~ROZDZIAŁ CZTERNASTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Thomas został w szpitalu na dość długi czas, a Evan starał się odwiedzać go na zmianę ze mną. W niektóre dni po prostu nie mógł, ponieważ musiał załatwić coś w domu. Trochę mnie to ciekawiło i trochę dawało do myślenia. Co takiego Evan miał do zrobienia w domu? A może była to jedynie wymówka, dzięki której ja i chłopak przebywający w szpitalu bardziej się do siebie zbliżymy? Poznanie odpowiedzi nie jest takie łatwe.

Czasami zdarzało się tak, że przychodziliśmy z Evanem do Thomasa razem. Lekcje migowego, których w tym czasie przeprowadzaliśmy z każdym dniem przynosiły efekty i byłem już w stanie wymigać oraz zrozumieć niektóre zwroty. Żeby stać się mistrzem, będę musiał do tego poświęcić o wiele więcej czasu. Gdy po przebytej rozmowie rękami wychodziliśmy z pokoju Thomasa, moja głowa podświadomie wracała do momentu naszego przytulenia się. Już zdążyłem zapamiętać krzesło, przy którym to się stało i niemal zawsze odruchowo na nie patrzyłem. Co dziwniejsze, Evan coraz częściej przebywał w mojej głowie. Przyłapywałem się na tym niezliczoną ilość razy, na co oczywiście wpływu nie miałem. On mnie uczył, był moim przyjacielem i w dodatku co jakiś czas wysyłał mi memy z kotami (bo sam go o nie prosiłem). Nasza relacja jest trudna do zrozumienia.

"Jesteś coraz lepszy w migowym."

Evan pochwalił mnie (oczywiście machając rękami) z uśmiechem na ustach, przez co poczułem się dość dziwnie. Chyba udało mi się odwzajemnić uśmiech, jednak wydawało mi się, że zamiast niego moja mina była co najmniej dziwna. Mogłem się przy nim zachowywać normalnie, czemu moja twarz oraz ciało tak reagowało?

– Dobrze to wiedzieć...

– A ja nadal nie rozumiem tego waszego machania rękami – dopowiedział po mnie Peter, opierając się na ramę bibliotekarskiego krzesła, myśląc że tak wygląda fajniej. Nie wyglądał, byłem całkowicie pewny, że niedługo się wywali. Dosiadł się do nas z nudów, na co wcale mu nie pozwoliłem. Evan jednak chciał go bliżej poznać, więc musiałem się zgodzić.

– Cóż, skoro ja się tu uczę nie widzę problemu, żebyś robił to samo.

– Ale ty robisz to już jakiś czas! Jesteś o wiele dalej ode mnie! Evan, a może i mnie być pouczył?

– On nie ma czasu uczyć dwóch osób na raz, jeśli chcesz mogę ci skserować pierwszych kilka stron z mojego zeszytu – odwiodłem przyjaciela od pomysłu uczenia się ze starszym, pokazując mu początek mojego zeszytu sprzed ponad pół miesiąca. Przez ten czas prawie zdążył się zapełnić, niedługo nie będzie w nim miejsca. Nagle Evan zwrócił na siebie moją uwagę.

"Pójdę kupić sobie coś do picia. Zaraz wrócę."

Chłopak wstał od stołu, czym odrobinę zaskoczył Petera. Pomachałem mu i zamigałem, że będziemy tu czekać. Gdy Evan już całkowicie zniknął za wyjściem, poczułem na sobie wzrok siedzącego obok mnie bruneta.

– No co...?

– Gdzie poszedł?

– Po picie. Zaraz wróci.

– Ah... Okej, skoro go nie ma... Stary, czy ty go lubisz? W sensie romantycznym – po usłyszeniu tego pytania moje oczy musiały rozszerzyć się do wielkości nieporównywalnej do największej monety walutowej. Usta otworzyły się, mając zamiar coś powiedzieć, jednak nie były w stanie, gdyż byłem w zbyt dużym szoku.

– Ja... No ten... Znaczy...

– Zachowujesz się zbyt oczywiście. Moje gratulacje, w końcu zrobiłeś krok ku dorosłości!

– Ale ja nic nie...

– Już, już! Nie musisz się tym przejmować! Miłość to miłość, nie znienawidzę cię, gdy zaczniesz się z nim spotykać! Masz do tego prostą drogę! – Peter zaczął klepać mnie po plecach, a widząc że Evan zaczyna do nas wracać z jego ust uleciał pisk, który zignorowałem, ponieważ byłem w większym szoku, niż wcześniej. Te kilka sekund mnie zmieniło.

Po zapełnieniu jednego pustego krzesła moje oczy spotkały się z tymi Evana. Trwało to kilka sekund, zupełnie jak szok sprzed chwili. Mój umysł spoważniał, zacząłem wyobrażać sobie jak by to było gdybyśmy... się pocałowali. Zawstydziłem się na te myśli i wstałem, zbierając wszystkie moje rzeczy. Nie mogłem teraz tu być, chyba właśnie przeżywałem kryzys egzystencjalny.

– J-ja muszę iść, nauczyciel poprosił mnie o przygotowanie sali... – skłamałem na szybko, widząc śmiejącego się w tle Petera. Jego reakcja wcale nie pomagała, wręcz robiła wszystko na gorsze.

"W porządku. Jutro znów się widzimy?".

– Tak, nadejdzie to szybciej niż ci się wydaje, haha...

Takim sposobem opuściłem bibliotekę. Musiałem sprawić tym przykrość Evanowi, w końcu była to pierwsza taka sytuacja. O co w ogóle chodziło Peterowi? Jestem zakochany? I to w dodatku w Evanie? Niedorzeczność! Łączy nas przyjaźń, a przecież czasem w przyjaźniach dzieje się tak, że nawet faceci się przytulają... Ja chyba szaleję.

Moje kroki na korytarzu powoli zamieniały się w bieg. Chciałem uciec, ale właściwie przed czym? To nie tak, że coś mnie goniło, więc po co było mi uciekać? Omijałem innych uczniów, co jakiś czas zaczepiając ramieniem o pojedyńcze osoby. Nagle ktoś wyszedł zza ściany przy schodach, z nieuwagi i zbyt dużego rozpędu wpadłem na tego człowieka, lądując z nim na podłodze. Ból przeszedł przez moją rękę, a zaraz potem usłyszałem jęk bólu tej drugiej osoby. Spojrzałem na kogo trafiłem i z niezadowoloną miną zobaczyłem Tobiasa, trzymającego się za kostkę.

– Ty debilu! Nie wiesz, że nie biega się po korytarzu?! – chłopak zaczął na mnie wrzeszczeć, a wokół nas zaczął pojawiać się tłum ludzi. Ciekawiła ich zaistniała sytuacja, chociaż żadne z nich nie zamierzało nam pomóc.

Miałem już zacząć przepraszać lecz nim się obejrzałem pojawiła się przy nas nauczycielka, pytając co tu zaszło. Ktoś od razu opowiedział jej małe streszczenie tej sytuacji, a ja chciałem zapaść się pod ziemię bardziej, niż podczas pobytu w bibliotece. Nie wiem już, czy to moja wina, czy Petera, bo przez niego zacząłem widzieć w głowie niedorzeczne historie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro