~ROZDZIAŁ DZIEWIĘDZIESIĄTY ÓSMY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kanapki zjedliśmy po jakichś dwudziestu minutach. Ja zadowoliłem się jedynie dwoma, a Peter zjadł przynajmniej pięć (musiał być naprawdę głodny, skoro tyle ich pochłonął). Postanowiłem odnieść tacę z resztkami do kuchni. Jako gość niby nie powinienem tego robić, ale leniwy Peter tym bardziej nie zamierzał wstawać z wygodnego oraz nagrzanego miejsca. Po wyjściu z pokoju minąłem jak zwykle dziadka rodzeństwa i dopiero wtedy znalazłem się w kuchni. Hannah była zdziwiona, widząc mnie niosącego tacę.

– Przyszedłeś zamiast Petera? A to leń... Muszę go chyba pogonić do pracy – warknęła starsza, biorąc ode mnie tacę. Zaczęła ją czyścić, w głównej mierze pozbywając się z niej tylko okruszków od chleba. Postanowiłem zatrzymać się na chwilę w kuchni, żeby móc z nią porozmawiać. Peter najpewniej i tak przegląda dalej różne rzeczy na telefonie i nie powinien się martwić moją długą nieobecnością (wręcz mogła mu być ona na rękę).

– Nie trzeba, jestem chętny do pomocy, jeśli czegoś trzeba.

– Nie dawaj mu sobą manipulować. Musi wiedzieć, że to nie jest dobre.

Zaśmiałem się pod nosem na słowa siostry Petera, czując lekkie deja vu. Już raz odbyliśmy podobną rozmowę, która była całkiem niedawno, kiedy to odkryłem o tym, że mój przyjaciel traci słowa. Teraz czułem jak jego siostra nie tyle przekazuje mi wdzięczność gestami takimi jak robienie kanapek, czy częste zapraszanie mnie do nich, ale też chce, żebym wspierał Petera. Robię tyle, na ile mnie stać.

– Swoją drogą, podobno wybierasz się ze swoim chłopakiem na bal z okazji ukończenia szkoły. Szukasz może garnituru?

– Tak, ale to raczej nie będzie łatwe... Garnitury są drogie.

– Nie, jeśli wiesz, gdzie szukać. Mam znajomą krawcową, więc jeśli chcesz, może ona ci jeden uszyje? Powinna zrobić to taniej, niż gdybyś kupił jakiś gotowy w sklepie – powiedziała Hannah, odwracając się do mnie. Nad głową wtedy zapaliła mi się zielona lampka. Ten pomysł bardzo mi się podobał i nie wiedziałem nawet w jaki sposób powinienem jej podziękować. Może pewnego dnia kupię jej jakieś czekoladki?

– Tak, bardzo chętnie. Mogłabyś dać mi jakieś namiary na nią?

– Jasna sprawa, mam gdzieś w portfelu wizytówkę...

Hannah nie szukała długo wizytówki i po chwili mi ją dała. W międzyczasie z pokoju dobiegł mnie głos Petera, który jednak zniecierpliwił się moim zniknięciem. Zanim wróciłem do przyjaciela, podziękowałem jego siostrze i dopiero wtedy zacząłem iść znów tą samą drogą do znanego mi od dawna pokoju.

***

Do salonu krawcowejp, który znajdował się prawie że w samym centrum miasta postanowiłem udać się już następnego dnia. Akurat zaczął się weekend, więc postanowiłem wykorzystać tą sobotę właśnie w słusznym celu. Wejście było bardzo ładne, wręcz typowe dla francuskich renom. Sama nazwa była francuska. "La grâce" oznaczało po prostu "Gracja". Po wzięciu głębokiego oddechu postanowiłem wejść do środka, a moje przybycie do tego miejsca oznajmił dzwonek umieszczony przy drzwiach.

Pomieszczenie, w którym się znalazłem było głównie w kolorze brązowym i zielonym. Było tu ładnie lecz za kasą lub czymś podobnym nikt nie stał, co odrobinę mnie zdziwiło. Dopiero po chwili usłyszałem szuranie kapciami o panele i z zaplecza wyleciała młoda dziewczyna. Od razu rozpoznałem w niej swoją przyjaciółkę ze szkoły, Marthę. Byłem naprawdę zaskoczony, że tutaj była.

– Witamy serdecznie! W czym mogę pomóc? – zapytała, kompletnie nie zwracając uwagi na to, kim jestem. Wyglądała na zmęczoną bieganiem, jednak gdy tylko jej wzrok na mnie spoczął, od razu mnie rozpoznała. – Victor? Co tu robisz?

– Cześć. Ja też się ciebie tutaj nie spodziewałem. Potrzebuję usługi krawieckiej.

– No tak! Zaczekaj chwilę. Mamo! Mamy ważnego klienta!

Czarnowłosa ponownie poszła na zaplecze, a ja stałem dalej na środku, czując się miło, gdy młodsza nazwała mnie "ważnym klientem". Nie musiałem długo czekać aż przyjaciółka wróci ze swoją mamą. Gdy tylko przyszły, zacząłem się zastanawiać, czy powinienem zachowywać się jak klient, czy jak kolega jej córki. Z tego powodu odrobinę się spiąłem, nie wiedząc, co powinienem robić.

– To ten ważny klient? Twój znajomy? – zapytała kobieta, patrząc raz na mnie, raz na córkę. Już wiedziałem, po kim Martha była ładna. Gdy tylko wzrok krawcowej spoczął znów na mnie, wyciągnąłem ku niej rękę, chcąc się przedstawić. Powinienem chyba grać jednocześnie klienta i przyjaciela jej córki...

– Dzień dobry, nazywam się Victor Lavelle...

– Och! To ten chłopak z francuskim nazwiskiem! Martha mi o tobie wiele opowiadała. Ja się nazywam Lina Corbeau. Niewiarygodne, naprawdę masz białe włosy!

– Mamo...

– Tak, tak... Możesz do mnie mówić po imieniu. Czego potrzebujesz, chłopcze?

– Garnituru.

Po mojej odpowiedzi pani Lina zaprowadziła mnie do specjalnego pomieszczenia, gdzie miało odbyć się mierzenie moich wymiarów. Po drodze opowiedziałem kobiecie do czego jest mi potrzebny garnitur, a na jej ustach pojawił się uśmiech, który został na cały proces przykładania mi do ciała centymetra. Stałem w miejscu przynajmniej piętnaście minut, a potem przyszła pora na inne rzeczy.

– Proszę, oto mój katalog z krojami wzorów garniturów. Skoro jesteś tu z polecenia i znasz moją córkę dostaniesz pięćdziesiąt procent rabatu~ – powiedziała pani Lina, dając mi wspomniany katalog. Był dość gruby i ciężki, ale nie zraziłem się tym. Bardzo chętnie i dokładnie go przejrzę.

– Dziękuję. Zależy mi na tym, żeby garnitur był szary.

– Ciemny, czy jasny?

– Coś pomiędzy?

– Dobrze, przyniosę próbki materiałów. Za chwilę wrócę~

Zostaliśmy z Marthą sami. Między nami może i pojawiła się na chwilę cisza, a była ona spowodowana tym, że chciałem już zacząć przeglądać te kroje. Zależało mi na dobrym wyglądzie, tak samo jak mojej przyjaciółce, która postanowiła poszukać ze mną. Decyzja bowiem należała do mnie, ale mała pomoc się przyda. Po wielu minutach szukania, w końcu natrafiliśmy na ten odpowiedni. Aż zaświeciły mi się oczy, gdy zobaczyłem jaki jest ładny.

– Ten na pewno będzie ci pasował! Kiedy Evan cię w czymś takim zobaczy, oszaleje z miłości – zaśmiała się czarnowłosa, a mnie to również lekko rozbawiło. Martha zapisała numer kroju i odłożyła katalog na bok. Nadal musieliśmy czekać na jej mamę, aż przyniesie materiały.

– Mam taką nadzieję. A powiedz, co u ciebie i twojej dziewczyny? Układa wam się?

– Jak na razie tak... Ale nie mów tutaj o niej głośno. Moja mama jeszcze nie wie...

– Ach... Przepraszam. Rozumiem, co czujesz. Powiedz jej, kiedy będziesz na to gotowa. Ja swoim powiedziałem o mnie i Evanie w całkiem tragicznym momencie, ale z tego powodu chyba łatwiej było im to zaakceptować...

– Mojej mamie raczej nie będzie łatwo się z tym pogodzić... Po prostu poczekam. Nie spieszy mi się z wyjściem z szafy.

Spojrzałem na Marthę ze współczuciem i położyłem jej rękę na ramieniu, dodając jej tym otuchy. Podziękowała mi całkiem ładnym uśmiechem i po chwili wróciła do nas jej mama. Pokazała mi dosłownie trzy odcienie szarości jakie miała i zdecydowałem się na drugą z opcji. Jako iż szycie garnituru nie trwało jeden dzień, na dzisiaj złożyłem tylko zamówienie i musiałem przyjść co trzeci dzień na przymiarkę. Pożegnałem się więc z matką i córką, wracając wolnym krokiem w stronę swojego domu. Czułem się całkiem szczęśliwy, że udało mi się rozwiązać problem ze znalezieniem garnituru. Peter być może nie będzie zadowolony z mojego wyboru, ale nie dla niego to robię. Sprawię, że zarówno dla mnie, jak też Evana ten bal będzie niezapomnianym wydarzeniem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro