~ROZDZIAŁ STO PIĘTNASTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Reszta obiadu świątecznego przebiegła spokojnie. Dziadek odezwał się do mnie jeszcze kilka razy, ale głównie po to, bym podał mu sosjerkę lub inny talerz z daniem. Ani trochę mi to nie przeszkadzało, bo to znaczyło, że na nowo zaczęliśmy się dogadywać.

Wieczorem po kolacji wszyscy się rozdzielili, idąc do łóżek. Ja jednak nie mogłem spać. Z racji, iż byłem w innej strefie czasowej nie mogłem zadzwonić do Evana, który właśnie miał zajęcia na uczelni. No i nie chciałem go też martwić swoją bezsennością, gdybym do niego napisał. Dlatego też przez pewien czas zwyczajnie siedziałem na telefonie, głównie oglądając memy. Potem wstałem, mając zamiar skierować swoje kroki do łazienki, kiedy zobaczyłem dziadka przed telewizorem w salonie. Oglądał jakieś wiadomości i tylko telewizor oraz lampki choinkowe były włączone. Bez większego namysłu podszedłem do niego, chcąc porozmawiać.

– Tu ne vas pas encore dormir?

Dziadek na moje słowa założył okulary. Najwyraźniej chciał mnie zobaczyć. Do oglądania telewizji nie były mu potrzebne, ale w ciemnościsch jego wzrok mógł płatać figle. Wskazał miejsce na kanapie, gdzie po chwili usiadłem.

– Przez ostatni rok sporo myślałem... Głównie o tobie, Victorze... – zaczął, poprawiając się na fotelu. Moje soki żołądkowe zżerały mnie od środka, powodując ból, który tylko jedzenie mogłoby zniwelować. W skrócie, byłem po prostu głodny.

– Ja... W sumie trochę też... Tamtego dnia dosyć mnie uraziłeś.

Powiedziałem prawdę. Powiedziałem swoje prawdziwe uczucia. Tego mi było trzeba. Do tej pory ukrywałem swój żal pod maską ignoracji, którą postanowiłem właśnie zdjąć. Dziadek jedynie westchnął. Miałem nadzieję, że nie powie mi znów czegoś złego. Nasza relacja dzisiaj (wczoraj) powoli zaczynała się naprawiać.

– Przepraszam... Po prostu... Myślałem, że kiedyś przyprowadzisz do swojego domu piękną dziewczynę, no i... Przeceniłem swoje oczekiwania...

– Co masz przez to na myśli?

– Nic złego. Tamta złość... Już mi przeszła. Wysłucham teraz, co masz mi do powiedzenia.

Przez krótką chwilę poczułem ulgę, że dziadek powiedział coś takiego, jednak zaraz potem powróciłem do jego wcześniejszych słów. Nie brzmiały one dobrze i pewna część mnie miała wrażenie, że znów powie o mnie paskudne rzeczy, tak samo jak o Evanie. Zmarszczyłem brwi, pokazując dziadkowi kolejną swoją maskę. Złość.

– Nie jestem pewny, czy mówisz szczerze... – powiedziałem, opierając się bardziej o ścianę kanapy. Leżała na niej wielka poduszka, która była całkiem wygodna. – Ja nadal spotykam się z Evanem. W najbliższej przyszłości nie zapowiada się, żebyśmy zrywali.

– Ja... jestem tego świadomy...

– Więc?

– No ja... Postaram się was zaakceptować...

Dzięki tym słowom moja maska gniewu opadła. Pojawiło się rozkojarzenie, ale i ponownie ulga. Przestałem napinać mięśnie, jakbym szykował się do walki. Rozluźniłem się.

– Mówisz... tak poważnie?

– Najbardziej, jak się da... Nie mogę ci wybrać z kim masz być. To twoje życie – dokończył, a ja przyłapałem się na lekkim uśmiechu. Zdecydowanie opowiem o tej nocy Evanowi. Na pewno się ucieszy. – No to...Ten... Wybaczysz mi?

– Połowicznie. Ja też przepraszam, że ci wcześniej nie powiedziałem.

– Nie szkodzi, naprawdę... Opowiesz mi coś o swoim... chłopaku...?

Z o wiele większym uśmiechem zacząłem na nowo przedstawiać mu Evana, mimo że starszego tu nie było. Robiłem to z takim zapałem, że po kilkunastu minutach zaczęło robić mi się sucho w gardle. Nie chciałem jednak przerywać i ciągle mówiłem. Dziadek za to słuchał wszystkiego uważnie. Nie chciałem mówić mu za dużo, ale pewnego dnia dowie się, jakie mam plany względem Evana. Muszę jedynie poczekać.

Po pewnym czasie przestałem opowiadać, ponieważ skończyły mi się pomysły. Zapadła niezręczna cisza, mimo że telewizor grał bardzo cicho w tle od samego początku. To był chyba czas na pójście spać.

– Och, właśnie... A co ze studiami? – zapytał dziadek, przyciszając jeszcze bardziej telewizor. Chciał mnie najwyraźniej lepiej słyszeć. – Parce que tu vas aller quelque part, n'est-ce pas?

– Tak, idę... Zdecydowałem się na filologię francuską. Lubię ten język.

– Och... Naprawdę? Od kiedy podjąłeś taką decyzję? Na jaki uniwersytet?

– No... Taki w innym mieście... Evan też tam studiuje i to właśnie dlatego chciałbym tam iść. Na pewno nie pożałuję tego wyboru.

– Non, non... Jak już masz uczyć się języka, to w kraju, gdzie się nim mówi.

– Co...? – powiedziałem, nie rozumiejąc, co dziadek ma na myśli. W zaledwie kilka sekund starszy wstał i usiadł koło mnie. Położył mi rękę na ramieniu i spojrzał w oczy. Widziałem swoje odbicie niepewności w jego okularach.

– Mam na myśli, że... Mógłbyś studiować tutaj. We Francji. Miałbyś więcej możliwości, zamieszkałbyś u nas... Na pewno tutaj nauczysz się języka oraz historii znacznie lepiej, niż u siebie.

Zmroziło mnie. Nigdy bym nie przypuszczał, że mógłbym zapisać się na uczelnię w innym kraju, jednak... nie powinienem był nawet o tym myśleć. Nauka w innym kraju? To oznaczałoby wiele poświęceń, na które zdecydowanie nie byłbym gotowy. Ale słowa dziadka miały pewien sens. Tutaj miałbym lepsze wykształcenie. To w końcu sama Francja, filologię francuską traktują z należytą uwagą. Pokręciłem głową, chcąc odgonić od siebie te myśli.

– Nie jestem pewny... Jeszcze nie do końca ci wybaczyłem...

– Nie szkodzi, studia przecież zaczynają się za ponad pół roku. Nie musisz odpowiadać teraz. Po prostu daj mi znać, jeśli się zdecydujesz na moją propozycję.

Pokiwałem posłusznie głową, a dziadek odesłał mnie do spania. Odechciało mi się już do toalety, a mój umysł zajmowała tylko ta propozycja. Nie chciałem się na nią skusić. Musiałem myśleć też o rodzicach, Evanie i naszym związku... Przez coś takiego mógł się skończyć. A tego nie chciałem. W taki sposób stałem między młotem, a kowadłem. Co sprawi mi znacznie mniejszy ciężar do odrzucenia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro