Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Odrzuciłam od siebie małą piłeczkę, odbijając ją z powrotem od ściany. Ponownie trafiła w moje ręce i tak w kółko – łapię i odbijam, nie mówiąc nic. Jakim cudem jestem w ciele Williama? Jakim cudem znowu znaleźliśmy się w swoich ciałach? Co jest grane, przecież się całowaliśmy!

— Jane? — odezwał się William, a ja dalej nie jestem przyzwyczajona do swojego głosu z tej perspektywy. 

— Co? — burknęłam. 

Jestem zła, jestem wściekła, bo nie mam pojęcia co się dzieje. Czy my już na zawsze będziemy się tak zmieniać? Czy już do końca życia będę tkwić w jego ciele? Zerwałam się z lekcji, aby siedzieć od godziny w jego pokoju bez żadnych skutków. Na dodatek ja... ja nie byłam w toalecie...

— Może... Pocałujemy się jeszcze raz?

Odwróciłam głowę w jego stronę. Siedział na swoim krześle, obracając się delikatnie wokół. Patrzył prosto na mnie, nie wyrażając żadnych emocji. Patrzę w swoją twarz, którą tak dobrze znam, a pierwszy raz nie mam pojęcia co czuję, to dziwne, naprawdę dziwne. 

— I co? I będzie jak przed chwilą, nic się nie zmieni! — rzuciłam, unosząc się do pozycji siedzącej — Ale dobra, możemy spróbować.

Wstał z krzesła, a ja wzięłam głęboki wdech, zaczynając się grzać w środku. Znowu się pocałujemy, a ja znowu poczuję to dziwne uczucie, które przy nim mi towarzyszy. Mimo że całuję moje własne usta, ja tak naprawdę całuję się z Williamem... to dziwne. Przejechałam już lekko spoconymi dłońmi po udach, odsuwając się kawałek, aby dać miejsce Will'owi. Usiadł na łóżku, spoglądając na mnie moimi własnymi oczami, a ja przyjrzałam się sobie, nie mogąc się skoncentrować przez jedną, ale bardzo przeszkadzającą mi rzecz.

— Po pierwsze... — odezwałam się, chwytając za gumki, którymi obwiązał kucyki i pociągnęłam za nie, słysząc cichy syk z moich ust — O wiele lepiej. — uśmiechnęłam się.

— Mogłem to już sam zrobić, a ty musiałaś być brutalna... — wymamrotał, masując głowę. 

— Miejmy to za sobą, proszę. — wywróciłam oczami, przysuwając się do siebie bliżej — No, chodź tu...

Spojrzał w moje oczy, to znaczy swoje, ale spojrzał głęboko w oczy, dotykając delikatnie swojego własnego policzka, co było bardzo... miłym dla mnie uczuciem. Wplotłam rękę w swój tył głowy i nachyliłam się, muskając czerwone usta. Pierwszy wykonał ruch, pierwszy złączył nasze wargi, tworząc jedność. Poruszaliśmy nimi wolno, z namiętnością i przy tym dotykaliśmy się nawzajem. W moim brzuchu, to znaczy Williama, jednak to ja odczuwałam, czułam ponownie dziwne uczucie, które teraz zbyt często mi przy nim występuje. Miłe, przyjemne, bardzo milutkie i... podniecające. Motylki dały znaki w podbrzuszu, ale nie tylko tam. Ja... Cholera jasna, ja się podniecam!

Gwałtownie odsunęłam się, kładąc stanowczo rękę na własnym ramieniu. Brązowe tęczówki spojrzały na mnie pytająco, marszcząc delikatnie brwi.

— Co? — zapytał — Coś nie tak? 

— N-Nie... — zawahałam się, odchrząkając — Może bądź czulszy, co? — burknęłam.

— Jestem czuły! 

— Nie, nie jesteś! 

— Ty nie jesteś! — spojrzał na mnie, krzywiąc się.

— W porównaniu do ciebie jestem o wiele bardziej!

— Chcesz się przekonać?!

— Okej!

— Okej!

Zaatakował brutalnie swoje własne usta, zaczynając bez opamiętania je całować. Oddawałam wszystko, ja oddawałam całą żarliwość, którą otrzymywałam od niego. Bez wahania wcisnęłam język do własnych ust, splatając go ze swoim. Wspiął się na mnie, zasiadając okrakiem na udach, a ja położyłam ręce na własnej talii i dotykałam ją, czując spinające się mięśnie. Namiętne i czułe pocałunki przerodziły się w gorące i pełne żądzy o dominację, żadne z nas nie przestawało napierać wargami na swoje, a jeszcze bardziej zachłannie się wsysało. Ja... Ja tak całuję Williama... Nigdy nie całowałam tak jego, nigdy nie myślałam o tym, że będę go całować w ten sposób, nigdy nie myślałam o tym, że tak bardzo będzie mi się to podobać... 

Oderwaliśmy się od siebie, ciężko przy tym dysząc. Spojrzałam w swoje oczy, mając świadomość, że cały czas znajduję się w ciele Williama. To jest niemożliwe, dlaczego ja nie mogę wrócić do siebie? 

— Jane... — wydyszał.

— Huh? — mruknęłam, oddychając ciężko, jednocześnie czując dziwnie uciskające mnie spodnie.

W kroczu.

Kurwa mać.

Gwałtownie zepchnęłam go z siebie, wstając na wyprostowane nogi. Pisnął cicho pod nosem i spojrzał na mnie, gdy ja zła, sfrustrowana i spanikowana chodzę po jego pokoju, wplatając palce w czarne włosy. Boję się, boję się, okropnie się boję, dlaczego nie mogę powrócić do swojego ciała? Mam tkwić w jego ciele, podniecając się za każdym razem, gdy na mnie usiądzie w ten sposób?! Dlaczego kutas przez takie błahe rzeczy musi tak reagować?!

— Dlaczego... nie wróciliśmy do siebie..? — odezwał się niepewnie, obserwując mnie.

— Nie wiem! — krzyknęłam, nawet na niego nie patrząc.

— Może... powtórzymy to? 

— Nie! — spojrzałam na niego stanowczo — Niczego nie będziemy powtarzać...

— To jak ty chcesz wrócić z powrotem?! — wstał na wyprostowane nogi, poprawiając sukienkę.

— Nie wiem! M-Może poczytaj coś w internecie... — zaproponowałam.

— Tak, i co jeszcze? — prychnął — Mam znaleźć drogę do krainy jednorożców? — powiedział kpiąco.

Wypuściłam przeciągle powietrze z ust i odwróciłam wzrok, nie mogąc w to uwierzyć, co się właśnie dzieje. Spokojnie, Jane, nie panikuj, wszystko będzie dobrze. Oboje znajdziemy rozwiązanie, tak, oboje go znajdziemy.

— Szukaj! — krzyknęłam, zasiadając na łóżku i zaciskając mocno uda. 

Nie wytrzymam.

— Pff, co ja jestem?! — oburzył się i włączył laptopa — Może ty też ruszysz tyłek, księżniczko? 

— Z-Zaraz... — sapnęłam, wciągając więcej powietrza do płuc.

Nastała cisza między nami. W pokoju było słychać tylko sprawne ruchy palców po klawiaturze, a także co chwile klikanie przez przycisk na myszce. Moje, to znaczy Williama nogi zaczynają drżeć, spinam całe ciało, nie mogąc już wytrzymać. Przymykam  oczy i zagryzam dolną wargę, spuszczając głowę w dół. Jedna noga nerwowo porusza się szybciej, a ręce włożyłam między uda i zacisnęłam. Nie potrafię myśleć o niczym innym, jak o tylko toalecie, chęci pójścia do niej i skorzystania. Chcę wreszcie poczuć tą błogość, jednak nie mogę, nie potrafię, wstydzę się. 

— Z-Znalazłeś coś..? — zapytałam, powstrzymując w głosie chęć rozpaczy.

— Spójrz na mnie.

Nie spodziewałam się, że umiem wymawiać cokolwiek tak intensywnym głosem, który jest... przyjemny, seksowny. O mój boże, jaki ja mam seksowny głos! Nie spodziewałam się tego! Jednak nie uniosłam głowy w górę, bałam się spojrzeć w swoje własne oczy, wiedząc, że za tym kryje się William.

— Jane, spójrz na mnie.

Jęknęłam cichutko pod nosem i uniosłam głowę, napotykając swoje poważniejsze spojrzenie. Patrzył prosto na mnie, nie ukazując żadnych emocji, a ja zaczynałam powoli się niecierpliwić.

— Idź do toalety.

— N-Nie... — jęknęłam, odwracając z powrotem głowę.

— Idź do tego kibla, kurwa mać, albo siłą cię tam zaprowadzę.

— N-Nie, ja nie chcę... — wyjęczałam, opadając ciałem na łóżko — Nie chcę, Will...

— Jane, kurwa mać. — usłyszałam, jak wstaje z krzesła.

— Ale ja nie chcę...

— Chodź tu!

— Nie, ja nie chcę... — jęczałam jak małe dziecko. To znaczy jak mały chłopiec.

— Ja bez problemu dotykałem twoją cipkę, dlatego bez problemu pozwalam ci, abyś dotykała mi kutasa, chodźże!

Drgnęłam całym ciałem. Ja chyba się przesłyszałam, na pewno się przesłyszałam. Uniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam zszokowana na Williama, wstając powoli z łóżka. On mnie dotykał. On mnie dotykał. On mnie, do kurwy nędzy, znowu dotykał. 

— Ty... — wysyczałam — Dotykałeś mnie! — krzyknęłam zezłoszczona.

— No, nawet masturbowałem się.

Zrobiłam jeszcze większe oczy, zalewając się rumieńcem. O mój boże, on się masturbował. Czuję się upokorzona, zażenowana i zawstydzona, jak on mógł mi to zrobić?! Ja nie jestem w stanie iść się wysikać, a on bez problemu mnie... On się masturbował!

— Ty skurwielu! — wrzasnęłam i chwyciwszy siebie za ramię, wywróciłam Williama na podłogę — Jak mogłeś mi to zrobić?! — usiadłam na nim okrakiem, słysząc jedynie zadziorny śmiech ze swoich ust — Will, jak możesz tak bezwstydnie mnie obmacywać?!

— Dobra, dobra, wyluzuj... — zaśmiał się — Przecież wtedy też cię dotykałem!

— I miałeś już nigdy więcej tego nie robić! — uderzyłam go w klatkę piersiową.

— Ał, przestań! — jęknął, zwijając się z bólu.

Olśniło mnie. Spojrzałam na swoją twarz, doznając zbawienia. Przecież... przecież on jest w moim ciele... Jestem silniejsza, mogę robić z nim co chcę i doskonale wiem, co sprawia mi ból... O mój boże, dlaczego nie wpadłam na to wcześniej? 

— Jakie to uczucie, co?! — ścisnęłam za swoją własną pierś, a William głośno jęknął.

— J-Jane, przestań! — krzyknął, szamotając się pode mną.

— Moje cycki pewnie też dotykałeś, co?! — ujęłam drugą i mocno ścisnęłam.

Zawył, on prawie pisnął z bólu i nie zdziwię się, gdyby usłyszała go sąsiadka obok. Nie obchodziło mnie to, nie obchodziło! Wreszcie... wreszcie nie czuję tego bólu, nie muszę się przejmować tym, czy przypadkiem ktoś uderzy mnie z łokcia w piersi albo czy wyjdzie mi drucik ze stanika! 

— J-Ja przepraszam, Jane, nie, proszę, przestań! — wił się pode mną, krzycząc coś niewyraźnego — J-Już nie będę, obiecuję!

— Miłe uczucie, co?! — zapytałam, chwytając za materiał sukienki — Zobaczymy, jak teraz się poczujesz! — obniżyłam skrawek w dół, ukazując nagie piersi.

— N-Nie, zostaw! — żałośnie zakrywał piersi dłońmi, odpychając w dodatku swoje własne.

— Nigdy więcej mnie nie dotykaj, ty draniu! — wrzasnęłam, chcąc dobrać się do dekoltu, jednak cały czas siłowałam się z własnymi rękoma.

— Obiecuję, obiecuję, obiecuję, już nie będę! — pisnął niewinnie pod koniec — Przepraszam, przepraszam, przepraszam! 

Zaprzestałam ruchom, spoglądając morderczo w swoje własne oczy. Warknęłam pod nosem i wstałam na wyprostowane nogi, dając także możliwość mu wstania. Spojrzałam na siebie, widząc, jak przeraźliwie William poprawia sukienkę, naciągając materiał na piersi i owija ręce wokół talii, ciężko przy tym oddychając.

— T-Ty... Ty potworze... — odezwał się przestraszony — J-Jak mogłaś zrobić sobie coś takiego... I ja to czułem...

— I bardzo dobrze! — krzyknęłam — Masz czuć wszystko! Widzisz teraz jakie to uczucie!

 — A ty może pójdź się wysikać, co?! — zmienił temat, przybierając zdenerwowanej postawy.

— Nie! 

— Jane, kurwa mać.

— No dobra, no! — jęknęłam.

Nie wytrzymuję, ja naprawdę zaraz się zesikam mu w spodnie. Ignorując jego i wszystko, po prostu popędziłam prosto do toalety, nawet jej nie zamykając. Nie obchodzi mnie to, czy tutaj wejdzie czy nie, przecież to jego kutas. Stanęłam przed ubikacją i wzięłam głęboki wdech, nie wykonując żadnych ruchów, jakbym miała nagle kompletną pustkę na ten temat, a to już robiłam i nawet wiem, jak mężczyźni to robią. Teraz jednak miałam pustkę. 

— Więc? — usłyszałam swój głos obok.

— J-Ja... — spojrzałam niewinnie w jego stronę.

— Kurwa mać, Jane, mam ci pomóc czy co? — stanął obok mnie — Ściągaj te spodnie.

— J-Już... 

Wzięłam głęboki wdech i sięgnęłam do spodni, w między czasie William podniósł mi klapę. Rozpięłam rozporek i odpięłam guziczek, czując już doskonale napierającą męskość na bokserki. Spojrzałam w dół, unosząc brwi w górę i niepewnie obniżyłam materiał. Po raz kolejny zaczerpnęłam dawki tlenu do płuc i po chwili miałam przed sobą Williama penisa w dłoni, którego doskonale czuję. Cholera jasna, nic się nie zmienił, cały czas taki sam; wielkość, nawet nie potrafię jej określić, jest naprawdę duży, a duża też jest jego grubość. Żołądź połyskiwała, miała idealny kształt, a nie wspomnę o widocznych żyłach, których pulsację odczuwałam bardzo dokładnie. Kurwa mać.

— Zajebisty, co nie?

— Will! — jęknęłam, momentalnie paląc się rumieńcami.

Po chwili nadeszła tak upragniona ulga, która od razu mnie rozluźniła. Ciało Williama stało się lżejsze, czułam to doskonale, było to o wiele lepsze uczucie niż to, kiedy trzymam tak pełny bagaż pęcherza. Moja osoba odwróciła się ode mnie i zobaczyłam, jak stanął przed lustrem, poprawiając dekolt.

— Jane? — odezwał się.

— Hmm? 

— Ty naprawdę masz zajebiste cycki.

— Mówiłam ci coś! — warknęłam i spuściłam wodę w ubikacji, chowając męskość z powrotem do bokserek.

— Hej, nie dotykam ci cipki! — odwrócił się w moją stronę.

— Dobra, nieważne! — rzuciłam wymijająco, podchodząc przed umywalkę, aby umyć ręce — Musimy ustalić, jak na razie mamy się zachowywać. Rachel nie może się o tym dowiedzieć. — spojrzałam na niego, pocierając ręce o ręcznik.

— Kurwa mać, Jane... — powiedział, jakby dostał olśnienia.

— Co? — zmarszczyłam brwi i weszłam z powrotem do jego pokoju, a on podążał za mną.

— Dzisiaj mam bardzo ważny trening, a w środę mecz! 

O mój boże. 

Odwróciłam się w jego stronę, otwierając szeroko oczy. Kompletnie zapomniałam o tym, że w środę jest bardzo ważny mecz między naszą szkołą, a przeciwną z Northridge. Jako kapitan drużyny cheerleaderskiej moja obecność jest obowiązkowa, a już nie wspomnę o obecności Williama, który sam jest kapitanem drużyny piłki nożnej. 

O mój boże.

— Nie... — wykrztusiłam z siebie niedowierzająco — Nie, nie, nie! — wzięłam głęboki wdech i zagryzłam wewnętrzną część policzka — Dlaczego akurat teraz?!

— Dzisiaj muszę się stawić na treningu!

— Ja też! 

— Dobra, posłuchaj... — przejechał dłonią po twarzy i podrapał się po głowie, nie mówiąc przez chwilę nic — Mało się odzywaj, najlepiej unikaj piłki i unikaj rozmowy przede wszystkim z Zackiem, okej? Jeżeli trener coś od ciebie będzie chciał, to nie wiem... wymyśl coś, dasz radę. — spojrzał na mnie.

— D-Dobra... — przełknęłam ślinę — A-A ty staraj się... nie rozmawiać z Mią, Carolinę... 

Ashley.

Nawet się nie waż.

— I postaraj się stać z boku, niech dziewczyny za ciebie robią wszystko, tłumacz się... że cię brzuch boli. 

Grzeję się na samą myśl, że będzie w szatni z dziewczynami, a przede wszystkim... nią. Ja lubię Ashley, naprawdę lubię, ale od dłuższego czasu... jak widzę ją i jego razem, chociaż William i tak ją ignoruje... Krew mnie zalewa, nie wiem czemu. Jestem zazdrosna... o Williama? 

Nie.

— Po treningu jak najszybciej masz się przebrać i czekać na mnie, okej? — powiedziałam.

— Okej. — odparł, spoglądając na mnie uważnie.

— Okej...

— A jeśli chodzi o pocałunek... powtórzymy to? — zapytał.

— Poczekaj. — rzuciłam, krzyżując ręce pod klatkę piersiową — Pamiętasz, jak za pierwszym razem się całowaliśmy? I to było kilka minut przed północą? — spojrzałam na niego.

— Więc mamy pocałować się przed północą? 

— Dokładnie, może wtedy zadziała i wrócimy do swoich ciał z powrotem już na stałe.

— A jeśli... to nie zadziała..? — spytał niepewnie.

Zagryzłam wewnętrzną część policzka i odwróciłam od niego wzrok. Nie mam pojęcia, co to będzie wtedy, gdy... nie dokonamy zmiany ciał, nie wrócimy do siebie z powrotem. Przecież musi być coś, co nas przemieni.

— Będziemy próbować wszystkiego. — spojrzałam w swoje brązowe oczy, które z dokładnością patrzą w swoje błękitne.

—Dobra... będziemy wszystkiego próbować.

— I pamiętaj, że nikt nie może się o tym dowiedzieć! — warknęłam — Masz być cały czas przy mnie.

— Ojejku, czyżbyś się bała? — mruknął zadziornie — Szczerzę, to ja już przyzwyczaiłem się do twojego ciała. — dodał, jak gdyby nigdy nic dotykając i oglądając piersi.

Otworzyłam szeroko oczy, paląc się z rumieńców. Temperatura w moim, a raczej Williama ciała, wzrosła kilkukrotnie, powodując, że po sekundzie byłam cała spocona. On na pewno tego nie robi, mam zwidy, na pewno mam zwidy. William na pewno nie ogląda i nie dotyka moich piersi, nie. 

— Ty... — syknęłam.

On to robi.

— Ty chuju! — wrzasnęłam, rzucając się na niego, a z własnych ust usłyszałam śmiech.

~~

  Trzasnęłam drzwiami samochodu, poprawiając sportową torbę na ramieniu. Matko święta, dlaczego ona jest taka ciężka? Spojrzałam na Williama, który zamknął swój własny samochód, do którego nie potrafię się teraz przyzwyczaić. Widok siebie za kierownicą... jest dziwny, znowu. Zdenerwował mnie i do teraz jestem zła po tym, jak bezwstydnie mnie obmacywał przede mną. 

— Jane, dalej się będziesz gniewała? — zapytał rozbawiony.

— Tak! — burknęłam.

— Hej, ty się ciesz, że się przebrałem i założyłem ten cholery stanik!

— Co ty, łaskę mi robisz? — prychnęłam — Chcesz, to leć się przebrać.

— Tak? Okej.

— Okej!

— Okej.

— T-To znaczy nie! — stanęłam w miejscu, wymachując rękoma przed nim, gdy już chciał skierować się z powrotem do samochodu. 

— To przestań w moim ciele mieć kobiece humorki. — burknął, kierując się do szkolnego wejścia.

Wymamrotałam jedynie coś pod nosem, dotrzymując mu kroku. Weszliśmy do szkoły, trzymając się blisko siebie. W środku budynku panuje cisza, żadnej żywej duszy wokół, bo dochodzi już godzina szesnasta i większość uczniów skończyła lekcje, a jedynie mała garstka ma teraz zajęcia. Oboje skierowaliśmy się do przebieralni na trening, skąd już słyszałam z damskiej szatni śmiechy i rozmowy. Cholera jasna.

— Jane, nie patrz...

— Co? — stanęłam w miejscu, marszcząc delikatnie brwi.

— Nie, nic. — rzucił, chwytając za klamkę — Pamiętaj, ignoruj piłkę, chłopaków, a przede wszystkim nie rozmawiaj za wiele z Zackiem.

— D-Dobra, a ty...

Nie dokończyłam, bo otworzył damską szatnię i wszedł do środka. 

Nie patrz na inne.

William

Wszedłem do środka, przełykając ślinę. Zatrzymałem się przed drzwiami, wzrokiem przelatując przez dziewczyny z mojej klasy. O kurwa mać, o kurwa mać, o kurwa mać.

Tyłek, wszędzie krągłe pośladki i cycki schowane w różnego koloru stanikach. Wzrokiem lecę po Chloe, która ma na sobie komplet czarnej, koronkowej bielizny. Mój wzrok zatrzymał się tym razem na Mi'i, która miała słodką bieliznę z satynowego materiału koloru białego. Ostrzejszą miała Caroline, której czerwony jak krew komplet pasował do blond włosów. Zgrzałem się w środku, w ciele Jane, gdy spojrzałem na Ashley, jak zmysłowo ściągała z siebie koszulkę, pozostając już w różowym komplecie koronowej bielizny. 

— Cześć, Jane, jak dobrze, że jesteś. Myślałam, że nie przyjdziesz. — odezwała się Caroline, a wszystkie dziewczyny – stojąc jedynie w samej bieliźnie – spojrzały na mnie.

Poczułem, jak źrenice się rozszerzyły. Nie mogłem nic z siebie wydusić, gdy taki widok miałem przed sobą. Nie spodziewałem się, że takie skarby niektóre dziewczyny z mojej klasy skrywają, kurwa mać. 

— H-Hej... — wykrztusiłem z siebie z trudem i ruszyłem przed siebie.

— Dzisiaj piramida? Trzeba ją powtórzyć, Jane, co ty na to? — odezwała się Ashley, znajdując się nagle przede mną.

Przełknąłem ślinę, z trudem odrywając wzrok od jej krągłych piersi. Ashley jest wyższa od Jane, dlatego jej cycki mam centralnie przed sobą. Zadarłem podbródek w górę i spojrzałem w jej niebieskie oczy, pesząc się jak prawiczek, a raczej dziewica.

— T-Tak, m-możemy... 

— Mia, będziesz na górze? — zapytała brunetkę.

— Mhm, mogę! — odparła wesoło.

— Dobra, to mamy ustalone. — odeszła ode mnie Ashley, a ja wreszcie w spokoju mogłem się przebrać, a raczej przebrać Jane.

Odłożyłem torbę na miejsce i chwyciłem za kraniec bluzki, ściągając ją z siebie. Przypatrzyłem się piersiom, im zarysom i jędrności. Jestem onieśmielony i z podziwem obserwuję jej biust, którego nigdy nie spodziewałem się u niej takiego zastać. Po raz drugi mam styczność z jej piersiami, które dobrowolnie mogę dotykać i oglądać. Ja pierdole, Jane ma boskie cycki, które chciałbym dotykać własną...

Stop, nie mogę.

Kurwa mać, nie mogę przestać myśleć o niej w ten sposób, a myślę bardzo często, a już zwłaszcza po tym wydarzeniu, które zmieniło nasze kontakty. Od kilku tygodni zauważam w niej coś więcej niż tylko wroga od dzieciństwa. Od kilku tygodni obserwuję ją na każdym kroku i nie mogę oderwać wzroku, gdy wykonuje ruchy, które mnie hipnotyzują. Nie potrafię także jej na krok odstawić, gdy... kręci się ktoś obok niej, nigdy nie potrafiłem. Zawsze wobec Jane byłem... zazdrosny? Pamiętam Jack'a, którego z zazdrości odrzuciłem w jej ciele, a jej płacz wtedy mną wstrząsnął. Po kilku dniach, jak wróciliśmy do swoich ciał, oni znowu się zbliżyli do siebie, a mnie krew zalewa, gdy ją widzę obok niego. 

Na dodatek teraz, kurwa mać, widzi jego bez koszulki.

Will, uspokój się. Jane to Jane, ona zawsze... 

Jest przy mnie.

Wciągnąłem większą dawkę do płuc i złapałem za guzik w spodniach, odpinając go. Zsunąłem jeansy w dół, patrząc prosto na te szczupłe nogi, które wywołałyby mi erekcję, kurwa mać, one właśnie by to zrobiły. Jeszcze jej czarna, koronkowa bielizna wywołuje u mnie sprośne myśli. Co by było, gdybym ją zdjął...

Nie.

Kurwa mać, opanuj się.

To Jane, to do cholery jasnej, jest Jane, o której myślę w ten sposób i nie potrafię przestać. Wywołuje u mnie dziwne uczucia, nawet wywoływała je, kiedy byliśmy w swoich normalnych ciałach. Na każdym kroku, gdy ją widziałem w stroju kąpielowym, krótkich ubraniach albo sukienkach, nie mogę oderwać wzroku, tak mnie onieśmielała. Wiem, jakie ma piersi, jaki ma tyłek, nawet pozwoliłem sobie dotknąć jej kobiecości i marzy mi się, aby oglądać to z mojej perspektywy. Aby dotykać to moimi dłońmi. To Jane, to do cholery jasnej, jest Jane.

Jane

Przełknęłam ślinę, zamykając za sobą drzwi. Męski i intensywny zapach zaatakował moje nozdrza, mdląc i przyprawiając o dziwne uczucie, przyjemne, bo uwielbiam męskie perfumy, a najbardziej uwielbiam Williama perfumy. Wzrokiem przeleciałam po wszystkich, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie widzę. Cała się zgrzałam w ciele, osłupiałam w miejscu, gdy wyrobione mięśnie widniały na każdych męskich ciałach. Szerokie ramiona, umięśnione plecy i brzuch, sześciopak zarysowany prawie u każdego, na kogo nie spojrzę. Idealne proporcje ciał, wzrost i waga, o mój boże, podniecam się na widok tych debili z mojej klasy! 

Nie spodziewałam się, że będę mieć tak seksownych kolegów, że będę myśleć o nich w ten sposób, w który nie powinnam. Przełykam ślinę i robię krok do przodu, kierując się do wolnego miejsca. A padło ono obok Zacka.

— Siema, Will. — przywitał się blondyn, a do moich uszu doszło jeszcze kilka powitań ze strony chłopaków.

— Cz-Cześć... — odstawiłam torbę na ławkę.

— I jak, pisałeś z Ashley? 

Drgnęłam całym ciałem, spoglądając zszokowana na niebieskie tęczówki. Co... Co? Jak to... Pisał o czymś z Ashley William... To znaczy nic mi do tego, może robić co chce! Nic mnie to nie obchodzi.

— Nie. — burknąłem.

— Stary, streszczaj się, bo ja bym takiej okazji nie przepuścił.. — zaśmiał się.

Nie odezwałam się, a zacisnęłam usta w wąską linie, chwytając za krańce koszulki. Ściągnęłam materiał przez głowę, lecąc od razu wzrokiem po klatce piersiowej. Serce przyspieszyło, ciało się zgrzało, gdy lustrowałam tak wyrobiony tors oraz brzuch, o mój boże, to ciało posiada właśnie William. Każdy mięsień jest zarysowany, widoczny, jak stal, a to mnie... podnieca. 

Marzy mi się, aby go dotknąć.

— Hej, Will... 

Drgnęłam całym ciałem i odwróciłam się do tyłu, otwierając szeroko oczy. Rozchyliłam delikatnie malinowe usta, spoglądając prosto na ciało Jack'a. Nie mogę oderwać spojrzenia od tak wyrobionych mięśni, o mój boże. Jack podoba mi się od dłuższego czasu, jednak nie potrafię do niego zagadać ani zrobić większego kroku. Teraz mam go przed sobą bez koszulki. 

— C-Co... — wykrztusiłam.

— Po treningu musisz iść do trenera. Mówił, że mam ci przekazać, pewnie coś związanego z meczem. — powiedział, spoglądając na mnie uważnie, gdy ja byłam kompletnie speszona.

— J-Jasne... — odpowiedziałam, nie mogąc oderwać wzroku od jego zielonych tęczówek.

Zmarszczył chwilowo brwi, powracając z powrotem do przebrania się. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła, dostrzegając, jak kilku chłopaków patrzyło na mnie dziwnie, to odwróciło wzrok. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc i odwróciłam się, by do końca się przebrać w sportowy strój, w którym William... wygląda seksownie.

— Hej... — odezwał się Zack — Myślisz, że jakby Jane się dowiedziała, byłaby zła? — uśmiechnął się cwanie.

Co? 

— Nie wiem. — wzruszyłam ramionami — Dlaczego miałaby? Nic jej do tego. — postanowiłam grać.

— Przecież widać, jak ona się z Ashley nie lubi, a ty lubisz jeszcze ją tym drażnić. — zaśmiał się.

Kurwa mać, co? 

Co... łączy Williama i Ashley...? 

I dlaczego on twierdzi, że Will lubi... mnie drażnić... dlaczego miałby? Czy on, kurwa mać, coś robi specjalnie z nią po to, aby mnie wkurzyć..? Czy on widzi, że ja... jestem zazdrosna?! Nie, on może robić co chce, nie może się dowiedzieć o tym, że ja jestem zazdrosna o nią!

Niech, kurwa mać, nic z nią nie robi. 

Osobiście urwę mu jaja.

— Wszystko się okaże. — rzuciłam, zawiązując sznurki w spodenkach.

Czuję... złość i żal. Czuję się zdradzona, nie mam pojęcia czemu, ale tak się czuję, okropnie. Nie lubię jej, nie lubię tej pustej blondynki, która na moich oczach przystawia się do mojego wroga, o którego, kurwa mać, jestem zazdrosna. Nigdy nie lubiłam, gdy jakakolwiek dziewczyna się do Williama przystawiała, przebywała w jego towarzystwie, nigdy tego nie lubiłam i każdą odpędzałam, z Ashley zrobię to samo, co on zrobił mi kiedyś z Jack'iem. To nie tylko zemsta, ale mój obowiązek od zawsze – żadna, do cholery jasnej, nie będzie się do niego kleiła.

Po przebraniu się, każdy chłopak wyszedł z szatni oraz ja – przerażona tym, co mnie będzie czekać w tej chwili. Dziewczyny już kierowały się w stronę wejścia na boisko szkolne, a na samym końcu dostrzegłam siebie. William szedł wolnym krokiem, poprawiając bluzkę, a później spódniczkę przy pupie. 

— I jak było? — zapytałam, jak gdyby nigdy nic, kiedy dotrzymał mi kroku.

— Spoko. — odpowiedział beznamiętnym tonem.

— Okej.

— A u ciebie jak było? — zapytał.

— Spoko. 

— Okej.

Nie odpowiedziałam, a ramię w ramię szliśmy przed siebie. W końcu stanęliśmy we framudze szkolnych drzwi, spoglądając przed siebie na boisko, które zostało już zapełnione przez chłopaków i dziewczyny z naszej klasy. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, czując obicia Williama serca o klatkę piersiową. Doskonale to czułam.

— Jesteś gotowa? — zapytał, patrząc przed siebie.

— N-Nie... 

— Ja też nie.

— Damy radę, Will.

— Okej.

— Okej.

~~.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro