Rozdział 4. Dobry moment.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Odgłos teleportacji przerwał bezsensowną kłótnię zebranych. Harry i Ron puścili się biegiem w stronę Hermiony, która zgięła się, opierając ręce na kolanach i zaczęła wymiotować. Teleportacja w takim stanie ją wykończyła, ale musiała zebrać wszystkie siły w sobie, że spotkać się z przyjaciółmi i upewnić się, że nic im się nie stało. Świat mocno wirował jej przed oczami i miała trudności ze złapaniem oddechu. Ron delikatnie poklepywał ją po plecach, uspokajającym gestem, chociaż nie miał pojęcia, że to jej wcale nie pomagało.

– Miałaś rację – powiedział Harry, pomagając jej wstać, gdy skończyła. – Przepraszam, że cię nie posłuchałem.

– Najważniejsze, że jesteśmy cali i zdrowi – dodał Ron, chcąc w ten sposób rozluźnić atmosferę, jednak zamilkł, gdy spotkał zabójcze oczy Hermiony przewiercające go na wylot.

– Zginęli ludzie – burknęła. – Ale to nie jest czas na rozmowę na ten temat. Wracajmy do domu – jęknęła po chwili, ocierając usta. – Aktywujcie tego międzynarodowego świstoklika. Tu nie jest bezpiecznie – dodała, rozglądając się czujnie po ciemnej polanie, tak jakby się obawiała, że w tej ciemności czai się zło.

***

Od dnia ataku w czasie Mistrzostw Świata minęły cztery długie miesiące. Zginęły wtedy łącznie dwadzieścia cztery osoby, trzy kobiety mugolskiego pochodzenia oraz dwudziestu jeden czarodziejów różnych narodowości. Aurorzy próbowali wszystkich sposobów, ale nie udało im się odnaleźć osób odpowiedzialnych za atak. Nikt jednak nie zamierzał się poddawać. Powołano międzynarodowy trybunał, który miał osądzić morderców, zaraz po ich złapaniu.

Niestety pomimo usilnych starań nie udało się znaleźć nikogo odpowiedzialnego za zamach. Brytyjczycy czuli się odpowiedzialni za całe zajście, z uwagi na to, że to na terenie Wysp śmierciożercy w czasie wojen byli najaktywniejsi. Pomimo śmierci Voldemorta jego zwolennicy nadal byli niebezpieczni.

Harry wielokrotnie próbował wyciągnąć od Hermiony informację, kim był jej tajemniczy informator. Kobieta nie chciała jednak zdradzić, od kogo dowiedziała się o planowanym przez śmierciożerców ataku, więc Harry w trakcie przesłuchania w Ministerstwie zataił tę wiadomość przed pozostałymi aurorami, którzy pracowali dzień i noc nad odnalezieniem dawnych popleczników Voldemorta. Harry nie chciał, żeby jego przyjaciółka została oskarżona o współpracę i ukrywanie tożsamości zabójców. Ufał jej i wierzył, że jeżeli nie może mu niczego zdradzić, to ma naprawdę dobry powód. Automatycznie śmierciożercy, których nie udało się złapać po bitwie o Hogwart, stali się głównymi podejrzanymi. Wdrożono nowe, skomplikowane procedury, które miały na celu zwiększenie kontroli nad przemieszczaniem się czarodziejów i częstszym weryfikowaniem ich tożsamości.

***

Hermiona Granger miała wrażenie, że jej życie się zatrzymało. Najważniejsze stało się dla niej ciągłe oczekiwanie na ponowne pojawienie się Dracona. Ciągle miała wrażenie, żę go widzi, skradającego się w pobliżu, ale było ono mylne. Draco się nie pojawiał, a ona traciła cierpliwość. Wydarzenia, których była świadkiem, sprawiały, że powróciły do niej dawne koszmary. Sen nie przynosił już jej ukojenia po ciężkim dniu w pracy. Stała się bardzo nerwowa i unikała kontaktu z przyjaciółmi. Uważała, że jeżeli będzie sama, to w ten sposób zwiększy szansę na to, że Draco się znowu pojawi. Odtrącała Ronalda, ponieważ nie mogła znieść jego wesołego towarzystwa i ciągłego uspokajania. Miała wyrzuty sumienia, że go od siebie odcina, ale z drugiej strony, czuła nieopisaną ulgę, gdy mogła zaszyć się w swoim mieszkaniu z kieliszkiem wina i książką. Już dawno podjęła decyzję, ale bała się wprowadzić czyn w życie. Musiała zerwać z Ronaldem, ale obawiała się jego reakcji. Nie chciała go zranić, ale musiała to zrobić, żeby ocalić swoje sumienie. Życie w kłamstwie nie było dla nich dobre.

Pewnego popołudnia, kiedy Hermiona poczuła przypływ wewnętrznej odwagi, umówiła się z Ronem w parku. Zimny, jesienny wiatr szarpał jej rozpuszczonymi włosami, które dzisiaj udało jej się sprytnym zaklęciem skręcić w ładne fale. Przygaszone o tej porze roku słońce ogrzewało jej drobną twarz, dlatego chętnie ją wystawiła w jego stronę, lekko przymykając oczy. Postanowiła w tej krótkiej chwili ciszy, ułożyć sobie w głowie wszystko, co i w jaki sposób miała przekazać Ronowi.

Siedziała na ławce opatulona ciepłym szalikiem, mrucząc do siebie: "teraz albo nigdy, póki masz na to siłę."  Czekała na Rona, który jak zwykle się spóźniał i czuła, że pewność siebie i mocne postanowienia, ulatniają się z niej z każdą mijającą minutą. Była bardzo zmęczona i ten trud uwidaczniał się na jej poszarzałej z niewyspania twarzy.

Wszyscy w Ministerstwie pracowali na zwiększonych obrotach, próbując odnaleźć śmierciożerców. Jednak wszelkie starania spełzały na niczym. Mordercy zapadli się pod ziemię, chcąc uśpić czujność w świecie czarodziejów. Nawet jej przełożeni, zajmujący się na co dzień papierkową robotą, kazali jej odłożyć akta do szafki i ruszyć w teren, żeby szukać śladów.

Nagle coś ją wyrwało z głębokie zamyślenia. Otworzyła oczy i odwróciła głowę w stronę głównej alei parku. Spojrzała w stronę nadchodzącego Rona i się do niego uśmiechnęła. Szedł w jej stronę spokojnym, równym krokiem.

Od lat podziwiała w nim to, że pomimo tego, co przeżył, nadal umiał zachować ciągły, radosny nastrój. Żartował, chcąc w ten sposób pokazać, że można przeżyć wszystko, podnieść się i iść dalej przed siebie. Czasami jego podejście ją denerwowało, ale wiedziała, że w tym tkwiła jego siła. Kiedy wszyscy wylewali łzy po śmierci Freda, on jeden był przy swojej matce, siostrze i George'u, po to, żeby oni mogli się załamać, bo on był dla nich wtedy oparciem. Dopiero po powrocie do domu, w jej ramionach pozwalał sobie na łzy.

Zastanawiała się, kiedy nastąpiła chwila, w której przestała go kochać. Czy w ogóle można odnaleźć ten jeden moment, czy raczej jest to okres, ciąg zdarzeń, składający się na jedną, niedającą się odgonić myśl, że to się nie uda i nie ma przed nimi przyszłości.

W jej sercu pojawiły się wątpliwości, ale szybko się ich pozbyła. Była już zdecydowana i nie miała w zwyczaju zmieniać swoich decyzji. Przez ułamek sekundy próbowała spojrzeć na niego tak jak dawniej, ale jej to nie udało. Uśmiech na jej twarzy zgasł. Zrozumiała, że wciąż go kocha, ale to nie jest taka miłość, jaką kobieta powinna obdarzać mężczyznę. Kochała go jak najlepszego przyjaciela. A na tym nie mogła oprzeć związku i małżeństwa. To było zdecydowanie za mało, aby dać im obojgu szczęście, na jakie przecież zasługiwali.

– Dawno się nie widzieliśmy! – krzyknął na powitanie, siadając obok niej.

Pochylił się, aby ją pocałować, a ona mu na to pozwoliła.

– Ron, musimy porozmawiać – zaczęła, odsuwając od niego nieznacznie, co go zaniepokoiło.

– O czym? Wiem, że ostatnio byłem zajęty. Ty też byłaś zawalona robotą. Nie naburmuszaj się – dodał i przysunął się do niej, aby objąć ją ramieniem i w ten sposób uchronić przed silnymi powiewami wiatru

– Nie, nie o to mi chodzi – odepchnęła go delikatnie, bo wiedziała, że jego blisko wszystko utrudni.

– A o co? – zdziwił się, marszcząc brwi.

Hermiona położyła dłonie na kolanach i zapatrzyła się przed siebie, chcąc uniknąć w ten sposób jego spojrzenia.

– To między nami, to, co było, już się skończyło. Przepraszam – dodała, ściągając pierścionek zaręczynowy, wcisnęła mu go do ręki. – Nie kocham cię. Od dawna chciałam z tobą o tym porozmawiać, bo nie mogę już tak dłużej.

Ron patrzył na nią z niedowierzaniem, trzymając sztywno pierścionek w palcach. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Zabolało go serce, gdy usłyszał, że przestała go kochać. Takich słów nie można przyjąć bez uczucia nieprzyjemnego ucisku w klatce piersiowej. Poruszył się niespokojnie i oparł ciężko plecami o ławkę. Czy ona właśnie go porzucała? Odchodziła od niego w momencie, kiedy świat znowu stawał na głowie.

Hermiona zawsze była dla niego ucieleśnieniem ideału kobiety. Była piękna i niesamowicie mądra, chociaż momentami irytowała go, sypiąc wiadomościami na prawo i lewo, często niepytana. Zawsze była obok niego, gotowa do pomocy, gotowa do okazywania miłości. Wiedział jednak, że coś się zmieniło, zbyt szybko i nieodwracalnie. Wiatr szarpał jej szalik i płaszcz w kolorze butelkowej zieleni, którym szczelniej się okryła.

– Czy możemy to jeszcze naprawić? – zapytał z nadzieją, bo nie był gotowy na tak radykalne zmiany w swoim życiu. – Było nam razem dobrze, może nie idealnie, ale dobrze. Chcesz zorganizować ślub szybciej? Jesteś na mnie zła, za to, że zwlekałem?

– Nie, Ron, bardzo mi przykro. Nie można naprawić czegoś, co przestało istnieć – powiedziała smutno, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. – Zawsze będziesz dla mnie bardzo ważny. Mam nadzieję, że nadal pozostaniemy przyjaciółmi.

– Przynajmniej mogę być pewien, że nie zostawiasz mnie dla mojego najlepszego kumpla – zaśmiał się zapatrzony w dal. Żarty, tak to było to, czym można było zatkać wszystkie chwile niezręcznej ciszy.

– Tak, tego możesz być pewien – odpowiedziała chłodno. – Myślałam, że będziesz się na mnie wściekał, a ty jesteś dziwnie spokojny.

– Chyba to jeszcze do mnie nie dotarło – odparł, lecz jego głos nabrał smutnego tonu.

Ron czuł niechęć bijącą z jej twarzy, gdy na nią spojrzał. Przyglądała mu się i nerwowo poruszała jedną nogą, tak, jakby czekała, aż on pozwoli jej odejść. Wiedział, że nie w stanie jej tutaj zatrzymać. Nie może zatrzymać jej przy sobie.

Będzie musiał zaakceptować to, co mu powiedziała, ale na pewno będzie potrzebował czasu. Ogromnym wysiłkiem woli zmuszał się do milczenia, ponieważ bał się, że jak zacznie mówić, to nie będzie mógł skończyć i padnie przed nią na kolana, błagając ją o to, żeby go nie zostawiała. Honor jednak mu na to nie pozwolił. Postanowił uszanować jej decyzję, chociaż serce mu się rozerwało na pół.

– Mogę cię odprowadzić? – zapytał po długiej chwili milczenia. – Nie chcę, żebyś szła sama, jest niebezpiecznie.

W tym momencie zrobiłby wszystko, żeby odwlec moment jej odejścia. Jednak ona mu na to nie pozwoliła, cała Hermiona Granger, zawsze wiedziała, czego chce.

– Poradzę sobie, nie martw się o mnie – odparła szybko pewnym tonem, nie dając mu szansy na sprzeciw. – Spacer dobrze mi zrobi. Miałam dzisiaj bardzo dużo pracy.


Odwróciła się i odeszła postukując delikatnie obcasami. Ronald Weasley nie mógł się ruszyć. Siedział na ławce przytłoczony bólem, który spowodowało jej odejście. Nigdy nie czuł tak ogromnej straty, ale wiedział, że nie jest w stanie jej zatrzymać. Było już dla nich za późno.

Kilkadziesiąt minut później Hermiona weszła do swojego cichego i ciemnego mieszkania. Machnęła różdżką i zapaliła część świec w pomieszczeniu. Zdjęła niewygodne buty i poruszyła zbolałymi stopami.

"Kto, na Merlina wymyślił szpilki i uznał, że kobiety należy nimi na co dzień torturować."

Z torby wyciągnęła butelkę czerwonego wina, po którą wstąpiła do osiedlowego sklepu w drodze do domu. Jej plan na wieczór był prosty, napić się i zapomnieć, chociaż na chwilę, nie myśleć i zatopić się we wspomnieniach.

Postawiła butelkę na blacie zbyt mocno, szkło wydało nieprzyjemny dźwięk, sięgnęła ręką do szuflady po otwieracz. Postanowiła otworzyć wino w sposób mugolski, bo ostatnio, gdy próbowała zaklęciem, to butelka pękła. A dzisiaj wino nie mogło się zmarnować.

Z szafki wyciągnęła kieliszek. Spodziewała się w najbliższym czasie odwiedzin rozzłoszczonej Ginny i zdziwionego Harry'ego, którzy będą chcieli za wszelką cenę przekonać ją do zmiany zdania i powrotu do Rona. Jej przyjaciel miał tendencję do naprawiania świata, za wszelką cenę, bez zwracania uwagi na to, że czasem należy odpuścić. Ona jednak po ciężkiej rozmowie z Ronem czuła się przytłoczona, lecz wolna i wiedziała, że nie pozwoli na to, żeby ktoś się wtrącał. Nareszcie mogła oddychać swobodnie.

– Hermiono, dasz sobie radę – powiedziała cicho, biorąc otwieracz do ręki. – To tylko korek.

Przycisnęła mocniej ostrą końcówkę i wbiła go w miękkie tworzywo. Przekręciła i butelka podskoczyła, prawie spadając na podłogę.

– Niech to szlag – warknęła. – Accio korek! – mruknęła po chwili, machając zawzięcie różdżką. Miała nadzieję, że tym razem jej się uda.

Nalała wina do kieliszka i przeszła do pokoju, zapalając kolejne świece. Podeszła do okna i patrzyła bezmyślnie na deszczowy Londyn, popijając trunek. Zdziwiła się, że na jej ustach pozostał wyrazisty, truskawkowy posmak.

Czuła jak krew zaczyna szybciej krążyć i poczuła rozluźnienie, którego tak potrzebowała. Niekiedy decyzje przez nas podjęte wydają się nam słuszne, chociaż z perspektywy upływającego czasu, uznajemy, że popełniliśmy wielki błąd. Hermiona walczyła z natłokiem myśli i narastającymi jej w głowie ponurymi wyobrażeniami.

– Nie sądziłem, że będziesz w samotności zapijać smutki – powiedział mężczyzna, wyłaniając się z mroku. – To do ciebie niepodobne, Granger.

– Cholera jasna! – krzyknęła Hermiona, upuszczając kieliszek. Nagłe pojawienie się Malfoya w jej mieszkaniu przeraziło ją i poczuła na całym ciele gęsią skórkę. Mężczyzna jednak jednym machnięciem różdżki sprawił, że kieliszek pozostał cały nad podłogą. – Jak się tutaj dostałeś? Mam silne zaklęcia zabezpieczające.

– Jak widać, niewystarczająco silne, abym się tu nie dostał – mruknął.

Hermiona poczuła, że coś nieprzyjemnego mocno ją ścisnęło w żołądku.

– Ty to masz wyczucie czasu – fuknęła. – Dzisiaj naprawdę chciałam być sama.

– Kłopoty w raju? – zadał pytanie, krzywiąc się lekko.

Jego szerokie ramiona opadły, jakby było mu niezręcznie, a potem nimi wzruszył.

– Raju już nie ma – odpowiedziała.

Hermiona patrzyła na niego ze złością. Stał w otwartych drzwiach, opierając się nonszalancko o futrynę i świdrował ją nieprzyjemnym wzrokiem. Zastanawiała się, dlaczego to właśnie ją wybrał, aby przekazywać jej informacje i stawiać warunki. Przez tyle lat czuł do niej czystą nienawiść, a teraz chciał być od niej zależny. Jego dumna postawa sprawiała, że miała ochotę natychmiast wyrzucić go za drzwi, ale ciekawość zwyciężyła. Czekała na niego zbyt długo, żeby teraz bezceremonialnie wywalić go z domu. Postanowiła jednak dowiedzieć się czegoś więcej. Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że nie mogła przestać na niego patrzeć.

– Granger, gdzie twoje maniery – zaczął, chcąc przerwać niezręczną ciszę. – Poczęstujesz mnie winem?

Jego pogardliwy ton głosu trafił w samo sedno. Kobieta przeszła do kuchni, wyrywając się z delikatnego otępienia. Musiała wzmocnić swoją czujność. Stanęła przed rzędem szafek i sięgnęła po kolejny kieliszek. Cała sytuacja wydawała jej się być absurdalna. W mieszkaniu Hermiony Granger, przyjaciółki Harry'ego Pottera, pierwszego chętnego do walki ze złem, przebywał poszukiwany były lub w zależności od bieżących wydarzeń, aktualny śmierciożerca, a ona, zamiast natychmiast wezwać aurorów, żeby go zamknęli, popijała z nim wino.

– Myślałam, że będziesz się brzydzić – odpowiedziała kąśliwie. – Wiesz, mieszkanie szlamy, wino szlamy...

– Wyrosłem z tej dziecinady – odparł spokojnie, przechodząc za nią do kuchni.

Wyjął jej z dłoni kieliszek i sam nalał sobie wina. Stuknął delikatnie jej kieliszek swoim i wypił kilka łyków. – Jest całkiem dobre. Truskawkowe?

– Tak, też byłam zdziwiona, ale ten smak do mnie przemawia.

– Chodź, nie mam dużo czasu – powiedział i odwrócił się do niej tyłem, gdy zorientował się, że zbyt długo patrzył w jej karmelowe oczy.

Przeszli do pokoju w milczeniu. Hermiona nie wiedziała, od czego powinna zacząć, a przecież w jej głowie kołatało się tysiące pytań, na które musiała uzyskać od niego odpowiedź.

– Widziałaś moje wspomnienie? – zapytał, sadowiąc się wygodnie w jej ulubionym fotelu. Spojrzał na nią hardo w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Tak – odpowiedziała i usiadła naprzeciw niego na sofie.

Czuła się niekomfortowo we własnym mieszkaniu, gdy ten czarodziej się tylko pojawił. Nie chciała dać mu satysfakcji, ale nie mogła się pozbierać.

– I? – Czekał na jej odpowiedź.

– Tylko dlatego, że je widziałam, jesteś nadal żywy. Dawno bym cię wydała, gdyby nie to, co zobaczyłam.

Nie było jej łatwo z nim rozmawiać. I nawet truskawkowe wino nie pomagało. Przestała widzieć w nim ciągle nadąsanego chłopca z szyderczym uśmiechem na twarzy. Siedział przed nią dorosły mężczyzna, który roztaczał wokół siebie tajemniczą aurę. Jego szare, bystre oczy czujnie ją obserwowały i miała wrażenie, że rozbierają ją ze wszystkich ochronnych warstw. Nigdy nie oceniała go w kategoriach atrakcyjności, ale teraz, gdy ukradkiem spoglądała na jego mięśnie napinające się pod cienką koszulą, musiała przyznać, że ją pociąga. Chwilami nie mogła się skupić na tym, co do niej mówił, a to było do niej niepodobne. Miała ochotę trzepnąć się ręką w głowę, aby to przerwać.

– Granger, szykowany jest kolejny zamach, tym razem w Ministerstwie. Celem jest sam minister – powiedział, wyrywając ją z zamyślenia. – Pojutrze. Jak się uda to może i Potter nam się nawinie.

Hermiona spojrzała na niego z przerażeniem malującym się na twarzy. Powoli docierały do niej jego słowa. Podsunęła kieliszek do ust i wypiła wszystko, co w nim było. Skrzywiła się z niesmakiem, bo nie przywykła do takiej ilości alkoholu. Zrobiło jej się gorąco i już sama nie wiedziała, czy od wypitego zbyt szybko wina, czy od strasznych informacji, które właśnie otrzymała. Machnięciem różdżki przywołała butelkę i dolała sobie kolejną porcję, którą od razu wypiła. Taka dawka wina rozwiązała jej język i uderzyła do głowy.

– Wiesz, co ci powiem? Mam już tego cholernie dość – ogłosiła Hermiona, wstając z sofy. – Przychodzisz tutaj, rzucasz mi w twarz takimi informacjami i co ja mam z tym zrobić?! – krzyknęła z mocą. – Mam pójść teraz do Harry'ego i powiedzieć mu, słuchaj, stary, zobaczyłam w szklanej kuli albo w fusach z herbatki, że teraz w niebezpieczeństwie jest, nie kto inny, jak sam Minister Magii! – kontynuowała, chodząc niespokojnie po pokoju. – A jak się mnie zapyta, skąd ja, do jasnej cholery, znam takie szczegóły, to ja mu odpowiem: moja słodka tajemnica, skarbie! Ale postaw wszystkich w gotowości, bo ja tak mówię! – ciągnęła nieświadoma czujnego wzroku Ślizgona, śledzącego każdy jej ruch. – Ach, no tak, zapomniałabym, nadal na ciebie polują i możesz zginąć, znowu! Ha!

Chodziła po pokoju jak chmura gradowa i wyrzucała z siebie słowa z prędkością światła. Zdenerwowanie i presja ostatnich dni znalazła w końcu ujście w możliwości wyładowania się na Dracconie. Nie mogła pojąć, dlaczego on czuje się w jej towarzystwie tak swobodnie. Uśmiechał się zawadiacko, gdy ona wyrzucała z siebie dziesiątki słów. Siedział dalej w tej samej pozycji i obserwował jej każdy ruch. Znowu poczuła narastające skrępowanie i łzy, które bardzo chciały wezbrać w jej oczach. Za wszelką cenę nie chciała dać mu tej satysfakcji.

– Nie nadaję się do tego, nie chcę tego robić – powiedziała stanowczo i się rozpłakała, bo nie mogła się już przed wzbraniać. – Błagam cię, Malfoy, znajdź kogoś innego, kto będzie cię krył. Ja stanę po drugiej stronie barykady i będę z czystym sercem walić w ciebie zaklęciami. Jesteś zły. Trzymasz z nimi, a jednocześnie ich zdradzasz, bo boisz się o własny tyłek. Nie zniosę tego dłużej – mówiła przez łzy, a ramiona jej drgały konwulsyjnie.

Wstał z fotela, patrząc na dziewczynę niepewnie. Co do cholery robi się w takiej sytuacji? Powinien na nią nawrzeszczeć, żeby się ogarnęła? Zganił się w myślach, bo wiedział, że takie dziewczyny traktuje się lepiej, inaczej. Postanowił zadziałać instynktownie, bo musiał ją mieć po swojej stronie.

Nagle poczuła jego silne ramiona na swoich plecach. Objął ją i przycisnął mocniej do siebie. Widok jej łez sprawił, że chciał ją pocieszyć. Był od niej dużo wyższy, dlatego bez problemu zamknął ją w swoim uścisku. Poczuł, że się szarpnęła, ale za chwilę znieruchomiała i przytuliła głowę do jego szerokiej piersi.

– Nie mogę od nich odejść, chociaż bardzo tego chcę – powiedział cicho, przerywając ciszę.

Czuł ciepło bijące od ciała Granger i miał wrażenie, że nie chce wypuszczać jej ze swoich objęć już nigdy więcej.

– Dlaczego? – zapytała, odsuwając się od niego.

Poczuła rumieniec wykwitający na jej policzkach. Zawstydzona spuściła głowę, nie chciała, żeby się zorientował, jak mocno przeżyła, to, co to się przed chwilą wydarzyło.

– To oni rozpętali to piekło – powiedział ze smutkiem w głosie, którego nie próbował kamuflować sarkazmem, czy cynizmem. – Moi rodzice. Nie mogę się ich wyrzec i walczyć po waszej stronie.

Draco spojrzał w oczy Hermionie i wiedział, że to, co się dzieje, będzie początkiem jego końca. Ale się tym nie przejął, bo wiedział, że ta historia może się skończyć tylko jego śmiercią. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro