Rozdział 13. Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga! w rozdziale znajdują się sceny nieodpowiednie dla osób poniżej 18 roku życia


Nastały ciężkie, mroczne czasy, których powrotu nikt się nie spodziewał. Śmierciożercy uaktywnili się, atakując głównie mugoli. Byli bardzo dobrze przygotowani, uderzali znienacka, szybko. Zabijali i znikali, pozostawiając po sobie odór śmierci i rozpacz tych, którym udało się przeżyć oraz wielki, mroczny znak.

Czarodzieje nie byli w stanie odpowiednio zareagować, pomimo starań i zaangażowania wielu brygad aurorskich. Amnezjatorzy pracowali bez chwili wytchnienia, starając się rzucić skuteczne zaklęcia zapomnienia na rodziny ofiar, ale wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli, a morderstw było zbyt wiele, żeby móc skutecznie opanować sytuację. Ministerstwo na czele z Ministrem Magii dwoiło się i troiło, aby jak najszybciej przeprowadzać szkolenia i zasilić, malejące z każdym dniem, szeregi aurorów odpowiednio wyszkolonych do walki z wrogiem.

W konsekwencji groźba wojny pomiędzy światem magicznym i niemagicznym wisiała w powietrzu, bo premier Wielkiej Brytanii regularnie informowany na temat braku postępów zaczynał tracić cierpliwość. Czarodzieje nie mogli do tego dopuścić, ponieważ wtedy musieliby rozszerzyć swoje działania na dwa fronty, a to stwarzało ryzyko ekspozycji i konieczności ujawnienia.

W obliczu tak ogromnego zagrożenia postawiono na ścisłą współpracę ze światem mugoli, poprzez zawarcie układów z Premierem i innymi wtajemniczonymi członkami brytyjskiego rządu. Skutkiem tych ustaleń było pojawienie się w prasie obu światów zdjęć poszukiwanych zbrodniarzy. Okazało się, że tysiące ludzi posiadało bardzo dużo informacji i przysyłało donosy, wskazując na coraz to nowe kryjówki śmierciożerców. Stało się oczywiste, że w dzisiejszych czasach, nawet przy posiadaniu magicznych umiejętności, nikt nie mógł pozostać anonimowy i niezauważony.

Hermiona niechętnie przeglądała gazety, w których można było znaleźć fotografie człowieka, o którego los martwiła się nieustannie. Zdjęcia te przedstawiały młodego chłopaka, który dopiero co ukończył szósty rok nauki w Hogwarcie, ponieważ nie udało się aurorom odnaleźć jego bardziej aktualnego wizerunku. Obrazy te ukazywały jego nadęte, wiecznie niezadowolone oblicze. Jednak ona wiedziała, że to była jego maska. Pod nią skrywał drugą twarz, której przez wiele lat nie miał możliwości, ani chęci ujawnić.

Często organizowano tajne obławy na miejsca, gdzie mogli się skrywać mordercy. Aurorzy wyruszali na te wyprawy uzbrojeni po zęby w nowe, śmiertelne uprawnienia. Hermiona za każdym razem przypuszczała atak na Rona i Harry'ego i wypytywała o to, czy tym razem w trakcie walki zranili kogoś śmiertelnie i czy przypadkiem wśród ofiar nie było Malfoya. Miała świadomość, że musi być czujna i się nie zdradzić ze swoimi prawdziwymi zamiarami. Pluła sobie w brodę, że nie wybrała kariery aurora, bo mogłaby mieć rękę na pulsie i ochronić go w razie ataku. Cierpiała, gdy zdała sobie sprawę, że sama wręczyła aurorom w ręce broń, którą mogli go zabić bez sądu.

Samotność dojmująco dotykała duszę młodej czarownicy, która próbowała się wtopić w tłum, szczególnie w ten szczególny dzień w roku. Kiedyś uwielbiała Boże Narodzenie, razem z całą jego otoczką, prezentami, choinką i wspaniałymi, tradycyjnymi potrawami. Odmówiła przyjaciołom spędzenia świątecznej kolacji u nich w domu, w otoczeniu bliskich, chociaż bardzo na nią naciskali. Relacje pomiędzy nią a rodziną Weasleyów były ostatnio napięte, ponieważ nie potrafili zrozumieć, dlaczego postanowili z Ronem się rozstać, a nie chciała zaogniać sytuacji, ani nie miała siły na wyjaśnienia. Postanowiła zatem, że w tym roku zostanie sama.

Szła szybko, otulona ciepłym płaszczem. Drobne płatki śniegu, wirowały nad jej głową, niesione lekkimi podmuchami wiatru, opadając w końcu na jej rozpuszczone, spuszone włosy. W pewnym momencie niebezpiecznie poślizgnęła się na lodzie, który powstał na popękanym fragmencie asfaltu i w ostatniej chwili złapała się rękawa przechodzącego obok mężczyzny. Gdy stanęła pewnie na nogach, podziękowała mu za ratunek skinieniem głowy i posłała mu przepraszający uśmiech.

Zatrzymała się z zachwytem, malującym się na jej zmarzniętej twarzy i zapatrzyła się na wielką, dorodną choinkę, która zdobiła plac, obok którego przechodziła. Blask miliona światełek, umieszczonych na drzewie oraz wspaniałych kolorowych dekoracji, sprawił, że nie mogła się ruszyć z miejsca. Zastanawiała się, co by było, gdyby nigdy nie otrzymała listu z Hogwartu i wiodłaby zwykłe życie.

Czy potrafiłaby docenić magię zwykłych chwil, taką, jaką przeżywała w tej chwili? Czy byłaby szczęśliwsza, a może wręcz przeciwnie? Nie odpowiedziała na te pytania, bo nie umiała sformułować tego, co jej chodziło po głowie. Z głębokim żalem spojrzała ostatni raz w stronę wspaniałego symbolu świąt i ruszyła w stronę domu.

Biła się z wieloma myślami, które nie dawały jej spokoju. Dawni członkowie Zakonu i aurorzy z Ministerstwa mieli do niej pretensje, że nie przekazywała im już ostrzeżeń, tak, jak wcześniej. Nie mogła jednak tego zrobić, ponieważ nie miała żadnego kontaktu z Malfoyem. Przeklinała go za to wielokrotnie, wykrzykując jego imię w przestrzeń, gdy próbowała go odnaleźć w lesie, w którym ostatnio się widzieli. Przeczesywała ten nieprzyjazny teren przez wiele tygodni, ale nie odnalazła żadnych śladów.

Draco zapewniał ją, że zawsze wie, gdzie ona jest. Teraz jednak nie odpowiadał na jej błagalne wołania.

Pogodziła się z myślą, że Draco zginął w walce albo został ciężko ranny. Gdyby żył i miał siłę, na pewno by się z nią skontaktował. Przeświadczenie to spowodowało, że nie chciała się angażować w walkę. Odcięła się od świata, wegetowała, zmuszając do przetrwania każdego kolejnego dnia. Uczestniczyła w codziennych, obowiązkowych treningach magicznych umiejętności, prowadzonych przez aurorów. Ministerstwo uznało, że w ramach przygotowań do wojny, każdy musi być gotowy, aby ruszyć do ataku, gdy rozpęta się piekło. Była jednak przekonana, że gdy będzie zmuszona do walki ze śmierciożercami, zrobi wszystko, żeby nikogo nie zabić. Po kryjomu przeszukiwała księgi i samodzielnie poświęcała czas na naukę zaklęć obronnych i rozbudowanych zaklęć tarczy.

Gdy zbliżała się do swojego mieszkania, zadrżała lekko. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że jest obserwowana, zupełnie tak, jak kiedyś. Rozejrzała się czujnie i chwyciła różdżkę.

Z mroku zaułka wyłoniła się postać.

Miała wrażenie, że to jedynie omam, ułuda.

Jednak mężczyzna podszedł do niej blisko i uśmiechnął się lekko. Wyglądał okropnie, miał liczne ślady walki na ciele, głęboki zadrapania i otarcia ,a jego oczy, zwykle pełne pogardy, do otaczającego go świata, teraz ziały pustką. Twarz zwykle blada, teraz przybrała trupi odcień. Jego policzki pokrywał gęsty, jasny zarost. Emocje wzięły nad nią górę i zapłakała na jego widok. Głęboki szloch wyrwał się z jej piersi, gdy przywarła do niego najmocniej, jak potrafiła.

Gdy ją zobaczył i nareszcie zamknął w uścisku, wypuścił głośno powietrze w odczuciu nieprzebranej ulgi. W jednej chwili zapomniał o wszystkim, co ich dzieli i skupił się na tym, co mają teraz. Tęsknił za nią, nie mógł i nie chciał dłużej ze sobą walczyć.

– Jestem – powiedział cicho, gładząc ją po włosach. – Jest Boże Narodzenie. Chciałem być z tobą. Wesołych Świąt.

– Chodź szybko, nikt nie może cię zobaczyć. – Złapała go szybko za rękę i pociągnęła za sobą w stronę bramy.

Weszli po krętych schodach kamienicy, cicho stawiając stopy na każdym stopniu, aby nie spowodować niepotrzebnego hałasu. Hermiona otworzyła drzwi i wpuściła go do środka, a za chwilę rzuciła na mieszkanie szereg zaklęć ochronnych i wyciszających. Potem przebiegła do pokoju i zablokowała kominek przed przybyciem nieproszonych gości. Zasłoniła wszystkie okna kotarami i dopiero wtedy wróciła do Malfoya. Machnęła różdżką i zapaliła światła, spojrzała w bok na stare zdjęcia z Ronem i jednym ruchem odkleiła je od ściany i wysłała do pudełka schowanego w szafie, tam, gdzie było ich miejsce. Zdjęła płaszcz i przemoczoną od śniegu czapkę.

Draco pozbył się szybko płaszcza i butów. Stał przed nią cichy i zamknięty w sobie. Dostrzegała w jego obliczu strach, ból i potworne zmęczenie, ale też ulgę, która sprawiała, że jego oczy patrzyły na nią łagodnie. Hermiona spojrzała na niego z czułością i dotknęła jego policzka. Długa, różowa blizna przecinała jego brew i kawałek czoła.

– Opowiedz mi o wszystkim – powiedziała cicho. – Jesteś głodny?

– Nie jestem. Później porozmawiamy, teraz chodźmy do łóżka – odparł, podchodząc do niej.

Położył dłonie po obu stronach jej głowy i przycisnął ciałem do ściany.

– Błagam – dodał drżącym głosem, tak pełnym bólu i rozpaczy, że nie zamierzała protestować.

Wreszcie Hermiona podniosła na niego oczy i otworzyła usta, ale się nie odezwała. Czekała na jego ruch.

Draco wplótł palce w jej włosy i zanim zdołała wykonać jakikolwiek gest sprzeciwu, pocałował ją. Dotyk jego ciepłych i miękkich ust sprawił, że odchodziła od zmysłów. Zamknęła oczy i przestała myśleć. Stanęła na palcach i objęła go rękami za szyję. Draco chwycił ją za pośladki i oparł plecami o ścianę. Oplotła go udami w pasie i niemal stęknęła, kiedy poczuła go przez materiał spodni. Była gotowa zrobić wszystko, o co ją tylko poprosi. Nie wiedziała, jak i kiedy znaleźli się w łóżku, nie zarejestrowała też, kiedy pozbyli się części ubrań. Draco zdołał oderwać się od jej ust i powędrował nimi na szyję, ramiona i odsłonięte kości obojczyka, dłonią zsunął jej stanik, a potem objął nią pierś. Hermiona stęknęła głośno, co go jeszcze bardziej podnieciło.

Świadomość, że ona pragnie tego samego, ułatwiła mu zadanie. Hermiona przesunęła dłońmi po jego barkach i dotarła aż do szyi. Oddała mu pocałunek z równą namiętnością. Po chwili odsunął się od niej i zszedł ustami niżej, pozostawiając na jej skórze gorące ślady, aż dotarł do wewnętrznej strony jej uda.

– O mój Boże! – Pociągnęła go mocno za włosy, siłując się z nim, gdy jego usta ją dotknęły, bo nie była przygotowana na tak silne odczucia. – Draco! – powiedziała głośno jego imię, wygięła się w łuk z narastającej przyjemności.

– Patrz na mnie – wydyszał ciężko.

Nie oderwał swoich ust, czekał na jej satysfakcję, a gdy nadeszła, przesunął się bliżej i tulił ją w swoich ramionach, aż się uspokoiła. Fakt, że Hermiona była tak uległa i posłuszna, podniecał go podwójnie. Chciał poznać każdy fragment jej ciała, zapamiętać, na wypadek, gdyby to miał być ich ostatni raz.

Pocałował ją mocniej i położył się na niej, chcąc być blisko. Czerpał ogromną satysfakcję z każdego jej spojrzenia, przyjemnego dotyku i odgłosów, jakie z siebie wydawała.

Chciałby tak już zawsze, aż do skończenia świata.

Przygniótł ją swoim ciałem i wszedł w nią powoli. Była na niego gotowa. Była dla niego stworzona.

Jego ruchy stały się szybsze i nachalne, bo powoli tracił kontrolę.

– Otwórz oczy – polecił jej, gdy był już blisko osiągnięcia spełnienia.

Ostatkiem sił podniosła powieki. Jej oczy zaszły mgłą, która nadała im jeszcze ciemniejszy odcień.

– Patrz na mnie, skarbie... Patrz cały czas tylko na mnie. Jestem tutaj – szeptał przy jej ustach.

Posłuchała go i ani na chwilę nie odwróciła wzroku. Kilka kolejnych pchnięć sprawiło, że doszedł mocno, jak nigdy wcześniej. Jego świat rozpadł się pod wpływem bezgranicznej rozkoszy, której nic nie mogło dorównać. Długo nie mógł uspokoić oddechu.

Instynktownie oplotła go ramionami, czując niemożliwą do opanowania czułość. Byli bezbronni i silni zarazem. Zasnęli, zapominając o wszystkim, co złe i nieuniknione.

Wpatrywała się w tors Draco, wtulając się w jego bok. Ich splecione ciała, częściowo były przykryte przez pościel. Przyłożyła ucho do jego piersi i wsłuchiwała się w równy rytm jego serca i spokojny oddech. Bała się tego, co może się wydarzyć o poranku. Pojawienie się Dracona było nagłe i niespodziewane, a jego ciało mówiło więcej, niż on miał ochotę jej wyznać. Widziała ślady walki. Była szczęśliwa, że wychodził z nich zwycięsko, bo wciąż żył, ale nie chciała się zastanawiać, jakim kosztem to się działo.

Czy musiał zabijać? Czy robił to, żeby przetrwać?

Miała nadzieję, że wciąż jest po jej stronie i trwa w postanowieniu, które złożył sam sobie, gdy tylko dowiedział się o planach ojca.

Obiecał przecież, że zrobi wszystko, żeby ograniczyć rozlew krwi.

Ona wciąż wierzyła, że uda im się wygrać i przyjdzie czas, kiedy jej gdzieś bardzo głęboko tlące się marzenia, będą miały szansę na realizację.

Po jakimś czymś ponownie zasnęła.

Obudziła się i z jeszcze zamkniętymi oczami zaczęła szukać go obok siebie. Podniosła się i dostrzegła go siedzącego na skraju łóżka. Opierał głowę na dłoniach, ściskając ją mocno w geście niemocy i bezradności. Noc otulała ich swoim mrokiem i ciszą. Przesunęła się w jego kierunku i usiadła obok, spuszczając stopy na zimną podłogę. Nawet się nie poruszył. Położyła dłoń na jego udzie i czekała cierpliwie.

– Co to jest? – zapytał.

Nie odpowiedziała, bo nie miała pojęcia, o co mu chodzi. Oderwał ręce od głowy i wyprostował się, splótł jej dłoń ze swoją.

– Ciągle do ciebie wracam – powiedział. – Świat wkrótce zapłonie, a ja już nie wiem, co jest moim celem. Wiem, że muszę cię przed tym ochronić. Chciałem zrobić swoje i stąd uciec, zniknąć, ale wciąż tu tkwię.

– Draco – zaczęła cicho. – Jeżeli masz taką możliwość, to uciekaj, ratuj się.

– Nie mogę – odparł, podnosząc głos. – Nie rozumiesz tego?! – Podniósł się i zaczął chodzić w tę i z powrotem. – Gdybym mógł, już dawno bym to zrobił.

– Dlaczego? Co cię powstrzymuje?

Podszedł do niej i złapał ją mocno za twarz. Zmusił tym gestem, żeby wstała. Mierzył ją posępnym wzrokiem.

– Ty mnie powstrzymujesz – mruknął. – Pierwszy raz w życiu, chcę zrobić coś dobrego. Chcę, żebyś mnie zrozumiała, żebyś chociaż ty jedna na całym świecie wiedziała, że zostałem w to uwikłany. Jestem równie okaleczony przez to cholerne życie, jak Potter, dyżurna ofiara losu, a jednocześnie bohater – zakończył, zwolnił uścisk i puścił ją. – Nie ma dla mnie ratunku, nasz układ, to wszystko, to już jest nieaktualne. Jeżeli teraz ucieknę, to ze świata, który znasz, zostaną zgliszcza. Muszę zostać i muszę to skończyć.

– Pomogę ci, Draco, obiecałam ci to. O czym ty mówisz? Co chcesz zrobić? Razem coś przecież wymyślimy.

– Chcę, żebyś mnie zapamiętała takiego, jakim jestem teraz – powiedział spokojniej i pocałował ją.

Przyciągnął ją do siebie, chcąc zagłuszyć rozpacz rozlewającą się w jego zimnym sercu.

– Boję się.

– Czego się boisz? – zapytała.

– Tego, że się w tobie zakochałem i nie chcę przez to umierać, a wydawało mi się, że jestem na to gotowy. – Usłyszała jego odpowiedź i zrozumiała, bo ona również cholernie się tego bała.

– Obiecuję ci, że nie pozwolę, żebyś umarł – odpowiedziała, nie będąc w stanie powstrzymać łez.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro