Rozdział 7. Miła niespodzianka (Baltazar)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień do dnia niepodobny, uznałem.

Wczoraj o tej porze sypał śnieg. Dziś lało jak z cebra, zamieniając biały puch w szarą breję. Wieczorem znowu miało sypnąć. Istne grudniowe szaleństwo.

Miałem okropny humor. Miasto sparaliżowały korki, w których utknąłem na ponad godzinę. W myślach szykowałem się do bitwy. Nie wiedziałem, czego Freda ode mnie chce ani dlaczego uparła się, że to ja mam współuczestniczyć w powstaniu jej książki, ale kiedy się rozstawaliśmy, obiecałem jej ostatnią przysługę. Głupi, naiwny ja.

Zakląłem w duchu. Skierowałem się do Wierzynka, warknąłem coś do Bogu ducha winnego faceta z obsługi, po czym skierowałem się do zarezerwowanego stolika. Czekałem na Fredę. Przybrałem pozę luzaka, ale tak naprawdę siedziałem jak na szpilkach. Minuty dłużyły się niemiłosiernie. Kątem oka widziałem ludzi wchodzących do sali, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że kiedy w drzwiach pojawi się moja eks, zapanuje cisza jak makiem zasiał. Mężczyźni będą się ślinić, udając przed partnerkami, że wcale tego nie robią. Kobiety będą obrzucały Fredę spojrzeniami pełnymi pogardy, zawiści lub nieszczerej obojętności. Z niejakim zaskoczeniem dotarło do mnie, że jeszcze pół roku temu cieszyłoby mnie, że taka seksowna kobieta, stanowiąca przedmiot pożądania każdego mężczyzny w zasięgu wzroku, jest moja i tylko moja.

Parsknąłem śmiechem pod nosem.

„Moja i tylko moja". Dobre sobie.

Nagle moje ciało się spięło. Odruchowo wyprostowałem plecy. Nie wiem, jak to się działo, ale zareagowałem na nią instynktownie.

- Baltazar - wypowiedziała moje imię, a na poczułem gęsią skórkę.

Niech to szlag!

- Fredo - odparłem zimno.

Wstałem, by przysunąć jej krzesło.

- Long time no see, Baltazarze - podjęła Freda. Nachyliła się ku mnie, by wyeksponować swoje pełne piersi, które ledwo skrywał jakiś przykusy sweterek.

Kiedyś poczułbym podniecenie, dziś pozostała tylko niechęć. Zastanowiłem się, ilu naiwnych mężczyzn nabrało się na te dwa cacka.

- Wolałbym tak to zostawić, jeśli mam być szczery. Nie zamierzam długo tu bawić. Mów, czego chcesz i rozejdźmy się każde w swoją stronę.

Freda wydęła usta.

- Oczekiwałam cieplejszego przyjęcia.

- Trzeba było grubiej się ubrać - odciąłem się.

- Chciałam porozmawiać o książce - zaczęła, znów posyłając mi zalotne spojrzenia.

- Nie widzę tu nigdzie twojej redaktorki. Trudno, żebyśmy mieli poczynić jakieś ustalenia, skoro tylko ona zna szczegóły.

Miałem nadzieję, że ją to zniechęci i będę mógł się szybko zmyć. Bogato przystrojone otoczenie, które wyraźnie wołało „Boże Narodzenie się zbliża!", zaczynało działać mi na nerwy. Moje myśli zawędrowały do innego pomieszczenia, w którym Święta skapywały z każdego centymetra przestrzeni. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie.

Freda opacznie przyjęła uśmiech za dobry znak dla jej sprawy. Przybliżyła się do mnie.

- Nie widzę problemu, my dear, możemy ją zaraz tu ściągnąć. Dyrektorka dała mi jej numer. - Wyciągnęła z torebki Gucci najnowszy model Apple'a i zadzwoniła.

Zrobiło mi się żal Noelle. Podskórnie czułem, że Freda nie jest typem osoby, z jaką dziewczyna lubi spędzać czas. Tym bardziej, że moja eks nie dała jej dojść do słowa, lecz przywołała ją do siebie niczym służącą, za którą zapewne ją uważała. W opinii Fredy wszyscy żyli i oddychali wyłącznie po to, by spełniać jej zachcianki.

Czas zwolnił. Freda dalej próbowała mnie czarować, zupełnie nie biorąc do siebie mojego chłodu. Miałem dość. Byłem gotów wstać i wyjść bez słowa. Właściwie już miałem to zrobić, ale coś mnie tknęło. Popatrzyłem w kierunku wejścia do sali.

Niemal opadła mi szczęka. Niewiele by brakowało, a zbierałbym zęby z podłogi.

Do restauracji weszła średniego wzrostu kobieta z burzą rudych loków upiętych w niedbały kok. Czarna sukienka podkreślała jej jasną skórę i krągłości. Irracjonalne kolczyki w kształcie płatków śniegu zwracały uwagę na jej szyję. Na nogach miała wysokie kozaki na grubej podeszwie i kuriozalne, ciemnozielone rajstopy. Topniejące śnieżynki błyszczały na jej włosach i skórze. Wyglądała jak uwodzicielski elf świętego Mikołaja.

- Można? - spytała.

Zerwałem się z miejsca, by pomóc jej usiąść. Przy okazji obrzuciłem ją kolejnym uważnym spojrzeniem.

- Noello - zacząłem - dobrze, że przyszłaś. Pięknie wyglądasz.

Czas nareszcie ruszył z miejsca. Przysłuchiwałem się rozmowie Noelli i Fredy, nie mogąc przestać ich porównywać. Freda była zabójczo pewna siebie, pełna seksapilu i zabójczo skuteczna w dążeniu do celu. Nie jadła węglowodanów, a kiedy musiała to zrobić, wymiotowała, by nie przytyć. Noella była pełna ciepła, piekła doskonałe pierniczki i miała dobre pomysły w pracy, w której się zaharowywała. Bogna zawsze dobrze o niej mówiła. Powoli zaczynałem rozumieć, dlaczego ta dziewczyna oczarowała moją kuzynkę. Noella była osobą, z którą można było budować przyszłość. W całkowitym przeciwieństwie do mojej byłej narzeczonej, która siedziała teraz między nami.

Poczułem, że chcę wynagrodzić Noelli niefortunny początek znajomości, więc zamówiłem wino, które - jak mi się wydawało - mogło jej zasmakować. Niedługo później obserwowałem, jak na jej twarzy pojawia się cała gama emocji, kiedy próbuje trunku. Widziałem, że trafiłem w dziesiątkę, ale wolałem się upewnić, więc zapytałem:

- Smakuje ci?

Jeśli tak, kupię jej takie w prezencie na Boże Narodzenie.

Ku mojemu zdziwieniu, Noella zrobiła wielkie oczy i zakrztusiła się winem. Nachyliłem się i poklepałem ją w plecy. Pokaszlała jeszcze trochę, ale wreszcie zaczęła normalniej oddychać.

- Lepiej? - spytałem po chwili.

Kątem oka widziałem, jak Freda rzuca mi zdegustowane spojrzenie. Jej obrzydzenie nie było skierowane na mnie, lecz na Noellę. Zignorowałem ją. Obróciłem się tak, by nie łapać kontaktu wzrokowego.

- Tak - wychrypiała wreszcie Noella. - O wiele lepiej, dzięki. A wino jest pyszne.

- Tak, tak - dodała szybko Freda. - Delicious wine, Baltazar. Noell, pamiętaj tylko, by nie przesadzić. Przy twojej figurze z pewnością nie potrzebujesz dodatkowych kalorii, right, dear?

W odpowiedzi na te słowa w oczach redaktorki zgasł blask, który niedawno w nich odkryłem. Dziewczyna mimowolnie zapadła się w sobie. Delikatnie odsunęła od siebie do połowy pełny kieliszek.

Miałem ochotę zastrzelić Fredę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro