Rozdział 2. Nieoczekiwane spotkanie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W obliczu zagrożenia zareagowała instynktownie i zaatakowała w ułamku sekundy. Upadając na kolana, machnęła różdżką do tyłu, wykrzykując zaklęcie ochronne. Usłyszała głuchy łomot świadczący o tym, że ciało zwierzęcia zostało odrzucone i upadło na ziemię niedaleko. Miała nadzieję, że go nie zabiła. Okropnie piekły ją rany, ale odwróciła się i usiadła ciężko na trawie, trzymając różdżkę w pogotowiu. Starała się uspokoić oddech. Chciała sprawdzić, czy jej się udało, a potem szybko się z tego miejsca oddalić. Okazało się, że upadła w miejscu, gdzie teren się naturalnie obniżał, a zwierzę zostało odrzucone kawałek dalej i nie mogła go dostrzec. Podniosła się, chcąc się upewnić, co się tak naprawdę stało.

Otworzyła oczy ze zdziwienia i nie mogła wydusić z siebie słowa. Na ziemi, kilka metrów od niej, pod drzewem leżał mężczyzna. Mężczyzna, którego rozpoznała od razu pomimo bardzo dziwnego ubioru.

Dotarło do niej, że to on musiał być tym wilkiem, bo nigdzie w pobliżu nie było ciała zwierzęcia, które ją zaatakowało.

Gdy podniósł na nią wzrok, już wiedziała. To były te same stalowe, zimne oczy.

Wyglądał zupełnie inaczej niż w czasach szkolnych. Ubrany był w dżinsy i luźną bluzę z kapturem, która w czasie upadku zsunęła mu się z głowy. Powoli podnosił się, rozmasowując uderzenie z tyłu głowy. Miał rozciętą skórę dłoni, z której spływała krew. Hermiona podniosła różdżkę gotowa rzucić kolejne ochronne zaklęcie. Nie miała pojęcia, czego się może po nim spodziewać. A była pewna, że niczego dobrego po tym, gdy ją zaatakował.

– Granger, jestem nieuzbrojony – powiedział, zanim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch. – Nie musisz wytaczać ciężkich dział w postaci swoich marnych zaklęć rozbrajających.

– Malfoy – powiedziała Hermiona niepewnie, całkowicie zaskoczona jego widokiem.

Co ty tutaj robisz, do jasnej cholery?

– Ja – odpowiedział, siadając pewniej, ale oparł się plecami o pień drzewa. – Nieźle mnie rąbnęłaś.

– Jesteś poszukiwany listem poszukiwawczym Wizengamotu. Od dwóch lat nikt nie mógł cię namierzyć. Nie stawiałeś się na wezwania odpowiednich służb.

– To prawda – przyznał jej rację.

– Jesteś niezarejestrowanym animagiem? – dodała, wciąż mierząc w niego różdżką. – To jest bardzo trudna sztuka, nie sądziłam, że posiądziesz taką wiedzę i umiejętności.

Młody mężczyzna podniósł się powoli, poprawiając swoje ubranie. Stanął naprzeciw niej i uśmiechnął się, lecz w tym uśmiechu nie było krztyny sympatii. Brudne blond włosy odgarnął do tyłu.

– Granger, nic się nie zmieniłaś od czasów szkolnych. Zawsze miałaś dużo do powiedzenia, chociaż nikt cię nie słuchał – powiedział, stawiając kolejny krok.

– Nie waż się zbliżać. Nie zawaham się zaatakować – ostrzegła go, a w jej głosie słychać było determinację, ale również strach.

– Nie pozwolę na to.

– Dlaczego tutaj jesteś?

– Obserwowałem cię od wielu tygodni i dopiero nadarzyła się sposobność, żebyśmy mogli porozmawiać w miarę na spokojnie. Wszystko przebiegłoby sprawniej, gdybyś nie zaczęła uciekać, bo musiałem cię zatrzymać – powiedział, po czym spojrzał na rany na jej kolanach, lecz szybko podniósł wzrok na jej rozgniewaną twarz. – Zlituj się i nie rób zamieszania, tylko mnie posłuchaj, bo nie mamy wiele czasu – warknął, podchodząc jeszcze bliżej.

– Dlaczego mam chcieć z tobą rozmawiać, Malfoy? – zapytała, wciąż nie tracąc czujności. – Jesteś śmierciożercą. Zniknąłeś zaraz po bitwie o Hogwart. Razem z rodzicami nie stawiłeś się na wezwania. Musiałeś mieć coś do ukrycia.

Milczał, przeszywając ją swoim chłodnym wzrokiem. Nie chciał odpowiadać na jej pytania ani odnieść się do jej twierdzeń o jego rodzinie.

– Niczego mi nie powiesz?

– Chcę ci coś przekazać, a nie rozmawiać – stwierdził otwarcie.

– Czego ode mnie oczekujesz? Dlaczego sądzisz, że ci pomogę, bo ewidentnie czegoś ode mnie chcesz.

Przed jej oczami stanęła scena, która wracała do niej w chwilach słabości. Uwięzienie w Malfoy Manor. Tortury Bellatrix Lestrange. Jego puste spojrzenie, gdy przyglądał się jej cierpieniom.

– Widziałam cię w Malfoy Manor. Nie pomogłeś mi wtedy.

– A co miałem zrobić z Voldemortem dyszącym mi za głową? Jesteś aż tak naiwna, że sądzisz, że miałem wtedy jakikolwiek wybór? Albo później, czy nawet teraz? – dodał po chwili.

– Mogłeś zrobić cokolwiek.

– Tak, Granger, masz rację. Mogłem coś zrobić, ale nie zrobiłem. Czasu nie cofnę – odpowiedział, patrząc odważnie w jej oczy. – O to właśnie mi chodzi. Mogę zrobić coś teraz.

Hermiona zamyśliła się, opuszczając niżej różdżkę. Rozpamiętywanie trudnej przeszłości w niczym im nie pomoże. Była zaciekawiona i zaskoczona ich nagłym spotkaniem, dlatego postanowiła go wysłuchać.

– Wiedziałem, że nie będziesz mogła się powstrzymać.

– Powstrzymać?

– Widzę, że jesteś zainteresowana tym, co mam ci do powiedzenia – stwierdził z kpiącym uśmieszkiem. – Jestem zagadką i wiem o czymś, o czym ty nie masz zielonego pojęcia.

– Powiesz w końcu? – przerwała mu.

– Moja sprawa będzie dla ciebie wyzwaniem, bo zawsze lubiłaś wsadzać ten swój wielki łeb w książki i szukać tam odpowiedzi – zaczął, stając swobodniej. – Zacznę od tego, że jestem niewinny. Nigdy nikogo nie zabiłem, chociaż nikt w to nie uwierzy i wcale się temu nie dziwię – dodał po chwili, lecz Hermiona ku swojemu zdziwieniu, wierzyła jego słowom. – Jestem winny tego – ciągnął, podciągając rękaw bluzy, gdzie ukazał się na jego ręce wypalony mroczny znak. – Jestem winny tego, że urodziłem się w takiej, a nie innej rodzinie i wtłaczano mi od dzieciństwa do głowy takie, a nie inne bzdury. Jeżeli teraz wrócę do kraju, to mnie zamkną w Azkabanie, a to jest ostatnie miejsce, w którym chciałbym się znaleźć.

– Istnieje szansa, że unikniesz więzienia, ale musiałbyś dokładnie wytłumaczyć, co robiłeś przez te lata, dlaczego się ukrywałeś.

– To nie wchodzi w grę.

– Może mógłbyś dostać ochronę, jeżeli się boisz...

– Granger, przestań. Mówię to po to, żebyś mnie wysłuchała, a nie ratowała.

– To siebie nie wyklucza – przerwała mu szybko, zmieniając ton. – Powiesz mi, co wiesz, a ja ci pomogę.

Draco nie widział dla siebie ratunku i wcale tego od niej nie oczekiwał, a przynajmniej nie od razu.

Hermiona zagryzła dolną wargę, kalkulując w głowie wszystko to, co usłyszała i zobaczyła. Malfoy twierdził, że jest nieuzbrojony, ale sam fakt, że jest animagiem świadczył, o tym, że jest niebezpiecznym i silnym czarodziejem. Mógł mieć w zanadrzu inne karty, które odkryłby, gdyby ona straciła czujność. Uwierzyła mu, ale nie zamierzała jeszcze zaufać.

– Skąd wiedziałeś, że jestem tutaj sama? Współpracujesz z kimś? – zapytała i postanowiła wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji.

– Jestem sam. Widziałem, jak wychodziłaś sama z kempingu i za tobą poszedłem. Poza tym nie układa ci się ostatnio z Weasleyem, więc byłem pewien, że się za tobą nie powlecze, a Potter jest za bardzo zajęty Weasleyówną.

– Skąd o tym wszystkim wiesz? – wyrwało jej się, a jej wzburzony ton wyraźnie wskazywał na to, że Dracon zaczepił o trudny temat, który ona chciała schować przed światem.

– Obserwowałem cię od dawna, bo musiałem sprawdzić, czy będziesz odpowiednią osobą.

– Odpowiednią do czego? Nie mogłeś zwrócić się o pomoc do swoich dawnych przyjaciół ze Slytherinu? Większość miała już procesy i została oczyszczona z zarzutów.

– Niestety, ale ty jesteś mi potrzebna. Granger, wiem, gdzie pracujesz. Gdy będzie po wszystkim, będziesz mogła się zająć moją sprawą. Dobrze będzie mieć kogoś takiego jak ty po swojej stronie. Przedstawisz dowody na moją niewinność, a jak już to zrobisz, to będę mógł się ujawnić i zacząć nowe życie, na czym zależy mi najbardziej – wyjaśnił jej.

– Dlaczego sądzisz, że się na to zgodzę? – zapytała, wzmagając czujność. Ta rozmowa trwała zdecydowanie za długo.

– Nie widzę innej możliwości, a jeżeli odmówisz, to poszukam kogoś innego.

– Kogo?

– Z moimi dawnymi przyjaciółmi jestem w stałym kontakcie, pomimo tego, że nasze cele są zgoła odmienne – powiedział pewnym tonem, chociaż ona wyczuła w jego wypowiedzi nutkę fałszu. – Poza tym jesteś mi potrzebna, uznałem, że z tobą pójdzie mi łatwiej i potrzebuję jednego ważnego człowieka z otoczenia Pottera, po mojej stronie. Po prostu.

– Malfoy, wiem, że zawsze dostawałeś, to czego chcesz, ale teraz ci się nie uda. Nie pozwolę na to, żeby udało ci się obejść procedury. Jak widzę, wszystko sobie dokładnie zaplanowałeś.

– Wiedziałem, że nie uda mi się ciebie przekonać słowami. Nigdy nie byłem dobrym mówcą – powiedział, sięgając do kieszeni spodni.

Kobieta nie czekała ani sekundy dłużej. W tym samym momencie, kiedy on wykonał niespodziewany ruch, Hermiona rzuciła kolejne zaklęcie. Malfoy całkowicie zaskoczony przewrócił się na ziemię, rażony siłą magii. Nie mógł przez chwilę się poruszyć, niewidzialna siła przyciskała jego ręce i nogi do ziemi. Hermiona podbiegła do niego i wbiła w jego klatkę piersiową koniec różdżki. Drugą ręką zaczęła przeszukiwać jego kieszenie. Okłamał ją, na pewno był uzbrojony, sięgał po coś, żeby ją skrzywdzić.

– Gdzie to masz?! – krzyknęła. – Gdzie masz różdżkę?!

– Nie mam – odparł spokojnie, chociaż na jego twarzy malowała się irytacja. – Nie mam jej przy sobie. Mówiłem ci o tym. Chcę, żebyś mi zaufała. W lewej kieszeni spodni jest fiolka z moim wspomnieniem. Nie musisz mi wierzyć, sama zobaczysz prawdę. Jestem śmierciożercą, tak jak ty jesteś sz...mugolaczką – dodał, patrząc z odwagą prosto w jej oczy. Postanowił uważać na obraźliwe słowo, którego kiedyś w stosunku do niej używał. – Taka jest prawda i tego nie jesteśmy w stanie zmienić.

Hermiona wzdrygnęła się, słysząc z jego ust obelgę, którą naprawdę chciał wypowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał, przewidując jej reakcję. Powoli sięgnęła we wskazane przez niego miejsce i drżącymi dłońmi wyciągnęła małą, szklaną fiolkę ze wspomnieniem Dracona. Obróciła ją w palcach zaciekawiona i spojrzała wymownie na Ślizgona. Podejrzewała, że to wszystko może być blefem.

– Musisz dać mi coś jeszcze. Jeżeli to wszystko, co masz mi do zaoferowania, to niestety moja odpowiedź brzmi: nie, nie zgodzę na taki układ – warknęła, przesuwając różdżkę w stronę jego twarzy. – Dawaj, Malfoy. Na pewno stać cię na więcej.

– Mam informacje. Dużo informacji. Coś za coś, będziemy się nimi wymieniać. Oto mój pierwszy warunek. Powiem Ci coś bardzo ważnego, coś, co wydarzy się dzisiaj i będzie miało wpływ na życie tysięcy ludzi, a ty w zamian pomożesz mi się ukryć, gdy wrócę do Londynu i pomożesz mi się wybronić z zarzutów, które na mnie ciążą – opowiedział jej o czym, czego od niej oczekuje, po czym wymownie zamilkł. – A teraz zdejmij ze mnie to śmieszne zaklęcie, bo zaczynam się wkurzać, gdy drętwieją mi kończyny – dodał po chwili z kpiącym uśmiechem.

Hermiona machnięciem różdżki zdjęła urok. Biła się z myślami i nie wiedziała, co powinna zrobić. Potrzebowała wsparcia i rady przyjaciół, ale nie miała na to czasu, musiała podjąć decyzję sama, liczyło się tu i teraz. Z jednej strony wiedziała, że nie powinna ufać Malfoyowi, ale z drugiej była świadoma tego, że jeżeli nie będzie udawać współpracy, to na pewno nie uzyska informacji, które mogłyby uratować niewinnych ludzi. Podejrzewała, że śmierciożercy mogą planować coś wielkiego w międzynarodowym skupisku czarodziejów. Patrzyła na dawnego wroga z nutką zaciekawienia i grozy. Milczał, patrząc wprost na nią, nie odwrócił wzroku, gdy ona utkwiła w nim spojrzenie.

– Pomogę ci, chociaż już czuję, że to będzie jeden z najgorszych błędów w moim życiu – powiedziała cicho, próbując odgadnąć, co siedzi w jego głowie. – Teraz czekam na informację. Mów, Malfoy – ponagliła go.

– Szykują dzisiaj atak, tuż przed finałem. Chcą nawiązać do ostatniego powrotu Voldemorta.

– Szykują, czy szykujecie? – przerwała mu.

– Szykujemy – powiedział zjadliwie, omiatając ją martwym, beznamiętnym spojrzeniem.

Dostrzegł w jej dużych, brązowych oczach strach i determinację.

– Skąd o tym wiesz? Kiedy dokładnie ma dojść do ataku? Kto ma być celem? Och... – zamilkła, aby po chwili kontynuować z przerażeniem w głosie. – Ty będziesz wtedy po ich stronie. Będzie atakować z nimi.

Zaczęła uwierać ją myśl, że w czasie zamieszania, gdy aurorzy zorientują się, co się wydarzyło, on może zginąć. Nigdy nie pałała do niego sympatią, uważając go za wyjątkowo nieprzyjemnego człowieka, ale sam fakt, że miałaby odnaleźć później jego ciało, była dla niej nie do wyobrażenia.

– Chcesz być podwójnym agentem – powiedziała ze smutkiem, bo cała sytuacja zaczęła ją wyjątkowo przerażać.

– Brawo, Granger, chociaż myślałem, że wcześniej na to wpadniesz, skoro uchodzisz za taką chodzącą inteligencję – warknął, podnosząc się ciężko na nogi. – Gdybym miał inne wyjście, to uwierz mi, nie szukałbym kontaktu właśnie z tobą. Jesteś jednak na tyle blisko Pottera, że wiem, że moje informacje zostaną odpowiednio wykorzystane.

– Ale jednak zdecydowałeś, że to właśnie mnie tym obarczysz – powiedziała, a głos jej lekko zadrżał. – Wiedziałeś, że ja tego nie zlekceważę.

– Jesteś zbyt solidna, żeby to zignorować – stwierdził, znowu się jej przyglądając, ale tak, żeby nie poczuła na sobie jego badawczego wzroku. – Celem ma być Potter, radzę ci biec szybko. Tylko niech twoje działania nie będą zbyt oczywiste.

– Harry? – zdziwiła się, bo myślała, że po wszystkim, co przeszedł już bezpośrednie zagrożenie, nie będzie go dotyczyło.

Draco nie odpowiedział. Wiedział, że musi się spieszyć, zanim ktoś się zorientuje, że zniknął na tak długo. Na jej oczach zmienił się w wilka. W tym ciele czuł się zdecydowanie pewniej, gdy był tak blisko niej. Nie rozumiał jej zachowania. Nie chciał, żeby tak często i przenikliwie na niego patrzyła, zupełnie jakby chciała się dobrać do jego duszy. Powiedział jej wszystko, co musiała wiedzieć i miał nadzieję, że coś z tym zrobi. Spojrzał na nią ostatni raz i uciekł.

***

Harry Potter i Ron Weasley stali na skraju kempingu i z rosnącym zniecierpliwieniem wpatrywali się w stronę wydeptanej ścieżki, po której powinna kroczyć w ich stronę Hermiona. Zgodnie z ich obliczeniami powinna już być na miejscu. Ron podrapał się po głowie i głośno westchnął, ponieważ odczuwał ogromne wyrzuty sumienia. Powinien pójść razem z Hermioną, ale rano nie miał siły się podnieść. Nie przepadał za wysiłkiem fizycznym oraz nie pociągały go górskie widoki, a to wszystko przekonało go do dłuższej drzemki. Teraz jednak nie mógł sobie poradzić z tym że poszła tam sama, bo się o nią cholernie martwił. Sądził, że odpuści sobie tę wycieczkę i zostanie na miejscu. Hermiona jednak nigdy nie rezygnowała ze swoich planów i to powinno go przekonać, że powinien się bardziej postarać. Ale on już często nie miał ochoty na starania. Coś się pomiędzy nimi zmieniało. Przyjechał tutaj tylko po to, żeby kolejny raz w swoim życiu obejrzeć mistrzostwa, a w tym roku zapowiadały się nie lada emocje, gdyż w finale miała zagrać ponownie Bułgaria oraz tym razem Anglia.

– Ktoś powinien z nią pójść, jak będziemy tu dłużej sterczeć, to spóźnimy się i nie dotrzemy do naszych miejsc – mruknął Ron wyraźnie zły przez zbyt długie czekanie. – Czy ona zawsze musi stawiać na swoim? Nie mogła po prostu dłużej pospać i odpocząć?

– Ktoś? – odpowiedział pytaniem Harry. – Chyba ty powinieneś się poświęcić. To twoja narzeczona.

– A twoja przyjaciółka. Razem jej to obiecaliśmy – burknął Ron. – Widziałeś, w jakim wczoraj byłem stanie. Wykończyła mnie ta nalewka Seamusa.

Harry czuł się ostatnio naprawdę szczęśliwy. Miał świetną pracę w biurze aurorów, wspaniałą żonę i oddanych przyjaciół. Odkąd Voldemort został pokonany, mógł żyć pełnią życia. Uważał, że niebezpieczeństwo odeszło razem z najgroźniejszym czarodziejem w dziejach.

– Zobacz tam – krzyknął Harry, wskazując palcem w szybko zbliżającą się do nich postać. – To na pewno ona.

Hermiona biegła, ile sił w nogach, chociaż bolesna kolka bardzo mocno kłuła ją pod żebrami, utrudniając oddychanie. Z oddali widziała Harry'ego z Ronem i odetchnęła z ulgą, bo musiała jak najszybciej ich ostrzec.

– Musimy porozmawiać – wydukała, zginając się w pół z bólu. – I to szybko.

– Spokojnie Hermiono. Nie jesteśmy źli, zdążymy na mecz – powiedział Ron, pomagając jej się wyprostować i podał jej sok z dyni. – Nie powinnaś sama iść, a teraz tak szybko biec, żeby zdążyć.

– Jesteś ranna? Coś się stało? – zaniepokoił się Harry, widząc jej zdarte kolana i dziury w spodniach.

– To nie jest teraz ważne. Przewróciłam się – powiedziała, chcąc szybko zmienić temat.

– Ale...

– Ron! Harry! Natychmiast do namiotu. Musimy porozmawiać – krzyknęła, ciągnąc ich za ręce. – Harry jest w niebezpieczeństwie – syknęła ciszej, tak żeby tylko oni ją usłyszeli.

Gdy znaleźli się w namiocie, Hermiona rzuciła na wnętrze zaklęcie wygłuszające. Zignorowała zdziwione i pobłażliwe spojrzenia przyjaciół.

– Harry, jest przygotowywany zamach, a ty masz być jego celem – powiedziała cicho Hermiona, zwracając się do przyjaciela. – To wydarzy się dzisiaj. Śmierciożercy chcą w ten sposób uczcić ostatnie pojawienie się mrocznego znaku i przypomnieć, że nadal są silni i wyznają swoje idee.

– Skąd wiesz? Hermiono, przecież nie pracujesz w Departamencie do spraw walki ze śmierciożercami, skąd możesz mieć takie informacje? – zapytał Harry, lekko skonsternowany.

– Dostałam taką wiadomość od informatora – dodała szybko. – Teraz na szlaku, gdy poszłam na wycieczkę. Ta osoba nie chce, żeby doszło do rozlewu krwi, twojej krwi.

– Kto ci o tym powiedział? Musimy wiedzieć. Hermiono, nie obraź się, ale nie sądzisz, że gdyby istniało jakieś zagrożenie, to my pierwsi byśmy o tym wiedzieli, skoro to my jesteśmy aurorami, a nie ty – powiedział przemądrzale Ronald. – Nie martw się na zapas. Każdy z nas ma różdżkę i potrafi się obronić.

– Och, Ron, co ty za głupoty wygadujesz – warknęła, celowo nie odpowiadając na jego pytanie o anonimowego informatora. – Jak się obronisz, gdy ktoś rzuci na ciebie znienacka avade kedavrę? Harry powinien jak najszybciej opuścić kemping i teleportować się do Anglii. Tu nie jest bezpiecznie.

– NIE! – krzyknęli jednocześnie. – To przecież finał!

– Jacy wy jesteście dziecinni! Jakaś gra jest dla was ważniejsza od własnego bezpieczeństwa – krzyknęła Hermiona. – I to po tym wszystkim, co przeżyliśmy – dodała smutno.

Harry spojrzał nerwowo na swoją przyjaciółkę. Znali się od lat i wiedział, że nie jest ona osobą skłonną do panikowania. Musiała dowiedzieć się czegoś, co szczerze ją zaniepokoiło, skoro podchodzi do tego w taki sposób.

– Nie ufasz mi, Harry? – zapytała Hermiona, patrząc z nadzieją w dobre oczy swojego przyjaciela.

– Ufam, Hermiono, ufam, ale nie wydaje mi się, żebym musiał od razu uciekać.

– Przez tyle lat się o ciebie martwiłam – wyznała kobieta, siadając ciężko na łóżku polowym. – Twoje bezpieczeństwo jest ważne, zawsze było.

– Jak tylko usłyszymy gwizdek kończący mecz, obiecuję, że teleportujemy się razem z Ginny do Anglii, ale nie wymagaj ode mnie tego, że zrobię to teraz. Tyle lat czekaliśmy na mistrzostwa – powiedział Harry spokojnym głosem. – Będę miał oczy szeroko otwarte i będę uważał, obiecuję.

– Chyba oczy utkwione w omnikularach – mruknęła Hermiona niezadowolona, że nie potraktowali jej poważnie.

– Już spokojnie, skarbie. Będziemy uważać – powiedział Ron, całując ją w policzek, gdy usiadł obok na łóżku.

– Tylko nie mów do mnie spokojnie – mruknęła. – Harry, jeżeli pójdziesz na mecz bez peleryny niewidki i pokażesz swoją twarz tysiącom ludzi, wśród których ukrywać się mogą śmierciożercy, to pójdę do ministra i to za chwilę, a wtedy na pewno nic nie zobaczysz, bo mecz zostanie odwołany. Nie pozwolę, żeby po tym wszystkim ktoś cię zabił przez twoją głupotę.

– Chyba nie mówisz poważnie – jęknął Harry. – Będzie mi niewygodnie i mogę wszystkiego nie zobaczyć.

Hermiona zacisnęła usta i założyła ręce przed sobą, wiedziała, że nie może ustąpić. Patrzyła na wkurzonego Harry'ego i zniesmaczonego Rona, ale nie miała ochoty przejmować się ich narzekaniem. Zadba o to, żeby wszyscy byli bezpieczni. Nie ufała Malfoyowi, ale czuła, że teraz mógł mówić prawdę. Śmierciożercy wracali do gry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro