Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Ponownie upiłam łyka, krzywiąc się w niesmaku. Obrzydlistwo, jednak piję dalej. Pierwszy raz od kilku lat upijam się tak, jak właśnie teraz. Pierwszy raz czuję się tak jak teraz, nie wliczając w to skutków ubocznych przez cukrzycę. Upiłam się, schlałam się, najebałam się, a to na dodatek w ciele Williama. 

Znowu sięgam do wódki, lecz po chwili wyrywa mi ją z ręki blondyn. Spoglądam na niego spod byka, przypominając także obrażonego chłopca. Słodkiego, obrażonego chłopca, bo to William.

— Oddawaj! — warknęłam, patrząc na niego wrogo.

— Przestań upijać Williama! — krzyknął zły — To już druga, którą zaczynasz chlać sama! — położył butelkę za zniszczoną kanapę.

— Po cholerę do ciebie zadzwoniłam... — wymamrotałam obrażona — Bawić się nie potrafisz! 

— Jane, przestań. — warknął stanowczo — Co ty chcesz tym osiągnąć, co? Spójrz na Williama, to jego ciało!

— On ma okres... — wpadłam w śmiech — On, kurwa mać, ma okres! — zaczęłam się śmiać.

Popatrzył na mnie przez chwilę, to sam wpadł w śmiech. To takie zabawne, że Will ma okres, musi czuć to, co ja czuję co miesiąc. Może wreszcie przestanie mnie denerwować w te dni. Może wreszcie mnie zrozumie, gdy wydzieram się na niego albo płacze z błahych powodów. Może zacznie obdarowywać mnie słodkościami. Oj tak, to byłoby idealne.

— Proszę, nie zmieniajmy tematu... — powstrzymał swój śmiech — To poważna sprawa, Jane.

— Oddasz wódkę, to porozmawiamy!

— Za dużo wypiłaś! — zmarszczył brwi — Nie pijesz już, spójrz na siebie! 

Spuściłam głowę i zlustrowałam wzrokiem całą jego osobę, nawet wystawiłam ręce przed siebie i popatrzyłam w dłonie, które potrafią sprawić mi tylko i wyłącznie przyjemność, już to nawet robiły. Tylko William potrafi mi to uczucie sprawić. Unoszę rękę w górę i dotykam opuszkami palców policzka, sprawdzając, czy i teraz zareaguję tak samo na jego dotyk, jak zawsze, jak zawsze przy nim, jak zawsze przez niego. Niestety nie czuję tego pięknego uczucia, jakim obdarza mnie Will.

— Co? Coś mam na twarzy? — odwróciłam się w stronę Zacka.

 — Nie, idiotko... — wywrócił zirytowany oczami — Zbieraj się, idziemy.

— Nie! — zaprzeczyłam stanowczo — Nigdzie nie idę! 

— Idziesz! Chodź! — wstał z kanapy.

— Przyprowadź mi tutaj Williama, już! Ja chcę go, ja chcę Williama!

Nie odezwał się, a ja nawet nie czułam wyrzutów sumienia po tym, co właśnie powiedziałam. Czemu miałabym czuć? Nie czuję. Przecież powiedziałam to, co chciałam powiedzieć, co nasunęło mi się na język – to powiedziałam i nie żałuję. Chcę Williama, chcę Williama, chcę do Williama, bardzo chcę i nie mam pojęcia czemu tak bardzo chcę. 

— Jane? — zapytał zdziwiony, zasiadając niepewnie z powrotem na poniszczonej kanapie.

— Czego? — burknęłam — Gdzie jest Will?! 

— Jane, co ty... masz na myśli? Jak to chcesz Williama? — przyglądał mi się uważnie.

— Raz, dwa, raz, dwa! — klasnęłam w dłonie  — Hari Pota, czaruj mi Williama, sznela! 

— Jane, nie żartuj sobie! — prychnął rozbawiony — To taki śmieszny widok, gdy wykonujesz te ruchy w jego ciele... — powiedział.

— Mogę zatańczyć, taniec mi też nieźle wychodzi! — wymamrotałam, ledwo co wstając.

— Nie, nie, nie, nie! — pociągnął mnie za rękę, sadząc ponownie na kanapie — Odpowiedz mi na pytanie. — spojrzał na mnie.

— Co? — zmarszczyłam brwi, spoglądając na jego rozmazaną twarz — Co ty chcesz, co? Seksu czy co? Bzykamy się czy co?

— Co? Nie! — skrzywił się, oddalając się gwałtownie ode mnie oraz puszczając moją, a raczej Williama rękę — Jak mogłaś tak powiedzieć?! I to z jego ust!

— Wiesz co ci powiem? Często się zastanawiam, jak to jest być facetem i ruchać. — powiedziałam — Jakbym była facetem, to bym wyruchała swoje koleżanki z klasy. Teraz mam okazję, idziemy? Ashley jest chętna, ona zawsze, ona to dziwka.

— Jane, uspokój się! — spojrzał na mnie niedowierzająco.

— Nie! Ashley to dziwka! Ona zabiera mi Williama! Nienawidzę jej! Nienawidzę tej kurwy! 

— O czym ty gadasz? Jak to... zabiera ci Williama..? — znowu się zdziwił.

— Po prostu! Zabiera mi go! — krzyknęłam zezłoszczona — Jezus, jak ja jej nienawidzę... Will, Will, dlaczego on lubi mnie drażnić z nią... — wymamrotałam smutna, przyciągając do klatki piersiowej kolana.

— Podoba ci się William?

Spojrzałam na niego gwałtownie, rozchylając delikatnie usta. Doskonale poczułam to, jak mi serce wali, jak serce Williama obija się o klatkę piersiową, a temperatura ciała wzrosła. Czy William mi się podoba? Czy William mi się naprawdę podoba? Podoba się. William mi się podoba. William jest piękny.

William jest piękny.

— Dlaczego pytasz? — burknęłam — Daj mi wódkę, to ci powiem! 

— Nie, masz odpowiedzieć wpierw. — powiedział stanowczo.

— Nie-e.

— Jane. — warknął.

— E, blondyna, chcesz mieć syna? — mruknęłam, spoglądając na niego.

Prychnął, odwracając wzrok.

— Lala, obciągniesz mi drągala? — zapytałam szarmancko.

— Przestań! To dziwne, gdy mówisz to... z jego ust... — zawstydził się.

— Idziemy na te dziwki, czy będziemy tu siedzieć jak mucha na gównie? 

— Jesteś niemożliwa... — powiedział rozbawiony, kręcąc głową.

— Daj mi tą wódkę i skończ pieprzyć! — rzuciłam stanowczo — Zack, no... Nie bądź taki. 

— Jak odpowiesz mi na pytanie. — spojrzał na mnie, jednocześnie sięgając po butelkę alkoholu.

— Wal śmiało, ja odpowiem ci na wszystkie pytania! — poklepałam go po ramieniu.

— Podoba ci się William? 

Nie odpowiedziałam, a odwróciłam wzrok, unosząc kąciki ust z zawstydzenia. Czemu ja się zawstydzam, czemu ja się rumienię? Przecież odpowiedź jest już prosta, dlaczego on nie umie na nią sam sobie odpowiedzieć? Tak, to oczywiste, że podoba mi się William. Bardzo mi się podoba William.

— Nie interere, bo kici kici. — odpowiedziałam.

— To tak czy nie? 

Znowu nie odpowiedziałam. Dotarło po chwili do mnie to, że ja mu się nie podobam. Nie podobam się Williamowi tak, jak on mi się podoba, nigdy mu się w ten sposób nie podobałam. Jestem smutna. Posmutniałam w jednej sekundzie. Jedna wiadomość i tyle sprawiła w moim, a raczej jego ciele. Poczułam uścisk w sercu, uścisk w gardle i brzuchu, po całym organizmie przeszedł nieprzyjemny, dziwny dreszcz. Przełknęłam z trudem ślinę i odwróciłam od niego wzrok, żeby tylko na mnie nie patrzył w tej chwili. Pomrugałam kilka razy, chcąc pozbyć się zamazanego obrazu przez łzy. Płaczę, bo William nie widzi we mnie tego, co ja w nim widzę. Płaczę, bo nie podobam się Williamowi tak, jak on mi się podoba. Ja płaczę, bo William nic nie odwzajemnia.

Co się ze mną dzieje?

— Hej, hej, hej, Jane? — Zack złapał mnie za ramię — Co się dzieję? — zapytał przejęty.

— Nic! — burknęłam. 

— Ty płaczesz? — był zszokowany — Dlaczego płaczesz?

— Nieważne, nie interesuj się! — krzyknęłam.

— Nie. — szarpnął mną, odwracając tym samym w swoją stronę — Mów, co się dzieję. — rzucił stanowczo, przybierając poważniejszej postawy.

Zagryzłam wewnętrzną część policzka i odwróciłam od niego wzrok, aby tylko mu w oczy nie patrzeć. Czuję ponownie uścisk w sercu. Co się ze mną dzieję? Dlaczego tak reaguję? To przez to, że Will nic nie odwzajemnia? Nie odwzajemnia moich uczuć? Tak, to przez to. Jest mi smutno i źle. Czuję się okropnie.

— Jane? — zapytał zatroskany Zack — Powiedz mi, proszę.

— Po prostu... — wymamrotałam — On... on nic...

— Huh? 

— On nic nie odwzajemnia...

Przymknęłam oczy, pozwalając łzie spłynąć po policzku, jednak gdy tylko je z powrotem otworzyłam, zamarłam. 

Byłam w swoim ciele. Z powrotem byłam w swoim ciele. To sekunda, nawet nie poczułam nic, nie wyczułam zmiany, co się dzieje? Rozglądam się dookoła przerażona, nabierając więcej powietrza do płuc. Jestem w swoim pokoju, stoję po środku i nic więcej nie robię. Mój obraz był ostrzejszy, nie rozmazany po alkoholu. W organizmie czuję wolny stan od tego, jaki przed chwilą miałam, jaki przed chwilą był okropny. Moja głowa mnie nie boli ani nie mam gadać głupstw, które nasuwają mi się na język.

Jednak to, co mówiłam, nie był głupstwa.

Pamiętam wszystko, pamiętam to, co mówiłam Zackowi o Williamie, pamiętam uczucie, jakie doznałam, gdy Will... Gdy William nic nie odwzajemnia, ale czego tak naprawdę? Nie umiem na to sama sobie odpowiedzieć: Co dokładnie ma odwzajemniać? Nie wiem, nie wiem, nie wiem, kurwa mać, nie wiem, ale bardzo chcę wiedzieć.

Biorę głęboki wdech i przeczesuję ręką włosy, zaczynając się stresować. A co, jeśli Zack mu teraz wszystko powie? Cholera jasna, co ja najlepszego zrobiłam... Co ja mówiłam... O mój boże, co on sobie pomyśli? A może zapomni? Może nie będzie pamiętał, bo go schlałam?  

Podskakuję w miejscu, gdy słyszę donośne pukanie w drzwi. Przełykam ślinę i odwracam się w ich stronę, poprawiając przy okazji pogniecioną koszulkę na brzuchu.

— Tak? — zapytałam.

— Jane? — zapytała mama, wchodząc do środka — Możemy porozmawiać?

— Umm, jasne. — odparłam, zasiadając na krześle przed biurkiem — Co się stało?

— Skarbie, posłuchaj... — zaczęła, siadając na łóżku — Co się z tobą dzieje? Co się z tobą i Williamem dzieje, dziecko? Dlaczego mi nic nie mówisz? — spojrzała na mnie uważnie.

— Co ma się dziać? Nic się nie dzieje. — wzruszyłam ramionami.

— No, wcześniejsze twoje słowa na co innego wskazywały... — westchnęła.

— Nie rozumiem. — zmarszczyłam brwi.

— Zakochałaś się w nim? 

Uniosłam wysoko brwi w górę, czując dziwne uczucie w ciele. Przeszedł mnie dreszcz, nieznany mi dreszcz, którego nie umiem opisać. Jednocześnie przyjemne uczucie motylków zebrało się w moim podbrzuszu, sprawiając mi miłe uczucie. Tętno podskoczyło, a z każdą sekundą słyszę coraz szybsze bicie serca. Cholera jasna, to zwykłe pytanie, a reaguję podobnie jak przy Williamie.

— Co? Nie. — rzuciłam, odwracając od niej wzrok, czując przy okazji rumieniące się policzki.

— Jane, jak to nie, jak...

— Nie, mamo, nie zakochałam się. — spojrzałam na nią stanowczo, czując dziwne kłucie w sercu.

— To co się z wami dzieje? — zapytała.

— Nic, mamo, proszę, wyjdź... — wymamrotałam.

— Phi. Ja tu się staram, ojca do pionu stawiam, aby odpuścił tobie i Williamowi, a ty taka jesteś? Osz ty! — wstała na wyprostowane nogi, udając obrażoną — Z naszą przyjaźnią koniec! — powiedziała, odwracając wzrok i krzyżując ręce pod piersi.

— Mamo... — prychnęłam rozbawiona — Po prostu między mną a Will'em naprawdę niczego nie ma.

— Oj, zobaczysz... Jeszcze do mnie przyjdziesz i powiesz, że miałam rację... — powiedziała dumnie, uśmiechając się.

— Tak, tak... — wymamrotałam.

— Dobra, chyba nic od ciebie nie wyciągnę. — skierowała się do wyjścia — Ojca trochę uspokoiłam. Następnym razem jak was weźmie na czułości, to nie wtedy, gdy on jest w domu. — spojrzała na mnie, otwierając drzwi.

— My nic...

— Tak, tak... — wymamrotała, uśmiechając się.

Prychnęłam, wywracając oczami. Wyszła z mojego pokoju, pozostawiając mnie samą. Wzięłam głęboki wdech i wstałam z krzesła, zasiadając tym razem na łóżku. Opadłam plecami na materac, spoglądając w sufit i nic nie robiąc, a tylko leżąc. Czy ja... Co się ze mną dzieje? Co się ze mną i Williamem dzieje? Czy ja... czy ja coś do niego czuję? 

Podoba mi się jego obecność przy mnie, podoba mi się to. Nie czuję się źle w jego towarzystwie, od dłuższego czasu... chciałabym spędzać z nim większość czasu sam na sam. Podoba mi się to. Podoba mi się jego dotyk, którym mnie obdarza i chcę go więcej, więcej i więcej. Bardzo lubię jego dotyk, jego dłonie na mnie, na moim całym ciele, które dotykają mnie w sposób najlepszy, najpiękniejszy. Podoba mi się jego uśmiech, śmiech, jego oczy, jego piękne oczy. Przede wszystkim lubię sposób, w jaki potrafi do mnie czasami mówić. Pragnie mnie tak, jak ja go pragnę, ale podobam mu się tak, jak on mi się podoba? 

Czy ja zakochałam się w Williamie? 

~~

  Zmrużyłam oczy, gdy do moich uszu dochodził jakiś krzyk, niewyraźny dla mnie krzyk. Ponownie je zmrużyłam i przeciągnęłam się w łóżku, pocierając powiekę. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, widząc za kilka minut pierwszą w nocy i  zaczęłam coraz dokładniej słyszeć czyjeś wołanie przed moim domem. Westchnęłam i wstałam z łóżka, kierując się do wyjścia z pokoju. Skierowałam się przez korytarz najciszej jak mogłam, aby nie obudzić rodziców, w stronę balustrady i otworzyłam drzwi, wchodząc na balkon. Stanęłam otępiała, gdy zobaczyłam go.

— Jane! — krzyknął.

— Co ty tu robisz? — odkrzyknęłam, chociaż starałam się zrobić to najciszej jak mogłam.

— Kocham cię, Jane! 

W jednej chwili poczułam uderzenie w serce, jednocześnie miliony motylków odwiedziło moje całe wnętrze, nie tym razem tylko podbrzusze, a całe ciało. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na Williama, nie mogąc się odezwać. Uczucie, które przejęło nade mną kontrolę jest nie do opisania; to jednocześnie szok, wielki szok z dziwnym bólem, jednak z taką wielką radością oraz szczęściem. Mrugam kilka razy i patrzę na Williama, delikatnie rozchylając usta. Nie potrafię nic z siebie wydusić, rosnąca pętla w gardle nie pozwala mi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Will jest pijany.

— Jane, kocham cię! — krzyknął, chwytając się płotu — Proszę, zejdź tutaj! 

— Co ty wygadujesz... — wyszeptałam do siebie samej, czując przyspieszające serce.

Jestem w szoku.

— Już dawno chciałem ci to powiedzieć, kocham cię, rozumiesz?! Jane, kocham cię! — wydarł się, gdzie każdy w całej okolicy mógł usłyszeć jego słowa.

W moje ciało uderza kolejny ból, jednak kolejna radość, to wszystko się ze sobą miesza. Czuję uścisk w sercu, rwący mnie od myśli, że on jest pijany, że on jest pijany i gada mi głupstwa, które dla mnie są niczym innym, a pieprzoną nadzieją.

— Proszę, zejdź do mnie! — krzyknął, patrząc prosto na mnie — Kocham cię, Jane, kocham! Szaleję za tobą od dawna! 

Zatykam usta ręką, powstrzymując tym samym żałosny jęk, powstrzymując szloch. Do moich oczu napływają łzy, napływa fala łez, która po kilku sekundach spływa po moich policzkach. Zaczyna rwać mnie po całym ciele, boli mnie wszystko i nie umiem powiedzieć czemu tak naprawdę. Patrzę niedowierzająco na pijanego Williama, który przed moim domem wyznaje mi miłość. 

Jest pijany.

— Proszę, Jane! Nie rób mi tego i zejdź do mnie, powiedz coś! — szarpnął płotem — Szaleję za tobą, zrozum to! 

Jęknęłam cicho. Dlaczego mi to mówi? Dlaczego to mi wykrzykuje? Dlaczego? Dlaczego, dlaczego? Dlaczego to mnie tak boli? To mnie bardzo boli, to mnie rani, że jest pijany i mi to mówi. Nie mogę w to uwierzyć, on drwi ze mnie? On sobie ze mnie żartuje? Dlaczego on lubi mnie tak drażnić? Lubi się mną tak zabawiać? Zabawiać moimi uczuciami? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? 

— Will, przestań... — jęknęłam zalana płaczem — Przestań, proszę...

— Proszę, zejdź do mnie, nie zostawiaj mnie! — krzyknął.

— Jane, co się dzieję? — usłyszałam mamę.

Przerażona, ze łzami w oczach spojrzałam do tyłu, spoglądając prosto w oczy mojej rodzicielki. Moje serce bije, bije, bije jak oszalałe o klatkę piersiową, która mnie boli, która mnie boli, bardzo boli, rwie mnie. Nie mogę w to uwierzyć, co właśnie William wyprawia, nie mogę, nie chcę to do mnie dotrzeć. Dlaczego..? Dlaczego on mi to robi..? 

— Jane, kocham cię! 

Moja mama pomrugała kilka razy, przybierając poważniejszej postawy. W tej chwili nie wiedziałam co zrobić, traciłam grunt pod stopami. Odwróciłam się z powrotem do Williama, który cały czas patrzył na mnie, cały czas patrzył tylko na mnie, we mnie, tylko we mnie wbił swoje spojrzenie jak zahipnotyzowany. Jęknęłam cicho pod nosem, czując kolejny uścisk w klatce piersiowej. Łzy spływają po mnie jak z wodospadu, dlaczego ja ryczę? Nie wiem. Nie mogłam dłużej tu być, nie umiałam. Odwróciłam się do tyłu, chcąc wyjść z balkonu, jednak usłyszałam ponownie jego głos:

— Jane, nie zostawiaj mnie! Nie idź, proszę, nie idź! Kocham cię, zostań! Zostań ze mną! — wykrzyczał.

Przełknęłam ślinę i weszłam do domu, zamykając za sobą drzwi od balustrady. Moja mama zszokowana patrzyła na mnie, wyczekując odpowiedzi, którą ja sama chciałabym znać. Wyminęłam ją i z płaczem poszłam do swojego pokoju. Czuję... nie wiem co czuję, czuję smutek, rozdarcie, czuję się okropnie. Nie potrafię o niczym innym myśleć, a o dwóch słowach, o dwóch bardzo ważnych słowach wypowiedzianych z jego ust. Kpi sobie ze mnie? Lubi mnie drażnić? Naprawdę lubi mnie tak ranić? Dlaczego mi to robi? 

Opadłam ciałem na łóżko, wpadając w głośny szloch. Nie umiem opanować emocji, nie potrafię. Wszystko mną targa w środku, a nie umiem odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak właściwie? Dlaczego to mnie tak boli, że przyszedł pijany pod mój do i wyznał mi miłość? On sobie ze mnie żartuje, on mnie nie kocha, on jest pijany, nachlał się gorzej niż ja.

— Skarbie... — usłyszałam troskliwy głos mojej mamy.

Uniosłam się z łóżka i opadłam tym razem na jej klatkę piersiową, wtulając się mocno w matczyną pierś. Szlocham głośno, przytulając się do matki, która w kojący sposób gładzi moje plecy i głowę. Nic nie pomaga, jego dotyk pomaga, tylko jego dotyk. To mnie boli, to mnie bardzo boli, co właśnie Will zrobił.

Płaczę w pierś mojej mamy, która nawet nic nie mówi, która nawet nie stara się o nawiązanie rozmowy. Przytula mnie, gładzi mnie i obdarowuje mnie swą opoką, swą troską i miłością. Jestem jej wdzięczna za to, jestem jej bardzo wdzięczna za to, że jest tu i nie odzywa się, po prostu tu jest, a ja mogę jej ryczeć ile chcę. 

Dlaczego musiał być pijany?

William

Przekląłem pod nosem, gdy ona poszła, gdy zostawiła mnie. Wymamrotałem kolejne przekleństwo i szarpnąłem jej płotem, kopiąc go dodatkowo. Wkurwiony oddaliłem się, wciągając więcej powietrza do płuc. Co ja wyrabiam? Co ja odpierdalam? Kocham ją, kocham ją i nie panuję nad sobą, nie potrafię. 

Kocham Jane.

Kocham ją, a potrafię to wyznawać tylko podczas alkoholu, dlaczego? Dlaczego musiałem to zrobić? Ponownie przeklinam pod nosem i bezradny zasiadam na krawężniku, chowając twarz w dłonie. Jestem takim idiotą, jestem takim pieprzonym, skończonym, największym idiotą na świecie. Nie panuję nad sobą, nie potrafię. Czuję, jak z moich oczu spływają łzy, zaczynam płakać. 

Ja ją tylko kocham, ja się w niej zakochałem jak oszalały.

~~

Jane  

  Przełknęłam ślinę, odwracając wzrok od siebie samej. Niestety tak – od siebie samej. Ponownie jestem w jego ciele. Ponownie się przemieniliśmy, dlaczego? Dlaczego to znowu się dzieje, czemu? 

Poprawiłam się na krześle, próbując skupić spojrzenie gdzieś indziej, a nie na sobie. Od tamtego wydarzenia nie zamieniliśmy słowa, nic nie powiedzieliśmy, ja nawet nie wspomniałam o okresie, który z rana był dla niego zapewne wielkim wyzwaniem. Siedzimy na przeciwko siebie na szkolnej stołówce, będąc w towarzystwie Rachel, Logana i Zacka, gdzie blondyn spogląda na mnie ukradkiem.

— Will? 

Na samo usłyszenie tego głosu poczułam irytację oraz zazdrość. Odwróciłam głowę, unosząc ją wyżej. Spotkałam się z niebieskim spojrzeniem Ashley, która spogląda na mnie, uśmiechając się delikatnie. Przy naszym stoliku zapadła cisza, każdy na nas patrzy i czuję przy tym swoje własne, palące spojrzenie. 

— Co? — burknęłam, na co zmarszczyła brwi.

— M-Masz chwile..? — zapytała niepewnie.

— Nie. — rzuciłam oschle.

— Co? Mieliśmy porozmawiać. — powiedziała oburzona.

Kolejny uścisk. Kolejny bolący mnie uścisk w sercu, w jego sercu.

— Ale jestem fujarą i nie porozmawiamy.

Spojrzałam w swoje własne, brązowe oczy, które wlepiły swój zszokowany wzrok w swoje. Obojętnie patrzę na siebie, patrzę na Williama. Mam gdzieś jego i Ashley, mam ich gdzieś. Jeżeli lubi mnie z nią drażnić, z nią umawiać się na cokolwiek, z nią rozmawiać, to i ja polubię niszczyć mu plany.

— Co? Co ty gadasz? — zapytała zdziwiona.

— Will? — odezwał się rozkojarzony Zack, spoglądając na mnie, to lecąc przelotnym i pytającym wzrokiem na Williama.

— Możesz stąd spieprzać. — rzuciłam w stronę blondynki.

— Co?! — krzyknęła oburzona — Niewierze w ciebie! Dobra, jak chcesz! — burknęła, oddalając się z przytupem od naszego stolika.

I spierdalaj stąd.

Uśmiechnęłam się triumfalnie, czując się lepiej, czując się o wiele lepiej. Powiedziałam jej to z jego ust, wreszcie to powiedziałam. Czy czuję wyrzuty sumienia? W życiu. Nie czuję żadnych wyrzutów sumienia wobec niej albo jego, mam ich gdzieś. Unoszę wzrok na brązowe tęczówki, które patrzą tym razem w swoje w gniewny sposób.

— Więc... — zaczęła niepewnie Rachel.

— Wiecie co lubię? — odezwał się nagle Will, przybierając radośniejszej postawy.

Zagryzłam wewnętrzną część policzka, czując wzrost temperatury oraz stresu i złości. Zacisnęłam dłonie pod stołem i czekałam, nawet nie wiem na co. Zemsta? Zemści się? 

— Lubię czasami ćpać.

Poczułam ukłucie w sercu. Cios w serce, ukłucie to mało powiedziane – to był prawdziwy cios w serce, aż chciałam się zgiąć. Spojrzałam na Williama, zaczerpując więcej powietrze. Przez całe ciało przeszło bolesne uczucie, przeszywając każdy jego kąt. Powiedział to, powiedział to, powiedział, powiedział, powiedział. Mam ochotę wpaść w płacz, mam naprawdę ochotę wpaść przy wszystkich w płacz. Czuję znane mi pieczenie w nosie oraz oczach, którymi teraz mrugam, by się nie rozryczeć jak głupia. Dlaczego mi to robi? Obiecał... Obiecał mi... 

— Wiecie, lubię wciągnąć. — uśmiechnął się.

— Jane! — powiedziała zszokowana Rachel. Wiedziała o co chodzi i jestem pewna, że nigdy nie spodziewała się tego usłyszeć.

Spuściłam głowę w dół, mocno zagryzając wewnętrzną część policzka. Ból jest niewyobrażalny dla nikogo, jest bolesny, okropnie bolesny. Przełykam z trudem ślinę, czując coraz bardziej rosnącą pętle w gardle, która mnie uciska i zaczyna uciskać płuca, trudniej mi się oddycha. Łzy zaczynają napływać do oczu Williama, nie jestem w stanie nic z siebie wydusić, nic zrobić. 

Obiecał.

Obiecałeś.

— Jest takie miejsce, w którym...

Po całym pomieszczeniu odbiło się echem rozsuwanie krzesła. Uniosłam się na wyprostowane nogi i przez chwilę ze łzami w oczach spojrzałam w swoje oczy, nie mówiąc nic, nie ukazując żadnych emocji oprócz smutku i rozczarowania, wielkiego bólu i żalu. Patrzy na mnie beznamiętnie, jednak widzę w swoich własnych oczach wyrzuty sumienia, które mam gdzieś. Nienawidzę go. Wciągam więcej powietrza do płuc i kieruję się do wyjścia, ignorując już wszystkich dookoła. Pieprzę wszystko i wszystkich. 

Ścieram ręką łzy, próbując jak najbardziej je ukryć przed wszystkimi. Ciągnę niewinnie nosem i wychodzę ze szkoły, chcąc wpaść w głośny płacz, jednak nie mogę. Idę przed siebie, czując tylko i wyłącznie ból po każdym pokonanym kroku, ten ból rośnie z siłą. Dlaczego to zrobił? Dlaczego mi to zrobił? Dlaczego lubi mnie tak ranić? Obiecał, William mi obiecał. 

— Jane!

— Czego ty chcesz?! — krzyknęłam, zatrzymując się w miejscu. 

Nie wytrzymałam, nie wytrzymuję, nie wytrzymuję już psychicznie. Mam dość, mam dość wszystkiego. 

— Czego ty, kurwa mać, chcesz?! — zapytałam, pociągając nosem — Dlaczego, dlaczego ty to zrobiłeś?! 

Nie odezwał się, a zacisnął usta w wąską linie i spojrzał na mnie z wyrzutem. Jest mu przykro, widzę, że czuje się źle, jednak to mnie nie obchodzi. 

— Lubisz mi to robić, prawda?! — krzyknęłam, czując spływającą łzę po policzku — Lubisz mi pieprzyć życie, co?! 

— Nie! — zaprzeczył — Ja...

— Nienawidzę cię... — syknęłam, czując większą dawkę łez napływających do oczu — Nienawidzę cię, Will...

— Ja... przepraszam... — wyszeptał z żalem.

— Nienawidzę cię! — krzyknęłam płaczliwie — Niszczysz mi wszystko, jesteś nikim! Obiecałeś mi, a złamałeś obietnicę! 

Nie odezwał się, a wciągnął więcej powietrza do płuc i schował przez chwilę twarz w dłonie. Czuję kolejną dawkę bólu w ciele, wszystko mnie rwie. Uczucie jest nie do opisania, to jedno z najgorszych, które przeżywam, a przeżywam je tylko przez niego, przez Williama. Unosi głowę w górę i wbija swoje spojrzenie we mnie, lecz tym razem dostrzegam łzy w swoich własnych oczach. 

— Obiecałeś mi nigdy tego nie wypominać! — krzyknęłam — Dlaczego mi to robisz, dlaczego ty zawsze mi to robisz?! 

— Przepraszam! Ja cię przepraszam, Jane! — krzyknął załamującym się tonem.

— Tak mnie kochasz?! 

Nie odezwał się, a wbił zdziwione spojrzenie we mnie. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, czując kłucie w gardle i pomrugałam kilka razy, pozwalając łzom spłynąć. Nienawidzę go, nienawidzę Williama za wszystko, co mi robi, co mi sprawia. 

— Tak mnie kochasz, co? — zapytałam, smutniejąc — Wiesz co? 

— Tak bardzo cię przepraszam... — wyszeptał.

— Twoje kocham cię boli jeszcze bardziej niż to. 

Nie odpowiedział, a pomrugał kilka razy, zagryzając dolną wargę. Widzę, jak łza spłynęła po moim własnym policzku, jednak ten widok ani trochę mną nie ruszył. Wciągnęłam powietrze do płuc i spojrzałam na niego ostatni raz, odwracając się do tyłu. Ból towarzyszący mi teraz jest kolejnym z najbardziej bolesnych. Nienawidzę go, tak bardzo go nienawidzę. Pociągnęłam nosem i z trudem ruszyłam przed siebie, nawet nie wiedząc gdzie się kierując, po prostu idę z dala od niego. Złamał obietnicę. Złamał wszystko. Złamał mnie. Po raz kolejny udało mu się mnie złamać. 

Krzyżuję ręce pod klatką piersiową i oddalam się od Williama, zaczynając cicho szlochać pod nosem. W jego własnym ciele płaczę jak nigdy. Rozrywa mnie w środku, w sercu czuję ogromny kamień, który próbuje je zmiażdżyć. Wszystko mnie boli, wszystko mnie tak bardzo boli, mam ochotę paść na kolana i nigdy nie wstać. To człowiek, który jest mi bliski jak nikt. To człowiek, którego towarzystwo było dla mnie cennym darem. To człowiek, którego dotyk był dla mnie najpiękniejszy. To człowiek, którego pragnęłam w każdy możliwy sposób. To człowiek, który mi się podoba.

To człowiek, w którym się zakochałam.

~~.

ja tez sie w nim zakochalam, jane

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro