~ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nasze picie ze wspominkami oglądał prawie każdy w tym pomieszczeniu (Nancy musiała wyjść, żeby goście na tej "fałszywej" imprezie się nie zastanawiali gdzie solenizantka się tak długo podziewa). Stresowałem się, ale każdy kolejny łyk z kieliszka to uczucie niwelowało, zamieniając je w zwykły spokój. Tobias też wydawał się łagodniejszy. Już wcześniej na takiego wyglądał, a obecna sytuacja wręcz sprawiała, że zaczynaliśmy niszczyć wytworzony między nami mur. To właśnie było celem Nancy. Czy krył się za tym spotkaniem jeszcze inny przekaz?

– I w taki sposób ten tu i ja przestaliśmy się ze sobą zadawać. Walnąłem go nawet w nos na do widzenia! – zaśmiał się Tobias, zachęcając mnie do wypicia następnego kieliszka. Smak wódki już tak bardzo mi nie przeszkadzał i mogłem ją pić bez większych problemów z gardłem. Zaczynała mi nawet smakować.

– Tak mocno, że aż krew poleciała.

– Do dziś tego nie żałuję.

– No dobra, chłopaki. Porozmawiajcie teraz o czymś innym. O panienkach.

Wszyscy na ostatnie zdanie chórem zaczęli wydawać z siebie dźwięk podjudzający nas do rozpoczęcia tego tematu. Wzdrygnąłem się lekko, a zaraz potem zobaczyłem uśmiech na twarzy Tobiasa, który mówił sam za siebie. Zawstydził się i najwyraźniej miał co opowiadać, w przeciwieństwie do mnie. Podpity ja nie może powiedzieć o swoim ukochanym, nawet jeśli wszyscy będą nalegać. Ominę ten temat najprościej jak się da.

– Tobias, nie mówiłeś mi jeszcze dlaczego Caleb Lee z klubu lekkoatletycznego cię wkurza – powiedziałem szybko, podsuwając do końca stołu swój kieliszek, żeby jedna z dziewczyn go napełniła. Nie za bardzo pamiętałem jej imię, ale po tej nocy ona zapomni całego mnie.

– Racja, racja. On po prostu... od samego początku wydawał się taki sztuczny. Doskonale o tym wiesz, też go pewnie nie polubiłeś.

– Z czasem zmieniłem swoje nastawienie do niego. A tobie coś robił?

– Nie i w sumie dobrze, że nawet nie spróbował! Dostałby ode mnie w fiuta! Tak, żeby też mu w pięty poszło!

Nie wiem czemu, ale na te słowa głośno się zaśmiałem. Inni poszli za moim przykładem, również wybuchając śmiechem. Ta śmiechawka trwała dobrą minutę, zanim niejaki Eric (chyba tak się nazywał) postawił kolejną butelkę alkoholu na stolik. Zapadła kolejna tego wieczoru cisza, przerywana pukaniem w drzwi.

– Koledzy moi, pochwalcie się swoimi pierwszymi razami.

– To też jest bardzo dobry temat – Tobias wziął od wysokiego bruneta butelkę z trunkiem, zaczynając ją otwierać. Robił to nieumiejętnie, jednak jakoś udało mu się ja otworzyć. W pierwszej kolejności polał mi, dopiero potem sobie. – Po wódce trochę trudniej się myśli... Mój pierwszy raz był w ostatniej klasie gimnazjum. Miałem wtedy dziewczynę, zrobiliśmy to w przedostatni dzień szkoły w toalecie dla niepełnosprawnych.

– No nie wierzę! Szaleniec nam się trafił!

– Chwila, ale nie w szkole... To chyba była toaleta w galerii. Pamiętam, bo śmierdziało gorzej niż w tej szkolnej.

– Taka historia... Victor, teraz twoja kolej.

Wzrok wszystkich skierował się na mnie. Temat, którego najbardziej się bałem od samego jego zaproponowania się pojawił, a on sprawiał we mnie dreszcze. Miałem skłamać? Powiedzieć połowiczną prawdę? Co w takiej sytuacji powinienem zrobić? Nie powinni w szkole uczyć nas, jak się podczas takich rozmów zachować? W głowie miałem tyle pytań, a tak mało odpowiedzi... Postanowiłem powiedzieć odrobinę zmienioną prawdę.

– Mój pierwszy raz był w tamtym roku... na... wakacje. Dziewczyna, z którą to robiłem była... Rolnikiem. Wydawała się spokojna, ale kiedy udało nam się zostać sam na sam okazał... a się bardzo dzika. Skakała na mnie i takie tam...

– Nuda!

– Elizabeth, nie dokuczaj mu! Sama teraz opowiedz o swoim pierwszym razie!

– Em... Kobiet się o to nie pyta... Haha... – dziewczyna, która jeszcze chwilę temu śmiała się ze mnie nagle się zawstydziła. Kilka osób wpadło w śmiech, jednak mnie dopadł spokój, że już mam to za sobą.

Telefon w mojej kieszeni spodni zawibrował, więc wyjąłem go szybko, chcąc zobaczyć czym było to powiadomienie, które dostałem. Okazało się, że była to wiadomość od Evana. Postanowiłem od razu ją odczytać. Nie było mi to jednak dane.

– Ej, ej, oczy skierowane są do kieliszka – Tobias w mniej niż sekundę odebrał mi telefon, patrząc na jego zawartość. Ekran był włączony, więc chłopak widział teraz moją całą konwersację z Evanem. Wręcz zamarłem z tego powodu. – Co do... Kim, do cholery, jest Evan?

– To jest... Nieważne kto, oddaj mi telefon

– "Nie ma cię od godziny, martwię się." "Dobranoc, kocham cię." "Co powiesz na randkę w następną niedzielę?". Co to, do kurwy, ma być?

Tobias z niesmakiem oddał mi telefon, oddalając się wraz z krzesłem od stołu. Pozostali w pomieszczeniu również to zrobili, patrząc na mnie, jakbym dostał jakiejś choroby, od której na sam widok mogli się zarazić. W ich oczach bardzo dobrze było teraz widać obrzydzenie do mnie, dlatego uznałem, że najlepiej jest się wycofać. Musiałem uciec, ale nie mogłem ruszyć się z miejsca. Moje ciało skamieniało.

– Umawia się z tym chłopakiem?

– Zboczeniec...

– Może jeszcze ze sobą sypiają?

– No nie wierzę! A więc moje przypuszczenia były słuszne! Nie dość, że gej, to jeszcze ciągnie go do klasy najniższej! – Tobias wskazał na mnie palcem, przybierając na twarz minę agresywnego nastolatka. Cały spokój z niego uleciał i teraz jedyne, czego chciał to pocisnąć ze mnie bekę. W moim gardle pojawiła się spora gula, od której nie mogłem się nawet odezwać. – Jesteś ohydny! Nienormalny! Zobaczysz, społeczeństwo niszczy takich jak ty! Wymyśliłeś sobie, że pieprzenie kolesiów jest fajne! Zwykły zwyrol i zboczeniec! Założę się, że ten twój lowelas tylko cię wkręca!

Nie mogąc już wytrzymać więcej wstałem, kierując się niemal biegiem w stronę wyjścia. Nikt raczej za mną nie biegł, chociaż nie sprawdzałem tego. Do moich oczu napłynęły łzy, od których zaczęły mnie one szczypać. Wchodząc w tłum dobrze bawiących się ludzi zacząłem szukać Evana. Chciałem już wyjść z tej imprezy i najlepiej wrócić do domu. Szukanie ukochanego nie trwało długo, ponieważ to Evan znalazł mnie. Widząc mój stan zapytał, co się stało. Przez chwilę mu nie odpowiadałem.

– Wychodzimy z tej imprezy... – powiedziałem ochrypłym głosem, chwytając szatyna za rękę. Pociągnąłem go w stronę drzwi i po przekroczeniu ich nie przestawałem przyspieszać naszego chodu. Dopiero mocne pociągnięcie za ubrania sprawiło, że się zatrzymaliśmy pod światłem latarni. Zwróciłem wzrok na Evana, mimo że ledwo go widziałem.

"Co się dzieje? Dlaczego wyglądasz jak jedno wielkie nieszczęście? Ktoś cię tam skrzywdził?"

Poczułem ciepło na sercu, widząc martwiącego się o mnie Evana. Zwróciłem ku niemu swoje ciało, chowając przy okazji telefon, którego wcześniej nie zdołałem ukryć. Starałem się wytrzeć z oczu łzy, ale były takim utrapieniem, że pozwoliłem zrobić to chłopakowi za mnie. Robił to delikatnymi chusteczkami, które potem schował do swojej kieszeni, gdyż nie było w pobliżu kosza.

– My... piliśmy i wtedy... oni... Chcę po prostu do domu... – rozkleiłem się kolejny raz, dając wygrać łzom. Evan pochwycił w swoje dłonie moją miezernie wyglądającą twarz i pomimo że mogła wyglądać teraz ohydnie ucałował mnie w usta. Potem przytulił mnie, kładąc mi głowę na jednym ze swoich barków, żeby było mi lepiej się wypłakać. Jego wsparcie w tym momencie znaczyło dla mnie wiele. Byłem mu za to wdzięczny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro