Zabezpieczenia się psują

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nikt się tego nie spodziewał, ale wszyscy obecni czuli się winni. Każdy obwiniał się za to, co się wydarzyło. W końcu dyżurni mogli bez wahania przysłać wsparcie kolegom w kopalni. Botka o złoto-czerwonych optykach mogła osobiście przyjść im na pomoc. W końcu w środku znajdowała się jej przyszywana siostra... Ale wśród tych wszystkich osób największe wyrzuty Iskry miała Femme o granatowym lakierze ze srebrnymi wstawkami. W końcu to ona ich tam posłała i zostawiła samych na pastwę losu! A teraz wszyscy nie żyją...

Nie! Na pewno nie! Muszą żyć! Skrzydlata jako pierwsza otrząsnęła się z szoku i strzeliła ogonem na boki.

- Otwórz nam most. - rozkazała pewnym głosem.

- Ale...

- Po prostu to zrób!

Operator drgnął i wykonał rozkaz.

- Dżidżi, co ty kombinujesz?

- Chodź ze mną Death. Niemożliwe, by wszyscy zginęli. Na pewno ktoś ocalał! - powiedziała z mocą, patrząc prosto w optyki przyjaciółki.

Ta nie mówiła już nic więcej. Po prostu zaufała.

Obie botki przebiegły przez kolorowy wir, jak tylko otworzył się on przed nimi. Wypadły na kupę gruzów, która prezentowała smutny widok. Deathplay wzdrygnęła się na widok energonu, ale jej towarzyszka nie traciła czasu na oględziny. Natychmiast zeskoczyła z kupy kamieni na grunt i wyciągnęła przed siebie dłonie. Dla lepszego skupienia zamknęła oczy.

Zaskoczona Seekerka obserwowała jak wielkie skały drgały nieznacznie, poruszane siłą woli jej koleżanki. Jednak to było zbyt mało. Musiały dać z siebie więcej!

Srebrno-optyka czuła, że efekty jej starań są znikome, ale nie mogła się poddać. Z rozpaczliwym uporem starała się unieść głazy z drogi, by oczyścić im drogę do ciał poległych. Nie dopuszczała do siebie myśli, że oni mogli zgasnąć. Wierzyła ze wszystkich sił w to, że oni żyją, tylko ona nie stara się wystarczająco mocno!

- Angel odpuść. Oni nie żyją. - powiedziała Death, kładąc jej dłoń na ramieniu - Wyciągniemy stamtąd tylko trupy...

Fioletowa nic nie odpowiedziała. Z jej optyk spłynęła pojedyncza łza. Nie... Przez chwilę czuła się tak, jakby Iskra miała jej pęknąć. Czy naprawdę musiała aż tak nawalić...? Kolejna łza spłynęła po jej twarzy. Zgasiła ich...

W tym momencie, niespodziewanie jej skrzydła oraz znaczki na plecach pojaśniały na srebrno. Femme zacisnęła pięści, a po chwili z jej ust wydobył się głośny krzyk. Uniosła dłonie wysoko do góry, by po chwili paść na kolana i uderzyć nimi mocno o ziemię.

Pewnie trwałaby w tej pozycji kilka cykli gdyby nie to, że rozległ się potworny huk. Botka uniosła spojrzenie i wzdrygnęła się. Zupełnie nie spodziewała się, że jej moc niejako bez jej kontroli podniesie przeszkody i ciśnie je daleko od tego miejsca... Spojrzała na przyjaciółkę, a ta na nią. Obie były mocno zszokowane.

Jednak Femme stosunkowo szybko wyrwały się z osłupienia, gdy usłyszały ciche jęki i stęki dobiegające ze strony wejścia. Jak tylko się tam zbliżyły, poczuły radość wypełniającą ich Iskry. Skrzydlata miała rację! Czterdziestoosobowy oddział botów był mocno poturbowany, niektórzy byli w ciężkim stanie, ale żyli! Oni żyli!

Westchnęłam cicho, kierując się do hangaru. Zapowiada się długi dzień... ważne tylko bym pamiętała o tym nieszczęsnym energonie. Nie chcę, by Moontear ucierpiał. Chociaż pewnie przez moją niekompetencję już jest z nim niedobrze. Założyłam dłonie za plecami, powoli kierując się przed siebie. Przynajmniej przestały mi dokuczać nudności oraz bóle... z wyjątkiem bólu Iskry. Ale to już jest tylko i wyłącznie moja wina. Przez ostatnie wydarzenia, jakie rozegrały się na Nemezis, moje mechaniczne serce generowało wielką ilość energii. Wściekłość tak mnie ogarnęła, że naraziłam Iskrzenie na śmierć... Musiałam później pozbyć się nadmiaru tej energii z Iskry i miałam problem. Zacisnęłam lekko zęby. Wiedziałam, że się do tego nie nadaję. Jestem najgorszym co mogło spotkać tego biednego smoka.

Podniosłam wzrok akurat w chwili, gdy dotarłam do rozwidlenia korytarzy. Bez wahania skierowałam się w lewo, ale przystanęłam zaledwie po kilku krokach. Dostrzegłam w ciemniejszym rogu, tuż przy suficie sieć pajęczą. Samego stawonoga tam nie było.

Skąd on się tutaj wziął? Czyżby któryś z botów przytargał go z zewnątrz? Hmm... Pewnie to któryś z predaconów. Oni nie zauważają takich rzeczy. Podeszłam nieco bliżej i przyjrzałam  się misternym, cieniutkim niteczkom. Błyszczały delikatnie w świetle moich optyk. Tak łatwo je przerwać... zupełnie jak zgasić czyjąś Iskrę.

Lekko drgnęłam, przypominając sobie wydarzenia sprzed czterech dni. Miałam Arachnid w garści. Zacisnęłam lekko pięść, wspominając jej szyderczy uśmiech, jednak po chwili ją rozluźniłam i odsunęłam się na krok. Niemal ją zgasiłam... a przecież obiecałam moim Stwórcom, że nigdy nie zniżę się do poziomu tych morderców... Przed optykami stanęły mi wymęczone twarze rodziców. Zrobiło mi się trochę słabo, a Iskra mocno mnie zapiekła, sygnalizując, że znów przesadzam w emocjach.

Przełknęłam z trudem smutek, jaki się we mnie zebrał. Przymknęłam lekko optyki. Dobrze, że Megatron się wtedy pojawił... gdyby nie on, złamałabym słowo. Muszę się bardziej pilnować. Nie mogę dopuścić, by nienawiść zmieniła mnie w takiego potwora, jakim stał się Syrion, czy reszta z jego bandy.

Przez chwilę stałam w bezruchu, czekając aż moje wentylatory schłodzą mi podsystemy. Dopiero po paru minutach otworzyłam optyki i ruszyłam w dalszą drogę. Nie wolno mi po sobie nic pokazać.

Nagle poczułam, jak coś ociera się o moją nogę. Zerknęłam w dół, delikatnie się spinając. Ujrzałam wielką bestię, przypominającą wyglądem skrzyżowanie ziemskiego tygrysa z gepardem w stalowym wydaniu. Och... to ona. Podrapałam istotę za audioreceptorem, na co zamruczała głośno, a następnie się transformowała. W formie transformera miała swój ogon, uszy przypominające te u ziemskich kotów, pazury, a jej stopy przypominały tylne łapy wilka. Miała bardzo smukłą budowę. Zaczęła iść obok mnie, machając ogonem na boki.

- Witaj Kotko. - założyłam ręce za plecami.

- Cześć! - Femme mówiła z dużym entuzjazmem. Przypominała przez to troszkę Iskrzenie - Gdzie się wybierasz?

- Idę porozmawiać z Beast, a potem pojadę w teren. - odparłam, głaszcząc ją ogonem - A ty?

- A tak przyszłam potowarzyszyć! - lekko zachichotała z podekscytowania - Brat już mi pokazał jak wygląda Ziemia. Całkiem interesująca.

- Wybrałaś sobie już alt-mode?

- Jeszcze nie. Ale chyba nie będę w stanie znaleźć sobie jakiegoś... - powiedziała, patrząc na swoje ciało. Cóż, trzeba przyznać, że jest to trudne, zważywszy na brak kół czy lotek.

- Spróbuj kochanie. Ale nie przejmuj się, jeśli się nie uda. Nic nie stoi na przeszkodzie byś została przy swoim alt-mode bestii. - popatrzyłam na nią i uniosłam kącik ust. Cały czas trzymałam dłonie za plecami -  Twój brat jest pick-upem. Jeśli będziesz używała kompresji protoformy, zmieścisz się na jego bagażniku. Będziesz mogła z nim jeździć w teren.

- To super! - przytuliła się gwałtownie do mojego biodra, zatrzymując nas na skrzyżowaniu korytarzy - Bo martwiłam się, że będę musiała mieszkać tylko tu i nigdzie się nie ruszę...

- Poproś tylko Light, by pomogła ci z wytworzeniem holoformy. - pogłaskałam ją po twarzy - Jeśli dostaniesz do dyspozycji postać człowieka, będziesz mogła lepiej poznać ich rasę.

- Dobrze! - ucieszyła się i uściskała mnie jeszcze raz, po czym puściła mnie - Do zobaczenia Królowo!

Pobiegła szybko w lewo, kierując się do lazaretu. Gdy tylko znikła z pola widzenia, opuściłam kąciki ust. Ruszyłam przed siebie, ponownie pogrążając się w rozmyślaniach. Cóż... mimo wszystko nie spodziewałam się, że Tygrysica postanowi przylecieć na Wyspę. Femme była tu zaledwie kilka dni, a już zdążyła przypomnieć wszystkim, dlaczego była tak uwielbiana. To po prostu zbyt słodkie stworzenie.

Mówiąc szczerze, tęskniłam trochę za tą botką. Zawsze była tym małym promyczkiem radości dla wszystkich wokół. Dobrze ją mieć przy sobie. A teraz, gdy tak wydoroślała i zmężniała, to już w ogóle! Bardzo się cieszę, że udało się jej pogodzić zbiór trzech frakcji pod swoim władaniem. Z jej opowieści wynikło, że zostawiła po sobie zastępcę - decepticona - i nikt przeciw temu nie protestował. To wspaniała nowina...

Ale z drugiej strony przybycie mojej dawnej podopiecznej nieco zakłóciło mi obecną sytuację. Jeszcze nie miałam okazji by przetrawić to co się stało i pomyśleć co dalej. W końcu to nie jest takie proste...

Przede wszystkim martwi mnie sprawa Arachnid. Już nawet ignorując fakt, że prawie złamałam moją obietnicę i okazałam słabość... Będą z nią kłopoty. Conka pozostała na Nemezis, ma już stabilną sytuacje z energonem i z tego co usłyszałam, całkiem wysokie stanowisko. Jestem pewna, że mimo to postanowi zdradzić Lorda, a zaszkodzić moim podopiecznym. Zacisnęłam lekko zęby. Nie chcę, by coś im się stało.

Następnie sam Megatron... przykro mi, że ostatecznie z nim nie porozmawiałam. Wysłał mi przez Soundwave'a informację, że był niepocieszony, iż go zostawiłam. Naturalnie przeprosiłam, chociaż zaznaczyłam, że nie zamierzam tam przychodzić tak długo, jak Pajęczyca pozostaje w jego szeregach. Odparł, że ona jest cennym członkiem załogi i panuje nad nią. Jednakowoż, poprosił mnie, bym dała mu możliwość komunikowania się ze mną bezpośrednio... Do tej chwili nie wystosowałam odpowiedzi. Rozumiem, że się o mnie martwi i chciałby być jak najbliżej, ale... Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Chciałam zachować politykę równowagi wobec botów oraz conów. Takie posunięcie zaburzy ten balans. Jednak z drugiej strony to mój przyjaciel. Nie chcę go stracić.

Kolejną kwestią jest sprawa Vechiconów... oraz Starscreama. Kolejny transfer będę mogła zaaranżować dopiero gdy autoboty zaatakują jakąś kopalnię, by zgadzało się saldo strat. A z tego co wiem, jest już uformowana kolejna niewielka grupka decepticonów, które chciałby uciec. I a propos ucieczki... Komandor był bardzo wrednym, złym mechem, ale zdaje się, że powoli dostrzegam przyczynę części jego zachowań. Myślę, że on również chciałby się w bezpieczny sposób wyzwolić spod władzy Lorda i uciec. A nawet jeśli by tego nie chciał... ech, gdybym tylko wiedziała, kto go nabawił takiej traumy. To znaczy widziałam, jak Meg mu groził, ale... nie wierzę w to, by to był on. On nigdy nie mógł tego zrobić. To musi być ktoś inny. Ale kto?

No i jest jeszcze jedna sprawa... dawno nie miałam informacji od Alfy Triona. Niby wiem, że powinniśmy unikać częstych kontaktów ze względu na jego towarzystwo, ale on obiecał przysłać nam współrzędne na których powinny znajdować się relikty. W teorii wydobyłam z moimi poddanymi wszystkie i spoczywają bezpiecznie w naszym skarbcu, jednakowoż wolałabym się upewnić, że faktycznie już nic nie zostało. Nie chcę mieć żadnych kłopotów z tym związanych.

Nawet się nie spostrzegłam, gdy dotarłam na miejsce spotkania. Z rozmyślań wybudziły mnie ciche kroki, które zbliżały się do mnie. Podniosłam wzrok na zbliżającą się osobę.

- Królowo. - botka o czarnym lakierze skłoniła się przede mną - Wybacz moje spóźnienie. Coś mnie zatrzymało.

- Witaj Beast. - skinęłam jej głową - Nic się nie stało. Gdzie jest twój mąż?

- Już jest na miejscu. - oznajmiła - Możemy iść.

Skinęłam jej głową, otworzyłam przed sobą portal i transformowałam parę drzwi na plecach w skrzydła. Nie czekając na nic, wkroczyłam do środka. Już po chwili stanęłam w gęstym, iglastym lesie. Powietrze tu było nieco rozrzedzone, a temperatura przyjemnie niższa. Rozejrzałam się. Po prawej stronie, między drzewami dostrzegłam szare wejście do systemu jaskiń prowadzących wgłąb góry.

Mysteriousbeast ruszyła pierwsza. Kroczyłam za nią powoli, nasłuchując. Słyszę czyjeś sapanie... brzmi trochę jak praca klimatyzacji u predacona. Ciekawe kto stoi na straży tego posterunku?

Wszystko wyjaśniło się, gdy wkroczyłyśmy do prostej, na pierwszy rzut optyki płytkiej jaskini. Za węgłem skalnego wgłębienia stało kilka Vechiconów oraz Greenfire. Pilnowali stosunkowo szerokiego tunelu, prowadzącego do naszej kopalni. Czuwali, nasłuchując uważnie. Na mój widok wszyscy się skłonili, a smok pochylił łeb z szacunkiem. Widziałam, że był smutny. Jeszcze nie pogodził się z tym, że go odrzuciłam? Westchnęłam w Iskrze i delikatnie pogłaskałam jego bok, nie zatrzymując się. Z paszczy predacona wydobył się zadowolony pomruk.

Zeszłyśmy z Beast ciemnym korytarzem, a po paru minutach marszu ujrzałyśmy cel całej podróży. Przed sobą ujrzałam dużą jaskinię, która była swego rodzaju węzłem komunikacyjny. po przeciwnej stronie do wejścia dostrzegłam parę bocznych tuneli, z których dobiegały do nas dźwięki intensywnej pracy wierteł oraz buczenie pracujących maszyn. Westchnęłam w myślach. Właśnie dlatego potrzebujemy jeszcze kilku replik Żniwiarza Energonu. Szkoda tylko, że po wyprodukowaniu 6 sztuk, skończyły nam się minerały potrzebne do przyciągania paliwa.

W samej "hali", oświetlonej światłem z mocnych lamp, zainstalowanych przy suficie, kręciło się kilkunastu mechów, którzy ładowali kryształy do rozstawionych maszyn przetwórczych. Jeszcze żaden z nich mnie nie zauważył.

W centrum jaskini stało kilka piramid ułożonych z kostek gotowych do zabrania. No no... imponująca ilość jak na czas pracy. Popatrzyłam na czarną Femme, ale ona była bardziej zajęta w tej chwili lokalizacją swojego Sparkmate. Uśmiechnęłam się delikatnie. To nawet urocze.

Nagle dostrzegłyśmy jego błyszczącą karoserię. Sam do nas podszedł i od razu wyściskał się z ukochaną, po czym skłonił przede mną.

- Witaj Pani. - od razu pokazał byśmy poszły za nim.

- Dzień dobry Cade. - skinęłam głową.

Weszliśmy do największego korytarza. Przechadzaliśmy się powoli, obserwując postępy w pracy. Niektórzy robotnicy przestawali pracować i kłaniali się w pas, gdy tylko do nich doszliśmy. Uśmiechałam się delikatnie w ich stronę, rozglądając się przy tym. Ze zrozumieniem oglądałam ich kolorowe lakiery oraz blade, pozbawione standardowych masek twarze. Nie zgodzili się ich założyć nawet do tej pracy. Wolą mieć później drobne problemy z czyszczeniem niż nosić na sobie cokolwiek przypominającego im o dawnym, bezcelowym życiu. Ale nie uważam, żeby było to coś złego. Nawet ich rozumiem. Od niektórych rzeczy można się tylko odciąć.

- Jak widzę praca wre. - stwierdziłam.

- Oczywiście! To świetna żyła. Nie spodziewaliśmy się znaleźć tyle paliwa przy tak słabych początkach. - uśmiechnął się do swej Mate.

- Czytałam raporty. - pokiwałam głową - Jestem pod dużym wrażeniem. Zdumiewające jak dobrze radzisz sobie  ze szkoleniem Vechiconów.

- Prawda? Radzą sobie coraz lepiej. - uśmiechnęła się szeroko.

- Inni "nauczyciele" też bardzo ich chwalą. Są pojętni, chociaż początki są zwykle trudne.

- Co to znaczy?

Wciąż szliśmy przed siebie, nie skręcając w żaden boczny chodnik. Cony cały czas oddawały mi honory, na które starałam się odpowiadać.

- Vechicony mają bardzo proste oprogramowanie. - zaczął wyjaśniać Cade - Znają tylko wykonywanie rozkazów, a ich pojęcie o wolności i pragnienie jej wzięło się głównie z tego, że do ich kodu dołączono możliwość samodzielnej nauki. Oczywiście tylko po to, by nie ponosili głupich śmierci i byli się w stanie zaadaptować. Ubocznym tego skutkiem, było rozwinięcie się w nich pojecie na temat wolności.

- Nasze pierwsze nauki opierają się głównie o to, że przyprowadzamy klony do Harmonii, a ona wgrywa im kolejne linijki kodu.

- Beast... - zmarszczyłam lekko optyki. Nie podoba mi się to.

- Nie, nie chodziło mi o to! - wyjaśniła szybko - Nie zmieniamy ich, tylko dodajemy większe możliwości rozwoju samych siebie, to jest coś w stylu rozwoju inteligencji do odpowiedniego poziomu oraz odblokowanie możliwości szerszego myślenia.

- Nie ustawiamy im oprogramowania jak w automatach.

- No dobrze... tak może być. - skinęłam głową - Ale chcę, by Harmonia zdawała mi regularny raport. Pamiętajcie, że to nie są lalki, które możemy kształtować po swojemu.

- Tak jest.

- Powiedzcie mi jeszcze, kiedy klony zostaną na stałe porozdzielane do swoich zawodów?

- Niedługo. Jeszcze tydzień, może dwa i wojownicy będą gotowi.

- Swoją drogą, jak możesz tu widzieć Królowo, są już umieszczani na łatwiejszych stanowiskach, by przyzwyczaili się do pracy. - mech pokazał szerokim gestem całą jaskinię.

- A co z resztą?

- No właśnie w tej kwestii należałoby porozmawiać z innymi nauczycielami. - oznajmił, wspierając jedną rękę na biodrze, a drugą pocierając lekko brodę - Tak się składa, że różnie będzie z resztą...

- Powiedzcie mi może jak z medykami.

- No tutaj jest rozłam. Część chce zdobyć tylko podstawową wiedzę i pomagać w kopalniach, a część ma zamiar zostać wykwalifikowanymi medykami i pracować w Lab razem z Light, Blue i całą resztą medyków. - botka lekko gestykulowała - Ci pierwsi w ciągu tygodnia lub dwóch będą już gotowi, ci ostatni potrzebują ze dwóch miesięcy minimum.

- Rozumiem. A mechanicy?

- Zgłaszają, że pierwsi tacy w pełni gotowi najdalej za dwanaście dni.

- Dobrze. - skinęłam głową - Liczę na nich. Wszelka pomoc nam się przyda.

- Postaramy się zrobić co w naszej mocy.

- Wiem. - uniosłam kąciki ust - Ufam wam.

Beast uśmiechnęła się szeroko i uścisnęła dłoń Cade'a. Widziałam, że były decepticon chciał coś powiedzieć, lecz nagle, w tym momencie rozległ się krzyk:

- Autoboty nas atakuj!

Barricade warknął na tę informację i transformował dłonie w blastery. Mysteriousbeast natomiast zmieniła się w cybertrońską wilczycę.

- Królowo, zostań tu! Poradzimy sobie z agresorami.

Nim zdążyłam odpowiedzieć, pobiegł razem z Beast oraz kilkoma klonami do wyjścia. Większość jednak pozostała przy mnie i przestała pracować. Cicho komentowali zaistniałą sytuację, a kilkoro zbliżyło się do mnie.

- Pani... oni tu przyjdą?

- Nie mogliśmy ich pokonać na otwartym polu a co dopiero tutaj!

- Co mamy robić?

Zacisnęłam lekko pięść. Nikt nie będzie strzelał do moich podopiecznych! Otworzyłam sobie portal na powierzchnię i spojrzałam na pozostałe mechy. Przykro mi, że muszę ich zostawić, ale muszę teraz skupić się na tym, by uratować nas od masakry.

- Nie bójcie się. Nie stanie się wam tu żadna krzywda. Obronimy was. - powiedziałam łagodnie i wkroczyłam pewnie w rozświetlony wir.

Przeniosłam się blisko wejścia, za osłoną z drzew. Z tego miejsca doskonale słyszałam strzały i czułam drżenie ziemi pod stopami. Ruszyłam cicho w stronę wejścia do jaskini. Już po chwili dostrzegłam przy wejściu mały oddział złożony z naszych botów, wspieranych przez Barricade'a oraz Mystriousbeast. Część z nich nachylała się nad kimś, a część stała na straży i obserwowała coś. Wychyliłam się mocniej i ujrzałam... Greenfire'a walczącego w formie bestii z Bumblebee oraz Optimusem. Chociaż polegało to raczej na tym, że usiłował ich obezwładnić, a oni z kolei próbowali go zabić.

Warknęłam do siebie ze złością. Coś ukłuło mnie w Iskrze, ale zignorowałam to uczucie. Co to ma znaczyć!? Walczą z MOIM predaconem oraz z MOIMI Vechiconami, chociaż przecież Prime był ze mną, widział boty z mojej Wyspy i wie doskonale, że nie są decepticonami! Zacisnęłam pięść. Zapłacą mi za to.

Wyciągnęłam przed siebie dłoń i posłałam silną falę uderzeniową w stronę walczących. Powaliła ona ich na ziemię. Już miałam tam podejść, gdy nagle spostrzegłam, że powaliłam również niechcący Greena. Widząc z jaką trudnością się podnosi, coś zrozumiałam: kolejny raz, w momencie gdy mam zawalczyć w czyjejś obronie, daję się ponieść emocjom. Pobladłam lekko, cofając się o krok. Przez to zawodzę i przysparzam wszystkim wokół cierpień. Uścisnęłam dłońmi ramiona. Kiedy odpuściłam sobie samokontrolę?

Drgnęłam lekko, uświadamiając sobie, że praktycznie od chwili w której zobaczyłam trupa Skyfightera i spotkałam Ciemność, stałam się bardziej emocjonalna. Nie kontroluję się już, po prostu nie potrafię dłużej... Uścisnęłam głowę dłońmi i owinęłam ogon wokół bioder. Jestem słaba i żałosna... Miałam przecież wziąć się w garść dla dobra Moona!

Zamiast pozbierać się do kupy, ranię ich. W tym stanie jestem zagrożeniem dla wszystkich! Powoli opuściłam dłonie i spojrzałam na nie. Nie mogę więcej walczyć... Przynajmniej dopóki nie odzyskam spokoju. Inaczej na pewno znów stracę nad sobą panowanie i skrzywdzę moich podopiecznych. Nie chcę, by przeze mnie cierpieli, a i tak to robię. Ukryłam twarz w dłoniach, kuląc się w sobie. Czuję się, jakbym była potworem...

Hej hej

Kochani, chciałam tylko powiedzieć, że w marcu będę się bardzo starała pisać jak najwięcej. Może uda się chociaż dwa razy w tygodniu wrzucić nową część... Cóż, będę próbować ;)

Zachęcam was do komentowania tej mojej opowiastki. Wasze słowa mają realny wpływ na tę opowieść, bo chociaż mam jakiś plan, to z waszymi radami, czy odczuciami względem postaci, jestem w stanie go korygować i ulepszać. A zależy mi, by było to jak najlepsze :)

Miłego dni/popołudnia/wieczoru/nocy kochani.

~Angel

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro