Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mój organizm zareagował automatycznie. Podniecenie, pożądanie, oddanie się pocałunkowi z utęsknieniem. Nie wiem co mnie opętało, aby zapragnąć tak mocno jego dotyku, jego bliskości, samego Williama. Po prostu tego zapragnęłam i oddałam się temu.

Całowałam jego usta zachłannie, wręcz żarliwie, chcąc poczuć każdą ich część, ich smak, nakarmić się ich bliskością, zatracić się w pocałunku pełnego namiętności i żaru, jaki między nami wystąpił. Miliony iskierek - bardzo mi znanych, tych przyjemnych i wykręcających od rozkoszy - wędruje w moim ciele, zakańczając swą podróż prosto w kobiecości jak i podbrzuszu, skręcając go na każde strony. Przyjemność wypełnia mnie całą, pragnienie czegoś więcej zaczęło być silniejsze, pożądanie zawładnęło nad moim ciałem i w żadnym stopniu nie potrafiłam tego powstrzymać. Moja każda komórka w ciele doznawała tylko i wyłącznie przy nim tego uczucia. Tylko przy Williamie.

Wplątuję ręce w jego włosy, głaszcząc je od czasu do czasu, a także pociągając za końcówki, gdy on mocno przyciska mnie do siebie, zaborczo chwytając za moje uda i owijając je wokół swoich bioder. Ponownie wykręciło mnie od przyjemności, gdy przy kobiecości wyczułam jego męskość, to było nie do zniesienia uczucie, którego chcę się pozbyć, którego chcę zaspokoić w każdy możliwy sposób. Chcę to zaspokoić. Niespodziewanie jego język odnalazł mój, którego dokładnie zaczął badać, zaczął poruszać wokół z dokładnością, fascynował się kolczykiem, skupiając na nim dużą uwagę. Pełne pożądania i namiętności pocałunki stały się bardziej erotyczne, bardziej podniecające i sprawiające, że chcę więcej, więcej i więcej.

Poczułam, jak mnie chwyta za biodra i podnosi z biurka, kierując się gdzieś, nie mam pojęcia gdzie, zatracam się w pocałunku. Unoszę się delikatnie, dociskając mocniej ciało do jego torsu, jednocześnie wyczuwając zalewający mnie z przyjemności dreszcz, to uczucie zaczyna drażnić i prowokować, wykręca każdą część mojej dolnej partii. Jęknęłam pełna podniecenia, gdy rzucił mnie na łóżko, znajdując się nade mną. Nie potrafię wyłapać tchu, moja klatka piersiowa unosi się z przyspieszonym tempem oraz sercem, które bije jak oszalałe. Patrzę w Williama oczy, w jego piękne, błękitne tęczówki, które mnie skanują, od góry do dołu mnie obserwuje, nie mówiąc nic, a przy tym zachowując swoją tajemniczość.

- Jesteś piękna, Jane.

Wciągnęłam większą dawkę do płuc, zalewając się rumieńcem. Przez jego słowa ponownie uderzyła we mnie fala przyjemności, motylków w podbrzuszu wykręcających od góry do dołu. Położyłam ręce na jego karku i uniosłam się, łącząc od razu usta w namiętny pocałunek. Oddał bez wahania, opadając delikatnie ciałem na moje, przy tym dotykając w najlepszy dla mnie sposób każdej jego części. Karmiłam się pocałunkami, którymi obdarowuje mnie Will, którymi obdarza mnie najlepszymi, jakie mogłam doznać. Nikt tak mnie nie całował, nikt nie potrafił sprawić mi takiego uczucia, za nikim tak mocno nie tęskniłam i nikogo tak nie pragnęłam.

Co się ze mną dzieję?

Williama pocałunki zaczęły schodzić coraz niżej. Pocałował moją szczękę, później żarliwie i czule obdarowywał mokrymi pocałunkami moją szyję, przez co zwijałam się z przyjemności pod nim. Rozkoszne spazmy wykręcały moje podbrzusze, przez całe moje ciało przepływała fala przyjemności, z moich ust wydobywały się cichutkie jęki, tego było za wiele. Całował moją szyję, całował ją w najlepszy sposób, czule i namiętnie, z wielkim pożądaniem i żarliwością, tego było za wiele. Spięłam całe ciało i ponownie jęknęłam, wplatając palce w jego włosy. To wszystko sprawia mi William, to wszystko przez niego, przez kogoś, kogo nagle zapragnęłam, a tak nienawidziłam. To wszystko sprawia mi William.

Schodził coraz niżej, obdarował mój odkryty dekolt czułymi pocałunkami, zaczynając sunąć przez mostek do brzucha, całując tym razem przez materiał koszulki. Jego duże i ciepłe dłonie gładziły moje nagie uda, dotykał je cały czas, pieścił w przyjemny sposób, zwijałam się pod wpływem Williama dotyku. Pragnęłam więcej, byłam rozpalona do granic możliwości i to wszystko przez niego. Pragnęłam więcej.

- Will, proszę... - sapnęłam, unosząc delikatnie biodra w górę.

- O co mnie prosisz, Jane..? - zapytał niskim tonem, ponownie wjeżdżając pocałunkami w górę.

- Proszę, zrób ze mną cokolwiek, proszę... - wyjęczałam błagalnie.

Pragnęłam tego. Pragnęłam tego. Ja tego pragnęłam. Pragnęłam Williama i nie mam pojęcia co się ze mną dzieję, ale pragnęłam Williama. Pierwszy raz doświadczam takie uczucie, pierwszy raz i to właśnie przy nim, to on mi je sprawia, to on sprawia mi najpiękniejszą rozkosz. Zwijam się pod Williamem i pragnę więcej, to wszystko dzięki niemu. Nie wiem co się ze mną dzieję, że zapragnęłam dotyku i bliskości kogoś, kogo tak nienawidziłam.

- Nie mogę ci tego zrobić. Nie mogę cię wykorzystać. - wyszeptał w moje usta.

- Nie wykorzystasz, ja chcę tego... Proszę, Will... - ponownie poruszałam zniecierpliwiona biodrami w górę, kusząc go, prowokując i manipulując, by uwieść i dostać to, czego tak bardzo pragnę.

- Bardzo tego chcesz? - zapytał, oddalając się ode mnie.

Otworzyłam powieki, czując cały czas rumieniec na twarzy. Rozchyliłam delikatnie usta i nabrałam więcej powietrza do płuc, chcąc wydusić z siebie ''Tak'', jednak odebrało mi momentalnie mowę. To, jak z wielkim pożądaniem na mnie patrzył, jak mnie obserwował, jak mi się przyglądał, jego wzrok odebrał mi mowę, nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić, czułam się onieśmielona, że William tak na mnie patrzy. Oblizałam dolną wargę i przygryzłam ją, wydając z siebie stłumione westchnięcie, przy tym nie mogąc odwrócić wzroku od jego oczu, hipnotyzowały mnie.

- Kurwa. - syknął.

Położył rękę na moim podbrzuszu i gwałtownie wsunął ją w moją bieliznę, ujmując kobiecość. Momentalnie spięłam całe ciało i jęknęłam, czując rozkosze spazmy w całym ciele. Dotknął mnie, dotknął mnie, William mnie dotknął. Jego dłoń ujmuje moją mokrą kobiecość, rozpaloną i głodną jakiegokolwiek dotyku, jego dotyku. Poruszył palcami wzdłuż warg, powtarzając tę czynność kilka razy, przy tym nie spuszczając ze mnie wzroku. Patrzył, jak zwijam się pod nim, jak doznaję najlepszych uczuć, jakich mogłam doznać. Z moich ust znowu wydobył się jęk, gdy przyspieszył ruchy i zaczął stymulować łechtaczkę. Przygryzłam dolną wargę i przymknęłam oczy, zaciskając dłoń na prześcieradle. Jestem podniecona do granic możliwości, ociekam sokami, które spływają po jego palcach, spinam każde mięśnie, czując tylko i wyłącznie rozkosz, jaką obdarza mnie William.

William

Patrzę na nią z wielką fascynacją i pożądaniem, z wielkim podnieceniem i pragnieniem, jednak tylko to mogę zrobić, tylko to mogę jej sprawić, nic więcej, po prostu nie potrafię. Zwija się pode mną, jęczy, seksownie pojękuje, Jane jęczy pode mną, pierwszy raz to słyszę i jestem pod wrażeniem, jestem onieśmielony i zachwycony jej osobą, jej piękną osobą, jest taka idealna. Jej delikatna rączka po chwili chwyta moją dużą, wbijając lekko paznokcie w skórę. Mocno zaciska dłoń na mojej, a ja tylko patrzę, ja tylko patrzę, jak ona się pode mną zwija z rozkoszy.

Moje palce sprawnie poruszają się wzdłuż jej kobiecości, drażnią łechtaczkę i czuję, jak jest coraz bardziej mokra. Patrzę na wijącą się Jane, patrzę na widok wijącej się, podnieconej Jane, a to wszystko dzięki mnie. Moje serce bije jak oszalałe, każda komórka szaleje, nie jestem w stanie opanować tego uczucia w środku. To pożądanie, ogromne pożądanie, jednak nie mogę, muszę się powstrzymać, by jej nie skrzywdzić, by nie zrobić czegoś, czego by żałowała, nie mogę jej wykorzystać, a bardzo marzy mi się, aby ją posmakować, aby ją poczuć, lecz mogę tylko to zrobić, nie chcę jej skrzywdzić.

Ponownie oblizuje swoją dolną wargę i zagryza ją, pojękując cichutko pod nosem, to strasznie podniecające. Coraz mocniej jej ręka zaciska się na mojej, spina całe ciało i wypycha biodra w górę, domagając się więcej, kusząc mnie w ten sposób, jednak nie potrafię jej teraz wziąć i po prostu pieprzyć, nie mogę. To Jane, nie mogę jej skrzywdzić. Powstrzymuję się od tego, powstrzymuję się od tego bardzo, bardzo, bardzo się powstrzymuję, a jestem już na granicy. Ponownie jęczy, wzdychając głośno i przejeżdżając ręką po swojej piersi, naciągając w ten sposób białą koszulkę, że widzę kawałek jej odkrytego płaskiego brzucha. Kurwa mać.

Wkładam środkowego palca w jej mokre wnętrze, obserwując z pożądaniem każdy jej ruch, wsłuchując się w każdy jęk, w ten rozkoszny jęk Jane. Jej wilgoć spływa po moich dłoniach, to jak upragniony nektar, którego z wielką ochotą chcę zasmakować. Poprawiam się na łóżku, prostując się bardziej - mój kutas jest naprężony, twardy i pomimo luźnego materiału dresów - on mi przeszkadza, on chce wyjść i poczuć cipkę Jane, którą teraz doskonale czuje mój palec. Oddech zaczyna być nierównomierny, ja się denerwuję i stresuję, nie mam pojęcia czemu. Bo to Jane? Bo właśnie jej w tej chwili sprawiam to, czego tak bardzo chciałem? Bo to ktoś, z kim całe życie przeżyłem i nie spodziewałem się, że do tego dojdzie? Tak, nigdy nie spodziewałbym się, że to na jej łóżku ja będę sprawiać jej rozkosz.

- Kurwa... - sapnęła, unosząc biodra w górę i oblizując dolną wargę.

Nie odpowiedziałem, a włożyłem w nią kolejnego palca, nachylając się nad jej piękną twarzyczką. Jęknęła, gdy poczuła go w sobie, jednak stłumiłem jęk pocałunkiem, by później zagryźć dolną wargę. Położyła rękę na moim karku, gdy ja zasysałem jej usta, całowałem czule i namiętnie, gdzie ona z opóźnieniem wszystko oddawała, tak niezdarnie, tak słodko i podniecająco. Mój kutas pulsuje, twardnieje z każdą sekundą, gdy czuję jej mokre i zaciskające się wnętrze na moich palcach oraz usta, które tak zachłannie całuję, chcąc zasmakować ich jak najlepiej.

- O mój boże, Will... - wydyszała.

Ucałowałem ją po raz ostatni i wyprostowałem się, wciągając więcej powietrza do płuc. Po chwili moje oczy z zafascynowania się otworzyły, a temperatura ciała wzrosła, gdy jęknęła na tyle głośno, aby dać mi znać, że doznała orgazmu. Każde skurcze jej wnętrza zaciskają się na moich dwóch palcach, doskonale czuję tę pulsację, czuję jej spływający nektar, słyszę jej głośniejsze jęki, nierównomierne wyłapywanie tchu oraz widzę, jak na jej twarzy maluje się czysta rozkosz, a to wszystko dzięki mnie. To ja sprawiłem Jane orgazm. To ja jej to sprawiłem. Podniecam się coraz bardziej, jednocześnie czuję dziwne uczucie w środku. Przecież znamy się od zawsze, wszędzie razem i teraz to ja sprawiam jej przyjemność.

Jęknęła przeciągle, rozluźniając swoje mięśnie. Zaczęła oddychać szybciej, przymykając oczy. Moje ruchy zatrzymały się. Wyjąłem palce z jej wnętrza i pocierałem przez chwilę mokrą kobiecość, patrząc prosto na jej zarumienioną twarzyczkę. Z trudem, z wielkim, ogromnym trudem wyjąłem rękę z kobiecości, nachylając się nad nią. Ucałowałem po raz ostatni czule w usta, wreszcie ją całuję, namiętnie i czule, z pożądaniem i chęcią to robię. Oddała pocałunek, chcąc pogłębić go zachłannie i żarliwie, jednak odsunąłem się, wstając na wyprostowane nogi. Spojrzała na mnie zdyszana, gotowa, aby zrobić ze mną wszystko, aby ze mną w tej chwili uprawiać seks, jednak nie potrafiłem, zaskakując ją tym samym.

- Will..? - wydyszała zdezorientowana, opierając się o przedramię.

- Muszę iść. - odpowiedziałem z całej siły kontrolując się, aby nie wziąć jej tu i teraz i pieprzyć aż do rana.

- J-Jak to... - nie dowierzała - Dlaczego? - uniosła się do pozycji siedzącej, w ciągu dalszym ciężko wyłapując oddech.

- Mogłoby skończyć się na czymś, czego byś żałowała następnego dnia.

- Nie, Will, nie będę żałować... - spojrzała na mnie błagalnie - Proszę, nie idź... - wyszeptała.

- Przepraszam. - powiedziałem cichszym tonem, spoglądając na nią po raz ostatni.

Mruknęła cicho pod nosem, patrząc na mnie jak małe dziecko, które prosi o zabawkę. Wziąłem głęboki wdech i skierowałem się do wyjścia, pozostawiając ją tak po prostu. Zmachaną, podnieconą i głodną seksu ze mną, jak ja z nią. Nie mogłem inaczej postąpić, nie mogłem jej skrzywdzić, nie mogę, po prostu nie mogę ponownie skrzywdzić mojej małej, niewinnej Jane.

~~

Jane

Minęła kolejna noc, w której pozostaliśmy w swoich ciałach. Jesteśmy sobą, ale na jak długo? Czy może to koniec przemiany, która między nami występuje wtedy, kiedy tylko zechce. To jak okres u kobiety - nigdy nie spodziewasz się momentu jego nadejścia.

Całą noc miałam za sobą nieprzespaną, nie mogłam zasnąć, nie potrafiłam, nie udawało się. W głowie miałam tylko Williama i to, co mi zrobił wieczorem, jakie doznanie z nim przeżyłam, jak doprowadził mnie do orgazmu. To William, to mój wróg od dzieciństwa, znamy się od dzieciństwa, nie, całe życie się znamy i z dnia na dzień między nami... jest inaczej. Wczoraj wydarzyło się coś, czego nie spodziewałam się, jednak nie żałuję, niczego nie żałuję, ja naprawdę nie czuję, abym żałowała i na pewno nie żałowałabym, gdym uprawiała z Williamem seks. Tak, nie pożałowałabym - chciałam, bardzo tego chciałam, a on po prostu poszedł, pozostawiając mnie głodną jego pieszczot.

Nawet w szkole go nie było, nie widziałam Will'a, a bardzo się stresuję spojrzeć mu w oczy. Pomimo, że chciałam... byłam gotowa z nim uprawiać seks, ja teraz wstydzę się patrzeć na jego twarz, to dziwne, to naprawdę krępujące i dziwne.

Wzięłam głęboki wdech i przejechałam szczotką po włosach, wolnym ruchem przeciągając ją do końcówek. Długie włosy, bardzo długie włosy. Sięgają mi do pasa i zastanawiam się, czy je ściąć. I tak nie zetnę. Odłożyłam przedmiot na biurko i sięgnęłam do telefonu, spoglądając na godzinę. Za trzydzieści minut dochodzi piąta, czyli wyjście do wesołego miasteczka. Spakowałam komórkę do torebki i spojrzałam po raz ostatni na swoje odbicie w lustrze, poprawiając biały, letni kombinezon na swym ciele. Wyszłam z pokoju, kierując się do wyjścia, przy okazji słysząc już podjeżdżający samochód, zapewne Logana wraz z Rachel.

- Wychodzę! - krzyknęłam do rodziców.

- Baw się dobrze, skarbie! - usłyszałam mamę.

- Na pewno będzie nam cię brakowało, obyś wróciła jak najszybciej! - rzucił rozśmieszony tata.

- Alan... - zachichotała mama, na co uśmiechnięta wywróciłam oczami.

- Dobrze, tatusiu, wrócę za godzinę! - krzyknęłam.

- Co?! Nie! - krzyknął stanowczo - Co najmniej cztery godziny!

- Co?! - odezwała się zdziwiona mama - Pięć!

- Nie ma problemu. - mruknął zadowolony, na co prychnęłam - Jane, za sześć godzin widzę cię w domu!

- Miało być pięć! - zmarszczyłam brwi rozbawiona sytuacją.

- Plany się pozmieniały, idźże!

- To życzę wam... miłej zabawy! - uśmiechnęłam się i wyszłam z domu.

Moi rodzice są niemożliwy pod każdym względem. Aż chciałabym poznać każde szczegóły z ich młodości.

Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam przed siebie, dostrzegając szeroko uśmiechniętą blondynkę, wychylającą się za opuszczoną szybę samochodu. Moje pierwsze kroki po kamiennym podłożu stawiałam z trudem, z wielkim trudem szłam przed siebie, czując zapadający się grunt pod sobą. Coraz bliżej Williama, coraz bliżej spotkania z nim. To naprawdę trudne, to naprawdę jest dla mnie trudne - unieść głowę i spojrzeć w jego błękitne tęczówki, które są piękne.

~~

Wzięłam głęboki wdech, zatrzymując się w tłumie ludzi. Mój wzrok spoczął się na jego osobie. Stoi z Zackiem przy stoisku ze strzelaniem do pływających kaczek, kupując przy okazji bilet, by zagrać z przyjacielem. Stałam i gapiłam się na niego, tak po prostu, czując przy tym motylki w brzuchu i nogi z waty, co się dzieje? Dlaczego na sam widok Williama to czuję? Cholera jasna, cholera jasna, cholera jasna, jest źle.

- Jane, idziesz? - usłyszałam wyczekującą Rachel.

- A, jasne. - ocknęłam się, nabierając większego wdechu do płuc.

- Tam jest Will i Zack, chodź! - złapała mnie za rękę i szybkim krokiem przekierowała do chłopaków, przy których stał już Logan.

Poczułam dziwne ukłucie w sercu, gdy zatrzymaliśmy się dosłownie obok nich. Przyjaciółka puściła moją rękę i wpadła na plecy swojego chłopaka, później wtulając się w jego bok. Przełknęłam ślinę i tylko stałam, patrząc się na Williama jak debilka, naprawdę. Nie wiedziałam, że to będzie takie trudne. Nie wiedziałam, że teraz jego obecność przy mnie będzie taka trudna. Nagle wzrok Zacka zatrzymał się na mnie. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i uśmiechnęłam się, lekko się pesząc. Zauważył, jak patrzyłam się na jego przyjaciela? Cholera jasna, cholera jasna, cholera jasna, jest źle.

- Cześć. - przywitał się.

- Hej. - mruknęłam, unosząc kąciki ust.

William, który dotychczas ustawiał się do strzelania w pływające kaczuszki, gwałtownie drgnął i wyprostował się, odwracając w moją stronę. Serce stanęło w gardle, gdy wbił swoje spojrzenie we mnie. Oboje patrzymy się na siebie, nie mówiąc nic ani nie wykonując żadnych ruchów. Nabrałam więcej powietrza do płuc, spinając każdy mięsień, gdy przypomniałam sobie, że to właśnie wczoraj z nim chciałam uprawiać seks, że to właśnie on, jego palce, sprawiły mi orgazm.

Oboje się ocknęliśmy, gdy zbyt długo nasza intymna chwila trwała, przykuwając tym samym spojrzenia przyjaciół. Zarumieniona rozejrzałam się dookoła, nie wiedząc co zrobić. William jedynie odchrząknął, poprawiając swoją białą koszulę w czarne kratki.

- Hej. - przywitał się.

- Cz-Cześć... - wykrztusiłam z siebie. Rachel spojrzała na mnie dziwnie, marszcząc przy tym brwi, ale po krótkiej chwili odwróciła wzrok w stronę Zacka.

- Zagrasz? - zapytał.

- Nie, popatrzę. - odparłam z trudem, prawie plącząc się przy własnych zdaniach.

Wzruszył jedynie ramionami i ustawił się do pozycji startowej wraz z blondynem. Skrzyżowałam dłonie pod piersi i odchrząknęłam, obserwując go. Co się ze mną dzieje? Po chwili ich gra wystartowała. Oboje zaczęli strzelać, dokuczając sobie nawzajem.

- Jane? - usłyszałam Rachel.

- Co? - zapytałam, patrząc przelotnie na blondynkę.

- Co wy się tak na siebie gapiliście? - zapytała zaciekawiona.

- Wyłapałam laga.

- Taaa.... - prychnęła rozbawiona - Właśnie było widać wraz z twoimi rumieńcami.

Jeszcze większym rumieńcem się zalałam niż wcześniej. W moim ciele wzrosła temperatura do takiego stopnia, że moje dłonie zaczęły się pocić, ja cała się zaczęłam pocić, to było okropne. To aż tak było widać? Czy on to widział? Oby nie, oby nie, oby nie, nie, nie, proszę, nie. On nie może widzieć tego, jak reaguję na niego.

- On dłuższego czasu w sumie zbliżyliście się do siebie. - powiedziała.

- Przewidziało ci się. - zagryzłam wewnętrzną część policzka.

- No... Nie wydaję mi się. - prychnęła - Można to dostrzec, jak patrzycie na siebie. Hej, nie wiedziałam, że między moimi przyjaciółmi coś jest. - spojrzała na mnie, radośnie się uśmiechając.

- Chel, między nami niczego nie ma, jak możesz tak twierdzić? Nienawidzimy siebie. - zmarszczyłam brwi, czując szybsze bicie serca.

- Tak, tak, tak... - mruknęła - Kochacie siebie.

- Zwariowałaś do reszty! - krzyknęłam, czując uścisk w brzuchu.

- Wygrałem! - w tym samym czasie krzyknął Zack.

- Skurwiel ma farta. - zaśmiał się Will.

Rachel spojrzała na mnie uważnie, podejrzliwie i cwanie, to uniosła zadziornie kąciki ust i odwróciła głowę w stronę chłopaków, gdzie ja z trudem to zrobiłam, oblizując dolną wargę. Ponownie poczułam uścisk w brzuchu, gdy spojrzenie Williama oderwało się gwałtownie od mojego gestu, spoglądając szybko w stronę Zacka.

- A ten różowy jednorożec po co ci, dzieciaku? - zaśmiał się czarnowłosy, dogryzając przyjacielowi - Zbierasz do kolekcji? - wszyscy zaśmialiśmy się, na co blondyn spalił się z upokorzenia.

- To dla mojej siostry! - burknął.

- Twoja siostra ma już dwanaście lat, dalej bawi się jednorożcami? - prychnął.

- I co z tego, to dziecko! - warknął, kierując się przed siebie jak obrażony.

Ponownie się zaśmialiśmy, udając się za blondynem. William dotrzymał mi kroku, wkładając ręce w kieszenie spodni. Z każdą chwilą, gdy jest obok mnie, gdy jest tak blisko, mam skurcze w brzuchu, mam motylki, skręty, nogi z waty, moje serce wali jak oszalałe. Dlaczego musi być akurat przy mnie, a nie pójdzie do Rachel i Logana albo Zacka? Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, rozglądając się dookoła, ażeby tylko nie na niego, nie na niego, nie na Williama.

- Logan, spójrz! Musisz mi go wygrać! - krzyknęła podekscytowana Rachel, wskazując na kolejne stoisko, lecz tym razem opierało się ono na ruchowej bramce, do której strzelało się piłką nożną.

- No, Logan, pokaż swoje umiejętności z piłki. - zaśmiał się Zack.

- Ależ proszę bardzo i kapitan drużyny szkolnej zmierzy się ze mną. - powiedział cwanie, uśmiechając się do Williama.

- Na pewno tego chcesz? - stanął w łobuzerskiej postawie, patrząc na blondyna - Chcesz przegrać przed Rachel? - prychnął.

- Zobaczymy... - powiedział triumfalnie, udając się do kobiety z czarnowłosym, by wykupić bilet.

Stanęłam z boku, obserwując ich grę, a raczej pewną osobę, pewnego osobnika, który dziwnie na mnie działa. Zmierzyłam od góry do dołu Williama, czując dziwny... pociąg do niego, dziwną chęć patrzenia na niego tak po prostu. Tak po prostu gapiłam się na niego, fascynując się każdą częścią jego ciała, jego twarzą, jego postacią. Tak po prostu. Obserwowałam z fascynacją i wielkim podziwem, jak oboje się ustawiają do piłki i przygotowują, by trafić w ruszającą się z szybkim tempem bramkę. Podobała mi się postawa Williama i zachwycała mnie ona, nie mogłam oderwać wzroku. To jak zahipnotyzowanie jego pięknymi oczami, jednak teraz zahipnotyzowaniem jego piękną osobą.

William jest piękny.

- Jane... - usłyszałam za sobą Zacka, który wymruczał z intensywnością moje imię do ucha.

- Tak? - odwróciłam się do blondyna.

- Więc... jak to z wami... że się zamieniacie... - zapytał niepewnie, patrząc przelotnie na Rachel, która stoi niedaleko.

- J-Ja nie wiem... To jest tak nagle. - odparłam - To dziwne, prawda?

- Bardzo, bardzo dziwne. - uśmiechnął się - To jest niemożliwe, nie umiem sobie tego wyobrazić, że to się dzieje naprawdę, boże... Wy naprawdę zamieniacie się ciałami... - nie dowierzał.

- Uwierz mi, że ja też... - westchnęłam.

- Jak to jest, że czujesz kutasa? Podnieconego kutasa? Teraz już wiesz, jakie problemy mamy przez was, gdy nosicie takie krótkie i bardzo seksowne rzeczy. - wziął między palce materiał mojego białego kombinezonu, mierząc mnie wzrokiem.

- Ashley to dziwka.

- Hah, serio-zaraz, co? - spojrzał na mnie, szeroko otwierając oczy.

Mam to gdzieś. Nie lubię jej, nienawidzę jej, nie cierpię, nie chcę na nią patrzeć. Jest dziwką, jest zwykłą kurwą, która zrobiła mi loda w ciele Williama. Jest dziwką i zwykłą kurwą, nienawidzę jej.

- Zrobiła mi loda, gdy byłam w ciele Williama, ale ćśśś... - wyszeptałam, unosząc kąciki ust w zadziorny sposób.

- Co?! - krzyknął zszokowany, spoglądając od razu na grającego Oliversa.

- Wygrałem! - krzyknął Will.

Spojrzałam w tamte stronę, napotykając chwilowo spojrzenie Williama. Logan jęknął z dezaprobatą i wykonał gest ręką, zaciskając ją pod koniec w pięść ze złości. Rachel jedynie się uśmiechnęła i razem z nami podeszła do chłopaków.

- I co, cipo? I na chuj ci to było? - zaśmiał się czarnowłosy.

- Pierdol się. - fuknął żartobliwie.

- Nie przejmuj się i tak wygrałeś. - wyszeptała Chel, przytulając się do Logana.

- Wiem, ciebie.

Uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując zakochaną Rachel po uszy w objęciach jej chłopaka. Wyglądają tak słodko, tak idealnie i pięknie ze sobą. Czasami jej tego zazdroszczę. Czasami bardziej niż czasami. Zbyt często niż czasami. Zawsze.

- Jane?

Drgnęłam całym ciałem, odwracając głowę w bok. Zaparło mi wdech w piersi, o którą szaleńczo obija się serce, gdy przede mną stał William. William z pluszowym misiem wystawionym w moją stronę. Spojrzałam wpierw na przedmiot, później w oczy Will'a, później znowu na przedmiot, później w oczy. O mój boże.

- D-Dla mnie..? - nie dowierzałam - Dlaczego mi go dajesz?

- Dla ciebie.

- Dziękuję... - coś rozpłynęło się w moim sercu, przez co się rozczuliłam.

Chwyciłam mięciutkiego w dotyku misia i podeszłam bliżej do Williama, wtulając się w jego pierś. Mam to gdzieś, że jesteśmy widowiskiem dla naszych zdziwionych przyjaciół, naprawdę mam to gdzieś. Bez żadnego wahania objął mnie wokół i przytulił się. Mocno, czule i troskliwie. W jego objęciach było najlepiej, było najlepiej, to jest najlepsze, w czym się znajduję. Podoba mi się to, jak mnie przytula, to bardzo przyjemne i miłe, kojące dla mojego zestresowanego ciała.

- Dziękuję. - wyszeptałam.

Przejechał swoją dużą dłonią po moich plecach, nie mówiąc nic. Przymknęłam oczy, chciałam tak pozostać całą wieczność. Całą wieczność mogłabym przytulać się do Williama, co się dzieję ze mną? Co ja wyprawiam, dlaczego mnie do niego ciągnie tak mocno, z utęsknieniem, z wielkim pragnieniem?

- Umm, może by tak pójść do domu strachów? - zaproponowała skrępowana Rachel.

Odsunęłam się zawstydzona od Williama, który najwidoczniej nie chciał mnie puścić, bo jeszcze chwile przytrzymał, jeszcze chwile mnie dotykał dłońmi, spoglądając w moje oczy. Przy wszystkich to zrobił, jakby się nie wstydził swoich czynów. Co się dzieję między nami? Czy powinniśmy przestać? Zalałam się rumieńcem, gdy cały czas na mnie patrzył swoim wzrokiem. Poprawiłam włosy i westchnęłam, nabierając więcej powietrza do płuc.

- Jasne, czemu nie. - odparłam, spoglądając na przyjaciółkę, która uważnie mi się przyglądała.

~~

Wzięłam głęboki wdech, stojąc w kolejce do wejścia. Nieraz byłam w takich domach, jednak dalej się boję, stresuję, przeraża mnie to. Co chwilę pracownik wpuszcza do wielkiego budynku ludzi, zmniejszając tym samym kolejkę. Wzięłam głęboki wdech, rozglądając się dodatkowo dookoła. Wyłapałam tym samym kontakt wzrokowy z Williamem. Znowu.

- Boisz się? - zapytał.

- Nie. - skłamałam - A ty się boisz?

- Jasne, sikam w portki. - udał przerażonego, na co zaśmiałam się.

- Obronię cię mym ramieniem, księżniczko. - powiedziałam szarmancko, obejmując go.

- Och, czuję się zaszczycony... - westchnął - A gdzie masz konia, księciu?

- W spodniach.

- Mogę dotknąć?

- Jasne, nie krępuj się.

Oboje odwróciliśmy zdezorientowani głowę w bok, dostrzegając skrzywionego Zacka, który spogląda na nas, unosząc wysoko brwi w górę. Spojrzałam rozbawiona na Will'a, który w tym samym czasie na mnie i wybuchnęliśmy śmiechem. Nie mogłam się powstrzymać, to było takie komiczne, a jeszcze bardziej komiczny był wyraz twarzy Zacka.

- Okeeej... Nie chcę wiedzieć, jakiego konia skrywasz w spodniach, Jane... - powiedział blondyn.

- Chcesz sprawdzić? - mruknęłam kusząco.

- Nie, tylko ja mogę. - warknął Will.

- Zapraszam. - usłyszeliśmy pracownika.

Wzięłam głęboki wdech i zrobiłam krok do przodu, wręczając bilet mężczyźnie. Przerwał przedmiot i zrobił tak samo z pozostałymi biletami, wpuszczając nas do środka. Spojrzałam na Rachel, która zafascynowana, jednocześnie przerażona przykleiła się do ramienia Logana i nie odrywała się od niego nawet na sekundę. Weszliśmy do ogromnego budynku, gdzie ciemność zaatakowała nas na samym początku. Byliśmy w małym korytarzu, który na samym końcu miał migającą, małą lampkę.

- Jezu, tu jest krew! - pisnęła blondynka, a ja po niej.

- Gdzie?! - krzyknęłam, przysuwając się gwałtownie do Williama.

Nie wiem czemu, tak po prostu.

- Spokojnie... - mruknął, uśmiechając się.

- Jezu, patrz! - wskazałam na kąt ściany z góry, skąd spływała stróżka krwi.

Jak zawsze śmiali się z nas - my, biedne kobiety, przerażone, płochliwie i bardzo wrażliwe na takie rzeczy, a oni bezczelnie nabijają się, zamiast zamknąć w ramionach i sprawić, aby poczuć się bezpiecznym.

Znaleźliśmy się w większym pomieszczeniu, przypominającym więzienie. Wszędzie kraty, za którymi znajdowała się mała przestrzeń. Nie wspomnę o odgłosach, które przypominały warczenie, płacz, cichutkie chlipanie gdzieś w oddali i szepty, masa szeptów. Przeraźliwe one były.

- Pobawisz się ze mną?!

Pisnęłam, odskakując do Williama, którego gwałtownie chwyciłam za ramię. Spojrzałam w stronę krat, za którymi był mężczyzna ubrany w biały kitel z czerwonymi plamami, zapewne krwią. Łysy, na czaszce posiadał ohydne żyły, fioletowe, niebieskie, obrzydlistwo. Patrzył na mnie, oddychając głośno, sapiąc wręcz, przy tym wystawiając dłonie za kraty, by chwycić i przyciągnąć jak zwierzynę. To jest przerażające.

- Ona bawi się tylko ze mną. - odparł Will, uśmiechając się do mężczyzny, który warknął.

- I ze mną! - dodał rozbawiony Zack.

Zaśmiałam się, idąc dalej przed siebie. Nie wiem czemu, ale w ciągu dalszym trzymałam rękę Williama, który się nie sprzeciwiał, nie oddalał ode mnie. Trzymałam go blisko siebie, nie chcąc puścić, nie chciałam go wypuszczać, chciałam mieć blisko. Co się dzieję? Dlaczego mnie tak do niego ciągnie?

Przez dłuższy czas chodziliśmy wskazaną drogą, lecz tym razem to Rachel przeraźliwie krzyczała, bała się jak płochliwa sarenka. Moje myśli krążyły o osobie, której nie spuszczam nawet na krok, której nie puszczam z rąk. Trzymam się kurczowo ramienia Williama i nie chcę się oddalać. Co się ze mną dzieję? Dlaczego zaczęło mi się to... podobać? Dlaczego chcę więcej, więcej i więcej, co się dzieję?

Zaczęło mi się to podobać, to wszystko co nas łączy, jakie mamy relacje, co robimy... Podoba mi się to i chcę więcej, to mnie kusi, wszystko mnie kusi, William jest dla mnie wężem, który mnie kusi do rzeczy, do których nie powinnam sięgać, za które nie powinnam się brać. Podoba mi się jego cała osoba, podoba mi się w nim wszystko, dopiero teraz zaczęłam to zauważać, jak on mi się podoba. Patrzę przelotnie na jego twarz, która jest taka piękna. Bliskość, jego bliskość jest dla mnie jak narkotyk, chcę ją poczuć bliżej, chcę poczuć jego dotyk na sobie. Co się ze mną dzieję?

Co się ze mną dzieję?

Oblizuję dolną wargę i rozglądam się dookoła, widząc większe pomieszczenie z wieloma korytarzami oraz pomieszczeniami. Do jednego się kierowaliśmy, jednak coś we mnie uderzyło. Fala podniecenia i pożądania. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że do jego osoby. Rozglądam się ponownie dookoła, zatrzymując wzrok dłużej na przyjaciół przed nami; z ciekawością oglądają wszystko, nie zwracając na nas uwagi. Oblizuję dolną wargę i chwytam Williama za rękę, zaskakując go tym samym. Nie wiem co ja robię, nie kontroluję tego.

- Co się dzieje? - zapytał zmartwiony.

- Cicho. - wyszeptałam, skręcając w inny korytarz.

Prowadziłam go przed siebie. Zdezorientowany, nie wiedzący co się dzieję. Nie dziwę się, ja też nie wiem co się dzieję, ale ze mną. Każda komórka w moim ciele szaleje, ciało jest rozpalone, cholera, o co chodzi? Skręcam ponownie w inny korytarz, mając już pewność, że jesteśmy sami, sami, tylko we dwoje, tylko ja i Will.

Tylko ja i Will.

- Co się dzieję? - zapytał.

Odwróciłam się w jego stronę, spotykając się z jego pięknym spojrzeniem. Kolejna fala pożądania we mnie uderzyła. Delikatnie pchnęłam go na ścianę, mocno napierając swoim ciałem na jego. Co się dzieję? Patrzy na mnie zdezorientowany, nabierając więcej powietrza do płuc. Niepewnie próbuje położyć ręce na moich biodrach, ale dalej tego nie robi, jakby się bał czegoś, nie wiem czego, skoro wczoraj miał swoje palce w mojej cipce. Przejechałam dłońmi po jego klatce piersiowej, czując napinające się mięśnie. Jest taki idealny. Zbliżyłam swoje usta do jego, nabierając więcej powietrza do płuc. Co ja wyprawiam?

- Jane..? - zapytał drżącym głosem, dotykając mojej talii.

- Nic nie mów, proszę... - wyszeptałam, muskając jego wargi.

Ponownie nabrał powietrza do płuc i chwycił mnie mocniej za talię, przyciskając do swojego ciała. Patrzeliśmy w swoje oczy, na swoje usta, ja nie wiedziałam gdzie patrzeć. Drżałam, denerwowałam się, byłam jednocześnie taka podniecona, co się dzieję ze mną, do kurwy nędzy?

Ponownie musnęłam go ustami, rozchylając wargi, lecz nie tylko ja to zrobiłam, on także. Kusił mnie, prowokował, chciał tego, jak ja tego chciałam, bardzo chciałam. Nie wytrzymałam. Złączyłam nasze usta, chwytając delikatnie jego policzek. W moim brzuchu wystąpił jakiś armagedon, miliony motylków odwiedziło moje ciało, drażniąc i podniecając jeszcze bardziej. Zachłannie zaczęliśmy się całować, z utęsknieniem i wielkim pożądaniem, między nami wystąpił pożar namiętności. Wplątałam ręce w jego włosy, czując po chwili za swoimi plecami zimną ścianę. Mocno przycisnął mnie do niej, nie wypuszczając z objęć. Dotykał całego mojego ciała, jego ciepłe i duże dłonie błądziły po moich nagich udach, odkrytych ramionach i dłoniach, po dekolcie i ponownie powtarzał tę czynność kilka razy, zsyłając prąd do mojej kobiecości, podniecając mnie jeszcze bardziej. Minęła chwila, gdy odnalazł mój język i zaczął zataczać z nim koła, próbując zdominować brutalniejszym pocałunkiem. To co między nami się działo, było dla mnie jak zakazanym owocem, który smakuje najlepiej. Pragnęłam więcej, więcej i więcej.

Więcej Williama.

~~.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro