~ROZDZIAŁ STO SZÓSTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłem się następnego dnia delikatnie klepany po ramieniu. Nie od razu przypomniałem sobie wczorajszy wieczór z Evanem, jednak widząc go (nadal nagiego i przykrytego jedynie kołdrą) od razu pojawił mi się uśmiech na ustach. Bez mówienia czegokolwiek postanowiłem pocałować go na powitanie, co z ochotą oddał. Dopiero po odsunięciu się od tej przyjemności zacząłem mówić.

– Dzień dobry. Dobrze ci się spało? – zapytałem, prawie tak samo jak robili to w filmach i książkach. Szatyn wyraźnie był tym ucieszony, bo zaczął wyjmować ręce na wierzch, żeby móc mi odpowiedzieć. W takich momentach cieszyłem się, że potrafiłem go zrozumieć.

"Dzień dobry. Prawie zapomniałem jak wygodne jest twoje łóżko. Może już wstaniemy? Dochodzi dziesiąta rano."

– Jeszcze trochę zostańmy tutaj. Możemy przy okazji zacząć planować jak spędzimy dzisiejszy dzień przed twoim jutrzejszym wyjazdem.

Kiedy powiedziałem te słowa, przytuliłem do siebie Evana, który wyraźnie próbował wstać. Uznałem jednak, że odpoczynek mu się przyda i przytrzymałem go. To mu się jednak nie podobało. Usiadł, spojrzał na mnie z pewnego rodzaju współczuciem i na nowo zaczął migać.

"Nie pamiętasz? Wyjeżdżam już dzisiaj o czternastej."

Ta wiadomość uderzyła we mnie nagle. Na początku uznałem, że to jakiś żart, jednak dla pewności sprawdziłem datę. Faktycznie, dzień wyjazdu Evana przypadał dzisiaj. W ciągu sekundy zacząłem mieć do siebie żal, że tak się pomyliłem i poprzednia noc była naszą ostatnią na najbliższe kilka tygodni. Schowałem twarz w dłoniach, nie mając odwagi nic powiedzieć. Mimo tego po chwili się odezwałem, bo ta niezręczna cisza powoli mnie przytłaczała.

– Przepraszam... Sądziłem, że mamy dla siebie jeszcze jeden dzień... – przyznałem, również powoli wstając. Usiadłem, a zatroskany Evan delikatnie objął moją twarz dłońmi, chcąc mi tym poprawić humor. Odrobinę mu się to udało. Już pogodziłem się z myślą, że wyjeżdża, więc to pożegnanie nie będzie aż tak bolesne. Chyba...

"Możesz pomóc mi się do końca spakować, jeśli to poprawi ci humor. Potem odprowadzisz mnie na samą stację, dobrze?"

– Nie. Zostawię cię dopiero w pociągu.

Na twarzy Evana ponownie pojawił się uśmiech, który nie znikał ani podczas wstawania, śniadania, czy zbierania się do wyjścia. Ja też starałem się zachować dobry humor, mimo że wewnątrz już zaczynałem tęsknić za starszym. Studia... Za rok definitywnie do niego dołączę.

***

Przebywając w pokoju Evana ten ostatni raz czułem się inaczej, niż zazwyczaj. W pokoju było duszno, nawet jeśli otworzyliśmy okno. Wszystko w pomieszczeniu pachniało Evanem, a ten zapach na pewno za jakiś czas niestety zapomnę. Jednak przypomnę sobie o nim, kiedy tylko się zobaczymy. Ale kiedy to będzie? Fakt, że nie będziemy się codziennie widzieć odrobinę mnie smucił, jednak nie chciałem wzniecać tego smutku bardziej. Pomagałem więc starszemu z pakowaniem powoli. Chciałem spędzić z nim jak najwięcej czasu.

Mój związek z Evanem trwa prawie dwa lata. W porównaniu z innymi związkami, które kończą się po kilku miesiącach, nasz jest nie tyle z przyzwyczajenia do siebie, co z miłości, którą do siebie czujemy. Jednak... jakim cudem tak po prostu się ze sobą zeszliśmy? To pytanie utkwiło mi na kolejne kilka minut w głowie, aż nie postanowiłem zapytać o to starszego. Nie siedziałem w jego głowie i tym bardziej nigdy o coś takiego nie pytałem, ale na pewno dostanę konkretną odpowiedź.

– Evan, zastanawia mnie jedna rzecz... Kiedy i dlaczego się we mnie zakochałeś? Bo jeśli dobrze pamiętam, kiedy wyznawałem ci uczucia ty już musiałeś mnie lubić... – zacząłrm mówić, stając obok ukochanego przy jego łóżku. Zaskoczony spojrzał na mnie, powoli dokańczając pakowanie swoich swetrów. Wśród nich był mój ulubiony, który zalożył na naszą pierwszą randkę.

"A nie będziesz zły, jak ci o tym opowiem?"

– Sam zapytałem, więc raczej nie będę.

"Raczej?"

– No dobrze, obiecuję nie być zły. To jak w końcu było? Miłość od pierwszego wejrzenia?

"Można to tak nazwać. Kiedy przyszedłeś do liceum byłeś gorącym tematem w szkole, więc czasami patrzyłem na ciebie z daleka. Z twarzy byłeś całkiem ładny i potajemnie zacząłeś mi się podobać. Pierwszy raz rozmawialiśmy na dniach sportu. Wiesz ile odwagi musiałem w sobie zebrać, żeby podać ci bidon z wodą, a potem jeszcze zagadać? Sądziłem, że to jednorazowa sytuacja, a jednak poznaliśmy się bliżej. Potem niespodziewanie wyznałeś mi miłość i zostałem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Niby banał, a jednak w taki sposób ciebie postrzegałem."

– Wow... To... Em... Więcej, niż przypuszczałem – powiedziałem po całej opowieści Evana, zalewając się czerwienią na twarzy. Sądziłem, że powie o tym dosłownie kilka zdań (maksymalnie trzy), a teraz nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Tyle emocji zaczęło przeze mnie przepływać, że aż resztkami sił powstrzymywałem się przed mocnym przytuleniem szatyna. Potem bym go pocałował, czego wolałbym teraz nie robić. Na dole czekał na nas pan Kosnacki.

"Ale nie jesteś zły, że polubiłem cię za przystojną twarz, prawda? Twój charakter też mi się spodobał i dlatego do teraz ze sobą jesteśmy."

– Nie, nie, po prostu... Cieszę się, że lubisz moją twarz. Ja twoją też lubię.

Po tej odpowiedzi Evan bezgłośnie się zaśmiał, a ja zrobiłem to bez hamulców. Zwróciło to uwagę ojca szatyna, który kazał nam się pospieszyć. Wróciliśmy więc do pakowania. Ku mojemu zdziwieniu Evan podarował mi jeden ze swoich swetrów. Zrobiło mi się głupio, bo chciał też coś mojego, a ja o tym nie pomyślałem. Obiecałem, że za jakiś czas wyślę mu coś pocztą i z wieloma rzeczami zeszliśmy obaj na dół.

Droga na stację pociągową była cicha. Ani ja, ani pan Kosnacki nie mieliśmy nic do powiedzenia, co w obecnej sytuacji wydawało się... dziwne. Po dotarciu na miejsce miałem wrażenie, że moje nogi były zrobione z waty. Zbliżając się na odpowiedni peron o mało co się nie przewróciłem. Dopiero stając w miejscu, przed czekającym na odjazd pociągiem zrozumiałem, że to był koniec. Nie zatrzymam przy sobie Evana. Musiałem pozwolić mu jechać w świat. Tak zrobiłby odpowiedzialny mężczyzna, którym miałem nadzieję, że byłem.

– No to... teraz najcięższe – powiedział jako pierwszy pan Kosnacki, podchodząc do syna. Położył mu obie ręce na ramiona, patrząc mu w oczy. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby stali tak blisko siebie. W dodatku zainicjował to starszy z nich. Ten dzień już niczym mnie nie zdziwi. – Jestem z ciebie dumny synu. Wybacz mi, że byłem... i nadal jestem złym ojcem. Nie zapomnisz o mnie tam w mieście, prawda?

Evan z iskierkami w oczach pokręcił głową i przytulił swojego ojca. Ten uścisk nie trwał oczywiście długo, bo nastąpiła zaraz moja kolej. Brunet stanął przy mnie ze wszystkimi swoimi rzeczami, zostawiając sobie wolne ręce do migania. Mój ukochany chciał jakoś poprawić mi humor swoim uśmiechem, ale nie za bardzo to pomogło. Już zaczynałem za nim tęsknić.

– Kiedy dojedziesz, od razu do mnie napisz. Kiedy już będziesz w akademiku, od razu do mnie napisz. Kiedy się rozpakujesz, od razu do mnie napisz. Pisz najlepiej w każdej wolnej chwili – zacząłem, co nie tylko rozśmieszyło Evana, ale też stojącego kilka metrów dalej jego ojca. Wolałbym, żeby była to prywatna chwila...

"Tak zrobię. Ja za to mam do ciebie pewną prośbę. Mógłbyś doglądać czasami mojego taty? Beze mnie będzie jeszcze bardziej samotny, niż już jest."

– Postaram się... Ja za to prosiłbym cię, żebyś nie oglądał się za tamtejszymi przystojniakami.

"Nawet do głowy by mi to nie przyszło. Kocham cię."

– Ja ciebie też... – odpowiedziałem, po czym z tych emocji przytuliłem starszego. Nie spotkałem się z odrzuceniem gestu, pomimo tych wszystkich rzeczy, które miał wokół siebie. Po krótkiej chwili dano znak, że pociąg za chwilę odjeżdża, więc Evan zabrał się do środka.

Wręcz ze łzami w oczach patrzyłem jak szatyn wsiada do tej wielkiej maszyny. Widziałem jego cień, który przeciskał się przez różne działy, żeby nareszcie znaleźć taki, w którym były jakieś miejsca. Przez chwilę rozkładał walizki, a potem pomachał do nas przez okno, jednocześnie ruszając. Bolało mnie serce i ściskało w gardle, kiedy patrzyłem, jak odjeżdża. Nic nie mogłem jednak na to poradzić. Nim się obejrzałem pociąg zniknął z peronu, a na moim ramieniu pojawiła się dorosła dłoń.

– Jestem pewny, że Evan niedługo przyjedzie. Nie rozstajecie się na zawsze – pan Kosnacki wyjął z kieszeni swoich spodni paczkę chusteczek, którą przyjąłem. Chyba odrobinę się rozpłakałem, co było uzasadnione. Zacząłem dmuchać nos oraz wycierać oczy.

– Tak, ma pan rację...

– Chodźmy, odwiozę cię do domu. No i... słyszałem, że jesteś całkiem dobry w migowym. Udzielasz może lekcji?

– Chce pan... nauczyć się migowego?

– Od wielu lat porozumiewam się z synem poprzez wyrazy na kartce. Pora to w końcu zmienić. To... nauczysz mnie kilka rzeczy?

Słysząc słowa pana Kosnackiego z jakiegoś powodu poprawił mi się humor. Zgodziłem się i razem ruszyliśmy spowrotem do jego samochodu. Znam charakter mężczyzny od dawna  i jeszcze niedawno przysiągłbym, że nigdy nie zacznie uczyć się migowego do poprawy relacji z synem. Teraz jednak widać małą zmianę na lepsze. Kiedy Evan wróci, będę miał mu wiele do opowiedzenia. Nie mogę się już tego doczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro