Stara miłość nie rdzewieje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mały, srebrny mech z pomarańczowymi elementami stał ze smutną miną na balkonie ogromnej willi. Był smutny, bo jego mama - RiverStar i tata - Destroyer znów się pokłócili. Jego ojciec był zwykłym lizusem i sprzedawczykiem, który dorobił się stanowiska naczelnika sił zbrojnych tylko dlatego, że zdobył nieuczciwą drogą ogromne bogactwo. Dorównywał nim niemal samym Primom. Ojciec srebrnego Iskrzenia tak wzrósł dumą i pychą, że nie liczył się już z nikim i niczym, a zwłaszcza z własną żoną. River usiłowała naprostować kręgosłup moralny mecha, ale nic to nie dało, co więcej nawet poróżniło ich i doprowadziło na skraj. Mech kilkakrotnie uderzył swoją żonę, a ta nie mogła nic z tym zrobić, nawet nigdzie zgłosić, bo bała się, że Destroyer ją zabije. A ich syn doskonale zdawał sobie sprawę z tego co się działo, chociaż rodzice tuszowali to przed nim najlepiej jak potrafili. Mały mech czuł się odsunięty i niekochany. Wreszcie po kilku minutach wrócił do pokoju i położył się na swoim ogromnym łóżku. Momentalnie poszedł spać. Nawet nie nie zdawał sobie sprawy z tego, że cały czas obserwuje go para granatowo-srebrnych optyk. Ich właścicielka po dłuższej chwili cichutko wkroczyła do jego pokoju i usiadła na jego łóżku. Była starsza od chłopca o kilka terracykli. Przytuliła go delikatnie i pogłaskała po głowie, mrucząc cicho słowa starej, cybertrońskiej kołysanki. Chłopiec natychmiast się uśmiechnął i zamruczał jak mały kotek. Wtulił się w brzuch z niezwykle słodką minką. Nieznajoma pocałowała go w policzek i głaskała przez kilka minut, po czym wstała i położyła na balkonie fioletowo-czarną różę. Wtedy jeszcze nie zauważyła, że zostawiła również jedno pióro i to nie byle jakie - długą, fioletową lotkę.

Tymczasem w zupełnie innej, biednej dzielnicy tego samego miasta mieszkał granatowo-czerwony, drobny bocik o jasnoniebieskich optykach. Choć jego rodzice byli bardzo biedni, ogromnie go kochali i opiekowali się nim jak mogli najlepiej. Matka pracowała od rana do nocy, by ich wyżywić, a ojciec starał się jak mógł, pracując w pałacu. Udało mu się osiągnąć stopień generalski, jednak pieniądze z tego były niewielkie. Chłopiec bardzo chciał pomóc rodzinie, ale nie potrafił, chociaż bardzo się starał. Do niego również tajemnicza Femme przyleciała, gdy ułożył się spać. Z lekkim uśmiechem wśliznęła się do mieszkania i kiedy upewniła się, że rodzina małego usnęła, usiadła przy nim i przytuliła go. Jemu również zaczęła śpiewać cichutko kołysankę. Mech natychmiast wtulił się w nią, a dziewczynka zaczęła go głaskać. Wychudzona Iskierka bardzo mocno trzymała się ciepłej i miękkiej nieznajomej. Ewidentnie potrzebowała czułości i kogoś, kto pomógłby jej chociaż w snach zapomnieć o kłopotach jakie miał. Po kilkunastu minutach jednak dziewczynka ze skrzydłami opuściła dom biednego chłopca, zostawiając mu fioletowo-srebrną różyczkę i kilka monet z czystego złota, które było bardzo rzadkie na Cybertronie.

Wpatrywałam się w niego z bladymi rumieńcami na twarzy. Odsunęłam się po chwili i schowałam w lepszym miejscu, przymykając optyki. Megatron... to on... Ponownie na niego zerknęłam. Właśnie transformował się i zmierzał do portalu, jaki mu otworzono. Nie mogę uwierzyć, że wrócił... czy nadal będzie tym samym mechem, którego znałam? To znaczy... wiem jak zaczęła się ta wojna, ale... Mógł się zmienić. Na pewno jest już zmęczony władzą i pilnowaniem tej zgrai morderców. Spojrzałam tęsknie za zamkniętym portalem. Chciałabym go spotkać... I Oriona też. Tęsknię za nimi. Kiedyś widywałam się z nimi co noc... Westchnęłam cicho, ale zaraz przywołałam się do porządku. Opanuj się słaba Femme! Tobie nie wolno kochać żadnego transformera.

Teleportowałam się do mojego pokoju i zaczęłam się po nim przechadzać. Czy powinnam znaleźć Nemezis i Megatrona? Czy by mnie rozpoznał? Usiadłam na fotelu i splotłam ręce przed sobą. Może gdybym go spotkała i przemówiłam mu do rozsądku, zgodziłby się zakończyć tę wojnę... Odroczyłabym moje przeznaczenie! Wstałam i ruszyłam po raz kolejny do CD. Tam już czekała na mnie Shadow i Green, który transformował się do postaci mecha.

- Królowo, czemu tak długo cię nie było?

- Decepticony skorzystały z mostu. Musiałam wiedzieć co się stanie.

- I... i co? Co przenieśli tym kolosem???

- Tym mostem przeniósł się sam Megatron.

W CD zapadła cisza. Wszyscy patrzyli tylko na mnie.

- Lider decepticonów powrócił... – kontynuowałam – A ja mam zamiar spotkać się z nim gdy tylko nadarzy się okazja.

- A-ależ m-mamo... on... – jąkała się Shadow.

- Spokojnie kochanie. – uśmiechnęłam się delikatnie i przytuliłam ją – Będę na siebie uważać. Kto wie, może wreszcie uda mi się zakończyć tę wojnę?

- Stare typy się nie zmieniają. – zauważył bot o czarnym lakierze i fioletowych optykach. Miał na bokach białe oznaczenia policji – Królowo, wierz mi, on nie zakończy tej wojny, póki nie zabije Prima lub sam nie zgaśnie...

- Barricade, spokojnie. Dobrze wiem, jak sobie poradzić z kimś takim jak on. Nie raz miałam do czynienia z decepticonami. – popatrzyłam na niego z powagą, choć moje optyki się śmiały.

- Pani, on jest obłąkany wizją władzy... nie można przemówić szaleńcowi do rozumu. – odparł posępnie.

- Jak Bóg da, to wszystko będę mogła w nim naprawić. Muszę się tylko do niego zbliżyć. – powiedziałam uspokajająco i puściłam DarkShadow – Powiadomcie mnie, gdy znajdziecie jego sygnał. To tyle na dziś... Jeśli będziecie mięli jakiś problem, nie wahajcie się przyjść do mnie.

Wszyscy skłonili się, a ja spokojnie ruszyłam do wyjścia z bazy, trzymając na twarzy wyuczoną maskę powagi. Mam tyle wspomnień z Megatronusem i Orionem... A nawet nie miałam okazji się z nimi spotkać. Zawsze byłam bardzo zajęta... Zbyt zajęta. Ale zawsze jest to samo... Nigdy nie mam czasu tylko dla siebie, jak każdy przywódca. No, ale nic nie szkodzi. Tak bywa. Uśmiechnęłam się do siebie delikatnie i stanęłam na krawędzi, rozkładając skrzydła. Już wieczór... Popatrzyłam w niebo, na przepiękne gwiazdy. Tak dawno nie latałam nocą... Przeciągnęłam się lekko. Dziś co prawda jest mój dzień bez treningu, ale... mogę sobie polatać dla przyjemności. Poza tym trzeba wyznaczyć nowe patrole... Westchnęłam. Zapomniałam o tym... No dobrze, ale to już będzie jutro. Teraz chcę odpocząć, bo jutro może się zdarzyć coś pięknego. Wróciłam do siebie.

Następnego dnia rano, gdy zakończyłam rutynowy trening mojego ciała, poszłam do CD, przejrzeć raporty. Zasiadłam na tronie, popijając energon i czytając zapiski moich poddanych. Hmmm... bardzo wzrosła ich produktywność i skuteczność w walce... Całkiem nieźle też u nich z kwalifikacjami. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jeśli to nam przypadnie ten zaszczyt oglądać pierwszy wschód odbudowanego Cybertronu, to dostarczymy mu doskonale wykształconą, młodą kadrę młodych, świetnie wykształconych i zdolnych do walki transformerów, o dobrych Iskrach. W sam raz na powojenne czasy.

Co my tu jeszcze mamy? Młode predacony wyklują się na wiosnę... I to ponad 50 osobników? Rodzice naprawdę się postarali. Kto to wie, może udowodnimy botom i conom, że nie dwie, a trzy rasy są w stanie żyć w przyjaźni, nawet jeśli każda z nich jest wewnętrznie inna? Pokiwałam głową do moich myśli i popatrzyłam na ostatni raport. To od zaopatrzeniowców... Energonu starczy jeszcze a dwa tygodnie. Zmarszczyłam łuki optyczne.

- Jaki jest stan naszych wewnętrznych kopalni?

- Prawie się wyczerpały Pani... zebraliśmy wszystko, co do okruszka.

- Jak poszukiwanie nowych źródeł?

- Staramy się znaleźć te najbardziej obiecujące, ale są tylko cztery... pierwsze przejęły decepticony, kolejne jest na biegunie, następne znajduje się na kontynencie Azjatyckim, na Syberii, a jedno na wysepce, którą osobiście sprawdziłaś Królowo...

- Wysłaliście już oddział na Syberię?

- Oczywiście, tak jak i kilka botów, do bardziej zamaskowanych oraz trudniejszych do wydobycia miejscach.

- Doskonale. - pochwaliłam krótko - Tamtą wysepką sama się zajmę, bo nie jestem pewna czy nie jest to niebezpieczne dla nas środowisko.

- Jak sobie życzysz Pani.

Złożyłam detpady na bok, odsyłając raporty do archiwum i wstałam. Zbliżyłam się do okna znajdującego się za moim tronem i popatrzyłam przez nie na spokojny ocean. Na horyzoncie dostrzegłam szeroką kreskę ciemnych chmur. Zmarszczyłam brwi. Co to ma znaczyć? Zbliża się burza? Przecież... burzę przepowiedziano na jutro... dziwne... Wpatrzyłam się w wał chmur, który zbliżał się do naszej Wyspy. Trzeba będzie zabezpieczyć gniazda predaconów i hangar...

- P-pani... oddział w kopalni decepticonów wykrył coś... złego...

- Co takiego? - spytałam spokojnie, patrząc w dal, gdyż zdało mi się, że widzę statek conów nad chmurami.

- M-mroczny E-energon... - wyjąkał WhiteClaw.

- Słucham? - odwróciłam się do bota i podeszłam bliżej. Stanęłam tuż obok niego, patrząc na jego ekran i trzymając ręce założone za plecami. Muszę zachować spokój.

- W kopalni decepticonów... oto co widzi MysteriousBeast. - odparł.

Patrzyłam w milczeniu na to co się działo. Ujrzeliśmy bowiem drzazgę Krwi Unicrona w dłoni Megatrona. Wbił on ją mocno w pierś martwego bota.

- Kto to? - spytałam.

Natychmiast zbliżyły się do nas Bliźniaki Terroru. Z Barricadem.

- To Cliffjumper! Znałem go! - wykrzyknął Sideswipe.

- Partner Arcee. - powiedział cicho SunnStriker. 

- Z tego co widać raczej były. - skrzywił się były con - Królowo, a nie mówiłem? Stare typy się nie zmieniają!

Na ekranie zobaczyliśmy, że rogaty autobot zaczął się szarpać i ryczeć przeraźliwie. Po chwili rzucił się w stronę ciemnego korytarza. Domyślam się, że dostrzegł tam swoje przyszłe ofiary... chociaż nie jestem pewna, bo tego nie widać. Nawet się na tym nie skupiłam, bo Iskra ścisnęła mi się boleśnie, gdy dostrzegłam uśmiech na twarzy Megatrona. On był uradowany tym, co widzi. Cały czas utrzymywałam poważny i spokojny wyraz twarzy.

- To bestia... - powiedziałam, pilnując, by ton brzmiał bez emocji - ... sługa Unicorna... Nie jest tym kim był dawniej. Teraz zależy mu tylko na rozsiewaniu wokół śmierci. - wyprostowałam się - Przez Mroczny Energon stracił rozum. 

- Ale... przecież on... on był martwy!

- Krew Jednorożca wskrzesza zmarłych... ale nie przywraca im wspomnień, czy dawnej osobowości. Robi z nich po prostu nieumarłe potwory. - delikatnie przetarłam twarz i nacisnęłam jeden z guzików na pulpicie - Beast, pilnujcie się tam.

- Uważaj na siebie Skarbie! - poprosił Cade.

- Oczywiście Królowo, wszyscy jesteśmy czujni i niezauważalni. - szepnęła - I kocham cię duży.

- Ja ciebie też...

Zakończyłam połączenie z westchnieniem i odsunęłam się. Ech ci zakochani... Szkoda, że ja nigdy nie będę mogła doświadczyć tego o oni... Zasiadłam na tronie, zamyślając się. Muszę się skupić... nie może mnie rozpraszać miłość do kogoś, z wyjątkiem mojej rodziny. Przymknęłam optyki i wsparłam głowę na dłoni.

- Ciociu! Pobawisz się z nami? - usłyszałam cieniutki głosik i otworzyłam oczy. To SilverStar, córeczka mojego zbrojmistrza.

- Oczywiście, że tak kochanie. - wstałam i wzięłam Iskrzenie na ręce - Informujcie mnie na bieżąco.

Dziecko poprosiło mnie, żebym poszła na dwór, do innych Iskierek, które bawiły się w berka. Zbliżyłam się do nich i usiadłam przy tej hałaśliwej grupce.

- Ciocia!!! - rzucili się na mnie i przytulili mocno.

- Cześć urwiski. - uśmiechnęłam się delikatnie - Co chcecie porobić?

- Opowiedz nam jakąś historię! Chcemy posłuchać jakiejś fajnej opowieści! - zaczęli skakać po mnie z radości. Westchnęłam cichutko z uśmiechem.

- Jaką historię mam wam opowiedzieć?

- Opowiedz nam o tym, jak spotkałaś Oriona i Megatronusa! - poprosili, patrząc na mnie z szeroko otwartymi optykami.

- No dobrze... Ale na pewno nie chcecie innej opowieści? Tą wam będę opowiadała chyba 12 raz! - zaśmiałam się, patrząc na maluchy, które zaczęły kręcić głowami, krzywić się i prychać jak małe kotki.

- Chcemy jeszcze raz tę!! Prooosiiimy!

- No już dobrze. - posłałam im uśmiech i zaczęłam snuć opowieść. Przed oczyma zwów ukazały mi się wspomnienia.

W zaułku najbiedniejszej dzielnicy w mieście grupa malutkich mechów biła młodszego od nich bota, śmiejąc się wrednie i mu urągając.

- No i co biedaku?

- Było podskakiwać?!

- Hahaha! Chłopaki, to nie jest mech, tylko zapłakana Femme! - zaśmiał się największy, trzymający w rękach jakieś rzeczy. On kopał najmłodszego z całej siły.

Nagle jednak jakaś wielka siła zaczęła odrzucać napastników do tyłu. Gdy opadł ich pierwszy strach zobaczyli, że przed czerwono-niebieskim, pobitym botem stoi ich rówieśnik o srebrnym lakierze. Osłaniał wystraszonego chłopca.

- Zostawcie go w spokoju!!!

- A jak nie to co pięknisiu? - warknął któryś i zwarta grupa stanęła przed napadniętymi - Nas jest więcej!

Jednak zupełnie niespodziewanie ktoś wylądował z wielkim hukiem za napastnikami. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i znieruchomieli z przerażenia. Jakaś postać stanęła w groźnej pozycji, machając ogonem i skrzydłami oraz odsłaniając dłuższe kły. Zbliżyła się do przerażonych chuliganów i po chwili skoczyła na szefa drabów. Uderzyła go w twarz, odebrała rzeczy, które trzymał i zasyczała groźnie. Wtedy mechy wrzasnęły dziko i zostawiły prześladowanego. Rzuciły się do ucieczki i znikły za zakrętem, natomiast pobity do energonu chłopiec powoli podniósł się z ziemi przy pomocy swojego wybawcy. Tylko oni nie uciekli, chociaż  nawet ślepy zauważyłby w ich błękitnych optykach strach.

A postać wyszła ze skrywającego ją mroku, a wtedy okazało się, że była to Femme o fioletowych optykach i delikatnym, rozbrajającym uśmiechu

- Hej. - powiedziała miękkim, łagodnym głosem. Była odrobinę wyższa niż oni - Nie bójcie się mnie. Chciałam wam pomóc. - delikatnie położyła wolną rękę na twarzy pobitego, która po chwili wróciła do dawnego wyglądu. Dopiero wtedy jako tako chłopcy otrząsnęli się z szoku.

- Jesteś... botką?! - zdziwił się srebrny - Jak???

- A myślałeś, że Femme nie potrafią obronić innych? - zachichotała cichutko, po czym wystawiła przed siebie ręce z ciemnym wizjerem i starym hełmem wojskowym - To wasze?

- M-moje... - wyjąkał najmłodszy z ich całej trójki i ostrożnie zabrał swoje rzeczy

- Czego oni od ciebie chcieli?- spytał ciekawie srebrny mech.

- Chciałem się tylko pobawić, ale oni zaczęli szydzić ze mnie i mojej mamy... - odparł cicho - Kiedy uderzyłem jednego, reszta rzuciła się na mnie...

- Ale dlaczego go uderzyłeś? - zapytała dziewczynka, delikatnie ocierając energon z jego twarzy.

- Bo powiedział, że moja mama to prostytutka, a tata zostawił nas specjalnie... - w oczach zabłysły mu łzy - Ale tata poszedł na służbę do Cybertrońskiej Gwardii... jest generałem...

Na to srebrny posmutniał, a fioletowa botka przytuliła płaczącego chłopca.

- Nie płacz... - wycierała mu łzy - Przykro mi, że tak cię potraktowali...

- To nie pierwszy raz... oni zawsze się nade mną znęcają...

- Dlaczego nie powiedziałeś mamie? - spytał smutnym głosem większy mech.

- Bo... mama jest biedna... pracuje całe dnie, żebyśmy jakoś mogli żyć i jest bardzo zmęczona... nie chcę, żeby było jej gorzej, bo ostatnio jest coraz słabsza...

- Ty to masz farta... - westchnął cicho -  Mój tata nie kocha ani mnie ani mamy... Lubi po prostu się na nas wyżywać...

Botka popatrzyła na nich ze współczuciem. 

- Przykro mi, że tak u was jest... - popatrzyła na nich, po czym nieśmiało zaproponowała - A może chcielibyście iść ze mną?

- Ale po co?

- I gdzie??

- No... przed siebie. Wyrwać się stąd na jeden wieczór. Tylko nasza trójka.

- Emm... - zawahał się mały.

- No nie wiem czy to dobry pomysł...

- Wiem, ciężko jest zaufać komuś obcemu, ale moglibyśmy... - zacięła się i spuściła wzrok.

- A możemy polecieć z tobą? - spytał srebrny.

- Ch-chyba tak...

- To ja chcę! - zgłosił się natychmiast.

- I ja też!

- N-no dobrze...

Femme chwyciła Iskierki za ręce i rozsunęła szeroko skrzydła, po czym machnęła nimi potężnie. Momentalnie wznieśli się do góry, ponad dachy i wieżowce. Boty mocno przytuliły się do boków fioletowej Femme. We trójkę obserwowali imponujące miasto z góry, podziwiając blask bijący z pałacu Primów. Zachwyceni chłopcy po chwili, jednocześnie pocałowali niezwykłą botkę w policzki, na co ta soczyście się zarumieniła.

Nagle jednak z wspominania przeszłości i snucia opowieści zachwyconym Iskierkom wyrwał mnie głos z komunikatora.

- Królowo! Kopalnie atakują autoboty! Nasi są w środku walki! Podaję koordynaty! Mamy wysłać wsparcie?

Drgnęłam i popatrzyłam na dzieciaki. Wstałam szybko.

- Wybaczcie skarby. Ciocia musi iść. Wracajcie do domku. - usłyszałam jęki zawodu, ale nie zwracałam na nie uwagi. Połączyłam się z CD - Nie. Zajmijcie się gniazdami predaconów i zabezpieczeniem hangarów. Ja muszę to sprawdzić.

Pomachałam dzieciakom i teleportowałam się do kopalni, na najniższy poziom. Otaczały mnie ogromne kryształy energonu. Ależ zasobna kopalnia! Moglibyśmy zabezpieczyć się na pół roku! Wysunęłam skrzydła, nasunęłam maskę na twarz i poleciałam do góry. Skup się! Gdzie jest mój oddział? Syknęłam dość głośno, gdy trafił mnie jakiś zabłąkany strzał. Moja kostka! Warknęłam cicho i przyjrzałam się miejscu, z którego strzał padł. Och, tam są! Bronią się. Szybko zanurkowałam, lądując na plecach jakiegoś Vechicona i odrzucając przeciwników skrzydłami do tyłu.

Nagle jednak w jaskini usłyszeliśmy drwiący śmiech. Odwróciłam się i na najwyższej półce dostrzegłam Starscreama.

- Prime... - warknął swoim najlepszym głosem.

On nas chyba nie dostrzegł, bo te słowa nie były skierowane do nas. Zerknęłam ostrożnie w dół i drgnęłam. Optimus Prime? Nie miałam jednak czasu by się zastanowić nad tym co widzę.

- Zostałbym tu, ale jestem zbyt delikatny... - Scream rzucił w dół coś podłużnego, a sam ewakuował się z jaskini.

Usłyszałam ciche piszczenie. To bomba!

- Odwrót!

Wszyscy transformowali się i ruszyli wgłąb korytarza, który powinien nas zaprowadzić do wyjścia. Niemal od razu usłyszeliśmy wybuch. Płomienie powoli nas doganiały. Nagle ujrzeliśmy ścianę. To ślepa uliczka!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro