Witaj Aniołku

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ziemskie niebo osłoniły ciężkie chmury. W oddali widać było złociste smugi spadających na ziemię meteorytów. U podnóża wielkiej skały, która wyznaczała granicę jej osobistego królestwa, siedziała wielka, czarna predaconica. Jej optyki były granatowo-srebrne. Czekała na kogoś.

Wkrótce zaczął padać deszcz. Przeźroczysta ciecz spływała powoli po pancerzu smoka, ale on nie przestał wpatrywać się w horyzont. W końcu tuż przed nią wylądowało uszczuplone stado predaconów. Wszystkich było może ze czterdzieści parę.

- Gdzie jest reszta? – spytała zmartwiona smoczyca.

- Zginęli. – odparł ponuro stary predacon – Za późno się zebraliśmy...

- Nie ma czasu do stracenia. Musimy uciekać. – już po chwili otworzyła im Most Kosmiczny – Do środka. To zabierze was na nasz statek.

- A ty Mthama? – spytał z szacunkiem przewodnik stada.

- Muszę zrobić jeszcze jedną rzecz. Uciekajcie.

Predacony natychmiast ruszyły do portalu i szybko opuściły Ziemię. Smoczyca strzepnęła skrzydłami i weszła na swoją skałę. Wzniosła się do góry i spojrzała ze smutkiem na planetę. Tysiące skał zabijało powoli autoboty, decepticony i predacony, których statki kosmiczne zostały zniszczone lub uszkodzone.

Przez dłuższą chwilę unosiła się nad ziemią, aż w końcu zaryczała głośno i żałośnie. Już nie mogła im pomóc.

Stłumiłam ziewnięcie i potarłam twarz. Dziwne... przecież jeszcze wczoraj wyspałam się w kwaterze Optimusa! Dlaczego jestem taka zmęczona? Ech... Spojrzałam zmęczonym wzrokiem na obecnych. W CD panowała cisza, w której rozbrzmiewały lekkie ziewnięcia. Chyba nie tylko ja jestem zmęczona. No nic, zrobię szybciej odprawę i się już położę. Tak na wszelki wypadek.

- Dobrze więc... - wyprostowałam się i odłożyłam detpad na bok - Harmonio, jak idą poszukiwania Arachnid i głównej siedziby MECH'u?

- Niestety Pani, ale Pajęczyca nie zostawia za sobą śladów. Natomiast Dowódca MECH'u wraz ze swoim sztabem cały czas się przemieszcza. Co prawda wykryłam już kilkanaście kryjówek tej organizacji i mam na nich optykę, ale niestety nie mogę ustalić gdzie jest Silas.

- Próbuj dalej. Jeśli nie możesz znaleźć dowódcy, to chociaż wykryj jak najwięcej ich placówek. W odpowiedniej chwili zaatakujemy wszystkie jednocześnie. - powiedziałam pewnie, po czym spojrzałam na bota o złoto-granatowym lakierze: Stardreamer'a - A jak wygląda sytuacja w kosmosie?

- Cisza i spokój. Ale zauważyliśmy coś niepokojącego: układ planet na niebie nie pozostawia złudzeń: za kilka minut zrównają się, dokładnie jak w Przepowiedni Zagłady...

Drgnęłam. A więc jeszcze zobaczę koniec tej galaktyki? Chociaż... zacisnęłam pięści.

- Obliczcie dokładnie datę tego zrównania. Możliwe, że sprzęt się myli i planety nie ustawią się dokładnie w tym układzie... - powiedziałam z powagą - Możecie użyć do upewnienia się tyle mocy obliczeniowej Głównego Komputera, ile będzie trzeba.

- Tak jest Królowo. - ukłonił się płytko.

- Darkshadow, czy cokolwiek się zmieniło na świecie i na Wyspie?

- Nie. Wszystko jest w porządku. Na razie nie mamy żadnych niepokojących doniesień. - odparła spokojnie - Nikt nie próbował obrabować naszych kopalni, a Sparksowie sobie radzą. Tylko pan Sparks prosi o pomoc w zmianie pracy.

- Dobrze. Obsadzimy go jakoś. - skinęłam głową i wstałam - Więc tak: dyżurni odpowiedzialni za przeglądanie Kosmosu w pobliżu mają się skupić na wyznaczeniu dnia zrównania planet i dać znać w którym miejscu teraz będzie zaćmienie księżyca. Harmonia ma już swój przydział... Cała reszta ma mieć szczególny nadzór nad kopalniami oraz ludzkimi laboratoriami. Czuję, że Arachnid może się nimi niedługo zainteresować.

- Tak jest Pani! - usłyszałam zewsząd.

- Wezwijcie mnie, jeśli będzie się działo coś ważnego i godnego uwagi. - skinęłam głową i ruszyłam do wyjścia.

Czuję się naprawdę zmęczona tym dniem. Marzę już tylko o położeniu się na koi... Jednak gdy tylko otworzyły się przede mną drzwi, usłyszałam gorączkowy głos:

- Pani! Cony ukradły soczewki z obserwatorium na Hawajach i lecą z nimi na biegun północny!

Westchnęłam, odwracając się do obecnych.

- Tam jest jedno z tych złóż, z których zrezygnowaliśmy? - zmarszczyłam łuki optyczne.

- Zgadza się. Wygląda na to, że Starscream będzie chciał stopić lód i dobrać się tego złoża.

- Bardzo niedobrze. - przygryzłam wargę. Nie mogę tam iść tym razem. Pokręciłam głową - Niech zajmie się tym grupka z lodowca. Podeślijcie im w razie czego na pomoc oddział najpewniejszych rekrutów.

- Tak jest, ale jest jeszcze coś... - przerwała mi Darkshadow - Zapomniałam o tym wspomnieć... dowiedziałam się, że Megatron od czasu wizyty autobotów stał się pustą skorupą.

- To znaczy?

- Jego osoby nie ma w jego ciele... fizycznie jest stabilny, ale nie ma aktywności fal mózgowych.

Powoli przetrawiałam tę informację. Jego umysłu... nie ma w jego ciele? Zrobiło mi się gorąco. Słyszałam od Wielkiego Archiwisty, że nieumiejętne odłączenie dwóch botów od łącza psycho-korowego może ciągnąć za sobą nieprzewidywalne skutki. Potarłam lekko skronie. Wszystko jasne... podczas zdobywania informacji o leku Bee musiał przez przypadek przenieść do swojego procesora umysł Lorda.

Przymknęła optyki z wysiłku i strachu. Iskra naturalnie od razu mnie lekko zabolała.

- Niestety oznacza to, że Bumblebee oprócz formuły na lekarstwo zabrał ze sobą Megatrona... - zaczęłam masować płat czołowy. Bolały mnie optyki - Trzeba ostrzec autoboty...

- Myślę, że sobie poradzą. A poza tym jest coś jeszcze... Megatron potrzebuje do pełnej sprawności drzazgi mrocznego energonu. Inaczej nie wstanie.

O ile mnie pamięć nie myli, Krew Unicrona została zniszczona przeze mnie w kosmosie, poprzez wysłanie w nią wiązki energii podobnej do płomieni, a jeszcze wcześniej Optimus rozwalił odłamek, którym Megatron chciał przywołać zmarłych z tamtej dolinki... Zgrzytnęłam zębami. Jest jeszcze jedna!

- Wiemy, że będzie chciał wrócić do siebie... do swojej potężnej postaci. A więc pierwsze co zrobi, to poczeka na chwilę, gdy będzie mógł ruszyć na poszukiwania drzazgi mrocznego energonu.

- Ale przecież cały został zniszczony... - zdziwił się Whiteclaw.

- Nie cały. Jest jeszcze spory odłamek, który tkwi w piersi Cliffjumpera. A on na pewno będzie miał sposób na wydostanie go. - transformowałam skrzydła w parę drzwi - Idę.

- Ależ Królowo, my możemy wysłać kogo innego...

- Ja wytrzymam najdłużej w kontakcie z tym świństwem, poza tym tylko ja będę mogła się tam dostać. Wy zajmijcie się powstrzymaniem Decepticonów.

- Tak jest.

- Powodzenia kochani...

Westchnęłam i teleportowałam się w miejsce wysadzonej kopalni, a dokładnie nad pusty szyb. Dość głęboko w jego środku widziałam zarys skał, które pogrzebały Cliffjumper'a. Na wszelki wypadek przekręciłam obręcz na prawym nadgarstku, zmieniając lakier na czarny, nasunęłam na twarz osłonkę, po czym wskoczyłam z gracją do środka. Nie będę się transformować. Użyję telekinezy, choćby miało mnie to bardziej zmęczyć.

Wylądowałam na prostych nogach i zaczęłam podnosić kamienie do góry. Ostrożnie odgruzowałam sobie przejście do części jaskini. Ugh... dużo tych kamieni. Spróbuję podnieść je wszystkie. Zamknęłam optyki i zacisnęłam zęby, starając się podnieść wszytko co tam było. Argh... wszystko jest tak potwornie ciężkie! Słyszałam, że moja Iskra przyśpiesza swoje bicie, a energon zaczyna szybciej płynąć w moich przewodach. Znaki na moich plecach zabłysły mocno.

Och... Udało się! Wszystkie skały się rozsunęły! Ostrożnie zsunęłam się po paru wystających głazach na sam dół. Tylko jak ja się tu rozeznam? Pokręciłam głową z rezygnacją. Muszę pozbyć się balastu. Ponownie mocno się wysiliłam i stopiłam wszystkie skały, jakie znajdowały się w jaskini, po czym pozwoliłam tej całej masie wypełnić szczeliny w zawalonych korytarzach. Sama zeskoczyłam na dół i zaczęłam szukać szczątków mecha. Krew Unicorna powinna uczynić go odporniejszym na wybuchy. Kto wie, czy przypadkiem nie żyje nadal...

W pewnym momencie usłyszałam chrapliwy dźwięk. Dobiegał zza załomu ściany. Podeszłam tam powoli i ujrzałam żałosną scenę. Równo odcięty od korpusu i lewego ramienia kawałek mecha usiłował jakoś się doczołgać do mojej osoby. Rzęził i wydawał z siebie chrapliwe odgłosy.

Zbliżyłam się i przygwoździłam go do ziemi telekinezą. Ukucnęłam. Zombie-bot wpatrywał się we mnie bezmyślnymi, fioletowymi optykami. Malowała się w nich pustka, ale jego jęki bólu i rzężenie wzbudzało we mnie litość.

- Biedny mech... - położyłam dłoń na jego głowie i lekko go pogłaskałam - Co też Megatron z tobą zrobił...

Odpowiedziało mi wycie i próba odgryzienia mojej dłoni, ale nie przejęłam się tym.

- Targa tobą nieznane pragnienie... a twoja Iskra została skażona. Nie jesteś we WszechIskrze... Musisz znosić straszne cierpienie. Ale pomogę ci uzyskać spokój.

Położyłam dłoń na jego piersi i otworzyłam jego Komorę Iskier. Drzazga cały czas tkwiła w jego sercu. Chwyciłam ją i wyciągnęłam dwoma szarpnięciami. Mech zaryczał i padł bez życia. Odłożyłam odłamek na bok i oczyściłam go z Krwi Jednorożca. Czytałam w starych podaniach, że ja będę mogła odwracać los zmarłych, jeśli zechcę... Nie wiem jak mogłabym tego dokonać.

Teleportowałam jego ciało w lesie przy kryjówce Jetfire'a, a sama uniosłam się z trudem, zgarniając ogonem odłamek. Argh... ze zmęczenia bolą mnie siłowniki. Transformowałam drzwi w skrzydła i wyleciałam z odgruzowanej jaskini. Wylądowałam na zewnątrz i sięgnęłam po drzazgę, trzymaną przez ogon. Spojrzałam na nią w milczeniu. Może powinnam była to zostawić? W sumie tam było bezpieczne... ale nie ma co się oszukiwać. Jeśli Megatron by się uparł, to zrobił by to i tak.

Nagle poczułam silny ból w potylicy. Zrobiło mi się czarno przed optykami i straciłam władzę w ciele. Osunęłam się na ziemię, ale... nie upadłam

Argh... Z wysiłkiem otworzyłam optyki. Co jest? Co się stało? Tępy ból dawał jeszcze o sobie znać, ale nie przeszkadzał mi. Rozejrzałam się. Słońce było w nieco innym punkcie niż kiedy wychodziłam z... Mroczny Energon! Zerwałam się na równe nogi. Drzazga znikła. Było za to sporo śladów dość małego bota... Nie pasują mi do Starsreama ani Knockouta... A Vechicony mają inny układ blach. A więc to jeden z autobotów! Jeśli miałabym zgadywać, to pewnie Megatron w ciele Bee. Zmarszczyłam łuki optyczne. Oznacza to, że poleci na biegun!

Natychmiast przywołałam Most Ziemny i przeleciałam przez niego. Zmartwienie wzięło górę nad złością. Pewnie wrócił jeszcze do bazy. Mógł zrobić krzywdę dzieciakom, albo medykowi. Zacisnęłam zęby i wzniosłam się nad śnieżną pustynię. Choćbym miała paść ze zmęczenia, powstrzymam go od powrotu do ciała! To przecież będzie oznaczało zagładę dla tego świata...

Leciałam szybko nad zimną pustynią, kierując się na statek decepticonów. Kiedy tylko znalazłam się odpowiednim miejscu, ujrzałam walczące frakcje. Mój oddział razem z autobotami robił zamieszanie, chociaż można by rzec, iż boty tłukły się z Breakdownem, a reszta osłaniała ich od Vechiconów. Natomiast Starscream z Knockoutem przyglądali się temu z wysokości statku.

Za nimi dostrzegłam natomiast Optimusa, który właśnie rozpędził się do maksymalnej prędkości i próbował dosięgnąć w ten sposób do Nemezis. Niebezpieczna to... Argh! Moja Iskra ścisnęła się boleśnie. Spóźniłam się...Czuję, że Gladiator zaaplikował sobie roczny energon...

Wylądowałam niedaleko walczących, którzy nie zwrócili na mnie uwagi. Byli zajęci biciem się między sobą. Zamknęłam optyki i zacisnęłam zęby. Poczułam, że znaki na moich plecach świecą jasnym światłem, a Iskra przyśpiesza bicie.

Obróciłam się do reszty. Moje optyki zabłysły, gdy chwyciłam Vechicony telekinezą i rzuciłam nimi na bok. Dopiero wtedy zwróciłam na siebie uwagę absolutnie wszystkich.

- Do mnie! – rozkazałam szóstce botów.

Te natychmiast pobiegły w moją stronę, natomiast pozostali przez chwilę stali bez ruchu. Nie wiedzieli co zrobić.

- Wycofujemy się! Misja zawalona! – powiedziałam krótko.

Już miałam otworzyć portal, gdy nagle promień, który cały czas grzał w lodowiec tuż za moimi plecami, zmienił położenie. Co jest? Obróciłam się i dostrzegłam, że Starscream skierował promień w stronę własnego statku.

Co jest grane? Zmarszczyła łuki optyczne. Nagle jednak w powietrzu rozległ się wielki huk, a światło z maszyny stworzonej przez cony rozbłysło oślepiająco. A więc Prime ją zniszczył...

Wyczułam zbliżającą się falę energii. Natychmiast skrzyżowałam przed sobą przedramiona i skupiłam się, tworząc dla mnie i moich podwładnych telekinetyczną tarczę. Siła wybuchu uderzyła w nas z pełną mocą, ale udało mi się utrzymać osłonę. Natomiast botami i conem rzuciło jak szmacianymi laleczkami. Natomiast przed nami rozległ się dźwięk, jakby coś wielkiego wbiło się z całej siły w lód.

Po chwili ugięły się pode mną kolana. Pole ochronne znikło. Boże... jaka ja jestem zmęczona... Wielkim wysiłkiem woli stanęłam prosto i obejrzałam się przez ramię.

- Jesteście cali?

- Tak Pani...

- Dobrze. – skinęłam głową i otworzyłam portal – Wracajcie do bazy. Ja jeszcze muszę czegoś dopilnować.

- Tak jest!

Podczas gdy moja ekipa szybko przechodziła przez portal, ja na drżących nogach podeszłam do miejsca w którym zrobił się dołek. W środku leżał Optimus. Był gorący i skołowany. Ból odebrał mu możliwość poruszania się.

Zbliżyłam się i uklękłam przy nim.

- Prime... jesteś cały?

- argh... – poruszył się z trudem i spojrzał na mnie – Angel...

Nagle nad sobą usłyszałam szum silnika samolotu. Uniosłam głowę i ujrzałam Starscreama, który leciał w naszą stronę.

- Największym błędem Megatrona było dać ci żyć Prime! – wrzasnął.

Lecz nim zdążył wystrzelić w nas swoje rakiety, znajomy myśliwiec przeciął mu drogę i zabrał na statek decepticonów.

- Megatron... – szepnął Prime, powoli się podnosząc.

Obserwowałam w milczeniu tor lotu Lorda, aż w końcu rozłożyłam skrzydła i poleciałam za nim. Optimus krzyknął za mną, ale nie zwracała na niego uwagi. Autoboty zaczęły do mnie strzelać, ale unikałam ich pocisków. Chcę jeszcze raz go zobaczyć.

Wylądowałam na jednym z wystających, szpiczastych skrzydeł Nemezis i wygięłam się jak kot, patrząc na przerażonego Komandora oraz wściekłego Lorda. Mniejszy con transformował się i usiłował uciec, ale Megatron chwycił go mocno za lotki, po czym rzucił z całą mocą w dalsze skrzydło, po czym transformował się i podleciał tam. Ja naturalnie bezszelestnie ruszyłam za nim, przyglądając się w milczeniu poczynaniom mecha.

- A-ale... Autoboty! Optimus! Tam są! - zaskrzeczał Pchełka, wskazując na stojące na dole osoby - Czekają na ciebie!

- Mój największy błąd? - jego władca kończył chyba jakąś myśl - Jest ich kilka... ale jednego nie zamierzam już nigdy powtórzyć!

Chwycił go za głowę wijącego się ze strachu tchórza. W tej chwili stanęłam nieco bliżej niego, przyglądając się mu jak w transie. Lord stanął ze mną twarzą w twarz. Oboje milczeliśmy i po prostu patrzyliśmy w swoje optyki.

Westchnęłam w myślach. Gladiator z Kaonu wreszcie podniósł się po laniu jakie mu sprezentowałam... Ale oznacza to, że wojna wróciła na dobre. Po chwili odwróciłam głowę. Nie powinnam była tu przychodzić.

Jednak wtedy poczułam uścisk na dłoni. Megatron przyciągnął mnie lekko do siebie, wbijając spojrzenie czerwonych optyk w moją twarz. Po chwili uśmiechnął się, prezentując ostre zęby.

- Witaj Aniołku... – powiedział spokojnie - Nieźle mnie załatwiłaś, ale miałaś rację... Zasłużyłem wtedy na reprymendę.

Milczałam, patrząc mu w optyki. Jesteś o wiele za blisko... Odchyliłam się lekko w tył, ale on momentalnie objął mnie w talii i przysunął swoją twarz bliżej mojej. Zarumieniłam się lekko.

- Tęskniłem. - mruknął do mojego audioreceptora - Ale skazałaś mnie na torturę, gdy musiałem patrzeć, jak Prime z tobą rozmawiał... Nie rób mi tak więcej Iskierko... 

Mech delikatnie pogłaskał mnie w talii i uścisnął mocnej Starscreama, który zakwilił żałośnie. Zbliżył twarz do mojej osłonki.

Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana, czując coraz większe rumieńce na płatach policzkowych. Jednak odczułam wzbierające we mnie, coraz silniejsze uczucia i ból. Wyrwałam się gwałtownie i teleportowałam na Wyspę, do mojego pokoju. Oparłam się plecami o ścianę, zakrywając dłonią twarz. Dlaczego musiał wrócić akurat teraz? Dlaczego stare uczucia powracają?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro