Zakłócenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gęsty, nieprzyjemny mrok ogarnął połowę Cybertronu. Żaden z księżyców planety nie ukazał się na nocnym niebie. Było zimno, nawet jak na upodobania Transformerów. W taką noc Cybertrończykom przypominały się wszystkie, mroczne legendy i opowiastki o potworach, wyśmiewane przez nich samych w jasny dzień. Zaiste, strach górował nad procesorami dumnych botów.

Rozumem nie da się wszystkiego ogarnąć, nikt nie potrafi w pełni opanować swego ciała. Żadne istnienie, choćby chciało, nie potrafi utrzymać samego siebie żelaznej kontroli. Łatwo jest rzec: nie bój się. Trudniej zmusić samego siebie, by faktycznie nie odczuwać strachu.

Właśnie takie myśli przewijały się przez procesor Femme o granatowo-srebrnych optykach, gdy leciała nad uśpionym miastem na miejsce spotkania. Zmieniła lakier na czarny, a usta zakryła osłonką. A wszystko po to, by dalej unikać wyłapania przez system rozpoznawania twarzy. Dzięki ciągłemu oszukiwaniu systemu mogła bezpiecznie kroczyć ulicami miast za dnia.

Była w podróży już trzeci dzień. Poruszała się z miasta do miasta jedynie nocą, a wszystko po to, by spotkać się w Uraya z lokalnym, pomniejszym watażką. Nie lubiła mechów jego pokroju, ale zarazem musiała się z nimi liczyć, gdyż odpowiednio opłacani, stanowili jej potężne zaplecze i ochronę dalszych interesów. Tak i tym razem za dodatkową opłatą przyobiecali jej schwytać kogoś... drogiego jej Iskrze. Kogoś, kim chciała zająć się osobiście.

Zapikowała w dół, do czarnej szczeliny, pod powierzchnię planety. Jak w większości wypadków, miasto na pierwszym poziomie wybudowało potężne magazyny, z których pewna część pozostawała w rękach prywatnych. Właśnie tam załatwiało się takie sprawy jak ta...

Skręciła gwałtownie na prawo, unikając z wprawą zderzenia ze ścianą, po czym wylądowała na brudnej ulicy. O tej porze nie było tu nikogo z wyjątkiem skulonych w zaułkach "żebraków". Ich los nie obchodził zupełnie Skrzydlatej, która doskonale wiedziała, że są sprzedajnymi Scrapletami, które zaraz doniosłyby władzom o jej obecności w tym miejscu. Na jej szczęście większość spiła się na umór stężonym energonem.

Odwróciła głowę i spokojnie ruszyła w ślepą uliczkę, prowadzącą do tylnych wejść dwóch średnich magazynów. Nacisnęła coś przy audioreceptorze, a po chwili drzwi rozsunęły się przed nią. Ujrzała za nimi zakrytą osłoną twarz conki o sztywnych skrzydłach, czarnym lakierze i karminowych wstawkach.

- Są?

- Są. I chyba go mają.

Odsunęła się, robiąc miejsce. Srebrno-optyka pewnie weszła do budynku, a jej wspólniczka starannie zamknęła za nią drzwi. Obie przeszły ostrożnie pomiędzy skrzyniami z podejrzanym towarem, kierując się na środek budynku. Po drodze dołączyła do nich fioletowo-czarna Femme o różowych optykach oraz rosły con o jadowicie zielonych optykach i ostrych pazurach.

Wkrótce dotarli do grupy szaro-pomarańczowych mechów różnych rozmiarów oraz alt-mode. Ich przywódca odznaczał się brakiem jednej optyki oraz posiadaniem działa zamiast prawej ręki. Miał lekko tępy wyraz twarzy. Na widok Skrzydlatej wyraźnie się ożywił.

- Witaj Beauty! Długo kazałaś na siebie czekać.

- Dla ciebie Beautifuldeath. - warknął zielono-optyki.

- Spokojnie Darkknight. - mruknęła wymieniona i wbiła lodowate spojrzenie w twarz stojącego przed nią mecha - Dreamcrush...

- Dreamcrusher. - poprawił z lekką irytacją.

- Słuchaj "Dreamy": nie przyszliśmy się tu pieścić, tylko załatwić interes. Masz go?

- Oczywiście. Do rąk własnych.

W tym momencie dwóch jego rosłych ludzi podprowadziło do ostrego kręgu światła związanego łańcuchami, lekko pokiereszowanego bota o trzech, żółtych optykach. Zamiast nóg, posiadał cztery, krzywe, ostro zakończone odnóża, przypominające mechanizmy napędowe prymitywnych maszyn kroczących z okresu pierwszej ery. Więzień nie odzywał się nawet słowem, trzymał tylko głowę spuszczoną.

- Oto jest ten złom, który doniósł Primom o waszej kopalni. - wyszczerzył się - Nie łatwo było go schwytać Beauty, ale oto jest... Mam nadzieję, że przyniosłaś naszą nagrodę?

Botka tylko pstryknęła palcami, a natychmiast jej różowo-optyka towarzyszka rzuciła w stronę mechów pojemnik z Schanixami. A Srebrno-optyka zbliżyła się do milczącego zdrajcy i chwyciła go mocno za brodę. Wojownicy Crushera puścili go, odsuwając się nieco w tył.

- Byłeś jednym z nas. Ufaliśmy ci Viper... - mówiła powoli, a jej wolna dłoń zaczęła jaśnieć od kumulującej się w niej energii - A jednak wydałeś nas za złoto... Pierwszy raz ci wybaczyłam, za drugim padłeś na podłogę i błagałeś o litość. Ale moja cierpliwość osiągnęła już swój limit. - mech jednak dalej milczał i odwracał wszystkie swoje optyki w inną stronę, byle nie patrzeć - Przez ciebie moi wojownicy trafili do lazaretu, a wielu niewinnych zginęło. Zapłacisz nam za to...

Con splunął jej w twarz i zasyczał z nienawiścią. Zielono-optyki uderzył go za to w twarz tak, że aż mu głowa odskoczyła. Skrzydlata bez emocji otarła osłonkę i optykę... po czym nagle chwyciła go rozgrzaną od energii dłonią za gardło. Zaczęła roztapiać mu przetwornik mowy, patrząc mu zimno w optyki. Ledwie zdołał coś pisnąć, szarpiąc się niemiłosiernie. Ścisnęła go tak, że aż zatrzeszczała jego rama, lecz po chwili rzuciła niemego na podłogę.

- Uszkodzić mu dysk i przetrącić nogi. Potem rzućcie go do jakiegoś rynsztoku. Już nie jest jednym z nas. - nakazała, po czym spojrzała na niego raz jeszcze - Lepiej, żebym nie spotkała cię na mojej drodze, bo stracisz coś więcej niż głos.

Arachnid uśmiechnęła się lekko i rzuciła na zdrajcę wraz z Darkknightem. Krwawo rozprawiali się ze sprzedawczykiem, bijąc bez miłosierdzia. Viper nie mógł krzyczeć przez usmażony przetwornik mowy, jednak cały czas rzucał się rozpaczliwie, błagając spojrzeniem oraz niemymi krzykami o litość. Okrutna parka nie miała żadnych zahamowań.

Skrzydlata jednak nie patrzyła na kaźń. Odwróciła głowę i przeszyła spojrzeniem Dreamcrusher'a.

- Posprzątasz tu i dopilnujesz, by za szybko nie znalazł pomocy. - nakazała bez emocji, po czym ruszyła do wyjścia, nie odwracając się za siebie.

Deathplay spokojnie podążyła za nią. Nie przepadała za torturami, wolała regularną i emocjonującą walkę. Poza tym chciała się upewnić, że wszystko będzie dobrze z jej najlepszą przyjaciółką.

Gdy znikły z zasięgu wzroku grupy, objęła ją na wysokości barków, pozwalając drżącej z emocji Femme oprzeć się na sobie. Ona jedna wiedziała, co działo się w mechanicznym sercu skrzydlatej botki. Ona zawsze miała wielką Iskrę, w której mieściła wszystkich przygarniętych pod swoje skrzydła. Kochała ich, otaczała opieką, zrozumieniem... Była dla nich prawdziwym Angelbotem.

Ale gdy przychodziło do załatwiania interesów, rozliczania się ze wspólnikami, mszczenia się za nieszczęścia jej ludu, czy do rzadkiego aktu zdrady, stawała się kompletnie inną osobą. Wtedy twardniała jej Iskra, a miłosierdzie ją opuszczało. Nie obchodziło jej bowiem nic nad bezpieczeństwo "przybranej rodziny", nawet jeśli nocą nie mogła zasnąć, pokutując za każdą zranioną, czy uszkodzoną Iskrę... Nigdy za zgaszone. Nie zabijała, zachowując przysięgę daną Stwórcom.

- Wszystko w porządku?

Drgnęłam, wyrywając się z zamyślenia. Momentalnie napotkałam zmartwione spojrzenie błękitnych optyk, które zawsze urzekały mnie swoją niewinnością. Skinęłam głową pytającemu, wzdychając w Iskrze. Cały czas pilnowały mnie dwie pary nieżyczliwych oczu, mordujących mnie z dwóch stron. Arcee nie spuszczała ze mnie wzroku, a Bulkhead stróżował przy dzieciakach botów z przygotowaną już do ataku bronią. Oczywiście... nie można mi przecież ufać.

Nigdy nie lubiłam przebywać w towarzystwie takich botów. Coś tam o mnie słyszały i na tej podstawie mnie oceniają, zamiast dać mi szansę. Zagryzłam wargę. Bardzo chciałabym już być wśród swoich, ale muszę tu zostać dla sojuszu i Blue... Przymknęłam optyki. Skoro już muszę z nim tu rozmawiać, to na moich warunkach.

- Skończyliście już opatrywać Racheta? - zagadnęłam cicho w języku Primów.

- Owszem. Twoja medyczka jest wyjątkowo sprawna. - odparł jak gdyby nigdy nic i stanął obok mnie, obserwując ją ukradkiem.

Blue cały czas siedziała przy wezgłowiu nieprzytomnego mecha i patrzyła na jego twarz. Nie widziałam jej oblicza, byłam jednak pewna, iż dalej głęboko przeżywa to spotkanie. Wspomnienia oraz nagromadzone przez eony rozłąki uczucia uderzyły w nią spienioną falą, porywając ze sobą jej Iskrę. Utonęła nich zupełnie. Teraz jestem wręcz przekonana, że zostanie z botami. Oby tylko Rachet czegoś nie palnął, bo chyba położy ją trupem na miejscu.

- To jego Mate, wiesz? - rzuciłam niezobowiązująco.

- Domyśliłem się. - mruknął lider tym pięknym, głębokim głosem - Muszę jednak wyznać, że zaskoczyłaś mnie dzisiaj. Walczyłaś z prawdziwą furią o życie tej Iskierki...

- To było nic. Nigdy nie widziałeś mnie przy robocie przyjacielu.n- rzekłam sucho, acz spokojnie, odwracając wzrok - Chciałabym powiedzieć, że legenda Beautifuldeath jest zupełnym kłamstwem, jednak nie mogę.

- Angel...

- W moim życiu robiłam rzeczy, z których nie jestem specjalnie dumna. Wcześniej często unosiłam się emocjami, karząc bandytów za nieposłuszeństwo i zdrajców za brak lojalności. Inaczej nie byłabym w stanie ocalić nikogo. - spuściłam głowę, krzyżując ramiona pod biustem - Z resztą nie zrozumiesz tego...

- Rozumiem. Dzięki tej wojnie zrozumiałem o wiele lepiej świat. - spojrzał na mnie smutno - Nie patrzę już na otoczenie poprzez marzenia.

- Proszę proszę... dorosłeś? - uniosłam lekko kącik ust, spoglądając na niego.

- Można to tak ująć... Ale chcę powiedzieć, że znam cię lepiej, niż ktokolwiek inny. Nawet jeśli raniłaś, to nie śmiertelnie, a już na pewno nie bez powodu.

- Dużą wiarę pokładasz w "tę zardzewiałą bestię" i "bezfrakcyjnego tchórza". - uśmiechnęłam się smutno.

- Pokładam wiarę w dumną, silną i sprawiedliwą Królową, moją przyjaciółkę. - mówił z powagą, patrząc na mnie z szacunkiem - Jesteś wyjątkowa Angel... Udało ci się pogodzić skłócone frakcje i sprawić, by trzy, kompletnie różne rasy żyły w symbiozie ze sobą na jednej Wyspie. Coś, czego nikomu wcześniej nie udało się osiągnąć.

- Robię co w mojej mocy. Gdybyś był na moim miejscu, pewnie poradziłbyś sobie jeszcze lepiej.

- Nie sądzę. Trzymasz ich w dyscyplinie również swoją potęgą i zdolnościami. Nie mam takiej mocy jak ty...

- Mylisz się. Masz w sobie więcej siły niż się spodziewasz. - błysnęłam optykami - W wulkanie dałeś tego pokaz. I jest to również po części powód, dla którego muszę z tobą dogadać się w sprawie sojuszu...

Mech uniósł lekko łuk optyczny. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, gdy nagle usłyszeliśmy przed sobą trzask. To Blue odskoczyła od męża i cofnęła się do blatu roboczego, trzęsąc się jak rażona prądem. Wpatrywała się w niego jak w ducha... bowiem właśnie poruszył się na koi i otworzył optyki. Spróbował wstać, lecz mój przyjaciel zbliżył się do niego i przytrzymał go delikatnie na miejscu.

- Leż przyjacielu. Straciłeś dużo energonu. Złego, ale i dobrego.

- Egh... Ja... ja nie chciałem nikogo skrzywdzić, naprawdę... - wystękał z trudem - Chciałem tylko tak bardzo... tak bardzo...

- Wiem, wiem. Pomóc. Przez ciebie prawie straciliśmy kogoś nie do zastąpienia: naszego lekarza i wiernego przyjaciela. - uśmiechnął się lekko, by po chwili wskazać na niewielką już kupkę kostek, które powoli przenosił Bumblebee - Zyskaliśmy jednak dzięki tobie zapas energonu i za to wszyscy jesteśmy wdzięczni.

- Syntetyczny energon wymaga niezbędnych ulepszeń nim znów zostanie poddany testom. - mówił do swego lidera, patrząc na niego z uwielbieniem. Po chwili dodał - Na maszynach nie autobotach.

Spojrzałam na Bluespark. Staruszka jednak trzymała się blatu roboczego i wyglądało na to, że nie miała zamiaru puścić. Oj Blue... Zbliżyłam się cicho i położyłam dłoń na jej ramieniu, zwracając na siebie uwagę. Staruszka chwilę stała bez ruchu, lecz wreszcie ścisnęła mocno moją rękę.

- Nie bój się, będzie dobrze. - uśmiechnęłam się pod maską, lekko ściskając jej dłoń - Najwyższy czas, byście ukrócili swoją mękę i nareszcie do siebie wrócili.

Botka milczała uparcie, jednak gdy pociągnęłam ją za sobą w stronę koi Racheta, posłusznie poszła za mną. Naturalnie medyk skrzywił się na mój widok, unosząc lekko łuki optyczne.

- Co ona tu robi?

- Przyniosłam cię tu razem z kimś, kto od dawna powinien z tobą porozmawiać. - mruknęłam spokojnie, pociągając nieco mocniej Blue do przodu.

Pomarańczowo-biały bot otworzył usta, wytrzeszczył optyki i trwał tak, patrząc na swoją, drżącą z nerwów, żonę. Drobne łzy błysnęły w kącikach optyk obojga lekarzy. Zapadła głęboka cisza, w której wszyscy obserwowali spotkanie partnerów po eonach rozłąki.

- Cześć Słoneczko... - wyjąkała wreszcie Blue, stawiając krok w przód.

- Bluespark... - szepnął w odpowiedzi, jakby nie dowierzając własnym optykom.

Nagle złapał ją za rękę i przyciągnął powoli do siebie. Femme nie opierała się, sama zbliżyła się do swego Mate. Przytulili się ostrożnie, uważając na kable i spawy klatki piersiowej autobota. Wkrótce rozległo się cichutkie łkanie zmęczonej botki i niewyraźny szept mecha.

Uśmiechnęłam się do siebie, odsuwając się bardziej. Należy im się chwila prywatności. Optimus spojrzał na swoich wojowników i nakazał gestem, aby dali przestrzeń medykom. Już wystarczy, że boty z ludźmi gapią się na nich bez skrupułów. Odeszliśmy z kącika medycznego do głównego komputera, stając na przeciw siebie.

- A więc to z chemicznych dopalaczy brała się szalona odwaga twojego medyka?

- Słyszałaś sama Angel. - westchnął lekko.

- Już mu Blue wybije z procesora takie eksperymentowanie na sobie. Ten mech musi zacząć o siebie dbać. - pokręciłam głową z lekkim uśmiechem - Kto wie, może i ciebie będzie pilnować, jeśli będziesz pracował do upadłego.

Prime spojrzał na mnie przelotnie i uśmiechnął się z zakłopotaniem. Przysunął się nieco i mruknął:

- Na razie będzie odrabiała zaległości ze swoim Mate. - spoważniał - Ale wracając do sprawy...

- Tak... - westchnęłam, pocierając skroń - Znasz Przepowiednię Chaosu?

- Oczywiście. Dostałem rozkaz od Primów, by poprowadzić badania dotyczące wszystkiego co z nią związane... W tym i ciebie. - pokiwał głową.

- Rozumiem... - skinęłam mu głową, wzdychając cicho - Za nieco ponad trzy tygodnie planety ustawią się we właściwym porządku i rozpęta się piekło. A ja wiem skąd Jednorożec uderzy, lecz nie będę w stanie go powstrzymać.

- Z naszej dwójki to ty jesteś potężniejsza. - jego głos był opanowany, ale wiedziałam, że jest zaskoczony - Mogłabyś go zniszczyć jednym gestem, jedną myślą.

- Oboje wiemy, że będziesz musiał zrobić to ty. Do tego potrzebna jest moc Primów...

- Ty jesteś córką Prima. - zauważył, patrząc na mnie badawczo.

- Optimusie, wiesz dobrze, że nie mogę. To za duże ryzyko, nie podejmę go. Poza tym to nie takie proste. Im więcej mocy używam, tym bardziej boli... - urwałam, odwracając głowę - Dlatego potrzebuję tego sojuszu. Potrzebuję... ciebie.

Zapadła chwila milczenia. Mech najwyraźniej rozważał moje słowa, ja jednak nie patrzyłam na niego. Źle to zabrzmiało... Ale nie cofnę swoich słów. Potrzebuję go, by ocalił nasz dom. Cierpliwie czekałam na odpowiedź, obserwując dyskretnie rozmawiających ze sobą doktorków. To wręcz urocze, że ich uczucie przetrwało próbę czasu.

- Rozumiem cię. Sądzę, że możemy zostać sojusznikami. - rzekł wreszcie, kładąc dłoń na moim ramieniu - Jednakże musimy omówić to z moją drużyną...

- Oczywiście. Ale wszystkie szczegóły ustalimy...

Przerwało mi brzęczenie komunikatora. Spojrzałam przepraszająco na Optimusa i odebrałam.

- Co się dzieje?

- Angel, czy Karen jest z tobą? - usłyszałam poważny głos ojca nastolatki.

- Przecież dostała szlaban za wybryki w szkole. - odparłam, marszcząc lekko łuki optyczne - Nikt by jej nie zabrał. Z resztą mamy dużo spraw na procesorach.

- Od kilku godzin powinna być w domu. - mężczyzna był bardzo zdenerwowany - Nie możemy się do niej dodzwonić.

- Niech się pan nie martwi, na pewno się znajdzie. Zadzwonię do niej. I przyślę kogoś na wszelki wypadek.

- Zadzwoń jak tylko coś będziesz wiedzieć. Do widzenia. - rozłączył się.

Poczułam dziwne ukłucie w piersi. Mam złe przeczucia... Spojrzałam w stronę dzieciaków.

- A... Beautifuldeath, wszystko w porządku? - usłyszałam zza pleców.

- Czy ktoś z was widział dziś Karen?

Obecni spojrzeli po sobie z zaskoczeniem. Autoboty zrobiły się podejrzliwe.

- No parę godzin temu, jak wychodziliśmy.

- Została po szkole, bo miała zajęcia dodatkowe...

- Dlaczego się o nią pytasz? Znasz ją? Jesteś jej opiekunką? Ale czad! - Miko już zaczynała się nakręcać, ale nie słuchałam jej dłużej.

Nie pojechałaby przecież do Jeta. Pogoniłby ją natychmiast z powrotem! Nawet osobiście odstawił. Z resztą jest mądra, nie zrobiłaby czegoś takiego. Jest zagrożona, na pewno trzymała się rodziców... Zmarszczyłam łuki optyczne i spojrzałam na Prima. Mam coraz gorsze przeczucia.

Niespodziewanie usłyszałam z boku ciche pomruki i popiskiwanie. Moon kroczył w moją stronę z korytarza, opierając się o ścianę. Musiał się teleportować... Ale nie mogę się nim teraz zająć. Zbliżyłam się i chwyciłam go ostrożnie ogonem. Przygarnęłam go do siebie, ignorując fakt, iż zaczął ssać mój palec z głodu. Poczeka chwilę.

- Nikt jej nie odebrał? - upewniłam się, trzymając dłoń na audioreceptorze.

Mój przyjaciel pokręcił lekko głową, zbliżając się, gdy wybrałam numer do nastolatki i zadzwoniłam, zagryzając wargę pod maską. Potoczyłam wzrokiem po obecnych. Wszyscy gapili się na mnie, z wyjątkiem starego małżeństwa, ale oni teraz byli w swoim świecie. Zupełnie ignorowali otoczenie.

Czekałam długo, ale nikt nie odebrał. Nie podoba mi się to! Ponownie zadzwoniłam do młodej. Jeśli to jakiś żart, to zabiorę jej motocykl. Tak być nie może... W tym momencie usłyszałam, że ktoś odebrał po drugiej stronie.

- Dzięki Bogu! Gdzie ty jesteś? Dlaczego nie odbierasz? - rzuciłam szorstko, machając ogonem na boki.

- Przykro mi, ale Karen nie jest w stanie odebrać. - męski głos w słuchawce zmroził mi energon w przewodach. Pobladłam lekko i zacisnęłam dłoń w pięść.

- Gdzie ona jest? - warknęłam głucho, wbijając spojrzenie w ścianę. Mogłam wręcz poczuć, jak powoli zwiększa się ciśnienie w moich przewodach, a Iskra zaczyna boleć.

- Nie obawiaj się. Nie mamy zamiaru zrobić jej krzywdy... no chyba, że nas do tego zmusisz. - ponury męski głos nie miał najmniejszych śladów emocji - Jeśli chcesz zobaczyć ją żywą, rób dokładnie to, co ci powiem: niech ten czarny, stalowy potwór odnajdzie sygnał telefonu Karen i przybędzie tam jak najprędzej. Nie wzywaj wsparcia, nie zawiadamiaj policji, nie próbuj uwalniać jej na własną rękę, inaczej dziewczyna zapłaci.

- Skąd mam mieć pewność, że jeszcze żyje? Daj ją do słuchawki.

- Nie jesteś w pozycji do stawiania żądań.

- A ty nie masz pojęcia z kim zadarłeś. Daj jej odejść w spokoju, to może pozwolę ci żyć...

- Nawet nie wiesz do kogo mówisz, ani gdzie jestem. Radzę robić co karzę, inaczej twoja podopieczna ucierpi. - rozłączył się.

Opuściłam dłoń, spoglądając na nią. Ledwie widocznie dygotała z nerwów. A więc porwali ją... Polowali aż dorwali... Warknęłam głośno, strzelając ogonem na boki. Jak mogłam tego nie przewidzieć?! Jeden bot dla pilnowania domu to za mało! Wściekłość zmieszana ze strachem rozpierała mnie od środka, paląc moją Iskrę.

Moon musiał to wyczuć, gdyż zaczął wiercić się niespokojnie na moim ramieniu, pomrukiwać i kulić w sobie. Czułam jak szybko bije jego małe, stalowe serce. A gdybym jego życie zawierzyła komuś i zostałby porwany? Jak muszą czuć się rodzice nastolatki? Przytuliłam malca do siebie, wbijając wzrok w ziemię. Muszę się opanować, nic nie pomoże choćby najszczerszy gniew...

Nagle ktoś złapał od tyłu moje ramiona i przycisnął do ciepłej, twardej powierzchni. Drgnęłam delikatnie. Kto by śmiał?

- Spokojnie Angel... znajdziemy ją. - usłyszałam zza pleców - Wszystko będzie dobrze.

Wyprostowałam się powoli i odchyliłam lekko głowę. Ma rację, ale... to nic nie da. Jeśli ich zobaczę, stracę kontrolę, jestem pewna. A muszę ją uratować. Ze świstem wypuściłam powietrze przez zęby. Zignorowałam mówiące coś boty i przechyliłam lekko głowę na bok.

- Ja po nią idę. - błysnęłam optykami i odsunęłam się od Prima, nie patrząc na niego - To moja sprawa.

- Nie umiałaś jej ochronić, więc co teraz możesz zrobić? - prychnął zielony bot.

- Bulkhead... - mruknął ostrzegawczo Optimus.

- On ma rację! Jak mogłaś pozwolić, by coś takiego się stało?! - Arcee była w bojowym nastroju.

- A czy wy umiecie ochronić te dzieciaki? - zwróciłam na nich rozgorączkowane spojrzenie, zbliżając się powoli - Wiele razy ocierały się o śmierć, jak każdy człowiek z nami związany. I wy śmiecie mi zarzucać...?! - umilkłam, czując, że Moon zaczyna się trząść. Zatrzymałam się i przytuliłam małego do siebie. Po chwili już spokojniej zwróciłam się do Prima - Żadne z nas nie jest święte... Ale przełknę to, dla dobra wszystkich. Nie mieszajcie się w to.

Uderzyłam ogonem w podłogę, otwierając bezpośrednio pod sobą portal na wyspę i znikłam im z optyk. Wylądowałam przed głównym wejściem do bazy i natychmiast ruszyłam do środka. Muszę wyznaczyć grupę ratunkową. Może Speed...? Zaraz jednak odpędziłam tę myśl. Jej drużyna nie jest zbyt doświadczona...

Nagle na korytarzu natknęłam się na Starscreama dyskutującego z Blackblade'em. Szczupły Seeker, krzywiąc się, próbował coś mu przetłumaczyć, a Blade pokpiwał sobie z niego, lekko traktując jego słowa. Były decepticon był wściekły, ale jeszcze nie wybuchał gniewem. Przyjrzałam się im krytycznie, masując jedną ręką Komorę Iskier. Hmm... A może by tak...

* * *

- Nie martw się Królowo, oddział jest już na miejscu.

- W to nie wątpię. Mam tylko nadzieję, że będą ze sobą współpracować. - mruknęłam, krocząc powoli przed siebie w formie czarnej, cybertrońskiej pumy - Zgłosili już swoje pozycje?

- Tak. Starscream i Oldblood w powietrzu, Sea siedzi przy wejściu, a jej mąż już penetruje w swojej ludzkiej formie ich bazę.

- Dobrze. Informuj mnie na bieżąco. Bez odbioru. - przeskoczyłam jakiś rów, rozłączając się.

Sygnał telefonu Kar prowadził do lasu położonego o jakieś 200 km od jej miasta. Niemal w centrum znajdowało się małe jezioro. Miejsce doskonałe wręcz na pułapkę. MECH sądzi, że może mnie schwytać... Szkoda tylko, że zawiodą. Doskonale znamy ich plany. Harmonia odnalazła w kamerach wielopoziomową placówkę, w której zamknięto moje dziecko i podpatrzyła strategie.

W czasie, gdy oddział ratunkowy szukał Karen, ja robiłam za zasłonę dymną całej operacji. Ech... Chciałabym z nimi być, ale... Przez zbliżającego się Jednorożca tracę nad sobą kontrolę. Nie chcę mieć krwi na rękach, nawet tych ludzi. Lecz nie wiem, czy przy konfrontacji nie stracę panowania...

- Królowo, możesz mi przypomnieć dlaczego wzięliśmy ze sobą ten wypierdek Insecticona? - Oldblood był bardzo niezadowolony.

- Wszyscy pracują tak ciężko, że nikt nie byłby w stanie go upilnować. A stąd nie ma dokąd uciekać. - mruknęłam, rozglądając się uważnie.

- To nie była dobra decyzja. Tam mogliśmy go zamknąć, a tu muszę na niego uważać.

- To nie Nemezis, a on nie jest więźniem. Skup się na zadaniu, a wszystko będzie dobrze.

W tym momencie wyszłam na maleńką polankę, na której miał znajdować się telefon nastolatki. Ostrożnie zbliżyłam się, nasłuchując uważnie. Wieczorny las szumiał lekko, ptaki pocichły na drzewach. Lecz w tej ciszy rozróżniałam oddechy agentów oraz delikatny szmer przesuwanej ziemi. Czają się w mroku i tylko czekają na rozkaz. Ziewnęłam, prezentując kły w paszczy i prężąc grzbiet niczym prawdziwy kot. Mam tylko nadzieję, że to zadziała... Oby szybko ją znalazł.

Dźwięk wystrzału zbiegł się z zimnym błyskiem trzech paralizatorów. Nie unikałam ich, wchłaniając ładunki energetyczne. Zacisnęłam zęby, wbijając pazury w ziemię. Tylko chwila... Opuściłam ogon, by po chwili machnąć nim mocno i wysłać energię z powrotem do broni agresorów. Ich paralizatory wybuchły, a ja otrząsnęłam się z elektrod i uderzyłam łapą o ziemię. Otoczyłam się lekko połyskującą osłoną, po czym padłam na ziemię, potrząsając łbem.

Spod drzew wybiegli agenci i otoczyli mnie, wymierzając w moją stronę działa. Pojawiło się też kilka wozów Oshko M-ATV oraz HMMWV. Uwaga, bo się przestraszę. Przewróciłam optykami, machając lekko ogonem na boki.

- Imponujące. - mruknął Silas, wychodząc razem z nimi - Niesamowita technologia...

Wyszczerzyłam kły, mocno wbijając pazury w ziemię. Mam ochotę rozszarpać go na strzępy! Zamknęłam optyki, warcząc lekko. Nie mogę... muszę pamiętać o danym słowie. Unicron miesza mi w procesorze! Nie zniżę się do ich poziomu.

- Fascynujące, jak powstała taka bestia...

Otworzyłam optyki i błysnęłam nimi dziko. Siwy mężczyzna stał dokładnie przede mną, na wyciągnięcie łapy. Mogłabym go zmiażdżyć jednym ruchem. Mruknęłam gardłowo, powoli podnosząc się do siadu. Jeśli tylko choćby tknęli tę małą...

- Królowo, Blade już ją ma i ucieka z bazy. Potrzebujemy jeszcze trochę czasu.

Ma ją... Wręcz czułam, jak ulga rozlewa się po moich przewodach. A więc młoda jest cała! Przymknęłam optyki, wypuszczając powietrze przez zęby. Żyje... Tylko to się liczy. A więc wystarczy, że przetrzymam jeszcze ich uwagę i mogę uciekać. Zamknęłam pysk, spoglądając z pogardą na Silasa.

- Wiem, że mnie rozumiesz bestio. Zrozum, nie chcemy skrzywdzić twojego człowieka. Radzę ci nie kombinować. Chodź z nami.

Nie ruszyłam się z miejsca, patrząc na niego spokojnie. Jeszcze zobaczymy kto będzie na wierzchu Leland...

Nagle usłyszałam z góry szum silników. Uniosłam łeb i ujrzałam kilkanaście myśliwców nad naszymi głowami. Byłam pewna, że to ktoś od MECH'u! Żołnierze w samochodach zaczęli strzelać, natomiast piechota wycofywała się szybko. Silas skrzywił się ze złością i uciekł razem z resztą. O nie... Muszę lecieć, bo złapią moich na gorącym uczynku! Natychmiast zdjęłam osłonę i skoczyłam przed siebie, między drzewa.

- Harmonia, niech nasi się pośpieszą! Ktoś postanowił nam pomóc!

- Tak jest Pani.

Ziemia uciekała mi spod łap, a drzewa śmigały po bokach. Las się przerzedzał. Widziałam już przed sobą, po lewej taflę jeziora, od którego odbijały się promienie słońca, słyszałam krzyki ludzi, dźwięk strzałów oraz ryk silników. Wiedzą już i ewakuują się...

Ruszyłam brzegiem lasu, by wejść do środka od tyłu i nie musieć mierzyć się z uciekającymi agentami. Mam nadzieję, że zdołali się już wydostać...

Wyhamowałam z poślizgiem przy dziurze wentylacyjnej, którą Black dostał się do środka. Seadasch stała tam i przy pomocy swojego artefaktu wyciągała ich ze środka. Wysoko nad nami latał Oldblood razem z byłym komandorem.

- Zrobiło się gorąco...

- A miała to być szybka akcja.

- Jest bardzo szybka i dobra. Uwijamy się z tym w pół godziny. - odparłam z naciskiem na zaczepkę Blood'a - Mówiłam, że pojawić się muszę na chwilę, aby Harmonia otworzyła małej drzwi.

- Chwila więcej i obyłoby się bez pośpieszania.

- Nie mogłam ich dłużej zajmować. Kilka F-16-stek ostrzelało nas z góry.

Sea wreszcie wyciągnęła holoformę męża ze środka i postawiła ich obok dziury. Blade trzymał mocno lecącą mu przez ręce nastolatkę. Na jej ciele było doskonale widać rany oraz ślady pobicia. Zbliżyłam się i dopiero wtedy dostrzegłam, że nastolatka nie ma lewej dłoni. Okrwawiony kikut wisiał bezwładnie. Dziecko... Czułam jak kable sztywnieją mi ze strachu o nią oraz bólu, a Iskra zaczyna piec. Nie mogłam oderwać od niej wzroku.

- Zabierajmy się stąd. - Sea przejęła Karen, by jej mąż mógł się transformować.

- Idźcie. Ja muszę jeszcze coś załatwić. - rzekłam cicho, wbijając mocno łapy w ziemię. Otworzyłam im portal z boku.

- Ale...

- To jest rozkaz!

- Tak jest!

Wyciągnęłam łapy z ziemi, by skoczyć między drzewa. Zabiję.... Zabiję! Czułam, jak nieokiełznany ryk potężnieje mi w piersi i wyrywa się na wolność. Gniew buzował w mojej Iskrze, raniąc ją dotkliwie, ale nie zwracałam na to uwagi.

Siłą woli wstrzymałam się jednak na miejscu. Nie mogę. Przysięgałam im nim zgaśli! Nie wolno mi! Warknęłam na siebie, potrząsając łbem. Mój wzrok padł na wejście do hangaru i nagła myśl zrodziła się w procesorze.

- Harmonia... - mruknęłam grobowo, wbijając wzrok w wejście - Masz listę agentów MECH'u?

- Tak Pani, ale dokładna jest na wewnętrznych serwerach, odciętych od sieci.

- To jak dobrałaś się do Silasa?

- Odnalazłam jego twarz w aktach Sił Specjalnych Stanów Zjednoczonych.

- Jeśli cię wpuszczę do jednego, zdołasz skopiować?

- Oczywiście.

Natychmiast skoczyłam do hangaru, między śmigłowce. Główny komputer jest dwa poziomy niżej, ale sądzę, że został już zabrany... lecz ten tu jest jeszcze przenoszony. Przypadłam do niego, odrzucając ludzi na ściany i ostrzem ogona wpisałam właściwą sekwencję. Już po chwili Harmonia kopiowała dane z serwera, śpiesząc się jak mogła najbardziej.

Nagle usłyszałam ryk silnika od strony wejścia. Momentalnie zaparłam się łapami, prężąc siłowniki do skoku. Zemsta będzie moja. Nie zabiję ich... ale osobiście dopilnuję, by życie każdego zmieniło się w koszmar.

Znów mi za długi rozdział wyszedł, ech... Wybaczcie, robię co mogę. Miałam jeszcze przed końcem sierpnia rozpocząć sprawę Unicrona, ale teraz uświadomiłam sobie, że jeszcze potrzebuję dłuższej chwili do tego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro