~ROZDZIAŁ STO CZTERNASTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie byłem zadowolony z faktu, iż lecimy do Francji. Przez ostatni rok może i nie odzywałem się do dziadka, ale zasłużył sobie na to. Nie akceptował mnie, a tym bardziej Evana. Przez pewien czas wręcz sprzeciwiałem się pomysłowi odwiedzenia rodziny, ale na końcu i tak wsiadłem do tego samolotu. Głównie dlatego, że mama obiecała pilnować dziadka oraz jego przyszłych uwag do mnie. Mimo wszystko nawet jeśli coś powie, postaram się to zignorować.

Tak jak ostatnio przyjechał po nas wujek Felix. Ku mojemu zdziwieniu była z nim Genevive. Jej uśmiech i mnie wprawił w radosny nastrój i było tak przez całą drogę do kamienicy. Wchodząc przez drzwi do mieszkania dziadków poczułem dreszcze, pomimo że to na zewnątrz było zimno, a tutaj w środku panowało ciepło. To przez wzrok dziadka. Stał razem z babcią na korytarzu, czekając aż otrzepiemy się ze śniegu. Potem jako pierwsza podeszła do nas babcia.

- Witajcie, kochani. Victor, tu as grandi - powiedziała, szczypiąc mnie w policzki. Witała mnie tak tylko w święta i chyba zostanie to już tradycją na zawsze. Miałem jednak minimalnie dobry humor, więc postanowiłem nie narzekać na jej zachowanie.

- Tu ne m'as pas vu depuis longtemps, grand-mère.

- Oui. Grand-père aussi. Dites-lui bonjour.

Po słowach babci spojrzałem na dziadka. Żaden z nas się do siebie nie odezwał. To było po prostu... niezręczne. Jedynie skinąłem starszemu głową i poszedłem do pokoju, w którym ostatnio gościłem z Evanem. Ku mojemu zaskoczeniu zostało tam tylko jedno łóżko. Najwyraźniej dziadek chciał się pozbyć złych wspomnień. Nie zrobiło to na mnie dużego wrażenia, ale jednak pozostawiło pewien niesmak. Rozpakowałem się w kilka chwil. Chwilę potem do pokoju weszła mama.

- Genevive poprosiła, żebyś poszedł do nich i pomógł robić ciasteczka.

- W porządku. Jakbym był tu potrzebny, zawołaj mnie - uśmiechnąłem się delikatnie, zaczynając wychodzić z pokoju. Mama jednak mnie zatrzymała. Położyła mi obie swoje ręce na ramionach i spojrzała w oczy. Widziałem w jej wzroku odrobinę skruchy, jednak nie miałem pojęcia z jakiego powodu.

- Spróbuj dogadać się w te święta z dziadkiem, dobrze? Możesz jeszcze raz z nim porozmawiać, wyjaśnić wszystko...

- Dziadek sam musi chcieć mnie wysłuchać. Ostatnio nie chciał, więc nie wiem, czy teraz też jest sens...

- Zawsze jest. Musicie porozmawiać. To wam dobrze zrobi.

- Niczego nie obiecuję, ale postaram się z całych sił.

Zanim białowłosa wypuściła mnie z pokoju, pocałowała mnie w nos i dopiero potem wyszła. Wtedy westchnąłem, chcąc aby święta już minęły. Nie chciałem tu być...

***

Kilka dni później były już święta. Pomagałem we wszystkim, żeby tylko nie myśleć o moich problemach z dziadkiem. Przez chwilę było nawet okej, jednak czasami przemykał mi koło oczu i mimowolnie na siebie patrzyliśmy. Robiło się wtedy niezręcznie. Babcia i mama próbowały mnie przekonać, żebym zaczął od normalnej rozmowy, jak pogoda, ostatnio czytana książka, czy szkoła. Jeśli dziadek nie pytał, wyraźnie nie chciał o tym wiedzieć. Na samą taką myśl robiło mi się smutno, jednak na razie nic nie mogłem na to poradzić.

Na obiad świąteczny rozłożyliśmy większy stół, niż ten, który był w salonie. Miała się tu jeszcze pomieścić rodzina wujka Felixa, która przyszła niemal zaraz po położeniu wszystkich sztućców oraz talerzy przeze mnie. Pora była wtedy na jedzenie. Musiałem chwilę potrzymać dwuletnią kuzynkę, próbując ją powstrzymać od uciekania z moich rąk. W jej wieku to było raczej normalne, że wolała zwiedzić wszystkie zakątki, jakie tylko jej małe oczka ujrzały, jednak mi wcale nie było wygodnie. Ucieszyłem się więc, mogąc oddać ją w ręce jej mamy.

Podczas kolacji to głównie dorośli rozmawiali. Dzieci, czyli ja i moje kuzynki tylko jedliśmy spokojnie, czasami tylko mówiąc do siebie jakiś żart. Poczułem jednak podczas posiłku wzrok dziadka na sobie. Nie myliłem się, patrzył na mnie, jakby chciał mi coś przekazać. Starałem się go ignorować, ale wtedy przypomniałem sobie to, co powiedziała mi mama. Powinienem podjąć pewne kroki i się pogodzić.

– A więc... Ładna dziś pogoda, prawda dziadku? – powiedziałem, a wtedy rozmowy ucichły. Wszystkie oczy skierowały się na mnie, jakbym zrobił coś nieodpowiedniego. Zawstydziłem się i miałem zamiar wrócić jakby nigdy nic do jedzenia, ale dziadek postanowił mi odpowiedzieć.

– Oui. Elle n'est pas mal.

Sam zdziwiłem się, gdy dziadek mi odpowiedział. To dało mi niejako nową nadzieję, że jeszcze mogę się pogodzić z dziadkiem. Uśmiechnąłem się delikatnie i przez resztę wieczoru zastanawiałem się, jak powinienem znów zagadać do dziadka (ale tak, żeby nikt na nas nie patrzył, bo naprawdę nie lubię czuć tego dyskomfortu wszystkich oczu skierowanych na mnie). Myślę, że porozmawianie w cztery oczy jeszcze raz, może nas na nowo pogodzić. Chyba...

__________

Soreczka, że nie było tak długo
rozdziału~❤

Leniuszek się ze mnie zrobił na studiach
( ̄▽ ̄)
👉👈

Myślę, że zbyt długo przeciągam to opowiadanie, jednak tak nagle go przecież nie skończę. Powoli serio zbliżamy się do końca, pewnie będzie to w przedziale od 120-125 (lub nawet mniej) rozdziałów i wtedy basta. Mam jeszcze inne dzieła, które pewnie chcielibyście przeczytać.

A tak to miłego dnia Wam życzę~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro