jakąś aurę bezpieczeństwa, zupełnie jak na Starym Cybertronie, gdy pomagałam mu wyrwać się z domu i zacząć od nowa. Myślałam, że może z nim ułożę sobie przyszłość... Marzenie wyrwanej Iskry. Nie chcę znów się dowiedzieć, że następna osoba, na której mi zależało, zgasła przeze mnie.

Długo trwaliśmy w milczeniu, aż wreszcie spytałam cicho:

- Dlaczego leżałam zakneblowana i skuta?

- To inna rzecz o którą chciałbym cię zapytać. - stwierdził ponuro - Cały czas, gdy byłaś nieprzytomna, rzucałaś się i krzyczałaś. Nie mogliśmy cię w żaden sposób uspokoić, nawet środki uspokajające nie działały.

- Och... no tak. - westchnęłam cicho - Widzisz, od kiedy odleciałam z Cybertronu męczą mnie koszmary. Na moją moc duży wpływ mają emocje i niestety działa to również gdy śpię.

- Jak widzę, twoja moc jest silnie sprzężona z emocjami.

- Nie powinno tak być. Powinna działać na rozkaz, ale niestety... - pokręciłam głową - Do wszystkiego dochodzę sama. Staram się odkryć na nowo dawno zapomnianą wiedzę. Primowie też kiedyś mogli używać mocy Matryc siłą woli, nie emocji. Jednak utracili swoje zdolności. Zostało im tylko usuwanie emocji... - odsunęłam się lekko - Optimusowi nie zabrali zdolności odczuwania, toteż cierpiał tak samo jak i ja, tylko że nie potrafił korzystać z Matrycy.

- Kiedyś tak nie było. Pamiętam, że na Starym Cybertronie potrafiłaś korzystać z tego i nie cierpiałaś.

- Dużo się od tego czasu zmieniło... Rozbito mi Iskrę, zrobiłam się niestabilna. Dlatego korzystanie z magii, większe emocje lub sytuacje stresowe mnie bolą. Nie jestem już w stanie walczyć jak kiedyś. - oparłam się o niego mocniej - Nie mam sił Płomyczku...

- Rozumiem. Ale nie martw się Angel, na pewno to opanujesz. - mruknął wprost do mojego audioreceptora - I pomożesz mi zjednoczyć Cybertron pod naszymi rządami... zgodnie i wspólnie, tak jak o tym marzyliśmy.

Zaniebieściłam się delikatnie i odsunęłam nieco bardziej.

- Wypuścisz mnie już?

- Nie jesteś tu uwięziona. Możesz w każdej chwili wrócić do siebie. - złapał mnie delikatnie za ramię - Ale chciałbym, byś wtajemniczała mnie w swoje plany wcześniej Aniołeczku...

- Ostrzegałam cię, ale nie chciałeś mnie wysłuchać. - pokręciłam głową.

- Każdy popełnia błędy... - błysnął optykami - Ale przyznaj, że już za długo byłaś sama. Nie tęsknisz za czasami, gdy ufaliśmy sobie we wszystkim.?

- Trochę... ale nie sądzę, by powrót do przeszłości był dobrą decyzją.

- Zastanów się nad tym Angel. Mogłoby to być dobre dla nas obojga i dla planety. - uśmiechnął się.

- Rozważę twoją propozycję. Teraz jednak chciałabym wrócić do domu. - rzekłam szybko.

- Poczekaj chociaż kilka dni. Jesteś jeszcze słaba Angel... - powiedział z naciskiem

Jego czerwone, przenikliwe ślepia świdrowały mnie spojrzeniem. Nie powinno mnie tu dłużej być... Ale z drugiej strony nie czuję się na siłach, by stanąć przed moimi botami i spojrzeć im w optyki. Muszę jeszcze przemyśleć, co im powiem i...

Nie. Nie będę szukać durnych wymówek. Stało się, nic już z tym nie zrobię.

- Zostanę do jutra. - zadecydowałam twardym głosem - Jutro wieczorem wyślesz mnie na Ziemię Megatronie.

Po jego minie widziałam, że nie był zbytnio zadowolony z mojej decyzji.

- Jak sobie życzysz...

*      *     *

Powolnym krokiem wyszłam z królestwa medyka na mostek. Nasunęłam na twarz osłonkę, machając ogonem na boki. Mijane grupki pracujących Vechiconów albo odsuwały się ode mnie, albo przyśpieszały kroku, lub też kłaniały. Większość drżała ze strachu, nie patrzyłam jednak na to. Nie zwracałam jednak na nich uwagi, śpiesząc na mostek.

Drzwi na mostek otworzyły się przede mną same. W środku naturalnie pracowało wiele Vechiconów, ale najważniejsze stanowisko zajmował cichy szpieg. Na tronie zasiadał sam Lord, słuchając z niebezpiecznym spokojem raportu Breakdowna. Na mój widok skinął na niego ręką by się odsunął. Mech łypnął optyką na niego i na mnie, widocznie zakłopotany.

- Witaj Beautifuldeath... - Lord powstał z tronu.

- Witaj Lordzie. - skinęłam głową, kładąc dłoń na piersi.

- Zaszczytem było gościć cię na tym statku. - zbliżył się nieco - Rozumiem, iż opuszczasz nas na dłużej?

- Nie tak długo. Odezwę się, gdy uporządkuję sprawy u siebie.

- Rozumiem... - zerknął na swego szpiega - Soundwave otwórz portal na Ziemię dla Królowej.

- Do Nevady... - sprecyzowałam, patrząc na byłego Gladiatora - Dziękuję raz jeszcze Panie.

- Do zobaczenia wkrótce. - uśmiechnął się spokojnie.

Gdy tylko most się pojawił, ruszyłam do niego, nie oglądając się za siebie. Muszę jak najprędzej dostać się do nich, potem wrócę do domu. Transformowałam drzwi w skrzydła i wzleciałam do góry. Znalazłam się na pustyni, daleko od mojego celu... w dodatku była już głęboka noc. Głęboką ciszę mącił jedynie delikatny szmer moich piór. Zwróciłam się na północ, starając się nabrać prędkości w tym bezwietrznym miejscu.

Instynktownie sięgnęłam do komunikatora, by zdzwonić do Harmonii, jednak zorientowałam się, iż go nie mam. No tak... Megatron powiedział, że wypadł mi jeszcze w Komorze AntyIskry. Musiał już tam zostać... No trudno. Trzeba będzie załatwić nowy.

Błyskawicznie przemierzałam uśpione pustkowia, kierując się wprost do miasta. Niedaleko tablicy z jego nazwą wylądowałam, transformowałam się w auto i pojechałam dalej tak cicho jak się dało. Mimo wszystko skrzydła trochę mnie bolały. Knockout nie potrafił ich prawidłowo opatrzyć.

Zatrzymałam się przed domem Sparksów i cicho stanęłam na chodniku, wpatrując się w okna domu. Zdawało mi się, że w głębi domu błyszczało słabo światło... Wywołałam holoformę i po cichu zbliżyłam się do drzwi. Zapukałam.

Przez chwilę nic się nie działo. Panowała głęboka cisza, aż wreszcie coś zaszurało przy drzwiach i otworzył mi pan Sparks w szlafroku... oraz z pistoletem wymierzonym w moją pierś. Zmarszczył brwi, gdy mnie zobaczył.

- Można wejść? - spytałam bezbarwnym głosem, wpatrując się w niego zza czarnych szkieł.

- Można... - burknął, otwierając przede mną drzwi.

Nieźle się zaczyna. Wkroczyłam do środka, nie zwracając uwagi na niezadowolenie Toma. Tak jak się spodziewałam, Mary stała w salonie, również w szlafroku i piżamie, spoglądając na mnie bojaźliwie.

- To... ty żyjesz...?

- Sądziliśmy, że już cię tu nie zobaczymy. - mruknął brunet, stając obok żony.

- Przyszłam sprawdzić, czy wszystko z wami w porządku.

- Ach tak...? - mruknął pan Sparks, mierząc mnie spojrzeniem. Zignorowałam jednak zaczepkę.

- Również przeprosić za to, że naraziłam waszą córkę na niebezpieczeństwo. - odparłam cicho i spokojnie, trzymając głowę wysoko - Jest to bezsprzecznie moja wina. Gwarantuję jednak dwie rzeczy: jeśli zdecydujecie się państwo tu zostać, dostaniecie o wiele lepszą ochronę technologiczną, natomiast w wypadku chęci wyprowadzki, załatwimy wszystko szybko i po cichu, łącznie ze znalezieniem nowej pracy. Jeśli taka wasza wola, transformery znikną na dobre z waszego życia.

Odpowiedziało mi pełne żalu i gniewu milczenie. Staliśmy chwilę, wpatrując się w siebie, aż wreszcie przerwałam ciszę:

- Zanim odejdę... przekażcie proszę Jetfire'owi, że... myliłam się. I nie powinnam była go odprawiać. - odwróciłam głowę w stronę wyjścia - Wiem, że tak jak wy nie będzie chciał już mieć nic do czynienia z Wyspą i rozumiem to. Po prostu... proszę, pożegnajcie go od starej przyjaciółki.

Ledwie zdołałam postawić krok w stronę wyjścia, usłyszałam za sobą głos Mary:

- A może sama mu to powiesz Pani?

Odwróciłam się w ich stronę. Kobieta wskazała wzrokiem na drugą część pomieszczenia, z której po dłuższej chwili wyczłapał Jet w zdekompresowanej formie... Spojrzał mi prosto w oczy, niepewnie, ale spokojnie. Milczeliśmy, patrząc na siebie przenikliwie. Wreszcie ruszyłam w jego stronę, obserwując reakcję. Cofnął się o pół kroku, ale nie tracił kontaktu wzrokowego, gotowy na wszystko, jednak nie na to, że mocno go do siebie przytulę. Nie odezwałam się ani słowem, ściskając go mocno. Po dłuższej chwili poczułam, że odwzajemnia mój uścisk, głaszcząc mnie po plecach.

- Dobrze cię znów widzieć Królowo.

*     *     *

Pochmurnie, szaro, zimno... tak było tego dnia na Wyspie. Zimny wiatr z północy przenikał protoformę do szpiku transformium, a ciemne, nadlatujące z wolna chmury zwiastowały nadchodzącą burzę. Wzburzone fale z rykiem rozbijały się o twarde brzegi naszej kryjówki, a drzewa szumiały ponuro.

Na jeszcze nieuprzątniętych po walce równinach, przed wejściem do krypt zebrali się wszyscy mieszkańcy Wyspy, by uczestniczyć w pogrzebie wojowników. Każdego znosiła do krypt inna grupa żołnierzy, czy rodziny. Elitarna straż Mysteriousbeast oddawała honory poległym, jednak nawet im ciężko przychodziło nie okazywać emocji. Nigdy wcześniej nie mięliśmy na Ziemi tak wielkiego pogrzebu...

- Czy Wyspa jest warta życia dobrego Transformera? Kiedyś wierzyliśmy w to głęboko... - rozpoczęłam moją mowę, rozkładając delikatnie skrzydła. Wiatr poruszył piórami, a zimno przeniknęło mnie na wskroś - Czterdziestu i czterech... autoboty, decepticony, vechicony, syrenboty, predacony, animalboty... Byli naszymi żołnierzami... częścią rodziny. Przygarnęliśmy ich, a oni zdecydowali się odpłacić nam najwyższym poświęceniem. Oddali Iskry w walce ze złem, byśmy my mogli dalej żyć. - umilkłam na chwilę, wpatrując się w kolejne grupki, przenoszące zmarłych. Przyciągnęłam skrzydła do siebie i powiedziałam bardziej do siebie niż do nich - Ich poświęcenie nigdy nie zostanie zapomniane.

Oddział Beast nagrzał blastery.

- Do salwy honorowej! - krzyknęła Femme unosząc rękę. Wojownicy unieśli ramiona, celując w niebo - Salwa... Pal!

Trzykrotnie powtórzyła komendę i trzykrotnie rozległy się potężne wystrzały. Ostatni zgaszeni zostali pochowani w katakumbach, a wejście zostało zamknięte. Staliśmy jeszcze chwilę, aż wreszcie złożyłam naprawione skrzydła i wróciłam do Wyspy, kierując się na opustoszały Mostek.

Panowała tam nieznana dotąd cisza. Odkąd sięgam pamięcią były może dwa, czy trzy przypadki, gdy nikogo tu nie było. Moje kroki odbijały się głośnym echem w pomieszczeniu. Przesunęłam delikatnie dłonią po oparciu tronu. Wydaje się, jakby całe wieki minęły, od kiedy robiłam im tu ostatnią odprawę...

Weź się w garść Angel. Nie wolno ci się mazać.

Otarłam wilgotne optyki i stanęłam za tronem.

- Harmonia...? - chrząknęłam, pocierając ręce.

- Słucham pani. - jej spokojny głos działał na mnie dziwnie uspokajająco. Pewne rzeczy się nie zmienią...

- Potrzebuję tablicy przed sobą i twojej pomocy.

- Oczywiście. - już po chwili pojawił się przede mną holograficzny pulpit. Chwyciłam za jego rogi i rozszerzyłam go, by był większy - Co chcemy zaprojektować Królowo?

- Nie zaprojektować. - patrzyłam na panel z klawiaturą, który ukazał się pod tablicą i uniosłam go wyżej, po czym również powiększyłam i zaczęłam pisać - Musisz mi pomóc znaleźć błędy.

- W czym?

- W tym.

Na środku tablicy pojawił się napis: "Pokonanie Unicrona - błędy podczas akcji"

- Dawno tego nie robiłyśmy.

- Trzeba. To była wielka rzecz, część mojej pamięci została uszkodzona, tak samo Iskra. - odparłam chłodno, strzelając lekko palcami - Może i Jednorożec zginął, ale obydwie wiemy, że czeka nas jeszcze jedna walka...

- Oczywiście Królowo.

Przeciągnęłam się lekko i pociągnęłam holograficzną nić do siebie

- Przede wszystkim opaska. Strata czasu, energii i zasobów. Sprawiła tylko, że energon spływał mi po karku. - rzuciłam pierwszy punkt na bok - Słaba psychika. Zaniedbałam medytację, łatwiej mu było mnie złamać.

- Brak stanowczego oporu. Mogliśmy ci bardziej pomóc Pani.

- Nie, to nie pasuje. Nie dałabym sobie nic przetłumaczyć. Odłóż to na bok...

Po kilkunastu minutach wyliczania tablica zapełniła się różnymi hasłami, spiętymi "nićmi" z tematem tablicy. W międzyczasie usłyszałam szelest rozsuwanych drzwi. Oho... no nic, i tak by to zobaczyli. Gdy wreszcie skończyłyśmy, spojrzałam na złączone hasła, czytając półgłosem:

- Upór, odrzucenie pomocy, pochopne decyzje bez uzgadniania z radą... samotne wyprawy, odrzucenie pomocy liderów, strach... Słaba psychika, obojętność, ignorancja... Brak badań na wpływ mrocznego energonu, czy wykorzystania stopu z Trójkąta Bermudzkiego, załamanie psychiczne... - westchnęłam cicho - Myślisz, że to wszystko?

- A co z odpowiedzialnością Autobotów, Decepticonów oraz Odrzuconych...?

- Po pierwsze wina leży głównie po mojej stronie. Po drugie rozważamy to, co ja mogłam zrobić lepiej, nie domysły co by było gdyby ktoś okazał się mądrzejszy. - odsunęłam się na dwa kroki i oparłam o stron, wpatrując w tablicę.

Brak tu jeszcze dwóch rzeczy... Rozbicia drużyny i Arachnid. Jej umiejętności i gibkość naprawdę by się przydały podczas tej misji... Zganiłam się w myślach. To morderczyni i zdrajca, który się nas wyparł. Prędzej byśmy się zabiły niż... niż...

Przymknęłam na chwilę optyki. Cóż za hipokryzja... Jak mogę głosić tezy o przebaczeniu najgorszych zbrodni, skoro nawet jej nie umiem wybaczyć. Zakryłam usta dłonią. Nalegałam na wybaczenie autobotom i deceptioconom... Przebaczali w moje imię. I ja powinnam wybaczyć...

Ona mnie nienawidzi. Nigdy nie wybaczyła mi Deathplay, wierzyła, że to moja wina. Ale to nie prawda. Zrobiłam co w mojej mocy. Powinnam jej wybaczyć... Zabiła to fakt, ale prowadziłyśmy prywatną wojnę. Zakończę ją z mojej strony, choćby dalej miała mnie atakować.

- P-pani...? - cichy, niepewny głos wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam się, patrząc za siebie.

Spora grupa, głównie techników, ale też Speedlight, Speeddeath, Seadasch, Blackblade, Mysteriousbeast oraz Greenfire stali w zwartej grupie, przyglądając się mojemu rysunkowi.

- Wiem, że stoicie tam od dłuższego czasu. Słyszałam drzwi. - rzekłam bezbarwnym głosem, przyglądając się im - O co chodzi?

- No...

- Ekhem

- My...

Niepewność i nieznaczne chrząknięcia przerwała nieco zdenerwowana Darkshadow:

- Królowo, nie wiem skąd znałaś przyszłość, ale z pewnością uchroniłaś nas przed zagładą.

Uniosłam łuki optyczne patrząc na ich twarze. Wbrew moim podejrzeniom, wszystkie zachowywały śmiertelną powagę.

- Sądziłem, że to pochopna decyzja. - mruknął ze zdenerwowaniem Blade - Ale okazuje się że miałaś rację.

- To znaczy?

- Primowie zaatakowali kolonię Tygryski. Gdyby nie jej dowodzenie i posiłki w postaci predaconów, planeta już by padła.

Witam!

Kolejny rozdział... na następny poczekacie do marca ;)
Przysięgam, robię co w mojej mocy, by zbalansować siebie, pracę i was.

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro