~ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko Evan dotarł do naszego stolika odciągnął mnie od naszych wspólnych znajomych. Peter krzyczał do nas z daleka z jakiego powodu odchodzimy, a ja również tego nie wiedząc odkrzykiwałem mu, że idziemy załatwić bardzo ważną sprawę. Przekroczyliśmy korytarz, szliśmy nim na drugi koniec (dopowiem, że prędkość naszego chodu była porównywalna do takiego z maratonu), do tego najmniej zaludnionego miejsca jakim był blok sportowy. Nie było to daleko, ale po zatrzymaniu się dostałem lekkiej zadyszki.

– Jak poszła ci rozmowa z ojcem...? – zapytałem, sapiąc. Evan zrobił zmartwioną minę lecz gestem ręki pokazałem mu, że wszystko jest okej. Wystarczyło jedynie wziąć kilka głębszych wdechów i wszystko wróci do normy. Czuję małe deja vu. To chyba nawet nie pierwszy raz. Moja kondycja w zaledwie kilka dni przeniosła się na tak niski poziom?

"Nie było najgorzej. Wygląda na to, że trochę się ogarnął. Nie mówił na mnie tylu złych rzeczy, jak to miał w zwyczaju."

– To bardzo dobrze... Ale dla pewności, nie dałeś mu się dotknąć?

"Nic mi nie zrobił."

– Cieszę się – uśmiechnąłem się do szatyna szeroko i przytuliłem go. W naszym zasięgu nie widziałem ani jednej osoby, więc skorzystałem z okazji, by móc to zrobić. Chłopak oddał uścisk, obejmując mnie nawet ściślej ode mnie. Po krótkiej chwili odsunęliśmy się od siebie. – Jak konkretnie się dogadaliście? Zdradzisz mi szczegóły?

"Taki miałem zamiar. Tata odebrał mnie spod szkoły autem i pojechaliśmy wtedy do domu. Po dotarciu tam wydawał się smutny, że uciekłem z domu. Usłyszałem nawet od niego przeprosiny za moje siniaki"

– Naprawdę? Tego się nie spodziewałem...

"Ja także. Musiał czuć się samotny beze mnie. To w końcu mój rodzic. Wychowywał mnie."

– Mimo to i tak postanowił cię skrzywdzić. Co było dalej?

"Pytał mnie o wiele rzeczy. Nie rozmawialiśmy tyle od czasu mojego ukończenia gimnazjum. Komunikacja była trudna, ale jakoś udało nam się dojść do porozumienia. Chyba tak jakby mnie zaakceptował."

Na twarzy Evana pojawiła się ulga. W oczach mogłem dostrzec łzy, które postanowiłem wytrzeć mu chusteczkami. Miałem kilka w kieszeni swojej bluzy. Podziękował mi za ten gest uśmiechem.

– To naprawdę dobre wieści. Co zamierzasz teraz zrobić?

"Prawdopodobnie wrócę od dziś do siebie. Dziękuję, że ty i twoi rodzice przyjęliście mnie pod swój dach."

– To nic takiego. Pomogę ci po szkole z wszystkimi rzeczami.

"Tata chciałby jeszcze porozmawiać z tobą. Najlepiej w cztery oczy"

– Co? – spojrzałem na Evana z bardzo wyraźnym zdziwieniem. On tylko pokiwał mi głową na potwierdzenie wcześniejszych pokazanych znaków, a ja wtedy zrozumiałem, że ponownie znalazłem się w złej sytuacji. One uwielbiają pojawiać się przy mnie w najmniej oczekiwanym momencie.

***

Po zakończonych lekcjach pierwszym, co ja i Evan zrobiliśmy było spakowanie jego ubrań z mojego domu. Czekała tam na nas mama i gdy tylko usłyszała o powrocie szatyna do siebie prawie się rozpłakała, mówiąc że Evan mógłby zamieszkać z nami na zawsze. Była dorosła i dobrze wiedziała jak bardzo ta wizja jest nie rzeczywista. Musiała pogodzić się z jego odejściem (które nie było przecież na zawsze, chłopak kolejny raz dostał zgodę na odwiedzanie nas kiedy tylko zechce). Z takimi reakcjami mamy zaczynałem podejrzewać, że gdybym powiedział jej o naszym związku byłaby z tego niezmiernie zadowolona.

Podróż pod dom Evana na moją niekorzyść okazała się dość krótka. Już pod tym lekko podniszczonym domem starałem się opanować szybko bijące serce z powodu zdenerwowania i jedynie uścisk ręki chłopaka na mojej niwelował to negatywne uczucie. Weszliśmy do budynku sprawnie oraz szybko i takim właśnie sposobem ponownie spotkałem się z panem Kosnackim. Jego twarz nadal wyglądała na nieprzyjemną.

Evan został odesłany na górę. Miał się rozpakować, a ja usiadłem przy stole w salonie. Starszy mężczyzna zajął miejsce przede mną. Sytuacja sprzed prawie dwóch tygodni się powtórzyła, ale tym razem spodziewałem się mniej napiętej atmosfery. Lekarz zaczął mówić pierwszy.

– Naprawdę doceniam to, że twoja rodzina przygarnęła na te parę nocy mojego syna... Powiedz, ile jestem wam winny? – siwowłosy wyciągnął ze swojej spodniowej kieszeni portfel. Otworzył go, pokazując mi mnóstwo pieniędzy. Zatrzymałem go w chwili, gdy zaczął je wyjmować.

– Zrobiliśmy to bezinteresownie. Nie przekupi mnie pan, jak ostatnim razem. Nie jestem łasy na pieniądze.

– Dobrze. No więc... Sam nie wiem od czego powinienem zacząć... Przepraszam. Miałeś po części rację. Ze wszystkim.

– To znaczy?

– Nie zdawałem sobie sprawy jak mój syn się przeze mnie czuł, a ja nie umiałem okazać mu miłości, ponieważ...

– Urodził się Rybą – dokończyłem za niego, na co mężczyzna skinął głową. Poczułem nieprzyjemne uczucie w sercu. – Pan i pana żona jesteście Apostołami, prawda? To dlatego nie potrafił zaakceptować własnego syna?

– To nieprawda. Bałem się po prostu o jego przyszłość. Wiesz, jak to teraz jest... Za czasów moich i mojej żony było jeszcze gorzej.

– Rozumiem. Jeśli mogę zapytać... gdzie jest mama Evana? Wspominał coś o szpitalu, ale w mieście jest tylko jeden i tam raczej...

– Moja żona nie jest w tego rodzaju szpitalu. Po kilku latach od narodzin Evana zaczęła chorować psychicznie, więc odesłano ją do zamkniętego zakładu poza miastem.

– Oh... Bardzo mi przykro...

– Dziękuję, ale to głównie moja wina, że tam trafiła – mina mężczyzny spochmurniała bardziej. Wyglądał jak człowiek pozbawiony szczęścia. Nie zrobiło mi się go żal, jednak mogłem poczuć unoszący się w powietrzu ból z jego życia. – Powiedz... Evan naprawdę jest dla ciebie taki wyjątkowy? Nie będę już negował waszych orientacji seksualnych...

– Oczywiście.

– I darzysz go miłością nawet jeśli jest Rybą, a ty Apostołem? Nie zastanawiałeś się nigdy, co ludzie o was powiedzą?

– Niezbyt mnie to obchodzi. Myśli pan, że plotki innych ludzi zmienią naszą relację? Jestem zbyt uparty, żeby się tym kierować.

– Więc za co go kochasz?

Z tym pytaniem nasze oczy równocześnie na siebie spojrzały. Zdziwiłem się tym pytaniem, które zaczęło stawiać mnie pod bardzo złym kątem. Za co kocham Evana? Czy do tego powinny być jakieś powody? Chociaż gdybym już musiał podać jakieś konkretne rzeczy, to... Jego uśmiech jest przepiękny. Mamy wiele wspólnych tematów, o których rozmawiamy, gdy nikogo wokół nie ma. Obaj wydajemy się odludkami, kiedy w rzeczywistości potrzebujemy do przeżycia kogoś bliskiego... Tacy już jesteśmy.

– Nie musi pan wiedzieć za co obdarzyłem Evana miłością. Sam do końca nie wiem jak to się stało. On po prostu oczarował mnie sobą i to mi odpowiada.

Ojciec Evana nie odpowiedział mi już nic więcej. Westchnął, pozwalając mi iść na górę do pokoju swojego syna. Skorzystałem z tego, zostawiając starszego samego w salonie. Przy schodach ostatni raz na niego spojrzałem, trzymał przy ustach swoją rękę z obrączką i chyba coś mamrotał pod nosem. Wtedy już naprawdę wszedłem na górę. Evan czekał na mnie i przywitał mnie od razu po wejściu do siebie.

"Jak było? Co ci mówił? Nie obraził cię w żaden sposób?"

– Nie, nie, jest już okej. Myślę, że jako tako nas akceptuje – położyłem obie ręce na ramionach Evana, starając się go tym uspokoić. Wydawał się niespokojny, a moje wsparcie oraz miłe słowa mu pomogą. – Powiedział mi też o twojej mamie... Naprawdę mi przykro. Mam nadzieję, że wróci do zdrowia.

"Lekarze są dobrej myśli, więc myślę że tak będzie. Chciałbyś ją kiedyś poznać? Od niedawna pozwalają na odwiedziny u niej."

Jeśli nie będę dla niej problemem...

"Na pewno tak nie będzie."

Evan dotknął swoją poranioną ręką mój policzek. Uśmiechał się, a ja polubiłem dotyk jego lekko szorstkiej skóry. Gładził mnie tak jakiś czas, potem odsunął je, by na nowo zacząć migać.

"Jest pewne nowe wyrażenie, którego pragnę cię nauczyć."

– Jest jeszcze jakieś, którego nie znam? Myślałem, że nauczyłeś mnie wszystkiego.

"Ja też dopiero niedawno się go nauczyłem. Przygotowywałem się, byś i ty potrafił je wykorzystać. Możesz zgadnąć, co ono oznacza."

Starszy pokazał mi to nowe znaki, które nie wyglądały znajomo. Próbowałem w pamięci znaleźć w czytanym niedawno podręczniku do migowego te znaki, ale kompletnie do niczego nie mogłem ich porównać. Był tam znak na "cię", ale może w połączeniu z tym drugim daje zupełnie inny wyraz?

– Nie mam pojęcia, co to za wyraz. Napiszesz mi go? – pokazałem palcem na biurko, na którym leżały kartki oraz kilka flamastrów. Evan się zgodził i usiadł na chwilę do biurka, pisząc ostrożnie każdą literę. Po chwili wstał, ukazując mi wielki napis na ponad pół kartki.

"Kocham cię."

Widząc to słowo kompletnie zdębiałem. Na początku myślałem, że były to zwidy, ale tak nie było. Pierwszy raz od mojego wyznania miłości Evan odpowiedział tym samym i to bardzo mnie cieszy. Teraz wiem, że nasze uczucia są takie same, jak od samego początku. Evan przybliżył się do mnie z tą kartką, patrząc na mnie z dołu. Stanął na palcach, całując mnie, co natychmiast oddałem. Ten dzień mogłem zaliczyć do tych najszczęślieszych. Nie sądzę bym tak szybko o nim zapomniał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro