~ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY DZIEWIĄTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odgórną decyzją dziadka, Evan musiał wracać do domu dwa dni wcześniej, niż było to zaplanowane (podobno zdecydował o tym jeszcze wczoraj). Doskonale wiedziałem, dlaczego dziadek Louis nie chciał go już widzieć w swoim domu i wraz z uświadomieniem sobie tego również miałem ochotę wracać lecz mój chłopak mnie od tego powstrzymał. Twierdził, że powinienem spróbować jeszcze raz porozmawiać z dziadkiem, chociaż po jego minie mogłem doskonale stwierdzić, że on też nie był co do tego przekonany.

Poranek w dzień wyjazdu szatyna wydawał się szary. Na niebie było kilkanaście deszczowych chmur i przesądzone było, że za jakiś czas się rozpada. Taki stan pogody odpowiadał nawet mojemu humorowi. Nie miałem ochoty na nic i nawet tosty francuskie babci nie poprawiały mi humoru. Droga na lotnisko wydawała się równie męcząca, co wstanie z łóżka. Mama miała wrócić razem z Evanem, co stawiało mnie w jeszcze gorszej sytuacji, bo w razie większych kłopotów nie zostawał mi nikt, kto stanął by po mojej stronie (w sumie babcia Patricia powiedziała wczoraj wręcz więcej, niż mama, więc może z nią porozmawiam, żeby uspokoiła dziadka?). Wyobrażałem sobie po prostu same negatywne scenariusze.

– Victor, nie bądź taki ponury, kiedy nas nie będzie. Gdy ty jesteś smutny, twoja mama też jest – gdy zbliżała się pora odlotu, ostatni raz chciałem pożegnać się z mamą i Evanem, jednak nie miałem nawet okazji podejść do szatyna, ponieważ mama próbowała mnie pocieszyć. Byłem jej wdzięczny, ale pożegnanie mojego chłopaka było dla mnie priorytetem.

– No dobrze... Dasz mi w końcu pożegnać się z Evanem?

– Tak, tak~

Białowłosa w końcu mnie puściła i mogłem odpowiednio spojrzeć na starszego (wcześniej robiłem to tylko z ukosa). Uśmiechnęliśmy się do siebie, a wtedy Evan zaczął migać.

"Liczę, że wszystkie powstałe w domu twoich dziadków kłótnie znikną i wiele rzeczy się wtedy ułoży."

– Ja również na to liczę... Napiszesz do mnie, kiedy wylądujecie w Ameryce?

"Ostatnio odkryłem świetną aplikację z wideo rozmowami, więc możemy się nawet zobaczyć."

– Na coś takiego nie wpadłem... "Pilnuj mojej mamy, dobrze?" – ostatnie zdanie zamigałem, żeby podglądająca nas mama nie rozumiała, co powiedziałem szatynowi. Chłopak tylko zaśmiał się pod nosem bezgłośnie i przytaknął mi głową. Potem mnie przytulił, co oczywiście oddałem (na pocałunek na lotnisku nie był idealny moment).

Oglądałem jak oboje odchodzą na swoją odprawę mając lekki uśmiech na twarzy. Mimo zepsutego humoru starałem się zachować pogodę ducha. Gdy mama i Evan w końcu zniknęli z mojego wzroku, zacząłem wychodzić przed budynek lotniska, gdzie w aucie czekał na mnie wujek Felix (tata nie mógł pojechać, gdyż musiał załatwić coś bardzo ważnego w urzędzie). Po ruszeniu z miejsca pojazdem zauważyłem pierwsze krople deszczu.

– Que ce passe-t-il? Le départ de maman t'a rendu si triste? – zapytał wujek, chcąc wiedzieć więcej, niż w zasadzie powinien. Dowiedział się co nieco od mamy, co takiego się wczoraj wydarzyło, ale raczej nie powiedziała mu szczegółów. Nie miałem nastroju na dzielenie się teraz z kimkolwiek moimi uczuciami, ale wujek nie był złą osobą i zasługiwał na prawdę.

– Vous n'avez pas à faire semblant de ne rien savoir, oncle...  Je suis triste parce que j'ai eu une dispute avec mon grand-père et il ne me pardonnera pas de sitôt.

– Bêtises... Louis est un homme d'honneur et il ne sait pas se fâcher longtemps.

 – Pas cette fois... Vous souvenez de mon ami Evan? En fait, c'est mon petit-ami, et quand grand-père l'a découvert, il est devenu furieux. Chcę teraz po prostu zapaść się pod ziemię...

Po moim wyznaniu wujek Felix zamilkł. Najwyraźniej sam był zaskoczony jakiego rodzaju relację mam z Evanem, czego mogłem się w sumie spodziewać. Już byliśmy blisko kamienicy, w której znajdowała się reszta rodziny. Podejrzewałem, że ujawniając prawdę o swojej orientacji stracę więźi z niektórymi członkami rodziny, więc teraz nie byłem ani trochę zawiedziony. Jednak zaraz potem starszy niespodziewanie się odezwał.

– Tu sais... A mon avis, l'amour n'a pas de genre. C'est même... plutôt sympa que tu aies enfin trouvé quelqu'un. Bonne chance à vous deux. 

– Oncle... Merci  – odpowiedziałem szczerze, nie mając pojęcia, że wujek Felix posiadał takie zdanie na temat związków jednopłciowych. Jego słowa w jakimś stopniu dodały mi otuchy i teraz aż tak mocno nie bałem się kolejny raz porozmawiać z dziadkiem.

Jakieś siedem minut później rozeszliśmy się z wujkiem do osobnych mieszkań. Zanim to zrobiliśmy ostatni raz dał mi do zrozumienia, że przyjdzie mi z pomocą, jeśli zajdzie taka potrzeba i wtedy w drzwiach przywitała go ciocia. Nie słyszała naszej rozmowy, ale była odrobinę zła, że jej mąż wraca tak późno (mimo że nie było go raptem dwadzieścia minut). Gdy wujek całkowicie zniknął za drzwiami, przeżegnałem się za jego duszę i sam wkroczyłem do mieszkania dziadków.

Od razu po wejściu zobaczyłem stojącego przy małym korytarzyku dziadka. Miał w ręce jakiegoś rogalika, a gdy i on mnie zobaczył burknął coś pod nosem i odszedł. Zasmuciło mnie jego zachowanie, jednak nic nie mogłem na to poradzić. Dość powoli zacząłem zdejmować buty, a potem skierowałem się do swojego tymczasowego pokoju. Jestem pewny, że następne dni tutaj przy obecnej atmosferze miną mi okropnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro