Rozdział 4. Dwa słowa (Noella)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Tak, zaraz się okaże, że jesteś grafikiem, który dotychczas pracował na Wyspach Brytyjskich, ale teraz postanowiłeś się zatrudnić w tym samym wydawnictwie co ja, Edgar – sarknęłam, wspominając fabułę pewnej polskiej komedii. – Daruj sobie. I idź już. Pokazać ci, gdzie są drzwi?

Ku mojemu zdumieniu mężczyzna roześmiał się gromko i z rozbawienia klepnął się w udo. Zaczęłam się zastanawiać, czy z jego głową wszystko dobrze. Baltazar skierował się do wyjścia, nie przestając się śmiać.

– Dziwak – mruknęłam pod nosem.

Następnego dnia szłam do wydawnictwa z wisielczym humorem. Na samą myśl o pracy nad książką Fedy miałam dość. Freda była supermodelką, „naszym skarbem narodowym" – jak lubiła podkreślać w licznych wywiadach. Już jako nastolatka zrobiła zawrotną karierę i zawojowała świat modelingu. Była twarzą wielu produktów – od kosmetyków, poprzez luksusowe dodatki do domu i zdrową żywność, aż po biżuterię – więc, jak to trafnie ujęła Bogna, czasem strach było otworzyć lodówkę, by nie wyskoczyła z niej celebrytka.

– Noell! – dyrektorka z uporem godnym większej sprawy pomijała „a" w moim imieniu, ponieważ w jej mniemaniu nadawało mu to francuskiego sznytu. – Świetnie, że jesteś! Przyjdź za pięć minut do mojego biura, proszę!

Moja przełożona uparcie kreowała się na Amandę Priestly. Zrobiła sobie fryzurę, jak postać z filmu Diabeł ubiera się u Prady, starała się naśladować jej styl i sposób bycia. Jednak nie wzięła pod uwagę, że jest zbyt optymistyczna i nieco za bardzo roztrzepana, a dodatkowo bardzo drobna i niska, więc efekt końcowy był taki, że wyglądała jak Dzwoneczek ubrany w markowe ciuchy.

Ciekawe, co się stało? Jeśli chce mi dodać kolejne projekty, to słowo daję, zwolnię się choćby i dziś.

– Dzień dobry, pani Ado – przywitałam się w progu, wchodząc do biura dyrektorki.

Mój wzrok padł na czubek głowy osoby siedzącej w fotelu naprzeciw jej biurka. Chyba już gdzieś ten wpadający w chłodną szarość blond...

– Noell – zaczęła moja zwierzchniczka. – Poznaj osobę, z którą będziesz współpracować przy książce Fredy. Nasza klientka powiedziała, że to jej specjalne życzenie i tylko pod tym warunkiem zgodziła się powierzyć swoją książkę właśnie nam.

Nie może być, pomyślałam, przypominając sobie, kto nosił taką fryzurę. To chyba zły sen, niech to nie będzie to, o czym myślę...

– Panie Baltazarze, to redaktorka odpowiedzialna za książkę Czy to grzech? Fredy.

Mężczyzna obrócił się do mnie z tajemniczym uśmiechem na twarzy. O jego samczą szczękę mogłyby się rozbić wszystkie bombki, jakie miałam w domu. Włosy miał niedbale zaczesane do góry, przez co odsłonił delikatną zmarszczkę biegnącą w poprzek czoła. Dziś założył dopasowany szmaragdowozielony sweter, który uwydatniał szarość jego oczu i podkreślał szerokie barki oraz umięśnione ramiona. Niech to licho, drań w świetle dziennym wyglądał chyba jeszcze lepiej niż poprzedniego wieczoru. Każda bohaterka świątecznej komedii padłaby przed nim i błagała, by został jej prezentem gwiazdkowym.

Nieoczekiwanie wyobraziłam go sobie leżącego na niedźwiedziej skórze pod wielką choinką. Był niemal nagi, przez co mogłam podziwiać jego umięśnione ciało, silne nogi i brzuch z sześciopakiem. Miał na sobie tylko wielką, zieloną kokardę zakrywającą strategiczne miejsce. W ręku trzymał talerz ciastek z czekoladą i miętowymi laskami cukrowymi. Patrzył prosto na mnie, jakbym była najwspanialszą istotą pod słońcem.

Przełknęłam ślinę.

– Dzień dobry, Noello – odezwał się aksamitnym głosem, nieświadom moich myśli.

To brutalnie przypomniało mi o rzeczywistości. Siłą woli powstrzymałam się, by nie zgrzytnąć zębami.

– Pan Baltazar zajmie się oprawą graficzną książki – kontynuowała dyrektorka. – Mamy szczęście, że z pana portfolio zgodził się pan współpracować z tak niewielkim wydawnictwem, jak nasze Dwa słowa. Jestem zachwycona pana pracami i...

– To chyba jakaś kpina – powiedziałam na głos, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Ups!

Ada przestała mówić i patrzyła na mnie zszokowana.

– Co proszę?

– To wspaniała nowina! – zawołałam, szczerząc się w sztucznym uśmiechu.

Rozbawienie widoczne w oczach Baltazara dobitnie świadczyło, że usłyszał moją pierwszą reakcję. To pewnie dlatego tak się wczoraj śmiał. Wtedy nie wiedziałam, że jestem tak bliska prawdy.

– Noell, wprowadź pana Baltazara w pracę wydawnictwa i przedstaw mu swoją koncepcję książki. Panie Baltazarze – Ada zwróciła się do mężczyzny, bez większej krępacji wodząc po nim wygłodniałym wzrokiem – mamy już moodboardy, książka jest już niemal zredagowana, pozostało tylko umówić sesję zdjęciową, którą później umieścimy na stronie i materiałach reklamowych. Mam nadzieję, że pana doświadczenie pomoże uzyskać fantastyczne efekty, bo czasu jest niewiele. Chcę, żeby wszystko było gotowe przed Wigilią.

– Przed Wigilią? – Chyba źle słyszałam. – Pani Ado, jest czwarty grudnia! Jak mamy to wydać przed Wigilią? To niewykonalne!

– Oj, nie bądź taką pesymistką. – Dyrektorka machnęła ręką. – To może być nasz świąteczny hit sprzedażowy! Jutro startujemy z reklamą w social mediach. A teraz idź, pokaż wszystko panu Baltazarowi. O dwunastej mamy meeting, nie może was zabraknąć.

Mężczyzna wstał. Wyszliśmy razem. Czułam się, jakbym wypiła za dużo, bo szumiało mi w głowie i byłam nieco ogłupiała od nadmiaru rewelacji. Nogi same poniosły mnie do mojego biurka i obrotowego fotela ozdobionego świątecznym pokrowcem. Opadłam na niego ciężko.

Mrugnęłam, widząc czyjąś rękę machającą mi przed oczami.

– Wszystko w porządku, wróżko?

– Wróżko? – Nie zrozumiałam.

– Wczoraj tak trafnie przewidziałaś przyszłość, że chyba zacznę cię nazywać wróżką – wyjaśnił Baltazar i ukazał mi swój reprezentacyjny uśmiech rasowego zdobywcy kobiet.

W głowie zapaliła mi się czerwona lampka. Musiałam trzymać się jak najdalej od niego. Niestety, kiedy przysunął sobie krzesło i usiadł obok mnie, poczułam zawrotną woń jego perfum i czerwone światełko zmieniło się w łańcuch choinkowy.

Co jest ze mną nie tak?

*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.

Przyznaję, że Lejdis to jeden z moich ulubionych polskich filmów współecznych (a nie przepadam za rodzimym kinem). Jak Wam się wydaje, czy Noella da radę współpracować z Baltazarem i nie zabić go przy okazji? ;) Czujecie klimat Świąt unoszący się w powietrzu? <3 Jeśli (tak jak ja) kochacie Boże Narodzenie, zostańcie ze mną i śledźcie dalszą fabułę Dziadka do orzechów i korzennych ciasteczek!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro