~ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Bycie w związku wcześniej kojarzyło mi się z czymś bardzo odległym. To, że znajdowały się dziewczyny, które chciały ze mną chodzić nie oznacza, iż powinienem próbować wchodzić z nimi w relacje. Niektórzy ludzie chodzą na skróty, znajdując sobie partnerów poprzez internet lub inne, dorosłe rzeczy. Moim zdaniem najpierw powinno się zbudować mocne relacje między partnerem, a dopiero potem... może robić te inne rzeczy.

Od poproszenia Evana, by zaczął ze mną chodzić minęły cztery tygodnie. W tym czasie poszliśmy jeszcze na dwie randki, po których zawsze rozdzielaliśmy się z uśmiechami. Zdarzało się też, że się całowaliśmy na pożegnanie, ale to temat na inną okazję. Widywaliśmy się chyba częściej w szkole, niż poza nią. To było w sumie do przewidzenia, jednak czasami nie mieliśmy czasu spędzać razem przerwy. Ja miałem próby do przedstawienia, treningi do zawodów oraz inne nie związane z szatynem rzeczy, które musiałem rozwiązać. Tęskniłem i nie mogłem się doczekać naszego spotkania.

– Podnoś wyżej nogi! Tracę przez ciebie tylko czas! – krzyknął na mnie Tobias podczas mojego biegu w miejscu, uderzając mnie swoją kulą w stopę. Poczułem ból i przez to się zatrzymałem. Wiedziałem, że gdy trener rozkazał mu mieć na mnie oko nie skończy się to dobrze. Wolałem już ćwiczyć sam. – Co się z tobą dzieje? Pogorszyłeś swoją formę.

– Cóż, nie biegam tak często w zawodach, jak ty... Ale formę mam dobrą, codziennie z rana biegam po mojej dzielnicy.

– A następnie kupujesz sobie pączka! Ja już znam te twoje "bieganie"! Po prostu się przyznaj i nie zawracaj mi głowy tymi wymówkami!

– Przynajmniej mnie nie bij...

Tobias kolejny raz uderzył mnie swoją kulą i kazał skupić się na robieniu przysiadów. Na początek miałem ich zrobić 30, co wcale nie było dużą liczbą lecz już przy 17 zaczynały mnie boleć nogi. Wtedy spojrzałem na jedną ze ścian szkolnej siłowni. Nie była ona duża, jednak przynajmniej 10 uczniów mogło w niej przebywać. Bez nadzoru trenera nie mogliśmy używać znajdujących się w pomieszczeniu rzeczy, więc zostawały jedynie ćwiczenia w miejscu. Mój dawny przyjaciel postanowił mnie torturować w ramach porannego treningu. Może i nie muszę go słuchać, ale gdyby Evan się o tym dowiedział, dostałbym karę w postaci cichych dni. Jednak czy zazwyczaj nie są one ciche?

W pewnym momencie mój telefon, który przetrzymywał Tobias głośno oznajmił, że przyszła do mnie wiadomość. Chłopak wyjął urządzenie ze swojej kieszeni i sprawdził, co lub kto przeszkadzał mojemu treningowi. Pomyślałem, że mógł to być Evan, więc zabrałem swój telefon z jego rąk jak najszybciej umiałem. Spotkałem się z niezadowoleniem Tobiasa, jednak miałem rację. Evan napisał, że Thomas wyszedł w sobotę ze szpitala i dzisiaj będzie w szkole. Potem dodał, że spotkamy się na jednej z przerw, na końcu zostawiając serduszko. Często tak robił, ale nie przyzwyczaiłem się jeszcze do takich rzeczy i nieświadomie zaśmiałem się pod nosem.

– Wracaj do treningu, a nie memy przeglądasz! – telefon został mi zabrany i odłożony na jedną z ławek do odpoczynku. Tobias warknął na mnie, czym zmusił mnie do ponownego robienia przysiadów. Zrobił się opryskliwy, głośny oraz mało zabawny od czasów gimnazjalnych...

***

Czekanie na Evana podczas przerwy obiadowej według mnie trwało długo. Wcześniej te kilka minut były krótkie, a teraz wydawały się przyspieszać w godziny. Widząc go szukającego mnie na stołówce wstałem od zajętego stolika i niemal do niego krzyknąłem, jednak powstrzymałem się. Poczekałem aż mnie zauważy i wtedy mu pomachałem. Gdy już do mnie podszedł, zorientowałem się, że obok niego szedł Thomas. Przywitał mnie niezadowoloną miną, ale na pewno nie taką samą, jak przy naszym pierwszym spotkaniu.

– Cieszę się, że wyszedłeś ze szpitala, Thomas – powiedziałem podając mu rękę w ramach gratulacji powrotu do zdrowia, a ten od niechcenia ją uścisnął. Evan zamigał mu, że ma się zachować, a zaraz potem poszedł w stronę automatów, żeby coś kupić. Zostaliśmy z Thomasem sami.

"Jesteś bezczelny."

– Przepraszam...?

"Powinieneś. Ja leżę w szpitalu i wymiotuję krwią, a ty i Evan zaczęliście ze sobą kręcić. Nie umiałeś poczekać aż wyjdę? Na razie nie macie ode mnie błogosławieństwa."

– To jest... Evan ci powiedział?

"Nie, przypadkowo przeczytałem kilka waszych wiadomości i połączyłem fakty. Potem zapytałem Evana, potwierdził moje przypuszczenia."

Poczułem się dziwnie. Do mojej głowy napływały myśli, że Thomas zachowuje się w taki sposób dlatego iż sam lubi Evana, ale po prostu mu tego nie powiedział. Wyobrażając sobie jak to z nim Evan chodzi na randki dostawałem dreszczy, jednak to raczej nie mogło być to. Patrząc na jego twarz nie widać było zazdrości, a coś na wzór niezadowolenia. Powinienem dopytać się, dlaczego mnie nie akceptuje? Będzie to chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji.

– Jeśli mogę wiedzieć... Dlaczego nie akceptujesz naszej relacji? – zapytałem poważnie, czym zdziwiłem jedzącego swoje drugie śniadanie bruneta przede mną. Musiał odłożyć jedzenie, żeby mi odpowiedzieć, ale zanim to zrobił wziął jeszcze kilka gryzów.

"Pytasz, bo uważasz mnie za homofoba, czy z jakiegoś innego powodu?"

– No... Mam nadzieję, że nie żywisz do niego innych uczuć niż jedynie przyjaźń...

"Możesz być spokojny, nie interesuję się chłopakami. Po prostu jestem zawiedziony, że Evan wybrał kogoś takiego jak ty. Chociaż w porównaniu do przeszłości gust wyraźnie mu się zmienił."

Chciałem zapytać Thomasa o co chodziło z tą "przeszłością", jednak Evan zdążył do nas wrócić i tym przerwał naszą wymianę zdań. Do końca przerwy nie poruszyliśmy tego tematu, mimo że szatyn pytał nas dlaczego między nami widać napiętą żyłkę. Odpowiadaliśmy, że to nic takiego, a ja zacząłem się zastanawiać, czy przede mną Evan miał inne obiekty zainteresowań. Nie, żebym był zazdrosny... ale w jakimś stopniu byłem tego ciekawy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro