Pęknięcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noc była ciemna, wręcz czarna. Mroku nie mącił blask gwiazd, czy księżyców, nawet światła oddalonych miast botów zdawały się być tak blade, że aż nieistniejące. Cichy szum fal Morz Rdzy wypełniał ciszę panującą w tej dzikiej głuszy. Nie znaczyło to jednak, że nikogo tam nie było. Na wybrzeżu spotkała się para młodych botów. Fioletowa Femme o granatowo-srebrnych optykach w surowym milczeniu wpatrywała się w szczupłego mecha o karminowych zdobieniach na czarnym jak smoła pancerzu. On natomiast lustrował ją nieodgadnionym spojrzeniem ciemnozielonych optyk.

Stali tak długo nim wreszcie rzekł:

- Pojawiłaś się... tęskniłem za tobą.

- Daruj sobie. - odparła sucho, strzelając lekko ogonem - Przybyłam tu tylko po to, by zakończyć to jak należy.

- Zakończyć? O czym ty mówisz? - uniósł lekko łuk optyczny, zbliżając się nieznacznie.

- Wiem co zrobiłeś. - warknęła chłodno - Nie chcę cię więcej widzieć.

Umilkł na chwilę, patrząc na nią błyszczącymi optykami. Jego tajemnicze spojrzenie, które tak uwielbiała, rozpraszało ją odrobinę, jednak starała się utrzymywać zdystansowaną, twardą postawę. W głowie powtarzała sobie to, co rzekła jej najlepsza przyjaciółka, nim wyszła na to spotkanie: "Nie martw się Bestyjko, możesz skopać zderzak temu złomowi! Jesteś silniejsza, on doskonale wie, że nie ma szans przeciw tobie!". Bo tak było... Bestia z Cybertronu była silniejsza niż jakiś tam chłystek... prawda?

- Co zrobiłem? - udał zdziwionego, przypatrując się jej ciekawie.

- Już ty dobrze wiesz blacharzu. - warknęła z pogardą - Wynoś się z mojego życia.

- A jednak przyszłaś, tak jak cię poprosiłem... - rzekł w końcu, uśmiechając się i zbliżając się znów, jednak botka tego nie zauważyła.

- Nie wyobrażaj sobie za dużo. - prychnęła cicho, wspierając dłonie na biodrach - Rzekłeś też, że masz ważne informacje. Mów.

- Aniołku... - przemówił niskim, pięknym głosem, od którego zawsze Fembotkom drżały kolana - Wysłuchaj mnie, proszę...

- Nie interesuje mnie nic co chcesz mi powiedzieć, o ile nie jest to związane z tym atakiem! Mają nasza kryjówkę, czy nie?! - warknęła głucho, patrząc na niego z chłodem.

- Przysięgam, że cokolwiek widziałaś, nie było prawdziwe! - ciągnął, pomimo jej protestu - To co widziałaś, to jedna z masek jakie przybieram, by zmylić moje otoczenie! Sama wiesz, że otaczają nas typy spod szemranej Iskry! Nie można im ufać, lecz skazujemy się na ich towarzystwo, ponieważ potrzebujemy ich rozpaczliwie, by chronić tych, na których nam zależy! Otacza nas ich cały tłum, a mimo to jesteśmy nieszczęśliwie samotni...

W Iskrę Skrzydlatej zakradły się wątpliwości. Co jeśli to prawda? Wśród tamtych nie brzmiał jak on sam... Może naprawdę to wszystko to tylko nieporozumienie?

- Mówiłeś, że jestem twoją "zabawką"... - warknęła, kryjąc zmieszanie.

- Gdyby tylko posądzili mnie o uczucia do ciebie, wykorzystaliby to przeciw nam... - położył jedną rękę na piersi, drugą wyciągając jedną w jej kierunku i podszedł o kilka kroków bliżej - Kocham cię moja najdroższa... Tylko ty zapewniasz mi poczucie bezpieczeństwa, przy tobie naprawdę mogę być sobą!

Femme drgnęła cofając się o pół kroku. Wpatrywała się w jego piękne, zielone optyki, nie wiedząc tak na prawdę co o tym myśleć. Sama utrzymywała kilka różnych twarzy w obliczu różnych środowisk, aż czasem zastanawiała się, która z nich jest tą prawdziwą... Lecz co jeśli kłamał?

- Darkknight, ja... jeszcze nie jestem gotowa ci zaufać i... - przełknęła szybko energon, odwracając wzrok - Jeśli nie masz tych informacji, to ja już...

- Aniołeczku, błagam, nie odtrącaj mnie... - złapał ją delikatnie za dłoń i przycisnął do swojej piersi, patrząc jej w twarz z przepięknym, uroczym błyskiem w optykach - Robiłem to wszystko tylko dlatego, że nie chciałem by coś złego ci się stało!

- Chciałabym ci wierzyć Knight, ale... - wzięła głęboki wdech, ponownie spoglądając na niego - Naprawdę muszę już wracać.

- Proszę cię, powiedz chociaż czy wybaczysz te słowa... - powstał powoli. Dopiero teraz zauważyła jak niebezpiecznie blisko się znalazł.

- Nie wiem... Nie chcę na razie... - wymamrotała, czując narastający niepokój. Gdzieś wyparowały słowa: "możesz skopać zderzak temu złomowi!"...

- Aniołeczku... a czego my tak na prawdę jesteśmy pewni? Czy wiemy czego naprawdę pragniemy? Czego potrzebujemy? - przeszywał ją swoim zniewalającym spojrzeniem.

- Nie wiemy, ale...

- Ja wiem. Potrzebuję ciebie... bez ciebie nie jestem pełny. - zniżył głos do mrukliwego szeptu tuż przy jej audioreceptorze, a jego dłonie przesunęły się po jej ciele aż do tali - Jesteś moją Iskrą...

- K-knight, ja... - jąkała się, obezwładniona szokiem i powoli narastającym strachem.

- Daj sobą pokierować Aniołeczku... Spodoba ci się. - jego optyki błysnęły głodem dzikiej bestii, a zęby błysnęły w nieco strasznym uśmiechu.

Chciała zaprotestować, lecz jego twarde wargi skutecznie ją uciszyły, a ciepłe, duże dłonie przycisnęły zesztywniałe szokiem ciało do czarnej protoformy.

Nie... nie... nie! Otworzyłam szeroko optyki, zaciskając ręce na powierzchni za swoimi plecami. Iskra waliła mi jak oszalała, sprawiając ból przy każdym ruchu. Darkknight... Zgrzytnęłam zębami, wstrzymując łzy. Czemu muszę to od nowa przeżywać? Dlaczego mnie nim torturujesz? Nie wystarczy, że wszystko się powtarza w rzeczywistości?! Dopiero po chwili przytknęłam do piersi drżące dłonie, kuląc się w sobie. Strach z wolna ustępował miejsca prawdziwemu cierpieniu. Z jednego koszmaru w kolejny... niech to diabli wezmą. Powoli uspokajałam rozedrgane ciało, rozglądając się samymi optykami. Leżałam w moim pokoju na twardej koi, podpięta do energonowej kroplówki. Mój płaszcz znajdował się na blacie, tuż obok pustej kostki. Światło było zgaszone, a przy mnie nie było nikogo.

Śmiem twierdzić, iż rzeczywistość jest gorsza od mary sennej. - warknęła Ciemność z wyższością - Pamiętasz cokolwiek sprzed swojego omdlenia Angelbotko?

Przez chwilę leżałam w milczeniu, przypominając sobie całą akcję i jej epilog. Po dłuższej chwili podniosłam się do siadu i oparłam plecami o ścianę, krzywiąc się delikatnie. Tak... wiem wszystko. Będę się musiała gęsto tłumaczyć...

Twoje załamanie kosztowało cię autorytet. Wyglądałaś jak histeryczka.

Zapewne... Ale już nie mogłam tego wszystkiego znieść. Zakryłam twarz jedną ręką, wypuszczając powoli powietrze z wentylatorów. To wszystko co robił... ta jego manipulacja, granie na emocjach... Znów dałam się złapać na to wszystko jak Iskierka. Nie jestem nawet na siłach by się z nim zmierzyć! Dlaczego w ogóle niczego nie zauważyłam?!

Jesteś zbyt emocjonalna. Twoje uczucia uniemożliwiają trzeźwą ocenę sytuacji. Lecz mimo wszystko wczoraj byłaś w stanie stawić mu opór.

To nic nie znaczy! Podkuliłam nogi pod siebie, zamykając optyki. On miał mnie w swojej mocy... zupełnie jak Darkknight... Jak w tym koszmarze! Zadrżałam delikatnie, przełykając nerwowo energon, zaraz jednak skrzywiłam się, gdy Iskra zaczęła boleć bardziej. Boję się tej władzy jaką nade mną trzymają... Ich wpływów, tego co mogą ze mną zrobić...

Ciekawi mnie, co na to mięli do powiedzenia twoi "przyjaciele". Zaskakująco, byłaś w stanie zabezpieczyć przede mną kilka wspomnień...

Nic. Nie powiedziałam nic. Okryłam się skrzydłami, patrząc bez wyrazu na swoją klatkę piersiową. Sama sobie z tym poradzę. Jak zawsze z resztą. Zamknęłam optyki, zaciskając palce na klatce piersiowej. Boli...

Cud, iż do te pory nie zwariowałaś Angelbotko. Wyjaśnia to jednak dlaczego to z nim usiałaś się zmierzyć podczas walki o Koronę Primów.

Co ty nie powiesz. Westchnęłam cicho, otwierając Komorę Iskier. Dlaczego to tak boli? Przecież wczoraj nie doświadczyłam większego wysiłku. Wysunęłam ostrze, przyglądając się w jego odbiciu swemu wnętrzu. Widok jaki zastałam, zmroził mnie w miejscu. Zimny dreszcz przeszedł mi przez plecy. Nie...

Nowa, stalowa obudowa, zamykana na zatrzaski, okrywała moją Iskrę. Przez kilka okrągłych otworów, wyciętych na kable oraz ujście energii, widać było jednak sieć jasnych, wręcz srebrnych pęknięć. Przypominały one rysy rozbitej, szklanej kuli. Na samym środku widoczny był głęboki, stary ubytek, przez który co chwilę przechodziły delikatne wyładowania. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, wstrząśnięta. Jak to?! Dlaczego? I kto...? Kto śmiał?!

Ostrzegałam cię Angelbotko. Pęknięcia Iskry postępują z czasem, tak jak mówiła Light i Knockout. Najwyraźniej twoi medycy usiłowali zabezpieczyć cię przed rozpadem Iskry, jednak nic to nie da. Za około cztery tygodnie dojdzie do jej ostatecznego rozpadu.

Siedziałam jak sparaliżowana, wpatrując się w stal ściskającą moją Iskrę. A więc koniec jest jeszcze bliżej niż mi się wydawało... Transformowałam rękę z powrotem i ścisnęłam nią głowę, drugą instynktownie sięgając do schowka. Łzy niezauważenie spłynęły mi po policzkach, a Iskra zaczęła jeszcze bardziej boleć. Miesiąc... Za miesiąc nie będzie już nic. Okryłam się ciasno skrzydłami, zapalając drżącą dłonią dymiarza i zaciągając się. Myślałam, że mam odrobinę więcej czasu, że zdołam się przygotować... Cały ten trening, ofiary, to wszystko ma być bezsensowne?

Przestań panikować durna Femme. Od dawna wiedziałaś, że zginiesz, pragnęłaś śmierci, a teraz się boisz?!

- Nie boję się śmierci, boję się o nich! Zostawię ich na pastwę Primów! - jęknęłam cicho, wypuszczając kłąb dymu z ust - I to zakładając, że uda mi się uciec na tyle daleko, by eksplozja nie zniszczyła moich podopiecznych...

Uspokój się przede wszystkim i wysłuchaj mnie! Wszystko to co robimy nie jest bezsensowne. Umrzesz, to prawda, lecz jest jeszcze szansa na to, by twoja ofiara nie poszła na marne.

- Jak? Jak mam sprawić, by oni przeżyli, a Primowie spotkali swój koniec? - stęknęłam, zakrywając Komorę Iskier i kuląc się.

Jeśli opanujesz obie moce nim upłynie twój czas, będziesz w stanie odnaleźć Primów, dostać się na ich statek cieniem, a w końcu ograniczyć eksplozję tak, by zmiotła ich flotę! Więc weź się w garść i przestań dramatyzować. Jesteś Bestią z Cybertronu czy nie?!

Przez kilka minut siedziałam w ciszy, dygocząc. Wreszcie jednak otarłam optyki, starając się uspokoić i wyprzeć myśl o śmierci z głowy. Masz rację... ze wszystkim. Nie wolno mi się teraz załamywać, muszę się opanować. Ostatni raz przetarłam optyki, spuszczając nogi z krawędzi koi i zaciągnęłam się lekko. Jak tylko wszystkich oprawię, będę mogła spokojnie wrócić do treningu.

Chciałabym przypomnieć, że masz rozbitą Iskrę. Jedyne co możesz zrobić, to ćwiczyć, bo nie zdołasz się podnieść.

Zaparłam się rękoma, usiłując się podnieść, lecz przenikliwy ból Iskry osadził mnie z powrotem na miejscu. Syknęłam cicho, zaciskając ręce na klatce piersiowej i okryłam się mocniej skrzydłami. Muszę wstać i zająć się swoimi obowiązkami. Nie wolno mi zostawić predaconów i botów. Zaczęłam masować protoformę w zamyśleniu, kształtując gdzieś w głębi podświadomości pomysł. Mówiłaś, że magia cienia nie uszkadza Iskry, a nawet odrobinę pomaga?

Nie odpuścisz, prawda? - spytała gorzko, a po chwili rzuciła niechętnym tonem - Ciemność jest inna niż energia. Nie idzie jak energia, ze środka na zewnątrz, a z zewnątrz do Iskry. Rozluźnij siłowniki, zakryj rękoma Komorę Iskier i wśliźnij się w cień, jak w wodę. Utoń w nim, pozwól by cię nakrył niczym fala.

Skinęłam głową, natychmiast wykonując jej polecenia. Założyłam ręce na piersi, zamykając optyki i starając się ignorować ból Iskry. Dostałam dość wskazówek by sobie poradzić. Nie takie rzeczy się osiągało z jednym, czy dwoma słowami starych podań. Po paru minutach naprawdę poczułam jakby gęsta maź zaczęła wciągać mnie do siebie... czy raczej moja własna Iskra przyciągać ją do mnie. Drgnęłam niespokojnie, na co dziwne uczucie nieco osłabło, choć dalej czułam, jak coraz szybciej postępuje.

Nie bój się głupia! Strach przy tym nic ci nie pomoże, jedynie zaszkodzi! - usłyszałam jej zezłoszczony głos - Jeśli ty nie będziesz dość silna by nim władać, to on cię pochłonie i pozostawi pustą skorupę!

Zacisnęłam mocniej powieki, lecz posłusznie postarałam się stłumić strach. Uniosłam dumnie głowę, utrzymując spokój w środku. Dziwne uczucie powolnego zanurzania się znów stało się nieco wyraźniejsze, chociaż delikatnie spowolniło. Mam nad tym kontrolę... mam przy sobie Ciemność, ona mnie wesprze i nie da zginąć. Ufam ci.

Dziwaczne uczucie ogarnęło mnie całą, aż po czubek dymiarza. Momentalnie zgasł z cichym sykiem, jednak nie przejęłam się tym faktem. Uch... mój Boże... przesunęłam powoli dłońmi po klatce piersiowej, która przestała aż tak boleć. Gdybym wiedziała, że przyniesie to taką ulgę, zaczęłybyśmy nad tym pracę o wiele wcześniej. Dziękuję.

Nie rozpraszaj się, tylko skup się na właściwym ruchu. Rzuć się w głąb, by przenieść się do Hali Głównej. Miękkie i pewne ruchy, utrzymuj pełne skupienie.

Nie to jest moim celem. Otworzyłam spokojnie optyki. Świat nie zmienił się tak bardzo, był może jednak nieco bardziej szary. Podniosłam się ostrożnie z koi, uważając cały czas na serce. Spróbujmy... Stanęłam twardo i pewnie na ziemi, rozkładając ręce na boki. Płynnymi, okrężnymi ruchami zaczęłam ściągać mrok do Iskry, chcąc w ten prosty sposób ułatwić sobie funkcjonowanie. Cień zgodnie z moją wolą powoli opuszczał inne części ciała.

Jeśli coś pójdzie nie tak, zostaniesz kaleką. Albo szybciej wysadzisz świat.

Nie wysadzę... Dalej robiłam spokojnie swoje, starając się nie myśleć o wizjach apokalipsy, uporczywie wciskającej się pod moje powieki. To pewna przewaga samouka moja droga... Umiem się uczyć i rozwijać na podstawie strzępek informacji, czy kilku wskazówek. Uda się.

A jednak nie do końca. Przyśpiesz delikatnie ruchy i zamiast kierować je do środka, kieruj już na zewnątrz, bo rozsadzisz Komorę Iskier. Grzbiety dłoni do siebie, spokojne posunięcia, jakbyś blokowała ataki pazurami i strząsała z siebie krople przy każdym ruchu.

Tak jest. Z całej mocy postarałam się zrobić to, co mi kazała, dzięki czemu po paru minutach "wróciłam" do świata rzeczywistego. Ugh... chyba już...

Nie przestawaj! Musisz skorygować nadwyżkę i zawiązać to tak, by się nie rozpłynęło.

Pokierowała mną dokładnie, pomagając lekko przy wiązaniu mocy. Nie minęło kilka minut, a stałam już stabilnie, niemal bez bólu, na podłodze. Uff... udało się.

Rozbudzanie mocy jest zawsze najprostsze, więc się już tak nie gorączkuj.

Ale i tak nie zmienia to faktu, że się udało. Uniosłam kącik ust, sięgając po płaszcz i transformując na razie skrzydła w parę drzwi. Dziękuję ci bardzo. Gdyby nie ty, nic by z tego nie wyszło. Naprawdę doceniam twoje kierownictwo.

Nie doczekałam się na to żadnej odpowiedzi. Pokręciłam lekko głową, zapinając się prędko i zapalając od nowa "komin". Natychmiast wyszłam z pokoju, kierując szybki, acz dość cichy krok do głównego pomieszczenia. Nie czeka mnie łatwa rozmowa... tym razem będę musiała opowiedzieć w skrócie jak ich spotkałam, a także o nasze relacje. Lecz jeśli pomoże mi to pozostać przy Optimusie...

Pamiętaj, że jeszcze nie dostał tego imienia. Lepiej byś używała starego, by wzbudzić w nim większe zaufanie.

- Masz rację. Trzeba być ostrożnym. Nie wiadomo co Lord nakładł mu do procesora. - pokiwałam głową, zaciskając zęby na rurce - Prawie tak samo jak było z porucznikiem, czyż nie?

Tyle, że na niego zmarnowałaś czas. A Prime może ci się bardzo przydać i to na wielu polach.

- Nie uważam tak. Zdrada Starscream'a boli, lecz to on jest najbardziej poszkodowany. Nie dostał dostępu do artefaktów, prac naukowych czy wrażliwych danych. Mógł wykraść nam nieco technologii, lecz Megatronowi na nic przyda się jakiś mały ułamek całości. - westchnęłam cicho, wypuszczając chmurkę i wiążąc ogon wokół bioder - Jednak nie dam mu wrócić tak łatwo. Będzie musiał odpokutować zło, jakie wydarzyło się za jego przyczyną.

A sądziłam, że cokolwiek zrozumiałaś z przykładu Arachnid...

- To już nie jest Stary Cybertron... A nawet gdyby był, dawałam czasem drugą szansę, nawet mordercom. - wbiłam wzrok w światło dochodzące z załomu korytarza - A jej egzekucja... do teraz nie wiem, czy nie popełniłam błędu. Nie powinnam była tego tak kończyć.

Obie wiemy, że nie przestałaby cię nienawidzić.

- Pewnie tak... - odparłam cicho, wychodząc na ostatnią prostą.

W połowie jednak zatrzymałam się, słysząc niespokojne głosy, dobiegające z Hali Głównej. Przyzwyczajenie było mimo wszystko silniejsze niż przyzwoitość.

- ... co się dzieje w jej procesorze! - warknął damski głos, po którym rozpoznałam Arcee.

- Nie przesadzasz czasem? - odburknęła Bluespark - Królowa nie ma wobec nas żadnych zobowiązań, nie powinna nawet się mieszać, a jednak zdecydowała się nam pomóc.

- Tyle że najpierw była po stronie conów! - wtrącił Bulkhead.

Ach... Więc w końcu zaczęli mnie obgadywać? Nie, żebym się nie spodziewała, ale... to i tak nieprzyjemne. Przycisnęłam się do ściany, nasłuchując uważnie i ściszając pracę wentylacji. Wyjęłam z ust "papieros". Tak czy inaczej chcę wiedzieć jaki naprawdę mają do mnie stosunek poszczególne boty.

Nie będziesz tym zachwycona.

- Ale mimo to nigdy nie walczyła przeciw nam, a nawet pomagała! - zapiszczał Bee - Każde z nas zawdzięcza jej życie.

- A także to, że nie mamy naszego przywódcy. - syknęła Arcee.

- Przecież pomogła nam go odzyskać! - pisnął nieśmiało Bee - Nie rozumiem czemu ją odtrącacie. Przecież nic złego nam nie zrobiła...

- Przecież to jest TA Beautifuldeath! - wycedził Bulkhead - Poza tym ma bandę bezfrakcyjnych! Im nigdy nie wolno ufać!

- Nie nazywano ją Bestią z Cybertronu bez powodu Bumblebee. - rzekła chłodno Arcee - Sam byłeś świadkiem co robiła podczas przebudzenia Unicrona! A kto wie, czy faktycznie Megatron nie jest jej partnerem Iskry?

No tak... westchnęłam bezgłośnie przytykając jedną dłoń do głowy. Jak to rzekł mędrzec: dobre uczynki wypisane są na piasku, a błędy w kamieniu wykute... Jestem u nich już spalona.

- Nie powinniśmy jej ufać. - poparł ją Jack.

- Czy wy się słyszycie...?! - zapaliła się Bluespark, lecz w tym momencie przerwał jej nowy, acz znajomy głos.

- Na brodę wuja Sama! Dopuściliście kogoś takiego do waszej strony?!

- Byliśmy w trudnej sytuacji agencie Fowler...

Odwróciłam głowę w inną stronę, zaciskając palce na metalowej rurce. Jeszcze tego człowieka tu brakowało i tych opinii. Który to raz kiedy sojusznicy mówią coś takiego za moimi plecami? Straciłam rachubę.

I co masz zamiar z tym zrobić?

Z tym? Uniosłam głowę, spoglądając znów w stronę korytarza, lecz zaraz ruszyłam w przeciwnym kierunku. Na razie nic. W pierwszej kolejności oprawię się z Wyspą, to będzie wdzięczniejsze zajęcie...

- Angel? - usłyszałam nagle przed sobą starą dobrą Cybertrońską mowę.

W moim kierunku szli właśnie Orion z Rachetem. Przy czym medyk nie wydawał się być... zachwycony z tego spotkania.

- Co ty tu robisz?! Powinnaś leżeć po operacji!

- Ciebie również miło widzieć doktorze. Jak widać nie była tak forsowna, bym nie mogła się poruszać. - wymusiłam żartobliwy uśmiech, zaraz jednak rzuciłam mu ostre, znaczące spojrzenie - Ale o ile się nie mylę, Bluespark potrzebowała w czymś twojej pomocy. TERAZ.

Mierzyliśmy się chwilę twardymi spojrzeniami, aż wreszcie niema groźba i twarda postawa wywarły pożądany skutek: mech odszedł z głośnym, niezadowolonym burczeniem, wyraźnie spięty. Odetchnęłam cichutko, patrząc za nim. Mam nadzieję, że moja opinia Niezniszczalnej Bestii przetrwała razem z innymi inwektywami...

Po kilku chwilach odwróciłam się do lidera z amnezją, a ten wyciągnął do mnie rękę z wyraźnym wahaniem wypisanym na twarzy. Złapałam za nią, ściskając ją w obu dłoniach. Starałam się go nie dotknąć ustnikiem mojego komina.

- Dobrze cię widzieć. Choć teraz dopiero mogę cię przywitać jak należy. - nie zdołałam zdobyć się na lekki śmiech. Zbyt wiele burz rozpętało się w mojej Iskrze bym mogła to zrobić.

Czerwono-granatowy mech po paru chwilach rozluźnił się i ucałował moje ręce z szacunkiem, unosząc lekko łuk optyczny na dymiarza. Zamrugałam, nieco zaskoczona jego gestami, zaraz jednak przywołałam się do porządku. Zdążyłam już zapomnieć jak było przed wojną... Ale to wszystko zdaje się być tak odległe.

- Cieszę się, że cię widzę. I że już lepiej się czujesz. - obrzucił mnie nieco niezręcznym, acz troskliwym spojrzeniem.

- Powiedzmy, że sporo się ostatnio wydarzyło. - złączyłam dłonie razem, kiwając głową - Mimo, że to już nie Stary Cybertron, ilość obowiązków się nie zmniejszyła.

- Tak bywa. - rzekł kurtuazyjnie, widziałam jednak, że się zasępił, słysząc moje słowa. Niedobrze, chyba trafiłam na czuły temat... Czyżby powiedzieli mu już prawdę?

Najpewniej tak. Radzę szybko zmienić temat.

Lepiej jest uciec. Wiem, nie powinnam tego robić, ale nie czuję się na siłach by zostać z autobotami. Westchnęłam cicho.

- Chciałabym porozmawiać z tobą dłużej, lecz obowiązki wzywają. - popatrzyłam na niego przepraszająco, odsuwając się troszkę.

- Już odchodzisz? - był wyraźnie zaniepokojony.

- Niestety muszę. - skłoniłam głowę i spuściłam wzrok - Ale ręczę ci, że jesteś tu bezpieczny. Wszystkie te boty mają twe dobro na względzie.

Uśmiechnęłam się blado, opanowując inne reakcje ciała. Mój przyjaciel wyraźnie oklapł, chociaż nie protestował. Patrzył na mnie tylko tymi niewinnymi, błękitnymi optykami.

- Jak zgaduję, wciąż nie możesz oprowadzać wycieczek po swojej kryjówce...?

- Następnym razem obiecuję, że cię zabiorę. - skinęłam mu głową, ściskając w palcach "komin" - Ale teraz musisz mi wybaczyć na długo... wrócę późno w nocy, więc nie czekaj na mnie.

- Niech będzie Angel... - głęboki smutek był wyraźnie widoczny w jego optykach.

- Nie bój się, naprawdę wrócę. - uścisnęłam mocno jego dłonie - Tak jak mówiłam: nie zostawię cię więcej.

Uśmiechnął się krzywo, lecz po chwili odwzajemnił uścisk i odsunął się na bok. Tupnęłam delikatnie w podłoże, otwierając sobie portal i wskoczyłam, machając mu lekko. Jak tylko jednak znikłam mu z optyk, mój uśmiech zgasł. Zupełnie inny niż jego starsza wersja... Czytam z niego jak z otwartej księgi. Albo to Megatron, albo boty już mu coś na mnie nagadały. Wydawał się być nie tylko zagubiony, ale i zrezygnowany, jakby nie wierzył w szczerość rozmówców... Wypuściłam powoli powietrze z wentylatorów, lądując zgrabnie. Ciężko będzie to naprawić... ale jestem gotowa podjąć ten wysiłek. Nawet jeśli boty będą siedzieć mi na karku.

*     *     *

- ... tym samym zamykam naszą naradę. - oznajmiłam, wstając - Jestem bardzo zadowolona z postępów i testów. Chciałabym jednak, by Harmonia postarała się jak najprędzej zrobotyzować produkcję kul teleportacyjnych, gdyż z pewnością będziemy ich sporo potrzebować.

Odpowiedziały mi potakujące pomruki i zdeterminowane spojrzenia. Uniosłam lekko kącik ust, zmuszając się do uśmiechu. Skinęłam ręką obecnym, ruszając ze ściśniętą Iskrą do wyjścia. Skup się! Na razie poszło bardzo sprawnie. Jeszcze tylko sprawa nowego wodza, kłótnia i będę mogła zająć się naprawdę ważnymi sprawami. Zerknęłam na godzinę, machając lekko ogonem. Z pewnością zakończyli już pożegnanie młodego wodza i rozpoczęli radę...

Nie martwisz się, że autoboty mogły zauważyć już twoją nieobecność?

Jestem pewna, że w końcu zauważą. Ale nie sądzę, by za bardzo ich obeszła moja nieobecność. Bardziej przejmie ich fakt, że "mogę ich wydać". Tylko Blue, Bee, chyba Orion i być może Rachet będą się przejmować moim stanem zdrowia i życia. Westchnęłam cichutko, zakładając dłonie za plecami. Tak... chyba tylko oni są skłonni wybaczyć mi potknięcia i słabostki.

Powinnaś się cieszyć. Im więcej Iskier zdobędziesz, tym więcej tak niechcianego przez ciebie nieszczęścia będzie. Nie przejdą przecież obojętnie nad twoją...

Lecz niespodziewanie przerwał jej donośny ptasi krzyk. Poczułam na ramieniu znajomy ciężar, chociaż pazury nie były tak dokuczliwe jak zazwyczaj.

- No i jak Dżidżi? Jesteś zadowolona? - zaskrzeczał radosny głos.

- Dzień dobry Bustfire. - zerknęłam na niego kątem optyki - Oczywiście, że jestem. Blade i Dash doskonale się spisali.

- No, to dobrze. - zaśmiał się lekko, strzepując skrzydłami - A jak ci tam u nich?

- Nie jest źle. Radzę sobie. - skłamałam gładko, przybierając spokojny wyraz twarzy - Powiedz mi, co u Breakdowna? Doszedł do siebie po tym ataku?

- Tak. Barricade i kilka znajomych ex-conów dotrzymuje mu towarzystwa. Tylko cały czas się o ciebie dopytuje. Chyba tęskni do swojej wędki. - zaskrzeczał pociesznie.

Pozbądź się tego ptaszyska. Nie pomoże ci się skupić przy rozmowie!

Na razie niech zostanie. Dostarczy mi kilka ważnych informacji, a potem odeśle go gdzieś... Przyśpieszyłam nieco kroku.

- Przy następnej okazji do niego zajrzę, obiecuję. - pokiwałam głową - Tak swoją drogą, skoro już mówimy o decepticonach... wiecie już co Starscream zdołał zabrać?

- Cade wspominał coś o dwóch Koronach ze skarbca, Energonie Primusa oraz o wykradzeniu informacji na temat paru kopalni. - skrzywił dziwacznie dziób gdy skręciliśmy w stronę wyjścia - Skubany zdołał w czasie tego małego kryzysu sporo wykraść i przekazać Megalodonowi.

- Najbardziej mnie martwi, że powie mu o wszystkich przygotowaniach... Musimy jakoś ich wszystkich wyprowadzić w pole, przekonać, że to nic groźnego... - mruknęłam cicho, zaciskając mocniej ręce razem - I jeszcze te Insecticony. Skąd one się tam wzięły? Kiedy je dostarczono?

- Sam chciałbym wiedzieć. Ale nie martw się, jakoś nam się uda wszystko zrobić. Tylko szybko ogarnij tego tam Prima. Niech wraca do roboty, żebyś mogła nam z tym wszystkim pomóc.

Skinęłam lekko głową, stając przed drzwiami. Oho... słychać ryki. Kłócą się. Oby tylko żaden bot nie wyszedł ich uspokajać. Otworzyłam drzwi, szykując się psychicznie do starcia z wściekłymi predaconami.

Momentalnie audioreceptory ogłuszył potężny ryk. Ze czterdzieści bestii, na całej długości pól treningowych, biło się brutalnie z użyciem kłów i pazurów, wyrzucając przy ciosach kawały ziemi, trawy, a także niektóre drzewa w powietrze. Tak jak się spodziewałam: porobili stronnictwa i teraz dyskutują... burzliwie. Wyszłam na taras, przyglądając się chwilę zaciekłej walce.

- Eee... to ja ci to zostawię do rozwiązania. Pa! - rzekł nieco drżącym głosem Bust i odleciał mi z ramienia.

Nareszcie... Co masz zamiar z nimi zrobić? Zastosujesz siłę argumentu, czy argument siły?

Ani jedno, ani drugie. Ale nie martw się, umiem sobie z nimi radzić. Zeszłam spokojnie po kamiennych schodkach i skierowałam swoje kroki wprost w walczący tłum.

Jesteś pewna?

To nie pierwsza bójka bestii, jaką muszę przerwać... Idąc, transformowałam się w smoka i ruszyłam w tłum, wysoko unosząc głowę. Już pierwsza para walczących, gdy tylko mnie zauważyła, zamarła na miejscu. Warknęłam na nich w przechodzie, na co zaraz rozdzielili się i odsunęli, gnąc grzbiety w pełnych szacunku ukłonach. Podobna była reakcja innych walczących, gdy tylko mnie dostrzegli. Schodzili mi z drogi z podkulonymi ogonami, lecz nie zwracałam na to uwagi. Koncentrowałam się raczej na centrum zajścia, skąd wydobywały się najgłośniejsze ryki. Jak zgaduję, tam znajdziemy prowokatorów zajścia.

Raczej pretendentów do tytułu wodza.

Tak też można to ująć. Wreszcie stanęłam przed dwoma młodymi smokami wczepionymi w siebie kurczowo i tarzającymi się zapamiętale po ziemi. Obserwowałam chwilę ich zmagania, póki wpierw biały, a zaraz po nim czerwony nie zorientowali się kto nad nimi stoi. Obaj zamarli w dziwnej pozycji, patrząc na mnie szeroko otwartymi optykami.

- Sądziłam, że mam w swoich szeregach dorosłe predacony, nie bandę dzikich Insecticonów... - rzekłam surowym, donośnym głosem - Nie minęło nawet kilka godzin od pożegnania poprzedniego wodza, a wy już się bijecie?

Smoki poruszyły się niewygodnie, zawstydzone. Dwie młode przyczyny całej walki patrzyły na mnie, zażenowane, zaraz jednak rozsunęły się na boki, dysząc ciężko.

- Nie ja sprowokowałem walkę! - warknął Oldblood wściekle.

- Akurat! Kłamca! - syknął Speedfire, szczerząc kły.

- Milczeć! - mruknęłam groźnie, uciszając dyskusję - Co się stało?

- Starsi dokonali wyboru wodza. - zaczął ponuro Blood, lecz zaraz Fire mu przerwał ze złością:

- Nie powinieneś być naszym wodzem ty zardzewiały robalu. To przez ciebie Greenfire nie żyje, nie masz prawa zajmować jego miejsca!

Czerwony smok zawarczał nerwowo, ale nic nie odpowiedział. Inne bestie poruszyły się nerwowo i głuchy pomruk przeszedł przez tłum. Westchnęłam nieznacznie, przyciskając skrzydła do boków. Wybór dokładnie taki jak się spodziewałam... w końcu to on był jednym z faworytów starszyzny.

Nie jest najlepszym materiałem na wodza.

Nie, nie jest... Ale i tak został wybrany. Rozłożyłam szeroko skrzydła, uciszając obecnych. Popatrzyłam po tłumie z powagą.

- Rada dokonała wyboru. Musimy uszanować ich decyzję. - spojrzałam surowo w nieszczęśliwe optyki białej bestii - Zostanie waszym wodzem.

- Ale...!

- Cisza.  - rzuciłam chłodno, spoglądając na bestie - Macie uporządkować Pola! A ty Blood chodź ze mną.

Machnęłam mocno skrzydłami, wznosząc się w powietrze i skierowałam się na szczyt. Bardzo szybko, acz niechętnie, wyprzedził mnie Oldblood i to on jako pierwszy wylądował na miejscu, lecz odwrócił łeb, nie oglądając się na mnie. To będzie trudna rozmowa.

Postrasz go, będzie łatwiej.

Nie mam zamiaru schodzić do poziomu decepticonów. Transformowałam się w powietrzu i wylądowałam twardo na ziemi. Uniosłam śmiały wzrok, wpatrując się przenikliwie w mecha.

- A więc zostałeś wybrany... gratuluję. - rzekłam spokojnie, obserwując go uważnie. Nie odezwał się, nawet na mnie nie patrzył. Jego wzrok utkwiony był gdzieś w horyzoncie - Okazało się, że miałeś rację: zyskałeś to, czego pragnąłeś. Masz niemal zapewnioną władzę. Chociaż masz liczną opozycję, a okoliczności nie były najbardziej przyjazne.

- Nie tak to planowałem! - warknął nagle, transformując się. Cały czas unikał mojego wzroku - Wszystko poszło zupełnie inaczej... Zarzucają mi, że wiedziałem o zdradzie Starscreama i sprowadziłem Greenfire'a na śmierć!

- A jak było naprawdę? - popatrzyłam na niego surowo.

- Wszyscy już wiedzą... - odwrócił głowę - Ty pewnie już też.

- Chcę usłyszeć to od ciebie. - odparłam spokojnie, zaciskając ręce razem.

- Nie uwierzysz mi Pani. - siadł ciężko na ziemi, opierając dłonie o kolana - Połowa klanu mi w to nie wierzy, a druga powątpiewa.

- Zobaczymy. - uklękłam na piętach tuż obok niego - Słucham uważnie.

Przez chwilę trwała cisza. Aż wreszcie młody smok rzekł mrukliwie, z rezygnacją:

- Z tym zdrajcą poznaliśmy się lepiej już na planecie Bestii... mój Ojciec zaaprobował tę znajomość, stwierdził, że mech może mi pomóc. Starscream wierzył w moje możliwości, ideały, wydawało mi się, że chciał mi pomóc. We dwóch udało nam się przekonać do mnie radę, był naprawdę bardzo pomocny... Przekonywał, że nikt inny nie rozumie mojej wizji, że naprawdę jest moim przyjacielem.

Zaciął się i umilkł. Pokiwałam na to głową w skupieniu, przypatrując mu się uważnie. Zapewne zmanipulował biednego młodzika, a ja miast wypytać, postraszyłam go...

A wspominałaś coś, że nie będziesz się zachowywać jak Megatron.

Drgnęłam nieznacznie, lecz nie odpowiedziałam jej. Popatrzyłam na milczącego smoka.

- Co się dalej stało?

On sapnął nerwowo, odwracając głowę, zaraz jednak znów podjął:

- Tamtego wieczora powiedział, że chce mi coś ważnego pokazać, poznać z kimś, kto może mi pomóc... Nie wiedziałem, że prowadzi mnie do Megatrona, a już na pewno nie sądziłem, że ktoś nas śledzi. - powarkiwał już ze zdenerwowania - Kiedy stanąłem przed Lordem i on nagle wszystko powiedział... Nie mogłem uwierzyć. Stałem tam jak kołek, a wtedy Greenfire rzucił się na nas... chciał zatłuc decepticony, robala, mnie z resztą też, ale kiedy zobaczył, że walczę razem z nim, odpuścił mi na chwilę. Zaczęli w nas strzelać i próbowali zabić, ale razem jakoś dawaliśmy sobie radę. Zmiażdżyłem paskudę, a potem próbowałem mu pomóc, ale zarobiłem w głowę, usiłując go osłonić. Pewnie bym ją stracił, gdyby nie atak Zieleńca... - parsknął z niezadowoleniem.

Zapadła głęboka cisza. Smok sapał ze zdenerwowania, a ja analizowałam jego słowa. Mimo wszystko, mimo jego poglądów, porywczego charakteru i bezczelności, to nie jest zły bot. Ojciec zakorzenił w nim honor, lojalność wobec współbraci i dobro. Westchnęłam cicho, unosząc głowę.

- Oldblood...

- Ja naprawdę nie chciałem, by tak wyszło... To wszystko wina tego przeklętego chudzielca! - warknął z wyraźnym żalem - Green mnie wkurzał, ale przecież nie zabiłbym jednego z moich!

- Spokojnie, wierzę ci. - rzekłam cicho, kładąc dłoń na jego ramieniu. Wzdrygnął się, lecz jej nie zrzucił - Znam cię dobrze i wiem, że nie mógłbyś zdradzić swoich smoków. Lecz prawda jest taka, że dałeś się zmanipulować i w wyniku splotu wydarzeń, popchniętych twoją znajomością ze Starscream'em, Greenfire zgasł, a ty dostałeś władzę. - westchnęłam ciężko.

- Zupełnie nie tak miało to być, miałem rządzić nimi, bo mnie poprali! Wygrać w uczciwej walce, poprowadzić predacony ich własnym lotem. - warknął, zaciskając szpony na głowie.

- Nie możesz niestety nic z tym zrobić Blood. Stało się, nie można już tego zmienić. Skoro jesteś już wodzem, musisz unieść dumnie głowę i dać im wszystkim dobry przykład...

- Kiedy oni nawet nie chcą mnie słuchać. - stęknął i spojrzał na mnie, opuszczając ręce - Królowo, zabierz to ode mnie... przecież ty jesteś zwierzchnikiem wszystkich stad, może ty się będziesz mogła tym zająć?

- Niestety, rada postanowiła. Poza tym, już od dawna nie jestem waszym zwierzchnikiem, przywódcy smoków są moimi partnerami w rządzeniu. - przypomniałam cierpliwie - Jesteś wodzem Blood. Musisz więc zachowywać się jak wódz. Spróbuję przemówić im do rozumu, lecz sam spróbuj wytłumaczyć im z Iskry jak było na prawdę.

- Nie zadziała... nie będą mnie chcieli słuchać.

- Nie przejmuj się tym, tylko po prostu rób swoje. Opiekuj się nimi, rób wszystko, by nie mogli ci nic zarzucić. Ale przede wszystkim bądź odpowiedzialny i uważaj na nich, bo sam wiesz na jakie pomysły potrafią wpaść młode predacony. - poklepałam go delikatnie po ramieniu i wstałam - Poradzimy sobie. Niestety nie będę tu przez cały czas, lecz w razie czego nie wahaj się dzwonić. Postaram się pomóc ci we wszystkim.

Mech patrzył na mnie szeroko otwartymi optykami, zaraz jednak zreflektował się i sam wstał. Bąknął jakieś niewyraźne, zaskoczone podziękowania, na co uśmiechnęłam się blado, kiwając mu głową. 

- Chodźmy. Im prędzej to załatwimy, tym lepiej. - ruszyłam nieśpiesznie wzdłuż zbocza, machając nieznacznie ogonem.

Będziesz miała nową odpowiedzialność na plecach.

Wiem. Ale nie szkodzi. Jedna w tę czy wewte... Ważne, że nie pozostawię po sobie bajzlu i będą mogli sobie sami poradzić.

*     *     *

Mechanicznym krokiem przeszłam przez portal bezpośrednio do swojego pokoju. Nie myśl... nie słuchaj... Moontear spał już na moich rękach, pomrukując cicho. Położyłam się z nim na koi, odwracając twarzą do ściany. W ciszy leżałam, patrząc w ścianę przed sobą. Nie myśl... śpij... W pewnym jednak momencie łzy same zaczęły ciurkiem płynąć z moich optyk. Zacisnęłam usta, lecz nie byłam w stanie opanować szlochu. Nieme wycie bólu rozdzierało mi Iskrę, wstrząsając nieprzerwanie klatką piersiową. Umieram... Umieram sama, boleśnie, w ciemności... Nikt mnie nie usłyszy, nikt nie wspomni...

Od dawna wiedziałaś, że tak będzie. Przestań się mazać i idź spać!

Jednak ciało kompletnie mnie nie słuchało. W mrokach nocy wypłakiwałam optyki za życiem, które po tym wszystkim miało skończyć się w taki sposób.

Hej hej

Bardzo ponuro się zrobiło, wiem. Ale w kolejnym rozdziale będzie lepiej ;)

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy kochani.

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro