~ROZDZIAŁ DZIEWIĘDZIESIĄTY TRZECI~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podobno czas to pojęcie względne. Szybko mijające miesiące uświadamiają mnie w tym przekonaniu coraz bardziej i nie wiem, czy powinienem cieszyć się z tego powodu, czy smucić. Nadeszła zima, a skoro ona przyszła, niedługo skończy się ten rok szkolny. Mi został jeszcze jeden, ale będzie to ostatni spędzony razem z Evanem. Smuciłem się z tego powodu, ale wiedziałem, że nie będzie tak źle. Szatyn i ja poradzimy sobie ze wszystkim, co spotka nas w najbliższym czasie. Tego byłem bardziej, niż pewny.

Kiedy nadszedł grudzień, razem z rodzicami zdecydowaliśmy się w tym roku nie lecieć do Francji na święta. Był to pewien znak dla dziadka, że skoro nie dostałem jego wsparcia, nie zasłużył na to, aby mnie widzieć. Zostaliśmy w domu, co sprawiło, że razem z Evanem wpadliśmy na pewien pomysł, który przypadł naszym rodzicom do gustu z chwilą, gdy o nim opowiedzieliśmy. Święta mogły być dobrą okazją do poznania się naszych rodziców. Tak się na to ucieszyliśmy, że dzień przed wigilią nie mogliśmy przestać do siebie pisać. Wiedziałem, że rodzina Kosnackich pojawi się dopiero pierwszego dnia świąt, ale fakt, że w końcu ich sobie przedstawimy bardzo mnie cieszył. Evana także.

Wigilia minęła mnie i moim rodzicom spokojnie. Moja mama była odpowiedzialna za wszystkie posiłki świąteczne, ale z chęci zrobienia dobrego wrażenia na rodzicach Evana pomagałem jej i niektóre rzeczy były mojego autorstwa, jak na przykład sos do ziemniaków, czy farsz do indyka. Wigilia bez indyka to nie była wigilia. Pierwszego dnia świąt odrobinę się stresowałem. Godzina przyjścia naszych gości miała niedługo nadejść, a ja nie wiedziałem, czy wyjdzie tak, jak to sobie zaplanowałem. Tak właściwie to nic nie zaplanowałem, ale wolałem myśleć, że jednak tak. Już kilka razy rozmawiałem z rodzicami Evana, więc dlaczego miałbym się teraz tak stresować? To było naprawdę niesprawiedliwe, że miałem negatywne myśli...

- Victor, ktoś dzwoni do drzwi! - krzyknęła moja mama, a ja niemal od razu wybiegłem ze swojego pokoju na dół. Od kilkunastu minut układałem swoje włosy, żeby wyglądać na bardziej dojrzalej. Tak też się ubrałem. Miałem na sobie czarną koszulę oraz białe spodnie. Taki strój idealnie pasował do moich włosów, więc grzechem było go nie wypróbować.

Po otworzeniu drzwi od razu zawiał na mnie zimowy chłód. Był mocny, ale nic nie mogło zniszczyć mojej fryzury, ponieważ miałem na włosach lakier. Kilka sekund zajęło mi spojrzenie na naszych gości, których od razu zacząłem zapraszać do środka. Pierwszy wszedł Evan, za nim jego mama i na końcu pan Kosnacki (który swoją drogą przyjechał z dość dużym workiem, ciekawiło mnie przez chwilę co w nim było). To było prawdziwe szczęście, że mama Evana mogła być w domu na święta. Podobno lekarze ustalają, czy może już na stałe wrócić do domu, ale to na pewno jeszcze trochę potrwa. Chyba do naszego życia zaczynają napływać radosne kolory.

- Jak minęła państwu podróż? Nie było żadnych poślizgów? - zacząłem pytać, pomagając pani Kosnackiej ze zdjęciem kurtki. Wydawała się taka delikatna, zupełnie jak kiedyś Evan. Teraz szatyn się odrobinę zmienił, co oczywiście uznałem za pewien plus. A co jeśli Evan pewnego dnia mnie przerośnie? Czy to wtedy ja zostanę recesywną stroną w naszym związku?

- Nie, mój mąż na szczęście dobrze prowadzi. A co to za przepyszne zapachy, unoszące się w powietrzu?

- To potrawy mojej mamy. Jestem pewny, że się pani w nich zakocha.

Kiedy pomogłem gościom z zostawieniem swoich rzeczy, zaprowadziłem ich do salonu. Moi rodzice już stali przy przygotowanym stole i z uśmiechami na ustach czekali na nasze przyjście. Pierwszy wystąpili nasi ojcowie. Podali sobie w ciszy ręce, jakby obaj nie byli w stanie się odezwać. Mogli się wstydzić, ale byłem pewien, że gdy wyciągną alkohol, obaj zaczną gadać i nie będą mogli przestać. Nasze mamy za to od razu zaczęły rozmowę o swoich ubraniach. Ja się na tym nie znałem, więc jedynie stałem blisko Evana, udając że rozumiem obecną sytuację. Podczas tego stania, chłopak niespodziewanie złapał mnie za rękę. Zerkając na niego zauważyłem uśmiech na jego ustach. Widać było, jak wielkie jest jego zadowolenie z tego spotkania.

Po kilku minutach głośnych rozmów (które głównie prowadziły nasze mamy) usiedliśmy wszyscy do stołu. Jak na zawołanie mama pogoniła mnie ruchem nogi pod stołem, żebym to ja nałożył wszystkim po kawałku indyka i oczywiście się do tego zabrałem z małą niechęcią. Jedyną osobą, która nie chciała indyka był pan Kosnacki. Brał lekkostrawne rzeczy, co oczywiście zrozumiałem. Rozmów podczas jedzenia przybyło i czasami nie mogłem wziąć przez kilka minut jednego kęsa, ponieważ musiałem odpowiadać. Evan nie miał takich problemów, jednak z racji iż używał rąk do mówienia, czasami i on musiał cierpieć, a ja razem z nim. Takie poświęcenie dla miłości w sumie nie było złe. Moim zdaniem zyskałem tym wdzięczność szatyna i na pewno potem mi podziękuje.

- Chłopcy, myśleliście już może co będziecie robić po liceum? - gdy padło to pytanie obaj z Evanem spojrzeliśmy na siebie jednocześnie, nie mając pojęcia, co powinniśmy odpowiedzieć. Do tej pory sami nie poruszaliśmy takiego tematu, mimo że niekiedy nad tym myślałem. Tyle rzezy działo się przez te półtorej roku, że nie mogę nawet na szybko nic wymyślić.

- Ten... Pewnie studia...?

- Rozumiem, ale jakie konkretnie? Evan, masz za kilka miesięcy egzamin, wiesz gdzie potem pójdziesz?

Miałem nadzieję, że Evan pokręci głową w geście uniknięcia dalszych pytań na ten temat, jednak gdy zamiast tego zobaczyłem gest na "tak", poczułem się dość dziwnie. Jakbym... odkrył, że czegoś nie wiem. Przez resztę posiłku starałem się nie myśleć o tym geście, ale nie mogłem. Na pewno ktoś musiał zauważyć moje zmieszanie, co nie zostało więcej wspomniane. Słuchałem tylko dalszych rozmów naszych rodziców, ciesząc się, że tak dobrze się ze sobą dogadują. W dodatku w mojej głowie pojawiło się pewne pytanie. Jak będzie wyglądać moja przyszłość, jeśli Evan nie będzie obok?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro