~ROZDZIAŁ OSIEMDZIESIĄTY ÓSMY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po zobaczeniu Evana od razu zacząłem wychodzić z samochodu. Nie mogłem oderwać wzroku od jego poobijanej twarzy. Wyglądała w tym momencie tak krucho, że jedynie te plastry powstrzymywały mnie od wzięcia jego policzków i wycałowania jego ran. Przez to jednak mógł jeszcze bardziej ucierpieć, czego oczywiście nie chciałem.

Za mną z pojazdu wyszedł Oliver. Kiedy jego wzrok spotkał się z tym Evana, zauważyłem że nie patrzyli na siebie z szacunkiem, jak myślałem, że będą. Wydawało mi się, iż Evan złościł się na niego, a brunet pokazywał minę, jakby niezadowolenie Evana w ogóle go nie ruszało. Mój ukochany na pewno wszystko widział i dlatego musiał się tak teraz złościć. Kiedy miałem zamiar się odezwać, Evan podszedł do wyższego i uderzył go dość mocno w policzek. Był to niespodziewany ruch, nawet dla mnie. Potem szatyn wrócił do mnie i chwycił mnie za rękę, zaczynając odchodzić. Szliśmy przez pewien czas w ciszy, zatrzymując się dopiero przy przejściu dla pieszych. Nadal byliśmy blisko szkoły, ale Oliver już zniknął z naszych oczu.

Poczułem dziwne dreszcze na plecach, gdy Evan na mnie spojrzał. W jego oczach nie było już ani odrobiny grama gniewu, a bardziej... zawodu. Tym razem musiałem się odezwać, bo inaczej żaden z nas nie zacznie tego trudnego tematu. A właściwie to dwóch i to całkiem ważnych. Zanim jednak się odezwałem, Evan wyciągnął swoje ręce, zaczynając do mnie migać.

"Nie chcę, żebyś się więcej spotykał z Oliverem. To nie jest towarzystwo dla ciebie."

Po tych słowach miałem ochotę zapytać dlaczego tak twierdzi, jednak przypomniałem sobie, co przed chwilą miało miejsce. Oliver prawie namówił mnie na zapalenie jakiejś nieznanej mi substancji, co w moim wieku nie powinno mieć w ogóle miejsca. Rozumiałem już obawy Evana, jak też słowa, które pod koniec naszej pierwszej rozmowy powiedział mi Oliver. Nie chciał, żebym mówił o naszych małych spotkaniach Evanowi, ponieważ wiedział, że może za to dostać w twarz. Wszystko zaczynało właśnie tworzyć sens.

– Przepraszam... Nie spodziewałem się, że Oliver bierze takie rzeczy. Gdy byliście razem to też tak się zachowywał?

"Tak, ale na początku tego nie robił. Chciałem spróbować go zmienić, ale definitywnie się nie da."

– Rozumiem... Ja... To nie był pierwszy raz, kiedy z nim rozmawiałem. Praktycznie ukrywałem przed tobą fakt, że się z nim znam, za co bardzo mi przykro. Już więcej się do niego nie odezwę. A teraz... chciałbym z tobą porozmawiać o zajściu na patio – powiedziałem stanowczo, ściskając dłoń Evana. Ciepło uchodzące z jego dłoni dawało mi znak, że aż tak bardzo się dzisiaj nie pokłócimy.

Evan skinął w geście zgody głową i ruszyliśmy po chwili w stronę mojego domu. Była dopiero godzina trzynasta, dlatego powinniśmy być w domu sami. Żadne z moich rodziców nas nie podsłucha. Gdy dotarliśmy na miejsce ani na moment nie chciałem puszczać ręki Evana, jednak trzeba było zdjąć z siebie płaszcze jesienne. Nie trwało to długo i nim się obejrzałem siedzieliśmy w moim pokoju, pijąc na uspokojenie herbatę. Wciąż chciałem wycałować całą jego twarz, żeby jego rany zniknęły.

– Opowiesz mi ze szczegółami dlaczego biłeś się z Tobiasem?

Moje pytanie w ogóle nie zdziwiło szatyna. Trzymał kubek z napojem ze spokojem i nie wyglądało na to, że nie chciał niczego ukrywać. Najpewniej myślał jedynie, jak powinien dobrać słowa, żebym odpowiednio dobrze wszystko zrozumiał. Gdy już wiedział, co zamigać, Evan odłożył trzymany przedmiot, zwracając ręce w moim kierunku, niemal od razu zaczynając używać języka migowego.

"Już od kilku dni miałem zamiar jeszcze raz z nim porozmawiać, jednak nie było to proste, ponieważ mnie unikał. Złapałem go w końcu na patio i chciałem przeprowadzić spokojną rozmowę. Tobias nie był chętny, jednak go do tego przekonałem. Właściwie głównym tematem naszej rozmowy byłeś ty."

– Tego mogłem się spodziewać... Kto zaczął bójkę?

"Ja."

Odpowiedź Evana bardzo mnie zdziwiła. Dzisiaj naprawdę zachowywał się, jak zupełnie inna osoba, jednak ciągle przebywał w ciele mojego ukochanego. Podrapałem się po głowie, zastanawiając się nad dalszymi słowami, które do niego powiem. Tak wiele rzeczy mnie zastanawiało...

– Dlaczego to zrobiłeś?

"Wkurzyłem się kiedy pod koniec zaczął cię obrażać. Jedynie chwyciłem go mocno za kołnierz, chcąc żeby przestał mówić, a on wtedy mnie popchnął. W taki sposób zaczęliśmy się bić."

– Evan... Nie musiałeś się za mnie bić... – powiedziałem, wyciągając ku niemu ramiona. Chciałem, żeby chłopak się do mnie przytulił, ponieważ obaj na pewno właśnie tego potrzebowaliśmy. Evan od razu wpadł mi w ramiona, a ja widziałem przez ułamek sekundy łzy w jego oczach. Przylgnęliśmy do siebie na zaledwie minutę, potem wznowiliśmy rozmowę.

"Dlaczego nie jesteś na mnie zły, jak ja, kiedy ty się biłeś? Wiem, że nie powinienem był ulegać prowokacji Tobiasa i źle się z tym czuję."

– Nie jestem zły, tylko... odrobinę smutny. Przemoc nie jest rozwiązaniem i sam doskonale to już wiem. Zawiesili cię w prawach ucznia?

"Nie, ale Tobiasa raczej tak. Nie byłem przy tym."

– W pewnym momencie poznamy odpowiedź... Nie rób więcej takich rzeczy, okej? Ja też postaram się unikać kłopotów najlepiej, jak potrafię – powiedziałem, a Evan pokiwał głową. Kolejny raz go przytuliłem, obejmując go tak, jak jeszcze nigdy nie robiłem. Jego ciało było bardzo blisko niego, jednak w tym momencie nie dlatego, że pragnąłem jego dotyku, a samego faktu, że przy mnie był.

W pewnym momencie zapragnęliśmy z Evanem położyć się na wygodne łóżko i na nim kontynuować te miłe chwile. Widziałem dzięki temu lepiej jego twarz i tym razem faktycznie postanowiłem ją całą wycałować. Z ust Evana wydobywał się bezgłośny śmiech, który był całkiem uroczy (w dodatku on też całował moje powoli znikające limo pod okiem, przez co czułem się bardzo miło). Dzisiejszy dzień był ciężki i jedynie miło spędzony weekend może sprawić, że się odstresuję. Miałem wielką nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni i faktycznie zdobędę upragniony spokój.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro