Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szłam z tacą, na której były różne owoce. Przeważnie maliny i winogrona. Niosłam to, ponieważ szanowny książę Chris zażyczył sobie trochę witaminek. Wyczuwacie ten sarkazm. Weszłam do pokoju gdzie leżał rozłożony na łóżku Chris. Najpierw podałam mu tacę, potem wróciłam po maliny, które wsypałam do tacy. Wzięłam ją i zaczęłam schodzić na dół.

- Co ty robisz?- warknął Chris.

- Nie będziesz jadł w łóżku księciuniu...

- Wracaj tu!- i zaczął mnie gonić.

Potknęłam się na schodach, we mnie wpadł rozwścieczony Chris i razem wylądowaliśmy na podłodze. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę!- krzyknęłam próbując złapać tacę, która leciała prosto na mnie. Złapałam ją w ostatniej chwili, a następnie poleciały na nas owoce. Chris wybuchnął śmiechem.

~ Ale mu się humor od razu poprawił...

Zza drzwi wychylił się Arron.

- Co tu się dzieje?- zapytał zdezorientowany i rozbawiony.

Za to rzuciłam w niego winogronem. Niestety złapał je do buzi.

- Bardzo smaczne.- powiedział i zaczął się śmiać. Niestety ataku pomarańczy już nie przetrwał. Dostał nią dosyć mocno w brzuch. I padł scenicznie na ziemię. Zaczął się śmiać.

- Co my tu jakiś teatrzyk robimy czy co?

- Nie, tylko Kate rozpętała wojnę na owoce.- wstałam i otrzepałam się.

- Sam o nie prosiłeś, księciu.- skłoniłam się scenicznie i wszyscy wybuchnęli śmiechem.

- Suzan!- krzyknął rozbawiony Chris.

- Tak? W czym problem alfo?

- Proszę, posprzątaj tu, wymień nam pościel i prześcieradło oraz przygotuj pokój dla Arrona.

- Dobrze, a jakim kolorem jest ubrudzona pościel?

- Czerwonym.

- Czyżby pani Kate miała okres?

- Nie, mój kochany Chris rozlał wczoraj wino.- fuknęłam i spiorunowałam Chrisa wzrokiem.

Suzan poszła zrobić dane jej rozkazy, a ja klapnęłam na kanapę.

- A właśnie. Po co tu przyjechałeś Arron?- zapytałam po dłuższej chwili ciszy.

- Przywiozłem resztę waszych rzeczy.

- Ale po co? My niedługo wyjeżdżamy.

- Kotku nie złość się, ale zostajemy dłużej, a Arron zajmie się chatką.- uspokoił mnie Chris.

- No dobrze, dobrze.- wymamrotałam.

***

Szłam w brzoskwiniowej sukni sięgającej do kostek. Włosy miałam uczesane w koka. Zrobiłam sobie lekki makijaż. Chris złapał mnie za rękę, żeby dodać mi otuchy. Strażnicy otworzyli drzwi i wpuścili nas do ogromnej sali, która była wypełniona wszystkimi wilkołakami z tego lasu. Nie tamtego lasu. Czyli nie było kobiety z łąki i tego syna alfy. Szczerze mówiąc bardzo się stresowałam, nie wiedziałam co mam robić. Ja, Chris, Arron i reszta wilkołaków. Same ważne postacie i nie tylko. Szłam po środku chłopaków, którzy byli ubrani w identyczne granatowe garnitury. Dziś miałam poznać resztę watahy. Wyszliśmy na "scenę" i Chris zaczął przemowę:

- Witajcie szanowni państwo! Oto ja, Arron i Kate- moja przeznaczona. Jak wiecie takie spotkania nie zdarzają się często. Macie się odnosić do nich z szacunkiem. Szanujmy siebie na wzajem, a będzie panowała zgoda. Teraz udajemy się do sali obok, gdzie czeka na państwa mały poczęstunek...

Ruszyliśmy do sali obok. Nie było tak źle jak podejrzewałam. Poznałam wiele fajnych osób. Ale poznałam też te sztywniejsze osoby, które myślą tylko o rozwijaniu interesów. Po kilku godzinach wróciliśmy do pokoju. Byłam wykończona. Zamknęłam nas w pokoju na klucz.

- Oh, kochanie. Mówiłem, że już nie musisz się zamykać w pokoju.

- Ale chce się przebrać.

- To ja będę twoją bardzo skupioną na oglądaniu widownią.

- Chris, pamiętasz co mówiłam ostatnio? Że tym razem będziesz siedział zamknięty w kiblu.

- No przepraszam cię za tamto. Nie chciałem ci nic zrobić. Teraz będę potulny jak wilczek.

- O ile wiem, wilki z natury nie są potulne.

- Ale ja będę bardzo grzeczny, bo piękna Kate z pewnością da mi za to nagrodę.

- Tylko żebyś się nie przeliczył...

Zdjęłam z siebie suknię, rozpuściłam włosy, szpilki odstawiłam na miejsce. W tym momencie zostałam powalona na łóżko.

- Miało nie być takich akcji.- zaśmiałam się, bawiąc się włosami przeznaczonego.

Chris złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Poprosił o dostęp, więc otworzyłam mu bramę wejściową. Nasze języki zaczęły toczyć ze sobą walki. Nikt nie chciał przegrać. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam sił.

- Kocham cię...- wymruczał mi do ucha i zaczął lizać miejsce, w którym zostałam oznaczona.

- Ja ciebie też...

W tedy ktoś zapukał do drzwi.

- Czego?!- warknął Chris.

- Chciałam tylko przypomnieć, że prosił pan o wyczyszczenie przedtem pokoi.

- Zrobisz to kiedy indziej Suzan. Odpocznij sobie.

- Dobrze. Dziękuję alfo.

- To na czym my to skończyliśmy?- zapytał zmysłowo Chris.

- Na tym, że muszę wstać i się przebrać, kotku...

- Oj, nie teraz no...- dodał niezadowolony, gdy zepchnęłam go z siebie i poszłam do łazienki.

- Oj, że to ci nie pasuje to już nie moja sprawa.

Godzinę później zaczęliśmy oglądać film. I późnym wieczorem poszliśmy spać..

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro