~ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIĄTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiem jak długo trwała nasza podróż. Obudziłem się na ramieniu Evana, który zauważając że wstaję dopytywał się, czy czegoś potrzebuję. Dopiero co się obudziłem i po prawdzie niczego nie chciałem, więc pokręciłem mu głową na "nie". Byłem jeszcze trochę senny, ale dzięki klimatyzacji zaczynałem wracać do rzeczywistości, w której odkryłem, że Evan cały czas trzymał mnie za rękę. W normalnych okolicznościach pomyślałbym, że to urocze, jednak nie byliśmy sami i innym mogło to w jakiś sposób przeszkadzać. Koniec końców nie zrobiłem nic z tym, ponieważ dotyk jego dłoni był naprawdę miły. Chciałem go już nie puszczać.

Dojechaliśmy nad jezioro jakieś dziesięć minut po mojej pobudce. Wokół wody rozpościerał się dość gęsty las, a blisko zbiornika znajdowało się miejsce do piknikowania. Po zaparkowaniu w odpowiednim miejscu wyszliśmy z samochodu, chcąc wypakować z niego rzeczy. Jedyną osobą, która nie miała zamiaru nam pomagać był Peter. Od razu pobiegł w stronę jeziora, rozbierając się do bokserek. Nie wskoczył jednak do wody, jego dziewczyna i siostra zawołały go w tym samym momencie, dzięki czemu zrozumiał, że narobił sobie problemów. Ze smutną miną wrócił do nas, a jego karą za lenistwo było samotne wyjęcie wszystkich rzeczy (najpewniej chłopak będzie też sprzątał). Ja i Evan podśmiewaliśmy się z niego, ale tak, żeby mój przyjaciel tego nie widział (chociaż myślę, że jednak to widział).

– Naprawdę nie wiem, jak mój brat znalazł tak spokojnego przyjaciela... Nie jesteś nim czasem zmęczony? – zapytała mnie siostra Petera, Hannah. Usiadłem przy ławce, żeby dotrzymać rozkładającemu rzeczy Peterowi towarzystwa i zaskoczeniem dla mnie było, że starsza dosiadła się do mnie. Do tej pory widzieliśmy się jedynie kilka razy (czasami przychodziłem do domu przyjaciela), więc już od dawna się znamy. Z jej mężem też raz rozmawiałem.

– Cóż... To prawda, Peter potrafi być wkurzający i niekiedy sam siebie pytam, co takiego siedzi mu w głowie.

– Ja tak samo! Aż dziwne, że ma też dziewczynę...

– Wiecie, że was słyszę? – odezwał się Peter, otwierając przenośną chłodziarkę. Wyjął z niej colę i wziął dla siebie, żeby się ochłodzić. Zbliżało się południe i było strasznie gorąco (ale tak znośnie).

– A co z tobą, Victorze? Słyszałam, że też sobie kogoś znalazłeś i jest to ten uroczy chłopak, który zorganizował dzisiejszy dzień~

– Znaczy... Kto ci to powiedział...?

– Peter.

– Pleciuga... – powiedziałem pod nosem, patrząc wymownie na odchodzącego do Thomasa oraz Evana przyjaciela. Ten podrapał się po karku, jakby wyczuwał, że intensywnie się na niego patrzę. – Tak, Evan i ja ze sobą chodzimy... Nie jesteś zdziwiona...?

– Ależ skąd! To było całkiem urocze, widząc was trzymających się za ręce podczas jazdy. Miłość to miłość. Wszyscy tutaj pewnie i tak o was wiedzą.

– Chyba się nie mylisz...

– Victor, jubilacie! Chodź do nas! Mamy zamiar wejść do wody! – usłyszałem kolejny raz głos Petera. Pokazywał już pustą puszką po gazowanym napoju na wodę, ale mnie nie interesowała ta spokojna tafla. Skupiłem wzrok na Evanie, który zdejmował z siebie ubrania (robił to, by odkryć swoje spodenki kąpielowe).

– Już idę!

Ruszyłem do swoich (tak jakby) rówieśników, również rozbierając się do samych kąpielówek (miałem je pod ubraniami, żeby nie musieć się przebierać na miejscu). Przy zdejmowaniu spodni prawie się przewróciłem, jednak na koniec i tak udało mi się dojść na miejsce. Tam otrzymałem lekkie uderzenie w ramię (które oczywiście było od Petera), a zaraz potem cała nasza czwórka wskoczyła do wody. Umiałem pływać, więc taki skok nie był dla mnie czymś wybitnym (po prostu szczypały po tym oczy i włosy odrobinę opadły). Mimo to uczucie wskakiwania było... niesamowite.

Po wynurzeniu się zacząłem płynąć w stronę Evana (okazało się, że jako jedyny nie wskoczył, a ostrożnie wszedł do jeziora). Peter i Thomas zaczęli się ścigać, kto dopłynie do drugiego pomostu (bo bez nich to jezioro nie mogło być użytkowane do kąpieli), więc była to okazja do wspólnej zabawy.

– Woda nie jest za zimna? – zapytałem zaraz po podpłynięciu. Evan nie był w stanie mi odpowiedzieć (bo przecież ręce miał pod wodą, a nie machając nimi mógłby utonąć), więc jedynie pokręcił głową. Pływając tylko tak będziemy się porozumiewać. – Popływamy chwilę razem?

Evan uśmiechnął się wesoło na moją propozycję i powoli zaczął do mnie podpływać. Gdy był już wystarczająco blisko delikatnie zawiesił się na mojej szyi, przez co prawie polecieliśmy w dół. Moja równowaga w wodzie była jednak lepsza, dlatego dalej pływaliśmy. Szatyn odwrócił moją głowę w stronę chlapiących na siebie Thomasa i Petera. Miało to chyba znaczyć, że chce do nich dołączyć. Zgodziłem się i po chwili znaleźliśmy się przy nich.

***

Zabawa w wodzie trwała niemal godzinę (przynajmniej dla mnie). Wyszedłem w momencie, kiedy nie miałem już sił i usiadłem mokry na ręczniku, obserwując jak reszta nadal świetnie się bawi. W pewnym momencie Thomas też postanowił wyjść i zajął miejsce obok mnie (miał własny ręcznik). Przez jakiś czas między nami panowała cisza, jednak chłopak (tak jakby) ją przerwał, migając do mnie.

"Wydajesz się radosny tym dniem. Evan bardzo się postarał, żebyśmy tutaj przyjechali."

– Naprawdę? To kocha... miłe z jego strony. Ty za to nie wyglądasz najlepiej. Coś się dzieje?

"Wszystko tańczy i gra. Przynajmniej u mnie."

Thomas z jakiegoś powodu sprawił, że zacząłem się martwić. Nie miałem pojęcia, o co mogło mu chodzić, ale czułem, że nie pokazuje mi tych znaków bez powodu. Już miałem pytać, o co mu chodzi, jednak starszy wstał, znów idąc do wody (chyba spodobało mu się konkurowanie z Peterem). Wszedł do niej w tym samym momencie, kiedy Evan wyszedł. Wydawało mi się, że jest mu zimno, więc pobiegłem do niego z ręcznikiem. Podziękował mi za to wzrokiem i wtedy obaj wróciliśmy na miejsce mojego (usiedliśmy na nim razem, mimo że był za mały dla dwóch osób). Teraz zostaliśmy sami (przynajmniej na chwilę).

– Wiesz... Dziękuję, że zorganizowałeś tą wycieczkę. Nie spodziewałem się jej, ale okazała się całkiem miła – chłopak spojrzał na mnie, gdy skończyłem mówić. Wytarł ze swojej twarzy kilka kropel wody i zaczął mi odpowiadać.

"Nie musisz dziękować. Masz dzisiaj urodziny, więc chciałem ci sprawić przyjemność. W pozostałe dni wakacji będziemy mogli jeszcze kilka razy tu przyjechać, jeśli będziesz chciał."

– W pozostałe...? Nie wiem, czy będę w stanie, niedługo lecę do dziadków, którzy mieszkają we Francji... Wrócę pewnie pod koniec wakacji.

"Ile razy byłeś we Francji?"

– No... Lecimy tam co roku na wakacje, święta... Tak wiele, że już nawet nie liczę. Może chcesz polecieć ze mną?

Ostatnie zdanie powiedziałem z małą domieszką żartu. Evan chyba tego nie wyczuł i z gwiazdkami w oczach zaczął machać głową w geście zgody. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałem, co zaproponowałem i jakoś tak poczułem rumieńce na policzkach. Widząc chętnego Evana do odwiedzenia ze mną moich dziadków sam zaczynałem tworzyć w swojej głowie wizję naszych wspólnych spacerów pięknymi ulicami Paryża (bo tam mieszkali moi dziadkowie). Nie wiem, czy nasi rodzice pozwolą nam na coś takiego, ale zawsze warto mieć chociaż małą nadzieję, że tak.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro