~EPILOG TRZECI~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sentyzatory mowy zaczęły być bardzo popularne w następnych latach. Dzięki nim zażegnano wiele sporów, na miejscach okropnych polityków zaczęli zasiadywać bardziej odpowiedzialni ludzie, a społeczeństwo Apostołów już w mniejszym stopniu dokuczało Rybom, czy Rolnikom. W szkole, w której uczyłem widziałem to na własne oczy, jak grupki rodowych Apostołów dołączają do siebie dzieci urodzone Rybami. Jako pedagog taki widok mnie cieszył. Niektórzy uczniowie mieli syntezatory mowy i dzięki nim mogli mówić bez marnowania swoich słów, zupełnie jak mój Evan.

Ostatnio Evan zadał mi dziwne pytanie. Znaczy, nie było dziwne, a raczej niespodziewane. Chodziło w nim o to, czy byłbym w stanie zaadoptować z nim dziecko (nasi znajomi już założyli rodziny i chyba stąd starszy zapragnął także wychować ze mną dziecko). W mojej głowie wtedy pojawiła się czerwona lampka. Żeby zaadoptować dziecko musieliśmy przejść przez wiele papierkowej roboty, a skoro byliśmy parą homoseksualną, załatwianie zgody na adopcję zajęłoby trzy razy dłużej. W Kanadzie mogliśmy adoptować legalnie dziecko i je wychować, jednak czy będzie warto czekać na zgodę nie wiadomo ile czasu? Przeraził mnie ten fakt. Nie oznaczało to, że byłem przeciwny adoptowaniu dziecka.

Kilka miesięcy po tej prośbie, przyjechaliśmy do jednego z domów dziecka, gdzie dzisiejszego dnia dzieci miały pokazać się potencjalnym nowym rodzicom. Nie brzmiało to dobrze, ale takie akcje promujące adopcje były dosyć popularne. Weszliśmy wgłąb budynku zaraz po przekroczeniu progu głównych drzwi. Już dawno zarejestrowaliśmy się w tej placówce, żeby móc adoptować jakieś dziecko i dzisiaj nadarzyła się okazja, aby poznać kilka fajnych dzieciaków. Evan był tym faktem najbardziej podekscytowany, bo już od rana ciągle mi przypominał o której mamy się tu stawić. Zanim weszliśmy do tak zwanej świetlicy, powitała nas młoda dziewczyna.

– Serdecznie państwa witam ^^ – powiedziałem, podając nam ręce. Wydawała się miła, a z plakietki umieszczonej na bluzce przeczytałem, iż nazywa się Amber. Wydawała się wesoła z powodu naszej obecności tutaj. – Bardzo nam miło, że zechcą państwo wziąć pod swój dach jednego z naszych wychowanków. Ośrodek został wybudowany niedawno, więc większość dzieci nie jest jeszcze nawet w szkole. Od ilu lat są państwo małżeństwem, jeśli mogę wiedzieć?

Od ośmiu.

– Musicie się w takim razie bardzo kochać. Proszę za mną.

Pani Amber wpuściła nas do sali, gdzie naszej uwadze nie umknęło kilku innych dorosłych par, które już rozmawiały z dziećmi. Faktycznie większość z nich to były przedszkolaki. Niektóre z nich nie zwracały na nas uwagę, bo wolały się bawić. Rozbrajał mnie ten fakt. Kiedy oprowadzająca nas opiekunka ośrodka tłumaczyła nam jakieś zasady adopcji, ja zacząłem się rozglądać. Wszystkie dzieci gdzieś biegały, bawiły się niemal na wszystkich meblach, były głośne... Poza jednym chłopcem. Ten mały blondynek siedział sobie spokojnie przy stoliku w kącie, pozostając niezauważonym dla nie wprawionego oka. Ja go zauważyłem i widząc jak smutno wygląda, wręcz nie mogłem przejść koło tego obojętnie.

– Jak nazywa się tamten chłopiec? Układa w kącie sam klocki – powiedziałem, wskazując niezauważalnie na tamtego blondyna. Jakieś dziecko po chwili zaczęło mi jeździć samochodem zabawką po nodze, co nie za bardzo mi się spodobało.

– Ach, to Finley. Nie jest zbyt ruchliwy, jak inne dzieci i nie bawi się z nimi bo wstydzi się bycia Rybą. Urodził się tylko z dziesięcioma słowami i już wszystkie zużył... Mogą państwo z nim porozmawiać. Proszę zapytać go o rysowanie, uwielbia to. Jakby co będę w pobliżu.

Wymieniłem z Evanem spojrzenia pełne porozumienia i już po chwili zaczęliśmy podchodzić do chłopca. W połowie drogi nas zauważył, niejako się pesząc. Raczej nie spodziewał się, że jakiś dorosły się nim zainteresuje. Los jednak bywa przewrotny.

– Witaj, jesteś Filney, prawda? – zapytałem, klękając przy małym stoliczku, żeby móc jakoś porozumieć się z chłopcem. Był drobny i wydawał się stresować naszą obecnością. Evan zajął miejsce na krzesełku, ponieważ był w stanie się na nim zmieścić.

Finley skinął głową na "tak" po moim pytaniu.

Słyszałem, że lubisz rysować. A umiesz może już alfabet?

Po wspomnieniu o rysowaniu Finley niejako się ożywił i wstał, idąc po kartki papieru oraz kredki. Błysk w jego oczach był naprawdę uroczy, gdy tak wybierał odpowiednie kredki. Zaczął coś pisać, pokazując nam potem swoje dzieło.

"Dzień dobry. Mam pięć lat."

– Wspaniale radzisz sobie z pisaniem. Może narysujesz coś dla nas?

Blondyn energicznie pokiwał głową, pozwalając nam wybrać kredki. Evan cieszył się jak jeszcze nigdy przedtem, a ja też brałem udział w wybieraniu kolorów. Filney wydawał się naprawdę uzdolniony plastycznie, gdyż trzymał wszystkie kredki na pewno lepiej, niż jego rówieśnicy. Gdy skończył rysować, podał nam rysunek pięknej pszczoły. Na dole był uroczy napis "Od Finley'a". Zdecydowanie Evan nie pozwoli mi tego wyrzucić.

Wow, to naprawdę ładny obrazek ^^ – powiedział Evan, odkładając go na bok, a konkretniej w moją stronę. Z jego oczu wyczytałem, żebym pilnował tej kartki jak oka w głowie. Tak też zrobiłem. – Chcielibyśmy lepiej cię poznać. Ty też możesz zadawać nam pytania.

"Mam jedno."

– Pytaj śmiało.

"Jest pan Rybą?"

To pytanie było skierowane do Evana. Poczułem pewnego rodzaju nostalgię, która przywołała na myśli czasy liceum, kiedy jeszcze zwracano uwagę na status społeczny. Dzisiaj już nikogo to nie obchodziło. Evan uśmiechnął się delikatnie w stronę chłopca, niemal od razu mu odpowiadając.

Tak. Po czym to poznałeś? Po moim ładnym naszyjniku na szyi?

"Bardzo panu pasuje."

Dziękuję. Chciałbyś go przymierzyć?

Słysząc to chciałem się wtrącić do pożyczania tak drogiej rzeczy dziecku, jednak nim się obejrzałem, Evan już podał mi swój syntezator mowy, chcąc bym to ja nałożył go Finleyowi. Nie podzielałem jego entuzjazmu, jednak założyłem chłopcu urządzenie, ustawiając mu inaczej kilka rzeczy. Mogłem tego nie robić, ale wtedy byłoby mu niewygodnie mówić. No i widząc iskierki w oczach tego blondyna, nie mogłem zabronić mu tej chwilowej zabawy.

Gotowe. To co nam powiesz?

Są państwo bardzo mili. Chciałbym mieć w przyszłości takich rodziców, jak wy – powiedział Finley, a Evan złapał mnie ze wzruszeniem za rękę. Jego mina mówiła mi wszystko. To ten chłopiec zdobył nasze serca i najpewniej to jego postaramy się zaadoptować. Nie miałem nic przeciwko temu.

Rozmawiając dalej z Finleyem, czułem się naprawdę miło, móc bawić się z dzieckiem. Chłopiec cały czas miał modulator Evana na sobie, za to szatyn bez niego siedział cicho. Nie znaczyło to, że w ogóle nic nie mówił. Migał, a ja tłumaczyłem blondynowi wszystko. Pięciolatek zaciekawił się migowym i chciał nauczyć się kilku słów. Obaj byliśmy dobrymi nauczycielami, więc cierpliwie podeszliśmy do tej krótkiej lekcji.

Niekiedy wybiegałem myślami daleko w przyszłość. Widziałem naszą trójkę, jedzącą wspólnie posiłki, bawiącą się, wyglądając przy tym na szczęśliwych... Tak wyraźnie miało być. Czas na zaakceptowanie naszej prośby o adopcję nie był zmarnowany. Skoro poznaliśmy tak wspaniałego chłopca, jakim był Finley, wszystko co do tej pory robiliśmy miało sens. Teraz wystarczyło jedynie korzystać z tego szczęścia ile tylko się dało. Żeby to okazać, niepotrzebne są żadne słowa. Wystarczą nasze uśmiechy.

Koniec.

__________

Dziękuję serdecznie za przeczytanie tego opowiadania!

Szczęśliwe zakończenia są najlepsze, nie uważacie? Są piękne i wzruszające.

Zawarłam raczej wszystko, co chciałam w tym opowiadaniu. Przebyliśmy długą drogę, gdzie na końcu spotkało nas coś miłego. Co prawda to opowiadanie już się skończyło, ale wraz z końcem jednej rzeczy, inna się zaczyna. Niedługo pojawi się na moim profilu nowe opowiadanie KageHina, którą mam nadzieję, że przeczytacie.

Na razie życzę Wam wszystkim miłego dnia lub nocy! ❤

Do zobaczenia~!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro