~ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przez resztę lotu staraliśmy się z Evanem zająć nasz czas grą w wisielca. Ta zabawa tak nas wciągnęła, że minęły dobre dwie godziny, zanim skończyły nam się kartki w zeszycie (on od początku nie był gruby, więc w pewnym momencie musiało nam ich zabraknąć). Wtedy też po prostu siedzieliśmy na swoich miejscach, czekając na jakikolwiek komunikat o doleceniu na miejsce. Mieliśmy przy okazji świadomość, że tak szybko to nie nastąpi, bo moje obliczenia wskazywały na niecałe dwie godziny drogi. Chyba po raz pierwszy aż tak bardzo nudzi mi się podczas lotu samolotem...

Z moich myśli wyrwał mnie delikatny dotyk Evana. Jak zwykle takim zachowaniem sprawił, że na niego spojrzałem.

– "Coś się dzieje? Zgłodniałeś? Musisz do toalety? Potrzebujesz worka?" – zacząłem go wypytywać, dość szybko gestykulując rękoma. Po minie szatyna domyśliłem się, że kilka z moich pytań nie były dla niego wyraźne. Przeklnąłem z tego powodu na samego siebie w głowie i skupiłem się na rękach starszego, które szykowały się do odpowiedzenia mi.

"Nie chcę żadnej z tych rzeczy. Chciałem po prostu, żebyś opowiedział mi trochę o twoich dziadkach. Jeśli to nie jest problem."

– "Żaden. Co konkretnie chcesz wiedzieć?"

"Jakimi są ludźmi? Na pewno zaakceptowali to, że będę u nich spał, będąc Rybą? Powiedziałeś im w ogóle o nas? Masz może kuzynów? Czy to prawda, że we Francji na śniadanie jada się tylko ślimaki? Będziemy spali w osobnych pokojach, czy razem?"

Pierwszą z moich reakcji na pytania Evana był śmiech. Nie mogłem zwyczajnie pojąć, jak absurdalne musiały być jego przeczucia, skoro wmówił sobie, że francuzi słyną tylko z jedzenia ślimaków (tak naprawdę w kuchni francuskiej jest jeszcze więcej potraw, na przykład takie żabie udka). Po cichym zaśmianiu się (nie chciałem sprawić mu przykrości) ponownie na niego spojrzałem, zastanawiając się nad resztą pytań. Cóż... Lepiej było przygotować chłopaka za wczasu na to, co spotka go po wylądowaniu.

– "Jeśli myślisz, że moi dziadkowie oceniają ludzi po ich statusie, to się mylisz. To mili ludzie, a już w szczególności babcia. Jestem pewny, że upiecze dla ciebie jakieś ciasto, gdy do nich pojedziemy. Co do dziadka, on może być trochę zaborczy, jednak wiem, że w głębi duszy jest bardzo kochany."

"Ciasta nigdy nie odmówię."

– "Wiem to".

Evan uśmiechnąłem się do mnie ciepło, co od razu odwzajemniłem. Poznanie moich dziadków będzie dla niego pewnego rodzaju testem i nie chciałem go stresować. W końcu skoro lecimy razem do innego kraju, nie oznacza to, że naprawdę nam na sobie zależy i raczej będzie się nam dobrze układało? Na samą myśl o tym robiło mi się cieplej nie tylko na policzkach, ale również w sercu.

– A, no i jeszcze... – powiedziałem, specjalnie urywając zdanie, żeby zasiać w szatynie ziarno niepewności, co zamierzałem mu przekazać. Evan spojrzał na mnie pytająco swoimi pięknymi oczami i dopiero po kilku sekundach postanowiłem dokończyć, migając. – "Ślimaki nie smakują aż tak źle za pierwszym razem."

Evan wzdrygnął się na moją wypowiedź i zakrył usta, jakby wstrzymywał się od zwymiotowania. Przez chwilę naprawdę myślałem, że miał zamiar to zrobić, jednak chwilę później usiadł spowrotem w normalny sposób na swoje miejsce, udając że ślimaki w ogóle nie istnieją. Ciekawiło mnie, co zrobi, kiedy faktycznie postawią przed nim tacę pełną tych francuskich przekąsek.

***

Pozostałe dwie godziny lotu minęły nam bardzo szybko. Pod koniec zdążyłem jeszcze na jakieś czterdzieści minut zasnąć (głównie dlatego, że za oknem zachodziło powoli słońce), a Evan obudził mnie dosłownie w momencie lądowania, czym ominąłem większość nieprzyjemnych turbulencji. Zaraz po pogratulowaniu pilotowi za lot zaczęliśmy wraz z rodzicami wysiadać. Poszliśmy za tłumem, przy okazji rozciągając swoje ciała po wielogodzinnym siedzeniu e jednym miejscu. Praktycznie czułem na pośladkach ucisk, jakbym nadal siedział w tamtym fotelu.

– Jak wam się leciało, chłopcy? Evan, to był podobno twój pierwszy raz. Jak przeżycia z podróży do tak dalekiego miejsca? – zapytała mama, kiedy staliśmy w tej części lotniska, w której czekaliśmy na pojawienie się naszych bagaży. Taśmy z walizkami poruszały się dość wolno, więc byłem przyzwyczajony do spędzenia w tym miejscu więcej czasu, niż zazwyczaj się zakłada.

Mama wciąż nie rozumiała języka migowego, więc musiałem jej dokładnie przetłumaczyć wszystko, co migał szatyn (a było tego naprawdę dużo, wydawało mi się, że szybciej przyjadą nasze walizki, niż on skończy gestykulować). Koniec końców  nasze rzeczy do nas dotarły, Evan skończył migać, ja przestałem mówić, tata załatwił nam transport do mieszkania dziadków, a mama... Zabrała sobie pod rękę Evana, pokazując mu jaki to Paryż jest o tej porze piękny. W tym samym czasie ja musiałem ciągnąć jej walizkę, a do najlżejszych nie należała. Oby mama przynajmniej w większość dni tego urlopu dała nam okazję do pobycia sam na sam...

__________

Przepraszam za tak długą nieobecność!

Jak już niektórzy wiedzą, w tym roku piszę maturę i z jakiegoś powodu ciężej jest mi się skupić na pisaniu, jednak postaram się wrócić do pisania rozdziałów przynajmniej raz na tydzień (choć gwarancji nie daję). Bardzo mi miło, że nie porzuciliście czytania tego opowiadania i dziękuję Wam za to z całego serduszka ♡

Miłego dnia/nocy i do zobaczenia niebawem~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro