Rozdział 12. Pobudka (Noella)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie spodziewałam się, że w mieszkaniu Baltazara znajdę takie cudeńka. A jednak oto stałam przed dwoma identycznymi biurkami z prawdziwego drewna, które przy minimalnym odświeżeniu idealnie sprawdzą się w roli biurek dla Michasi i dziewczynki z biedniejszej rodziny, która mieszkała pode mną. A Baltazar chciał je wyrzucić!

Kiedy wróciłam do niego, właśnie otwierał wino. I to pewnie z tego powodu dwie godziny później siedzieliśmy w szampańskich humorach, składaliśmy meble z Ikei i gadaliśy jak starzy przyjaciele. Niestety, ale musiałam przyznać, że po trzech kieliszkach wina kuzyn Bogny wydał mi się najsympatyczniejszym – i nadal okropnie przystojnym – mężczyzną pod słońcem.

– Poważnie masz kalendarz, wedle którego oglądasz filmy świąteczne? – spytał, kiedy złożył kolejne krzesło.

– Poważnie – przyznałam, wcale tym nie skrępowana.

– To co oglądałabyś dzisiaj, gdybym nie uratował cię przed Fredą i być może, ale tylko być może, byłabyś już w domu, a nie pomagała mi nadać temu pustemu mieszkaniu trochę kolorytu?

Zastanowiłam się.

– Hmm... Jeśli dobrze pamiętam, to dziś była pora na Holiday.

– O! – Ożywił się Baltazar, sięgając po kolejną paczkę. – Znajomi pracowali przy produkcji. Niejednokrotnie opowiadali różne anegdoty z planu. – Przerwał i zaśmiał się do jakiegoś wspomnienia. – Może włączę ten film, żeby nam się lepiej pracowało?

– Włącz! – odparłam natychmiast. – Tradycji stanie się zadość.

Po filmie okazało się, że wypiliśmy już blisko dwie butelki wina, złożyliśmy ponad połowę tego, co kupiliśmy, zjedliśmy suty posiłek w stylu azjatyckim i rzeczywiście miło spędziliśmy czas w swoim towarzystwie. Nawet nie próbowaliśmy się zabić. To była nowość.

– Wciąż mocno sypie – zauważył Baltazar, stając dziwnie blisko mnie. – Nie dasz rady wrócić do mieszkania.

Wyjrzałam za okno. Nie widziałam nawet końca niewielkiego balkonu, nie mówiąc o czymkolwiek, co znajdowało się dalej. Wiadomość z alertem pogodowym i prośbą, by zostać w domach, odczytałam już dawno temu. Westchnęłam. Co za impas.

– I co ja teraz zrobię... – mruknęłam, próbując przeniknąć wzrokiem białą ścianę śniegu.

– Możesz zostać na noc, jeśli chcesz – nieoczekiwanie zaproponował Baltazar.

Nagle stałam się niemal boleśnie świadoma jego bliskości. Jego silnych ramion, z których jedno niemal ocierało się o moje. Jego szarych oczu o magnetycznym spojrzeniu. Jego kształtnych, wąskich warg. Jego silnych ud, których mięśnie napinały się przy każdym kroku mężczyzny.

Poczułam suchość w ustach.

– Obiecuję, że będę się zachowywał – dodał. – Mam do dyspozycji łóżko małżeńskie w sypialni lub kanapę w salonie, jako gość możesz wybrać, co bardziej ci odpowiada.

Spróbowałam coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wyszedł z moich ust. Oczywiście, że będzie się zachowywał. Przecież to było niemożliwe, żebym była w jego typie. O to się nie bałam. Choć mimo wszystko gdzieś głęboko w środku mnie zapaliło się czerwone światełko. Albo nawet cały łańcuch, który błyskawicznie owinął się wokół Baltazara w mojej głowie. Zamrugałam, by pozbyć się tej wizji sprzed oczu.

Oczyściłam gardło i ponownie spróbowałam się odezwać.

– Jasne – powiedziałam, zaskakując samą siebie. – Dzięki. Nawet nie zauważysz, że tu jestem – dodałam. – Jestem mała, nie zajmuję wiele miejsca.

Na te słowa w jego oczach pojawił się dziwny błysk, ale odwrócił twarz stronę okna, więc nie byłam pewna, co właściwie zobaczyłam.

– Przygotuję ci jakieś rzeczy – powiedział Baltazar i odszedł.

Przyłożyłam dłonie do policzków. Były takie gorące!

Gdy niedługo później zasypiałam na kanapie – gospodarz chciał mi oddać łóżko, ale nalegałam, by to on je zajął, skoro jest o wiele wyższy ode mnie – umyta i ubrana w biały t-shirt Baltazara, który na mnie wyglądał jak kusa koszulka nocna, w myślach odtwarzałam przebieg tego dnia.

Jakby na to nie patrzeć, Baltazar uratował mnie przed spędzeniem wieczoru w przykrym towarzystwie Fredy. Wiedziałam to, bo Magda chwilę temu wysłała mi wiadomość, że jeszcze siedzą w redakcji, a dyrektorka zaczyna rwać włosy z głowy. Mało tego, mężczyzna wziął mnie na zakupy, podczas których całkowicie ufał moim wyborom, mimo że chodziło o jego mieszkanie, nie moje. Teraz spędziliśmy przyjemny wieczór, podczas którego poczułam... no właśnie, co? Że Baltazar mógłby być mną zainteresowany? Raczej nie. Ale że to ja mogłabym być zainteresowana nim? To już prędzej. Podobne myśli dręczyły mnie tak długo, aż nie zasnęłam.

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Ledwo przytomna poszłam otworzyć.

– Noella?! – usłyszałam zaskoczony głos.

Wtedy do mnie dotarło.

Przede mną stała Bogna. Miała otwartą buzię i nie zamykała jej, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Moja przyjaciółka była jak zawsze godnie ubrana i uczesana, podczas gdy ja miałam na sobie białą koszulkę Baltazara i bieliznę. Własną, na szczęście. Moje kręcone włosy sterczały na wszystkie strony. Dobrze, że Bogna wiedziała, że mają tak co rano, inaczej byłaby gotowa coś sobie pomyśleć!

– H-hej – powiedziałam niepewnie. – To nie tak, jak myślisz...

Nagle poczułam, jak czyjeś ramiona obejmują mnie w pasie. Owionął mnie znajomy zapach Baltazara. Moje serce wywinęło koziołka. Bałam się poruszyć.

– Cześć, Bogna – powiedział mężczyzna. – Co słychać?

Bogna wciąż nie mogła się pozbierać, patrząc na przemian to na mnie, to na Baltazara.

Ale to nie był koniec.

Na schodach pojawiła się kolejna znajoma postać. Kobieta rozmawiała przez telefon i nie zwracała uwagi na to, co się dzieje dookoła, dopóki jej wzrok nie zatrzymał się na mnie i Baltazarze. Freda z wrażenia upuściła telefon. Dobrze, że nie kawę, którą trzymała w drugiej ręce. Wszystko by zalała.

Ojć.

– Ty wchodzisz – powiedział Baltazar, wciągając Bognę do środka – a ty zostajesz – rzucił w kierunku oszołomionej supermodelki i zatrzasnął drzwi.

– Czy wy... – zaczęła jego kuzynka. – Czy wy spaliście ze sobą?

Baltazar wyszczerzył się. Miał lekko rozwichrzone włosy, co dodawało mu niepokojącego uroku. W dodatku spał w samych bokserkach, przez co teraz mogłyśmy oglądać go niemalże w negliżu. Nic dziwnego, że Bogna miała jednoznaczne przypuszczenia.

Znowu rozległ się dzwonek.

– Nie ma nikogo! – krzyknął Baltazar.

– Hej, nie możemy jej tak traktować – odzyskałam możliwość mówienia. – Jestem redaktorką jej książki, to może być coś związanego z pracą...

I otworzyłam drzwi.

Kiedy tylko to zrobiłam, w zwolnionym tempie zobaczyłam, jak Freda robi zamach i wylewa na mnie zawartość kubka. Kawa z sojowym mlekiem oblała mnie od czubka głowy po kolana i rozlała się wokół moich stóp. Napój spływał po niegdyś białej koszulce, która momentalnie przykleiła mi się do ciała, odsłaniając zbyt wiele, jak na mój gust.

Bogna krzyknęła z oburzeniem, Baltazar rzucił się ku mnie, a Freda uśmiechnęła się szeroko i odeszła, jak gdyby nic takiego się nie stało. Mężczyzna, upewniwszy się, że nic mi nie jest – na szczęście kawa nie była gorąca – pobiegł za długonogą pięknością.

– Chodź, pomogę ci się ogarnąć – powiedziała moja przyjaciółka i pociągnęła mnie w głąb mieszkania. – Możesz powiedzieć, że w prezencie mikołajowym dostałaś kawę od Fredy. Tej Fredy... – spróbowała zażartować.

Rzeczywiście! Dziś był szósty grudnia! Piękny początek mikołajek...

*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Mam nadzieję, że Wasze mikołajki były milsze :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro