Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry obudził się dość późno. Gdy otworzył oczy, zobaczył, że to wszystko nie było tylko szczęśliwym snem, a naprawdę leżał przytulony do nagiej klatki piersiowej Draco. Uśmiechnął się mimowolnie, pomimo tego, że doskonale wiedział, co będzie musiał dzisiaj zrobić.

Przyglądał się przez chwilę śpiącemu blondynowi, który wyglądał naprawdę uroczo. Spojrzał na zegarek była godzina 10 rano, ale nie przejął się tym za bardzo. Większość Ślizgonów najprawdopodobniej odsypiała jeszcze po nocnej imprezie. Poza tym domyślał się również, że to pierwsza od dawna noc, którą Draco mógł spokojnie przespać, dlatego nie chciał go budzić. Potter delikatnie wyswobodził się z objęć Arystokraty. Ostatni raz popatrzył na spokojną twarz blondyna i poszedł do swojego pokoju, żeby wziąć jakieś ubrania. Gdy w końcu znalazł coś odpowiedniego i zamierzał wyjść z pomieszczenia, jego uwagę zwrócił kawałek papieru, leżący na szafce przy drzwiach. Wziął go niepewnie do rąk i pierwsze co mu się rzuciło w oczy to podpis profesora Snape'a. Szybko omiótł wzrokiem treść wiadomości, która była następująca:

Potter, chcę cię widzieć u siebie w gabinecie o 11:30. Radzę ci się nie spóźnić;

Profesor Snape

Harry był pewny, że będzie miał kłopoty, ale z drugiej strony i tak chciał  wybrać się dzisiaj do Mistrza Eliksirów, żeby załatwić pewną kwestię. Niewiele myśląc, Wybraniec poszedł do łazienki, żeby się ogarnął. Przed wyjściem zerknął na niczego nieświadomego blondyna i poszedł do Wielkiej Sali, żeby coś zjeść.

***

Szybko zobaczył swoich przyjaciół siedzących przy stole Gryffindoru i bez wahania podszedł do nich. Gryfoni powitali go entuzjastycznie oraz momentalnie wciągnęli do rozmowy. Czas mijał bardzo szybko i w końcu nadeszła chwila, w której Potter musiał się pożegnać. Wychodząc z Wielkiej Sali spojrzał na stół Ślizgonów, ale nie był zaskoczony, gdy zobaczył przy nim tylko kilka osób z młodszych roczników.

Niedługo potem znalazł się przed gabinetem znienawidzonego nauczyciela, po czym zapukał do drzwi, a gdy usłyszał chłodny i gniewny głos Snape'a wszedł do środka. Profesor siedział przy swoim biurku, wyraźnie nie był w dobrym humorze. Wpatrywał się w Harry'ego wściekłym wzrokiem. Widać było, że czekał na niego niecierpliwie.

- Dzień dobry, chciał mnie pan widzieć, panie profesorze - zaczął miło Wybraniec. Mistrz Eliksirów przez chwilę obrzucał go srogim spojrzeniem, po czym wstał i stanął naprzeciwko Wybrańca.

- Co to miało być, Potter?!

- Nie rozumiem...

- Nie udawaj większego kretyna niż zazwyczaj! - uniósł się nauczyciel.

- Tylko że ja naprawdę... - zaczął Harry, ale Mistrz Eliksirów nie dał mu skończyć:

- Dobrze, sam się o to prosiłeś! Skoro nie chcesz mówić, to wyciągnę to z ciebie siłą!

- Ale, panie pro...

- Legilimens! - krzyknął Snape i rzucił na przestraszonego i zdezorientowanego Harry'ego zaklęcie. Znajome uczucie ogarnęło chłopaka, a gabinet nauczyciela szybko zniknął, ustępując miejsca migającym światłom. Po chwili obraz się wyostrzył. Snape znalazł to, czego szukał, a mianowicie wspomnienia z poprzedniego wieczoru.

Harry rozmawia z Zabinim. Wchodzi na łóżko Draco, żeby okryć go kołdrą. Brunet zanurza się w świadomości Voldemorta. Malfoy płacze i prosi, żeby Harry pozwolił mu do siebie podejść. Wybraniec wyrzuca trzymaną w ręku różdżkę. Opada w ramiona blondyna. Malfoy podnosi chłopaka i chce go gdzieś zabrać. Rozmowa. Wybraniec pomaga wstać Ślizgonowi, zbliża się do niego. Całują się. Nie! Nie będziesz tego oglądać! To moja prywatna sprawa! - pomyślał Harry i momentalnie wszystko wróciło do rzeczywistości. Brunet nie miał żadnych wątpliwości co do tego, kto to zakończył. Normalnie byłby pewnie szczęśliwy, że udało mu się zablokować swój umysł, odpierając atak, ale teraz czuł tylko palącą złość na nauczyciela. Harry nawet się nie zachwiał, stał twardo na podłodze, próbując się uspokoić. Popatrzył na zaskoczoną i złą twarz Snape'a.

- Jak mo... - zaczął gniewnie profesor, ale tym razem to Harry mu przerwał:

- Wracam do Gryffindoru!

- Proszę?

- Wracam do Gryffindoru, jeszcze dzisiaj - oznajmił już spokojniej Brunet. Zaskoczenie na twarzy Snape'a było niewyobrażalne i całkowicie ustąpiło złości.

- Obawiam się...

- Proszę się nie martwić. Rozmawiałem z profesorem Dumbledore'em jakiś czas temu i uzgodniliśmy, że lekcje oklumencji nie są już obowiązkowe, a raczej uczęszczam na nie z własnej woli. Minęło już sporo czasu, było wiele treningów, ale nie widać żadnych rezultatów. Chyba okazuje się oklumencja przerasta moje możliwości, więc nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Poza tym nie mogę już mieszkać z Draco. Teraz najważniejsze jest dla mnie jego bezpieczeństwo.

- Doprawdy? Czy wczoraj też miałeś na uwadze jego bezpieczeństwo? - zapytał opryskliwie Snape. Mimo wszystko na jego twarzy widniał lekki uśmiech triumfu.

- Nie, wczoraj chciałem, żeby był szczęśliwy - odpowiedział Harry zgodnie z prawdą. Mina nauczyciela momentalnie zrzedła. Słowa Wybrańca sprawiły, że mężczyzna zwrócił uwagę na pewien szczegół, o którym wcześniej nie pomyślał.

Szczęście Draco... A co jeżeli to Harry sprawia, że Malfoy jest szczęśliwy? Do wyboru ma albo szczęście, albo bezpieczeństwo. Jeśli zginie to na pewno nie będzie mógł być szczęśliwy. Tak, teraz na pierwszym miejscu trzeba stawiać bezpieczeństwo Draco.

- Usiądź, Potter - powiedział łagodnie Snape i sam zajął miejsce za biurkiem. Pomysł wyprowadzki bruneta bardzo mu odpowiadał.

- To jak będzie z moim przeniesieniem?

- Nie widzę żadnych przeszkód. Twoje rzeczy za chwilę będą z powrotem w wierzy Gryffindoru.

- To świetnie. Jeśli to wszystko, czy mogę już iść? - zapytał Harry, próbował udawać, że cieszy się z powrotu, ale przeszkadzał mu w tym wyraźny smutek malujący się na twarzy. Spojrzał na nauczyciela. Wyglądało na to, że Snape chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak się powstrzymał i pozwolił Harry'emu iść, ale gdy Wybraniec był już przy drzwiach, usłyszał głos Mistrza Eliksirów:

- To dobra decyzja, Potter.

- Wiem - odpowiedział spokojnie Harry i wyszedł z pomieszczenia. Udał się prosto do swojego starego dormitorium. Był pewny, że Gryfoni będą zachwyceni jego powrotem, chciał się przywitać i rozpakować, zanim zrobi jedną, bardzo ważną rzecz.

Po kilku godzinach spędzonych w wieży Gryffindoru Potter ponownie czuł się jak w domu. Spojrzał na zegar, który wskazywał 18:39. Już czas - pomyślał i powoli przeszedł przez dziurę za portretem. Po kilku minutach szybkiego marszu dotarł do celu. Wypowiedział hasło i wszedł do środka. Pokój wspólny Ślizgonów był praktycznie pusty. Najprawdopodobniej większość mieszkańców domu węża, zmagała się z niewyobrażalnym kacem. Harry podszedł do drzwi sypialni Malfoya i zapukał delikatnie w drewno.

- Proszę - usłyszał znajomy głos. Bez wahania wszedł do środka. Zobaczył Draco, który siedział na fotelu z podkulonymi nogami. Chłopak wpatrywał się w płomienie igrające w kominku, ale odruchowo spojrzał na przybysza. Gdy zobaczył Harry'ego wstał i podszedł do niego, ale mimo wszystko zachował pewien odstęp między nimi.

- Możesz mi to wytłumaczyć? - zapytał obojętnym głosem blondyn. Nie patrzył na Pottera. Jego wzrok był utkwiony w kamiennej ścianie, tam, gdzie kiedyś znajdowało się wejście do pokoju Wybrańca. Zapewne to pomieszczenie jest dodatkowe, dlatego po wyprowadzce Złotego Chłopca drzwi zniknęły, pozostawiając pustą ścianę.

- Przeniosłem się do Gryffindoru.

- Dlaczego? Zrobiłem albo powiedziałem coś złego? - dociekał Draco, był naprawdę przygnębiony. Chciał, żeby Harry był przy nim. Przecież wszystko zaczęło się układać, więc o co chodzi?

- Nie! Nic z tych rzeczy, to nie twoja wina.

- W takim razie nie rozumiem...

- Kocham cię, Draco - powiedział Potter czuł jak do jego oczu napływają łzy, ale nie mógł płakać. Musiał być silny, dlatego starał się je z całych sił powstrzymywać, co dobrze mu wychodziło. Blondyn spojrzał na niego lekko zaskoczonym wzrokiem, ale podszedł do bruneta i przytulił go czule. Mógł tak spędzać całe dnie, najważniejsze, że Potter był blisko niego.

- Ja ciebie też kocham, Harry - wyznał wtulając twarz w burzę czarnych włosów Harry'ego. - Coś się stało?

- To koniec, Draco - powiedział Złoty Chłopiec, momentalnie poczuł, jak wszystkie mięśnie Arystokraty się spinają, wyplątał się z jego uścisku, żeby spojrzeć w oczy ukochanej osoby. Nie chciał tego mówić, ale wiedział, że to jedyne rozsądne wyjście w obecnej sytuacji.

- Co? Przecież powiedziałeś, że... - zaczął zdezorientowany blondyn, jego głos się lekko łamał. Miał nadzieję, że to tylko jakieś nieporozumienie. Harry nie dał mu jednak skończyć.

- Bo tak jest. Kocham cię najmocniej na świecie. Jesteś wspaniały i wyjątkowy. Dlatego właśnie nie pozwolę, żeby stała ci się jakaś krzywda. To koniec... - Tym razem to Draco przerwał Potterowi:

- Nie! Nie możesz mnie tak po prostu zostawić! - zaprotestował Ślizgon, teraz to jego oczy się zaszkliły. Ostatnio brunet często doprowadzał nigdy nieokazującego uczuć Arystokratę do płaczu.

- Nie na zawsze przecież, głuptasie. Jeśli będziesz chciał na mnie poczekać, to bez wahania wrócę do ciebie, jak cały ten koszmar się skończy... Teraz to jest zbyt niebezpieczne - wyznał Harry. Arystokrata nie musiał pytać, doskonale wiedział, że owym koszmarem jest Lord Voldemort.

- Ale ja potrzebuję cię teraz! Właśnie teraz! Zawsze... -  burzył się Ślizgon, nie wiedział, co miał zrobić w takiej sytuacji. Na jego policzku pojawiała się łza.

- Musisz być silny, Draco. Czekają nas trudne chwile, ale wiem, że dasz radę.

- Ja nie chcę być silny bez ciebie! Ty jesteś moją siłą. Nie zostawiaj mnie... proszę - rzekł Arystokrata, czuł, jak zaciska mu się gardło.

- Nigdy cię nie zostawię, Draco. Zawsze będę przy tobie, puki będziesz miał mnie tutaj - powiedział Harry i położył swoją dłoń w miejscu, gdzie znajdywało się serce Malfoya. - Robię to, bo cię kocham. Serce by mi pękło, gdyby coś ci się stało. Ja po prostu chcę cię chronić, postaw się na moim miejscu... Poczekasz na mnie?

- Zawsze. Nie ważne jak długo, zawsze będę na ciebie czekał, Harry - powiedział Ślizgon, starał się uśmiechnąć, ale w tym momencie łzy zaczęły niekontrolowanie spływać mu po policzkach. Brunet przybliżył się do Arystokraty i zaczął ocierać słone krople swoimi dłońmi.

- Uśmiechnij się. Pomyśl o tym, ile wspaniałych chwil nas czeka w przyszłości.

- Jak mam się uśmiechać skoro moje największe szczęście właśnie mnie opuszcza - rzekł blondyn i zaśmiał się smutno, mimo wszystko dalej nie mógł powstrzymać łez, nie chciał. Miał wrażenie, że jego serce właśnie roztrzaskało się na milion małych kawałków, co równało się z strasznym bólem.

- Ej, nie mów tak! Robię to, bo chcę dla ciebie jak najlepiej... Jak najlepiej dla nas. Przecież nasza historia się jeszcze nie kończy, tylko została chwilowo zawieszona. Obiecuję ci najszczęśliwszy Happy end, jaki możesz sobie tylko wymarzyć, w porządku?

- Nie do końca, ale chyba nie mam innego wyboru - załkał blondyn, a Złoty Chłopiec złapał go za dłonie.

- Teraz bardzo ważna sprawa. Możliwe, że będziesz musiał stanąć po przeciwnej stronie niż ja - zaczął Potter, Malfoy spojrzał na niego zaczerwienionymi oczami, doskonale wiedział, o co chodzi brunetowi. Przecież rodzina Draco jest po przeciwnej stronie, po stronie Voldemorta. - Jeśli będzie taka konieczność, chcę, abyś to zrobił, bez wyrzutów sumienia czy czegoś takiego - Draco popatrzył na Wybrańca zaskoczony, ale kiwnął głową na tak, nie miał ochoty na kłótnie. Złoty Chłopiec uśmiechnął się lekko i smutno, po czym powiedział:

- To chyba już wszystko.

- C-czy mogę cię ostatni raz p-przytulić i pocałować? - zapytał Arystokrata przez łzy. Harry spojrzał na niego smutnym wzrokiem, po czym znów zbliżył się do Malfoya i przytulił go czule do siebie, w tym momencie w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Brunet stanął na palcach, żeby móc pocałować Draco, co blondyn od razu odwzajemnił. Gdy skończyli Złoty Chłopiec znów przytulił mocno Ślizgona i wyszeptał:

- Przecież już mówiłem, że to nie koniec. Czeka nas jeszcze wiele pocałunków.

- Wiem, Harry - odpowiedział Ślizgon, ale nie już nie wytrzymał i ponownie zaniósł się niekontrolowany szlochem. Ból był ogromny, kiedy myśl, że to ostatnia chwila spędzona z ukochaną osobą, wypełniła głowę i serce blondyna. Wybraniec zaczął głaskać chłopaka po plecach, wiedział, że Arystokrata strasznie cierpi. Sam również czuł się tak, jakby ktoś zabierał mu coś najcienniejszego, ale to dla ich wspólnego dobra.

- Ćśśśśśś, nie płacz już. Spójrz na to z mojej perspektywy. Byłem pewny, że nigdy nic z tego nie wyjdzie, że nie mamy szansy, którą teraz widzę bardzo dobrze. Widzę wielkie i jasne światło, które wyraźnie wskazuje na to, że nam się uda. Tylko jeszcze nie teraz, a za jakiś czas. Obiecuję, że to wszystko szybko minie i zanim się obejrzysz, znów będziesz mnie całował. Tylko nie rób żadnych głupot, dobrze?

- Pod warunkiem, że ty też nie zrobisz nic głupiego... - powiedział Ślizgon, szlochając lekko. Potter zaśmiał się smutno i powiedział:

- Obiecuję. - Po czym odsunął się i patrząc w szare, choć zaczerwienione oraz załzawione oczy dodał:

- Pamiętaj, że cię kocham, Draco.

- Też cię kocham, Harry. Najmocniej na świecie - wyznał Arystokrata. Brunet uśmiechnął się lekko, pocałował Malfoya w policzek i udał się do drzwi. Gdy już chciał chwytać za klamkę, blondyn ponownie zaniósł się gwałtownym szlochem. Potter poczuł mocny ucisk w sercu. Mimowolnie odwrócił się i zobaczył, że Malfoy siedzi na podłodze, jedną ręką obejmuje podkulone do klatki piersiowej kolana, cały czas jego ciałem wstrząsa szloch. Chłopak nie mógł się uspokoić, nawet pomimo tego, że chciał. Wybraniec już zamierzał coś powiedzieć, ale to blondyn odezwał się pierwszy.

- Nie martw się o mnie, będzie dobrze... Harry - rzekł Ślizgin. Bardzo dobrze rozumiał motywację Wybrańca i chciał go o tym zapewnieć. Po chwili jednak znów zebrało mu się na napad szlochu, dlatego oparł swoją głowę na kolanach, zakrywając zapłakaną twarz. Harry patrzył na niego przez chwilę, jego policzki również przyzdobiły łzy, ktore szybko otarł. Następnie otworzył drzwi i wyszedł z pomieszczenia, wiedział, że zostawił w nim jedną, samotną, osobę ze złamanym sercem, które miał nadzieję kiedyś osobiście uleczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro