~ROZDZIAŁ CZWARTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez następne kilka dni wiele razy widziałem Evana na szkolnym korytarzu. Wymienialiśmy między sobą przyjazne spojrzenia, jednak za każdym razem on szybko odchodził. Prawdopodobnie myśli, że jestem dziwny i tylko wtykam swój nos tam, gdzie nie trzeba. Może czasami tak robię, ale tym razem chyba nie przegiąłem. Czy przegiąłem? Powinienem z nim o tym porozmawiać? Lepiej nie, wyjdę na histeryka.

Od incydentu w damskiej toalecie prawie w ogóle nie widziałem się z Tobiasem, a przecież mamy czasami wspólne lekcje. Przykładowo taką biologię. Gdy raz skrzyżowaliśmy ze sobą spojrzenia na jednej z takich lekcji, on od razu z grymasem na twarzy odwracał się, wprawiając mnie w niemiłe uczucie. Czułem się ignorowany. Mimo, że już nie jesteśmy przyjaciółmi, ja nigdy nie przestałem o nim myśleć, jak o przyjacielu. Gdyby pewnego dnia Tobias przyszedł do mnie i przeprosił za to, co między nami zaszło, nie wahałbym się i na nowo zacząłbym się z nim przyjaźnić. To najpewniej nigdy się nie zdarzy, jednak wolę myśleć, że tak.

W szkole tworzą się grupy społeczne, które oczywiście mają po inne limity słów. Każda taka grupa ma na stołówce przydzielone miejsca. Blisko drzwi siedzą maniacy zdrowego żarcia, obok nich osiedlili się ci, którzy grali w football, alternatywki, szkolne gwiazdy... Są też stoliki dla "tych lepszych". Jest ich może pięć. Siedzą przy nich jedynie ci, którzy mają nieograniczoną liczbę słów, w tym ja. Nie często zdarza mi się tam siedzieć, ponieważ dzieciaki są wredne, zadufane w sobie i myślą, że wszystko im wolno skoro urodzili się w najwyższej hierarchii. Tylko z niektórymi dobrze się dogaduję.

- Victor! Tutaj! - dobiegł mnie zaprzyjaźniony głos, który od razu rozpoznałem. Kilka sekund zajęło mi znalezienie osoby, która do mnie krzyknęła. Po chwili usiadłem przy jednym ze stolików, który nie był przeznaczony dla mnie, a bardziej dla Rolników. Miałem to gdzieś.

- Hej, Peter. Dzięki, że mnie zawołałeś.

- Drobnostka! Dobrze wiem, że na stołówce się nie odnajdujesz, więc dla ciebie nawet marnowanie słów jest fajne!

- Nie musisz tego robić. Już i tak dużo ich zmarnowałeś. Nie jesteś Apostołem, pewnego dnia zamilkniesz, jeśli nie będziesz się pilnował.

- Życie jest krótkie! Będę działać wbrew schematom, nikt nie zmusi mnie do milczenia!

- A twoja dziewczyna? - zapytałem, otwierając swój budyń, a brunet siedzący obok mnie zaczął wysilać swoje szare komórki, by jakoś mi odpyskować. W takich momentach zwyczajnie się z niego śmiałem.

- J-ja przynajmniej kogoś mam!

- Mam szesnaście lat, na razie nie to mi w głowie. Jeśli znajdę kogoś wyjątkowego, obiecuję, pierwszy się o tym dowiesz.

- Jeśli, prawiczku.

Przewróciłem na tą odpowiedź oczami i w tym samym momencie po całej stołówce rozniósł się głuchy dźwięk spadającej tacy oraz damski krzyk. Ten krzyk był mi bardzo dobrze znany, nie pierwszy raz go słyszałem. Należał on do Nancy White, Apostołki, która należy do tych wrednych dzieciaków, z którymi się nie zadaję. Każdy w tym dużym pomieszczeniu spojrzał na dziewczynę. Okazało się, że zderzyła się z jakimś innym uczniem i była cała w sałatce z zielonego groszku. To oznaczało aferę, której nawet nauczyciele nie przerwą.

- Ty debilu! Miernoto! Wiesz, ile kosztowała ta bluzka?! Ona jest więcej warta, niż twoje organy! Masz pojęcie, że ją pierze się tylko ze specjalnym płynem?! - blondynka obrzucała chłopaka stojącego obok niej wyzwiskami, a on rękami próbował ją uspokoić. Musiał być Rybą, skoro nic nie mówił.

Chłopak, który najpewniej był ofiarą całej tej sytuacji wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Nie lubię, gdy tacy ludzie są źle traktowani. Chcę coś z tym zrobić, ale... czy to coś da?

Po chwili zastanowienia wstałem od stołu, by pójść do złej blondynki, jednak z chwilą, gdy to zrobiłem, przy Nancy pojawił się Evan, stając między nią, a tym chłopakiem. Zasłaniał go swoim małym ciałem. Wszyscy spojrzeli na Evana z zaciekawieniem, co w tej sytuacji zrobi. Sam byłem ciekawy, co wymyślił, ale bałem się, że Nancy widząc taką postawę nie wytrzyma i zaatakuje słownie oraz fizycznie nawet jego. Wznowiłem chód, na wypadek gdyby tej dziwaczce miało odbić.

- A co to? Ryba broni swojego przyjaciela? Bardzo zabawne. Odsuń się, Rybko. Nie z tobą rozmawiam - Evan nie zmienił wyrazu twarzy. Ciągle patrzył na wyższą od siebie dziewczynę z uporem, nie ruszając się nawet na milimetr. Pokręcił głową na znak, że nie zamierza robić tego, co rozkazała mu Nancy.

- Nancy, chłopak ci się stawia!

- Brak poszanowania do klasy wyższej.

- Zamknąć się! Słuchaj ty, jak ci tam! Odsuń się, albo pożałujesz! - Nancy tupnęła swoim butem z lekkim obcasem o podłogę, a Evan znów pokręcił głową na "nie". Wyjął za to paczkę chusteczek z kieszeni spodni i podarował je dziewczynie. Było widać wyraźną złość na jej twarzy. - Jak śmiesz?! Nie będę przyjmować litości jakiejś Ryby!

Nancy zamachnęła się ręką i dość brutalnie wywaliła z rąk Evana chusteczki. Chłopak przybliżył ją do siebie, bo najwyraźniej go bolała, a blondynka ponownie się zamachnęła, ale tym razem drugą ręką. Miała zamiar uderzyć go w twarz. Nie czekając na nic, w mgnieniu oka podbiegłem do nich, chwytając podniesioną rękę dziewczyny. Powstrzymałem ją tym od uderzenia niewinnej osoby.

- Co ty wyprawiasz, Nancy? - starałem się grać tego neutralnego, chociaż w środku aż wrzałem ze złości. Nie mogłem uwierzyć, że dziewczyna, z którą siedziałem w jednej ławce w podstawówce jest zdolna do czegoś takiego. Kiedyś taka nie była.

- Nie wtrącaj się, Victor!

- Moim zdaniem jest się do czego wtrącić. Postradałaś rozum, że atakujesz bezbronnych? Tylko dlatego, bo zniszczył ci bluzkę, a drugi zaoferował pomoc?

- Żebyś wiedział!

- Ty naprawdę nie masz już rozumu - puściłem rękę blondynki, która od razu po tym odeszła i spojrzałem na Evana. Masował lekko czerwoną rękę z bliznami i chyba nic poza tym mu nie było. Swoją uwagę zwróciłem na drugiego chłopaka, który po zobaczeniu mnie wzdrygnął się, natychmiast odbiegając.

Nie rozumiałem jego zachowania. W dodatku Evan wybiegł zaraz po nim. Chciałem pobiec za nimi, ale wtedy przyszedł Peter, mówiąc że dobrze zrobiłem. Zaprowadził mnie na nowo do stolika, w którym jedliśmy. Sytuacja z przed chwili uspokoiła się i nagle wszyscy zapomnieli o tym, co zaszło. Mi nie dawało to spokoju do końca przerwy. Zastanawiałem się, czy u Evana i tego drugiego chłopaka było wszystko dobrze. To raczej dobrze, że się martwię... Ale czy na pewno o nich obu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro