Rozdział 7. Zapomnienie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 Hermiona powoli wracała do zdrowia. Koszmary powtarzały się sporadycznie, ale były całkiem łagodne, w porównaniu z tymi, które nawiedzały ją od początku pobytu w szpitalu. Magomedycy zgodnie twierdzili , że już gotowa do powrotu do domu, co przyjęła z ulgą. Harry bardzo chciał jej pomóc, lecz ona odmówiła, twierdząc, że poradzi sobie sama. Tak naprawdę liczyła na to, że po powrocie, uda jej się spotkać ze swoim tajemniczym informatorem. Musiała wyciągnąć od niego więcej informacji, a przede wszystkim zapytać o to, czy widział atak Rona, bo potrzebne do było Harry'emu współpracującemu z prawnikami w budowaniu linii obrony.

Następnego dnia rano Hermiona, gdy wychodziła ze szpitala, próbowała odsunąć od siebie myśli o Draco, chociaż natrętnie do niej powracały. Postanowiła skupić się na tym, co zrobił Ron i jaka na niego czeka kara, jeśli niczego nie uda im się ustalić. Zabił człowieka i teraz oczekiwał w Azkabanie na proces. Gdyby nadal pracowała w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów możliwe, że właśnie do jej rąk trafiłaby teczka z jego sprawą. Pewnie nie mogłaby jej prowadzić, ale porozmawiałby z kimś, kto ją dostanie. Wyciągnęłaby potrzebne jej informacje.

Przede wszystkim jego wina była niezaprzeczalna, ale motywy działania nie do końca znane i wyjaśnione. Doświadczenie jej podpowiadało, że na tym powinna się skupić obrona. Ronald Wesley działał z zamiarem bezpośrednim zabicia drugiego człowieka i tego argumentu żaden obrońca nie byłby w stanie podważyć. Gdyby jednak udało się udowodnić, że cel jego działań był inny, można by utrzymywać, że śmierć nie nastąpiła umyślnie.

Kobieta martwiła się o dalsze losy Rona, wiedziała, że nie grozi mu kara śmierci, w najgorszym wypadku mogło go czekać kilkuletnie więzienie. Bolało ją serce na myśl, że osoba tak jej bliska, teraz bardzo cierpi. Wierzyła jednak, że wspólnymi siłami uda im się szybko go wyciągnąć z tego piekła.

Harry poprosił ją o spotkanie w niewielkiej i przytulnej kawiarence niedaleko kamienicy, w której mieszkała Hermiona. Uznał, że gdy będzie bardzo zmęczona, to odprowadzi do mieszkania. Czarnowłosy przyjaciel siedział na krześle i niemrawo mieszał łyżeczką w filiżance z zimną już herbatą. Wyglądał, jak przysłowiowe siedem nieszczęść i Hermiona od razu to dostrzegła, gdy weszła do ciepłego lokalu. Włosy stały mu na wszystkie strony, a siniaki pod oczami przybrały kolor dojrzałej śliwki. Oparł głowę na dłoniach i przymknął oczy ze znużeniem. Odruchowo potarł palcami bliznę, gdy Hermiona przysiadła się do jego stolika.

– Witaj, Harry – zaczęła i położyła dłoń na jego chłodnej, leżącej bezwładnie na blacie.

– Hermiono. – Uśmiechnął się na jej widok, gdy zobaczył, jak dobrze wygląda. Przynajmniej o nią mógł się mniej martwić. – Musimy jakoś wyciągnąć Rona z tego bagna – jęknął Harry, pocierając dłońmi zmęczone oczy, wyprostował się sztywno na krześle i czujnie spojrzał na przyjaciółkę. – Skoro lepiej się już czujesz, musisz mi opowiedzieć wszystko, co się wydarzyło od momentu, gdy wyszliśmy na zewnątrz do chwili, kiedy straciłaś przytomność.

– Dobrze, zrobię wszystko, co trzeba, tylko najpierw zdejmę płaszcz i pójdę po kawę. – W tym momencie spojrzała na ciemną herbatę w jego filiżance. – I tobie wezmę.

– Ja się tym zajmę, Hermiono. – Poderwał się na równe nogi i pomógł przyjaciółce z płaszczem, a następnie ruszył w stronę lady, aby złożyć zamówienie.

Rozmawiali bardzo długo, dokonując dogłębnej analizy całej akcji, odtwarzając ją klatka po klatce. Musieli powiązać nawrót bólu blizny z dziwną iluzją, która pojawiła się w trakcie walki, której to zadaniem było przesunięcie szali zwycięstwa na rzecz śmierciożerców. Doszli do wniosku, że to wszystko musi być powiązane bezpośrednio z osobą Voldemorta, skoro Harry'emu ponownie dokuczała blizna, a kontakt Hermiony z tą nieznaną mocą, skończył się szeregiem zabiegów w Mungu.

Hermiona zagryzła dolną wargę i splotła ręce przed sobą, w wyrazie głębokiej zadumy. Wyglądała dosyć żałośnie z rozwichrzonymi włosami, podbitym jednym okiem i głębokim rozcięciem na jednym policzku. Harry nie chciał myśleć o jej głębokich rozcięciach na przedramionach, które będą wymagały wielotygodniowego gojenia.

– Musisz porozmawiać z tym swoim informatorem – stwierdził Harry po długiej chwili ciszy. – Jeżeli rzeczywiście chce pomóc, a nie dba tylko o własny interes, to musi ci coś zdradzić. To może być klucz.

– Spróbuję – powiedziała smutno, bo w rzeczywistości bardzo się bała tej rozmowy. – Ale nie wiem, czy mi się uda.

– Hermiono, wybacz, że cię o to zapytam wprost, ale dlaczego odeszłaś od Rona? Myślałem, że będziecie razem już zawsze. – Harry zmienił temat, co Hermionie się nie spodobało, ale uznała, że powinna mu cokolwiek wyjaśnić.

– Nie kocham go już – odpowiedziała sztywno, zgodnie z prawdą.

– On dla ciebie zaryzykował, zaryzykował wszystko, on nie podniesie się bez ciebie u boku, na litość boską, on wylądował w Azkabanie! – żachnął się nieprzyjemnie Harry, bo nie był już w stanie zapanować nad nerwami.

Patrzył na swoją przyjaciółkę z wyrzutem, chcąc tym samym zrzucić część odpowiedzialności na nią i jej według niego niewłaściwie postępowanie.

– Harry, nie masz prawa obwiniać mnie o to, co on zrobił. To była jego decyzja. Nawet jeżeli myślał, że mnie zabili, to, to, na co się zdecydował, nie wróciłoby mi życia. Znasz mój stosunek do zaklęć niewybaczalnych i on też doskonale o tym wszystkim wie! – warknęła.

– Będę się zbierał – mruknął Harry, przetrawiając w głowie jej wyjaśnienie. – Pomogłabyś mu to przetrwać. To nie był dobry moment na rozstanie.

– Nigdy nie ma dobrego momentu. Pomogę mu, Harry, wszystkimi moimi siłami, ale do niego nie wrócę i nie chcę więcej rozmawiać na ten temat – ucięła z zaciętą miną, kończąc w ten sposób rozmowę.

***

Przestąpiła próg swojego mieszkania, w którym jednak od dawna nie czuła się dobrze i swobodnie. Ciężkie mury, starej kamienicy w centrum Londynu, kojarzyły jej się z wieloma samotnymi chwilami. Wychodziła z założenia, że stworzy tutaj swój dom razem z Ronem, ale zrozumiała, że nigdy w ich związku nie weszli na etap podejmowania decyzji o wspólnym zamieszkaniu. Westchnęła, spojrzawszy na kolaż ruchomych zdjęć umieszczonych na ścianie. Ciepłe wspomnienia, uwiecznione na papierze wywołały u niej chwilową nostalgię. Kołatały jej się w głowie słowa Harry'ego, wykrzyczane w chwili desperacji. W pierwszej chwili sądziła, że nie zmieni zdania w kwestii powrotu do Rona, jednak teraz, gdy spoglądała na ich roześmiane twarze na ruchomych zdjęciach, zastanowiła się nad tym, czy nie powinna tego rozważyć, dla dobra innych. Odgoniła od siebie te smutne rozmyślania, wiedziała, że się ugnie, jeżeli od tego będzie zależało życie Rona.

Przez całą noc nie spała, a powodem jej bezsenności było podekscytowanie na myśl, że Draco może się dzisiaj u niej pojawić. Trwając w oczekiwaniu, postanowiła, że zostanie w ubraniu, ponieważ nie chciała, żeby Ślizgon nakrył ją w piżamie. Wciąż panował mrok, ale postanowiła usiąść w fotelu, z ulubioną książką na kolanach. Przykryła się ciepłym kocem, ponieważ na zewnątrz robiło się coraz chłodniej, a ciepło kominka nie było wystarczające, żeby ogrzać całe mieszkanie. Opuszkami palców muskała skórzaną okładkę Historii Hogwartu. Pamiętała doskonale swoją nieokiełznaną radość, kiedy to na pierwsze urodziny, już po pokonaniu Voldemorta, otrzymała w prezencie od Harry'ego i Rona jej własny egzemplarz. Wielokrotne czytanie historii miejsca, które odmieniło jej życie na zawsze, koiło jej nerwy.

Czuła coraz większą senność, ale postanowiła z nią walczyć, bo czuła, że dzisiaj Draco się nareszcie zjawi.

Draco Malfoy siedział od godziny w jednym z foteli w niewielkim saloniku Hermiony, wpatrzony w śpiącą kobietę. Pomimo tego, że była noc, nie czuł zmęczenia. Przyzwyczaił się do nocnego trybu życia. Nie potrzebował dużo snu, żeby normalnie funkcjonować.

Obserwował Hermionę Granger i wsłuchiwał się w jej cichy, równy oddech. Mógłby trwać tak całą noc, gdyby tylko mu na to pozwoliła.

Wiedział, że już wróciła do domu i nie zwlekał ani minuty z pojawieniem się u niej. Musiał sprawdzić, jak się czuje. Chciał ją zapytać, co się stało w Ministerstwie.

Jego sumienie podpowiadało mu, że powinien odejść, zniknąć, zanim się obudzi. Nie zrobił tego jednak, jak urzeczony siedział dalej, zapamiętując rysy jej delikatnej twarzy.

Zastanawiał się, co go do cholery opętało. Miał w życiu wiele kobiet, do niektórych z nich czuł nawet przywiązanie, gdy długo z nimi sypiał. Nie był w stanie, jednak nazwać tego, czego chciał od Granger. Lustrował krytycznie jej drobną twarz i kępę brązowych, kręconych włosów, spiętych w luźny kucyk z tyłu głowy. Nic nadzwyczajnego, podsumował, przesuwając swój wzrok w dół i dokonując pobieżnej oceny reszty jej ciała. Zdecydowanie nie wygląd go do niej przyciągał. Cichy pomruk, który wydobył się z jej ust i ruch jej ciała sprawiły, że jego serce boleśnie przypomniało mu o swojej obecności.

Hermiona otworzyła oczy i zaczęła się orientować w sytuacji. Ciepły uśmiech pojawił się na jej bladej twarzy. Jej ciało zareagowało instynktownie, nie zastanawiała się, czy wypada jej obdarzać go uśmiechem, czy przywitać obojętnością.

I ten uśmiech uderzył go z całą intensywnością prosto w serce.

– Jesteś – mruknęła, poprawiając się wyżej w fotelu. – Czekałam na ciebie, Draco. – Spuściła wzrok i wpatrzyła się w swoje kolana, speszona swoją śmiałością w stosunku do przybysza. – Po co przyszedłeś tym razem?

– Chciałem sprawdzić, czy żyjesz i tym samym, czy dotrzymujesz swojej strony umowy. Martwa byś mi nie pomogła – powiedział, górując nad nią.

Nie mógł powstrzymać się przed złośliwościami w stosunku do niej, jego pancerz nadal był nie do przebicia. Z niepokojem zauważył na jej twarzy ślady walki, siniaki i gojące się już rany.

Poczuł się nieswojo, zalała go nieznana dotąd fala wyrzutów sumienia.

– Ach, tak – powiedziała cicho, wstając. Chciała się z nim zrównać. – Żyję, jak widzisz, ale mam do ciebie masę pytań i oczekuję, że udzielisz mi odpowiedzi.

– Najpierw ja zadaję pytania – warknął, a jego twarz ściągnęła się w grymasie złości. – Co ty tam robiłaś, do jasnej cholery? Z żałosnej kujonki, siedzącej z nosem w książkach, zamieniłaś się w waleczną pogromczynię zła i postanowiłaś pokazać, jak zgrabnie umiesz machać różdżką?

– Tego się nie zapomina, Draco. W jednej wojnie już brałam udział. – odpowiedziała szorstko. – Byłam tam, gdzie powinnam być, u boku moich przyjaciół. Dlaczego tak się dziwisz?

– Bo nie zamierzam, za każdym razem, rozglądać się za tobą i sprawdzać, czy nic ci nie grozi, bo nie taka jest moja rola, a twoich, jak to ich czule nazywasz, przyjaciół, nie było w pobliżu, gdy zarobiłaś klątwą – skończył nadąsanym tonem.

– Nie bądź śmieszny – prychnęła, zniesmaczona jego słowami i poklepała go po przyjacielsku po ramieniu. – Wyrzuć ze swojej ślicznej, blond główki wyobrażenie o Hermionie Granger, które tam przetrzymujesz, bo to było dawno temu i nieprawda. Nie jesteśmy już w szkole, Malfoy. A teraz, jak już uzgodniliśmy, co najważniejsze, proszę, powiedz mi, co to jest? Ta moc, którą posługiwał się jeden z was?

– Dlaczego sprawiasz tyle problemów? – zapytał poważnie, pomijając odpowiedź na jej pytanie. – Nasza umowa nie przewidywała zadawania przez ciebie pytań, dostajesz, to co ci dam, Granger.

– Pieprz się, Malfoy – warknęła wzburzona. – Nasza umowa uległa zmianie.

Wpatrywała się w niego z wściekłością w oczach, jej cierpliwość się skończyła, a nerwy nagromadzone przez ostatnie tygodnie wylały się z niej w jednym momencie.

Wyminęła go i poszła do kuchni, aby wyciągnąć z lodówki butelkę wina. Podwinęła rękawy swetra, a jego oczom ukazały się jej zabandażowane ciasno przedramiona.

Przyglądał się jej w milczeniu, gdy wyciągała dwa kieliszki, otwierała korek, a następnie napełniła szkło ciemnym płynem. Podszedł i wziął go do ręki, aby patrząc prosto w jej zmęczone oczy, wypić kilka łyków.

– Co tam się stało? – zapytał, nie mogąc oderwać wzroku od ust, które teraz przyciemnione zostały czerwienią wina.

Oblizała wargi.

– Co tam się stało? – powtórzył z naciskiem, gdy uparcie milczała.

– Ty mi powiedz – mruknęła, przechylając głowę w jedną stronę w oczekiwaniu na odpowiedź. – Bo przecież...

Nie było jej dane dokończyć zdania, ponieważ przysunął się do niej i dotknął jej policzka. Przesunął palcami po ledwo, co zagojonej ranie, przecinającej boleśnie skórę wzdłuż. Chciał ją zapytać, czy bolało ją, gdy drasnęło ją jego zaklęcie, ale nie zdobył się na to. Wycelował precyzyjnie, ponieważ chciał, żeby kobieta szybko się zorientowała, że są widoczni. Na usta cisnęły mu się słowo przepraszam, jednak nie powiedział nic.

W tej chwili Hermiona zamarła i zamilkła, a rytm jej serca drastycznie przyśpieszył. Draco Malfoy ją dotknął. Skóra jego palców była chropowata i zimna, a jego zapach, który był tak blisko, oszałamiał ją. Patrzyła na niego z odwagą, prosto w oczy, w końcu była lwicą.

– Co robisz? – zapytała szeptem, bo nie miała pojęcia, do czego zmierzał.

– Patrzyłaś na mnie tak, jakbyś chciała, żebym cię pocałował. I pomyślałem sobie, że to właśnie zrobię.

– Na pewno tak na ciebie nie patrzyłam – obruszyła się, marszcząc gniewnie brwi, co mu się jeszcze bardziej spodobało.

– I tak to zrobię – mruknął, odstawiając swój kieliszek. Chwycił jej dłoń, aby zabrać również ten, który wciąż trzymała. – Będą nam przeszkadzać.

Hermiona patrzyła na niego czujnie, lecz nie była w stanie zaprotestować. Nie chciała protestować. Cofnęła się o krok, bardziej nie mogła, bo ograniczała ją ściana.

Draco się do niej zbliżył.

Czekała, licząc oddechy, które ich od siebie oddzielały.

Draco oparł dziewczynę o ścianę i chciwie przywarł wargami do jej gładkiej szyi. Po chwili odnalazł jej usta, swoimi. Nie mógł przestać jej całować. Ścierali z siebie nawzajem, nagromadzoną przez lata nienawiść. Przekuwali to w coś nowego, coś, czego nie potrafili i nie chcieli teraz nazywać. Draco składał na jej szyi i ustach gorące pocałunki, ssąc i liżąc delikatną skórę, na co odpowiedzią Hermiony były ciche westchnienia. Sięgnął do jej bioder, po czym uniósł ją, wciąż ją całując. Poczuł, jak oplotła nogi wokół niego. Przycisnął ją mocniej do siebie, rozpaczliwie potrzebował mieć ją, jak najbliżej.

– Przepraszam, że to zaklęcie prawie cię zabiło – szepnął, gdy oderwał się od jej ust. – Chciałem, żebyś przeżyła, ale sam nie mogłem powstrzymać ojca. Zorientowałby się – szeptał dalej, przerywając, aby składać na jej szyi i w okolicach ucha krótkie, ciepłe pocałunki.

W tym momencie rozbrzmiało głośne pukanie. Hermiona zamarła. Wciąż mocno trzymał ją mocno z niemym błaganiem, żeby została i zignorowała natrętne pukanie. Wciągnęła nabrzmiałą od pocałunku wargę do ust, po czym ostro wypuściła powietrze.

Pukanie znowu rozbrzmiało w mieszkaniu i było bardziej natarczywe. Żadne z nich się nie odezwało. Przeklinając, powoli postawił ją na ziemi i się od niej odsunął. Wiedział, że na niego pora.

Musiał zniknąć, ponieważ jedyna kobieta, której pragnął, w tym momencie się od niego odwróciła. Celowo przerwała intymną chwilę.

– Wrócę tu jeszcze – mruknął, zamierzając natychmiast.

– Zaczekaj – syknęła. – Schowaj się. Nie spodziewam się nikogo o tej porze, to jest podejrzane.

Posłusznie, bezszelestnie przemieścił się do pokoju. Wyciągnął różdżkę i czekał w pogotowiu. Podeszła szybko po swoją różdżkę i zbliżyła się na palcach do drzwi.

– Czy ja tutaj mieszkam? – usłyszała pijacki, znajomy rechot. – Czy tam?

– Panie Spencer – zaśmiała się cicho. – Mieszka pan piętro wyżej!

– Dziękuję, szefowo! – odkrzyknął radośnie, a ona się uśmiechnęła, gdy usłyszała jego ciężkie kroki na klatce schodowej.

– To mój sąsiad z góry – wyjaśniła Draconowi. – Czasami za dużo wypije i nie może trafić do swojego mieszkania, bardzo pocieszny z niego człowiek.

– Powinienem już iść. – Spojrzał prosto w jej piękne, brązowe oczy.

– Nie, zostań, jeszcze nie skończyliśmy – powiedziała, podchodząc bardzo blisko do niego.

– Nie.

– Pomożesz mi? – zadała mu ponownie pytanie, które wcześniej zignorował.

Myślała, że pocałunek, który zaskoczył ich oboje, coś zmieni, a ogień, który pomiędzy nimi zapłonął, zniszczy jego zbroję, ale wciąż czuła dystans.

– Nie – usłyszała jego twardą odmowę.

– W takim razie musisz odejść – powiedziała spokojnie, odwracając się od niego, poszła w stronę kuchni. – Proszę, wyjdź. I nigdy więcej nie wracaj – dodała.

– Hermiona, zaczekaj. – Zwolniła, ale się nie odwróciła. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, ponieważ pierwszy raz usłyszała z jego ust swoje imię.

– Na co mam czekać? – zapytała cicho spiętym głosem i chwyciła kieliszek, z którego napiła się wina, nie bacząc na to, czy należał do niej, czy do Dracona.

– Znowu to robisz – mruknął, gdy podążył za nią.

– Co takiego?

– Zmuszasz mnie do zrobienia czegoś wbrew mojej woli.

– To znaczy?

– Pijesz wino. Przygryzasz usta, a ja nie mogę się skupić, bo...

– Nie robię tego celowo – odpowiedziała, a za chwilę znowu napiła się wina, nie odrywając od niego spojrzenia. – Ani po to, żeby cię prowokować.

Draco nachylił się i znowu ją pocałował. Nie był w stanie zapanować nad swoimi pragnieniami, zdusić ich w zarodku, gdy tylko pojawiały się nieproszone w jego głowie.

Oddawała mu pocałunek, a on się w tym zatracał, bo robiła to dokładnie tak, jak lubił najbardziej. Przejmowała kontrolę nad intensywnością dotyku, drażniąc go swoimi gestami.

– Twoje ręce – powiedział, chwytając ją delikatnie za rękę.

Hermiona zastanawiała się, czy powinna mówić mu o wszystkim.

– Gdy podpowiedziałeś mi w Ministerstwie, że to jedynie iluzja, rzuciłam zaklęcie.

– I potem zaczęłaś tracić przytomność. Myślałem, że to cię zabiło – powiedział, lecz wyraźnie się spiął, tak, jakby musiał uważać na każde wypowiedziane słowo.

– Nie pamiętam, co było później. Obudziłam się po jakimś czasie w Mungu, ale bardzo źle się czułam. Ciągle miałam koszmary.

– Koszmary? – Szczerze się zdziwił, gdy pił powoli wino.

– Tak, w zasadzie, to był jeden koszmar, który ciągle się powtarzał, czasem w odrobinę innych konfiguracjach.

Hermiona zamilkła i poszła do saloniku, gdzie usiadła na sofie. Draco ruszył za nią i usiadł obok, ale wychylił, aby sięgnąć po koc pozostawiony na fotelu, w którym wcześniej spała, i ją przykrył.

– Na początku w każdym z nich mnie zabijałeś – wyznała mu prawdę i widziała, jak bardzo zmienił się wyraz jego twarzy, gdy to usłyszał.

– Nie jestem mordercą – wycedził.

– W kolejnym koszmarze po kilku zabiegach uzdrowicieli, to ja zabijałam ciebie – mówiła dalej.

– Tego też nie jestem w stanie sobie wyobrazić.

Hermiona postanowiła, że nie zdradzi mu treści ostatniego z nieprzyjemnych snów.

– Jestem pewna, że to była czarna magia – stwierdziła, a Draco przyjął tę wiadomość w milczeniu. – Rozumiem, że nie będziemy o tym dłużej rozmawiać.

– Nie.

– Masz dla mnie zatem kolejne informacje? – zapytała, a jej spojrzenie zmieniło się, próżno szukać w nim było sympatii.

– Nie.

– To dlaczego się dzisiaj pojawiłeś, Draco?

Było to pytanie, na które Draco nie znał odpowiedzi.

Na pewno chciał się na własne oczy upewnić się, że żyje.

Ale chciał też z nią porozmawiać. Chciał ją zobaczyć.

Chciał, tyle od niej chciał, że coś go kłuło w okolicach mostka.

O całowaniu nie myślał, to pojawiło się zupełnie niespodziewanie i znacznie później.

Bo tak naprawdę sam nie wiedział, czego od niej oczekiwał, tego, że się z nim prześpi, czy tego, że coś do niego poczuje?

Nie wiedział, w jakie słowa powinien ubrać swoje myśli, więc milczał, bo to było w tym momencie łatwiejsze. Z każdą mijającą sekundą, kiedy widział, że dziewczyna mu się wymyka, czuł na swojej szyi, zaciskającą się pętlę.

Bo nie powinien. Nie wolno mu było niczego czuć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro