Rozdział 2. Prześladowca (Noella)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kiedy rytuał został dopełniony, a Michasia wpuściła mnie do mieszkania, skierowałam się prosto do salonu, skąd – jak mi się wydawało – dobiegał trochę przytłumiony głos Bogny, mojej najlepszej przyjaciółki. Z Bogną znałyśmy się od podstawówki, od kiedy moja rodzina przeprowadziła się do niewielkiej miejscowości za Krakowem. Kiedy więc obie postanowiłyśmy wrócić do miasta królów, ja zamieszkałam w starym mieszkaniu babci, moja przyjaciółka początkowo była tu ze mną, ale kiedy miała wyjść za mąż, zwolniło się mieszkanie naprzeciwko. Narzeczeni nie zastanawiali się długo i na tydzień przed ślubem podpisali cyrograf, to znaczy wzięli kredyt, a dokładnie dzień po zawarciu związku małżeńskiego zamieszkali razem. Gdy wkrótce później okazało się, że Bogna jest w ciąży, wiedziałam, że zostanę chrzestną dziecka.

Michasia miała cztery lata, była najsłodszą dziewczynką na świecie i nie tolerowała glutenu. Właśnie dlatego z uporem maniaka szukałam przepisów na ciastka, które mała mogłaby zjeść. Miałam nadzieję, że dzisiejsze pierniczki przypadną jej do gustu.

– Cześć, Bogna – przywitałam się od progu, po czym popatrzyłam na osobę siedzącą w fotelu. – Nie jesteś Bogną – palnęłam jak ostatnia idiotka.

Przede mną siedział facet, który wyśmiewał się ze mnie, kiedy upadłam. Stałam teraz naprzeciwko niego, w dresie, obsypana mąką, z niedbale związanymi w luźny kok włosami i z blachą bezglutenowych ciastek w rękach. Pierwszy raz w życiu naprawdę chciałam stać się niewidzialna.

W ciepłym świetle żyrandola szyderca okazał się zaskakująco przystojny. Miał jasne włosy, które niedbale opadały mu na oczy, ciemnoszare tęczówki i krótki zarost na męskiej, kwadratowej szczęce. Był ubrany w kremowy sweter i klasyczne, ciemne dżinsy. Wyglądał jak wyjęty z czasopisma. Tak samo pachniał – czułam subtelny zapach szyprowych perfum. Chyba kiedyś natrafiłam na pachnącą stronę z tym aromatem. Nieznajomy trzymał w ręce telefon, na którym wyświetlał się filmik z wesela mojej przyjaciółki, dlatego słyszałam jej głos.

– Zdecydowanie nie jestem Bogną – przyznał mi rację.

Kąciki jego ust wygięły się lekko do góry. Przystojny bydlak, niech go!

– O, Noella! – do pomieszczenia przyszła moja przyjaciółka. – Widzę, że poznałaś mojego kuzyna, Baltazara.

Kuzyna?!

– Mieliśmy już okazję się spotkać – powiedział Baltazar z błyskiem w oczach.

– Co tam masz? – spytała przyjaciółka, sięgając po ciastko. – Mmm... pyszności! To dla Michasi, prawda? Skarbie, chodź tu, spróbuj! – zawołała córkę.

Dziewczynka radośnie przybiegła i porwała ciastko. Ugryzła, porwała drugie ciasto i uciekła.

– Dziękuję! – krzyknęła, zanim znikła w swoim pokoju.

– Tyle ją widzieli – westchnęła Bogna z uśmiechem. – Noello, opowiadałam ci o moim kuzynie z dzieciństwa. To właśnie Baltazar. Jak byłam mała, wujostwo wyjechało do Anglii i od tamtej pory rzadko się widywaliśmy, ale Balti postanowił przenieść się teraz z powrotem do Polski. Tymczasowo zamieszka w Krakowie. Znalazł jakieś mieszkanie nieopodal. Pewnie będziecie się często spotykać.

– Cudownie – powiedziałam przez zęby, szczerząc się sztucznie.

– Wyobraź sobie, że Balti opowiadał mi właśnie o jakiejś dziewczynie, która wywróciła się na lodzie i, nie uwierzysz – śmiała się – zawołała „ała, moje jajka"! Nie sądziłam, że jakakolwiek kobieta kiedyś powie coś takiego.

Bogna niemal zgięła się ze śmiechu.

– Przekomiczne, prawda?

Dopiero wtedy spojrzała wprost na mnie. Widocznie miałam wszystko wypisane na twarzy, ponieważ zamarła i spytała:

– Nie mów, że to byłaś ty!

Ryknęła śmiechem.

– To przejdzie do historii!

– Przyznam – odezwał się Baltazar – że bardzo poprawiłaś mi wtedy humor.

Przesypałam ciastka na wolny talerz, odłożyłam rękawice i blachę, po czym ukłoniłam się dwornie. Potem chwyciłam blachę i uciekłam z mieszkania.

Co za przypał!

– Wracaj! Noella! – zawołała za mną Bogna. Dogoniła mnie na korytarzu. – Nie złość się na niego, jest naprawdę przybity. Niedawno rozstał się z narzeczoną, przyjechał tu po pogrzebie jej wuja, którego bardzo lubił, a kiedy opowiadał mi o tej sytuacji, pierwszy raz szczerze się uśmiechnął.

– Wiesz, jakoś nie lubię być ofiarą szydery. Szczególnie, jak śmieje się ze mnie facet, którego pierwszy raz widzę na oczy.

Moje ego bolało. Wiedziałam, że robię z igły widły, ale byłam dziś naprawdę przybita. To była kwestia zbiegu nieszczęśliwych przypadków.

– Wyluzuj – odparła moja przyjaciółka. – Powiedz cioci Bogience, co ci leży na serduszku.

W sumie komu, jeśli nie jej?

– Zawalili mnie pracą w wydawnictwie. Nie dość, że i tak miałam najwięcej obowiązków, to w dodatku Dagmara zaszła w ciążę i uznała, że natychmiast musi przejść na zwolnienie, więc podzielili między nas jej obowiązki. Wiesz, co mi się dostało? Będę sprawować pieczę nad książką Fredy. Tej Fredy.

– Tej modelki z ekstraklasy? Tej samej, która wyskakuje z lodówki, gdy tylko uchylasz drzwiczki?

Pokiwałam smętnie głową.

Bogna się zachmurzyła. Znała mnie i wiedziała, że zawsze zazdrościłam modelkom – nie tylko figury, nawet nie rozgłosu, ale przede wszystkim tego, że je dostrzegano. Kiedy do pomieszczenia wchodziła taka Freda, ze swoimi długimi do nieba nogami, blond puklami i figurą supermodelki, wszyscy wiedzieli, że się pojawiła. Kiedy ja gdzieś wchodziłam, byłam niewidzialna. Średniego wzrostu, z okrągłą buzią, kształtami normalnej kobiety i kasztanowymi lokami – niby brzmi nieźle, ale w praktyce nie miałam przebicia, charyzmy ani tego bliżej nieokreślonego czegoś, co by sprawiało, że ludzie mnie widzą. Tego czegoś, dzięki czemu nie inni nie dawaliby mi więcej, niż mogę udźwignąć.

– Idę – powiedziałam – w piekarniku mam drugą partię.

Bogna uściskała mnie mocno, zmierzwiła mi koka i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

– Ogarniesz to – rzuciła na pożegnanie.

Taak...

*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Fabuła powoli się zawiązuje :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro