Wizyta u autobotów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bardzo młoda Femme o granatowo-srebrnych optykach siedziała w ciemnym gabinecie. Czytała pierwsze raporty z niedawno otworzonej kopalni na jednym z księżyców Cybertronu. Wszystko tam działo się na szczęście po jej myśli. Potrzebowali stałych dostaw energonu, ponieważ Dolina Angelbotów była już dla niej zamknięta na wieki, a botów, których zdecydowała się przyjąć pod swoje skrzydła było coraz więcej. Mimo wszystko było tu cicho i spokojnie.

W pewnej chwili ciszę zakłóciło wtargnięcie do gabinetu Femme o białym lakierze z fioletowymi wstawkami, Seekerskich skrzydłach oraz czerwono-złotych optykach.

- Angel, jest poważny kłopot! Chodź szybko!

- Co się stało?!

- Chodzi o kopalnię! Zaatakowali nas!

Skrzydlata botka natychmiast zerwała się, przeskoczyła biurko i pobiegła za swoją przyjaciółką. Femme bardzo szybko znalazły się w hali głównej wielkiej bazy jaką wzięły sobie na mieszkanie.

- Raport! - krzyknęła fioletowa, nadbiegając.

- To wojsko Primów! Atakują naszych!

- Ilu jest w kopalni?

- Czterdziestu!

- Atakujący?

- Dwudziestu paru! - fioletowa odetchnęła z ulgą.

- Dadzą sobie radę. Wysłaliśmy przecież doświadczonych...

- Ale oni proszą o wsparcie!

Srebrno-optyka zawahała się, ale jej koleżanka prychnęła.

- Nie raz było ich więcej! Niepotrzebnie mnie postraszyłeś...

Niespodziewanie jednak do operatora przyszła wiadomość. Odczytał ją ze ściśniętym gardłem, blady ze zdenerwowania.

- Co się dzieje? - spytała zaniepokojona Skrzydlata.

- Wysadzili kopalnię... - szepnął operator.

- CO?! - krzyknęła z rozpaczą biało-fioletowa - Tam została Tygryska!!!

- Na pewno żyją! - warknęła zdecydowanym głosem Femme - wyślij im wsparcie!

- Już za późno. - odparł załamanym głosem operator - Oni wszyscy... nie żyją.

W fioletową Femme ta wiadomość uderzyła jak piorun. Oddział wiernych jej, wspaniałych botów nie żyje... A to wszystko dlatego, że nie wysłała im wsparcia! To wszystko jej wina... To ona ich zgasiła.

Przełknęłam krew i westchnęłam cicho. Za chwilę dojedziemy do bazy. Praktycznie już widzę wejście do ich silosa. Muszę jak najszybciej wymyślić coś, żeby jakoś przetrwać tę noc i nie dać im chociażby cienia podejrzenia... Nie mogą się dowiedzieć kto pomagał im z Silasem, ani kto ukradł Żniwiarza. Mruknęłam pod nosem, jadąc tuż za Optimusem, który otwierał pochód.

Przede wszystkim muszę ukryć oczy i założyć opatrunek na nogę Karen. Skupiłam się i teleportowałam sobie na boczne siedzenie specjalny gips oraz soczewki. Mocą natomiast stworzyłam sobie butelkę z wodą, suchary i parę lateksowych rękawiczek. Odetchnęłam. Ulżyło mi.

Tymczasem nasz mały konwój wreszcie znalazł się w bazie botów. Widziałam zdziwione wyrazy twarzy dzieci i lekko złe spojrzenie Racheta. Nie spodziewali się kolejnych ludzi w bazie. Uśmiechnęłam się pod nosem, ale po chwili znów przybrałam poważny wyraz twarzy. Zaparkowałam obok schodów, w takim miejscu, gdzie nikt nie mógł mnie przypadkowo kopnąć.

No... teraz muszę szybko się przygotować na to spotkanie. Zdjęłam okulary na i założyłam soczewki, kryjące wygląd moich oczu. Związałam włosy w wysoki kucyk i wysiadłam z samochodu. Przeciągnęłam się, obserwując bez emocji transformację drużyny autobotów.

- Jeszcze jedna? - zdenerwował się stary medyk - Optimusie! Jak mogliście dać się zauważyć?!

- Uspokój się przyjacielu. - odparł chłodno Prime, patrząc na niego - Na wyjaśnienie sytuacji przyjdzie czas, kiedy usłyszę dlaczego Arcee oraz Bulmblebee uczestniczyli w wyścigach, a ty i Bulkhead mnie o tym nie poinformowaliście.

Wszyscy spuścili głowy, lub uciekli wzrokiem. Oho, a więc przypadkiem trafiłam w środek awantury. No pięknie. Westchnęłam i otworzyłam tylne drzwi mojego alt-mode. Młody ustawił motocykl tuż obok.

- Optimusie, to nie ich wina! - wmieszał się chłopak - To przeze mnie...

- Bo Jack musiał zdobyć dziewczynę! - krzyknęła entuzjastycznie Miko, zbiegając po schodkach - Musiał się wykazać!

- Miko, nie mieszaj się... - poprosił Bulkhead, mrucząc jak niedźwiedź i patrząc na nastolatkę.

Cóż, szaleństwa młodego serca. Za kilka lat będzie się z tego śmiał u boku zupełnie innej panienki. Mruknęłam pod nosem, ostrożnie usuwając buty mojej podopiecznej oraz rozcinając spodnie. Zmarszczyłam brwi. Obrzęk i zaczerwienienie. To zły znak... może być gorzej niż przypuszczałam.

- Bulk! Przecież wiesz, ze mam rację!

- No, a poza tym chodziło o pokazanie Vince'owi! - powiedział nieśmiało trzynastolatek.

- To nie usprawiedliwia tego, że wszyscy przekroczyliście granice, jakie wyznaczyłem! - Optimus skrzyżował ramiona na piersi - Zawiodłem się na was wszystkich.

Westchnęłam cicho. Trudno. Muszę się odezwać.

- Optimusie, nie kwestionuje twojego autorytetu, ani sposobu w jaki dowodzisz... - zaczęłam spokojnym, normalnym głosem, lekko gestykulując - Ale czy mógłbyś przełożyć tę rozmowę? Cokolwiek zrobili twoi żołnierze, jestem pewna, że bardzo żałują zawiedzenia twojego zaufania i już nigdy więcej nie popełnią takiego błędu. Jednak w tej chwili bardzo potrzebuję chwili ciszy oraz pomocy dzieciaków i twojego medyka. Opatrywanie skręconej kostki jest nieco bardziej skomplikowane niż spawanie waszych ran.

Prime patrzył na mnie przez dłuższą chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym skinął głową.

- Ma pani rację... teraz trzeba zająć się ranną. Czy będzie pani przeszkadzało jeśli zostaniemy?

- Nie. Nawet lepiej by było, gdybyście obserwowali.

Zaskoczone boty spojrzały po sobie, a dzieciaki zbliżyły się niepewnie.

- Co mamy zrobić? - spytał niepewnie młody Darby.

Spojrzałam na niego i na resztę uważnie.

- Jack, ty idź po wiadro z wodą. Muszę założyć gips. Miko, ty przynieś mi jakieś ręczniki albo szmaty. Będę musiała potem posprzątać. Rafaelu, podaj mi bandaże z apteczki. - zaczęłam rozdzielać zadania, zwracając spojrzenie bezpośrednio na osobę do której mówiłam. Po chwili popatrzyłam na pomarańczowo-bialego bota - Ty jesteś Rachet, zgadza się?

- Tak. - burknął stary medyk, schylając się.

- Potrzebuję dobrego skanera. Muszę się upewnić, że moja diagnoza jest prawidłowa.

- Nie jesteś lekarzem?!

- Nie, ale znam się na tym. - skinęłam na niego ręką - Chcę tylko się upewnić, że to skręcenie, a nie złamanie.

- Może powinniśmy oddać ją w ręce prawdziwego lekarza? - spojrzał na mnie niechętnie.

- Zakładam, że nie masz pojęcia o ludzkiej medycynie. - westchnęłam, biorąc się pod boki - Ale nie ma sprawy! Mogę osobiście zwieźć ją do szpitala! Ale ciekawe co miałabym odpowiedzieć lekarzom? Przecież Karen jest poturbowana. Miała wypadek. Jak go wyjaśnię?

Opuściłam okulary niżej na nos i spojrzałam prosto w chmurne, niebieskie optyki medyka. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, ale ostatecznie poddał się i z nieprzyjaznym mruczeniem przykląkł na podłodze. Uśmiechnęłam się do siebie przez chwilę, nasunęłam okulary z powrotem, wyciągnęłam dziewczynę z mojego alt-mode i położyłam przed nim, by było mu łatwiej.

Niebieski promień z nadgarstka mecha przejechał po całym ciele panny Sparks, a po chwili bot wyświetlił wyniki skanu. Ha... miałam rację. Kilkanaście sporych siniaków, uraz kostki oraz wstrząs mózgu.

Po chwili dzieciaki wróciły z przedmiotami, o które poprosiłam. Skinęłam im w podziękowaniu głową, a następnie zaczęłam ostrożnie opatrywać i usztywniać nogę mojej podopiecznej*. Wszyscy bardzo uważnie przypatrywali się moim ruchom.

- Dlaczego nakłada pani gips? - spytał w końcu Raf - Chyba nie trzeba...

- To zwichnięcie drugiego stopnia, a więc noga potrzebuje usztywnienia. - odparłam, nie przerywając pracy - Znając ją, powinnam usztywnić jej nogę aż po udo, żeby nią nie ruszała, ale nie zrobię tego.

- To aż tak poważne? - zdziwił się Bulkhead.

- Nie, po prostu nie wolno jej poruszać ta nogą, ale jak ją znam, to i tak będzie chodzić. - mruknęłam pod nosem, po czym spojrzałam na Jacka - No dobra młody... opowiesz mi, dlaczego twoja strażniczka oraz jej koledzy mają kłopoty?

Chłopak ewidentnie nie spodziewał się tego pytania, tak jak i boty.

- Niby dlaczego ma ci mówić? - spytała podejrzliwie Arcee, mrużąc optyki.

- Ponieważ go to pytam. - przerwałam na chwilę opatrywanie i spojrzałam prosto w jej oczy poważnym wzrokiem - Karen pojechała za nim, bo zobaczyła, że ma kłopoty, skutkiem czego leży teraz nieprzytomna. Chcę chociaż wiedzieć, dlaczego skręciła nogę.

Botce chyba zabrakło argumentów, bo warknęła i założyła ręce pod biustem. Tymczasem szesnastolatek zaczął opowiadać wszystko jak było, zacinając się czasem. Pozostałe dzieci często mu dopowiadały, parę razy nawet wciął się Bulk i Bee, ale od razu byli gromieni spojrzeniem Racheta lub zazdrosnej Femme.

Gdy po kilkudziesięciu minutach zakończyli opowieść, zamyśliłam się. Po chwili zaczęłam sprzątać po mojej drobnej "operacji".

- Jak dla mnie Jack... - zaczęłam, sprzątając spokojnie rozlaną wodę i brudne szmaty - Popełniłeś błąd. Głupi błąd młodego człowieka.

Chłopak zamrugał na mnie, zdezorientowany.

- Co...?

- Nie powinieneś dać się namówić na ten wyścig... Owszem, rozumiem, że chciałeś zaimponować tej Sierze. W końcu liczysz na to, ze się jej spodobasz. Ale moim zdaniem, skoro wcześniej nie zwracała na ciebie uwagi, a teraz zaczęłaby tylko dlatego, że jeździsz motocyklem i się ścigasz, to nie jest warta uwagi. - mówiąc to, nie patrzyłam na chłopaka, tylko wyżymałam szmaty do wiadra - Swoją drogą, pokazałeś, że łatwo tobą manipulować. Twoi koledzy na pewno to wykorzystają.

Chłopak zamyślił się  i oparł o maskę mojego alt-mode. Lekko zacisnęłam zęby, ale nic mu nie powiedziałam. Byle tylko nie zaczął głaskać.

- Inną kwestią jest to, że udało ci się namówić autoboty do pomagania ci w popełnianiu tego głupstwa... - zaczęłam zbierać materiały na jedną kupkę - To niedobrze, że się zgodziliście.

- A kim ty jesteś, żeby nas oceniać!? - warknął Rachet.

- To nie twoja sprawa. - mruknął Bulkhead.

- Jak już wcześniej udowodniłam waszej przyjaciółce, bardzo moja. - powiedziałam cierpliwie, podając wiadro brudnej wody Azjatce - Wynieś wiadro, tylko nie wylej. Wracając do tematu...

- Nie będę nosiła ci wiadra! - zaprotestowała nagle, obrażając się.

- Miko...

- Zrób to. - powiedziałam z naciskiem - Trzeci raz nie poproszę.

Dziewczyna przeklęła w swoim ojczystym języku pod nosem i mrucząc coś, ruszyła do łazienki. Ja tymczasem odwróciłam się do obecnych i oparłam o zamknięte drzwi.

- Moim zdaniem, nie jest to duża przewina... chcieliście tylko pomóc młodemu, w zdobyciu świętego spokoju. W dodatku żałujecie i z pewnością trzeci raz nie dacie się namówić na wyścigi. - poprawiłam okulary - Jednocześnie należy się wam wszystkim kara, żebyście lepiej zapamiętali, że nie wolno przekraczać pewnych granic.

Boty spojrzały po sobie, a Prime skinął głową w zamyśleniu.

- Ma pani rację, pani...?

- White. Na nazwisko mam White...

- Tak po prostu? - zdziwił się Bee - Myślałem, że ludzie nie mają tak prostych nazwisk.

- Jak widzisz, mają.

Po chwili boty oddaliły się, a Optimus zaczął mówić do nich już na łagodniejszym tonie niż na początku. Uśmiechnęłam się pod nosem. To dobrze... Spojrzałam na najmłodszego.

- Czy jest tu jakieś miejsce, w którym mogłabym położyć Karen? Musi wysoko trzymać nogę.

- W sumie jest nasza kanapa. - Raf potarł lekko kark.

- O nie! Przecież miała być nasza na dzisiejszą noc! - jęknęła Japonka, która właśnie wróciła bez wiadra, za to z nowymi pretensjami.

- Nie wracacie do domów? - uniosłam brew, ostrożnie wyciągając młodą z wozu.

- Dziś mięliśmy mieć nocowanie u botów! - poinformował mnie szesnastolatek - No, a ja miałem wykorzystać to dla pokonania Vince'a...

- To już wszyscy wiemy.

 Podniosłam podopieczną ku zaskoczeniu ludzi i zaniosłam na platformę dla ludzi. Na miejscu ułożyłam ją na twardym meblu, podkładając pod jej nogę, opartą o podłokietnik, kilka szmat. Skupiłam się na czym innym.

- Skąd znasz Karen? Jesteś jej daleką kuzynką?? Jak przeżyłaś spotkanie z Knockoutem??? Skąd wiedziałaś, że to decepticon??! - Azjatka zadawała mi pytania, wbiegając po schodach - Chcesz wybrać sobie opiekuna? Pewnie miałabyś Prima albo Racheta! Którego wolisz???

- Miko, przestań ją zamęczać...

- Halo słyszysz mnie? Po co ci w ogóle okulary w pomieszczeniu?

Milczałam. To jeszcze trochę za mało, żeby mnie zdenerwować. Otarłam przedramieniem czoło. Na szczęście nikt się nie zorientował, że potrzebne przedmioty stworzyłam w moim alt-mode. Otarłam ręce jeszcze jedną szmatą, po czym spojrzałam na obecnych.

- Możecie się przygotowywać do waszego "nocowania". Ja będę spała w moim wozie. Nie wolno wam jej ruszać, ani dotykać gipsu. Stwardnieje za kilka minut.

- Ok! A dlaczego chcesz spać w wozie? - zainteresowała się.

- Nigdy nie byłam na "nocowaniu" i nie czuję potrzeby zmian w tej materii. Poza tym nie lubię hałasu. - odparłam spokojnie, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do samochodu

Obserwowałam boty. Każdy dostał odpowiednią karę, ale miałam wrażenie, że wszystkie były o wiele łagodniejsze niż miały być. Uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze, że nie pytają o wszystko. Pewnie to rola przywódcy, a on chyba chce poczekać na wybudzenie Karen. W każdym razie zamiast podejść do mnie, stanął przy konsoli. Najwyraźniej wziął na tę noc dyżur przy monitorach.

Szybko stanęłam przy moim samochodzie. Z góry dało się słyszeć krzyki entuzjazmu i szelest plastikowych torebek. Do dzieciaków przyłączyli się ich strażnicy. Usłyszałam jednak, że Arcee zabrała Jacka na rozmowę w cztery oczy. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ciekawe co mu powie...

Natomiast Rachet poszedł do swojego laboratorium i właśnie pracował nad czymś, mrucząc pod nosem Cybertrońskie, bardzo niewyraźne przekleństwa. Był bardzo rozeźlony moją obecnością. Westchnęłam. Nie od razu nawiążę z nim nić porozumienia.

Nagle mój "telefon" zawibrował. Spojrzałam na wyświetlacz i warknęłam cicho do siebie. Niech to szlag... Muszę to odebrać. Spojrzałam za siebie. Na szczęście nikt nie zwracał na mnie uwagi. Odetchnęłam cicho, weszłam pod schody i odebrałam.

- Speeddeath, co się dzieje? - syknęłam cicho.

- Pani pomocy! - ledwie usłyszałam jej głos na tle strzałów i krzyków Vechiconów.

- Co się tam dzieje? - wyprostowałam się i ścisnęłam palce ze zdenerwowania. Poczułam, że moc znów się kumuluje.

- Cony zaatakowały nasz świeży szyb! - krzyknęła, a ja usłyszałam potworny huk - Odcinają nas!

- Wycofajcie się natychmiast! - podniosłam lekko głos, zdejmując okulary - Jeden szyb nie jest tego wart!

- Ale tam zostało ponad pięćdziesięciu naszych! - krzyknęła, a strzały się wzmogły - Żniwiarz też!

Przygryzłam wargę. Szlag. Dotknęłam dłonią ściany i zacisnęłam pięść, roztapiając beton jak masło. Ból Iskry się wzmagał wraz z zwiększającą się siłą moich emocji. Po chwili naprawiłam całość.

- Zbierz ich i uciekajcie. - rozkazałam cichym głosem, robiąc kilka kroków - Tylko uważaj na siebie.

- Tak jest!

Przez chwilę słyszałam tylko odgłosy bitwy. Zaczęłam chodzić w tę i z powrotem, denerwując się. Wreszcie usłyszałam potworny huk, a następnie krzyk kilkudziesięciu osób. Zamarłam.

- Ratunku!!! - ktoś wrzasnął przeraźliwie i to tak głośno, że aż lekko mnie ogłuszyło.

- Speed...

Nikt nic mi nie odpowiedział. Połączenie się urwało. Zacisnęłam dłoń na telefonie. Wysadzili kopalnię... Zagrzebali naszych pod ziemią... Uwięzili moją Speed pod ziemią... Albo gorzej. Drgnęłam i zgrzytnęłam zębami. Ból jeszcze się wzmógł. Nie mogę znów nawalić! Nie pozwolę na to! Wybrałam inny numer i zadzwoniłam. Po kilku sekundach odebrano.

- Halo? Królowo? Co się...?

- Czy wysłałeś już oddział do odkopania ich? - przerwałam jego wypowiedź.

- Nie mam kogo wysłać, z resztą to bezcelowe! Decepticony zdobyły kopalnię, a sygnał życia naszych zgasł...

- Nic mnie to nie obchodzi! - warknęłam zimno, tłumiąc emocje - Wyślij oddział Green'a!

- A-ale przecież... jeśli jakiś klon wyjdzie z tego...

- Claw do jasnej cholery... - przeklęłam, zaciskając pięść i opanowując się na tyle, by maksymalnie ściszyć głos - Mówimy tu o naszych towarzyszach... Może jednak ktoś przeżył. A nawet jeśli nie, mamy obowiązek ich godnie pochować! To nasz obowiązek!

- Tak jest! - natychmiast się poprawił - Już wysyłam oddział ratunkowy.

- Informuj mnie na bieżąco. Bez odbioru. - mruknęłam, rozłączając się.

Przetarłam twarz rękoma i oparłam się plecami o chropowaty beton. Speeddeath... błagam cię Boże, ocal ją... Oszczędź... Obiecałam jej i jej siostrze, że nie zginą inną śmiercią niż naturalną... że nikt ich nie zgasi...

- Wszystko w porządku pani White?

Otworzyłam oczy i zamarłam, spoglądając na wysokiego bruneta o bladej cerze i jarzących się na niebiesko tęczówkach. Był wyraźnie umięśniony, a nosił granatowe jeansy, czerwoną kurtkę i czarne buty na centymetrowej podeszwie. Przełknęłam krew, która ponownie zebrała się w moich ustach.

- Tak...

- Na pewno? Słyszałem krzyk. - podszedł bliżej, a ja oparłam się zupełnie o ścianę.

- Miałam rozmowę z dość głośnym pracownikiem. - skłamałam gładko i schowałam telefon.

Nastała chwila niezręcznej ciszy. Powoli się wyciszałam. Po kilku sekundach mężczyzna odezwał się oficjalnym tonem.

- Nasza znajomość zaczęła się dość dziwnie... Pozwoli pani, że teraz oficjalnie się przedstawię. Nazywam się Optimus Prime i jestem przywódcą autobotów. Ta forma w której pani mnie widzi, to holoforma. Każdy z nas może sobie taką wytworzyć. Używamy jej w takich sytuacjach jak ta i...

Skinęłam głową z lekkim znużeniem. Cóż, wygląda na to, że będę musiała wysłuchać wykładu o historii oraz budowie samej siebie. Jednak ku mojemu zdziwieniu, mech przerwał i spojrzał na pozostałe boty. Były zajęte żywą dyskusją, jaka toczyła się przy wybieraniu filmu. Nawet Arcee, która już wróciła, zabrała głos w tej sprawie.

Gdy holoforma była pewna, że nikt tego nie usłyszy, wlepiła we mnie spojrzenie swych pięknych oczu. Zniżyła konspiracyjnie głos.

- Domyślam się, że tak jak Karen, wie pani dobrze kim jesteśmy... Czy i pani jest ludzkim sojusznikiem Królowej Angel? - spytał z szacunkiem, patrząc na mnie. Uniosłam brwi, ale bardzo powoli skinęłam głową. Nie spodziewałam się, że zapamięta małą w tym tłumie - Tak się składa, że znam Królową i jestem jej przyjacielem. Domyślam się, że skoro zarówno pani, jak i młoda panna Sparks jesteście pod jej opieką, to nie potrzebujecie strażnika. Czy to Jetfire się wami opiekuje?

Pokiwałam głową, uśmiechając się. Jaki domyślny bot. Prawie jak Sherlock Holmes. Gdy wyobraziłam sobie Prima w tej słynnej czapeczce i z charakterystyczną fajeczką w ustach zachichotałam cichutko. To byłyby dopiero widok! Nagły ból w piersi uśmierzył jednak moją wesołość. Zakasłałam w dłoń, zaciskając dłoń na brzuchu. No już, uspokajam się.

- Czy źle się pani czuje?

- Nie nie, zakrztusiłam się. To nic. Zaraz mi przejdzie. - odkaszlnęłam - Na razie wszystko czego się domyślasz jest prawdą Optimusie. Jaka jest konkluzja?

-  Skoro jesteście pod opieką Jetfire'a, to postaram się jakoś wam pomóc. Nie potrzebujecie, co prawda, mojej ochrony, ale boty będą zaniepokojone, jeśli zostawię was same... Jeszcze nie powiedziałem im całej prawdy o Wyspie i Królowej.

Uniosłam jedną brew. A więc jeszcze się nie pochwalił wiedzą o mnie i moich przyjaciołach? Dlaczego zachował tę wiedzę dla siebie? Dziwne... Mimo wszystko skinęłam głową.

- Proponuję pani takie rozwiązanie: oznajmię botom, że to ja będę waszym strażnikiem, ale przywozić was będę tylko co jakiś czas, żeby nikt nie nabrał podejrzeń... zgoda?

Zamyśliłam się. To nie jest takie złe rozwiązanie... Tak, to zdecydowanie byłoby mi na rękę, chociaż wolałabym pozostać niezauważona...

- Zgadzam się. - skinęłam mu z szacunkiem głową - Porozmawiam o tym jeszcze z Karen... Jednak sądzę, że wszystkim byłoby wygodniej, gdybyś jednak przyznał Optimusie, że jest na Ziemi trzecia frakcja.

- Wolę na razie tego nie ujawniać... moje autoboty nie zareagowałyby najlepiej, gdyby dowiedziały się o bezfrakcyjnych. Oficjalnie wszyscy sądzą, że to zwykli tchórze.

Westchnęłam cicho i stanęłam prosto. Jak zwykle...

- To wcale nie tchórze, tylko najodważniejsi, najsilniejsi i najdzielniejsi z was wszystkich. - stwierdziłam, idąc do wyjścia spod schodów. Mam już dość tego zakurzonego kąta. Prime ruszył ze mną - Trzeba naprawdę sporo sprytu, by przetrwać samodzielnie, będąc wrogiem zarówno conów jak i botów.

- Zgadzam się z panią, jednak większość z nas uważa, że to uciekanie od odpowiedzialności i wyboru...

- Te transformery nie miały wyboru. Zebrano je z ulic, wydarto śmierci, lub też uwolniono z niewolniczej, szarej oraz beznadziejnej egzystencji i zmieniono ich życie na kilka eonów przed nadejściem wojny.

Zaczęliśmy spacerować po Centrum Dowodzenia.

- Widzę, że dobrze orientuje się pani w pochodzeniu mieszkańców Wyspy, prawda pani White? - mech spojrzał na mnie bardzo poważnie.

- Owszem. Znam tę historię na pamięć. - odwróciłam wzrok.

- Czy mogłaby pani sprawić, że ja i Królowa Angel znów się spotkamy?

Jego głos nie zmienił się ani o tonację, lecz wyczułam jakby nutkę... tęsknoty? Spojrzałam na niego badawczo, lecz nie zobaczyłam nic co mogłoby zdradzić powód tego pytania.

- Mogłabym wspomnieć jej słówko... - powiedziałam w końcu, nakładając ponownie okulary na nos.

- Dziękuję pani White. - uśmiechnął się bardzo delikatnie.

- Jeśli wolno spytać, to dlaczego tłumisz swoje emocje Optimusie? - spytałam nagle, przypominając sobie coś - A jeśli już je okazujesz, to w szczątkowym stopniu?

Mech milczał przez dłuższą chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. Oj, chyba poruszyłam wrażliwy temat...

- Jeśli to coś bolesnego, to nie musisz mi odpowiadać...

- Wydaję się pani być godną zaufania, odpowiedzialną i honorową osobą. - przerwał mi - Dlatego sądzę, że mogę pani powiedzieć, a pani nie wygada tego komuś jeszcze.

- Będę milczeć jak grób. - uśmiechnęłam się lekko.

Holoforma uniosła brwi.

- Słucham?

- To takie ziemskie powiedzenie. - wyjaśniłam - Zapewnienie, ze nikomu nie powiem.

- Ach tak. Cóż... - westchnął bezgłośnie - Nie okazuję zbytnio przesadnie emocji z trzech powodów. Mianowicie... - niestety, nie dane było mu dokończyć, gdyż nagle z piętra usłyszeliśmy entuzjastyczny głos Miko.

- Karen się budzi!


*Mogłabym wam opisać proces opatrywania skręconej kończyny, ale uznałam, że to nie będzie ciekawe.

Mam pytanie. Czy dalej chcecie, żeby na początku rozdziału pokazywały się sceny z przeszłości (bądź przyszłości) Angel? Piszcie w komentarzach.

Jeśli wam się nie chce pisać całego komentarza, to piszcie "+" pod tymi głosami, z którymi się zgadzacie.

Miłego dnia/wieczora/nocy :)

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro