~ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SZÓSTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Myśl, że Evan byłby zdolny polecieć ze mną do Francji nie opuszczała mnie przez następną godzinę. Już nie wchodziłem do wody, więc siostra Petera chciała, żebym jej pomógł w przygotowywaniu jedzenia (były to głównie pieczone kiełbaski, o dziwo przywieźliśmy ze sobą grill). Gdy przygotowania się skończyły wszyscy zebraliśmy się w jednym miejscu, czyli przy tej ławce ze stolikiem, przy którym wcześniej rozmawiałem z siostrą przyjaciela. Jedliśmy, śmiejąc się z wygłupów Petera. W trakcie jedzenia pod mój nos zostały postawione trzy prezenty. Spojrzałem na wszystkich ze zdziwieniem i wtedy (nie wszyscy, tylko ci, co mogli) krzyknęli... bardzo miłe słowa.

– Wszystkiego najlepszego! Żyj nam sto lat! – usłyszałem, a zaraz potem przy moim talerzu zostało postawione jabłko. Spodziewałem się jakiejś babeczki lub innych słodyczy, ale mój przyjaciel jak zwykle mnie zaskoczył (po minach pozostałych odgadłem, że myśleli o nim tak samo).

– Dlaczego jabłko...?

– Ponieważ tylko na to mogłem pozwolić swojemu portfelowi po kupieniu prezentu. Najlepszego!

Moją reakcją na słowa Petera był śmiech. Na inną nie potrafiłem się wysilić, ale to chyba dobrze. Widząc, jak chłopak postarał się specjalnie dla mnie ogarnęło mnie uczucie szczęścia, które na pewno pojawi się przy nim nie jeden raz. Taki przyjaciel był skarbem. W jego urodziny powinienem odwdzięczyć mu się czymś podobnym.

Zaczęliśmy zbierać swoje rzeczy zaraz po zjedzeniu (niemal wszystkich) kiełbasek. Nad jezioro przyjechała jakaś rodzina, a dzieciaki były tak nieznośne, że musieliśmy zebrać skę się w kilka minut spowrotem do samochodu. Usiedliśmy tak, jak ostatnio, jednak z tą różnicą, że Peter i jego siostra zamienili się miejscami. Evan i ja nie byliśmy już tacy pewni siebie, dlatego przez całą podróż spokojnie siedzieliśmy. Bardzo miałem ochotę porozmawiać z szatynem, ale rozmawianie po migowemu w aucie pełnym ludzi nie wydawało się dobrym pomysłem. Postanowiłem więc poczekać aż wrócimy do mnie.

W trakcie jazdy postanowiłem zobaczyć, co takiego dostałem (wcześniej nie miałem na to okazji). Najpierw postanowiłem otworzyć prezent od Thomasa (jego był najmniejszy). Po rozpakowaniu zobaczyłem ładnie złożoną koszulkę z logo jakiegoś serialu (chyba go oglądałem, jednak pewny nie jestem). W otworze na głowę był jeszcze jakiś lizak. Od Petera, jego szwagra i siostry otrzymałem piękne, niebieskie słuchawki. Wyglądały na drogie, dlatego poczułem się źle, że je dostałem. Widząc jednak wzrok Hannah, który mówił, że zasłużyłem na nie od razu odrzuciłem od siebie te myśli. Prezent Evana zostawiłem na koniec. Był to dobry pomysł, ponieważ moja ręka wyczuła jakieś wielkie pudełko (nie była to oczywiście jedyna rzecz, która znajdowała się w opakowaniu), a po spojrzeniu, czym ono było, poczerwieniałem, od razu chowając je spowrotem. Evan kupił mi (lub nam) duże opakowanie prezerwatyw. Szatyn siedzący obok mnie uśmiechnął się jedynie na moje zażenowanie (dał mi tym znać, że po powrocie coś na pewno się wydarzy). Resztę prezentu postanowiłem zobaczyć później.

Przez resztę drogi Evan cały czas patrzył na mnie, nie zdejmując z twarzy uśmiechu. Z tego powodu nie potrafiłem się uspokoić,  mimo że szatyn nic takiego nie robił. Po dojechaniu pod mój dom wyszliśmy z pojazdu dość szybko, zabierając wszystkie nasze rzeczy. Ja niosłem swoje prezenty, a Evan torbę z mokrymi ręcznikami. Samochód odjechał w tym samym momencie, kiedy otworzyłem drzwi domu. Evan wszedł pierwszy.

– Dziękuję za ten niespodziewany wyjazd... Było naprawdę fajnie – powiedziałem zaraz po odłożeniu prezentów na ziemię. Evan wtedy przygwoździł mnie do ściany, jak robią to w filmach. Poczułem się... dziwnie podekscytowany. – Evan...?

"Czas podarować ci prawdziwy prezent. Widziałeś to wielkie pudełko? Starczy nam na długi czas i jeśli chcesz możesz zostawić kilka na wycieczkę do Francji."

W Evana wstąpił chyba jakiś demon. Jeszcze nie widziałem, żeby chłopak zachowywał się tak... chętnie i ponętnie. Cokolwiek w niego wstąpiło, podobało mi się to i z rumieńcami pokiwałem głową, że się zgadzam. Evan wtedy przybliżył się do mnie i pocałował. Oddałem czułość, czując jak chłopak nakierowuje moje ręce na swoje pośladki. Zostawił je tam, pogłębiając pocałunek do granic możliwości (prawdopodobnie chciał sprawić mi tym wiele przyjemności, właśnie ze względu na moje urodziny). Po chwili odsunęliśmy się od siebie, a szatyn wyjął z torebki prezentowej to duże opakowanie gumek. Z nimi w ręce zaczął prowadzić mnie do mojego pokoju.

Od razu po wejściu do pomieszczenia zostałem posadzony na łóżku i zupełnie tak, jak za pierwszym razem Evan usiadł na mnie okradkiem. Pudełko zostało odłożone na bok, a oczy chłopaka skupiły się na mnie. Jego lewa ręka z bliznami dotknęła mojego policzka, następnie zjechała powoli w dół, aż do krocza. Zaczęła rozpinać rozporek od spodni, jednocześnie ponownie zaczynając mnie całować. Przez chwilę pozwoliłem mu się zdominować, jednak nie na długo. Odsunąłem jego usta od siebie, chcąc zdjąć z siebie podkoszulek, który wziąłem na zmianę po kąpieli w jeziorze. Ubranie wylądowało na ziemi, a ja zwróciłem wzrok na Evana.

– Kocham cię, Evan – powiedziałem, uśmiechając się. Szatyn zrobił to samo i ucałował mnie krótko w usta, na chwilę odsuwając ręce od moich spodni. Chciał mi odpowiedzieć.

"Ja ciebie też."

Gdy Evan mi odpowiedział znów poczułem jak opadają mi spodnie (a przynajmniej próbowały, ponieważ siedziałem i nie dało się ich bezproblemowo zdjąć). Pomogłem więc szatynowi z pozbyciem się ich, wiedząc, co mu chodzi po głowie. Moje spodnie i bokserki opadły mi do kolan. Evan miał już zamiar się schylić, żeby... zrobić wiadomo co, ale w ostatnim momencie się wycofał (miał zamiar użyć rąk). Powstrzymałem go.

– Możesz to zrobić w inny sposób... Ten, który od początku chciałeś...

Evan zdziwił się moimi słowami, jednak po jego minie stwierdziłem, że naprawdę się z tego ucieszył (poprzednim razem nie udało nam się zrobić tego w odpowiedni sposób). Dzisiaj czułem wielką niepewność, ale tym razem byłem (mniej więcej) przygotowany na to, co nadejdzie. Starszy po pocałowaniu mnie w policzek ponownie się schylił i poczułem na swoim członku jego usta. Już wcześniej poznałem to uczucie, dlatego kiedy Evan zaczął poruszać głową, wstąpiła we mnie przyjemność, której z niewiadomych przyczyn się bałem.

Z każdym kolejnym ruchem chłopaka wstyd ze mnie uchodził. Mój członek od stymulowania językiem stanął i wtedy Evan zaczął się bardziej starać, żebym... doszedł. Robił to tak niesamowicie, że przestałem odczuwać strach przed swoimi reakcjami. Jęki, czy inne odgłosy stawały się dla mnie normalnością, co sprawiło, że starszy pozwolił mi wsunąć rękę w swoje włosy. Zrobiłem to delikatnie, ale nie zostaliśmy na długo w takiej pozycji, gdyż doszedłem. Było to niespodziewane nawet dla mnie i miałem zamiar przeprosić Evana, że go przed tym nie ostrzegłem. On jednak nie pozwolił mi nic powiedzieć. Połknął wszystko, co ze mnie wyszło, uśmiechnął się i potem mnie przytulił. Poczułem gorąc na całym ciele.

– To było... bardzo przyjemne – powiedziałem może kilka sekund później, widząc jak Evan się ode mnie odsuwa. Zobaczyłem, że ma on na brodzie trochę moich soków, dlatego wytarłem mu je, a zażenowanie znów powróciło. Chyba w najbliższym czasie nie przyzwyczaję się do takich rzeczy.

"Za chwilę poczujesz jeszcze więcej przyjemności."

Evan ponownie na mnie usiadł i skoro ja byłem już całkowicie goły, przyszła teraz pora na niego. Jego czerwona koszula rozpinała się od przodu, dlatego kiedy odpinał powoli każdy jej guzik uważnie się temu przyglądałem. Widziałem go bez koszuli jeszcze kilka godzin temu, ale nadal odczuwałem wielką chęć zobaczenia go w negliżu ponownie. Chciałem skorzystać z tych urodzin na tyle, ile mogłem.

– Victor, wróciliśmy! Kupiliśmy tort! – w połowie rozbierania się starszego usłyszałem głos mamy z dołu. Z przerażeniem ja i Evan zaczęliśmy wstawać, próbując pospiesznie się ubrać (w końcu nie chcieliśmy, by moi rodzice nakryli nas na robieniu nieprzyzwoitych rzeczy).

Zeszliśmy z Evanem na dół dopiero gdy uznaliśmy, że wyglądamy na spokojnych (oraz schludnych, szybkie ubieranie się nie należało do naszych zwyczajów). Rodzice ucieszyli się na widok mojego chłopaka i zaproponowali by z nami zjadł. Zgodził się, usiedliśmy przy wspólnym stole, zajadając się przepysznym tortem z owocami i w ogóle nie daliśmy potem po sobie poznać, że coś między nami miało zajść.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro