~ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dotarcie do weterynarza w tej pogodzie było dla nas trudne. Śniegu z każdą chwilą przybywało i gdyby nie litość właściciela kliniki, nie weszlibyśmy do budynku, ponieważ miał już zamykać. Kotu zrobił kilka badań, które na szczęście nie wykazały żadnych nieprawidłowości w jego ciele (wykluczył u niego także wściekliznę). Nakazał nam jedynie go nakarmić oraz dostatecznie ogrzać i za kilka dni powinien wrócić do normalności. Ucieszyliśmy się z tego powodu, ale czy to nie znaczyło, że któryś z nas musiał wziąć zwierzę do siebie?

Po wyjściu od weterynarza długo zastanawialiśmy się, co powinniśmy zrobić dalej. Kot na nowo został zawinięty w ciepły szalik i spał w swoim pudle (to nadal ja je trzymałem). Po dotarciu na przystanek spojrzałem pytająco na Evana. Ten akurat patrzył na kota. Po chwili zwrócił do mnie swoje ciało w geście podania konkretów.

"Postanowiłem, że przygarnę tego kota."

Jesteś pewien? Zwierzę to duża odpowiedzialność... – odpowiedziałem, będąc zdziwionym postawą Evana. Nie pierwszy raz widziałem w nim taką pewność siebie, ale tym razem chodziło o żywe zwierze, które nie było zabawką. Nie, żebym twierdził, że szatyn sobie z tym nie poradzi...

"Nikt do tej pory go nie chciał, a ja poczułem, że muszę się nim zająć."

– Rozumiem... W takim razie będę ci pomagał. Znaleźliśmy go razem, więc będzie naszym wspólnym obowiązkiem.

"Dobrze. Pojedziemy teraz do mnie i damy mu trochę mleka."

Uśmiechnąłem się do Evana, zgadzając się na każde jego słowo. Gdy jechaliśmy autobusem w mojej głowie zaczęły pojawiać się pytania, czy ojciec szatyna nie będzie na nas za to krzyczał, jednak postanowiłem, że to zignorujemy. Niby zdanie właściciela domu powinno być najważniejsze, ale tu chodziło o małego kota bez domu. Znalezienie mu nowego miejsca, do którego się przyzwyczai zajmie dużo czasu, co nie będzie dla niego najlepsze. Zwierzęta raczej nie lubią tak licznych zmian.

Do domu Evana dojechaliśmy w 20 minut. Autobus wyjątkowo szybko postanowił po nas przyjechać i tylko kwestią czasu było aż dojdziemy do celu. Kiedy tak się stało nie czułem już tego dreszczu na plecach, jak ostatnimi razami. Wiedząc, że teraz ojciec chłopaka nic nam nie zrobi napawa mnie radością oraz daje wiele pewności siebie. Czułem się jak jakiś Bóg.

Po wejściu do budynku przywitał nas pan Kosnacki. Wymierzył w nas spojrzenie, którego nie umiałem w tej chwili opisać, ale na pewno posiadało w sobie pewnego rodzaju zdziwienie.

– Co macie w tym pudle? – zapytał nas w miarę swoich możliwości łagodnie, a ja popatrzyłem na śpiącego kota. Był on zbyt uroczy, żeby zostawić go na mrozie, dlatego postanowiłem walczyć o jego prawo do przebywania tu. Zasłużył na lepszy los.

– Kota. Uratowaliśmy go od mrozu.

– Kot... Czemu go tu przyprowadziliście?

– Musi mieć kochający dom. Evan chce się nim zająć. Będę mu pomagał.

– Eh... Róbcie, jak uważacie – starszy mężczyzna wzruszył na nas ramionami i odszedł do salonu. Grał tam telewizor. Wyglądał na zmęczonego, więc pewnie dlatego postanowił pójść nam na rękę.

"Idź na górę, przyniosę kilka rzeczy z kuchni."

Zamigał do mnie Evan, a potem pomógł mi zdjąć kurtkę. Skinąłem do niego głową w geście zrozumienia i wtedy poszedłem w stronę schodów. Każdy ze stopni pokonałem w mgnieniu oka. Gdy dotarłem do pokoju Evana wyjąłem z pudełka kotka, kładąc go na jedną z poduszek. Maluch od razu się obudził. Przeciągnął się, miaucząc. Uznałem, że to słodkie i wyobraziłem sobie małego Otta, który na pewno robił tak samo (chyba czasami nadal tak robi, zupełnie jak każdy kot). Może kot mojej mamy i ten tu spróbują się kiedyś zaprzyjaźnić?

– Ale ty jesteś uroczy – powiedziałem, biorąc kotka na swoje ręce. Ten wydawał się mi bardzo ufać, ponieważ zaczął lizać mój palec. Chyba obdarował mnie zaufaniem zaraz po wizycie u weterynarze lub gdy go niosłem. Cieszyło mnie to.

Evan wszedł do pokoju niespodziewanie. Zauważył, że ja i kot się spoufalaliśmy i posłał w naszym kierunku uśmiech. Zaraz potem usiadł obok mnie, pokazując na butelkę dziecięcą z mlekiem do połowy jej wysokości. Musiała ona być jeszcze za czasów jego młodości, ponieważ zazwyczaj pod ręką ludzie nie posiadają takich gadżetów. Podałem Evanowi kota, a on zaczął go karmić. Oboje wyglądali przy tym uroczo, więc zrobiłem im kilka zdjęć i zostawię sobie to najładniejsze. Kotek wypił swój pokarm w zaledwie kilka chwil. Był bardzo głodny.

– Myślę, że powinniśmy nadać mu imię. Masz jakiś pomysł? – zapytałem, odbierając chłopakowi kotka, żeby ten mógł mi odpowiedzieć. Zwierzątko jednak uciekło na poduszkę i położyło się na niej. Pewnie wróci do spania.

"Doktor mówił, że to dziewczynka. Nie myślałem nad tym aż do teraz, ale chyba mam odpowiednie imię dla niej."

– Napiszesz mi je na kartce?

Evan pokiwał twierdząco głową i w mniej niż sekundę wstał. Wyjął z szuflady swojego biurka kartkę oraz długopis, zaczynając pisać imię dla kotka. Kiedy skończył pokazał mi je z daleka.

"Maria."

– Pasuje do niej idealnie – powiedziałem, pokazując Evanowi kciuk w górę. Szatyn kolejny raz się uśmiechnął i zaczął do mnie podchodzić. Stanął do mnie bokiem, a potem na mnie usiadł, sprawiając że obejmuję go rękami w pasie. Evan lubił takie czułości.

"Wymyśliłem też inne imię, ale to wydawało się najlepsze. Nasza randka nie skończyła się tak, jak powinna, więc chciałbym ci to teraz wynagrodzić."

– Naprawdę nie musisz. Cieszę się, że wzięliśmy Marię.

"Nie chcesz mojego pocałunku?"

– Jednak przyjmę to wynagrodzenie.

Evan zaśmiał się pod nosem, a następnie mnie pocałował. Jedną z rąk wplótł w moje białe włosy, drugą za to położył mi na ramieniu i palcem delikatnie głaskał kawałek szyi. Zachęcał mnie tym do czegoś więcej, jednak musieliśmy się powstrzymywać, gdyż na dole przebywał tata szatyna. Byłby zły, gdyby zastał nas w tak dwuznacznej sytuacji.

Po odsunięciu się od chłopaka spojrzałem na zegarek ścienny. Dochodziła godzina 20, co znaczyło, że musiałem już wracać. Evan zaproponował, że mnie przenocuje, ale odmówiłem, mówiąc iż jutro zaczyna się drugi semestr i lepiej jak będę nocował w swoim domu, gdzie mam przygotowane wszystkie książki. Pożegnałem się z Marią, potem z nim kolejnym pocałunkiem, a na końcu z jego ojcem, gdy schodziłem na dół. Pomachał mi ręką na odchodne, w ogóle się do mnie nie odwracając. Uznałem, że tak było dobrze i  po ubraniu swoich zimowych ubrań zacząłem wychodzić, zastanawiając się, czy rodzice będą na mnie źli za wrócenie do domu w takiej ciemnicy.

__________

Witam serdecznie~!

Zaczęły się wakacje, więc życzę wszystkim, żeby nic złego w ich trakcie się Wam nie przytrafiło ♡

Jak co roku wyjeżdżam na zadupie, toteż internet mam tylko raz w tygodniu. W niedziele. Właśnie wtedy też będę publikowała tu rozdziały, ale nie jestem pewna, czy co tydzień (istnieje możliwość, że będą nawet 2 rozdziały na dzień, tak jak dzisiaj). Przekonamy się.

Dziękuję za uwagę, miłego wypoczynku i do zobaczenia~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro