Rozdział 5. Dziadek do orzechów (Baltazar)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziewczyna powoli zaczynała mnie bawić. Miała cięty język, biurko upstrzone świątecznymi bibelotami i spojrzenie osoby, która poważnie myślała o rzuceniu wszystkiego i pojechaniu w Bieszczady. Obserwowałem jej mimikę zmieniającą się średnio co trzy sekundy. Kiedy pokazywała mi swoją dotychczasową koncepcję książki, to częściowo jej słuchałem, a częściowo przywoływałem przed oczami obraz ubrudzonej mąką Noelli w jej jarmarcznym, świątecznym mieszkaniu.

- ... Dziadek do orzechów - usłyszałem jej głos.

Oho, chyba za daleko zawędrowałem myślami.

- Słucham? - spytałem, udając zaskoczenie.

To lepsze niż przyznanie się, że jej nie mam pojęcia, co ma na myśli.

- Dziadek do orzechów - powtórzyła jak do dziecka. Przewróciła oczami. - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

Noella jeden, Baltazar zero.

- No jasne - powiedziałem szybko. - Dziadek do orzechów.

Westchnęła ciężko. Chyba mi nie uwierzyła.

- Tematem przewodnim oprawy graficznej, sesji i materiałów promocyjnych ma być Dziadek do orzechów - wyjaśniła.

A, więc to o to jej chodziło.

- Jasne - zgodziłem się. Trafiała do mnie ta koncepcja. - Dodajmy do tego pierniczki.

- Pierniczki? - zdziwiła się. - Dlaczego pierniczki? To książka supermodelki. One w ogóle jedzą takie rzeczy jak korzenne ciasteczka?

- Freda nienawidzi pierniczków - odparłem, nim zdążyłem ugryźć się w język.

Noella była czujna. Spojrzała na mnie niczym rekin na ociekającą krwią ofiarę. To było zabawne, biorąc pod uwagę jej okrągłą, serdeczną twarz i rude kędziory spadające na oczy.

- Znasz ją?

- Czytałem o tym gdzieś - zbyłem ją.

Pora się ewakuować. Wstałem, kończąc dyskusję na temat Fredy.

- Macie tu gdzieś kawę? - spytałem. - Zabiłbym za dobrą kawę.

Razem z Noellą skierowaliśmy się do kuchni, w której zaskoczył mnie widok profesjonalnego ekspresu. Dwa słowa były niewielkim wydawnictwem, nie spodziewałem się tu podobnych zbytków. Moja nowa znajoma wyciągnęła dwa kubki. Mnie podała zwykły, beżowy, a sobie wzięła - a jakże - taki w kształcie głowy świętego Mikołaja. Szalona. Pokazywała mi właśnie, jak obsługiwać ekspres.

- Nie zrobisz mi kawy? - zapytałem zaczepnie. - Ponoć gość w dom, Bóg w dom.

- To nie jest mój dom - prychnęła, klikając na cappuccino. - Wystarczy, że i tak spędzam tu stanowczo za dużo czasu. Nie będę cię jeszcze obsługiwać.

Pracoholiczka? Czy może daje sobie zlecać zbyt wiele obowiązków? Nie wyglądała na kogoś, to umie odmówić Adzie. Udało mi się nie wzdrygnąć na myśl o lepiącej się do mnie dyrektorce wydawnictwa. Pomyślałem znów o Noelli.

- Dlaczego odnoszę wrażenie, że mnie nie lubisz? - spytałem, opierając się o wolny blat. Przybrałem nonszalancką pozę, za którą zwykle przepadały dziewczyny, z którymi dotychczas się spotykałem. Eksponowała moje szerokie ramiona i umięśnione barki. - Zrobiłem coś nie tak?

Udała namysł.

- Hm... - mruknęła nisko, niemal uwodzicielsko. - Śmiałeś się ze mnie, nie pomogłeś mi wstać, kiedy ledwo mogłam stanąć na własnych nogach, a później byłeś dla mnie niemiły w mieszkaniu Bogny i potem w moim, do którego, notabene, się włamałeś. A teraz przemieniasz się w stalkera, który pojawił się u mnie w pracy i został przydzielony do mojego zespołu. O czymś zapomniałam?

- Że jestem niewiarygodnie przystojny? - podpowiedziałem, klikając guzik z czarną kawą.

Noella zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem i znowu prychnęła.

- Widziałam przystojniejszych.

- W filmach romantycznych? - odciąłem się.

Zarumieniła się rozkosznie. Nie sądziłem, że kobiety w tym wieku wciąż się rumienią. Sam nie wiedziałem, dlaczego się z nią droczę. To chyba jakiś klimat Świąt czy coś w tym rodzaju. Albo to, że jest przyjaciółką mojej drogiej kuzynki. Przyjrzałem jej się dokładnie. Noella w ogóle nie była w moim typie. Niewysoka, o krągłych kształtach skrywanych pod swetrową sukienką w gwiazdki, z burzą rudych włosów i twarzą dziewczyny, która nie jest świadoma swojej urody. Do tego dysponowała ciętym językiem. Dotychczas spotykałem się raczej z wysokimi, smukłymi pięknościami, których wszyscy mi zazdrościli, ale które niewiele miały w głowie.

Skrzywiłem się na tę myśl. Przed oczami mignęła mi twarz mojej byłej narzeczonej.

Noella zobaczyła mój grymas i odwróciła wzrok. Bez słowa wyszła z kuchni.

Nie wiem, dlaczego, ale źle się z tym poczułem. Tym bardziej, że do końca spotkania wyraźnie mnie unikała i zwracała się do mnie tylko wtedy, kiedy było to absolutnie konieczne. Dobrze, że mogłem się szybko zmyć do swoich spraw. A miałem ich trochę. Szczególnie jedna z nich była wyjątkowo nieprzyjemna. Spotkanie ze smoczycą gotową spopielić wszystko, co stanie jej na drodze do skarbu.

Innymi słowy, czekało mnie starcie z Fredą.

*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Powoli poznajemy charaktery bohaterów! Niektórzy z Was widzieli, że zamiast jednego rozdziału wstawiłam grafiki wygenerowane w AI, które mogą przybliżyć Wam wygląd postaci.

Bądźcie czujni! Wkrótce na pokład wkroczy ONA... Freda!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro