1- dzień jak co dzień..

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

BIP, BIP, BIP.

Usłyszałam mój jakże denerwujący budzik mojego telefonu leżącego na komodzie. Wyłączyłam go sięgając leniwie ręką do komody i wstałam do siadu. Ziewnęła i się przeciągnęłam przez co mogłam usłyszeć moje kości, dla innych może to być przerażające czy obrzydzające usłyszeć jak własną łopatka czy łokieć wydadzą dźwięk ale dla mnie to norma.

Przetarłam swe oczy po czym ledwo jak przez to że jeszcze się do konca nie obudziłam rozejrzałam się po pokoju. Promienie słońca przebijające się przez szybę okna oświetlały to pomieszczenie przez co się lekko uśmiechnęłam ale uśmiech z mej twarzy szybko znikł kiedy przypomniałam sobie po co tak naprawdę wstałam. Westchnęłam i chcąc czy nie chcąc odkryłam swoje w połowie przykryte ciało kołdrą i wstałam. Na początku mi się zakręciło w głowie jak zawsze po wstaniu ale po chwili się ogarnęłam, założyłam kapcie i ociężałym krokiem poszłam w stronę łazienki by odbyć poranną toaletę. Kiedy już to zrobiłam i przy okazji umyłam twarz by się trochę ożywić, wróciłam do swego pokoju i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam szukać jakiś ciuchów. Po jakiś 7 minutach wreszcie się zdecydowałam co ubiorę. Biorąc owe ubrania poszłam znów do łazienki by się przebrać a także zmienić bandaże.
Po jakimś czasie wyszłam z niej. Byłam ubrana w szaro--biało-czarny sweter oraz czarne jeansy. Miałam także mój naszyjnik z złotym motylkiem, jest dla mnie jakby takim amuletem...to prezent od mojej BFF, tak dawno się nie widziałyśmy...nie zwracając jednak na to już więcej uwagi, wzięłam mój telefon i poszłam na dół do kuchni.

Kiedy tam dotarłam, od razu moim celem była lodówka a co innego, jednak nie miałam ochoty a bardziej motywacji na zrobienie sobie czegokolwiek do spożycia więc wzięłam cole oraz cytrynę z niej. Z zamrażarki wyciągnęłam kostki lodu a z szafki nad zlewem szklankę.
Nalałam coli I dodałam soku z cytryny oraz te wcześniej wspomniane kostki lodu. Wszystko mi już zbędne schowałam na miejsce po czym zaczęłam pić ten napój bogów. Wiem że cola na pusty żołądek zwłaszcza rano to bardzo zły pomysł ale tak szczerze...mam to gdzieś.
Wypiłam zawartość szklanki do końca chrupiąc przy tym pozostałe kostki lodu. Czy tylko ja tak lubię je chrupać? Nie wiem.
Odłożyłam szklankę do zlewu, umyje później. Udałam się znowu do swojej pieczary aka mojego pokoju oczywiście jeszcze przed tym myjąc zęby i walnęłam się na łóżko. Sprawdziłam godzinę na telefonie..7:03, mam jeszcze jakieś pół godziny do wyjścia.
Nie czekając na nic sięgnęłam po moje słuchawki i podłączyłam je do mojego telefonu. Zaczęłam przeglądać media takie jak Wattpad czy Youtube. Nie używam Facebooka czy innych tych dupereli, jestem bardziej..idolizowana od świata, i tak nie mam wielu znajomych, a o przyjaciołach nie wspomnę..
Tak czy inaczej, na Youtube nic ciekawego nie było więc zaczęłam se przeglądać i czytać zaległe opowiadania zapisane w biblioteczce. Mijały minuty co dla mnie były jak sekundy, nim się obejrzałam była już 7:30. Wstałam niechętnie z łóżka wkładając telefon ze słuchawkami do spodni.  Wzięłam moją torbę przez ramię i wyszłam do przedpokoju. Ubrałam moje buty górskie ala także wojskowe. Torbę na chwilę zdjęłam i założyłam moją za dużą przytulną czarną kurtkę i czarną czapkę z białym napisem "MONDAY" i znaczkiem kółkiem w kolorze flagi Polski. Założyłam torbę i skierowałem się do drzwi zgarniając klucze z komody. Otworzyłam je i wyszłam jeszcze przed tym upewniając się czy mam wszystko. Zamknęłam drzwi i odwróciła się na pięcię by później ruszyć w stronę tego przeklętego miejsca jakim jest szkoła...
Wyciągnęłam jeszcze idąc po drodze mój telefon wraz ze słuchawkami i włączyłam sobie "Better Off"- Lil Peep.
Uwielbiam jego twórczość, szkoda że tak skończył...niestety ludzie umierają I trzeba się z tym pogodzić, nic co pięknę nie trwa wiecznie przecież...może się to wydawać nie fair, ale jednak to prawda.
Po drodzę zaczęłam oczywiście cicho śpiewać bo prawie nikt nie chodzi tą drogą co ja prawie co dzień.
"Chains on shining, you can see me riding
Cocaine lined up, secrets that I'm hidin'
You don't wanna find out, better off lying
You don't wanna cry now, better off dying
Chains on shining, you can see me riding
Cocaine lined up, secrets that I'm hiding
You don't wanna find out, better off lying
You don't wanna cry now, better off dyin'..."

Po jakiś 15 minutach chodzenia wreszcie dotarłam do celu mej podróży. Szkoła...miejsce męk wszystkich nastolatków nad którymi rodzice się nie zlitowali i nie załatwili im nauki w domu.
Nim się obejrzałam już byłam za bramą tej placówki. Zeszłam po schodach do wejścia do szatni na dole.
Przeszłam przez labirynt szafek ułożonych w -odziwo- systematycznym ułożeniu, czego nie można powiedzieć o systematyczności dwonków szkolnych ale mniejsza z tym. Podeszłam do mojej szafki nie różniącej się niczym od innych poza rdzą i paroma "zadrapaniami" i znakiem Walczącej Polski na jej drzwiach, nie to że mi to przeszkadza, w sumie dodaje klimatu mimo że ja tego nie narysowałam bo aż takim debilem by niszczyć szkolny sprzęt to nie jestem.

Wyciągnęłam z kieszeni kluczyk i otworzyłam ją na ościesz tak że aż zaskrzypiało chociaż czego mogłam się spodziewać jak one nie były wymieniane od 5 jebanych lat. Budżet nie wyrabia, a nowy ekspres do kawy w pokoju nauczycielski to dam się kupił, co? Obrażając jakże pięknię rządy tej placówki zmieniłam buty oraz zdjęłam kurtkę wraz z czapką i wsadziłam ją do jej rękawa po czym powiesiłam ją na haczyku w środku tego metalowego pudła. Zamknęłam szafkę, wzięłam swój bagaż i weszłam po schodach na górne piętro. Pierwsza jest matma,
zaje-kurwa-biście. ... 8:54, mam jeszcze z 8 minut znając te jakże punktualnie dzwonki.
Usiadłam se w kącie i wyciągnęłam moją książkę którą ostatnio zaczęłam czytać. Otworzyłam ją i przy okazji puściłam se muzykę na telefonie wkładając słuchawki do uszu.
Dla mnie te minuty były chwilą i nim się obejrzałam już zadzwonił ten cholerny dzwonek. Niechętnie schowałam wszystko do torby i ustawiłam się gęsiego przed klasą jak w kolejcę do mięsnego za czasów Polski pod władzą komunistów.
Czekam i czekam aż ta baba od równań i liczb przyszła i otworzyła drzwi kartą magnetyczną, ta technologia mnie dobija czasem ale dobra, mniejsza z tym.
Jak kaczuszki które idą jak na zgubę weszliśmy do klasy i zajęliśmy swoje miejsca, nie obyło się bez popychanek ze strony innych, nienawidzę być taka niska.
Usiadłam w swojej ławce samotności przy ścianie i wyjęłam matematykę oraz piórnik z torby ustawiając to wszystko na niej.
Pani Bukowian weszła do klasy zamykając przy tym drzwi. Ustawiła się przy swoim biurku kładąc na nim swoją torebkę i kurtkę.

-Dzień dobry klaso.- odezwała się.

-Dzieeeń-Dooo-bryy.-powiedzieliśmy przeciagle, jak byśmy w przedszkolu tylko że z entuzjazmem jak na licytacji kaloryferów.

Pani usiadła na krześle zdejmując swe przytargane przez siebie rzeczy na parapet i tak zaczęła się lekcja.

-Time Skip po lekcjach-

Właśnie wychodzę z tego piekelnego budynku po ciężkim dniu.
Już miałam wychodzić ale ta banda idiotów mnie zaczepiła, no pięknię, czego ci durnie znowu chcą, może pobawię się w totka i zgadne?

K: hej, Eveline! Jak tam dzionek?- odezwał się rudzielec, nic nie mam do rudych ale ten to akurat jest jednym z najbardziej wkurwiających i rujnujących mi życie typków że kiedy za każdym razem to usłyszę to chętnie bym mu przywaliła w ten głupi, tłusty ryj.

- ugh..-odwróciłam się i spojrzałam na niego zrezygnowana i poirytowana- czego chcesz Kacper?

K: Jak to czego? Tylko się przywitać z naszą maleńką Eveline- uśmiechnął się jeszcze bardziej debilnie a we mnie się już gotowało.

-ta, już się przywitałeś więc spadaj.- odwróciłam się i miałam zamiar już odejść ale ten mnie obrócił i przyciągnął do siebie, wtf.

-?!

K: Oj nie ładnie, nie ładnie, manier cię nikt nie nauczył?

- A ciebie nikt nie co to przestrzeń prywatna?- odpyskowałam próbując się wyrwać ale ten skurwiel jest silniejszy..

Ten tylko się skrzywił na moją odpowiedź i ścisnął rękę na moim co nie powiem, zabolało.

- Kurwa! Debilu, puszczaj!-zaczęłam się wyrywać jak poparzona.

K: zamknij się wreszcie!-warknął.

- A turlaj dropsa!-nadepnęłam mu na nogę a że mam te wojskowo-górskie podeszwy z zajebistą podeszwą to ten mnie puścił i jeknął cicho z bólu przeklinając pod nosem. Ja wzięłam moją torbę i uciekłam jak najszybciej przez bramę. Zwolniłam kiedy upewniłam się że ten psychol za mną nie biegnie. Skierowałam się w stronę mojego domu.
    ------------------------------------------------
a więc tak, oto pierwszy rozdział, mam nadzieję że nie wyszedł zbyt nudny.
Do zobaczenia czy coś-

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#oof