~ROZDZIAŁ STO CZWARTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po weekendzie spędzonym poza domem na biwaku z innymi poczułem, że tym razem powinienem spędzać więcej czasu z Evanem, tak sam na sam. Niestety nie miałem do tego sposobności, bo zawse coś nam przeszkadzało. Zła pogoda, moi rodzice, Peter, inne domowe obowiązki... Po prostu chciałem uczcić jego ostatnie dni w mieście. Chociaż bardziej mogłem to nazwać jego ostatnimi dniami ze mną. Znaczy, przecież Evan nie opuszcza mnie na zawsze, ale czytałem, że związek na odległość nie zawsze wychodzi. A ja bardzo nie chcę rozstawać się z chłopakiem. To by mi złamało serce. Dlatego musiałem coś wykombinować.

Od lat zbierałem pieniądze na... po prostu przyszłość i ona właśnie nadeszła. Nie miałem jakiejś wielkiej sumy, ale to na pewno powinno wystarczyć do zorganizowania romantycznej kolacji, na której pokażę szatynowi jak bardzo go kocham. Przekułem dla niego ucho, więc już teraz na pewno wie, że bardzo mi na nim zależy. Moim zdaniem to nie wystarczało. Powinienem dać mu ostateczny prezent... jakim byłem po prostu ja. Przeznaczę swoje oszczędności na wszystko, o ile uszczęśliwi to Evana.

Zacząłem od ustalenia z chłopakiem daty spotkania. Odwlekało się to tak długo, że do końca jego wyjazdu zostały wtedy dwa dni. Nie mogłem więc pozwolić, żeby się one zmarnowały. Poprosiłem rodziców o pomocz pytając ich, czy z dobrej woli swojego serca mogą zostawić mi pod opieką dom, żebym mógł spędzić z Evanem trochę romantycznych chwil. Długo błagałem, jednak mama pękła jako pierwsza i potem jakoś przekonała do tego tatę. Takim sposobem Evan i ja będziemy sami w moim domu na cały wieczór, noc oraz poranek. Jeszcze nigdy nie budziliśmy się przy sobie po... wiadomo czym, więc tym bardziej nie mogłem się tego dnia doczekać. Odkryłem w sobie wiele pokładów niecierpliwości.

W dzień przyjścia do mnie na noc Evana, praktycznie cały swój czas aż do wieczora spędziłem w kuchni. Próbowałem bowiem coś ugotować, jednak gdy moja mama w tym nie interweniowała działy się same problemy. Chciała oczywiście pomóc, jednak byłem uparty i zdecydowałem sam wszystko przygotować. Wstawiając pieczeń do piekarnika czułem się jak zwycięzca. Kuchnia była brudna, ale opłacało się zrobić taki bałagan, jeśli potrawa będzie dobra. Nim się obejrzałem nastał wieczór, moi rodzice wyszli, zostawiając mnie samego. Sprzątanie zajęło mi krótki czas. W międzyczasie zdążyłem się przebrać, udekorować jakoś stół, żeby wyglądał romantycznie i pozostało mi jedynie czekać na ukochanego z wielkim bukietem kwiatów w wazonie. Nie mogłem pozwolić, żeby umarły zanim Evan je dostanie. Każdy drobny szczegóły był dobrze zaplanowany i nic nie mogło pójść źle.

Kiedy tylko usłyszałem pukanie do drzwi, z uśmiechem zadowolenia poszedłem do wejścia, żeby po chwili ujrzeć Evana. On również był elegancko ubrany, jak nie ładniej ode mnie.

- Cieszę się, że już jesteś. Proszę, wejdź - powiedziałem, wpuszczając go do środka. Ruchy starszego wydawały się lżejsze, niż wcześniej. Może było to spowodowane ubraniami? Z moich rozmyślań o jego pięknym wyglądzie wyrwało mnie przypomnienie o kwiatach. Zanim szatyn zdążył coś zamigać, podstawiłem mu wazon pod nos, żeby poczuł tą siłę miłości. - One są dla ciebie. Jutro weźmiesz je do domu, a na razie zostaną tutaj, dobrze?

Evan potwierdził moje słowa skinieniem głową. Ucieszyłem się, że zgadzamy się w prawie wszystkim, bo to było ważne w naszym pełnym miłości związku. Zostawiłem go na chwilę samego, by móc doglądać naszą kolację. Była już prawie gotowa, na co nie mogłem się doczekać. Po zapiszczeniu piekarnika niemal od razu wyjąłem blachę z klopsem i postawiłem ją na palniki z gazem. Nałożenie dla nas po porcji nie zajęło dużo czasu. Samo dekorowanie talerzy trwało znacznie dłużej.

- Oto twoje danie - idąc do udekorowanego w obrus oraz świeczki stołu, okazało się, że Evan już siedział na krześle i na mnie czekał. Przywitał mnie uśmiechem, co oczywiście odwzajemniłem. Wydaje mi się, czy on jeszcze niczego mi nie zamigał?

"Bardzo dziękuję. Zanim zaczniemy jeść, może chwilę porozmawiamy? Tęskniłem za tobą."

- Och... Tak, ja za tobą także, ale... nalegam, żebyśmy najpierw zjedli. Pieczeń nie powinna się marnować, skoro już postawiłem ją na stole.

Evan nie wydawał się zadowolony moimi słowami, a jednak zabrał się bez narzekania do jedzenia. Podczas posiłku chciałem się zapytać, czy mu smakuje, ale mimika jego twarzy mówiła sama za siebie. Polubił moją kuchnię i zjadł wszystko z talerza. Ulżyło mi, bo to oznaczało, że odziedziczyłem chociaż odrobinę talentu po mamie. Po kilku minutach zjedliśmy, co znaczyło kolejny etap naszego romantycznego wieczoru. Nie pamiętam dokładnie ile ich wymyśliłem, ale na pewno będzie idealnie.

- Evan, mógłbym cię na chwilę prosić o wstanie? - zapytałem, wstając i wyciągając do starszego rękę. Ten mocno się zdziwił, jednak wstał, chyba nie do końca wiedząc, co mam zamiar zrobić. Zaprowadziłem go na środek salonu, gdzie na stoliku z boku leżał mój telefon. Był przygotowany do uruchomienia piosenki, do której będziemy tańczyć.

"Możemy teraz porozmawiać?"

- Poczekaj, mam trochę inne plany.

Włączając muzykę ustawiłem się do ukochanego tak, jak zalecał mi internet. Położyłem rękę na biodrze chłopaka, chwytając za jedną z jego rąk. W czerwcu niby mieliśmy okazję razem zatańczyć na bali w szkole, jednak okazał się on klapą (nie warto było nawet o nim wspominać). Zacząłem z nim się powoli ruszać, jakby był to taniec. Tak naprawdę po prostu bujaliśmy się na boki, choć było to swego rodzaju fajne.

- I jak? Podoba ci się ten wieczór?

Moje pytanie spotkało się z jego pokręceniem głowy na "nie". Nie wiedząc dlaczego Evan tak zareagował, miałem zamiar go o to zapytać, jednak zatkał mi usta dłonią, nie dając mi szansy na odpowiedź. Bardzo się zdziwiłem, co sprawiło, że obaj się zatrzymaliśmy. Kilka sekund później piosenka z YouTube się skończyła, telefon wyłączył, a Evan... odsunął się ode mnie z rozgniewanym wyrazem twarzy. Od dawna jej nie widziałem, dlatego tym bardziej starszy mnie zaskoczył.

"Pójdę na chwilę do łazienki. Przemyśl sobie w tym czasie własne zachowanie."

Po tych słowach Evan faktycznie odszedł, zostawiając mnie samego. Nie wiedziałem, co się właściwie dzieje. Czy ja go czymś uraziłem? Jeśli tak, mógł mi przecież to przekazać. Dlaczego nic mu się nie podoba? Nie tego chciał? Miałem tak wiele myśli w głowie, że postanowiłem naprawdę je lrzemyśleć w całkowitej ciszy. Szatyn się na coś obraził, a ja musiałem wiedzieć dlaczego tak się stało. Nasz idealny wieczór nie mógł się przecież skończyć na kłótni...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro