Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od; Fujarka
Dlaczego nie możemy się spotkać? Jane, kurwa mać. 

Do; Fujarka
Jak spierdolisz mi z nim wyjście, ja spierdolę ci życie.

Od; Fujarka
Przecież wiesz, że tego nie zrobię. To twój wybór, a uwierz mi, że bliższy kontakt z Jack'iem spowoduje, że ty sama spierdolisz sobie życie. Tak tylko stwierdzam fakt :))))))

Do; Fujarka
Jak na razie tylko ty potrafisz mi je spierdolić. Tak tylko stwierdzam fakt :))))))

Od; Fujarka
Przepraszam cię, naprawdę cię przepraszam, dlaczego nie możemy porozmawiać, uparta idiotko? Przestań mnie ignorować na dodatek w moim własnym ciele, które chcę zobaczyć, czy się dobrze trzyma! 

Do; Fujarka
Trzyma się dobrze :)))))

Od; Fujarka
Trzyma się dobrze mojego kutasa?

Prychnęłam pod nosem i rzuciłam telefon na łóżko, prostując się. Z trudem podeszłam przed wielkie lustro i spojrzałam w jego oczy, w jego błękitne oczy, których nie chcę widzieć. Pomimo ich piękna, ja nie chcę na nie patrzeć. Przejechałam ręką po jego czarnych włosach, układając grzywkę delikatnie w górę i poprawiłam czarną koszulę, odpinając dodatkowo kolejny guziczek. Wygląda ładnie, przyzwoicie, nie miałam zamiaru ubierać go brzydko, on nawet takich ubrań nie posiada. Co nie znajdzie się w mojej dłoni, zawsze będzie pasować. Część jego garderoby jest ciemna, jedynie koszule są kolorowe, dlatego trudno dobrać mu brzydki wygląd. Zresztą, nie mam zamiaru ośmieszać go przed Ashley, w moich oczach jest już skończonym frajerem. 

Wzięłam głęboki wdech i przejechałam rękoma po twarzy, czując napływający stres w ciele. Denerwuję się, nie mam pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać, a zwłaszcza co Will będzie wyprawiał z Jack'iem, gdzie to ja miałam być z nim, a nie z tą dziwką. Na całe szczęście będzie na bilardzie, chociaż i ta myśl nie sprawia, że będę czuć się lepiej. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc i sięgnęłam jedynie do komórki, chowając ją w kieszeń spodni. Wyszłam z pokoju i skierowałam się na parter, słysząc dodatkowo rozmowę jego mamy z mamą Rachel i moją. Cholera jasna.

— Wychodzę! — krzyknęłam.

— Zaraz, zaraz... — usłyszałam głos swojej rodzicielki, a później kroki. Kurwa mać, kurwa mać, kurwa mać.

Pojawiła się obok mnie, przyglądając się dokładnie Will'owi. Przełknęłam ślinę i poczułam, jak jeszcze większy stres mnie oblewa. Cholera jasna, czego ty, kobieto, chcesz? 

— T-Tak..? — wykrztusiłam z siebie.

— Czy to przez ciebie moja Jane chodzi zdołowana?! — powiedziała, udając groźną, a ja pomrugałam kilka razy — Will, czy ty coś znowu jej zrobiłeś? 

— C-Co? Nie! — krzyknęłam.

— To chociaż wiesz co się stało? Od kilku dni zamyka się w pokoju, nie rozmawia ze mną, a już nie wspomnę o oschłym stosunku do ojca. Od kiedy wróciła ze spotkania z tobą, stała się jeszcze gorsza! — zdenerwowała się — Czy coś między wami się stało? 

— Nie, nic. — burknęłam i otworzyłam drzwi — Wychodzę! 

Dostałam kolejnego esemesa w drodze do miasta. Wywróciłam oczami, gdy na wyświetlaczu była jego nazwa.

Od; Fujarka
Jack zaraz PO CIEBIE przyjeżdża :))) 

Do; Fujarka
Liczę na ciebie :)))

Od; Fujarka
Ależ oczywiście, księżniczko.

Zmarszczyłam brwi i schowałam komórkę do kieszeni, wzdychając głośno. Pięknie, ja muszę zapieprzać na bilard, męczyć się z busem, a on ma podwózkę na dodatek z Jack'iem, z kimś, z kim ja miałam być. Jestem pewna, że zniszczy mi wszystko, zniszczy mi wszystko, on uwielbia mi niszczyć wszystko, to jest William, który uwielbia mi niszczyć życie. 

~~

  Upiłam kolejnego łyka wody, nerwowo spoglądając w tamte stronę. On się uśmiecha, on się uśmiecha do niego, od dziesięciu minut normalnie się zachowuje, zachowuje się jak ja i z łatwością mu idzie normalna i wesoła rozmowa z Jack'iem. Co on wyprawia? Co William zamierza? Od tak pozwala się nawet dotknąć przez przypadek Jack'owi, uśmiecha się i nawet wypina ten tyłek, gdy jest jego kolej, aby zbić kulę? Co on, kurwa mać, wyprawia? Coś tu nie gra, coś tutaj na pewno nie gra, jestem pewna, że ma jakieś zamiary. 

— Hej, wybacz, że musiałeś czekać. — usłyszałam zmachaną Ashley.

Odwróciłam wzrok w jej stronę, mierząc całą, szeroko przy tym otwierając oczy. No nieźle. Dla Williama, kurwa, się tak ubrała, co? Dla niego się, kurwo, tak ubrałaś? Może więcej tych piersi pokaż? Niech wszyscy zobaczą, jakie masz cycki! Po co się jeszcze uśmiechasz głupkowato, jędzo? Na chuj tak na niego patrzysz, skoro to ja, Jane, dziwko? 

— Nie ma sprawy. — rzuciłam, wstając na wyprostowane nogi.

— Ile czekałeś? — zapytała, ustawiając kule. 

Och, i myślisz, że pochylając się tak do przodu, spojrzę na te cycki? 

Przelotnie spojrzałam w ich stronę, spotykając się jednocześnie ze swoim własnym wzrokiem. Beznamiętnie na mnie patrzy, to na Ashley i z uśmieszkiem na twarzy powrócił do Jack'a, który w tym samym czasie wbił kulę. 

— Jakieś dziesięć minut. — włożyłam ręce do kieszeni.

— Wybacz. — mruknęła, spoglądając na mnie — Mogę zacząć? — zapytała, trzepocząc rzęsami i chwytając patyk w dłoń. Wcale nie przeszkadza mi to, jak potarłaś tego kija ręką. 

Ty głupia ździro.

— Jasne, zaczynaj. — powiedziałam i chwyciłam kijek w dłoń.

Uśmiechnęła się szeroko i klasnęła triumfalnie w ręce. Ustawiła się do pozycji startowej i wywróciłam niezauważalnie oczami, irytując się i grzejąc dziwnie w ciele. Co ona chce osiągnąć, wypinając tak swój tyłek? Myśli, że to spodoba się Williamowi? Zagryzłam wewnętrzną część policzka i przelotnie spojrzałam w jego stronę, czując jeszcze gorsze i bardzo dziwne uczucie w środku. Patrzy tu, gapi się na Ashley, obserwuje ją, ale przez chwile. Nie spojrzał nawet na mnie, a sam się ustawił do wybicia swojej kuli. Obserwowałam go, obserwowałam go jak głupia. Precyzyjnie i w skupieniu poruszał delikatnie kijem, patrząc się na cel. Po chwili wybił i idealnie trafiła do reszty zbitych kul przez niego. Jack mu, a raczej mi pogratulował i zaklaskał, a Will jedynie uśmiechnął się pod nosem. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, gdy spojrzał na mnie, nie ukazując żadnych emocji, których ja także nie ukazywałam. Patrzeliśmy się na siebie, dlaczego? Odwróć ten wzrok, fujaro, zrób to, kurwa mać.

— Widziałeś?! Will, aż dwie wrzuciłam! 

Odwróciłam głowę w stronę Ashley. Uradowana spojrzała na mnie, uśmiechając się szeroko. Jak ja jej nie cierpię. 

— Gratuluję. — uśmiechnęłam się, jednak wolałabym uśmiechać się z bronią wycelowaną do niej. 

— Jak wygram... Wiesz, jaka będzie niespodzianka? — mruknęła, spoglądając na mnie kokieteryjnie. Jej głos zabrzmiał intensywniej, jestem pewna, że coś było na rzeczy.

— Zaskoczysz mnie? — zapytałam.

— Oj tak, i to bardzo... — wymruczała uwodzicielsko, a ja przełknęłam ślinę.

William

— No, znowu ci się udało. — uśmiechnął się.

— Jestem najlepsza. — mruknąłem.

Jest najlepsza.

— To może mały zakład? Kto wygra... — zaczął myśleć. Wow, co za nowość i tego idioty — Jak wygram, dajesz mi buziaka w policzek, okej?

Ta, kurwa, z pięści w ryj mogę ci dać, skurwielu. 

— Jasne. — powiedziałem z wielką niechęcią. 

Musiałem robić te głupie rzeczy, których nie chciałem robić, a zwłaszcza wobec niego. Musiałem pokazać, że niczego nie chcę jej psuć, niczego nie chcę jej niszczyć, chcę, aby była szczęśliwa. Staram się jak debil, uśmiechając się do niego, wypinając ten tyłek, rozmawiając z nim tak, jakby Jane z nim rozmawiała i staram się, aby to zauważyła, żeby zauważyła to, jak mi zależy. Nie spodziewałem się, że i taki krok będę musiał wykonać i oby go zobaczyła, bo nigdy więcej faceta już nie pocałuję. 

— Dziwny zbieg okoliczności, że i oni tu są, prawda? — zapytał, ustawiając się do bicia swojej kuli.

— Trochę. — mruknąłem, przelotnie spoglądając na nich.

Doskonale widzę po sobie, z jaką niechęcią to robię. Ależ ona musi się wkurzać, ależ ona musi być zła, wręcz wkurwiona i widzę, z jaką irytacją patrzy na Ashley, która wypina swoje pośladki. Blondyneczka myśli, że to ja, a jednak... Dziwko, ty wypinasz się do Jane.

Ponownie rozległ się radosny krzyk blondynki po całym pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się z rozbawienia, gdy Jane z trudem zmusiła się także do uśmiechu, posyłając go do Ashley.

— No, myślę, że to ja wygram. — usłyszałem cwany głos Jack'a.

Spojrzałem na nasz stół, dostrzegając u niego tylko dwie bile do zbicia. Cholera jasna, ja naprawdę nie chcę go całować, nawet w ten pierdolony policzek, ale muszę, muszę to zrobić ze względu na Jane, muszę to dla niej zrobić. 

— Phi, masz farta i tyle. — mruknąłem, ustawiając się do zbicia swojej kuli.

Idealnie ją zbiłem, słysząc oklaski od strony bruneta. Daruj sobie, skurwielu. Przelotnie spojrzałem w ich stronę, widząc uśmiechnięta Ashley i znudzoną Jane, która także w tej chwili na mnie spojrzała. Beznamiętnie patrzy mi, a raczej sobie w oczy. Nie mogę oderwać od niej wzroku, ale dlaczego? Dlaczego tak trudno jest mi oderwać wzrok od samego siebie? Dlaczego gapimy się na siebie i nie możemy przestać? 

— Wygrałem! 

— Wygrałam!

Spojrzałem na stół, nie dostrzegając jego bili. Pomrugałem kilka razy i zetknąłem się z zielonymi tęczówkami bruneta, czując przyspieszające serce. Kurwa mać, miałeś przegrać, skurwielu. Przelotnie spojrzałem także na nich, dostrzegając Ashley, która stoi zbyt blisko speszonej Jane. Ona jest speszona i zdenerwowana, widzę to.

— Nagroda? — zapytał Jack, nachylając się nade mną.

— Umm, jasne... — wykrztusiłem z siebie, stając na palce u stóp. 

Patrz, proszę, spójrz, jak dla ciebie go całuję.

Już musnąłem jego policzek, prawie czując odruch wymiotny. To była chwila, gdy męskie ramię owinęło się wokół jej smukłego ciała i usta Jack'a zetknęły się z jej, kurwa mać, on ją, mnie pocałował, całuje, kurwa mać. Jęknąłem, wciągając większą dawkę do płuc i osłupiałem w miejscu, pozwalając się mu całować. Nasze usta są zetknięte, ja całuję... Czy ja całuję Jack'a, czy Jane go całuje? Kurwa mać, my się całujemy, ja pierdole. 

Aż mną coś drgnęło, obrzydziło, naprawdę prawię zrzygałem się na jego twarz, już miałem ten odruch, gdy odsunął się ode mnie, zakańczając pocałunek pociągnięciem za dolną wargę. Kurwa mać, kurwa mać, kurwa mać.

— Słodka. — mruknął, oblizując przelotnie usta.

Kurwa mać.

Zmusiłem się na jebany uśmiech, nie mogąc unormować przyspieszonego serca i oddechu. Odwróciłem się w ich stronę, dostrzegając, jak obydwoje na nas patrzą, jak Ashley i Jane na nas się gapią zdziwione, ale zszokowana to była moja osoba. Patrzyła na mnie niedowierzająco. Widzisz? Dla ciebie to zrobiłem, dla ciebie się tak poświęciłem, dla ciebie, kurwa mać, dałem się pocałować, gdzie sam chciałbym to zrobić.

Dla ciebie.

Po chwili to ja osłupiałem w miejscu, gdy Ashley chwyciła mnie, Jane za rękę i poprowadziła... gdzie ona ją ciągnie? Kurwa mać, gdzie one idą? Zaraz, zaraz, czy ja dobrze widzę napis ''toaleta''? 

Kurwa mać.

Jane

Pchnęła mnie do środka jednej z kabin, zamykając ją za sobą. Prawie obiłam ciałem o ścianki, odwracając się w jej stronę z przyspieszającym oddechem i stresem rosnącym w górę. Co ona robi? Co ona chce mi, Williamowi zrobić? Ashley naprawdę to zrobi? Ashley, co ty robisz? Nie rób tego, kurwa mać, nie rób! 

Żarliwie przyssała się do Williama ust, do teraz moich ust. Ona mnie całuje, ona całuje Will'a z wielkim pożądaniem, ona go pożera, a ja z trudem cokolwiek oddaję. Zaciskam mocno palce u rąk na kafelkach ściany, nie mogąc zapanować nad dziwnym uczuciem w ciele, na dodatek potęguje to wszystko jej dotyk, który błądzi po nagim torsie Williama. Wkradła się rękoma pod koszulę i obmacuje go w sposób, który bardzo mi się nie podoba, jednak nie jestem w stanie nic powiedzieć. Jestem przerażona. 

Mokrymi pocałunkami zjeżdża na jego szczękę, obdarowuje kilkoma jeszcze szyję, aż w końcu szeroko otwieram oczy, gdy zniża się w dół, klękając na kolanach. Oddycham głośno, przeraźliwie wręcz i nie potrafię nad uczuciem w ciele zapanować, jest ono... to dziwne, strach i podniecenie, przerażenie i dziwna ciekawość. Oddycham głośno, jakby to była nowość dla Williama, bo jestem pewna, że nieraz w klubie dziewczyny robiły mu loda w kiblu, nieraz byłam tego świadkiem, to znaczy widziałam, jak wychodzi z toalety z dziewczyną. Wtedy czułam... złość, zżerała mnie ogromna złość, gdy widziałam go z innymi dziewczynami. 

Teraz? Ashley... ona... zamierza zrobić Williamowi loda, ona zamierza mi zrobić loda, ja pierdole, co ona wyprawia? Dlaczego nie jestem w stanie nic zrobić? Dlaczego tylko opieram się o ścianę, z trudem utrzymuję na nogach i wciągam więcej powietrza do płuc, czując obijające się serce o klatkę piersiową? Nic nie potrafię zrobić. Stoję i gapię się na klęczącą blondynkę przede mną, która odpina Williamowi pasek od spodni.

— Hej, dlaczego się tak stresujesz? — mruknęła, spoglądając na mnie z dołu.

— N-N-Nie rób t-tego... — wykrztusiłam z siebie — Ashley, p-przestań...

— Daj spokój, Will, przecież chciałeś tego, nie pamiętasz? — zaśmiała się cicho, odpinając rozporek.

O mój boże.

Czy oni byli umówieni? Czy ona miała mu zrobić już wcześniej loda? Dlaczego jej słowa były dla mnie kolejną dawką bólu? To był cios, dziwny cios prosto w serce, dlaczego? Przecież powinnam mieć to gdzieś, a jednak bardzo się tym przejęłam, bardzo, bardzo, zbyt mocno, kurwa mać, ona miała mu zrobić loda, oni się umówili, oni pisali, a on, Will... nienawidzę go...

— Ahaha, Will, jak ty się denerwujesz, spokojnie... — wymruczała, całując podbrzusze.

Miliony iskierek przeszło przez całe moje, jego ciało, poczułam to doskonale. Coś mnie wykręcało, gdy całowała jego podbrzusze, jednocześnie dotykając przez materiał bokserek penisa. Czułam to, ja to wszystko czułam i nie potrafiłam nic z siebie wydusić, nic powiedzieć, potrafiłam jedynie głośno oddychać i czuć twardniejącą męskość, ja to czułam, jak się podniecałam, kurwa mać, nie chcę, ja nie chcę tego czuć. 

— A-Ashley... — jęknęłam cichutko, tak niewinnie jak chłopczyk, boże, robię z Williama taką ofermę — Przestań... Nie r-rób tego, nie m-musisz... 

— Przestań, przecież miałam ci już dawno to zrobić.

Kolejne uderzenie w serce. Przymknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę, zagryzając wewnętrzną część policzka. Dlaczego to mnie tak boli? Dlaczego to tak cholernie boli? To bardzo boli. Ponownie jęknęłam cicho pod nosem, wciągając więcej powietrza do płuc, gdy opuściła bokserki w dół i chwyciła penisa Williama w dłoń. Ona to zrobiła, ona to naprawdę zrobi, a ja naprawdę to poczuję. Spojrzałam w dół, wypuszczając powietrze ze świstem, gdy oblizała jego główkę. Uderzyła we mnie fala przyjemności, której nie chciałam odczuwać. Podbrzusze mnie wykręcało od tego przyjemnego uczucia, a nie wspomnę o bardzo dokładnym odczuwaniu pulsacji na kutasie, który twardnieje, ja to czuję, jak on twardnieje, jak pulsuje i staje się prawdziwą stalą. 

Gorący i mokry języczek blondynki przejechał po jego główce, po chwili biorąc i zasysając go w buzi. Jęknęłam i zacisnęłam ręce w pięście, odczuwając rozkosz, której nie chciałam. Czuję wilgotne wnętrze jej ust, jej poruszający się zwinnie język wokół żołądź'i, czuję policzki, jak zasysają penisa, po chwili czuję, jak wkłada go głębiej. Odpłynęłam, ja odpływam i zatracam się w przyjemności, która mnie przeraża, jestem przerażona i jednocześnie podniecona. Jak szalona porusza głową, liżąc i zasysając penisa. To tak czuje się każdy facet, gdy dziewczyna robi mu loda? To takie uczucie, gdy penis tkwi w wilgotnym gardle dziewczyny? O mój boże, to czysta przyjemność, jednak ona mnie przeraża, ja... ja czuję się gwałcona, nie chcę!

— P-Proszę, przestań... N-Naprawdę nie musisz t-tego robić... — sapnęłam.

Spojrzałam w dół, w tym samym czasie jej oczy były wbite prosto we mnie. Robiła mi loda, ta dziwka robiła mi loda i gapiła się w moje oczy. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, czując, że zaraz dojdę, ta rozkosz przejmowała kontrole nade mną, a bardzo nie chciałam. To było dziwne, dziwne uczucie, wszystko wykręcało mnie w dolnych partiach, penis pulsował w jej gardle, jej mokrym, śliskim gardle, w którym porusza się kutas Williama, co niestety czuję, ja to czuję, kurwa mać. Zasysała go, lizała jak dziwka, dotykała i pomagała dłońmi, pocierając całe dwadzieścia pięć centymetrów stojącej stali i tkwiącej początkiem w jej ustach. Jęknęłam ponownie, tego jest za wiele, to uczucie jest przyjemne, zalewała mnie fala orgazmu, męskiego, kurwa mać, orgazmu. 

Jęknęłam, spinając każde mięśnie. Ja się spuściłam do jej gardła. Ja to zrobiłam, czując błogą ulgę, czując spełnienie, czując przyjemne spełnienie. Spuściłam się do gardła Ashley... Ja to zrobiłam... Ona wszystko spija, zasysa jeszcze główkę, liżąc delikatnie wrażliwe miejsce, cholera jasna. Kolejna dawka nasienia spływa po jej wargach i brodzie, kapiąc na cycki. Patrzę na to wszystko, ja na to się gapię przerażona, a jednocześnie spełniona błogim stanem. 

— Słodki. — mruknęła, oblizując przelotnie usta.

Kurwa mać.

Odepchnęłam ją od siebie, ja ją odepchnęłam, nie mogąc patrzeć na tę dziwkę. Ashley, którą lubiłam, którą znałam ze strony radosnej i pełnej energii blondynki, ona jest zwykłą kurwą. Jestem przerażona. Czuję ból w ciele, przyjemność była chwilowa, została zastąpiona już nieprzyjemnym bólem, którego nie umiem się pozbyć. To jak wbijanie noża w serce oraz zaciskanie sznura na szyi. Prędko podciągnęłam bokserki w górę i zapięłam rozporek oraz pasek, nie mogąc opanować się, nie mogąc opanować przerażenia i bólu.

— Will, co ty wyprawiasz? — zapytała zdziwiona, chwytając mnie za rękę.

— Zostaw mnie! — prawie pisnęłam przerażona, odpychając ją od siebie.

— W-Will, o co ci chodzi?! — była zszokowana — Przecież chciałeś tego!

Wybiegłam z kabiny, pozostawiając ją samą. Jestem wstrząśnięta, przerażona i nie potrafię przestać myśleć... o czym? Nie mam pojęcia, w głowie mam miliony myśli na sekundę. Wybiegam z toalety i nie patrzę na dziwnie spoglądających na mnie ludzi, po prostu biegnę przed siebie. 

William

Czekałem. Czekałem jak głupi aż wyjdą z tej toalety, nie zwracając uwagi na Jack'a. Ja po prostu czekałem, jednak to co zobaczyłem, utwierdziło mnie w przekonaniu, że stało się to, czego tak bardzo nie chciałem. Wybiegła, widzę, jak przerażona wybiega z toalety nie patrząc na nikogo wokół, jest kompletnie wstrząśnięta. Pobiegła przed siebie i opuściła bilarda, a ja stoję i nie mam pojęcia co zrobić, nie mam pojęcia o czym myśleć. Ashley to zrobiła, a Jane była tą, której to zrobiła, nie ja. Widziałem ją w kompletnym szoku, nigdy siebie takiego nie widziałem. Co ona musi czuć? Dlaczego jej to musiałem sprawić? Dlaczego, kurwa mać, jestem takim idiotą? 

— Hej, co on? — odezwał się kpiąco brunet — On płakał? — zaśmiał się.

Spojrzałem na niego morderczo. Mam to gdzieś, że Jane tak nie powinna, mam to gdzieś. Śmieje się z Jane, nie ze mnie. Śmieje się z przerażonej i wstrząśniętej Jane, nie ze mnie. Śmieje się z mojej Jane. 

Odstawiłem butelkę wody na stolik i wybiegłem z pomieszczenia, pozostawiając go tam samego i zdezorientowanego. Mam to gdzieś, że tym zniszczę ich relację. Moje i jej są najważniejsze. Serce mi bije jak szalone, oddech staje się głębszy i szybszy, ja zaczynam się stresować i bać o nią. Biegnę przed siebie, przeciskając się przez tłum ludzi w tym centrum handlowym, gdzie nie mogę jej dostrzec, nie mogę dostrzec samego siebie. Boję się o nią, martwię się, bardzo się martwię i jestem debilem, największym, skończonym frajerem, aby sprawić jej to, jak mogłem? Nigdy sobie tego nie wybaczę. 

Znajduję się na świeżym powietrzu, rozglądając się wokół. Nie ma jej, nie mogę jej znaleźć, uciekła. Z drżącymi dłońmi wyciągam telefon i wykręcam do niej numer, prawie płacząc na środku ulicy jak mała dziewczynka. Tak – prawie płacząc. Nie odbiera, nie odbiera ode mnie telefonów, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię, mam ochotę zniknąć. Wplątuje ręce w jej brązowe włosy i zaczynam głośno oddychać, coraz szybciej i rozglądać się dookoła, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jest tłum ludzi wokół, ale nie ma jej, nie ma Jane, kurwa mać.

Zaczynam krzyczeć. Ja zaczynam krzyczeć w tym tłumie, wiedząc o tym, że straciłem najważniejszą osobę w moim życiu.

A jest nią Jane.

~~

  Schyliłem się i przez dziurę w budynku wszedłem do środka, czując ten ohydny smród wilgoci, który jest jeszcze bardziej intensywniejsze w gorące dni. Rozglądam się dookoła, widząc nic nie zmieniające się pomieszczenie. Zawsze ta ruina pozostanie ruiną. Tą samą, okropną i obrzydliwą budą, w której przesiadywała w przeszłości Jane, czego tak bardzo nie chciałem i robiłem wszystko, aby ją z tego uwolnić. Przez długi korytarz pełen cegieł, szkła i butelek na brukowanej ziemi szedłem przed siebie, omijając pomieszczenia za pomieszczeniami. Dziury, po prostu nory dla szczurów. Z nadzieją tu przyszedłem, że ją zastanę. Z nadzieją, że znajdę tu Jane, moją bezbronną i niewinną Jane w moim ciele. 

Wciągnąłem więcej powietrza do płuc, stojąc przed odpowiednią ścianą, za którą znajduje się odpowiednie miejsce dla niej, gdzie najczęściej przebywała. Zrobiłem krok do przodu i odwróciłem się w tamte stronę, dostrzegając nic nie zmieniające się pomieszczenie. Wszystko na swoim miejscu wraz ze starą kanapą, na której ona siedzi. Siedzi na niej, ona tu jest. Moje serce, a raczej jej wali jak szalone, czuję ogromną ulgę jednocześnie ból. Robię krok do przodu, ale zatrzymuję się, gdy gwałtownie uniosła głowę w moją stronę i coś we mnie uderzyło, gdy dostrzegłem spływającą łzę z załzawionych oczu prosto na policzek. 

— Jane... — wyszeptałem z żalem.

— Odejdź... — wyszeptała łamliwym głosem — Odejdź stąd... — przyciągnęła kolana do klatki piersiowej.

Dlaczego widok swojej własnej osoby w tym stanie jest tak druzgocący? Mną tak wstrząsa? Mną tak uderza i szarpie w środku od bolesnych uczuć? W moim ciele jest Jane, ona tam jest i to ona jest w tym stanie, nie ja. To mnie boli, to mnie rani. 

— Proszę, daj mi wytłumaczyć... — zrobiłem znowu krok w jej stronę.

— Nienawidzę cię! — krzyknęła — Odejdź stąd, nie chcę na ciebie patrzeć! Brzydzę się tego, że jesteś w moim ciele!

Stanąłem w miejscu, czując uderzenie prosto w serce. Ja to czuję i z trudem przełykam ślinę, patrząc w szoku w moje własne, pełne łez oczy. Całe ciało przeszywa ból, miliony igieł wbija się i sprawia długotrwałą męczarnie, nie chcę tego czuć, jednak czuję. Jane też to musi czuć, więc muszę także to czuć, przeżyję to dla niej. Dlaczego muszę być powodem, aby psuć jej wszystko, aby sprawiać cierpienie? Dlaczego to ja muszę wszystko spierdalać, a bardzo tego nie chcę? 

— Tak bardzo cię przepraszam... — wyszeptałem prawie załamując się — Ja naprawdę nie chciałem...

— W ten sposób lubisz mnie drażnić z Ashley? — zapytała — W ten sposób sprawia ci to radość? Umawianie się z nią na to, aby zrobiła ci loda..? — ponownie zapłakała — Nazywasz mnie dziwką... wspominając o James'ie, a nie patrzysz na siebie..? Jak wchodzisz dziewczynom do łóżka, jak bez problemu pozwalasz, aby się do ciebie dobierały..? — na moich własnych policzkach coraz większe stróżki łez się pojawiały.

Jej słowa uderzają we mnie jak ogromna fala wody na cieniutką szybę – rozbijam się w drobny mak, rozbijam się całkowicie, rozpadam się. Stoję i się nie ruszam, nie potrafię wykonać żadnego ruchu, nawet nie mogę wyłapać normalnego oddechu, gdy to robię, cholernie kuje mnie w klatce piersiowej, ból jest niewyobrażalny dla nikogo. Jestem powodem, przez którego ona cierpi. Jestem kimś, przez kogo ona tylko cierpi. Jestem tym, co sprawia jej cierpienie. Jestem wszystkim, co ją rani i sprawia ból. Jestem w jej oczach nikim innym, a powodem do płaczu, do bólu, do cierpienia. Nigdy nie chciałem jej tego robić, a robię – niecelowo, nigdy, przenigdy celowo, nigdy. Nie mógłbym, nie potrafiłbym jej zranić, a to robię, na każdym kroku to robię.

— Nienawidzę cię... — wyszeptała — Przez te tygodnie potrafiło się tyle pomiędzy nami zmienić, potrafiliśmy inaczej... spojrzeć na siebie, ale w ciągu dalszym chyba jestem dla ciebie kimś, komu lubisz sprawiać przykrość, co? — zapytała, prychając pod nosem.

— Nie, nigdy! — wykrztusiłem z siebie — Nie chcę tego robić! 

— Dlaczego gadasz mi te bzdury, jak na przykład nad jeziorem? — zapytała, spoglądając w swoje własne oczy.

Nie mogłem odpowiedzieć, nie umiałem nic z siebie wydusić, a tylko patrzyłem na nią, z trudem przełykając ślinę przez pętle w gardle. Ból przeszywa i nie przestaje przeszywać, ależ to okropne uczucie, kurwa mać. To nie bzdury, to prawda. Nic nie jest bzdurą, gdy tamtego wieczora mówiłem tobie te wszystkie rzeczy. Pragnę cię, Jane i nie chcę nigdy krzywdzić. 

— Dlaczego mówisz mi te kłamstwa? — wypłakała.

— To nie kłamstwa.

— Przestań i zostaw mnie w spokoju... — jęknęła, odwracając głowę w bok.

— Przepraszam cię... — wyszeptałem i zrobiłem krok w jej stronę — Jane, tak bardzo cię przepraszam... 

— Odejdź stąd... 

— Nigdy nie chciałem, żebyś tak cierpiała, nigdy nie chciałem cię ranić... Jestem największym idiotą, bo ci to sprawiam, bo cały czas ranię kogoś... na kim mi zależy.

— Przestań... — jęknęła cicho, kręcąc głową — Odejdź stąd, zostaw mnie!

— Nie zostawię, nigdy cię nie zostawię.

— Przestań!

Gwałtownie chwyciłem ją i pociągnąłem w swoją stronę, przytulając tym samym. Po prostu ją czule i namiętnie przytuliłem, gdzie ta zaczęła tylko płakać, a moje własne serce się krajało i z trudem powstrzymywałem łzy nie mogąc znieść tego, że jestem powodem dla którego moja Jane cały czas cierpi.  

~~.

jezu Will co ty robisz kurwa jak mi smutno 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro