~ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Evan z jakiegoś powodu miał ochotę przyjść do mojego domu. Zdziwiłem się, gdy zapytał o to podczas ostatniej lekcji, jednak zgodziłem się, gdyż uznałem to za szansę na zostanie z nim sam na sam, nawet jeśli mama mogła być w domu. Po opuszczeniu przez nas szkoły szatyn złapał mnie za rękę i takim sposobem szliśmy. Nie przeszkadzało mi to, moje serce robiło się niespokojne z tego powodu, a fakt, że mogłem to robić nie tylko gdy nikt nas nie widział sprawiał we mnie ciepło. Chociaż byłem pewny, że mijane po drodze osoby dziwnie się na nas patrzyły.

Szatyn wydawał się bardzo zadowolony z naszego spaceru. Na jego ustach cały czas widniał uśmiech i aż korciło mnie, żeby zapytać, dlaczego jest taki wesoły. Zimny wiatr wiał nam w oczy, co było mało przyjemne. Jemu to jednak nie przeszkadzało.

– Wiesz... Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. Ale to dopiero gdy dojdziemy do mojego domu – powiedziałem, a Evan kiwnął do mnie w geście zrozumienia. Oboje wiedzieliśmy, że jeśli chłopak chce odpowiedzieć musi mnie puścić, ale chyba tego nie chciał. Ja także.

Dalsza droga minęła nam szybko i spokojnie. Tobias nadal miał problemy z nogą, toteż ze szkoły odbierał go ojciec swoim samochodem lub koledzy go podwozili. Nie mógł nas zaczepić oraz powiedzieć kolejne złe słowo na Evana. Już raz zaczął nas wyzywać, nie chciałbym żeby podobna sytuacja zepsuła nasz związek. Co prawda nie odpowiadam za to, co dawny przyjaciel powie, ale i tak czułbym się z tym źle. Z moją ręką było już lepiej, nie bolała, a to był dobry znak.

Gdy dotarliśmy pod nasz cel odsunęliśmy się od siebie. Nie chciałem na razie mówić rodzicom, że ja i Evan ze sobą chodzimy, ponieważ nie byłem pewny, czy dobrze to przyjmą. Wolałem z tym poczekać, najlepiej do momentu aż sam odkryję kim jestem. Wchodząc do domu przywitał nas Otto. Kot zasyczał na mnie i przymilił się do nóg Evana. Widzieli się tylko raz i już zdążyli się tak bardzo polubić?

– Evan! Jaka miła niespodzianka! – mama zauważyła nas zaraz po zamknięciu przeze mnie drzwi. Podeszła rozweselona do szatyna i przybiła z nim dwie piątki, zupełnie jakby byli dobrymi kumplami. Nie wiem, czy to Evan wszystkich oczarował, że tak go lubią, ale oby z moim tatą było podobnie.

– Może zostać na obiad?

– Ależ naturalnie! Za godzinę zawołam was na królika z grillowanymi pyrkami! Oczywiście o sosie pieczeniowym nie zapominając! Evan, chciałbyś na tę chwilę coś do picia?

Z iskierkami w oczach szatyn zamigał, że chciałby wody. Mama nie zrozumiała, więc musiałem jej wytłumaczyć, o co nasz gość prosił. Dostając szklankę wody poszliśmy na górę, do mojego pokoju. Kot mamy postanowił iść z nami, ale wygoniłem go. W żadnym wypadku nie dopuszczę, by coś zepsuło naszą rozmowę, o której myślałem od drugiego śniadania.

– Evan, porozmawiajmy – powiedziałem, odwracając głowę w kierunku chłopaka. Stał koło mojego biurka i popijał wodę ze szklanki. Wyglądał przy tym bardzo ładnie, więc na chwilę zapomniałem, co miałem powiedzieć i patrzyłem na każdy jego następny ruch, którym było odstawienie prawie pustej szklanki na blat oraz podejście do mnie. Potem stanął na palce, całując mnie krótko w usta i wybudzając z transu.

"W porządku. Obiecałem, więc odpowiem na każde twoje pytanie."

Usiedliśmy na moje łóżko. Evan siedział po turecku, a ja spróbowałem go skopiować, jedak ta pozycja nigdy mi nie wychodziła, więc po prostu jedną nogę wystawiłem za ramę mebla. Zwisała sobie beztrosko, ale zapewne da o sobie znać później. W każdym momencie może zacząć się w niej natrętne mrowienie, które czasami przechodzi po uderzeniu. Jednak sądzę, że brak swobody ruchu w ręce po przebudzeniu się jest gorsze.

– Posłuchaj... Od kiedy zaczęliśmy się ze sobą spotykać zauważyłem, że prawie nic o tobie nie wiem... Związek polega na mówieniu o sobie prawdy, więc czy zechciałbyś opowiedzieć mi o sobie więcej? – zapytałem z nadzieją, patrząc w zielone oczy chłopaka przede mną. Widziałem w nich wiele zrozumienia, dlatego raczej nie powinienem spotkać się z odmową.

"Oczywiście. Jest coś, co koniecznie chcesz wiedzieć?"

– Może to trochę nie na miejscu... Ale tak. Chodzi o twoje blizny. Na pewno masz je od kolców róż? Na początku ciężko mi było w to uwierzyć...

Po mojej wypowiedzi nastąpiła całkowita cisza. Żaden z nas nie zabierał się do ruszenia się, co sygnalizowało koniec tematu. Zacząłem mieć sobie za złe, że w ogóle poruszyłem coś, co dla niego może być ciężkim wspomnieniem. Moja ciekawość przekroczyła granice, powinienem go przeprosić. Z chwilą, gdy już miałem to zrobić ręce Evana ustawiały się do odpowiedzenia mi. To oznaczało, że jednak jest okej.

"Po części jest to prawda. Gdy miałem może sześć lat często pomagałem mamie w ogrodzie i kiedy chciałem, żeby ojciec zobaczył jakie śliczne róże razem wyhodowaliśmy, z nieuwagi popchnął mnie na nie, przez co poraniłem sobie bardzo mocno rękę. Pamiątką po tym dniu są te blizny. Uważam, że powinienem je ukrywać, ale mam alergię na większość materiałów rękawicowych."

– Wcale nie musisz ich ukrywać – chwyciłem Evana za rękę, na której miał blizny. Gładziłem ją spokojnie, jakby ta doznała ponownego wejścia w kolce i jedynie to mogło jej pomóc. Pomyślałem, że to nie wystarczy i z lekko czerwoną twarzą ucałowałem kilka z jego blizn. Po skończeniu Evan miał równie dorodnego buraka na twarzy. – Jak dla mnie są ładne. Dlaczego twój tata popchnął cię w krzaki?

"To było z nieuwagi. Tak naprawdę nigdy nie miałem dobrych relacji z rodzicami, ponieważ oboje są Apostołami, a ja urodziłem się Rybą. Chyba mnie nienawidzą."

– Bzdura. Każdy rodzic kocha swoje dziecko, nie powinni mieć do tego podstaw. Może po prostu nie potrafią ci tego okazać? Mam z nimi o tym porozmawiać?

"Nie trzeba. Na tę chwilę mieszkam sam z ojcem, ponieważ mama jest w szpitalu. Czasami się do mnie odzywa, jednak wiem, że nie lubi zakładać za każdym razem okularów, gdy piszę na kartce lub telefonie."

– Okej. Ale jakby co dasz mi znać, jeśli będziesz potrzebował wsparcia?

"Będziesz pierwszy, który się o tym dowie."

Na usta Evana wkradł się uśmiech. Poczułem ulgę, że chłopak postanowił podzielić się ze mną jednym ze swoich wspomnień. Dzięki temu zbliżamy się do siebie bardziej. Nie tylko w kontekście psychicznym, ale i fizycznym. Zielonooki przybliżył się do mnie, całując mnie nadzwyczaj uwodzicielsko, jak przez ten miesiąc jeszcze nie robił. Oddałem gest, mając na uwadze to, że w każdej chwili do pokoju może wejść mama.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro