Rozdział 8. Smoczyca (Noella)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy późno w nocy leżałam w łóżku, przewracałam się z boku na bok, a w mojej głowie wciąż na nowo rozgrywały się wydarzenia ostatniego wieczoru. Nie rozumiałam, co tam się stało. Nazajutrz przez tę dziwną sytuację dalej byłam niespokojna i przez cały dzień w pracy wypatrywałam Baltazara. Godziny mijały, a jego nie było. Nie uspokajało mnie nawet popijanie gorącej czekolady z piankami ani to, że założyłam dziś swój ulubiony sweter z piernikowymi ludzikami grającymi w hokeja cukrowymi laskami. Mimo wszystko siedziałam jak na szpilkach. Uspokoiłam się dopiero około piętnastej, kiedy dzień pracy zbliżał się ku końcowi.

Nie wyczułam zbliżającej się katastrofy.

Kiedy wykonałam już niemal wszystkie zadania, które zaplanowałam na dziś, i skrycie przeglądałam przepisy na świąteczne wypieki wpadające w gust moich rodziców, a w głowie układałam listę zakupów, pojawiła się ona. Smoczyca.

Freda zamaszyście otworzyła drzwi do wydawnictwa. Moje biurko znajdowało się w kącie dużego, wspólnego pomieszczenia - poza nim Dwa słowa mogły poszczycić się jeszcze biurem dyrektorki, kuchnią i łazienką oraz niewielkim magazynem - więc miałam dobry widok na supermodelkę wkraczającą na nasz teren. Dziś nie miała na sobie sweterka w rozmiarze XXS. Tym razem zdecydowała się na biały, designerski golf, skórzaną mini i wysokie nad kolano kozaki na niebotycznie wysokim obcasie. Z uszu zwisały jej gigantyczne srebrne kolczyki, a idealne włosy upięła w wysoki kucyk. Twarz zdobił perfekcyjny makijaż. Jej postać otaczał nimb drogich perfum.

Siedząca biurko dalej Magda otworzyła szeroko buzię. Nie dziwiłam się jej.

Wstałam, uśmiechnęłam się tylko trochę sztucznie i powiedziałam do gościa:

- Cześć, Fredo, co cię do nas...

Kobieta minęła mnie, jakbym była powietrzem i skierowała się w stronę biura - z szumną, biało-różową plakietką z napisem „BIURO DYREKTORKI ADY" na drzwiach. Ada, widocznie czując pismo nosem, wyjrzała z pokoju. Dziś znowu wyglądała jak mniejsza kopia Priestly, nie pominęła nawet okularów przeciwsłonecznych. Momentalnie zauważyła zbliżającą się boginię. Nasz osobisty Dzwoneczek wypruł z biura, zginając się w ukłonach, jak gdyby do wydawnictwa zawitał duch brytyjskiej królowej.

- Pani Fredo, witamy, witamy w naszych skromnych progach! Nie spodziewałam się dziś wizyty, bo zaraz kończymy pracę, ale dla pani będziemy siedzieć tu nawet do północy.

Jęknęłam w duchu. Bałam się, że słowa dyrektorki mogą okazać się prorocze.

- Zapraszam do biura, porozmawiamy na spokojnie - produkowała się dalej dyrektorka. - Mogę zaproponować coś do picia? Kawy, herbaty, wody? Jeśli woli pani coś z procentami, to myślę, że gdzieś tu mam schowane prosecco...

- Macie wodę z islandzkich lodowców i sok z ekologicznych cytryn z Maroka? - zapytała Freda, mierząc Adę spojrzeniem.

- O... obawiam się, że nie... - wydukała speszona Ada.

Freda westchnęła teatralnie.

- W takim razie niczego nie chcę. Przyszłam porozmawiać o naszym business plan.

Ada znowu się rozpromieniła.

- Ach! W takim razie zapraszam, zapraszam...

Zamknęły się w biurze. Ciekawe, co mają do omówienia? Umowa była gotowa, wszystkie aneksy do niej - zatwierdzone, poprawki redakcyjne naniesione przeze mnie i Dagmarę, która pierwotnie miała przydzielone to zadanie, zostały już uwzględnione. Dziś kończyłam ostatnie rzeczy związane z książką Fredy. Jedyne, co zostało, to kwestia graficzna i reklama. Dziwne.

Nagle leżący na biurku telefon odezwał się głosem George'a Michaela. Nieśmiertelne Last Christmas poniosło się po pomieszczeniu. Zerknęłam na ekran.

Mama? Mama nigdy nie dzwoni w godzinach pracy. Chyba że coś się stało, przestraszyłam się.

Chwyciłam telefon i wybiegłam z nim do kuchni.

- Halo, mamo, co jest, co się dzieje? - zalałam ją pytaniami.

- Noella? - usłyszałam głos mojej rodzcielki. Brzmiała dość zwyczajnie. W tle nie wyły żadne syreny, nikt nie zanosił się histerycznym szlochem, więc może nie było tak źle. - Co u ciebie słychać, okruszku?

Przewróciłam oczami na to określenie. Za czasów wczesnej młodości byłam raczej dość pulchnym - by nie powiedzieć po prostu: okrągłym niczym księżyc w pełni - dzieckiem, ale moja mama upierała się, by nazywać mnie okruszkiem, nie dostrzegając kontrastu pomiędzy znaczeniem tego słowa a wyglądem własnej córki.

- Jestem w pracy - odparłam. - Czy coś się stało? - powtórzyłam już spokojniej.

Mama odchrząknęła. Znacząco odchrząknęła. Znałam ten odruch. Miała coś na sumieniu.

- Dzwonił Krystian - powiedziała wreszcie. - Wraz z Celinką spodziewają się dziecka, więc nie przyjadą do domu na Święta. Pomyślałam sobie, że skoro tak, a w dodatku to ich pierwsza Gwiazdka od przeprowadzki do Australii, to może wraz z tatą wpadlibyśmy do nich. Wiesz, od czasu ślubu rzadko się z nimi widzę, nowożeńcy są raczej zajęci sobą. A skoro dziecko w drodze... Lepiej, żeby Celinka się nie przemęczała. No, a Święta są raz w roku, prawda? Sprawdziłam bilety, udało mi się znaleźć takie w rozsądnej cenie, co prawda będziemy się sto razy przesiadać, ale...

Nie słuchałam dalej. Dotarło do mnie, dlaczego mama brzmiała, jakby była winna. Zostawiała mnie samą na Boże Narodzenie, żeby pomóc Celince i Krystianowi - ukochanemu synowi, który obecnie świata poza żoną nie widział. A która to żona, warto dodać, miała dwie lewe ręce do czegokolwiek poza robieniem zdjęć na Instagrama. Pewnie dlatego za sobą nie przepadałyśmy. Nie miałyśmy ze sobą wiele wspólnego. Celinka jest typem kobiety, która zaraz wrzuci do sieci USG pokazujące maleństwo rosnące w jej starannie nawilżanym brzuchu, później pojawi się stylizowana sesja zdjęciowa, a następnie zdjęcia promieniującej szczęściem mamy i słodkiego bobasa ubranego w najmodniejsze fatałaszki.

- Może polecisz z nami, co, okruszku? - spytała mama słodkim głosem.

- Mamo, wiesz, że pracuję do samych Świąt - odparłam. - W dodatku koleżanka odeszła na zwolnienie, bo jest w ciąży, więc przejęłam jej zlecenie. Książka o Fredzie musi się ukazać jak najszybciej, więc naprawdę nie mam...

- O Fredzie? - podłapała matka. - O tej Fredzie? Dziecko! Ty jesteś w czepku urodzona! Pracować z taką gwiazdą! To lepsze niż picie drinków z palemką! Załatwisz nam jej autografy? Obie z Celinką wprost u-wiel-bia-my Fredę!

- Muszę kończyć, mamo - rzekłam bezbarwnym głosem. - Wracam do pracy. Postaram się pamiętać o autografach, ale niczego nie obiecuję. Baw się dobrze w Australii.

Wyłączyłam telefon.

Moje świąteczne plany obejmowały Wigilię w domu rodzinnym. Uwielbiałam ten magiczny czas, kiedy wraz z mamą lepiłyśmy pierogi popijając likier piernikowy i gorącą herbatę z miodem i gałązkami rozmarynu. Śmiałyśmy się, wspominałyśmy stare dzieje, zastanawiałyśmy się, jaki numer z choinką tata wykręci w tym roku. Tata słynął ze swoich nieszablonowych rozwiązań, więc kiedy pewnego razu kupił za dużą choinkę, zamiast podciąć ją u podstawy, po prostu uciął cały szpic. Mimo to nowy czubek drzewka dalej celował prosto w sufit, nie pozostawiając nawet miejsca na gwiazdę na górze, więc wszyscy goście myśleli, że choinka przebija strop i wychodzi dalej na górnym piętrze domu. Śmiałyśmy się z tego kilka dobrych lat.

W tym roku tego nie będzie.

Pierwszy raz w życiu nie miałam z kim spędzić Bożego Narodzenia.

Zachciało mi się płakać.

Ocierałam z policzka pojedynczą łzę, kiedy telefon w mojej ręce znów się rozdzwonił. Sprawdziłam, kto to. Nie znałam tego numeru. Wzięłam kilka głębokich wdechów i, siląc się na profesjonalny ton, spytałam:

- Halo? Kto mówi?

- Baltazar - padła odpowiedź. - Chciałem zapytać, czy masz może jakieś plany?

- Nie mam żadnych planów - odpowiedziałam jękliwie i, zupełnie nieodczekiwanie, rozkleiłam się.

*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*.*

Dawno mnie tu nie było! Ale spokojnie, mam już plan, więc wkrótce pojawi się nowy rozdział! :)

Z ciekawości: jakie wypieki królują na stołach w Waszych domach w czasie Bożego Narodzienia? U mnie jest to sernik krakowski, piernik staropolski, no i oczywiście są także pierniczki <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro